Rozdział 013 „Zmartwywstali"
„Kluczem do sukcesu jest skoncentrowanie umysłu na tym,
czego pragniemy, nie na tym, czego się boimy" - Brian Tracy
Kroniki Proroka Codziennego 015:
Witajcie kochani!
Ostatnio sporo namieszałam w rozdziale. Może dlatego iż opornie mi się go pisało. W ogóle muszę wam przyznać iż wróciłam do oglądania Pamiętników. Jakoś mam jaśniejszy umysł i przypominam sobie wiele wątków, które pomagają mi rozwinąć jasny obraz sytuacji. Tymczasem wam polecam z całego serca Wynnone Earp. Jeśli jesteście miłośnikami podobnych seriali co TVD lub Supernatural. Znajdziecie tam coś dla siebie.
Zapraszam do czytania;
*~*~*
-Nie mogę uwierzyć! Ty i Damon jesteście razem.
- Wiecie co to oznacza? - Pełna zapału Bonnie spojrzała na dwie siedzące dziewczyny przy stoliku. Jess postanowiła się spotkać z dziewczynami po tygodniu wspaniałego romansowania z Damonem. Dwa dni temu oficjalnie zaprosił ją na randkę i potwierdził, że są parą. Zrobił to w tak staroświecki sposób iż nie mogła uwierzyć. Miała łzy szczęścia w oczach. Właśnie spełniało się jej marzenie. Nie mogła powiedzieć o tym Rickowi. Ostatnio dziwnie się zachowywał. Postanowiła porozmawiać z Bonie i Caroline. Po śmierci Eleny stały się sobie bardzo bliskie.
- Pewnie zaraz nam powiesz .... – Caroline wywróciła oczami i z uśmiechem spojrzała na Bonnie. Czuła dziwny smutek. Owszem cieszyła się szczęściem przyjaciółki. Ona i Damon na to zasłużyli po wszystkim co przeszli. Mieli naprawdę sporo do nadrabiania. Teraz na szyi Jess widniał łańcuszek z kryształem. Prezentem od Damona oraz oficjalną przysięgą zerwania z przeszłością. Damon obiecał zapomnieć o Elenie, chociaż na zawsze pozostanie w jego sercu. Jess nie zdradziła mu swojego sekretu. Nie była pewna, czy mogłaby powiedzieć mu prawdę o jego przywróceniu. Czy tamta tajemnicza kobieta w jakiś sposób przywróciłaby do życia Elenę. Jednak wolała nie ryzykować jej dobroci. Wciąż jeszcze nie wiedziała z kim ma do czynienia.
- Damon postanowił zapomnieć o przeszłości ... - rzuciła triumfalnie dopijając whiskey. Skinęła na młodą kelnerkę pracującą przy barze od właściwie wczoraj. Na imię miała Lisa. Była śliczną i drobną blondyneczką o krótko ściętych włosach. Przyjechała do Mystic Falls szukając swoich korzeni. Tak przynajmniej powiedziała. Wyglądała na sympatyczną, ale z doświadczenia nauczyli się nie ufać nowym osobom. Czasami tak jest najbezpieczniej dla wszystkich. Nie raz nowi pokazywali im zupełnie inne oblicze. A Mystic Falls nie przyciągało nikogo normalnego. – Chce zacząć od nowa. To chyba dobrze, nie?
Caroline pokiwała głową. Tęskniła za Eleną, ale przyjaciółka już nie wróci. Musiała o niej zapomnieć raz na zawsze. Ich życie biegło dalej swoim własnym, powolnym torem. Często odwiedzała grób przyjaciółki. Salvatorowie pochowali ją w rodzinnej krypcie. Damon chciał mieć ją przy sobie. Teraz nie będzie mu to potrzebne. Jakoś nie umiała się tym w pełni cieszyć. Dlaczego? Nie miała zielonego pojęcia. Przecież powinna być szczęśliwa. Wciąż jeszcze nie rozmawiała ze Stefanem o tym co zaszło, gdy wyłączyła swoje człowieczeństwo. Nie miała odwagi.
- Wspaniale ... - mruknęła cicho wznosząc toast. – Jestem pod wrażeniem, że w końcu się odważył. Tylko, czy jego uczucia są szczere?
Nie chciała być złośliwa w żaden sposób. Po prostu mówiła prawdę. Zdążyła zbyt dobrze poznać Damona. Tego złego Damona. I pamiętała za dobrze, co potrafił zrobić. Wolała o tym nie myśleć w tym momencie. W swoim życiu miała dość złych wspomnień.
- Dokładnie właśnie! – drgnęły słysząc znajomy głos. Wszystkie odwróciły się gwałtownie. Tuż za nimi stała Elena. W tej samej błękitnej sukni w której została pochowana. Jess nie mogła w to uwierzyć. A jednak to ona. Stała tuż przed nimi. Pełnia życia i uśmiechnięta.
- Elena! – Bonnie pisnęła z radości i rzuciła się przyjaciółce na szyję. To samo zrobiła Caroline. Tak wielki cud nie zdarza się cały czas. W tym momencie mogła być naprawdę szczęśliwa.
*~*~*
Miała wrażenie, że dzieje się coś dziwnego.
Jak tylko wstała z łóżka czuła dziwne kołatanie w głowie. Miała dziwne przebitki wspomnień, których nie rozumiała. Tuż obok niej spał jak zabity Damon. No cóż. Wczoraj mieli sporo różnych wrażeń. A to miał być dopiero początek. Niestety przez cały czas czuła się dziwnie. Spotkanie w The Grill z Bonnie i Caroline niewiele pomagało. Zwłaszcza rozmowa z Caro. Jess trochę ją rozumiała. W końcu Elena była jej najlepszą przyjaciółką. Ona Jess nigdy jej nie zastąpi choćby bardzo tego chciała. I wtedy zjawił się cud. Przyszła ona. Elena Gillbert we własnej osobie. Nawet Jess poderwała się na równe nogi. Nie mogła w to uwierzyć. Ostatnia osoba jaką chciałaby zobaczyć.
- Jak to możliwe? – spytała gdy tylko otrząsnęła się z pierwszego szoku. – Umarłaś. Zostałaś pochowana. Chyba, że ....
- Damon nie zawarł układu z diabłem ani nie jestem Katherine ... - powiedziała kręcąc głową. Wyglądała na rozbawioną tymi podejrzeniami. Jess czuła dziwne uczucie niepokoju. Nie umiała tego określić skąd on się wziął. Po prostu coś było nie na miejscu.
- Wyluzuj Jess! – Caroline zbyła jej obawy, przytulając przyjaciółkę do siebie. Wtedy wyszła. Nie chciała tego obserwować. Wiedziała jak to się skończy. Damon ją zostawi. Odejdzie. I znów będzie miała złamane serce. Po raz kolejny okazała się prawdziwą idiotką. To bolało. Bardzo. Niestety najwyraźniej w jej życiu nie ma szans na szczęśliwe zakończenie. Z cichym westchnieniem wyszła na zewnątrz. Panowała ponura atmosfera. Padał rzęsisty deszcz. Idąc w stronę rezydencji Salvatorów czuła się bardzo niepewnie. Coś zdecydowanie tu pasowało. Najwyraźniej nie tylko Elena wróciła zmartwy. Liz Forbes również. I z tego co zdążyła zauważyć nie tylko ona. Niepokój ściskał ją za gardło. Po drodze mijała stary opuszczony młyn. Wyglądał niezwykle malowniczo na tle miasta. Od około pięćdziesięciu lat był opuszczony. Jednak ku jego zaskoczeniu koło młyna chodziło. Nie powinno. Wszystko przecież było nieczynne i zaniedbane. Z niepokojem ruszyła w stronę młyna, ale coś ją powstrzymało. Wokół niego utworzono barierę. Nie mogła przekroczyć jego progu. Jakby miało coś chronić. Tylko co i dlaczego? Wcześniej z pewnością tego tu nie było. Musiała wrócić do domu. Porozmawiać z kimś kto jeszcze nie ogłupiał. Odwróciła się czując bicie mocnego serca. Od razu go rozpoznała. Wyglądał dokładnie jak w momencie, gdy widziała go po raz ostatni. Szok przyspieszył bicie jej serca. Wręcz nie mogła w to uwierzyć. Wiedziała, że umarł. Sama osobiście go pochowała. Pierwsza osoba jaką odważyła się pokochać po stracie Damona. Niestety Klaus musiał wszystko zniszczyć. Myślami wróciła do tamtych wydarzeń. Już niemal o nich zapomniała. Teraz w natłoku myśli wszystko wróciło. Wspomnienia niczym bumerang napływały do niej ze zdwojoną siłą. O połowie z nich najchętniej by zapomniała. Niestety. Po raz kolejny przeszłość postanowiła wrócić i po raz kolejny się o nią upomnieć.
*~*~*
(Londyn, Anglia rok 1940)
W końcu jej się to udało.
Nie mogła uwierzyć. Po tylu latach i nieudanych próbach w końcu to zrobiła. Właściwie sporo zawdzięczała Rebece i Marcelowi. Gdyby nie ich romans Klaus nie miałby tylu problemów. Wciąż trzymałby ją na oku. Trochę tego nie rozumiała. Nie była członkiem rodziny, nie miała jednak w pełni swobody. Myślał, że ją kontroluje. Nigdy nie zdradziła mu w pełni swoich możliwości. Wciąż szokował ją brak odporności na jego magię. Nie spodziewała się tego. Walczyła z nim na każdym kroku. Nie rozumiała tej jego obsesji na jej punkcie. Wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Mimo iż została nieśmiertelną nigdy tak naprawdę nie była wolna. Nie mogła kochać. Próbowała ułożyć sobie życie na nowo. Teraz miała idealną okazje. Wyjechała do Anglii. Świat przygotowywał się do wielkiej wojny. Sporo mówiono o Hitlerze. Kiedy przyjechała do Londynu był lipiec 1940 roku. Wszędzie było mnóstwo żołnierzy. Mówiono o wielkiej wojnie. Jess nie przejmowała się tym, chociaż myślała by walczyć. Chciała pomagać ludziom. Nie była jak pozostali Michaelsonowie. Lubiła świat ludzi. Żałowała wielu rzeczy będąc wampirem. Już nigdy nie poczuje jak to jest być prawdziwą kobietą. Nie będzie miała dziecka. Pod tym względem czuła się podobna do Rebecach Michaelson. Na szczęście miała dość sporo pieniędzy, które mogły jej pomóc zacząć nowe życie. Część ukradła Ellijahowi. Był już bogaty, więc nie zauważy braku kilku stówek. No może kilkunastu. Nie myślała o tym za bardzo. Po prostu chciała uciec.
Schronienie znalazła u starszej, nieco pruderyjnej kobiety, która je wynajmowała. Wybrała te miejsce, gdyż jest bardzo bezpieczne. Tak będzie najlepiej dla niej. Takie zwykłe nakazy. Zamierzała zaprzyjaźnić się z jakąś zwyczajną dziewczyną. Wejść do ich świata. Rozpocząć nowe i inne życie. Tutaj właśnie mogła.
Londyn zauroczył ją. Cieszyła się, że wybrała właśnie te miasto. Tu właśnie mogła zacząć od początku. I wtedy właśnie spotkała jego. Był przystojny, jednak nie to go zauroczyło. Miał w sobie coś wyjątkowego. Nie umiał powiedzieć na czym ta wyjątkowość polegała. Po prostu wyróżniał się spośród wielu. Nie był Damonem. Całkowite jego przeciwieństwo. Do tej pory szukała mężczyzn raczej podobnych do niego. Po raz pierwszy znalazła kogoś całkiem innego. Z początku traktowała go ostrożnie. Nie wiedziała jak się zachować. Jednak mężczyzna postanowił sam zawalczyć o swoje zainteresowanie. Nazywał się Trevor Roberts. Był wysokim, jasnowłosym blondynem z przepięknymi zielonymi oczami. Pracował jako boj hotelowy, nie interesował się wojną. Lubił swoje życie i wyglądał przy tym beztrosko. Miał w sobie coś takiego, czym ją ujął. Lubiła z nim rozmawiać, oraz spędzać swój czas. Niestety Londyn miewał również mroczne strony. Zło i ciemna magia opanowała te urocze miasteczko. Wojny czarownic stały się głównym punktem, ale nie brakowało tu też dzieci nocy. Ona próbowała nie zwracać na siebie uwagi. Chodziło głównie o Klausa, który w każdej chwili mógł odkryć jej obecność. Jednak los postanowił za nią. Londyn nie należał do bezpiecznych miejsc dla ludzkich istot. W czasie jednej nocy Trevor został zaatakowany. Próbowała mu pomóc w normalny sposób. To nie było łatwe zadanie. Chciała walczyć o niego. Był dla niej kimś ważnym. W pewnym momencie nawet coś poczuła. Próbowała zwalczyć w sobie te uczucia. Nie potrzebowała kolejnych komplikacji. Niestety uczucia postanowiły za nią. Dlatego kiedy znalazła go w kałuży krwi nie mogła tak po prostu zostawić. Został zaatakowany przez wampira. Nie widział napastnika. Podała mu swoją krew. Pozwoliła zdecydować. Opowiedziała wszystko o sobie. Dała wybór jakiego sama nie miała. Widziała w nim walkę.
Trevor słyszał o wampirach. Przyznał, że był zafascynowany historiami o nich, ale nigdy nie wierzył iż spotka jednego z nich. Teraz dostał szansę na nieśmiertelność. Postanowił zaryzykować. Spróbować. Stać się taki jak jego wybrana. Ta kobieta od dawna go fascynowała. Przed czymś uciekała. Wydawała się być inna niż te, z którymi bywał do tej pory. Uwiodła go. Zdobyła i zmieniła na zawsze. Planował wspólną przyszłość. Tu w Londynie. Jednak człowiek, który go zaatakował nie skończył jeszcze swojego planu. Nie krył zaskoczenia, gdy zastał go w swoim wynajmowanym pokoju. Mężczyzna siedział w jego fotelu i spokojnie sączył whiskey.
- A więc jednak cię zmieniła ... - uśmiechnął się z zimną satysfakcją podchodząc do niego. – Wspaniale. Nauczka będzie jeszcze piękniejsza.
- Jaka nauczka? – Trevor nic kompletnie z tego nie rozumiał. Tajemniczy nieznajomy podszedł do niego odsłaniając swoją bladą twarz. Jego oczy nie wróżyły nic dobrego. Wręcz przeciwnie.
- Widzisz moja droga Jessica popełniła błąd uciekając ode mnie. Jestem jej panem i władcą. Jedynym sprzymierzeńcem. Na nikogo innego nie może liczyć. W końcu musi to sobie uświadomić.
- Serio? – Trevor nie chciał się dać tak łatwo zastraszyć. Był wampirem. Czuł swoją nową siłę. A ta odwaga niemal na niego spłynęła. Być może gdyby wiedział, że sprzeciwia się największemu szaleńcowi w historii inaczej by zareagował. Jednak nie wiedział. Ryzykował. – Sam zamierzam chronić swoją dziewczynę.
- Dziewczynę? Poważnie? – Klaus wybuchł śmiechem. Jess otaczała się dziwnymi osobami według niego. – W takim razie pójdziesz teraz do niej i zaatakujesz. Zrobisz wszystko, by ją zabić.
Trevor próbował się bronić przed wpływem tajemniczej mocy. Nie umiał. Usłyszał rozkaz. Musiał go wykonać, chociaż nie chciał. Zależało mu na Jess. Kochał ją. Od razu poszedł do domu dziewczyny. Nie kryła zaskoczenia jego widokiem. Zaatakował ją. Wyglądał przy tym na wściekłego. Mówił dziwne rzeczy. Jess próbowała jakoś na niego wpłynąć. Chciała przemówić mu do rozsądku. Mówiła jak bardzo go kocha. Niewiele to pomogło. Jako nowy wampir Trevor był niezwykle silny oraz opanowany. Oraz szybki. Ta szybkość niemal powaliła ją na kolana. Niemal gdyż w ostatniej chwili Jess zdołała się uwolnić i wbić mu kawałek drewnianego stołka w serce. Miała przy tym łzy w oczach. Musiała zabić mężczyznę jakiego kochała. Większej tragedii się nie spodziewała. Dla niej to prawdziwy dramat. Po raz kolejny straciła swoje serce. Tym razem bezpowrotnie.
- Nie sądziłem, że się zdobędziesz ... - drgnęła słysząc drwiący głos Klausa. Zadrżała mimowolnie. A więc jednak ją znalazł. Ostatnia szansa na normalne życie prysła. Zaczynała rozumieć iż nigdy nie uwolni się od Klausa. Była na niego skazana. Nie wiedziała już co ma zrobić. Nie chciała by ktokolwiek więcej ucierpiał z jej powodu. Zdążyła pokochać Trevora. Niestety. Musiała go stracić. Tylko jak zdoła walczyć z tym wszystkim? Westchnęła cicho. Chyba nadszedł czas poddania. W tym momencie nie miała wyjścia. – Jednak proszę. Los bywa bardzo zaskakujący. Wielka szkoda. Mógłby się przydać. Młody, zdolny wampir. Idealny pomocnik. No cóż. Nie za bardzo chciał współpracować, więc użyłem perswazji..
- Czego ty ode mnie chcesz? – zapytała zdławionym głosem. Na twarzy Klausa pojawił się lekki uśmiech. Wyglądał jak kot, który otrzymał porcje śmietanki.
- Przepowiednia, pamiętasz? – zapytał. – Muszę mieć pewność iż nigdy nie wystąpisz przeciwko mnie. Jesteś moja. Teraz, jutro i na zawsze. Masz trzy dni na żałobę. W weekend widzę cię w Nowym Orleanie.
To mówiąc wyszedł zostawiając ją samą. Wtedy obiecała sobie iż po raz ostatni ma złamane serce. Nigdy więcej już do tego nie dopuści.
*~*~*
(obecnie)
-Jak to możliwe?
Zapytała, gdy już zdążyła ochłonąć. Zaprosiła go do rezydencji. Wyglądał blado i mizernie. Ubrany w ten sam strój, gdy widziała go po raz ostatni. Zdecydowanie się wyróżniał. Jednak rozpoznała go bez trudu. Pamiętała wyraźnie ból jaki czuła, kiedy umarł. Często analizowała sytuacje. Myślała gdzie popełniła błąd skoro ją tak szybko odnalazł. Nigdy tego nie rozumiała. Westchnęła cicho. Teraz stał tuż przed nią. Żywy a zarazem dziwny. Pokręciła głową. Wciąż nie mogła uwierzyć w całą sytuacje. Dlaczego tu był? Czego szukał? Miała tak wiele pytań. Najwyraźniej nie tylko Elena znalazła sposób by wrócić.
- Sam nie wiem ... - przyznał z wdzięcznością biorąc od niej szklankę z whiskey. Wyglądał normalnie. Zachowywał się normalnie. A jednak coś było nie tak. Chciałaby bardzo wiedzieć co takiego. – Wiem, że umarłem. Poszedłem w stronę światła i takie tam. Miałem swój prywatny raj, gdy pewnego razu zobaczyłem drzwi. Otworzyłem je. I znalazłem się tutaj. Żywy, razem z innymi podobnymi sobie. to wszystko. Nic więcej nie było.
Jess bardzo chciałaby mu wierzyć. Jednak coś zdecydowanie jej nie pasowało. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego uważniej.
- Co zamierzasz zrobić kiedy wróciłeś? – zapytała otwarcie. Chyba będzie musiala zapomnieć o swoim życiu z Damonem. W końcu miał swoją ukochaną Elenę. Ona nigdy nie dostanie takiej szansy. Wciąż robiła sobie jakieś głupie nadzieję. Nie wiedziała tylko dlaczego. Wciąż bezskutecznie marzy o tym samym.
- Mogę zacząć od nowa .... – uśmiechnął się ciepło, ale oczy mężczyzny pozostawały zimne. – I właśnie to zamierzam. Muszę się jednak zająć pewną sprawą jaka mnie tu trzyma. Przez nią nie mogę pójść dalej.
- Jaka sprawa? – Kobieta spojrzała na niego wyraźnie zaintrygowana słowami mężczyzny. Poczuła niepokój, którego nie umiała określić.
- Ty jesteś moją niedokończoną sprawą. Pozwoliłaś mi umrzeć tamtej nocy. Zabiłaś mnie, chociaż mówiłaś , że kochasz. Nigdy nie miałem żadnego znaczenia dla ciebie. Zawsze byłem tylko kimś podrzędnym. Zwykłym człowieczkiem bez wartości. A kiedy przybył Klaus nawet mnie nie ostrzegłaś przed nim. Wręcz przeciwnie.
- To nie prawda! – próbowała bronić swoich racji, jednak bezskutecznie. W pewnym sensie miał racje w tym co mówił. Nie zrobiła nic by go ochronić. Nie pomyślała o konsekwencjach swoich czynów. Z góry założyła, że jest tu bezpieczna. Ani przez chwilę nie myślała iż Klaus mógłby ją znaleźć. Nie zachowała odpowiedniej ostrożności. I ktoś inny musiał za to zapłacić. Ktoś, kto nigdy nie powinien jej spotkać.
- A więc jednak ... - zauważył z lekkim prychnięciem. – Przyznajesz mi racje. To coś nowego. Nie sądziłem iż tak łatwo pójdzie. Więc wiesz dlaczego musisz umrzeć.
Ruszył naprzód. Był silniejszy i o wiele sprytniejszy od niej. Działał naprawdę błyskawicznie. Nie spodziewała się tego. Poczuła ostre uderzenie w twarz. Jęknęła z bólu. Szybko się podniosła i obroniła kolejny atak. Nie chciała zabijać Trevora. Nie tak jak wtedy. Uwielbiała go. Przypominała sobie ciężką sytuacje sprzed laty. Teraz do niej wracała. I znów musiała zabić by przeżyć. Po raz kolejny jej serce miało zostać złamane. Nie wiedziała jak dużo jeszcze przetrwa. Jęknęła z bólem wbijając kołek w serce mężczyzny. Zamienił się w popiół nim zdążyła zamrugać. Musiała działać. Ktoś zmieniał rzeczywistość w tym miasteczku. Przywracał zmarłych do życia. Musiała się dowiedzieć, kto i dlaczego. Tylko w ten sposób zdoła uratować innych, którzy potrzebowali pomocy. I miała nadzieję iż da radę to zrobić.
*~*~*
-Babcia!
Bonnie Bennett nie kryła swojego zaskoczenia widokiem ostatniej osoby jakiej by się spodziewała. Babcia była jej najbliższą osobą. Niestety umarła. Ojciec również, a matka wyjechała zamieniona w wampira. Można więc śmiało powiedzieć, że była całkiem sama na świecie i musiała sobie radzić. Kończyła szkołę i miała pisać magistrat. Jednak wciąż nie wiedziała kim chce zostać. Potrzebowała porady. Jednak matka nie chciała utrzymywać z nią kontaktu. Zaczęła nowe życie. Wolne od wszelkich problemów i zamętów. Mimo iż była wampirem. Bonnie to rozumiała. Sama nie raz marzyła by wyjechać z Mystic Falls. Zostawić wszystko za sobą. Jednak wciąż zostawała tutaj. A teraz miała przed sobą jedyną osobę, którą kochała nad życie. I nie kryła swojego szczęścia na moment zapominając o ostrożności.
- Muszę cię ostrzec wnuczko .... – powiedziała po chwili radosnego uniesienia jaka zapanowała między nimi. – Ktoś, kto mnie przywrócił nie ma dobrych intencji. Musisz uważać moje dziecko. Prastara siła wróciła by zniszczyć Mystic Falls. I to nie jedna. Te miasteczko od początku przyciągało zło całego świata. Moja poprzedniczka Emily próbowała z nim walczyć, chociaż nie zawsze ufała właściwym osobom.
- Katherine ... - Bonnie przypomniała sobie starą historię. Pani Bennett skinęła głową. Była pod wrażeniem tego jak wnuczka się zmieniła. Wyglądała naprawdę elegancko i niesamowicie. Po za tym przeszła długą drogę by być w tym miejscu jak teraz. Żałowała iż nie było jej przy niej w trudnych chwilach. Być może wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
- I nie tylko. Emily miała dobre serce .... – powtórzyła swoje słowa. – Jednak pragnienie magii jest w naszej rodzinie zbyt duże. Ty jedyna jak na razie uchroniłaś się przed tym. Dałaś radę walczyć z własnymi pasjami i chęcią władzy. Nie poddałaś się czarnej magii. Emily była bardzo blisko. Niemal na krawędzi. Jednak przezwyciężyła złą siłę i pokonała ją.
- Kogo? – Bonnie czuła niepokój związany z tą rozmową i powrotem babki. Zaczynała rozumieć iż nic nie dzieje się bez przyczyny.
- Mnie! – drgnęła słysząc głos tajemniczej nieznajomej. Spojrzała w jej stronę oszołomiona. Kobieta wyglądała przerażająco. Stara, pomarszczona. Blada twarz nie przypominała ludzkiej. Podobnie jak zimne oczy. Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy na nią spojrzała.
- Amaris .... – powiedziała ściszonym głosem pani Bennett. Nigdy nie spotkała na żywo tej czarownicy. Jedynie o niej słyszała. I nie były to dobre informacje. – Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej wnuczki!
- Obawiam się iż jest już za późno .... – Amaris uśmiechnęła się, gdy stanęła tuż obok niej Charity. Jasnowłosa dziewczyna uniosła swoją rękę i wyszeptała zaklęcie skupiając je na Bonnie. Bennetówna poczuła jak ciało unosi się wbrew jej woli. Nie mogła nic zrobić. Jakby straciła całą siłę walki. Nie rozumiała co się dzieje.
- Twoja magia posłuży większym celom ... - mruknęła starsza kobieta nie dbając o krzyki ducha. – Kiedy odzyskam utraconą moc wkrótce wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej. Już ja tego dopilnuje.
- Nigdy ci się to nie uda! – Przez Bonnie przemawiała pewność siebie Bennettów jaką czuła przez lata. Znała swoją magię. Wiedziała do czego jest zdolna. Nie zamierzała się poddawać.
- Nie radziłabym ci ... - odparła ściszonym głosem młodsza kobieta. – W jednej chwili sprawię iż nasi nekromanci zaczną zabijać twoich przyjaciół. Chcesz się przekonać czy mówię prawdę?
Ledwie powiedziała te słowa, a jej babcia zmieniła się nie do poznania. Nie była już tą dobrą i łagodną staruszką, a potworem z krwi i kości. Użyła magii, by powstrzymać ją przed atakiem. Nie mogła uwierzyć we wszystko co miało miejsce. Zło znów uderzyło w Mystic Falls. Ze zdwojoną siłą.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytała, gdy zdołała ochłonąć. Usłyszała odgłos upadającego ciała. Nie odwróciła się. Nie chciała zobaczyć leżącej babki w rozkładzie. Nekromanta. Czemu wcześniej na to nie wpadła? Najwyraźniej za bardzo chciała wierzyć w niemożliwe. Całe życie spotykały ich złe rzeczy. Czemu chociaż raz nie mogły być dobre? Niestety. Los znów z nich zakpił i odebrał wszystko. Ta prawda uderzyła w nią ze zdwojoną siłą.
- Twoja krew będzie idealna by przywrócić mi młodość i utracone siły ... - wyjaśniła stara kobieta z uśmiechem. – Dawno temu przegrałam nierówny pojedynek z pewną wiedźmą. Emily Bennett. Odebrała mi wszystko. próbowałam wrócić za pomocą Esther Michaelson, ale się nie udało. Dopiero teraz mam szansę odzyskać utracone życie. I zrobię to z twoją pomocą.
- Nie! – krzyknęła Bonnie. Nie zamierzała poddawać się bez walki. Mimo panującej groźby użyła całej swojej mocy. Niestety. Szybko została poskromiona. Upadła na ziemi i jęknęła z bólem dławiąc się. Christy wyczarowała sznur wokół nadgarstków kobiety i pociągnęła ją za sobą. Wyszły pozostawiając ciała. Niebo nad nimi przybrało ciemny odcień. Dookoła słychać było grzmoty. Nadchodził koniec świata. Koniec, który miał być początkiem czegoś nowego....
*~*~*
-Nie psuj mi imprezy, Damonie ....
Jess stała z boku obserwując całą sytuacje. Widziała Damona pokonanego przez Elenę w rezydencji Salvatorów. Elena obnażyła ciało mężczyzny i przywiązała do stołu bilardowego. W ręku trzymała żelazny sztylet. Nie mógł go zabić. Wiedziała o tym. Jednak mógł zadać ból, a o to właśnie jej chodziło. Bawiła się swoją ofiarą. I wszystko wskazywało na to iż będzie zwyciężczynią w tej potyczce.
Kiedy po pokonaniu Trevora Jess doszła do siebie usłyszała hałas na dole. Chciała działać szybko. Jednak Elena miała pewną przewagę. Musiała działać jak najszybciej. Liczyła się każda sekunda. Jeden nieodpowiedni ruch i Damon mógł odejść naprawdę.
- Elena ... - wykrztusił zaskoczony mężczyzna wpatrując się w ukochaną kobietę. Nie mógł uwierzyć w co miało miejsce. Elena. Jego Elena chciała go zabić. To kompletnie nie miało sensu. Nie rozumiał tego. Dlaczego tak działała. Po co ten cały plan. Wyglądała w tym momencie jak sadystka doglądająca swojej ofiary. A przy tym pozowała na niewinną. Każdy by się nabrał.
- Pozwoliłeś mi umrzeć, Damonie ...- powiedziała miękko akcentując każde słowo. – Pamiętasz ten dzień? Moment? Wesele Jo i Ricka? To jak się zachowałeś? Kogo obroniłeś?
Jess zaklęła pod nosem. Damon również. Oboje pamiętali. Wtedy. W tej jednej chwili, gdy Kai ich zaatakował Damon podjął decyzje. Wtedy myślał, że była przypadkowa. Jess stała bliżej, a Kai wyraźnie ją chciał zaatakować. Nie zdawali sobie sprawy o kogo chodziło tu naprawdę. Od początku planował zaatakować Elenę. Ten wybór często śnił mu się po nocach. Teraz powracał koszmar na jawie. Elena miała prawo do zemsty. Tak myślał. – Wybrałeś ją. Myślałam iż mnie kochasz. Przysięgałeś mi miłość aż po grób. Dlaczego ją wybrałeś?
- Elena ... - wyszeptał ściszonym głosem. – Nie chciałem... Elena wybacz mi.
- Wybaczyć tobie? – prychnęła z pogardą i wybuchła perlistym śmiechem. – Chyba ci odbiło. Żyłabym gdyby nie ty. Najpierw zabije ciebie, a później Stefana. Oboje zapłacicie za moją śmierć, ale najpierw pobawię się twoim ciałem. To będzie zdecydowanie zabawniejsza część tego wszystkiego.
By dodać moc swoich słów przejechała końcówką sztyletu po ciele Damona robiąc krwawą plamę. Jess nie mogła na to dłużej patrzeć. Nie miała magii, ale była wampirem. Na tej mocy musiała się skupić i działać jak najszybciej. Wyostrzyła wszystkie swoje zmysły. Skupiła obserwując ruchy Eleny i zaatakowała. Nim zaskoczona dziewczyna zdołała coś zrobić ruszyła naprzód. Jęknęła cicho gdy koniec sztyletu wszedł miękko w jej bok. Obydwie zwarły się w pojedynku usiłując powstrzymać drugą. Jess miała przewagę. Wiedziała kim była Elena. Nekromantą. Musiała tylko użyć sztyletu, by wbić go w serce dziewczyny. Jednak Elena miała przewagę siły. Atakowała mocniej i pewniej. To była walka dwóch przeciwników. Determinacja Jess by zwyciężyć znalazła się na powierzchni. W chwili, gdy myślała iż przegrała sięgnęła po sztylet i wbiła go w serce kobiety. Jej ciało rozpłynęło się gwałtownie i zniknęła. Musiała minąć chwila nim Jess zdołała ochłonąć.
- To nie była Elena ... - westchnął cicho Damon, gdy został uwolniony. Jess pokiwała głową ocierając krew z ust. – Nie bierz tego do siebie. Uratowałeś mnie. Nie miałeś wtedy wyjścia. Kai działał zbyt szybko. Nie wiedzieliśmy o co mu chodzi.
- Wiem ... - Damon pokręcił głową. – Jednak ciężko jest żyć z tą myślą. Poświęciłem Elenę. Kochałem ją nad życie. Powinna tu być z nami.
- Żałujesz? – zapytała cicho. Chciała wiedzieć, czy żałuje, że ją uratował. Przymknęła oczy. Nie chciała na niego patrzeć. Wpływać w jakiś sposób na odpowiedź. Ta chwila napięcia działała na niego przerażająco. Nie chciała w ten sposób, ale musiała znać prawdę.
- Spójrz na mnie ... - rozkazał cicho. Zmusiła się do otworzenia oczu. – Nie żałuje. Sam wybrałem. Nikt mi nie kazał. Podjąłem właściwą decyzje. Pytanie tylko, czy mi wierzysz?
Wahała się tylko przez moment po czym skinęła głową. Wierzyła mu. Oczywiście, że wierzyła. Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Ta chwila mogła należeć do nich, ale została przerwana przez wtargnięcie Enzo. Wampir rzadko kiedy ich odwiedzał. Wciąż jeszcze niezbyt mu ufali. Szczególnie Damon, gdyż za dobrze znał dawnego przyjaciela.
- Musicie przerwać to gruchanie gołąbeczki ... - oznajmił ponurym głosem. – Bonnie została porwana. I jeśli czegoś nie zrobimy całe Mystic Falls zostanie zniszczone.
Obydwoje zaklęli pod nosem. Czekała ich kolejna walka. I musieli zrobić wszystko, by uratować przyjaciółkę. I zrobią to za wszelką cenę.
*~*~*
Na zakończenie:
Ten rozdział dość ciężko mi się pisało, ale dałam z siebie wszystko.
Zdecydowanie wiele postawiłam na czarownicę, a jednak są one pewną częścią Mystic Falls.
No cóż. Sami zobaczycie do czego to doprowadzi, a tymczasem zapraszam na kolejny rozdział już wkrótce.
Pozdrawiam serdecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro