Rozdział 009 „Powikłania"
Kroniki Proroka Codziennego 010:
Hej kochani!
Witam serdecznie w kolejnym rozdziale. Już traciłam nadzieję, na śnieg i w ogóle zimę w tym roku, a tu proszę. Taka niespodzianka, gdy rano wstałam do pracy powitała mnie biała poświata. A że dzisiaj jest piątek biorę aparat i z pewnością pokażę wam moje efekty pracy. No i jeszcze mam problem z tytułami. Nie wiem, czy będzie pasował do rozdziału. No cóż sami ocenicie, prawda? Myślę również o napisaniu opowiadania wzorowanego na świecie z TO. Mam kilka pomysłów i kto wie co z tego wyjdzie. Tymczasem zapraszam do rozdziału. I jak zawsze miłej lektury.
*~*~*
Freya i Marcel podnajęli mieszkanie u starszej pani niedaleko baru The Grill.
Chcieli mieć wszystko na oku, gdyż sytuacja w Mystic Falls od początku im się nie podobała. Coś było nie tak i nie mieli zielonego pojęcia co. Z pewnością podejrzewali iż chodzi głównie o Eve Forbes. Ta wampirzyca od początku coś knuła. W dodatku Freya wyczuwała dziwną magię unoszącą się w powietrzu. Nigdzie też nie widziała Stefana Salvatore o którym wiele słyszała. Zdecydowanie coś było nie tak i zamierzała to sprawdzić jak najszybciej. Szczególnie, gdy przypomniała sobie o dziwnym urządzeniu zamieszczonym tuż przy tablicy Mystic Falls. Od niego wyczuwała największą moc.
- Co zatem robimy? – Marcel również podzielał obawy Freyi. Miał szczęście, że przyjechali tu razem. Jeżeli to czarna magia pomoże mu lepiej niż ktokolwiek inny z rodziny. Była dość potężna. Po za tym zależało mu na niej. Chyba dobrze zrobił wiążąc się z nią. Podobała mu się i imponowała. Przyciągała w jakiś dziwny, niebezpieczny sposób. Od dawna nie miał nikogo tak niezwykłego. – Musimy sprawdzić tę całą Eve Forbes. Jest w niej coś dziwnego.
- Też to wyczułeś? – przytaknął, gdy go zapytała. Westchnęła cicho. – Dobrze. Zrobimy tak. Spróbujemy namierzyć Stefana. Z tego co słyszałam do Klausa, jest jednym z najrozsądniejszych osób tutaj. Może nam pomóc. Ty pójdź do The Grill. Podobno to najpopularniejsze miejsce w Mystic Falls. Jess sporo o nim mówiła. Pewnie tu bywa. Popytaj o nią. Spróbuj znaleźć Alarika. To podobno jeden z jej przyjaciół. Ktoś musi coś wiedzieć.
- Oczywiście! – przytaknął Marcel. Ten plan miał swoje dobre zalety. Pocałował Freyę na pożegnanie i odszedł. Swoje kroki skierował prosto do baru. Dochodziła siódma wieczorem. O tej porze miejsce powinno być tłoczne, ale ku jego zaskoczeniu nie było prawie nikogo. Zmarszczył brwi i podszedł do barmana. Zamówił zimne piwo.
- Jesteś tu nowy? – zauważył cicho Matt Donovan, będący za barem. Chociaż starał się o inną posadę, lubił te miejsce. Poznawał nowych ludzi. Między innymi grupę do walki z nadnaturalną przestępczością. Jednak wciąż miał wyrzuty sumienia. Myślał o Jess. Czy dobrze postąpił zdradzając dziewczynę. Czy podobnie zrobiłby z Eleną? W końcu była jego najlepszą przyjaciółką. Zawsze sobie ufali, pomagali. Pojawienie się Salvatorów wszystko zmieniło. Zniszczyło ich przyjaźń, życie. Stracili wielu wspaniałych ludzi. To nie mogło trwać dalej. Kiedy poznał grupę do walki z nadnaturalną przestępczością wiele mu powiedzieli. Dzięki nim zrozumiał jak bycie wampirem zmienia człowieka. Pamiętał dobrze jak bardzo zmieniło Elenę. Zasługiwała na coś więcej. W zamian za to dostała śmierć. Zaklął pod nosem i szybko się opanował. Marcel Gerrard. Tak przedstawił mu się nieznajomy. Skądś znał to nazwisko. Nie mógł sobie przypomnieć tylko skąd.
- Tak! – przytaknął. – Nigdy tu nie byłem, ale przyjaciółka i owszem. Freya Michaelson. Jest siostrą Klausa. O nim z pewnością słyszałeś.
Matt bezwiednie zacisnął dłonie w pięści. Oczywiście, że słyszał. Ten wampir zniszczył życie wielu ludziom. Jego brat Kol złamał mu rękę podczas ich krótkiego spotkania. Zadrżał na tamte wspomnienia. To były bardzo trudne czasy dla nich wszystkich. Musieli użyć wielu sił by pozbyć się Klausa z ich życia. Teraz jedna z Michealsonów tu wróciła. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Nie powinna tu wracać. Nie spotka jej nic dobrego ... - mruknął ostrzegawczo Matt. Marcel tylko pokręcił głową. Znał Freyę dość dobrze i wiedział, że sobie poradzi. Obiecał jednak Klausowi iż będzie nad nią czuwał. Po za tym zależało mu na niej. Nie dopuści by spotkało ją tu cokolwiek złego. Tak samo jak Jess.
- Uważaj na słowa, młody... - Marcel postanowił nie pozostać dłużny. – Mogę być dobrym przyjacielem, ale i niebezpiecznym wrogiem. Sam zdecydujesz po jakiej stronie chcesz mnie widzieć - rzucił na odchodne kilka dolców i wstał od stołu. Ten chłopak zdecydowanie mu się nie spodobał. Było w nim coś niepokojącego i wyczuwał, że ma jakiś sekret. Jaki i co? Nie miał zielonego pojęcia. Zaklął pod nosem wściekły. Wciąż nie miał wieści od Jess. Po za tym Freya wyczuwała tu czarną magię. W cokolwiek wpakowała się Jess nie było to dobre. Musieli działać jak najszybciej. Tylko, co właściwie zrobią? Nie miał żadnego pomysłu, chociaż bardzo by chciał. Cokolwiek. Jakiś jeden pomysł. Chyba tylko jedynie spotkanie z Alarikiem Salzmanem mogłoby mu pomóc. Przynajmniej taką miał nadzieję. Ten mężczyzna przez ostatnie kilka lat przyjaźnił się z Jess. Z tego co wiedział był również jedynym człowiekiem, który jej pomógł na samym początku i poznał prawdę o jej pochodzeniu. Marcel zaczął krótką rozmowę z Freyą, która śledziła tajemniczą czarownicę. Nigdy nie sądził, że przyjazd do Mystic Falls przyniesie mu tyle wrażeń. Kochał Nowy Orlean, ale oddany pod opiekę Klausa miał się dobrze. W ogóle od kiedy obydwaj zawarli pokój i przestali walczyć o władzę wiodło im się o wiele lepiej. Po za tym lepiej mieć jednego wspólnego wroga niż walczyć samotnie ze wszystkimi. Westchnął ciężko i ruszył w stronę domu, który wspólnie „wynajmowali". Nie podejrzewał kłopotów. Właściwie czuł się tu zbyt swobodnie, co powinno go zaniepokoić. Drzwi do domu były otwarte. Pomyślał iż pewnie Freya wróciła do domu. Od razu skierował swoje kroki w stronę kuchni. W lodówce czekały na niego spore zapasy, chociaż nie przepadał zbytnio za takim rodzajem pożywienia. Wolał krew jeszcze ciepłą, prosto z ciała. Jednak Freya wolała, by nie rzucali się w oczy. Po za tym był też trochę humanitarny. Od jakiegoś czasu nie zabijał swoich ofiar. Wypijał tylko krew i wypuszczał na wolność pozwalając im zapomnieć o ciężkich chwilach. Tak według niego jest uczciwie. Kuchnia była niewielka, oświetlona i dość skromnie urządzona. Na ich potrzeby wystarczała. Tylko Freya pożywiała się tu uczciwie. Wciąż pozostawała człowiekiem. Tylko takim trochę innym niż wszyscy. Prawdziwą i potężną czarownicą. Nie krył swojego zaskoczenia, gdy zerknął na telefon i wyświetlacz pokazał mu Freyę. Nim zdążył odpowiednio zareagować poczuł ukłucie w okolicach szyi. Odruchowo sięgnął ręką. Ku swojemu zaskoczeniu wyciągnął strzałkę.
- Co do cholery... - zaklął pod nosem. Nim zdołał uzyskać na odpowiedź upadł nieprzytomny na podłogę. Jęknął i już więcej nie otworzył oczu.
*~*~*
Ostatnie dni w życiu Jess były naprawdę dziwne.
Martwiły ją sny, które od dłuższego czasu przychodziły do niej. Jakieś dziwne osoby, nieznane miejsca. I mnóstwo krwi wraz z bólem. Budziła się przerażona, zlana potem. Niepewna, czy właściwie wyzdrowiała. Jeżeli tak, dlaczego wówczas to ją dręczyło? Powinna przecież zapomnieć? Wrócić do normalnego życia. Jednak wciąż trzymała te kartkę, którą dostała od tajemniczej kobiety. „Nie pasujesz tu". Tak mówiły te słowa. Czy aby na pewno? Przecież to było jej życie. Tego właśnie pragnęła od zawsze. Spełniły się jej marzenia. Radość i szczęście. Jej córka jest taką piękną dziewczynką. Pełną życia, cudowną. Postanowiono wydać wielki bal z powodu powrotu do domu. Dlatego właśnie wraz z pokojówką Amy przyszykowały przepiękną, błękitną toaletę, która tylko podkreślała urodę dziewczyny. Czuła się trochę nieswojo. Nie umiała tego określić, co takiego skłaniało ją do tych przeczuć. To przecież przerażające. Powinna myśleć o zupełnie czymś innym, ale jakoś nie umiała. Złe przeczucia wciąż do niej powracały i nie chciały odejść.
- Wszystko w porządku panienko? – zapytała troskliwie Amy. Jess uwielbiała Amy. Znały się niemal od zawsze. Amy miała dziesięć lat, gdy matka przyprowadziła ją do pracy. Ponieważ była rówieśniczką Jess szybko nawiązały nić przyjaźni. Z czasem zdecydowała, że ona zostanie osobistą pokojówką. Nikomu innemu tak nie ufała. Ona również pomagała w związku z Damonem i w pełni go popierała. Dzięki niej przetrwała trudne chwile. Teraz miała odetchnąć na balu. Córeczka została oddana pod opiekę niani. Mąż już czekał na nią pod drzwiami. W dole słychać pierwsze dźwięki muzyki. Czuła dziwny strach, ale postanowiła zachować wszelką radość. Miała prawo cieszyć się życiem. Ten wieczór należał do niej. I miał być najpiękniejszy w całym życiu. Jeden z wielu przyszłych. Sprostowała się w myślach. Kiedyś sama będzie wydawała podobne. Damon z pewnością jej pomoże. Zawsze mogła na niego liczyć. Poczuła, że jest naprawdę szczęśliwa. Jak jeszcze od dawna nie.
- Jesteś wreszcie ... - Ojciec nie krył swojego zadowolenia. Jego córka. Kiedy zaczęły się kłopoty czuwał przy niej i wątpił w swoją decyzję. Pamiętał dzień, gdy przyszła do niego dawna kochanka. Rozstał się z nią w chwili, gdy poślubił obecną żonę. Nie miał zamiaru jej zdradzać w żaden sposób. Wiedział również, że nie miał z nią dziecka. Jednak kobieta zaszła z kimś w ciążę. Potrzebowała pomocy, a ukochana kobieta nie mogła zajść w ciążę. Wspólnie podjęli najlepszą decyzję na jaką się mogli zdobyć. Została ich córką. Dzisiaj nie żałował tej decyzji. Carmen wyrosła na piękną dziewczynę. Kochał ją nad życie i otaczał opieką. Oczywiście trudno by jej było znaleźć odpowiedniego męża. Wszyscy w miasteczku zdawali sobie sprawę iż była adoptowana, ale nie mówiono o tym głośno. Na szczęście znalazła mężczyznę, który zdołał przeciwstawić się swojej rodzinie. A on popierał ten wybór. Damon stanął na wysokości zadania i w trudnych chwilach wspierał swoją żonę. – Wspaniale wyglądasz.
- Dziękuje tato ... - wyszeptała cicho dygając. Nieznajoma kobieta przyszła znikąd. Jess nie zdążyła zareagować. Zaatakowała jej ojca nim zdążyła zareagować. Dźgnęła go przyniesionym sztyletem. Krew trysnęła wprost na nią. Krzyknęła zaskoczona.
- Zabiłaś go! – rzuciła się na nią usiłując wyrwać jej sztylet. Wolała o pomoc, ale nikt jej nie słyszał. Byli tu sami, a muzyka w korytarzu grała zbyt głośno. Sama musiała złapać tę kobietę i powiadomić ludzi. Ktoś musiał zareagować.
- Nie zabiłam! – kobieta pokręciła głową. Gdy spojrzała na Jess zobaczyła szaleństwo w oczach dziewczyny. Nigdy jeszcze nic takiego nie widziała. Chyba? Nie miała zielonego pojęcia. Za każdym razem czuła dziwny mętlik w głowie.
- Musisz wrócić! – krzyczała kobieta. – Wrócić do tego kim naprawdę jesteś.
- Kim jestem? – pokręciła głową usiłując zabrać nóż kobiecie. Zamierzała walczyć. Jednak ona była o wiele silniejsza od niej. Nie zauważyła kiedy straciła grunt pod nogami. Chciała się złapać balustrady schodów. Nie zdążyła. Noga się jej poślizgnęła. Runęła w dół uderzając głową o schodki.
*~*~*
-Budzi się....
Adrian zaklął pod nosem. Chciał zatrzymać ją jak najdłużej nieprzytomną. Na tym mu właśnie zależało. By taka pozostała. Dzięki specjalnemu urządzeniu mógł wyciągnąć potrzebne wspomnienia. Jednak coś było nie tak. Okazała się niezwykle silna, chociaż straciła swoje moce. A może ktoś pomagał jej z zewnątrz? Będzie musiał pogadać z Matt'em na ten temat. No i mieli jeszcze Marcela Gerrarda. Takiej niespodzianki w Mystic Falls się nie spodziewali. Był ciekaw co będzie dalej.
- Daj jej jeszcze specyfiku ... - mruknął obserwując jej twarz. Z ust leciała krew, ale nie dbał o to. Stan fizyczny wampirzycy był mu całkowicie obojętny. Zależało mu tylko na odpowiedziach. I czy znajdzie to czego szukał od dawna. Zemsty i klucza. – Potrzebuje więcej wspomnień. Ona tu żyje od bardzo dawna. Musi coś wiedzieć.
- W porządku! – przytaknęła dziewczyna, która mu pomagała. Molly Clarkson. Jej rodziców również zamordowały wampiry. Wychowana na ulicy, została łowczynią. Parę razy nadepnęła na odcisk potężnemu Michaelsonowi. Kiedy ją znalazł była w poważnym niebezpieczeństwie.
- Informuj mnie o wszystkim! – mruknął i wstał. Był tu też ktoś jeszcze. Ktoś bardzo bliski jego sercu. Kobieta, która pomogła mu założyć całą organizacje. Zebrać wszystkich. Posiadała niezwykłą moc, ale pragnęła czegoś więcej. On chciał jej bardzo pomóc. Pojawiła się w jego życiu przypadkiem. Chociaż trochę starsza zawładnęła jego sercem. Niezwykle kusząca blondynka o piwnych oczach. Mieszkała w organizacji. Rzadko kiedy wychodziła na zewnątrz. Jak mało komu ufał jej całkowicie.
- Wiesz coś? – zapytała kusząco, gdy przyszedł do specjalnie urządzonego pokoju. Pokręcił głową. Był poirytowany i zmęczony. – Jest zaskakująco silna lub naprawdę niczego nie wie. Może to pomyłka?
- Nie ... - pokręciła głową. – Wyczułam w niej tę magię jak tylko ją zobaczyłam. Nic dziwnego, że jest silna. Walczy z nami, ale to nie potrwa długo. Jeśli zależy ci na jej życiu powinieneś zachować ostrożność.
Adrian zawahał się. Jego przyjaciółka wspominała prawdziwe nazwisko wampirzycy. Sprawdził je dokładnie. Zupełnie jakby wymazano ją ze wspomnień. Trochę tego nie rozumiał. Musiała tu działać jakaś wyższa klątwa, ale nie wnikał w to. Miał swoje własne sprawy do załatwienia. I nic nie miało żadnego znaczenia.
- Masz racje! – przytaknął z uwagą. – Potrzebna jest nam żywa, ale działaj ostrożnie. Musi nam zaufać. Nie mogą podejrzewać jaki naprawdę mamy plan. Im mniej wszyscy wiedzą tym lepiej.
- Dziękuje za zrozumienie ... - pocałowała go. Kiedy wyszedł uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wiedziała, że podjęła słuszną decyzję przybywając do Mystic Falls. Tu znajdzie to czego szukała. I przy okazji zdobędzie jeszcze więcej mocy. Musiała tylko uważać. Freya Michaelson to wyjątkowo niebezpieczny przeciwnik. Miała okazje kiedyś ją spotkać. Takie spotkanie nie należało do zbyt miłych. Miała wówczas wiele szczęścia iż czarownica nie odkryła kim jest. Zależało jej by jak najdłużej ukrywać swoją tajemnicę. Przynajmniej dopóki nie znajdzie tego co szukała. Była blisko. Wyczuwała moc, która do niej przemawiała. Musiała tylko znaleźć kogoś, kto pomoże po to sięgnąć. Później wszyscy zapłacą za wyrządzone niegdyś krzywdy. A w szczególności wszyscy mieszkańcy Mystic Falls. Zamierzała sprawić, by miasteczko spłonęło wraz ze wszystkimi ludźmi. Nikogo nie oszczędzi. Zemsta bywała słodka. I będzie należeć tylko do niej.
*~*~*
-Wiedziałam!
Wykrzyknęła Freya z zachwytem kiedy tylko rzuciła swoje zaklęcie. Musiała odkryć co się tutaj dzieje. W dodatku od jakiegoś czasu nie miała kontaktu z Marcelem. Zniknął. Próbowała go prześledzić, ale jakby nie było go w pobliżu. Z pierwszej chwili myślała by powiadomić Klausa, ale nie potrzebowała tutaj jego towarzystwa. Za bardzo zadarł z tymi ludźmi. Wolała nie ryzykować. Od początku kiedy tu przybyła wyczuła czarną magię. W dodatku zaintrygował ją dziwny błyszczący przedmiot wbity w nazwę „Mystic Falls". To z niej właśnie biła moc. Musiała wiedzieć jeszcze więcej. Znaleźć sprzymierzeńca. Pomyślała o blondynce która balowała wyłączywszy swoje człowieczeństwo. Słyszała o niej od Klausa. Postanowiła wykorzystać swoją magię. Tylko w ten sposób mogła cokolwiek odkryć. Musiała jednak odseparować ją od siostry. Wiedziała, że jeśli popełni błąd będzie to drogo kosztować. Być może nie tylko ją samą. Wampiry, które straciły człowieczeństwo bywały bardzo niebezpieczne.
- Możesz wiedzieć po co mnie wezwałaś?- Damon Salvatore jak burza wpadł do pokoju, który wynajmowała. Właśnie kończyła sprzątać po rzuconym zaklęciu. W ręku miała kawałek mapy. Z nazwą tajemniczego miejsca. Próbowała cokolwiek wyczuć, ale bezskutecznie. Kolejne miejsce otoczone dziwną aurą. – Nie jestem chłopcem na posyłki Michaelsonów.
- Wypij to! – rozkazała wręczając mu przygotowany przez siebie napój. Nie chciała łamać całego zaklęcia. Potrzebowała tylko kilku osób. Przynajmniej na razie. Później wspólnie opracują plan działania. Jeśli jakiś zdołają wymyślić.
- Skoro na wstępie częstujesz mnie drinkiem to musisz coś chcieć ... - stwierdził podejrzliwie patrząc na dziwny płyn. Jednak wypił. Skrzywił się z niesmakiem i jęknął. Tajemniczy ból opanował jego ciało. Ciężko mu było powiedzieć jak długo to trwało. Sekunda? Godzina? Po chwili ból ustąpił. Nie pamiętał kilku ostatnich dni. W ogóle nie krył zaskoczenia widokiem Freyii. Musiała mu sporo wyjaśnić. To zajęło kolejne kilka cennych minut, których nie mieli.
- Stefan nie odbiera telefonu ... ... - mruknął po raz kolejny próbując połączyć się ze swoim bratem. Bezskutecznie. Właściwie jak sobie przypomniał nie miał z nim kontaktu od jakiegoś czasu. Teraz zaczynało go to niepokoić. Był wściekły na siebie, że dał się tak łatwo zwieść magii. Będą musieli pomyśleć o jakiejś ochronie. – Coś się musiało stać.
- Marcel to zauważył przed zniknięciem – przyznała niechętnie Freya. Sięgnęła po wziętą ze sobą butelkę whiskey. Marcel nie rozstawał się z tym trunkiem, więc wzięli kilka butelek. Ona nie bardzo lubiła alkohol. Mącił umysł. Jako czarownica wolała mieć go zawsze czystym. – Dlatego rzuciłam te zaklęcie. Właściwie jesteśmy tu z powodu Jess. Marcel poczuł się zaniepokojony, gdy nieodpowiadana na jego telefony. Coś faktycznie podpowiedziało nam, że jest nie tak.
- Masz rację! – przytaknął. – Jess również nie dawała znaku życia od jakiegoś czasu. Właściwie dość sporo się wydarzyło. Nie bardzo to ogarniam. Więc mówisz, że ten mały świstek papieru powie nam gdzie jest Stefan?
Damon nigdy za specjalnie nie ufał magii. Przez Katherine miał złe wspomnienia, podobnie jak czarownice Bennett. Chyba jedynie Bonnie była tą, której ufał naprawdę. Właśnie Bonnie. Kolejna osoba, która zniknęła z pola widzenia.
- Ją również znajdziemy. Jednak później. Najpierw twój brat.. Cokolwiek złego dzieje się w Mystic Falls musieli temu zapobiec. Im szybciej tym lepiej. – Jesteś gotowy? Potrzebuje kogoś komu mogę zaufać.
- A czy ja mogę zaufać tobie? – sceptyczny z natury Damon przytaknął. W obecnej sytuacji nie miał innego wyjścia. Jeżeli chciał odnaleźć brata musiał działać szybko. Gdziekolwiek mężczyzna teraz był. Być może nie mieli za dużo czasu. Nie przyjmował też do wiadomości, że mógłby nie żyć. To ostatnia myśl o jakiej w ogóle pomyślał. Stefan żył jednak był w kiepskim stanie. Potrafił wyczuć takie rzeczy jeśli chodziło o brata. Ostatnio więź między nimi jeszcze bardziej wzrosła.
- Nie mamy wyjścia, prawda? – Freya również nie była zachwycona całą sytuacją. W ogóle nie rozumiała jak Jess może kochać kogoś takiego. Damon może i był przystojniakiem, ale miał również swoje wady. Wiele swoich wad. I wyczuwała je na każdym kroku. Dołożyła jeszcze do tego irytujący charakter. Z pewnością znalazłaby też więcej cech przeciw niemu, ale w tym momencie o tym nie myślała. To był wybór Jess. Marcel to o wiele łatwiejszy w obyciu człowiek. Lubiła jego towarzystwo i miała nadzieję na coś więcej między nimi. Kto wie do czego dojdzie jeśli będą dalej się umawiać. Pragnęła stabilizacji. Z Marcelem mogła go osiągnąć. Jeśli oboje tego zechcą. Nie czuła zazdrości o Jes. Wręcz przeciwnie.
- Znasz to miejsce? – spytała, gdy wjechali pod las. Niedaleko był opuszczony cmentarz, kilka starych budynków, i inne podobne miejsca. Damon kiedyś bawił się tu jako dziecko. Nigdy jednak nie bywał tu zbyt długo. Ten las miał swoje własne tajemnice. Teraz mogli odkryć jedną z nich. Damon pokręcił głową. Nie znał. W tych okolicach jeszcze nie był. Nie wiedział dokąd idą. Najwyraźniej Freya wiedziała. Szła powoli i ostrożnie się rozglądając. W ręku trzymała kołek, chociaż jako czarownica nie potrzebowała go. Wolała jednak być przygotowana. Nie ufała do końca Damonowi. Czy powinna? A może wręcz przeciwnie? Nie miała pojęcia. Posuwali się bardzo powoli. Las robił się coraz bardziej gęstszy. Wszystko wskazywało na to iż to miejsce od dawna nie było używane. Najpierw zobaczyli starą studnie porośniętą bluszczem. Damon westchnął cicho. Tu musiał być kiedyś dom. Kto tu mieszkał? I od jak dawna? Wydawało mu się, że znał wszystkich mieszkańców, ale najwyraźniej nie. W powietrzu wyczuwał czarną magię. Coś złego spotkało ludzi, którzy mieszkali niedaleko. Bardzo chciałby wiedzieć co takiego. Jednak odpowiedzi na te pytania będą musiały poczekać. Przynajmniej w tym momencie.
- Jest dom! – wykrzyknęła Freya z entuzjazmem. Damon nie nazwałby tej rudery domem, chociaż kiedyś mogła być faktycznie piękna. Widać było, że należeli do bogatych ludzi. Freya sprawdziła, czy nie ma tu nigdzie ukrytej pułapki. Ruszyła przodem. Damon tuż za nią. Strzałka wyszła znikąd. Freya krzyknęła, gdy poczuła jak przebiła jej bok. Jęknęła i zatoczyła się. Damon złapał ją w ostatniej chwili.
- Cholera! – zaklął zębami rozcinając sobie nadgarstek. Jednak tego nie przewidzieli. Na szczęście jego krew pomogła czarownicy dojść do siebie. Dalej już ruszali ostrożnie. Takich pułapek było jeszcze kilka. Porozmieszczanych w różnych miejscach. Damon też oberwał kilka razy, ale na nim nie robiło to w ogóle wrażenia. Ostatecznie znaleźli Stefana w ostatnim pokoju. Rzucono zaklęcie by nie mógł z niego wyjść.
- Jeśli nie chcesz być ofiarą wygłodniałego wampira powinnaś stąd znikać. Doprowadzę go do porządku i dam ci znać do dalej... - ostrzegł go Damon podchodząc do brata. Freya niechętnie przytaknęła na ten plan. Wiedziała jak niebezpieczny potrafi być wygłodniały wampir, a ona wciąż pozostawała tylko człowiekiem. Wolała w tym momencie nie ryzykować. Pospiesznie opuściła ruderę. Teraz musieli odzyskać Caroline. Poszukać również jakiegoś sposobu na znalezienie Jess i Marcela. Miała dziwne przeczucie, że oboje są w tym samym miejscu.
*~*~*
-Tu była kobieta ....
Wyjaśniała Jess rozmawiając z młodym szeryfem. Nazywał się Thomas Madson. Stacjonował to stanowisko od jakiegoś czasu. Nie patrzył na wielkie tytuły. Pieniądze również nie miały dla niego żadnego znaczenia. Sprawiedliwie traktował wszystkich. Mogli mu zaufać. – Ona dźgnęła go nożem. Mówiła jakieś dziwne i przerażające rzeczy. Kompletnie tego nie rozumiem. Zabiła mojego ojca.
Miała łzy w oczach. Kiedy wzywała pomocy tajemnicza kobieta zniknęła. Kimkolwiek była w rzeczywistości. Widziała tylko jej słaby profil i miała dziwne wrażenie, że skądś ją zna.
- Umiałabyś ją opisać? – zapytał szeryf. Był przystojny, ale nie tak jak bardzo jak jej mąż Damon. Właściwie to nikt nie byłby taki przystojny jak on. Mimo to ciągle porównywała. Nawet podstarzałego szeryfa, który w tym momencie liczył sobie około czterdziestu lat. Wciąż umiał popisać się kondycją.
- Niestety nie ... - pokręciła głową. Matka wciąż była w szoku. Śmierć ojca była taka nagła, niespodziewana. Wstrząsnęła wszystkimi mieszkańcami. Okrutna zbrodnia, która wydarzyła się w domu tuż pod oknami wszystkich ludzi. Nikt niczego nie zauważył. Ani nie słyszał. Rozmawiano z wieloma świadkami. Przeprowadzono skuteczne śledztwo. Niestety. Wciąż nie mieli odpowiedzi. Jess była coraz bardziej zmartwiona. W dniu pogrzebu w ogóle nie rozmawiała. Pomagała jej tylko obecność Damona. On był jej podporą i opiekunem. Bez niego z pewnością nie dałaby rady. Sam pogrzeb był ciężki i ponury. Ciężko znosiła szepty, rozmowy, których ludzie nie żałowali. Bywali tacy co obwiniali ją również. Nie miała pojęcia dlaczego. Przecież nie zrobiła nikomu nic złego. Była uczciwa. A przynajmniej próbowała. Jednak coś się zdarzyło. Nie chodziło tylko o śmierć ojca. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Wszystko w porządku, mamo? – zapytała cicho, patrząc na zgnębioną matkę. Kobieta pokręciła głową i odsunęła się. W oczach rodzicielki dostrzegła niewypowiedziane oskarżenie. Wzdrygnęła się mimowolnie. – Mamo? – powtórzyła . chciała ją jakoś przekonać. Przecież nie wierzyła w te absurdalne oskarżenia. Nikogo nie zabiła. Nigdy nie skrzywdziłaby swojego ojca. Kochała go. Podobnie jak matkę. Nie rozumiała czemu ludzie myślą, że jest inaczej.
- Powinnam była uwierzyć wtedy.... Dwa lata temu. Mówiłaś iż to zwykły wypadek. Ta służąca to nikt ważny , ale to jednak człowiek. Zabiłaś ją, a wcześniej torturowałaś. Bardzo okrutnie. Mówiłaś, o swojej niewinności. Opowiadałaś brednie w które ojciec ci wierzył. Ja wręcz przeciwnie. Tak samo zabiłaś jego. Jesteś zwykłą morderczynią. Powiadomię szeryfa. Wylądujesz w Beldram gdzie twoje miejsce.
- Mamo nie! Mamo błagam! – usiłowała przekonać matkę do swojej niewinności. Nikogo nie zabiła. Niestety. Kobieta nie chciała go słuchać. Wręcz przeciwnie. Na jej zawołanie przyszło dwóch siłaczy. Wyciągnięto ją z cmentarza. Wbrew jej woli. Słyszała wołanie Damona. Chciała do niego podbiec, ale nie była w stanie. Wciągniętą ją do wozu. Zawiązano z tyłu ręce. Matka przesądziła o winie kobiety. Naprawdę nie rozumiała dlaczego. Nie pamiętała nic z tego co mówiła. Służąca? Niby kiedy? Torturowała ją? Dlaczego? Pokręciła głową. Przecież Damon powiedziałby jej cokolwiek. A może nie wiedział? Zatajono to przed nią? Tylko dlaczego? Ktoś się z nią bawił w kotka i myszkę. Chciałaby wiedzieć dlaczego. Coś nie tak było z jej życiem. Jakby ktoś zrobił wyrwę w pamięci. Wciąż miała więcej pytań niż odpowiedzi. Niestety. Zamknięto ją w pokoju na klucz. Na szczęście rozwiązano więzi. Nie miała pojęcia jak wiele czasu minęło nim drzwi drgnęły. Zobaczyła w nich Damona. Wyglądał na zmizerowanego. W oczach miał poczucie winy.
- Czemu mi nie pomogłeś? – zapytała oskarżycielsko. Miała dość tego wszystkiego. Nie rozumiała czemu życie dotknęło ją w tak okrutny sposób. Przecież nigdy nikomu nic nie zrobiła. Wręcz przeciwnie. Zawsze starała się żyć uczciwie i lojalnie. Jak mało komu dotąd się zdarzało. A jednak okrutny los postanowił ją doświadczyć. Całkowicie zniszczyć. – Pozwoliłeś by matka mnie zamknęła i oskarżyła. Czy to prawda z tą pokojówką? Chcę znać odpowiedzi. Mam już dość okłamywania na lewo.
Damon zmrużył oczy. Westchnął cicho. Powinien z nią wcześniej porozmawiać, jednak w ostatnim czasie tak wiele się wydarzyło. Po prostu zwyczajnie nie miał na to czasu. Teraz nie mógł się wycofać. Musiał z nią porozmawiać. Byli małżeństwem. I naprawdę ją kochał. Jak nikogo wcześniej. Niestety ich życie nie układało się zbyt dobrze. Wszystko przez tajemniczą chorobę na jaką cierpiała. Kompletnie tego nie rozumiał. Być może sam gdzieś popełnił błąd. Niestety, nie miał pojęcia gdzie i od czego zacząć jego naprawianie.
- Wybacz mi.... – zaczął na koniec swojej opowieści. Była wstrząśnięta faktami jakie jej powiedział. Naprawdę robiła te wszystkie okrutne rzeczy? Nie mieściło się to w głowie. Przecież nigdy nikogo by nie skrzywdziła. Najwyraźniej nie do końca znała siebie. Specjalnie wyparła te rzeczy ze świadomości? Tylko dlaczego? Pokręciła głową. Nie chciała w to wierzyć. Gdzieś musiał być jakiś haczyk. – Pomogę ci uciec. Wierzę, że nie robiłaś tego specjalnie. Mam do ciebie zaufanie. Wielkie. Uciekniemy z Mystic Falls. Ułożymy na nowo nasze życia. Twoja matka ci nie pozwoli.
- Dobrze! – skinęła głową. Ufała Damonowi. Wiedziała iż jej nie zawiedzie. Głównie dlatego iż byli małżeństwem a ona kochała go nad życie. Mieli mało czasu. Matka wkrótce przyjedzie do domu, a wraz z nią lekarze. Zebrała kilka potrzebnych rzeczy. Nie chciała uciekać bez niczego. Miała też trochę pieniędzy. Niezbyt dużo, ale wystarczająco by przeżyć. Swoje dziecko musiała zostawić. Damon ją później weźmie. - Kocham cię... - wyszeptała na pożegnanie. Przyciągnął ją do siebie. Ten chłopak miał nad nią pewną władzę. Nie rozumiała tego. Kompletnie. – Zobaczymy się o zmroku przy cmentarzu.
- Przyprowadzę naszą córkę ... - obiecał jej na pożegnanie. Wtedy nie wiedziała, że widzi go po raz ostatni. Odeszła z ciężkim sercem. Nie pasowała tutaj. Kimkolwiek była tamta kobieta miała rację. Własne życie miała prowadzić zupełnie gdzie indziej. Z daleka od Mystic Falls. Potrzebowała czegoś innego. Długo spacerowała uliczkami Mystic Falls. Unikała ludzi. Matka z pewnością wysłała za nią list gończy. Wolała nie ryzykować. Wkrótce na zawsze opuści to miasteczko. Rozpocznie nowe życie. Tego właśnie pragnęła.
- Nie jesteś w dobrym miejscu... - drgnęła. Rozpoznała ten głos. Tę kobietę. Stała tuż przed nią. W oczach miała coś dziwnie znajomego.
- Kim jesteś? – zapytała cicho. – Dlaczego mnie prześladujesz? Czy zrobiłam coś złego?
Pokręciła głową. Jej spojrzenie wyglądało na przyjazne. Mimo to czuła dziwne napięcie. Strach, którego nie rozumiała.
- Musisz wrócić do swojego domu. Twoi przyjaciele cię potrzebują. To wszystko tutaj nie jest prawdziwe i nigdy nie będzie....
- Nie rozumiem ... - pokręciła głową. Była kompletnie zdezorientowana. Chciała znać odpowiedzi, a zarazem się bała. Znów trzymała w ręku karteczkę z adresem. Tym razem zamierzała zaryzykować. Miała ku temu okazje. Ktoś ją okłamywał. Zamierzała dowiedzieć się kto i dlaczego.
*~*~*
Na zakończenie:
Rozdział wyszedł mi inaczej niż myślałam. Trochę chaotycznie, ale podoba mi się historia Jess. W końcu życie w Mytic Falls nie może być zbyt łatwe. I jeszcze siostra Caroline. Mam parę pomysłów na nią i zamierzam je wykorzystać. Ogólnie postaram się by opowiadanie różniło się od tego co widzieliśmy w serialu. I nie tylko chodzi o nowe postacie. Także o całokształt, który wam pokażę. Już wkrótce nowy rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro