Rozdział 005 „Spotkanie dwóch światów"
Kroniki Wampirze 006:
Hej kochani! Nie wiem jaka pogoda panuje w dniu publikacji tego rozdziału, gdyż ciężko przewidzieć mi aż tak daleko, ale w tym momencie u mnie panuje jakaś masakra. Słońce, deszcz. I tak cały czas. Chyba tego nie przeżyje gdyż mój organizm już ma dość. A nie wiadomo jak tak dalej pójdzie. Te wakacje należą do wyjątkowo nieudanych a to przecież zaledwie początek. Wolę nie myśleć co będzie dalej. Pomijając temat pogody obecnie tworzę własną autorską powieść na podstawię znanej legendy o królu Arturze. Co z tego wyniknie? Zabijcie mnie sama nie wiem, ale już od dawna chciałam coś takiego napisać. Tymczasem zapraszam na nowy rozdział. Życzę miłego czytania.
*~*~*
Wszystko wskazywało na to iż Zack nie kłamał i naprawdę coś jej podał.
Owszem próbowała udawać przed Damonem i resztą, że wszystko w porządku. Cokolwiek chciał z pewnością nie mógł tego dostać. Istniało niebezpieczeństwo w jaki sposób zostałoby to wykorzystane. Od kiedy straciła magię funkcjonowała znacznie gorzej, ale powoli godziła się z rzeczywistością. Teraz musiała walczyć o własne życie. Organizm poddawał się dziwnej substancji. Pojawiały się dreszcze, krwotoki z nosa. Nie była w stanie pić krwi, gdyż za każdym razem wszystko zwracała. Walczyła z tym, ale nie było to łatwe. Każda godzina to nowe cierpienie.
- Można zaufać tym ludziom? – Po raz kolejny zapytała Caroline pełna niepokoju. Nic dziwnego. Już raz sprowadzili kogoś obcego do pomocy i nie skończyło się to zbyt dobrze. Każdy nowy w domu mógł przynieść niebezpieczeństwo. Jess myślała o tym, czy powinna powiedzieć prawdę o profesji przyjaciela. Sam wiedział czego tu się spodziewać, ale zamierzał przyjechać z bratem. Nie była zbyt zachwycona. Szczególnie chodziło o Damona. Wiele słyszała na temat Deana Winchestera i wiedziała dobrze do czego był zdolny. A w każdej opowieści było zawsze ziarnko prawdy. Westchnęła ciężko czując zawroty głowy. Trucizna coraz bardziej rozchodziła się po ciele, ale walczyła. Nie mogła pokazać reszcie jak się czuje.
- Są fachowcami – powiedziała zdecydowanie. – Walczą z demonami od lat. Mają własne sposoby. Jeżeli ktokolwiek może nam pomóc to tylko oni – zaniosła się kaszlem zła na siebie, że zrobiła to przy nich. Poczuła jak krew cieknie jej z nosa. Jęknęła. Damon od razu znalazł się przy niej.
- Powinnaś się położyć – powiedział stanowczo zaskakując swoją czułością wszystkich. Jess pokręciła głową, ale Damon był stanowczy. Od razu zaprowadził ją na fotel. Widział jak wyglądała. Mieli coraz mniej czasu. Zaledwie kilka godzin.
- Dam mu czego chce – powiedział szeptem Damon, gdy zostali sami. Za chwile mieli przyjechać Winchesterowie. Wspólnie przyznali, że bracia zatrzymają się tutaj. Jess pokręciła głową. Nawet nie chciała o tym słyszeć.
- Nie! – Musiała przemówić Damonowi do rozsądku. – Być może nadszedł mój czas. Tak właśnie mam umrzeć. Trzeba się z tym pogodzić i iść dalej. W końcu będąc częścią takiego życia kiedyś musiało to nastąpić.
- Straciłem już Elenę. Nie pozwolę bym stracił jeszcze ciebie. – Damon wyglądał na zdecydowanego. Jess chciała coś powiedzieć, ale dzwonek do drzwi przerwał im rozmowę. To Winchesterowie. Z westchnieniem wstała z fotela. Zrobiła to bardzo ostrożnie. Czuła na sobie czujne spojrzenie Caroline, ale zignorowała to. Mieli dość kłopotów jak na jeden dzień. Potrzebowali chwili spokoju. Jednak nie było im dane.
- Jess? – Sam pierwszy wszedł do pokoju. Tuż za nim z ponurą miną Dean. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do przebywania z wampirami. Westchnęła i podeszła by go przywitać. Zauważyła jak bardzo zmienił się od ich ostatniego spotkania. Miała wiele pytań, ale na razie wolała tego uniknąć. Może później jak zostaną sami.
- Sam! – uśmiechnęła się ciepło i przytuliła przyjaciela. Kiedy spotkali się w Stanford nie sądziła, że wyniknie z tego coś więcej. Akurat znowu uciekła od Klausa. Postanowiła zdobyć własne wykształcenie. Przez niemal trzy lata miała święty spokój. Dopóki nie znalazł jej Elijach i nie sprowadził z powrotem. Te wspomnienia choć bardzo odległe, wciąż mocno bolały. Wiedziała, że prędko o nich nie zapomni. – Dobrze, że przyjechałeś. Sami nie poradzilibyśmy sobie. demony to zdecydowanie nie nasza działka.
- Tak! – przytaknął Sam. – Więc powiedz dokładnie czego się spodziewać. Kim jest lub może być ten demon.
Usiedli wspólnie przy stole. Damon zadbał by nie zabrakło im potrzebnego do rozmowy alkoholu. Caroline i Bonnie jako pierwsze zaczęły swoją opowieść. Caroline powiedziała również o znaku jaki zauważyła na ramieniu matki. Liz wcześniej nie miała żadnego tatuażu. Jess spojrzała na Damona. Zauważyła jego skupioną minę. Coś kombinował. Zbyt dobrze go znała. I wcale jej się to nie spodobało. Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, ale zignorował ją.
- Coś szukają – zauważył chłodno Dean. – Nie są tu przypadkiem. To Demony wyższej kasty. Do tej pory nie ujawniały swojej obecności, a to oznacza iż szykuje się coś wielkiego. Musimy mieć się na baczności i podzielić na grupy. Trzeba będzie urządzić egzorcyzmy. W jak najlepiej zabezpieczonym miejscu.
- Mamy takie – zauważyła cicho Bonnie. To może niebezpieczne, ale i zarazem jedyne najlepsze wyjście z tej sytuacji. Mamy jakiś plan? Nie wiemy czego szukają.
- Chyba wiemy! – Damon nie zamierzał dłużej milczeć. Jess potrzebowała pomocy. Zostało im zaledwie kilka godzin. Nie wiadomo jak długo da radę utrzymać się na nogach. Musiał spróbować jej pomóc. Od dawna nie był aż taki zdeterminowany. – Sam się tym zajmę. Pogadam z Rickiem i przeszukamy Zbrojownie.
- Co to, to nie! – Dean wtrącił się do rozmowy. Nie ufał wampirom, a temu tutaj w szczególności. Sam może sobie myśleć co chce, ale Dean miał inne zdanie na ten temat. – Idę z tobą. Też mam tu coś do powiedzenia.
- Dean! – Sam spojrzał ostrzegawczo na brata. W końcu zbyt dobrze go znał. Wyczuwał w powietrzu kłopoty, które ta dwójka razem mogła przynieść.
- Umiem o siebie zadbać! – rzucił do brata. – Wchodzisz w to? Innego wyjścia nie masz.
- Jak chcesz! – mruknął Damon wzruszając ramionami. Nie bardzo mu się to podobało. Zamierzał znaleźć przedmiot i spróbować dokonać wymiany z Zackiem. Jeśli czarownik był uczciwy będzie miał szansę odzyskania zdrowia dla Jess. Owszem chciał pomóc Liz, ale Jess również go obchodziła. Te wszystkie uczucia coraz mniej mu się podobały i tęsknił za dawnymi czasami. Wiedział jednak, że musi postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Nawet jeśli Eleny przy nim nie było.
- Jesteś pewny, że dobrze postępujesz? – zapytała cicho Jess, gdy wszyscy powoli rozchodzili się do swoich zajęć. W głosie dziewczyny słychać było wyraźny niepokój. Damon pocałował ją czule w czoło i wyszedł. Jess naprawdę się wahała, czy słusznie postąpiła. A jeszcze większy niepokój targał jej ciałem o wiele silniej niż wcześniej.
*~*~*
-Wspaniale się spisałeś, Zachary.
Jezebel spojrzała w stronę swojego ucznia. Była z niego naprawdę dumna. Nie sądziła, że podoła, ale najwyraźniej myliła się w jego stronę. Ten mężczyzna miał ikrę do zadań specjalnych. Umiał zrobić niemal wszystko. A jego magia miała niezwykłą siłę. Kogoś takiego właśnie potrzebowała. Owszem miewała wyrzuty sumienia. Czy postąpiła słusznie zabijając męża. Ostatecznie naprawdę go kochała. Miała jednak swój cel. Demon zamierzał jej w tym pomóc. A moc, którą uwolni, prastara magia doda jeszcze więcej sił niż kiedykolwiek. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym.
- Tak! – przytaknął zadowolony z siebie mężczyzna. – Damon Salvatore będzie cierpiał tak jak moi rodzice przed śmiercią. Szczególnie kiedy odkryje iż nie zdoła pomóc ukochanej dziewczynie. Ona umrze w jego ramionach. Lepszej zemsty nie mogłem sobie wymarzyć.
- Więc nie zamierzasz dać mu odtrutki? – zapytała poważnie. Nie lubiła oszustwa, ale trochę jej to pasowało. Przynajmniej sama zdobędzie co chce, a zajmie czymś pozostałych.
- Oczywiście, że nie – powiedział zdecydowanie. – Zamierzam sprawić mu jak najwięcej bólu. Zresztą, czy to ważne? Kiedy osiągniemy swój cel Mystic Falls i jego mieszkańcy przestaną być nam potrzebni. Równie dobrze te miasteczko może przestać istnieć.
Jezebel mimowolnie poczuła lekki niepokój. Obudziła w Zacku prawdziwego demona. Może popełniła błąd? Później o tym pomyśli. Na razie musiała wykonać swój plan. Demon na nią liczył. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do jego ludzkiej postaci. Wcześniej słyszała go tylko w głowie. Teraz miała okazje zobaczyć prawdziwe oblicze.
- Kazaliście na siebie czekać – odparł demon nie kryjąc swojego niezadowolenia. Czarne oczy przewiercały ich na wylot. Obydwoje czuli ciarki na plecach. – Wiecie, że nie lubię czekania. Zdobyliście już czego potrzebuje?
Patrzył w napięciu na swoich zwolenników. Potrzebował ich pomocy. Dzięki nim mógł osiągnąć swój cel. Czekał już tak długo. Najpierw uwięziony przez łowców. Pokonany. Teraz znów miał okazje triumfować. Jeśli tylko uda mu się osiągnąć swój cel. Demony też miały marzenia. I własne plany. On do takich należał. Dawno temu, gdy był człowiekiem służył pewnej pani. Wspaniałej kobiecie, która go ukształtowała. Pokazała mu cel. Ukształtowała go. Zdobył prawdziwą moc. Był kimś kogo trzeba szanować. Nawet kiedy umarł jego dusza pozostała nieśmiertelna. Miał więcej lat niż wszyscy myśleli. Nie zdradzał też swojego prawdziwego imienia. Tak jest najlepiej. Przynajmniej dopóki nie uzna, że może odsłonić wszystkie karty.
- Nie wiemy czego szukać – powiedziała Jezebel próbując uspokoić demona. – Prosimy o więcej szczegółów. Zbrojownia to prawdziwy Arsenał. Jak szukanie igły w stogu siana.
Oczy demona pogłębiły się jeszcze bardziej przybierając intensywną czerń. Jezebel miała wrażenie, że patrzy w pustkę.
- Mówiłem wam tyle razy! – warknął wściekle. – Spójrzcie jeszcze raz. Spójrzcie w moje oczy i zobaczcie czego chcę.
Zack i Jezebel niechętnie wykonali rozkaz. Poczuli ostre uderzenie potężnej siły. W jednej chwili stali niedaleko wzgórza obserwując sytuacje jaka rozegrała się przed wiekami.
- Mortredzie wierny druchu – usłyszeli czyjś słaby głos. Zobaczyli piękną kobietę leżącą na ziemi. Z rany na brzuchu ciekła krew. Rana była śmiertelna. Kobieta umierała i zdawała sobie z tego sprawę. – Ukryj moją duszę tam gdzie nikt jej nie znajdzie. Kiedy będzie bezpiecznie chce powrócić i ożywić dawny świat. Magia znów będzie wolna i cała moja. Artur nie ochroni tego miejsca po raz kolejny. Kiedy wrócę pochłonę wszystko całą swoją mocą.
- Jak rozkażesz pani. – Z ust kobiety wyszedł zielony błysk. Zniknął w przepięknym starym amulecie. Zrobiony był ze szczerego złota. Na jego środku widniał symbol miecza owiniętego wężem. Mortred podniósł amulet wysoko. Jakby chciał, by ktoś go zobaczył.
- Przysięgam, przyjaciółko. Wrócisz choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię.
Znów wszystko się rozpłynęło i wrócili do rzeczywistości. Jezebel była wstrząśnięta. Zaczynała rozumieć kogo ma przed sobą. I nie kryła swojego przerażenia.
- Jesteś Mordred – wyszeptała oszołomiona. – Więc legendy są prawdziwe? Camelot istniał naprawdę? Artur również?
Demon parsknął wyraźnie poirytowany. Jednak postanowił odpowiedzieć na wszystkie ich pytania. Potrzebował ich pomocy, a szczerość będzie dobrym priorytetem. Ufał Jezebel, ale ten drugi mężczyzna miał w sobie coś niebezpiecznego. Jakby nie był pewny swojej obecności tutaj.
- Tak – przytaknął. – Moja dusza jest nieśmiertelna. Zostałem demonem i przysiągłem wierność mojej pani. To ją chce sprowadzić na ten świat. Znajdźcie amulet. Obiecałem wam nagrodę. Dotrzymam danego słowa.
Jezebel skinęła głową. Zack również, chociaż myślami był zupełnie gdzie indziej. Właśnie dostał esemesa o ciekawej treści. Postanowił zostawić tę dwójkę samą. Poradzą sobie bez niego. On miał swoje własne sprawy. Jezebel pokazała mu pewną ścieżkę. Zamierzał z niej skorzystać. I nie zawaha się przed niczym. Nie dbał o historię jaka rozgrywała się przed nim. Damon Salvatore musiał zapłacić. I zapłaci za wszelką cenę. Choćby miał zawrzeć układ z największym diabłem.
*~*~*
Wykorzystując okazje jaką mieli, Jess postanowiła porozmawiać z Zackiem.
Przejrzała chłopaka na wylot. Doskonale znała takie typy jak on. Po za tym rozmawiała chwilę z Bonnie. Dziewczyna była w szoku jego zachowaniem. W końcu kiedyś mu ufała. Jess doskonale to rozumiała. Nie ma nic gorszego niż zawiedzione zaufanie. Dlatego chciała rozwiązać problem z Zackiem. Ze względu na Bonnie. Chciała z nim porozmawiać. Nim Damon weźmie sprawy w swoje ręce. W dodatku teraz pomagał mu Dean. Ten duet nie prezentował się najlepiej. Podświadomie wyczuwała, że mogą być kłopoty.
- Zaskoczyłaś mnie! Nie powiem - wyznał z rozbawieniem obserwując dziewczynę. Stali kilka kroków od siebie. Jess postanowiła zachować ostrożność. Bez magii była bardziej bezradna niż kiedykolwiek wcześniej. Ciężko było nauczyć się funkcjonować samemu. – Masz wiele odwagi, by tu przyjść. Albo po prostu jesteś głupia.
Jess pokręciła głową. Nie była głupia. Inaczej w ogóle by tu nie przychodziła. Musiała zachować wszelką ostrożność. Nie wiadomo czego może się spodziewać.
- Chcę porozmawiać! – odparła stanowczo. – Masz żal do Damona. Bonnie opisywała mi zupełnie innego chłopaka. Zawiodłeś ją. Sprzedałeś się złu. Nie wiem co Damon zrobił ci w przeszłości, ale był zupełnie innym człowiekiem. Wampirem. Rozumiem znaczenie zemsty. Sama kiedyś to czułam. Teraz już nie myślę o tym. Zaczęłam nowe życie.
- Pieprzenie! – przerwał jej brutalnie Zack i skrzywił się z niesmakiem. – Zemsta to coś wspaniałego. Chcę by Damon cierpiał tak samo jak ja gdy straciłem moich rodziców. Byłem zaledwie dzieckiem. Ile miałem wówczas lat? Dziesięć? Może mniej? Nie wiele pamiętam z tamtego okresu. Tylko babkę, która musiała mnie wychować. I niezbyt tego chciała. Miałem idealne dzieciństwo? Od początku mnie karano. Głównie za magię, której używałem. Pragnęła bym był taki jak ona. Normalny. Jednak ja nigdy nie byłem i nie będę normalny. Poznałem parę osób. Zaprzyjaźniłem się z nimi. Magia na dobre zagościła w moim życiu i nigdy tego nie żałowałem. A potem poznałem Jezebel i jej męża. Jezebel pokazała mi prawdę. Dlatego jej pomagam. Potrzebuje tej części. Amuletu. Wy mi go dostarczycie. Mam nadzieję, że Damon już go szuka. Nie zostało ci wiele czasu.
Jess pokręciła głową. Wyczuła go. Kłamał. Od samego początku. Ten błysk w oczach mężczyzny. Musiała sprawić, by ponownie przeszedł na ich stronę. Potrzebowali jego pomocy. Bonnie nie mogła wszystkiego zrobić. Sam i Dean również nie.
- Nie zamierzasz dać tej odtrutki – wyszeptała cicho. Zack błysnął zębami w pełnym uśmiechu. Najwyraźniej dobrze się na nim poznała. Oczywiście, że nie zamierzał dawać. Nie był aż tak głupi. W dodatku chciał osobistej zemsty. Tylko ona miała dla niego znaczenie. Wówczas będzie mógł odejść spokojnie.
- Jesteś bystrzejsza niż myślałem! – mruknął wyraźnie poirytowany. – Naprawdę mi przykro. Jednak Damonowi na tobie zależy. Zdążyłem zauważyć zażyłość między wami. Gdyby nie ten fakt z pewnością inaczej zorganizowałbym całą sprawę. Niestety. Jesteś głównym celem. Możesz mieć tylko pretensje do siebie. Źle ulokowałaś swoje uczucia. Nie mój problem. Żegnaj Jess.
Zaklęła pod nosem. W tym momencie żałowała, że nie posiadała magii. Mogłaby spróbować połączyć się z czarownicami. Być może one mogłyby jej jakoś pomóc. W tym momencie pozostawała całkiem bezradna. Mogła liczyć tylko na siebie. Z westchnieniem sięgnęła po telefon ignorując zawroty głowy. Z trudem trzymała się na nogach. Coraz mniej czasu. Godziny biegły niezwykle szybko. Musiała znaleźć jakiś sposób. Nie chciała umierać. Akurat w tym momencie. Kiedy udało jej się zbliżyć do Damona. Mogła mieć szansę na normalne i szczęśliwe życie. Naprawdę tego pragnęła. Jednak wszystko wskazuje na to iż nie osiągnie tego statusu. Jak zawsze.
- Jess? Gdzie jesteś? Potrzebujemy cię tutaj! – usłyszała w słuchawce zaniepokojony głos Damona. Chciała mu odpowiedzieć. Naprawdę chciała. Jednak żadne słowo nie przechodziło jej przez gardło. Ból ścisnął mocno. Miała wrażenie, że wszystko dookoła się rozpływa.
- Pomóż ... - zdołała tylko wyszeptać i pochłonęła ją ciemność.
*~*~*
-Jesteś pewny, że możemy wziąć pod uwagę ten plan?
Caroline sceptycznie spojrzała na Sama. Po tym, co ostatnio przeszła miała sporo wątpliwości. O jednym była całkowicie przekonana. Chciała uratować swoją matkę i nic innego nie miało dla niej żadnego znaczenia. Jeżeli nie podoła? Nie wyobrażała sobie życia bez Liz Forbes. To była jej matka. Tylko ją miała po odejściu ojca. Może nie zawsze się rozumiały, ale kochała ją nad życie.
- Rozumiem twoje obawy – mruknął Sam. Nie był zachwycony tą całą sytuacją. Jess nie uprzedziła go, że tak wiele wampirów będzie w mieście. Zdecydowanie mu to przeszkadzało. Był łowcą. Wampiry powinien zabijać a nie współpracować z nimi. Dean miał rację. Zmiękł w ostatnim czasie i o wiele za bardzo. Później o tym pomyśli. Na razie po raz ostatni pomoże w słusznej sprawie. Liz Forbes była tylko niewinnym człowiekiem. Zasługiwała na o wiele lepszy los. Niż mogła otrzymać. Zamierzał zrobić wszystko co w jego mocy żeby pomóc. – Jesteśmy profesjonalistami. Znamy się na swojej robocie. Twoja matka została opętana przez silnego demona. Znalazł sobie kryjówkę w starym domu. Mam potrzebne rzeczy, by go pokonać. Uratujemy twoją matkę, ale powinniście uważać. O Mystic Falls krążą legendy. Wampiry, czarownice, wilkołaki. Wszystko co złe przyciąga to miejsce ze zdwojoną siłą. Nie wiadomo dlaczego. Jakby coś przyciągało je do siebie. Pierwotna siła?
- Wiem co masz na myśli – zauważyła cicho Caroline. Sama to wyczuwała. Głównie w dawnym domu czarownic. Tam czaiło się coś więcej niż zwykła magia. Nie umiała tego dokładnie określić. Wyczuwała niebezpieczeństwo. Odkąd pamiętała kłopoty były ich specjalnością. Jednak nie zamieniłaby swojego życia za nic w świecie. Jako wampir odnalazła się i miała nowy cel. Niestety wieczne problemy nie ułatwiały niczego. Takie jak teraz. Drżała o życie swojej matki. Gdyby nie była taka uparta nie doszłoby do tego wszystkiego. Czuła się winna.
- Gotowa? – zapytał Sam cicho. Skinęła głową. Stefan i Bonnie mieli przygotować miejsce. Caroline zastawiała pułapkę. Sam wręczył pistolet. Wyjaśnił, że jest nasączony środkami nasennymi i wodą święconą. Pomoże unieszkodliwić demona. Ruszyła przodem w stronę opuszczonej szopy. Ostrożnie rozglądała się dookoła. Niebezpieczeństwo czyhało z każdej strony. Weszła do środka. Podłoga zaskrzypiała pod jej stopami. Jak przez mgłę pamiętała historię tego domu. Miała wtedy trzy lata. Mieszkało tu młode małżeństwo z dzieckiem. Ktoś się do nich włamał. Zginęła kobieta z mężem. Po dziecku ślad zaginął, a dom spłonął. Mówiono, że tu straszy. Nie wierzyła w to. Wyciągnęła broń. Demon musiał być gdziekolwiek. Wyczuwała czyjąś obecność. Dookoła panowały ciemności. Dzięki wampirzemu wzrokowi widziała wyraźniej niż przeciętny człowiek. Otworzyła kolejne drzwi. Ostry smród przyprawił ją o mdłości. Rozpoznała zapach rozkładanych zwłok. Na ścianie widniał napis stworzony krwią „Przez śmierć do piekła". Podejrzewała, iż są to pozostałości po dawnej sekcie jaka gościła w Mystic Falls.
- Długo kazałaś na siebie czekać – drgnęła słysząc zawistny głos z tyłu. Odwróciła się i stanęła oko w oko ze swoją matką. Jednak zdecydowanie inną. Liz Forbes miała przefarbowane włosy na czerń i ostry makijaż. Zniknął gdzieś skromny strój szeryfa. Zastąpiły go ciemne leginsy i obcisła bluzka. Skrzywiła się z niesmakiem. Brakowało tylko tatuażu.
- Co zrobiłeś z moją matką? – syknęła z trudem panując nad gniewem. Musiała zachować wszelką ostrożność. Wiedziała, że demon miał niezłą moc. – Wygląda jak suka.
- Cóż Liz często tak myśli o tobie. – Demon zaśmiał się widząc minę Caroline. – Jestem w niej. Znam myśli kobiety. Niby udaje przed tobą, że wszystko w porządku, bo nie chcę cię zranić. Naprawdę nienawidzi twojej wampirycznej natury. Wolałaby byś była jak dawniej człowiekiem. Wciąż myśli, gdzie popełniła błąd.
- Kłamiesz! – Caroline wręcz kipiała gniewem. Zacisnęła dłoń na broni trzymanej z tyłu. Czekała na odpowiedni moment. Zamierzała wykorzystać wszystko co wiedziała. – Znam moją matkę. Jest dobrym człowiekiem. Nigdy by tak nie pomyślała.
- Och, doprawdy? – prychnął z pogardą. – Tak jak nie chowasz teraz broni za sobą? – Nim dotarł do niej sens jego słów poczuła ból. Ból, który wstrząsnął nią do głębi. Krzyknęła nim wylądowała na ścianie. Broń wypadła jej z ręki. Cicho jęknęła oszołomiona. – Sam i Dean nie nauczyli się jeszcze? Zawsze będę krok przed nimi.
- Znacie się? – zapytała oszołomiona jak wiele wie ten demon. Jęknęła nie mogąc w to uwierzyć. Najwyraźniej znów została oszukana. Po raz kolejny zaufała niewłaściwej osobie. Chyba popełniała błąd za błędem.
Demon uśmiechnął się zadowolony z wątpliwości jakie w niej wzbudził. Lubił grać na ludzkich uczuciach. Dzięki temu zdobywał prawdziwą siłę.
- W pewnym sensie – mruknął nie wdając się w szczegóły. – Sam i Dean nie raz mocno zaszkodzili mi w interesach. Tym razem również to robią. Sądziłem, że tu ich nie będzie. Ostatecznie to miasto pełne wampirów. Wszystko może mieć miejsce. Sama doskonale o tym wiesz.
Caroline jęknęła. Usiłowała uwolnić się od jego mocy. Niestety był silniejszy od niej. Nie miała żadnych szans. Nie chciała go wcale słuchać, ale mówił dość racjonalnie. Sam i Dean to łowcy. Polowali i zabijali takich jak ona. Dlaczego niby mieliby pomagać? Pokręciła głową. Jess popełniła błąd ściągając ich tutaj. Najwyraźniej nie mogli pomóc.
- Czego tutaj chcesz? Dlaczego moja matka? – Chciała znać odpowiedzi na te pytania W końcu wiedza mogła uratować życie matce. Demon roześmiał się ubawiony. Wszystko szło dokładnie tak jak przewidział. Nie pomyślał o jednym. Winchesterowie zawsze byli krok przed nim. Przyczajony w cieniu Sam z uwagą słuchał całą rozmowę. Jess sporo mówiła o Caroline. Mógł jej zaufać, ale tu chodziło o jej matkę. Trzymał rękę na broni gotowy do użycia.
- Nie! – krzyknęła nagle Caroline nie kryjąc bólu w głosie. Sam nie czekał dłużej. Wkroczył do akcji kompletnie zaskakując demona. Kilka razy strzelił. Naboje nie wyrządzą krzywdy człowiekowi, ale demonowi jak najbardziej. Zaskoczone stworzenie upadło. Z ust pociekła krew. Caroline krzyknęła przerażona! – Zabiłeś ją!
- Spokojnie – Sam pokręcił głową. – Jest tylko nieprzytomna. Pomóż mi ją przywiązać. Przygotujemy się i odprawimy egzorcyzmy nim Dean wróci z Damonem.
Niepewnie pokiwała głową. Musiała być silna. Dla matki w której ciele zamieszkał teraz demon. Wiedziała, że to nie łatwe zadanie. To Liz zawsze była najsilniejszym członkiem tej rodziny. Nawet kiedy odszedł ojciec nie widziała jej załamanej. Wręcz przeciwnie. Podziwiała ją, chociaż nigdy tego nie powiedziała otwarcie. Teraz żałowała. Żałowała tak wielu rzeczy i obiecała sobie, że jeżeli tylko dostanie szansę zmieni wszystko. Będzie interesowała się życiem matki. Dbała o nią. W końcu nikogo więcej nie miała na świecie.
- Jesteś gotowa? – zapytał cicho Sam podchodząc do niej. Wyczuwał napięcie dziewczyny. Rozumiał jej ból. Kiedy jego ojciec został opętany nie mieli wiele czasu z Deanem. Musieli radzić sobie sami. Ona mimo iż była wampirem miała wielu przyjaciół, którzy gotowi pójść byli za nią do piekła. Coraz inaczej patrzył na świat potworów. Zaczynał odróżniać różne odmiany dobra. Aby również i Dean się tego nauczył. Jednak jeśli chodziło o brata szczerze wątpił w zdrowy rozsądek mężczyzny. Zbyt dobrze go znał.
- Nie – przyznała szczerze. – Nie mamy wyjścia, prawda? Musimy to zrobić, by uratować mamę.
- Tak! – przytaknął Sam. – Mamy niewiele czasu. Musimy odprawić egzorcyzm nim zapadnie noc. Nie jesteś doświadczona. Nocą demony bywają o wiele potężniejsze nocą niż za dnia.
- W takim razie zróbmy to. Uratujmy moją mamę. – W głosie Caro słychać było nadzieję. Naprawdę wierzyli, że zdołają. Obecnie to jedyna rzecz jaka miała dla nich znaczenie. A sama Caroline była bardziej przerażona niż kiedykolwiek wcześniej.
*~*~*
Na zakończenie:
Hej kochani!
Ogółem jestem zadowolona z tego rozdziału. Wygląda naprawdę ciekawie. Aż się tego nie spodziewałam. Nie chcę popaść w samo zachwyt czy coś. Po prostu cosower z TVD i SN wypadł naprawdę nieźle i czuje iż jeszcze zaskoczę was nie jeden raz. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na ciąg dalszy już wkrótce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro