Rozdział 014 „Podróże do przeszłości"
„Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu"
- Dan Brown
Kroniki autorskie 016:
Ahoj kochani!
Witam serdecznie z nowym rozdziałem. Obecnie za oknem panuje wiosna, a właściwie powoli nadchodzi. Uwielbiam ten okres gdy wszystko budzi się do życia. Dzięki temu mam ochotę cieszyć się wszystkim i tworzyć. Nie mogę uwierzyć iż właśnie powstaje 14 rozdział. Tak daleko zabrnęłam. Mam nadzieję iż za bardzo nie namotałam z moją historią. Co będzie dalej? No cóż. Czas pokaże. Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania. Wszelkie słowa uznania bądź krytyki są mile widziane.
*~*~*
-Gdzie ja jestem?
Zapytała cicho Bonnie budząc się do życia. Nie wiedziała kiedy straciła przytomność. Wciąż przed oczami miała własną babcię. To jak do niej mówiła. Przypomniała sobie wszystkie uczucia jakie kiedykolwiek odeszły. Znów czuła ból straty. Wiedziała, że prędko o nich nie zapomni. Jęknęła z bólem. Była przywiązana do jakiegoś kamiennego stołu. Dookoła widziała pochodnie i dziwne namalowane na skałach znaki. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Jęknęła oszołomiona. Nie tak sobie wszystko wyobrażała. Po śmierci Eleny pragnęła wieść normalne i spokojne życie. Myślała nawet by wyjechać z Mystic Falls. Takie były pierwotne plany. Jednak znów stała oko w oko z niebezpieczeństwem. I tym razem mogła naprawdę zginąć. Westchnęła próbując rozpoznać miejsce uwięzienia.
- Stare miejsca kultu, gdzie niegdyś składano ofiary ... - wyjaśniła spokojnie starsza kobieta. – Nie przedstawiłam ci się. Jestem Mavis. Pochodzę właśnie z Mystic Falls. Tu się urodziłam i wychowałam. Tu miałam swoje życie. Dopóki mi go nie odebrano. Teraz ja wezmę swoją część. Zdobędę je i stworzę na nowo własny świat.
- Nie uda ci się ... moi przyjaciele zrobią wszystko by cię powstrzymać ... - Bonnie wierzyła w swoich przyjaciół. Zawsze jej pomagali. Nigdy nie zawiedli. Liczyła iż tym razem również to zrobią.
Mavis wybuchła śmiechem słysząc te słowa. Bonnie była bardziej naiwna niż myślała. Pokręciła głową.
- Naprawdę tak myślisz? – spytała ze śmiechem. Pokręciła głową. Czuła się rozbawiona. Młoda czarownica niezwykle ją intrygowała.
- Obawiam się, że są zbyt zajęci powrotem do przeszłości by ci pomóc ... - skupiła swoją moc. Sprawiła iż na ścianie błysnął żywy ogień. W pomieszczeniu zapanowała duchota. Bonnie próbowała uwolnić ręce za pomocą zaklęcia. Niestety. Było to niemożliwe. Musieli ją całkowicie zablokować. Pozostawała bezradna wobec nich.
- To ty sprowadziłaś umarłych? – zapytała powoli rozumiejąc ostatnie wydarzenia. Kobieta przytaknęła. Ten plan należał do najbardziej udanych. Stworzyła zmartwywstałych, by pomogli jej odwrócić uwagę. Działała po kolei. Aż w końcu znalazła się tutaj. Zdobyła wszystko co chciała. Teraz czarownica Bennettów została zdana na jej łaskę. Mogła z nią robić co chciała. I zamierzała. Odebrać moc a następnie uśmiercić.
- Bystra jesteś ...- zakpiła. Stojąca obok wiedźmy Christy również się zaśmiała. – Wykorzystałam wasze własne uczucia i straty. Nie jest to trudne. Mystic Falls to śmierć we własnej osobie. W ostatnich latach umarło więcej osób niż za moich czasów. Doprawdy niezwykłe. A wy przyjaźnicie się z wampirami. Chyba gorszej zniewagi nie mogłyście zrobić. Czarownice i wampiry. Też coś.
- Nie każdy wampir jest zły .. . – próbowała bronić swoich przyjaciół Bonnie. Spędziła w ich towarzystwie już wiele lat. Widziała dobre i złe rzeczy. Jednak te dobre przeważały. Nawet ktoś taki jak Damon Salvatore stał się zupełnie innym człowiekiem. Innym wampirem. Miłość ich wszystkich odmieniała. Sama wiedziała to po sobie. Znała te uczucie kiedy była zakochana.
- Serio chcesz mnie o tym przekonywać? Niech Christy opowie ci co Michaelsonowie zrobili z jej rodziną. Niech ci pokaże....
Nim Bonnie zdołała cokolwiek zrobić Christy podeszła do niej. Dotknęła głowy. Poczuła ostry, niemal rozrywający ból. Zaczęły napływać wspomnienia. Widziała małą dziewczynkę. Otoczoną rodziną, bliskimi. Szczęśliwą. Mogła mieć z pięć lat. Klausa rozpoznała od razu. Zaatakował rodziców dziewczyny. Był przy tym bardzo brutalny. Nie żałował krwi. Tak samo postępował jego brat Elijach. Zabili wszystkich. Wszystkich po za małą Christy, która schowana w szafie obserwowała całą scenę. Tak znalazła ją Mavis. Wychowała jak swoją córkę. Wyczuła moc jaką w sobie posiadała i uwolniła. Dała nieśmiertelny sen dzięki któremu mogła przetrwać następne stulecia. Czekała na swoją zemstę.
Bonnie szczerze współczuła dziewczynie. Nie zasługiwała na taki los. Powinna być szczęśliwa. Wieść normalne życie. Zakochać się i umrzeć kiedy nadejdzie jej czas. Zamiast tego straciła wszystko co kochała. To uczyniło nią kim jest obecnie.
- Klaus Michaelson jest wyjątkiem od reguły ... - mruknęła nie kryjąc swojej złości. Ten wampir sprawił iż bardzo wycierpieli. Ona sama niemal zginęła przez niego. Wspomnienia Christy wciąż boleśnie przelatywały głowę. Próbowała je powstrzymywać, ale bezskutecznie. Christy pokonywała wszystkie bariery jakie tworzyła. I sama była bliska osiągnięcia swojego celu.
- Zamierzam zniszczyć wszystkie żyjące wampiry na świecie ... - oznajmiła Mavis. – A czarownice będą całkowicie mi podległe. Więzy krwi stworzone przez Michaelsonów bardzo mi się przydadzą. Wykorzystam te zaklęcie wobec wiedźm i wówczas zwiążę je ze sobą. Wcześniej sprawię by wszyscy zapomnieli o rodzinie Michaelsonów na zawsze. I nie tylko. O was Bennetach również wszyscy zapomną. Kiedy tylko twoja moc złączy się z moją.
- Nie tym razem! – Nieznany głos przerwał im rozmyślania. Zebrane kobiety drgnęły. W pewnym momencie stało się coś dziwnego. Nagły błysk światła zawładnął pomieszczeniem. Nim każde z nich zdołało cokolwiek zrobić wciągnęło ich wszystkich ze sobą.
*~*~*
(Mystic Falls kilkaset lat wstecz)
Obudził ją okropny ból głowy.
Nie wiedziała gdzie się znajduje i co jest grane. Z trudem rozpoznawała miejsce w którym była. Tuż obok niej leżał Damon. On również powoli wstawał. Wyglądał na równie oszołomionego jak oni.
- Co się stało? – zapytała ściszonym głosem Jess. Nikt jej nie umiał powiedzieć. Zaskoczyła ich panująca zima. Przecież dopiero co było lato.
- Jestem wolna! – wykrztusiła z zaskoczeniem Bonnie. – A tamte kobiety zniknęły....
Nie za bardzo rozumiało co się stało. Pokręciła oszołomiona głową. Jess i Enzo również spojrzeli na nią. Damon westchnął. Skądś poznawał te miejsce. Ta polana. Wyglądała znajomo a zarazem zupełnie inaczej. Nie umiał w tym momencie powiedzieć, gdzie się znajdują. – O co tu chodzi?
- Nie mam pojęcia ... - powiedziała cichym głosem również rozglądając się dookoła. Postanowili wyjść z polany. Nie mogli dłużej ukrywać swojej obecności. Być może odkryją coś niespodziewanego. Tymczasem coś ich zaatakowało. Bonnie i Damon gdzieś zniknęli. Została tylko ona. I rozpoznała mężczyznę przed sobą.
- Elijah ... - wykrztusiła z zaskoczeniem imię ulubionego niegdyś Michelsona. Nim ją zdradził byli kimś na pozór przyjaciółmi. Jednak ten wybrał brata. Zawsze go wybierał. Nawet jeśli w grę wchodziło jego własne życie. – Co ty tu robisz?
- Kim jesteś? – zapytał a jego oczy przybrały czerwienią. Jego pytanie ją zaskoczyło. Zmarszczyła brwi. I uważniej go obejrzała. Wyglądał inaczej. Ubrany w jakieś staromodne ciuchy biedaka. Kompletnie do niego nie pasujące. Coś jej nie pasowało.
- Jaki mamy rok? – postanowiła zapytać z innej strony. Mężczyzna jakby wyczuł wahanie, gdyż postanowił odpowiedzieć.
- 1220 ... - odpowiedział spokojnie wciąż mierząc ją wzrokiem. – Jesteś taka sama jak my. Jak to możliwe? Matka mówiła, że jesteśmy jedyni.
- Wybacz, Elijah ... kiedyś zrozumiesz... - wyszeptałam unosząc wzrok tuż za nim. Stała tam Bonnie i używając mocnego zaklęcia sprawiła iż upadł na ziemie. Nie mogłam uwierzyć w co usłyszałam. Przenieśliśmy się w czasie. Jakimś dziwnym cudem. Nigdy nie sądziła, że jest to możliwe. Jednak chyba zacznie wierzyć w jeszcze większą magię po czymś takim. Zdecydowanie powinna.
- On mówił poważnie? – zapytał cicho Damon. – Naprawdę mamy ten rok? Jeszcze nie było nas wtedy na świecie. Mnie i Stefana. Dziwne przebywać w czasie naszych przodków.
- Tylko dlaczego tutaj? Dlaczego teraz? – Jess miała bardzo dużo pytań. Musieli też znaleźć sposób by wrócić do domu. Pokręcili głowami. Nie znali odpowiedzi na te pytania.
- Musimy wtopić się w tłum i znaleźć sposób, by wrócić do domu ... - stwierdził cicho Stefan. Chociaż był bardzo podniecony perspektywą przybycia tutaj to musieli wrócić. Złe wiedźmy opanowały Mystic Falls. A oni musieli znaleźć sposób, aby je powstrzymać. Jeśli tylko zdołają w ogóle dać radę. Jess chciała mu coś odpowiedzieć, lecz w pewnym momencie Bonnie upadła na ziemię. Zaczęła się strasznie trząść, a z ust pociekła jej krew. Wyglądała przerażająco.
- Co te wiedźmy jej zrobiły? – zapytał Enzo wściekłym głosem kucając przy niej. Nie przepadał za nią zbytnio, ale też nie życzył źle. W końcu nigdy za specjalnie nic mu nie zrobiła.
- Jeżeli jesteśmy w Mystic Falls powinien być tu niedaleko opuszczony dom ... - zauważył cicho Stefan. – Rozpoznaje te miejsce. Niewiele się zmieniło. Może będziemy mieli szczęście i dom wciąż jest w ruinie.
Nikt nie chciał się kłócić z Stefanem. Enzo podniósł Bonnie. Była cała rozpalona. Mogła mieć gorączkę wysoką gorączkę. Jęczała niezrozumiałe słowa. Ku ich uldze Stefan miał racje, chociaż nie do końca. Dom owszem był opuszczony, ale to nie ruina. Niedaleko dostrzegli młode groby. Być może ludzie tu mieszkający zginęli w jakiś okrutny sposób. Ostrożnie weszli do wnętrza domu. Musieli bardzo uważać. Nigdy nie wiadomo, kogo mogli tu spotkać. Ułożono Bonnie na wygodnym łóżku. Leżała półprzytomna. Udało im się znaleźć jakieś odpowiednie rzeczy i przebrali się.
- Pójdziemy z Damonem na rozeznanie ... - powiedziała cicho Jess. – Może jest tu ktoś, kto nam pomoże i nie wzbudzimy zainteresowania.
- Zaatakowaliśmy Michaelsona... Nie wiem, czy wyjdzie nam to na sucho ... - stwierdził cicho Stefan. Musieli przytaknąć mu racje. Ryzykowne posunięcie. Jednak zostali zaskoczeni. Teraz już będą działać ostrożniej. I musieli uratować swoją przyjaciółkę, a także wrócić do domu. Czas zdecydowanie nie był ich sprzymierzeńcem. A wszystko jakby grało przeciwko nim.
*~*~*
Jess z nieskrywaną ciekawością rozglądała się po zupełnie nowym Mystic Falls.
Pamiętała te dawne czasy. Wytworne przyjęcia, sztuki, wyjazdy do dużych miast, adoratorzy. Tu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Bogaci ludzie naprawdę się wyróżniali od biednych, niewolników i pozostałych inności. Odruchowo przylgnęła do Damona. Mieli na sobie dobrze wyglądające ubrania. Mogli uchodzić za kogokolwiek w tym mieście. Nie chcieli się za specjalnie wyróżniać. Zwłaszcza, że nie znali pozycji Michaelsonów, a zaatakowali Elijaha. Będzie z pewnością żądny zemsty. Zachowanie ostrożności było ich priorytetem. Wciąż nie wiedzieli co tu robili. Ta sytuacja jest dla nich absolutną nowością.
- Słyszałam o podróżach w czasie, ale nie sądziłam iż można je odbyć naprawdę ... - przyznała wciąż zafascynowana Jess. Nie poznawała obecnego Mystic Falls. Wyglądało zupełnie inaczej niż gdy ona przyszła na świat. Ciekawa była, czy rezydencja Salvatorów istniała. Podobno powstała w którymś tam wieku. Bardzo chciałaby wiedzieć i znać odpowiedzi. Niestety. W tym momencie nie mogła zbytnio na to liczyć. Życie w niewiedzy bywało bardzo upierdliwe.
- To prawda! – przytaknął Damon. – Musimy zachować spokój. Wystarczy jeden błąd, a możemy wszystko zmienić. Nawet nasze urodzenie.
- Rozsądny Damon Salvatore... to do ciebie niepodobne ... - parsknęła rozbawiona wyraźnym śmiechem. Damon pokręcił głową i objął ją w pasie. Nagle oboje przystanęli. Rozpoznali bez trudu czarnowłosą kobietę, która stała przed nimi na prowizorycznym straganie. Sprzedawała jakieś zioła. Krew Bennetów była rozpoznawalna już z daleka. Wyglądała niemal identycznie jak Bonnie z tym wyjątkiem iż była doroślejsza. Mogła mieć ze trzydzieści parę lat.
- Myślisz, że możemy prosić ją o pomoc? – spytał cicho Damon. Jess nie bardzo wiedziała. Ostatecznie Bennettowie popełniali najróżniejsze błędy. Nie zawsze byli idealni. Chociażby późniejsza Emily Bennett.
- Nie wiem, czy możemy jej zaufać ... - wyznała z westchnieniem. Wyczuła wzrok kobiety na sobie. Spojrzała przenikliwie w taki sposób jakby wiedziała kim oni są. Pospiesznie odwróciła wzrok i rozpoznała kolejną postać. Christy. Jasnowłosa dziewczynka mogła mieć tu z pięć lat? Pokręciła głową. Najwyraźniej wiedźma zastosowała te samo zaklęcie jak niegdyś w przypadku Freyi. Wieczny sen. Przynosiło skuteczny aczkolwiek niebezpieczny efekt. – W końcu jest Bennetówną. Tylko jedną znam na tyle uczciwą. Bonnie. Jednak tym razem ona potrzebuje pomocy. Musimy zrobić wszystko by ją uratować.
- Być może nie tylko ją .... – Damon nagle zawiesił głos. Jess spojrzała zaskoczona. Może i miał racje? Możliwe iż chodziło o kogoś jeszcze. Zaczynała rozumieć. Data, rok, miesiąc. Wszystko by się zgadzało. Mieli szansę ocalić zupełnie inne istnienie. Wiedziała o kim mowa. Christy. Czy to możliwe iż ona ich tu przeniosła? Sprzeciwiła się Mavis i użyła swojej własnej mocy? Była aż taka potężna? Pokręciła głową z niedowierzaniem. Mogło tak być. Ostatecznie czarownice w tych czasach należały do dość potężnych.
- Wiem kogo masz na myśli ... - powiedziała ściszonym głosem. – Ona nam pomoże, Christy. Teraz jest małą dziewczynką, ale być może będzie wiedziała co robić.
- Znajdziemy ją .... – stwierdził ściszonym głosem Damon. Był pełen wiary. Zamknął za sobą pewien etap życia. Musiał. Teraz zaczynał coś nowego. I zamierzał cieszyć się nim za wszelką cenę. U boku nowej kobiety jaką zesłał mu los.
Wspólnie ruszyli w stronę miejsca, gdzie może mieszkała Christy. Działali instynktownie. Czas nie był ich sprzymierzeńcem. Udało im się. Dom Christy należał do najbiedniejszych w okolicy. Mieścił się na obrzeżach. Idealne miejsce na cel dla wampirów. Zobaczyła przed domem cztery osoby. Trzy dziewczynki i jednego chłopca. Wśród nich rozpoznała Christy. Mała dziewczynka z uroczymi blond loczkami. Wyglądała tak bardzo niewinnie. Wszyscy wyglądali.
- Musimy wypłoszyć ich z domu ... - zamyśliła się. W pewnym momencie chłopiec popchnął dziewczynkę aż upadła. Cała trójka weszła do środka zostawiając ją samą. Dla nich to idealna okazja. Jess podkasała spódnicę do góry i ruszyła w stronę domku. Damon tuż za nią. Dziewczynka nieco wystraszona i z zaskoczeniem spojrzała na nich. W jej oczach widać też było ciekawość.
- Wiem kim jesteście ... - powiedziała zaskakująco dorosłym głosem. – Widziałam was we śnie. Mogę wam pomóc jeśli mnie zabierzecie.
- Czy wiesz co wybawi dzisiaj twoją rodzinę z domu? – zapytała Jessica kucając przy niej. Pokiwała głową. Ułożyli plan na który Damon nie był zachwycony, jednak nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. Jess bywała uparta jeśli tego chciała.
- Nie bój się .... Powiedziała cicho dziewczynka biorąc go za rękę. – Ona sobie poradzi. Musimy iść. Twoja przyjaciółka czeka. Nie zostało jej zbyt wiele czasu.
- W porządku! – skinął głową niechętnie. Pozwolił się wyprowadzić chociaż niezbyt chętnie. Jess ucieszyła jego nagła troska o nią. Pokazał wyraźnie, że mu zależy. Chciała by było między nimi coraz lepiej. Potrzebowała dowodu jego miłości. Być może wciąż jej nie kochał jak ona, ale potrzebował. Westchnęła cicho. Długo czekała na te chwile. Nie kryła swojej radości. Teraz jednak miała zdecydowanie ważniejsze zadanie. Czekała na Klausa. W końcu będzie miała okazje na odwet za wszystkie swoje upokorzenia. Nie mogła go zabić. Jedynie powstrzymać przed złem koniecznym.
- Kim jesteś? – drgnęła gdy drzwi się uchyliły i wszedł Niklaus Michaelson. Wyglądał zupełnie inaczej niż widziała go kiedy opuszczała Nowy Orlean. Jego niski status widoczny po ubraniu. Długie włosy sięgały mu do pasa w dół. W oczach widniały niebezpieczne błyski. Wyczuwał wyraźnie kim była. Już wtedy był bardzo potężny, a jego moc dopiero się rozwijała. Jess mimo swego strachu zawsze czuła wobec niego respekt i szacunek. Zapracował na niego bez względu na to kim był.
- W przyszłości będę twoim największym koszmarem ... - odpowiedziała spokojnie wyraźnie akcentując każde słowo. – I zapewniam iż będę ostatnią osobą jaką zobaczysz w życiu...
Teraz mówiąc to zaczynała rozumieć obecne wydarzenia. Wszystko co do tej pory miało miejsce. Ona sama stworzyła sobie wroga. Klaus nigdy nie powiedział kim była wiedźma, która go uprzedziła. Teraz to wiedziała. Jęknęła głucho z trudem panując nad sobą. W oczach miała łzy. Niestety. Sama skazała się na potępienie. Klaus wykrzywił twarz w wściekłości. Ona skupiła się na resztkach swojej mocy. Nie miała jej zbyt wiele, jednak wystarczyło. Klaus z rykiem wylądował na ścianie. Spojrzała w jego stronę po raz ostatni i odeszła. Zachowując resztki dumy jaka jej pozostała.
*~*~*
Bonnie wyglądała naprawdę kiepsko.
Z każdą chwilą wyraźnie odchodziło a Stefan i Caroline ukryci w jaskini nie wiedzieli co robić. Nigdzie nie widać było Damona i Jess. Nie było ich już kilka godzin. Caroline miała w oczach łzy. Nie chciała stracić kolejnej przyjaciółki. Z pewnością by sobie tego nie wybaczyła. Dziękowała Stefanowi, że był przy niej. W ostatnich dniach ich relacje wyglądały naprawdę kiepsko. Nikt się nie wtrącał, ale każdy widział jak źle układa się między nimi. Caroline widziała swój błąd i nie wiedziała jak go poprawić. Zagubiła się po śmierci swojej mamy. Teraz powoli dochodziła do siebie. I zrozumiała jak wielki błąd popełniała. Z początku broniła się przed tą miłością. Nie chciała jej. Głównie ze względu na Elenę. Obawiała się reakcji przyjaciółki. Teraz nie miała nic na przeszkodzie.
- Masz miłość przed sobą, ale jesteś bardzo ślepa ... - zauważył cicho Enzo kręcąc głową. Widział jak tych dwoje nie może się zbliżyć do siebie i nie rozumiał tego. On sam wiele by oddał za przywrócenie swojej miłości. Kiedyś kochał nad życie. Niestety dzisiaj nic mu nie zostało.
- Co ty możesz wiedzieć o miłości ... - prychnęła z lekką pogardą. Nigdy mu nie ufała. Enzo przybył znikąd chcąc zniszczyć związek Damona i Eleny. Szukał zemsty. Teraz niby był z nimi, ale w każdej chwili mógł zdradzić. Nie opowiedział się po żadnej ze stron. Wciąż pozostawał sam i tak jakby z daleka. Fakt, że im pomagał był czystym przypadkiem.
- Wiem więcej niż myślisz Caroline ... - odparł jej miękko. Nie winił iż mu nie ufała. Parę razy pokazał jak bardzo nie warto. Teraz zamierzał się zmienić. Miał nowy cel w życiu. Zapomnieć o przeszłości. Żyć przyszłością i tym co było mu dane. Po za tym intrygowała go nowa mieszkanka Mystic Falls. Bardzo chciałby ją poznać. Zdecydowanie bliżej. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. – Dawno temu kochałem. Miłość mnie odmieniła, ale kiedy umarła wrócił smak zemsty. Masz okazje stworzyć coś pięknego ze Stefanem nie oglądając się na przeszłość. Spróbuj, zaryzykuj. Być może to będzie warte wiele więcej niż cokolwiek do tej pory.
Caroline skinęła głową. Mówił z sensem. Mogłaby spróbować kiedy wrócą do domu. Czekało ich jeszcze wiele spraw do wyjaśnienia, ale wszystko przed nimi. Wierzyła w to. Już chciała mu odpowiedzieć, gdy pojawił się Damon wraz z nieznajomą dziewczynką.
- To Christy ... - wyjaśnił łagodnym głosem. – Pomoże nam uzdrowić Bonnie i wrócić do domu.
- A gdzie Jess? – W głosie Stefana słychać było wyraźny niepokój.
- Załatwia prywatne sprawy z Klausem. Zaraz powinna tu być - zapewnił go Damon. Bonnie wyglądała naprawdę coraz gorzej. Na szczęście Christy wiedziała co robić. Wykorzystała cały swój dar. Skupiła moc. Jak na pięcioletnią dziewczynkę była bardzo skupiona. Wysysała z niej mroczną energię i nie tylko. Pomagała powrócić do życia. Trwało to długo, ale była już sobą. Wyglądała o wiele lepiej. Całkiem przytomna uniosła wzrok i spojrzała na nich.
- Gdzie ja jestem? – zapytała ochrypłym i gardłowym głosem. Caroline rzuciła się w jej ramiona z płaczem. Nie straciła przyjaciółki. Żyła, była tutaj. Mogła znów być spokojna. Pozostawało tylko pytanie na jak długo? Chciałaby znać odpowiedzi na te pytania, ale nadejdą z czasem. Wiedziała o tym. W końcu mieszkali w Mystic Falls.
- Zaraz wrócimy do domu! – Tym razem to była Jess. Damon odetchnął z ulgą na jej widok. Z całych sił przytulił ją do siebie. Naprawdę cieszył się obecnością dziewczyny. Potrzebował by była tutaj.
- Zależy ci na mnie? – zauważyła z zaskoczeniem. Pokiwał głową. Już dawno powinna to zrozumieć, jednak wciąż była niepewna. Ostatecznie chodziło o Damona. Z nim nigdy nic nie wiadomo. – Musimy wrócić do domu...
Ledwie zdążyła powiedzieć te słowo a wszystko gwałtownie rozpłynęło się w powietrzu. Zaczęli powoli znikać, by znów wrócić w sam środek współczesnego Mystic Falls. Wszystko wyglądało jak dawniej. Zniknęli Nekromanci, i wredne czarownice. Byli tylko oni. Zupełnie jakby czas zatrzymał się w miejscu i nie szedł dalej.
- Wygraliśmy! – zawołał z entuzjazmem Stefan i przyciągnął do siebie Caroline. Nie broniła się. Ona również tego chciała. Pragnęła być szczęśliwa z mężczyzną, którego kochała. Docierało to do niej. I niemal przekonał ją fakt iż Elena nie miałaby nic przeciwko temu. W końcu ona nie żyła. Odeszła. Stefan miał prawo do szczęścia. Przynajmniej tak właśnie myślała. Ona również.
- Pójdziemy dzisiaj na kolacje? – zaproponowała nieśmiało. Stefan zgodził się. Odeszli wspólnie objęci zostawiając pozostałych. Enzo postanowił odprowadzić Bonnie. Nawiązała się między nimi jakaś dziwna nić. Damon i Jess pozostali sami.
- Naprawdę odbyliśmy podróż w czasie ... - Damon wciąż był pod wrażeniem całej historii. Nie myślał nigdy iż magia sięga tak daleko. Czarownice nigdy nie przestawały go zaskakiwać. Żadne z nich nie zauważyło, że są obserwowani. Tajemnicza postać stała po drugiej stronie ulicy, niedaleko The Grill. Śledziła każdy ich ruch aż zniknęli zza zakrętu.
- Najwidoczniej tak! – Jess cieszyła się chwilą z ukochanym mężczyzną. – Co powiesz na romantyczną kolacje dzisiaj wieczorem? Chciałabym wiele ci wyjaśnić. Muszę opowiedzieć moją historię. Dopiero ją zrozumiałam, chociaż Klaus dość mocno nakłamał w moim życiorysie. Muszę z nim to wyjaśnić i widzimy się wieczorem.
- Jasne... - przytaknął niechętnie zostawiając ją samą. Musiała to wyjaśnić. Była mu wdzięczna, że uszanował tę prośbę. Od razu znajdując ciche miejsce na uboczu wykręciła numer do Klausa. Odebrał zaskoczony po kilku minutach. Kiedy mu powiedziała co zaszło nie krył zaskoczenia.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że to byłaś ty ... - oznajmił po chwili milczenia. – Jak przez mgłę pamiętam tamte wydarzenia. Byłem przekonany iż wiedźma, która przepowiedziała mi śmierć to byłaś ty. W sumie teraz widzę pewne podobieństwa. Coś w tym jest.
Jessica zaśmiała się ponuro. Sama siebie skazała na wieczne cierpienie. Nie wiedziała jak wyplątać się z całej tej sytuacji.
- Freya pracuje nad zniszczeniem klątwy ... - stwierdził po chwili milczenia. – Jestem ci to winien po tym wszystkim co zrobiłaś dla mojej rodziny.
- Dziękuje... - wyznała wzruszona. Naprawdę dziękowała. Narodziny Hope i związek z Cami mocno zmieniły nastawienie Klausa do życia. Miała nadzieję iż nie wydarzy się coś złego, co sprawi by mężczyzna znów wrócił na dawne tory. W życiu Pierwotnych wampirów wszystko mogło mieć miejsce.
- Cholera! – zaklęła w pewnym momencie, gdy poczuła ostre zderzenie z innym autem. Nie zdążyła zapanować nad samochodem. Wjechała w bok czując jak wszystko rozmywa się dookoła. Straciła przytomność.
*~*~*
Na zakończenie:
Mam nadzieję, że to wieczne wpadanie w kłopoty przez Jess nie znudzi wam się jeszcze. Spokojnie mam jeszcze kilka pułapek dla niej w zanadrzu. W końcu by zyskać jakieś zakończenie trzeba sporo przeżyć. No cóż. Nie trując dłużej więcej zapraszam na kolejny rozdział.
P.S. Sam i Dean jeszcze wrócą! Dla wielbicieli SN ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro