Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 022 "zdradzeni"


kochani!

 zapraszam serdecznie na nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba!

(Klasztor Shire)

Nie zawsze zwycięstwo przynosi radość i ulgę.

Szczególnie takie, które bywa okupione krwią oraz cierpieniem innych. Tego dnia wiele stracili. Nie wszystkie kapłanki oraz strażniczki przeżyły atak Nemiry. Niektóre odniosły zbyt poważne rany na ciele oraz duszy. Langora bardzo niechętnie rzuciła klątwę jaka miała przynieść im ulgę oraz sprawić, by na zawsze odeszły z tego świata. Czuła się trochę jak morderczyni lecz nie miała wyjścia. Tuż obok niej stała Serina. Nowa przeorysa całego zakonu kapłanek. Przeszła próbę krwi i przywdziała złote szaty na czas ceremonii. Wyglądała przepięknie. Pozwoliła, by długie jasne włosy opadały na ramiona. Twarz zdobił elegancki makijaż. Była szczupła i piękna. Wyróżniała się w tle innych dziewczyn. Po za tym Langora zawsze dobrze ją wspominała. Jako jedna z niewielu okazywała jej serce oraz wsparcie.

- Nadejdzie dzień w którym Nemira zapłaci za wszystko, co zrobiła ... - powiedziała pewnie Langora czując chęć zemsty. Właśnie stały w głównej sali, gdzie wśród płonących stosów odprawiały obrządek żałobny. Gdzieś w oddali stali również Will i Airon. W milczeniu obserwowali całą scenę dając wsparcie dziewczynie.

- Zemsta zawsze była domeną zła, nie naszą ... - Serina położyła swoją rękę na ramieniu dziewczyny. Szczerze jej współczuła. Wykonała trudne zadanie. W dodatku wróciła i im pomogła. Czuła też, że ich zwycięstwo jest coraz bliższe. Niestety czekała ich jeszcze długa oraz ciężka droga. Pełna najróżniejszych wyzwań. Tylko jeśli pozostaną wierni sobie oraz swoim ideałom zwyciężą.

Langora pokiwała głową. Wiedziała o czym mówi Serina. Na moment dała się ponieść wizji zemsty. Nie powinna być przecież zła. Dzięki Willowi pokonali Grzech. Mogli świętować. Niestety te zwycięstwo nie należało do najłatwiejszych. Zdawała sobie sprawę, że zbyt prędko nie dojdzie do siebie. Potrzebowała chwili uspokojenia własnej duszy. Długo nie dojdzie ze wszystkim.

- Czy mogę odwiedzić swój dawny pokój? - zapytała cicho Sarinę, okazując w ten sposób swój najwyższy szacunek. Kapłanka pokiwała głową.

- Odpocznijcie sobie. Pokaż też dla naszego młodego bohatera pokój. Zazwyczaj nie gościmy mężczyzn, ale dzisiaj zrobimy wyjątek. Wieczorem rozpoczniemy świętowanie. Trzeba zakończyć żałobę i ruszyć do przodu.

- Oczywiście... - Langora przytaknęła. Wiedziała, że żałobę będzie nosiła w sercu. Nigdy nie zapomni o tych, co odeszli. Będzie ich nosiła w sercu. Po za tym Serina obiecała wykonać specjalną tablicę upamiętniającą ofiary Nemiry. Skinęła głową w stronę Airona, który podając jej swoją rękę ruszył tuż za nią. Poprowadziła go schodami na poddasze. Tam miała swoją ukrytą siedzibę. Mieszkała ze swoim ojcem, a później sama. Pomieszczenie posiadało dwie sypialnie, niewielką kuchnię oraz małą łazienkę. Langora jako mała dziewczynka nauczyła się dbać o swoje dziedzictwo. W jej skromnym pokoju nie zabrakło półek na książki. Uwielbiała czytać. Już jako mała dziewczynka często znikała z książkami na całe dnie. Po środku stało duże łóżko. Różową narzutkę szyła jeszcze jej mama. Podobnie jak obrus na stole oraz pościel. Dla niej bardzo cenna pamiątka, którą kiedyś chciałaby zabrać ze sobą. Kiedy już będzie miała miejsce jakie nazwie swoim domem. Nad łóżkiem było sporej wielkości okno. Lubiła leżeć w nim wieczorami i obserwować gwiazdy. Niegdyś też było mnóstwo kwiatów oraz ziół. Dzisiaj sporą część pokrywał kurz oraz pajęczyny. Wiedziała, że nikt tu nie zaglądał od kiedy odeszła. Poczuła skurcz, który wywołały wspomnienia. Miała smutne, ale zarazem szczęśliwe dzieciństwo. Jedynie żałowała iż nigdy nie poznała mamy. Z pewnością wszystko inaczej, by wyglądało.

- Wszystko w porządku? - zapytał cicho Airon podchodząc do niej. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Ta dziewczyna wyzwalała w nim instynkty opiekuńcze. Tak wiele dla niego poświęciła. Jakby mógł oddałby za nią swoje życie. Nikogo wcześniej tak nie kochał. Te uczucie uwolniło go z mrocznego cienia w jakim przyszło mu żyć do tej pory. Będzie cudowną królową. Kiedy zasiądzie na tronie wspólnymi siłami odbudują królestwo. To jedyna kobieta, którą pragnąłby widzieć u swojego boku.

- Czy mówiłam ci jak bardzo cię kocham? - zapytała ściszonym głosem. Odnalazł jej usta i namiętnym pocałunkiem zmusił, by mu uległa. Od dawna nie mieli okazji być tylko razem, więc teraz postanowili skorzystać z okazji. Mogli być razem i cieszyć się wspólnymi chwilami. W tym momencie nic innego nie miało dla nich żadnego znaczenia. W tym momencie najważniejsza była tylko chwila jaka ich łączyła. Reszta przyjdzie sama. Jeśli oni o wszystko zadbają, a nie wątpił ani trochę, że tak będzie.

Langora ostrożnie ściągała z niego ubranie. Podziwiała mięśnie, które pokryte zostały licznymi ranami. Zdawała sobie sprawę jak wiele ukochany przeżył. O wielu rzeczach wciąż nie powiedział. Nie chciała też pytać. Podświadomie wyczuwała, że te wspomnienia nie należą do najprzyjemniejszych. Jednak z każdym dniem wracał dawny, beztroski Airon, którego poznała i pokochała.

- Chcę by ta chwila należała tylko do ciebie ... - wyszeptała zdławionym głosem, upadając na kolana. Zsunęła bryczesy, odsłaniając dość sporej wielkości członka. Już wcześniej miała okazje poczuć go w sobie. Pamiętała jak wielką przyjemność potrafił jej sprawić. Tym razem to ona chciała dać mu największą rozkosz. Syknął, gdy ręką dotknęła pulsującej męskości. Najpierw zaczęła poruszać nadając rytm. W górę i dół. Po chwili poczuł ciepły język, a także usta oplatające proście. Ten smak ją zachwycił. Niczym wytrawna kurtyzana zaczęła wsuwać go w siebie coraz głębiej. Poruszała się ustami potęgując przyjemność mężczyzny. Airon zdawał sobie sprawę, że zbyt długo tak nie wytrzyma.

- Kochanie... - wyszeptał dysząc, złapał ją za włosy i silnymi ramionami chwycił podnosząc z kolan. Nie dbając o delikatność pozbawił ją resztek ubrania. Odsłonił jędrne piersi, umięśnione pośladki, płaski brzuch. Uwielbiał jej ciało. W swoim życiu miał wiele kobiet. Niektóre przymuszał z nie własnej woli. Wiedział, że nigdy nie zapomni o takich aspektach swojego życia, ale żadna z tych kobiet nie dorównywała w tym momencie Langorze. Może i zaślepiała go miłość. Nie dbał o to. Wręcz przeciwnie. Taka niezwykła kobieta trafia się tylko raz w życiu. Nie zamierzał wypuszczać ją ze swoich rąk. Ustami przywarł do piersi dziewczyny, delikatnie ssąc i pocierając brodawki, które pod dotykiem stawały się coraz twardsze. Langora drżała i dyszała coraz głośniej. Nie pohamowała krzyku, gdy ustami wpił się w jej kobiecość. Długo penetrował ciało aż wygięła się w łuk, czując przypływ erotycznej kobiecości. On jednak nie skończył jeszcze. Utorował sobie drogę, by jednym mocnym ruchem w nią wejść. Głośno wykrzyknęła jego imię, wbijając pazurki w ramiona mężczyzny. Nic nie miało znaczenia wokół nich. Tylko oni. Ta chwila. Obydwoje czerpali niesamowitą przyjemność z własnych doznań. Airon poruszał się rytmicznie w jej ciele. Pocałunkami rozpalał jeszcze bardziej. Aż przyszedł ten niezwykły moment spełnienia. Osiągnęli je w jednej chwili wykrzykując swoje imiona. Musiało minąć kilka minut aż oboje doszli do siebie. Ich oddechy odzyskały wspólny rytm. Langora chciała powiedzieć coś, gdy poczuła pulsujący ból w głowie. Zobaczyła obrazy, które pospiesznie przelatywały przez umysł. Rozpoznała twarze przyjaciół.

- On ich uwięził ... -- wyszeptała oszołomiona, tracąc gwałtownie przyjemne uczucie chwili jaka ich połączyła. – Daron pojmał naszych przyjaciół...

Obydwoje wiedzieli, że czekało ich wyzwanie na które być może nie byli jeszcze gotowi.

*~*~*

(w drodze do domu, kilka godzin wcześniej)

Zwyciężyli.

W końcu po wielu trudach naprawdę im się udało. Mogli odetchnąć z ulgą. Moc połączonych pierścieni pokonała pozostałych strażników oraz samozwańczych gladiatorów. Udało im się uwolnić buntowników. Wśród nich jeden o imieniu Trev przejął obowiązki nowego przywódcy. Obiecał zaprowadzić ład oraz porządek. Przysiągł też wierność przyszłemu królowi Aironowi. Rolan nie był do końca z siebie dumny. Okazał się być dość kiepskim szermierzem i gdyby nie pomoc Gajosa z pewnością Baron, by go zabił. No cóż. Miał wiele szczęścia. Odruchowo spojrzał na pierścień, który nosił. Miał mu dodać siły. Otuchy. I w ogóle wszystkiego. Miał wrażenie, że bez tej mocy czułby się po prostu nikim. Niezbyt miłe uczucie.

- Langora chciała byśmy wrócili do osady w lesie Van, gdy już znajdziemy pierścienie... - zauważył Cyrius przypominając sobie słowa dziewczyny. – Ordeon z pewnością będzie zadowolony. Może uda nam się zebrać odpowiednią armię i ruszymy do walki. W końcu pokonamy Darona oraz Nemirę. Odzyskamy władzę w królestwie, a Airon z Langorą zasiądą na tronie.

- Czemu akurat Langora? – Gajos jakby się zdziwił ze słów Cyriusa. Owszem widział uczucie jakie rosło między tą dwójką. Jednak Langora pochodziła z gminu. Powinien poślubić kogoś, kto ma bardziej znaczącą pozycje. Kto pomoże odbudować królestwo. Potrzebowali tego. Musieli wyjść zwycięsko. Liczył iż Airon to wszystko zrozumie i zapomni o swoich niedorzecznych uczuciach. W końcu królestwo powinno być najważniejsze. On by doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zacisnął dłonie. Wkrótce nadejdzie jego chwila. Zazdrość będąca w jego wnętrzu doradzała mu na wiele sposobów. Zamierzał wykorzystać każdy aspekt posiadania w środku demona grzechu. Dostał wyjątkową szansę by działać. Musiał tylko przedłożyć kilka ważnych rzeczy. Owszem będzie cierpiał. Nie tylko on. Jednak zdoła przetrwać te cierpienie. Planował być zwycięzcą. Nie ważne za jaką cenę.

- Widzisz jak się kochają ... - zauważył zaskoczony słowami Gajosa, Cyrius. – Po za tym jest ona naprawdę potężną wiedźmą. Mogłaby trzymać w ryzach świat magii. Przyda nam się odpoczynek od tego wszystkiego.

- Jak uważasz... - mruknął Gajos nie do końca zadowolony ze słów Cyriusa. Nie zwrócił uwagi na uważne spojrzenia Rolana. Chłopak od jakiegoś czasu miał dziwne przeczucie za każdym razem, gdy był w jego pobliżu. Nie umiał nawet określić tego uczucia. Na razie wolał nie wnikać. Mieli ważniejsze sprawy do zrobienia. – Nie uważacie, że powinniśmy rozbić obóz? Podobno nadchodzi burza. Jakąś godzinę drogi stąd będzie opuszczona wioska. Tam możemy znaleźć schronienie. Przynajmniej na noc. Sporo przeszliśmy, odpoczynek nam się przyda.

- To w sumie prawda.... – zgodził się z nimi Rolan. Wsiedli na konie i opuścili miejsce w którym tak wiele się wydarzyło. Rolan nie spuszczał oczu z Karei. Dla bezpieczeństwa ubrali ją w męski strój. Na głowie nosiła czapkę, by zakryć swoje elfie uszy. Ruszyli przodem, uważając na możliwe niebezpieczeństwo. Wojska Darona rosły w siłę. Coraz bardziej podbijali i niszczyli całą krainę. Aironowi zajmie mnóstwo czasu odbudowanie wszystkiego. Jednak nie był w tym sam. Miał przyjaciół. Rolan dość często martwił się o przyszłość. Kiedy zdobędą królestwo jak będzie wyglądało ich życie? Czy zdoła zapewnić Karerze bezpieczne życie? Pragnął ją poślubić. Nie znał jej zbyt długo. Jednak naprawdę czuł prawdziwą miłość. Nigdy nie sądził iż te uczucie może zmienić całe życie. A jednak. Rozumiał doskonale Airona, który dla Langory poświęciłby naprawdę wiele.

- Czy te miejsce będzie bezpieczne? – W głosie Cyriusa słychać było wahanie. – W końcu ostatni postój nie wypadł nam najlepiej. Nie każda wioska jest do końca opuszczona.

Niestety jak później pokazał los nie mieli wyjścia. Burza przyszła znienacka. Tak gwałtowna, że musieli przyspieszyć rozszalałe zwierzęta. Ciężkie krople deszczu zaczęły spadać coraz szybciej utrudniając im jazdę. Na szczęście zdołali dotrzeć bezpiecznie. W zasadzie nie była to nawet wioska, a opuszczona farma. Kiedy dotarli na miejsce zastali stary, rozpadający się dom, budynki gospodarcze. Nie brakowało również stodoły, młyna oraz studni. Wszystko wskazywało iż mieszkający tu ludzie mieli odpowiednie warunki. Musiała ich spotkać tragedia. W powietrzu czuć było zapach śmierci. Dom był częściowo spalony, ale udało im się znaleźć niezniszczone części. Karea zwróciła uwagę iż mieszkały tu jakieś dzieci. Zauważyła pozostałości pokoju dziecięcego, jakieś porozrzucane zabawki, dziewczęce sukieneczki. Czuła ból na samą myśl tego, co mogło tu się stać.

- Nie rozumiem okrucieństwa Darona ... - wyszeptała cicho Karea, stając u boku Rolana. – Wolę nie myśleć co się stało z mieszkającymi tu dziećmi. Rolan przytulił ją do siebie. Myślał podobnie. Wyczuwał cierpienie ukochanej. Jedynie Gajos nie zabierał w tej sprawie żadnego głosu. Wolał przemilczeć pewne fakty. I tak za dużo się wykazywał swoim myśleniem. Nie chciał zbyt szybko odkrywać pewnych kart. W końcu znał już plan. W nocy przyszła do niego Nemira. Powiedziała mu o wszystkim. Zamierzał im pomóc. Z jakiś względów Daron chciał odzyskać z powrotem Airona. Nie rozumiał tego wcale. Powinien go po prostu zabić. Airon stanowił dla niego zagrożenie. Ludzie coraz częściej mu ufali. Wierzyli w przeznaczenie. Niepokoiło go to. Siebie nie widział na tronie, ale nie rozumiał czemu zwykły bękart miał zostać królem? Nie wyobrażał sobie tego. Już wolałby wciąż Darona z jego okrucieństwem.

- Rozpalimy ognisko i spróbujemy odpocząć ... - stwierdził Rolan, wyrywając wszystkich z zamyślenia. – Myślę, że będzie tu bezpiecznie.

- Pozbieram drewna na opał ... - zaoferował Gajos, czując iż musi wyjść. Od kiedy jeden z grzechów zamieszkał w ciele coraz gorzej znosił towarzystwo swoich przyjaciół. Nie mógł uwierzyć, że kiedyś był tak głupi. Ufał im. Podążał ich drogą. Jednak narodził się na nowo. Nemira otworzyła mu własną drogę. Zamierzał z niej skorzystać. W końcu chociaż raz ostatnie słowo będzie należało do niego. Będzie mógł zostać zauważony. Brakowało mu tego. Zazdrość w jego wnętrzu tylko rozgrzewała serce mężczyzny. Dopingowała by zaczął działać.

Kiedy zebrał ostatnie kawałki drewna, zauważył wychodzącą z ukrycia postać. Zmarszczył brwi na widok stojącego w cieniu żołnierza Darona. Nie przepadał za nim zbytnio. Krążyły słuchy iż należał do najbardziej brutalnych. Nie rozumiał czemu ze wszystkich Orków, Daron postanowił wysłać właśnie jego. No cóż. Nie wnikał w działania swojego brata. Najwyraźniej miał w tym swój jakiś cel. Wolał nie wnikać w jego postanowienia. Skinął mu tylko głową. Kilka dni przed przygodą otrzymał od Nemiry pewien środek, który miał nieco otumanić jego przyjaciół. Nemira zapewniała iż jest całkowicie bezpieczny, ale w ogóle nie dbał o to. Właściwie nawet z pewną przyjemnością obserwowałby na ich cierpienie. Nigdy nie myślał w ten sposób. Te uczucia były dużo silniejsze od niego. Nie umiał i nawet nie chciał nad nimi zapanować.

Po tym jak wrócił do pozostałych samotnie przygotował posiłek. Prosty. Ze składników jakie znalazł w zniszczonej spiżarni. Ostrożnie dosypał środka. Sam wcześniej nałożył sobie oddzielną porcję. W powietrzu unosił się zapach jedzenia. Wszyscy wyglądali na odprężonych, ale czujnych. Najbardziej czuł na sobie spojrzenie Triasa. Jakby coś podejrzewał. Już od dłuższego czasu. Szybko rozwiał te uczucia. Mimo wszystko rozumiał ich. Byli w ciągłym strachu. Jednak on wiedział, że wkrótce wszystko miało się skończyć. Nie będzie już jak dawniej. Po wielu trudach podjął ostateczną decyzje po której stronie stanie. Nie chciał tak postępować. Wolałby zachować uczciwość. Zawsze tak postępował. Tego nauczyła go matka. Na samą myśl o niej poczuł nagły przypływ wyrzutów sumienia. Próbowała go wychować na uczciwego człowieka. Niestety. Widocznie ma w sobie coś z genów ojca.

- Twoja matka okłamywała ciebie całe życie ... - usłyszał w głowie brutalne słowa Grzechu. – Nigdy nawet słówkiem nie wspomniała o Aironie. Nie mówiła, że jest następcą tronu. Nie czuj wobec niej litości ani wyrzutów. Nie zasłużyła na wyrzuty ani na ciebie. Gdybyś był inny Daron z pewnością traktowałby cię jak brata. To się może zmienić. Masz możliwość pokazania mu kim jesteś naprawdę. Spraw mu radość, a on z pewnością doceni twoje intencje.

Skinął głową. Na drugi dzień wykonał swoje zadanie. Kiedy tylko przyjaciele otworzyli oczy, grupa czekających Orków ich zaatakowała. Nie mieli szans, by się bronić. Gajos już nawet nie udawał. Po prostu stał z boku i obserwował jak po kolei skuwali wszystkich. Rolan jeszcze próbował się bronić. Używali również mocy pierścieni, ale Nemira była przygotowana na wszystko. Potężnie zbudowany Ork o imieniu Daneth obserwował ze spokojem wszystko. Jedynie Rolan usiłował walczyć. Nie miał zamiaru zbyt łatwo się poddawać. Mimo odczuwalnej słabości, próbował walczyć. Jednak szybko powalili go na kolana. Zmusili, by się poddał. Powalili na kolana. Zawistnym wzrokiem spoglądał na przyjaciela.

- Od początku wiedziałem, że nie można ci ufać ... - warknął w stronę Gajosa, gdy zakładano mu kajdany. – Gdyby nie Airon nigdy byś z nami nie był. On ci zaufał. A ty odwdzięczasz się zdradzając jego przyjaciół.

- Nigdy nimi nie byliście .... – mówiąc te okrutne słowa, odwrócił się i odszedł zostawiając ich na pastwę swoich wrogów. On wykonał zadanie. Teraz ruch należał do Nemiry. Ta wiedźma napawała przerażeniem, ale miała potęgę jakiej nikt nie zdobył przed nią. Teraz już ich los nie należał do niego.

*~*~*

(Klasztor Shire)

-Poddam się Daronowi jeśli tego oczekuje...

Oznajmił Airon ze stoickim spokojem, bez chwili wahania. Ufał Langorze. To co mu powiedziała było wstrząsające. Jego przyjaciele mieli poważne kłopoty. Musiał zrobić wszystko, by ich uratować. Nie cofnie się przed niczym. Wręcz przeciwnie. Gotowy był poświęcić całe swoje życie. On nie uważał się za kogoś ważnego. Wręcz przeciwnie. Nie byłby godnym królem, gdyby nie zdobył się na poświęcenie dla przyjaciół.

- Chyba ci całkiem odbiło ... - Will wyglądał na mocno zaskoczonego. Nie tak wyobrażał sobie arystokracje. Wręcz przeciwnie. Wiele złego o nich słyszał. Tymczasem młody książę całkowicie go zaskakiwał. – Wybacz, że tak mówię. Nie wygramy walki z Daronem, jeśli mu się poddamy. Tu trzeba odpowiedniej strategii. Langora ma racje. Jedźmy do lasu Van. Spotkajmy się z tym całym Ordeonem. On z pewnością będzie wiedział jak postąpić. Dzisiaj już nic nie zrobimy. Powoli zapada zmierzch. Odpocznijmy i jutro wyruszmy z samego rana.

- W porządku! – skinął głową nieco zrezygnowany Airon. Poddał się, lecz w głowie układał inny plan. Nie będzie narażał ukochanej ani nowego przyjaciela. Przyjdzie moment w którym Langora wybaczy mu jego decyzje. W końcu go kochała. On nie miał wyjścia. Gdyby spróbował zrobić inaczej Daron zabiłby wszystkich. Nie poświęci Rolana ani Gajosa. Byli mu braćmi. Nikogo bliższego po za nimi nie posiadał. Dlatego zamierzał zrobić wszystko aby im pomóc. Jednak sytuacja, która miała miejsce była zupełnie inna. Postanowił uśpić czujność pozostałych. Ta noc między nim, a Langorą należała do wyjątkowo namiętnych. Uważnie obserwował kiedy zapadła w bezpieczny sen. Potrzebowała odpoczynku. Przez chwilę obserwował jak śpi. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Żałował, że musi ją opuścić. Doskonale zdawał sobie sprawę, czym to się skończy. Daron mu nie odpuści. On nie pozwoli, by ktokolwiek ucierpiał. Langora zrozumie. Znajdzie sposób, by ponownie sprowadzić go z powrotem. Już raz to zrobiła.

- Kocham cię... - wyszeptał do śpiącej dziewczyny. Miał szczęście. Will również odpoczywał. Tu byli bezpieczni. Nemira nigdy nie atakowała drugi raz tego samego miejsca. Zyskali trochę czasu. Westchnął cicho. Bardzo chciałby żeby wszystko wyglądało inaczej. Niestety w ich wypadku, to nie było możliwe. Wręcz przeciwnie. Zaklął pod nosem. Stracił wszystko, co odzyska. Daron po raz kolejny udowadniał mu swoje zwycięstwo. Odszedł nie oglądając się za siebie. Wiedział, że popełniłby błąd gdyby to zrobił. Nie zamierzał tym razem. Odchodząc zabrał jednego konia. Po raz ostatni zerknął na klasztor majaczący w tle. Panowała ciemność. On jednak wiedział gdzie znaleźć żołnierzy Darona. Byli dosłownie wszędzie. Wystarczy iż trafił do jednej z wiosek. Tam już czekali. Wiedzieli kim jest. Nie musiał nic mówić. Nie posiadał żadnej broni. Po prostu im się poddał. Założono mu kajdanki i wrzucono do wozu. Od razu ruszono do królewskiego pałacu. Droga zajęła im niecałe trzy dni. Przez ten czas Airon dużo rozmyślał. Żałował iż wszystko potoczy się w ten sposób. Niestety. Nie miał wpływu na swoje życie. Ciągle decydowano za niego. Tak jak tym razem. Gdy wywleczono go na dziedzińcu Daron już czekał na niego. Nic się nie zmienił. Wciąż pozostawał dumny i wyniosły. Towarzyszył mu Darvin. Z niezawistną miną obserwował jak zmuszono go do poddania.

- Proszę, proszę.... Przyszły król postanowił zaszczycić mnie swoją uwagą ... - mruknął nie kryjąc swojego sarkazmu. – Nadal planujesz mi odebrać królestwo z tą twoją wiedźminą dziwką?

Podszedł i uderzył go z całej pięści w twarz. Zachwiał się, ale nie upadł. Dumnie uniósł głowę, spoglądając na brata spod oka. Nie mógł uwierzyć, że byli rodzeństwem. Różniło ich tak wiele.

- Uwolnij moich przyjaciół... - powiedział cicho. – Należę do ciebie jak chciałeś. Teraz ty dotrzymaj słowa.

- W porządku.... – Daron niechętnie przytaknął. Mimo wszystko ojciec nauczył go uczciwości. Mógł postępować okrutnie oraz bezwzględnie. Jednak zawsze uczciwie. Miał jednak pewien atut w rękawie. Nemira już nie chciała śmierci Airona. Nieco to go zaskoczyło, ale przytaknął. Tym razem przygotował mocniejszy wywar. Żadna miłość nie sprawi, że zostanie wyzwolony. Tego zaklęcia żadna miłość nie złamie. Wręcz przeciwnie. Tym razem będziesz całkowicie należał do mnie. Z każdej strony.

- Tak.... – Airon ukląkł na kolano. W ten sposób okazywał szacunek Daronowi. Wiedział, że musi. – Jednak najpierw chcę zobaczyć jak oni odchodzą. Tylko wówczas zgodzę się na twoje warunki.

Daron przytaknął. Zmusił Airona, by obserwował jak jego przyjaciele są wypuszczani. Zauważył Rolana, Cyriusa oraz Kareę. Nigdzie nie zauważył Gajosa. Rzucił pytające spojrzenie w stronę Darona. Jakie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył brata stojącego obok Darona cicho jęknął. To była ostatnia rzecz jakiej mógłby się spodziewać. Został zdradzony przez kogoś wyjątkowego. Brata, którego kochał. Nie mógł w to uwierzyć. Poczuł jakby ktoś uderzył go w twarz. Nie spodziewał się takiej zniewagi. Gajos uśmiechał się z wyższością. Wyglądał na zadowolonego z całej sytuacji. Nikt nie podejrzewał iż był pod wpływem Grzechu. Po prostu każdy podejrzewał zdradę. Airon czuł się źle. To wszystko zdecydowanie zbyt wiele dla niego. Pozwolił zaprowadzić się do Nemiry. Właściwie to nie walczył. Poddał się. Czuł, że i tak wszystko już stracone. Nemira już na nich czekała. W ręku trzymała gotową fiołkę z płynem. Tym razem mocniejsza mikstura. Wierzyła iż żadna miłość nie pomoże. Musiała by być naprawdę silna. A każda miłość kiedyś umrze. Nie jest wieczna.

- Wypij to .... – powiedziała wręczając mu płyn. Posłusznie wykonał polecenie. Chciał zapamiętać uśmiechniętą twarz Langory. Miękkie i ciepłe ciało, gotowe na niego. Czuły dotyk. Miłe słowa. W jaki sposób mówiła o miłości. Chciał pamiętać swoich przyjaciół. Twarz Rolana, który nigdy go nie opuścił. Nowych towarzyszy. Williama oraz Cyriusa. Chciał mieć możliwość poznania ich lepiej. Niestety. Klątwa Nemiry zadziałała błyskawicznie. Jego oczy znów przybrały ciemny kolor. Rysy twarzy zmieniły wygląd. Stwardniał. Eliksir zadziałał dużo szybciej niż poprzednim razem. Był bardziej dopracowany. ­­Nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo przepełniony złem. Trochę go to przerażało. Niezwykle silne uczucie. Nie sądził iż Nemira aż tak nim zawładnie. Tym razem może mieć trudniejszy powrót. Jeśli w ogóle zdoła to zrobić. Nagle wszystkie szczęśliwe wspomnienia wyparowały. Pozbawiły złudzeń. Czuła jak bardzo wszystko wymyka się jej spod kontroli. Nie wiedział jak sobie ze wszystkim poradzi.

- Tym razem ty ryzykujesz... - zauważył cicho Daron nic nie rozumiejąc. Nemira była czasami prawdziwą zagadką. Nie tylko dla niego, ale i również dla innych. Nie próbował w ogóle nadążyć za tokiem rozumowania kobiety. Być może Darvin miał sporo racji. Zaczynała mieć własne plany. Musiał więc utrzymać czujność jeśli nie chciał wszystkiego stracić. – Dlaczego chcesz zachować go przy życiu?

- Widzisz mój drogi... - powiedziała wyraźnie zadowolona. – Uznałam, że jednak miałeś sporo racji. Airon być może jest wielką przeszkodą, ale jako Książę Cieni niejednokrotnie pokazał swoją siłę. Po za tym zaprowadzi nad do rebeliantów. Musimy dorwać tę wredną wiedźmę, która stoi u jego boku. Obiecałam ci ją za żonę. Ty tymczasem zdobywaj królestwo. Twoja armia wspaniale się sprawuje. Wraz z Księciem Cieni u boku pójdzie ci jeszcze lepiej. Zdobędziesz całe królestwo. Nikt nie stanie ci więcej na przeszkodzie. Jesteś urodzonym królem i zasługujesz na wszystko co najlepsze.

- Nie wiem, co zrobiłaś memu bratu iż stanął po mojej stronie z własnej woli ... - mruknął Daron z wyraźną aprobatą patrząc na Gajosa. Musiał przyznać. Jego widok u wrót królestwa bardzo go zaskoczył. Musiała minąć dłuższa chwila nim uwierzył w dobre intencje mężczyzny. – Czy powinienem coś wiedzieć?

Nemira zawahała się, ale tylko przez chwilę. Już dawno postanowiła o danej sobie obietnicy. Nie będzie informowała Darona o wszystkich swoich wyczynach. Tak jest najbezpieczniej dla wszystkich. Ona będzie mogła spokojnie działać jak do tej pory. W końcu miała dość grania drugich skrzypiec. Zawsze ustalała pewne zasady oraz ich przestrzegała. Dzięki temu była w obecnym miejscu. Zamierzała zdobyć cały świat. Nie zrezygnuje z własnych planów.

- Im mniej wiesz, tym lepiej ... - powiedziała po dłuższej chwili namysłu. – Na południu granicy jest pewien majątek. Mieszka tam baron wraz z dwiema córkami. Od dawna zalega z zapłatami. Po za tym mimo sprzysiężenia jest podejrzewany o współpracę z rebeliantami. Zajmiesz się tym wraz z nowymi towarzyszami?

Daron skinął głową i odszedł. Tuż za nim podążyli Airon oraz Gajos tuż za nim. Rozpoczęli polowanie. Nadszedł czas na wojnę, która miała zakończyć się tylko jednym. Zwycięstwem.

*~*~*

(Okolice lasu Van, kilka dni później)

-Nie mogę uwierzyć, że znów go straciliśmy....

Powiedziała Langora, gdy w końcu wraz z Williamem dołączyli do wioski ukrytej w lesie Van. Wrócili do domu. Po chwili dołączyli do nich Rolan z Cyriusem i Kareą, która w końcu przestała ukrywać swój wygląd. Trias również był wstrząśnięty. Szczególnie iż znał Gajosa dużo krócej, ale lubił tego mężczyznę. Miał w sobie coś wyjątkowego i tak właśnie go traktował. Czasami podejrzewał, że czuje coś więcej. Już od bardzo dawna zauważył iż ma dużo większy pociąg do mężczyzn niż kobiet. Tłumił te uczucia, nie wiedząc jak przyjaciele zareagują na odmienne preferencje. Jednak Gajos wydawał się podzielać te uczucia. Kiedy się zmienił? Nie umiał powiedzieć. Obserwował go z boku przez ostatnie dni. Niestety nie wyczuł wszystkiego. A potem było za późno. Zostali zdradzeni oraz pojmani. Wszystko miało miejsce bardzo szybko. Później jeszcze to. Airon znów był w rękach ciemności. Stracili kolejną szansę na zakończenie wojny.

- Myślałam, że go uściskam i powiem mu całą prawdę ... - powiedziała poruszona Talia. Ordeon objął ją. Czuł podobnie. Bardzo chciał odzyskać syna. Żeby to wszystko znów wyglądało normalnie. Od jakiegoś czasu myślał oświadczyć się Talii. Kochał ją całym sercem, a właściwie nic nie stało na przeszkodzie by mogli być rodziną. Jednak chciał to zrobić mając u boku syna. Niestety ten znowu został im odebrany. Cierpieli na samą myśl o tym.

Langora również. Kiedy kilka dni temu obudził ją koszmar już wiedziała, że Airona nie ma u jej boku. Oszukał ich wszystkich. Zrobił coś, co zamierzał od bardzo dawna. Czuła się oszukana, ale rozumiała go. Nie mógł postąpić inaczej. W końcu w grę wchodzili jego przyjaciele. Ona postąpiłaby podobnie. Mimo wszystko cierpiała. Może gdyby został znaleźliby jakieś inne podejście do całej sytuacji. Przynajmniej tak po cichu liczyła. Nie miała pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać dalej. Los bywał bardzo okrutny. I mocno nieprzewidywalny. Sporo tracili. Jeszcze mniej zyskali. Nie wiedziała jak to wszystko będzie dalej wyglądać. Cierpiała. Bardziej niż chciałaby się do tego przyznać. Wolała ukrywać swoje emocje. Mieli ważniejsze problemy na głowie.

- Nadszedł moment na który wszyscy czekaliśmy ... - przemówiła łagodnym głosem. Naprzeciwko stali Rolan, Cyrius, Trias i William. Wszyscy z pierścieniami na palcach. Wyglądały podobnie, ale miały różne oczka i symbole. Każdy symbol oznaczał moc jaką dzierżyli. Specjalnie dla nich uszyto nowe stroje. Zrobione w większości skóry pofarbowanej na czarno. Wygodne spodnie oraz bluza. Wyglądali jak prawdziwi wojownicy. – Musimy walczyć. Nie możemy dłużej czekać aż Daron zdobędzie całą krainę. To moment naszej próby. Mamy wszystkie pierścienie. Daron ani Nemira nie mogą nas powstrzymać. Zjednoczeni ich pokonamy. Odzyskamy Airona. Zdobędziemy królestwo.

- Mamy szansę! – przytaknął pewnie Rolan. Był zdecydowany na wszystko. W końcu już i tak niczym prawie nie ryzykują. Zbyt wiele stracili. Walczyli i przegrali. Tym razem mogli chociaż spróbować wyrównać ich poziom. – Nie pozwolimy złu więcej panoszyć się po naszym królestwie. Odzyskamy je. Tak samo jak również i Airona.

Nie wspomniał przy tym ani słowem o Gajosie. Ten temat wolał pominąć. Wciąż nie umiał pogodzić się z tym jak źle ocenił przyjaciela. Myślał iż mogą mu ufać. Prawda okazała się zdecydowanie zbyt bolesna. Wciąż wypominał sobie, że nie zauważyli nic wcześniej. Gdzieś popełnili błąd. Bardzo chciałby wiedzieć gdzie. Niestety czasu nie zdołają cofnąć. Będą musieli ponieść konsekwencje swojej nieuwagi. Reszta sama przyjdzie. Przynajmniej w to wierzył.

- Chcesz porozmawiać? – zapytała Langora, podchodząc do niego po tym wszystkim. Stanowczo pokręcił głową. Nie chciał rozmawiać o Gajosie. Wolał zachować własne uczucia dla siebie. Nawet Karea nie mogła go do tego namówić. Przydzielono im niewielką chatkę w obozie z dwiema izbami oraz strychem. Karea stwierdziła, że na górze będą mogli urządzić pokój dziecięcy. Zadrżał na samą myśl o dzieciach. Bardzo chciałby je mieć. Jednak wtedy, gdy będą żyli w normalnych warunkach, a nie ukrywając się w lesie. Wyszli na zewnątrz. Panowała przyjemna atmosfera. Zima powoli dobiegała końca. Na całe szczęście nie była aż taka drastyczna. Mogli zatem swobodnie podróżować. Jednak nie obyło się bez różnych tragedii. Ordeon opowiedział im o pożarze jaki spadł na las Van. Spłonęło mnóstwo zwierząt. Osada ocalała tylko z pomocą magii. Langora podejrzewała robotę Nemiry. Nie mogła się doczekać kiedy stanie oko w oko z Nemirą. Chciała w końcu ją pokonać. Czuła iż ona odpowiada za większość złych rzeczy w królestwie.

- O Gajosie? Jak nas oszukał i nabrał? – prychnął nie kryjąc pogardy do samego siebie. – Daliśmy się nabrać jak dzieci. Wszystko było żartem. Od samego początku.

- Dobrze wiesz, że to nie prawda... - Langora próbowała przekonać mężczyznę iż jest zupełnie inaczej. – Gajos mógł zostać opętany przez jeden z grzechów. Nie mamy wyjścia. Będziemy musieli go zabić – zadrżała słysząc te słowa. Wiedziała, że nie mają wyjścia. Próbowali uratować nosicieli grzechów. Niestety, bezskutecznie. Wciąż nie znała odpowiedzi jak uratować ludzi, którzy noszą tę klątwę. Czuła ból na samą myśl o tym. Niestety. Nie mieli wyjścia. Nadszedł czas trudnych wyborów. Musieli je podjąć i powstrzymać zło, które nadchodzi. Tylko oni mogli to zrobić. Przeznaczenie w końcu znajdzie swoje ujście. – Już od dawna to podejrzewałam. Jeden z grzechów przejął nad nim kontrolę. Podejrzewam Zazdrość.

- Zazdrość? – Rolan nie krył zaskoczenia słowami Langory, jednak zaczynał je rozumieć. Gajos mógł czuć się zazdrosny. Najpierw miał być królem, później okazał się nim Airon. Po za tym nigdy nie został wybrany. Nie znalazł pierścienia. Zawsze na drugim miejscu. Odrzucony. Poczuł nagłe wyrzuty sumienia. Gajos naprawdę mógł bardzo cierpieć. Szkoda tylko, że z nimi nie porozmawiał. Wówczas wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Niestety. Los znowu okrutnie z nich zadrwił. Nie mieli wpływu na wiele rzeczy. Mogli jednak kreować własne wzorce i to robili. Rolan odruchowo spojrzał na lśniący pierścień. Wiedział, że gdyby nie ten pierścień byłby nikim. Podświadomie czuł to w głębi duszy. Musiał się uspokoić. – Czyli i tak jest skazany na śmierć....

- Spróbuje znaleźć jakieś zaklęcie ochronne, ale nie obiecuje ... - powiedziała ściszonym głosem. Była naprawdę przejęta. Cała sytuacja nie wyglądała najlepiej. Jutro mieli iść walczyć. Ordeon obiecał zebrać oddział. Wierzyli, że im się uda. Mimo wielu wątpliwości czuł, że zwycięstwo jest bardzo blisko.

- Odpowiedzieli baronowie z północy! – dobiegł ich głos podnieconego Cyriusa. Biegł w ich stronę wymachując kartką. Wyglądał przy tym na mocno podnieconego. Baronowie z północy. Od kilku miesięcy usiłowano się z nimi skontaktować. Potężni lordowie, którzy zawsze stali murem za koroną odcięli się całkowicie. Było ich czterech. Każdy z nich miał swoją armię. Jednak do tej pory nie stanęli do walki z siłami ciemności. Nie chcieli ryzykować. Jednak teraz, gdy nadzieja ma rozkwitnąć postanowili walczyć. Zapowiedzieli swoje przybycie o świcie. To przeważało szalę zwycięstwa na ich stronę. Wierzył, że w ten sposób uda im się pokonać armię wroga i odzyskać Airona. Miłość, którą czuła mogła pozostać niezwyciężona.

- Wyjdę na spacer nad jezioro .... – poinformowała chłopców. Chciała wszystko sobie przemyśleć i na spokojnie poukładać. Potrzebowała chwili wytchnienia. Musiała wytworzyć więcej magii, by móc stanąć do walki z Nemirą. Wiedźma była niebezpiecznym przeciwnikiem. Nie przewidziała jednego. Zło już od dawna weszło do lasu Van i przyjęło tożsamość jednego z mieszkańców lasu. Nim zdążyła cokolwiek zrobić silne zaklęcie obezwładniło ją i pozbawiło tchu. Upadła na ziemię, czując jak całe ciało sztywnieje z bólu.

- Wybacz, Langoro.... – usłyszała czyjś zachrypnięty głos. Znała go, ale nie umiała sobie przypomnieć twarzy. – Nemira zapłaciła większą stawkę. Te bitwę będą musieli wygrać bez ciebie.

Nim dotarł do niej sens słów, jęknęła po czym pozwoliła ciemności zawładnąć jej ciałem. Po raz kolejny w swoim życiu nie przewidziała konsekwencji, które miały dopiero nastąpić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro