Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 015 „Nigdy mój"


„Życie jest ciągiem doświadczeń,

z których każde czyni nas silniejszymi,

mimo że czasem trudno nam to sobie uświadomić."

- Henry Ford

Kroniki autorskie 017:

Hej kochani!

Witam w kolejnym rozdziale. Rety, rety. Kiedy zaczęłam pisać „W niewoli uczuć" nigdy nie sądziłam iż osiągnę status aż 15 rozdziałów. To dla mnie wielka niespodzianka. Jednak powoli zbliżamy się krokami do wielkiego finału. Muszę wam po cichu zdradzić iż planuje dwa nowe opowiadania. Jedno które będzie obsadzone w świecie Olivera Quenna z Arrow a drugie będzie opowiadać o córce Damona i Eleny. Cóż co z tego wyniknie? Czas pokaże. Tymczasem zapraszam do czytania i miłej lektury:

*~*~*

(siedemnaście lat później, Mystic Falls)

-Mamo powiedz coś! Mamo otwórz oczy!

Rose Salvatore bezskutecznie próbowała potrząsnąć nieżyjącą matką. Niestety za późno. Z jej piersi ciekła krew. Ciało zaczęło powoli wiotczeć aż rozpłynęło się w proch. Jessica Salvatore umarła. Pozostawiła za sobą ból i rozpacz. Chwilę wcześniej odeszła ukochana ciotka Bonnie. Wszyscy bliscy zaczynali umierać, gdy traciła nad sobą kontrolę. Rose nie wiedziała kim jest do końca. Jedyne wampirze dziecko. To niecodzienne. Coś takiego nigdy się nie zdarzyło, a jednak. Przyszła na świat. Posiadała magię. Była wampirem. Amulet, który dostała od matki miał jej pomóc chodzić za dnia. Jednak coś zaczęło znikać. Rose ciągnęła bardziej ciemna strona mocy. Szukała złych ścieżek i wyborów. Zaufała niewłaściwej osobie. Ona ją poprowadziła i ostatecznie doprowadziła do konfrontacji. Zniszczyła pół rezydencji. Ostatecznie sama zabiła swoją matkę nim zrozumiała błąd. Nie wiedziała co powinna zrobić. Czuła, że jest odpowiedzialna za wszystko. Mystic Falls upadało. Wampiry i inne stwory miały poważne kłopoty. Byli ścigani przez nową organizacje do walki z nadnaturalną przestępczością. Założył ją sam Matt Donovan mając dość obecnej sytuacji. Walczył nie zważając na przyjaciół. Martwiło ją to. Myślała iż przyjaźń potrafi przetrwać wszystko. Ten świat, który istniał był czystym złem. Widziała wszystko coraz wyraźniej.

- Przykro mi tato ... - wyszeptała z bólem, gdy Damon przybył kilka godzin później. Wykonywał zadanie dla ich rebelii. Gdyby był na miejscu zdołałby ją ocalić. Tymczasem już za późno. Stracił dwie ukochane w ciągu całego swojego życia. Trzy licząc Katherine. Nie wiedział, czy zdoła po tym się pozbierać. – To moja wina. Gdybym jej nie zaufała nigdy by się nie stało. Te całe zło jakie nas dotyka. Walka jaką musimy codziennie toczyć, by przetrwać. Wszystko jest moją winą.

- Nie prawda! – Damon próbował przekonać córkę. – Kocham cię całym swoim sercem. Nigdy bym tego nie zmienił. Za żadne skarby świata. Jess bardzo pragnęła mieć dziecka. Była przekonana iż ten dar został jej odebrany. Tymczasem przypadkiem zaszła w ciąże. Prawdziwy szok dla niej i wszystkich. W końcu była wampirem. Nie powinna zajść w ciążę. – Wszyscy sporo ryzykowaliśmy. Niestety nie mieliśmy życia w tej przyszłości. To mnie jest przykro. Jesteś moją córką. Nie zdołałem cię ochronić. Jest mi za to bardzo przykro.

- Tato, przestań! – Rose pokręciła głową. Nie mogła słuchać jak się obwiniał. Przecież to ona zawiniła. Zabiła swoją własną matkę. Nie mogła tego wykluczyć. Zbyt mocno nadużyła swojej mocy. Była na nią wściekła. Nie powinno tak być. Wręcz przeciwnie. Powi nna umieć nad sobą panować. Matka zawsze powtarzała, że jest wyjątkowa. Podobna nieco do Hope. Hybryda, która nie powinna przyjść na świat. Córka dwóch wampirów. Po matce odziedziczyła moc, której nie zdołała okiełznać, chociaż próbowała. Ćwiczyła nawet u czarownic, ale to nie było łatwe zadanie.

- Zostań tutaj, a ja sprawdzę, czy jest bezpiecznie. Obiecałem Caroline zająć się dziećmi z sierocińca, które założyła.

Caroline i Stefan z pomocą fundacji utworzonej dla Hope, Klausa Michaelsona założyli sierociniec dla dzieci w Mystic Falls. Od kiedy rozpoczęła się wojna pomiędzy ludźmi i postaciami nadnaturalnymi najczęstszymi ofiarami były właśnie dzieci. Caro nie mogła na to patrzeć. A Stefan bardzo popierał jej pomysł. – Nie mogą nas dłużej oblegać. Tu w Mystic Falls dzięki mocy Bonnie jesteśmy bezpieczni.

Bonnie utworzyła specjalny mur wraz z czarownicami. Założyła coś w rodzaju klanu, który skutecznie bronił jego mieszkańców. Dołączyli do nich Davina i Kol. Wspólnie działali przeciw utworzonej grupie zwanej Znak. Niewiele wiedzieli o Znaku. Podobno powstał jeszcze przed urodzeniem Rose. Kilka razy z nimi walczyli. I nawet pokonali. Jednak przystąpienie Matta Donovana sporo zmieniło w ich życiu. Niektóre czarownice również poparły system sprawiedliwości. Ścigano nie tylko wampiry, ale wilkołaki i inne stwory. A tych ostatnich było naprawdę sporo. W Mystic Falls szukali schronienia. I robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Dlatego jeszcze większy nacisk dali na rezydencje Salvatore.

Kiedy ojciec zniknął Rose wykręciła numer do ostatniej osoby, która mogła jej pomóc. Hope Michaelson. Co prawda mogła jeszcze liczyć na Zarę, córkę Daviny i Kola, ale potrzebowała kogoś jeszcze. Hope była tak samo niezwykła jak ona. Po śmierci ojca i matki wychowywały ją ciotki. Freya z swoją żoną. Tworzyli szczęśliwą rodzinę. Towarzyszyli im również Rebecach oraz Marcel. Hope przybyła na jej prośbę zaraz po chwili. Była w szoku słysząc wieści o śmierci jednej z ukochanych ciotek. Uwielbiała Jess. Tu w Mystic Falls spędzała wakacje nim zrobiło się naprawdę źle. Tęskniła za tamtymi normalnymi czasami gdy nie byli tacy źli. Ścigani, zmuszani do ujawnienia. Świat już wiedział o istnieniu istot paranormalnych i spanikował. To można było przewidzieć. Jednak oni nie zdołali.

- Chcę uratować nas wszystkich! – powiedziała stanowczym głosem. – Gdybym nie przyszła na świat Matt nigdy by nie zostawił nas. Nie powinnam w ogóle przyjść na świat. Obie o tym wiemy. Miłość mojej mamy i ojca była silna, ale można ją wystawić na próbę. Chcę ją zniszczyć. Dzięki temu nigdy nie przyjdę na świat.

- Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytała ją cicho. Hope wiedziała jak poważna jest ta prośba. Sama nie raz o tym myślała, gdy tęskniła za rodzicami. Tak wiele dla niej poświęcili. Odeszli. Nie zdążyła się nimi nacieszyć. Rose miała szansę zmienić wszystko. odzyskać swoje życie. Zamierzała wszystko zmienić.

- Tak powinno być ... - powiedziała cicho. – To złe jest z mojego powodu. Nie mogę do tego dopuścić. Jeśli możemy wszystko zmienić trzeba zacząć od siebie. Tak mawiała zawsze mama. Pod tym względem miała racje. Wiele racji. Pomożesz? Mam się spotkać z Zarą.

Hope skinęła głową. Ona i Zara praktycznie wychowały się razem. Wspólnie praktykowały magię. Na miejscu wszystko było już przygotowane. Zara zrobiła specjalny okrąg do którego weszła Rose.

- Pamiętaj, że nie możesz się zdradzić ... - powiedziała cicho. – Wszystko co zrobisz wpłynie na naszą przyszłość. Więc uważaj. Nie ryzykuj. Zniszcz związek swoich rodziców. To powinno wystarczyć. Powinnaś sama ...

- Zniknąć ... - wyszeptała cicho. Żałowała tylko jednego. Nie pożegnała się z ukochanym. Powinna mu chociaż wyjaśnić, ale pewnie by jej nie zrozumiał. Marcus był człowiekiem. Wkrótce pozostanie dla niego tylko wspomnieniem. Może i tego nawet nie będzie. – Zrób to....

Hope skinęła głową. Ogień zapłonął wokół Rose. Zara i Hope trzymając się za ręce zaczęły rzucać zaklęcie. Wszystko dookoła zaczynało znikać. Podobnie jak sama Rose.

*~*~*

(Mystic Falls – obecnie)

Jess miała szczerze dość bycia wiecznie porywaną.

I to za każdym razem gdy miała zrobić coś pilnego. Teraz czekało ją spotkanie z Damonem. Miała zamiar wyjawić mu prawdę na swój temat. Nie wiedziała jak się zachowa po tym co usłyszy. Być może nie uwierzy. Albo odrzuci ją w rozmyślny, okrutny sposób. Nigdy nie wiadomo na co stać Damona. Bywał mocno nieprzewidywalny a do tego zdążyła już się przyzwyczaić. Powoli odzyskiwała pełną świadomość. Znajdowała się w jakiejś starej chacie. Porzuconych chat w Mystic Falls nie brakowało. Ludzie coraz częściej opuszczali to miejsce. W jakiś sposób bali się go. Nie dziwiła się im. Ona sama zaczynała powoli mieć dość tego miejsca. Próbowała poluzować więzy, ale ktoś był naprawdę dobry w ich robieniu. Przez blade światło zauważyła drobną postać. Stała przy oknie całkowicie bez ruchu.

- Kim jesteś? – zapytała cicho nieco schrypniętym głosem. Nieznajoma kobieta roześmiała się cicho. Nie wiedziała co to za kobieta i dlaczego ją uwięziła. Usiłowała jeszcze raz poluzować związanie. Zamiast tego poczuła jak mocniej zaciskał się na nadgarstkach. A więc miała do czynienia z czarownicą. Kimś znacznie potężniejszym niż miała okazje spotkać. Wyczuwała też dziwną więź. Nie umiała jej zrozumieć.

- Nie poznajesz mnie? – zapytała podchodząc bliżej światła. Jess mogła wyraźniej dostrzec jej profil. Zamarła widząc tę twarz. Przypominała ją, ale ciemne oczy należały do Salvatorów. Nie mogła uwierzyć. Bała się wręcz spytać. Poczuła jak martwe serce szybciej zabiło. – Jestem twoją córką, mamo. Urodziłaś mnie wielkim cudem, prawie oddając za mnie życie. Wampiry z reguły nie mogą mieć dzieci. Ty i Damon nie mieliście z tym problemu. Jakaś magia, czy cokolwiek innego. Jednak zdołałaś mnie urodzić, chociaż nie obyło się o problemy. Umierałaś. Musieli użyć magii życia, byś nie odeszła. Ciocia Bonnie odwaliła kawał dobrej roboty. Dzięki niej przeżyłaś. Jednak ja wszystkich zawiodłam ... - zawiesiła głos. Poczuła jak łzy ciskają się jej do oczu. Wciąż pamiętała żywo ostatnie wydarzenia. Swoją wściekłość, to jak wybuchła. Z trudem opanowała swój gniew, gdy odkryła co matka chciała zrobić. Zamierzała odebrać jej moce. Nie porozmawiała z nią nawet. Po prostu podjęła decyzje a ona musiała się do niej dostosować. Wybuchła wściekłością. Nie pohamowała tego co z niej wyszło. Czując ogarniający ją mrok uderzyła w matkę. Nie było szans uratowania kobiety. Umarła uderzona magią własnej córki. Musiała spojrzeć otwarcie w oczy. Ona zamordowała swoją matkę z zimną krwią. I będzie za to odpowiedzialna. Opowiedziała o tym wszystkim. Nie pominęła żadnego szczegółu. Jess była wstrząśnięta.

- Skąd mam wierzyć, że to prawda? – zapytała łamiącym się głosem. Nie chciała wierzyć w ani jedno słowo. Robić sobie nadzieję.

Rose westchnęła cicho. Podejrzewała iż będzie trudno. Nic dziwnego. Ona sama też by nie uwierzyła gdyby ktoś opowiedział jej taką historię. Zdjęła z szyi medalik i podała go. W środku były dwa zdjęcia. Damona i Jess.

- Wiem o klątwie Klausa Michaelsona. Nigdy nie została złamana, ale na nowo ułożyłaś sobie życie. Nigdy też nikomu nie powiedziałaś prawdy. Ukryłaś to przed wszystkimi, lecz mi wyznałaś. Byłam twoją córką. Ukochanym dzieckiem. Dzisiaj wiem, że robiłaś wszystko dla mnie.

- Matt nas zdradził? – zapytała z niedowierzaniem. Matt już wcześniej odciął się od nich wszystkich. Wyraźnie pokazywał iż nie stoi po żadnej ze stron. Nie obchodziła go ta wojna. Obchodził go tylko świat ludzi. Dlatego dołączył do zespołu „Znak". Słyszała już o nich. Pozostałe organizacje to zwykłe przykrywki. Znak stanowił duże zagrożenie. Sporo wiedział o ludziach nadnaturalnych. Mógł ich złapać w każdej chwili i zniszczyć. Musiała uważnie przyjrzeć się Mattowi. Ten chłopak sam siebie prosił o kłopoty. Jeśli Damon, czy którykolwiek z wampirzych sojuszników odkryje jego zapędy zabiją go bez wahania. Chyba tylko Stefan stanąłby po jego stronie.

- Niestety ...- wyznała cicho. – Czekają was kłopoty mamo. Nie mogę powiedzieć o wszystkim. Nie będę wpływać na przyszłość. Jestem tu by doprowadzić abyś nigdy nie została panią Salvatore. Przykro mi. Wiem jak bardzo go kochasz. Taka miłość nawet w moim świecie jest niezwykła, ale nie możecie być razem. Ja nie mogę przyjść na świat.

By dowieść swojego zaufania uwolniła Jess z ulgą. W pierwszej chwili wampirzyca chciała ją zaatakować, ale powstrzymała się. Co jeśli dziewczyna mówiła prawdę? Wyglądała niemal jak ona. I te oczy. Oczy należące do Damona Salvatore. Wyczuwała też więź. Magia nie kłamała. Była ich córką. Została matką. Nie mogła ukryć swojego wzruszenia.

- Jak masz na imię? – zapytała drżącym ze wzruszenia głosem. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło wykazując jeszcze więcej podobieństwa do nich.

- Rosalie, ale wszyscy mówią na mnie Rose ... - odpowiedziała równie wzruszona. – To wszystko moja wina. Tak bardzo mi przykro.

W przypływie uczuć Jess przyciągnęła córkę do siebie. Nie winiła jej w żaden sposób. Ostatecznie nikt nie przewidział takich wydarzeń. Rzeczywistość przerosła wszelkie oczekiwania. Nigdy nie sądziła iż przyszłość może tak wyglądać. Jednak jeśli Rose mówiła prawdę musiała ją zmienić. Zniszczyć uczucie łączące ją z Damonem. Tylko w ten sposób uchroni ich świat przed niebezpieczeństwem.

- Jednak zaraz ... - przypomniała coś sobie. – Przecież wampir Klaus, hybryda. Ma córkę Hope... Ona jest równie niezwykła. Kimś, kto nie powinien się narodzić. Hybryda czarownicy, wampira i wilkołaka.

- Wiem ... - W oczach Rose zamigotał wesoły błysk. – Znam Hope i bardzo się lubimy. Jesteśmy kimś w rodzaju przyjaciół. To Hope pomogła mi tu przybyć. Jest naprawdę niezwykła. Dzięki niej zrozumiałam co powinnam zrobić. Odebranie mocy mi nie wystarczy. W tym jednym wypadku muszę ingerować. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz i odnajdziesz szczęście.

- Och Rose... - pokręciła głową. Miała naprawdę przed sobą cudowne dziecko. Dziewczyna delikatnie dotknęła jej głowy. Zaczęły się przewijać różne obrazy z przeszłości. Ciąża, poród. Ona i Damon biorą ślub. Śmierć Stefana z rąk Matta. Zdrada przyjaciela. Oblężenie Mystic Falls. W tym wszystkim przejawiał się obraz Rose. Nie kłamała mówiąc iż odegrała dużą rolę w ich życiu. A więc jednak musieli to zrobić. Chyba po raz pierwszy miała zamiar złamać nie tylko własne serce.

*~*~*

Damon odruchowo spojrzał na zegarek w telefonie.

Dochodziła dwudziesta trzecia. Jess już dawno powinna być. Jakieś dwie godziny temu. W dodatku nie odbierała telefonu. Zaczynał się poważnie niepokoić. Caroline i Stefan zaszyli się na górze i nie chciał im przeszkadzać. Ostatecznie mieli dość sporo do nadrobienia. On z Jess również. Zamierzał sprawić by ich związek stał się bardziej poważny. Już od dawna o tym myślał. Nie dbał o tajemnice Jess. Podobała mu się. Łączyło ich coś bardzo dziwnego, czego nie umiał do końca zrozumieć. Jednak uszczęśliwiała go. Po śmierci Eleny nie sądził, że to jest w ogóle możliwe. Jednak mógł być szczęśliwy. Cieszyć się życiem. I kochać. Jess mu to przywróciła. Pomogła odnaleźć się na nowo. Dlatego nie chciał tracić czasu. Może byli wampirami. Mieli nieśmiertelne życie, ale ciągle coś im przeszkadzało. Jakby los próbował ich rozdzielić za wszelką cenę. On zamierzał walczyć. Miał coś o co zdecydowanie warto. Jednak teraz nie krył swego zmartwienia. Zdążył odbyć rozmowę z Enzo i Bonnie. Żadne z nich nie słyszało o Jess. Próbował również do niej dzwonić. Nie odbierała telefonu. Za to przybyła kilka minut po północy. Damon był już mocno wstawiony. Zdenerwowany nie żałował sobie alkoholu. Nie zwrócił uwagi jak strasznie wyglądała.

- Wystawiłaś mnie! – rzucił oskarżycielsko w jej stronę.

Jess pokręciła głową. Łamało jej to serce. Wcale nie chciała go wystawiać. Pragnęła być z nim. Kochała tego mężczyznę nad życie. Niestety nie miała wyjścia. Spuściła głowę ze smutkiem.

- Wybacz Damon, przemyślałam sobie wszystko. Ty nigdy nie zapomnisz Eleny, a ja nie umiem żyć wiecznie w jej cieniu. Wiem, że gdyby tu była bez wahania wybrałbyś ją. Ona jest i będzie miłością twojego życia. Dlatego lepiej jeśli się usunę. Odejdę.

- Jess nie rób tego ... - wyszeptał cicho poruszony jej słowami. Owszem był taki czas iż myślał, że nikogo nie pokocha. Tymczasem los zesłał mu niespodziankę. Z początku nie darzył dziewczyny zaufaniem. Pojawiła się znikąd i oszukała ich wszystkich. To nie było fajne. Z czasem polubił ją. Elena również. Łączyła ich dziwna więź, której nie umiał zrozumieć. Walczył z nią długo, a gdy w końcu był gotowy się poddać i złożyć pokłon w jej stronę, ona postanowiła uciec. Nie rozumiał czemu. – To prawda nigdy nie zapomnę o Elenie, ale zależy mi na tobie. Pragnę pokonać przeszłość i być szczęśliwy razem z tobą. Możemy przynajmniej spróbować. Nie skreślaj nas na zawsze.

W jego głosie słychać było wyraźną prośbę. Jess cierpiała razem z nim. Jednak w grę wchodziło szczęście ich wszystkich. Jeśli będą razem to, co stworzyli do tej pory zostanie zniszczone. Odruchowo dotknęła swojego brzucha. Rose wyrosła na prawdziwą piękność. Mogła być dumna z tak niezwykłej córki. Szkoda iż Damon nie będzie miał szansy poznać dziewczyny.

- Wybacz mi, ale muszę odejść .... – odwróciła się na pięcie. W przypływie nagłej furii Damon przyciągnął ją do siebie i wymusił brutalny pocałunek. To dało mu znak. Wciąż go kochała. Musiał o nią zawalczyć, ale teraz pozwolił odejść. Nie sądził iż postanowienie dziewczyny sprawi mu tak wielki ból. Odruchowo wykręcił numer do Alaricka. Zawsze byli przyjaciółmi. Mogli na siebie liczyć w każdej chwili. Alarick nie odmówił mu spotkania. Wręcz przeciwnie. Umówili się w The Grill, gdzie Damon zrelacjonował całą sytuacje.

- Jesteś pewna, że cię zostawiła? – Alarick nie mógł w to uwierzyć. Szczególnie iż był jedyną osobą, która znała prawdę. Wiedział jak wiele Jess musiała poświęcić by z nim być. Kompletnie tego nie rozumiał.

- Może miała swój powód? – Tessa spojrzała uważniej na obu mężczyzn. Wciąż zamieszkiwała w rezydencji Salvatore. Nie rozmawiała z siostrą od tamtej pory, w przypadkowym spotkaniu. Nie wiedziała, co siostra kombinuje. Nie wychyliła się do tej pory. Każdego dnia bała się o wszystko, ale nic nie powiedziała. Teraz planowała powoli odnowić swoje życie. Chciała zostać w Mystic Falls na zawsze. – Nigdy naprawdę nie zrozumiesz kobiet. Zależy ci na niej?

Damon przytaknął. Nie wahał się ani trochę. Może nie kochał jej jak Eleny, ale była mu bliska. Pragnął spróbować z nią innego szczęścia.

- Więc zawalcz, nie poddawaj się. ... - poradziła mu. Damon wziął sobie do serca słowa dziewczyny. Damon skinął głową. Wziął sobie do serca jej słowa. Musiał ją przekonać, by spróbowała z nim być. Najpierw kwiaty, później serenady. Robił rzeczy, które zupełnie nie pasowały mu. Jess wciąż pozostawała obojętna. Aż pewnego wieczora sama przyszła. Wyglądała inaczej niż zwykle. Ubrana w długą czerwoną suknię, która odsłaniała jego ciało. Oczy dziewczyny błyszczały niebezpiecznie. W domu nie było nikogo. Stefan i Caroline wyjechali w jakąś romantyczną podróż, by na nowo poukładać swoje relacje.

- Co tu robisz? – zapytał nie kryjąc swojego zaskoczenia. – Mówiłaś, że chcesz ze mną zerwać. Tymczasem jesteś tutaj, ubrana jakbyś chciała mnie uwieść? O co ci właściwie chodzi?

- Nie mogę wyjaśnić ci wszystkiego ... - powiedziała ściszonym głosem. – Muszę odejść. Chcę jednak byś zapamiętał sobie te noc na zawsze. Nie potrafię odejść tak, by niczego ci nie dać.

- Więc zapamiętajmy tę noc oboje ... - mruknął wyraźnie zadowolony. Wyciągnął ku niej ręce. Nie żałowali pocałunków, namiętności. To nie był ich pierwszy raz, ale Jess wierzyła iż będzie ostatni. Chciała go pożegnać należycie. Dlatego tym razem ona grała pierwsze skrzypce. Badała jego ciało powolnymi ruchami dłoni. Wyraźnie odznaczała swoją linię obecności. Pocałunki paliły do żywego. Rozbierała go bardzo powoli. Aż w końcu doszła do upragnionego punktu. Dłońmi wyczuwała rosnącą wypukłość, ukrytą pod materiałami spodni. Uklękła na kolana. Kiedy wzięła go w usta Damon jęknął, odczuwając niewyobrażalną rozkosz. I to im właśnie dawała. Ona sama również odczuwała taką samą przyjemność.

Damon przejął kontrolę nim osiągnął zenit. Chciał również czerpać przyjemność z tej chwili. Używając wampirzych mocy przeniósł ją na łóżko. Zdobywał jej ciało. Chciał zdobyć nie tylko to. Po za Eleną, tylko ona mogła sięgnąć po coś więcej.

- Damon ... - w przypływie ekstazy wyszeptała jego imię. Brali i dawali sobie wzajemnie. Pieścili się rękami i ustami. Rozgrzewali swoje ciało. Jess myślała, że tego nie wytrzyma. Ich seks nigdy nie był aż tak intensywny jak w tym momencie. Kiedy w nią wszedł głośniej wyjęczała jego imię. Poruszali się we wspólnym rytmie, osiągając w pełni spełnienie. Oboje zlani potem sięgnęli nieba dysząc ciężko. Żądne z nich nie umiało wydobyć z siebie głosu próbując dojść do ładu z tym co zaszło.

- Popełniłam błąd, ale nigdy tego nie zapomnę .... – wyszeptała cicho pół godziny później mając nadzieję, iż zakończyła ten rozdział raz na zawsze. Nie chciała tego. Nie chciała nigdy się z nim żegnać. Jednak Rose mówiła prawdę. Musiała chronić ich wszystkich. Zapomnieć o własnym szczęściu. Tylko to w tym momencie miało jakiekolwiek znaczenie. Ochronienie Mystic Falls.

Po raz ostatni zerknęła na ukochanego mężczyznę. Spał, wchłonięty przez sen Morfeusza. Będzie tęskniła za tym widokiem. Odeszła czując jak łzy spływają jej do oczu.

*~*~*

-Nie mogę być szczęśliwa ....

Wyszeptała Rose, patrząc na ukochaną kobietę z którą była od kilku miesięcy. Lilian poznała przez przypadek. Dziewczyna była nowa. Pracowała w The Grill i posiadała moc. Pochodziła z rodziny czarownic. Przyjechała do Mystic Falls, by uczyć się od samej Bonnie Bennett. Bonnie założyła szkołę dla czarownic w starym domu swojej babki. Uznała, że dziedzictwo trzeba przekazywać. Zwłaszcza iż żyli w niepewnym świecie. Świecie w którym wszystko co kochali mogło zostać zniszczone. Rose doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jednak mimo to wciąż próbowała walczyć. – Nie powinnam w ogóle przyjść na świat. Moi rodzice tak bardzo mnie pragnęli, nie dbali o ryzyko. Ja jestem kimś innym niż Hope Michaelson. Kimś o wiele bardziej niebezpiecznym. Ona przynajmniej panuje nad swoją mocą.

Lilian pokręciła głową. Nie chciała wierzyć w to co mówiła Rose. Nim przyjechała do Mystic Falls wiodła nudne, normalne życie. Potem poznała Rose. Od początku zrodziło się między nimi nieznane dotąd uczucie. Spokojna, jasnowłosa Lilian była kontrastem dla Rose. Idealnie do siebie pasowały.

- Gadasz głupoty .... – powiedziała stanowczym głosem podchodząc do niej. – Nigdy mnie nie skrzywdzisz. Ufam ci.

Wtedy ona też ta myślała. Potem nastąpiła jedna koszmarna noc. Po raz pierwszy nie była w stanie zapanować nad swoją mocą. Uderzyła w Lilian, chociaż tego nie chciała. Dziewczyna do dzisiaj jest w śpiączce.

- Udało ci się, mamo? – zapytała ściszonym głosem. Jednak wyczuwała, że nie. Inaczej ona sama przestałaby istnieć. Jess cicho westchnęła. W telefonie miała kilka nieodebranych wiadomości. Damon ku jej zaskoczeniu nie odpuści. Nie sądziła iż będzie tak długo walczył. Wręcz przeciwnie. Nie chciała sięgać po bardziej drastyczne środki ale chyba nie miała wyjścia. Odruchowo dotknęła swojego brzucha. Mogła mieć dziecko. Córkę. Może Rose się myliła? Przez chwilę myślała o tym, jednak pamiętała obrazy, które jej pokazała. Widziała śmierć swoich bliskich. Nie mogła do tego dopuścić. Chciała chronić to miasto i jego mieszkańców. Dlatego właśnie tu przybyła. Najpierw miała plan chronienia tylko Salvatorów i Eleny. Potem zapragnęła czegoś więcej. Uderzyło w nią samo. Nie sądziła iż tak bardzo się zmieni.

- Wiem, co trzeba zrobić, ale nie odpowiadam za konsekwencje ... - westchnęła cicho. Sporo ryzykowała. Nie tylko ona. Zadzwoniła po Enzo. Przyjechał nie kryjąc swojego zaskoczenia, gdy mu powiedziała część historii. Przedstawiła mu również Rose. Był mocno zdezorientowany, ale przytaknął plan.

- Stracę przyjaciela, ale nie mam wyjścia... - wyznał ściszonym głosem mężczyzna. Jess pokiwała niechętnie głową. Ostrożnie się rozebrała, zostając w samej bieliźnie. Enzo patrzył na nią z nieskrywanym uznaniem. Jess naprawdę mu się podobała, jednak skrywał głęboko swoje uczucia. Obecnie miał inny obiekt westchnień. Jednak to co robili mogło dość mocno utrudnić mu życie. Dziwił się sobie jak bardzo jego nastrój uległ zmianom. Sam również zdjął bluzkę i spodnie. Wyraźnie ukazywał umięśnioną sylwetkę. Był prawdziwym mężczyzną. Podobał się kobietom. Kiedyś nawet myślała o nim na poważnie, ale zrezygnowała. Nie chciała go skrzywdzić w żaden sposób. Jednak teraz będzie musiała. Nie miała wyjścia. Wysłała wcześniej esemesa do Damona. Poprosiła by przyjechał w pilnej sprawie. Przyjechał chwilę później. Zostawiła uchylone drzwi. Nie zapukał. Po prostu wszedł. I tak zobaczył dwoje ludzi. Jego najlepszych przyjaciół, którzy się całowali. Przez chwilę sparaliżowało go. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Jego dziewczyna w ramionach najlepszego przyjaciela.

- Nie wierzę ... - wykrztusił oszołomiony. – Ty suko! Jak mogłaś mi to zrobić! Zależało mi na tobie. Chciałem z tobą być. A ty zachowałaś się jak zwykła dziwka! Nie zależało ci na mnie...

Widząc jego wściekłość Jess gwałtownie odskoczyła od Enzo. Używając wampirze mocy podbiegła, próbując go uspokoić. Damon nie panował nad sobą. Nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie.

- Próbowałam ci wytłumaczyć ... - wyszeptała ze łzami czując jego ból. – Chciałam z tobą zerwać, bezboleśnie ...

- Bezboleśnie .... – wykrztusił nie panując nad sobą. Nigdy jeszcze nie czuł takiej wściekłości. Nie panując nad sobą uniósł rękę i uderzył ją na odlew w twarz. Siła uderzenia była tak silna, że wylądowała na ścianie. Jęknęła z bólem. – Ty nazywasz to bezboleśnie? – brutalnie uniósł ją za szyję. Jess cicho jęknęła, próbując opanować ból. Damon ją dusił. Gdyby miał w reku kołek bolałoby o wiele mniej. Chciał ja ukarać. W brutalny i bolesny sposób. Zasłużyła na to. A jednak czuła ból, którego nie umiała określić.

- Damon! Dość! - usłyszał wyraźny , ostrzegawczy głos z Enzo. Nie chciał walczyć z przyjacielem. Mężczyzna nie zasłużył na to. Jess jest odpowiedzialna. Ona zasłużyła sobie na wszystko. Jednak ją puścił. Później przyjdzie czas, by dokonać zemsty. Zapłaci mu za to, że go zostawiła. Nigdy nie będzie żadną zabawką. Dla nikogo więcej. A tym bardziej dla kobiety, która na niego nie zasługuje. – Wyjdź stąd! Później porozmawiamy.

Skinął głową odchodząc. Jess bezradnie opadła na kolana. Z oczu dziewczyny popłynęły łzy. Nie wiedziała jak to wszystko przetrwa. Czuła ból większy niż do tej pory. I wiedziała, że sobie nie poradzi. Nigdy jeszcze nie czuła się tak koszmarnie jak w tym momencie, a to miał być dopiero początek jej udręki.

*~*~*

Musiało się udać.

Głęboko wierzyła iż matka ją zrozumie oraz zaakceptuje. Nie była tylko pewna, jak będzie później. Matka zasługiwała na szczęście. Była dobrą kobietą, a ona jej to odebrała. Stała na cmentarzu. Tuż przy grobie Eleny Salvatore. Jęknęła z bólem. Nie zauważyła widząc jak ktoś podszedł do niej po cichu. Nim Rose zdołała cokolwiek zrobić poczuła jak jakaś tajemnicza siła chwyta ją za gardło. Jęknęła próbując się oswobodzić. Niespodziewanie zobaczyła przed sobą nieznajomą kobietę.

- Kim jesteś? - wykrztusiła oszołomiona. W ręku tajemniczej nieznajomej błysnął sztylet.

- Niezła próba, słoneczko ... - mruknęła wyraźnie rozbawiona. – Szkoda tylko, że trochę za późno. Twoje przyjście na świat jest niezwykle istotne. A ja już nie mogę się doczekać, kiedy ponownie się spotkamy.

- Nie! – wykrzyknęła Rose, ale było za późno. Nóż gładko wbił się w ciało dziewczyny. Specjalne ostrze, które mogło zabić takie niezwykłe istoty jak ona. Upadła wydając z siebie ostatnie tchnienie. Tajemnicza kobieta odgarnęła kosmyk włosów. Właśnie dokonała wyboru. Idealnego jaki mogła myśleć. Po to właśnie tworzyła wszystko. Musiała doprowadzić do konfrontacji. Zadbała o każdy szczegół, jednak jej magia mogła wkrótce zniknąć. Nie miała za wiele czasu. Westchnęła cicho i odgarnęła swoje długie włosy. Była piękną kobietą. Uśpioną do tej pory głębokim snem. Przypadek sprawił, że wyzwoliła swoją magię. Działanie sił nadprzyrodzonych w Mystic Falls miało na nią zbawienny wpływ. Czerpała z niej każdą swoją siłę. I zamierzała to ciągnąć aż miasteczko zostanie pochłonięte wraz z mieszkańcami. Istniał jeszcze ktoś, kto o wiele bardziej nienawidził tego miejsca i miał ku temu bardzo ważny powód. Kierując się w stronę domu dużo rozmyślała. Miała tak mało czasu do zaplanowania. Czuła nadchodzący kryzys. Z pewnością ta druga również go czuła. Wkrótce nastąpi reaktywacja jeśli czegoś nie zrobią. Kierując się w stronę domu zauważyła nadchodzącego Damona. Wyczuwała emocje mężczyzny. Widziała złość w jego oczach. Cierpiał. Został zraniony. Uśmiechnęła się. Tego właśnie potrzebowała. Nie bez powodu przywróciła go do życia. uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona.

- Witaj Damonie ... - powiedziała miękko przywołując na twarzy uwodzicielski uśmiech. – Czekałam na ciebie. Nie wiesz jak długo.

- Na mnie? – wykrztusił oszołomiony. – Kim jesteś?

Kobieta znów uśmiechnęła się. W jej oczach pojawił się błysk podziwu i zrozumienia. Drgnął kiedy położyła mu dłoń na ramieniu.

- Mogę ci dać wszystko co zechcesz .... – kusiła namiętnym głosem. – Sprawić, że będziesz mógł dokonywać rzeczy niemożliwych. Musisz mi tylko zaufać.

- Dlaczego mam to zrobić? Jesteś tylko zwykłą kobietą ... - prychnął z pogardą. Wiedział, iż tym nie może ufać. W końcu każda go zawiedzie. Okłamie jak do tej pory. Ona nie była inna. A jednak zafascynowała go. Miała w sobie jakąś dziwną magię przyciągania. Postanowił wbrew sobie spojrzeć na nią inaczej. Była bardzo podobna do mieszkanki ich domu Sary. Te dziwne podobieństwo trochę go dziwiło. Zupełnie jakby były siostrami. Pokręcił głową. To zupełnie niemożliwe. Obie kobiety dzieliła zupełnie inna historia.

- Dam ci wyzwolenie ... - wyszeptała cicho dotykając jego głowy. Damon wzdrygnął się mimowolnie. Poczuł jak dziwy cień przyćmiewa jego umysł. Wkrada się w ciało. Zdobywa władzę nad głową. Powoli wspomnienia, które znał zaczynały znikać. Zastępowały je gniew oraz nienawiść.

- Jest jeszcze jeden taki jak ty ... - powiedziała kiedy oczy mężczyzny przybrały jeszcze ciemniejszy oczy. – Musisz go ściągnąć. Wystarczy, że go dotkniesz, a mężczyzna będzie całkowicie nam uległy. Załatwisz to prawda?

- Tak... - skinął głową ujmując jej twarz w dłonie. Tessa była zachwycona. Tego właśnie chciała i oczekiwała. Niczego więcej. A reszta sama przyjdzie. Nadszedł tylko czas, by reszta świata zapłaciła za wszystkie krzywdy.

*~*~*

Na zakończenie:

O retyjuż piętnasty rozdział za nami.
Aż nie mogę uwierzyć. Nie wiem, czy wiecie, ale stworzyłam coś jeszcze. Właśniepracuje nad pewnym opowiadaniem. Właściwie Fan Fiction ze świata Arrowersum.Jeśli ktoś będzie zainteresowany wkrótce podam więcej szczegółów. Tymczasemzapraszam na kolejny rozdział już wkrótc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro