Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 001 „Zerwane więzi część 1"


Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą.

- Jan Twardowski.

(Mystic Falls – obecnie)

A więc to prawda.

Elena odchodziła. Damon Salvatore nie mógł w to wszystko uwierzyć. Gdzie popełnił błąd? Przecież zrobił wszystko co od niego oczekiwano. W dodatku ślub Ricka i Jo miał być wielkim wydarzeniem. Elena zgodziła się zostać druhną. Kilka godzin przed tym jak wypiła eliksir. Doszło do tragedii. Żądny zemsty Kai postanowił zemścić się na wszystkich. Nikt nie mógł pomóc. Nawet obecność hybryd nie zmieniła jego zdania. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Chociaż Damon próbował nie zdołał uratować Eleny. Teraz leżała w szpitalu, a lekarze myśleli by ją odciąć. Właściwie nie mówili tego wprost, ale widział te ich miny. Westchnął ciężko nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić. Wyłączenie człowieczeństwa byłoby w tym momencie idealne, ale nie mógł zawsze uciekać. Ucieczka oznaczało bycie tchórzem, a on do tchórzy nie należał. Dlatego nie zamierzał uciekać. Nigdy więcej.

- Znowu byłeś w szpitalu? – Stefan nie odrywał zmartwionego wzroku od brata. W ostatnim czasie tak wiele się wydarzyło. Damon w każdej chwili mógł znaleźć się na granicy. Najbardziej martwiło go jak wpłynie na tę sytuacje śmierć matki, ale to był najmniejszy z problemów. Teraz zmagali się z czymś o wiele trudniejszym. Wczoraj przyjechał Jeremy. Jako ostatni żyjący członek rodziny Gilbert mógł podjąć decyzje co dalej. Nie mówił o tym Damonowi, ale na pewno już dotarły do niego te wieści. Prędzej czy później będą musieli podjąć decyzję. Miał tylko nadzieję, że Jess go nie zawiedzie. Była drugą po Elenie osobą, która mogła mieć jakikolwiek wpływ na Damona. Tylko ona mogła im pomóc w tym momencie.

- A jak myślisz? – prychnął Damon z pogardą. Podszedł do kredensu i wyciągnął z niego butelkę whiskey. Od kiedy Elena znalazła się w szpitalu sporo pił. Potrzebował tego by ukoić swój ból. Jednak alkohol pomagał tylko chwilowo. Powoli miał tego dość. Musiał znaleźć ukojenie. – Rozmawiałeś z Valerie? Czy może pomóc?

Stefan pokręcił głową. Owszem rozmawiał z Valerie. Jedyna hybryda jaka przeżyła spotkanie z Rayną Cruz, łowczynią wampirów. Właśnie Rayna to ich kolejny problem. W tym momencie nie stanowiła przeszkody, ale nie na długo. Teraz przebywała w Zbrojowni zamknięta na cztery spusty, ale nie na długo. Wiedział, że prędzej czy później znajdzie wyjście i znów będzie zabijać. Zaatakowała go i teraz był jednym z jej celów. Musiał szczególnie uważać. Zdecydowanie za wiele kłopotów mieli ostatnio.

- Ona nic nie może zrobić – powiedział bardzo cicho. – Była u Eleny. Próbowała ją uzdrowić, ale jej moc nie działa w tym zakresie. Musimy poradzić sobie sami.

- Jak? Cholera jasna jak? – warknął Damon roztrzaskując szklankę w dłoni. Miał naprawdę dość. Czy Stefanowi nie zależało na Elenie? Przecież kiedyś tak bardzo ją kochał. Byli razem dopóki on Damon się nie wtrącił. Jakoś nigdy nie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia. Elena Gilbert to najlepsze co mu się mogło przytrafić. I jeśli ją straci nie pogodzi się z tym.

- Możemy porozmawiać? – Niespodziewane pojawienie się szeryf Liz Forbes zaskoczyło obu mężczyzn. Liz była prawdziwą przyjaciółką dla Damona. Pomagali sobie i świetnie się rozumieli. Liz często ukrywała różne zbrodnie braci. Od jakiegoś czasu była nienaturalnie blada i jakby wymęczona. Stefan wyczuwał w powietrzu dziwny zapach zawsze kiedy stała obok nich. Nie umiał go zidentyfikować.

- Naturalnie – powiedział gestem zapraszając ją do środka. – Słyszałaś pewnie o Elenie?

Kobieta pokręciła głową. W oczach zawsze uśmiechniętej acz poważnej szeryf czaił się smutek.

- Mam kilka nierozwiązanych spraw którymi chciałabym się zająć – odparła cicho pokazując dość sporawą teczkę. – Wiem, że pewnie was tym zaskakuje, ale nie mam wyjścia. Chcę mieć wszystko poukładane nim zabiorą mnie do szpitala.

- Do szpitala? – powtórzył z zaskoczeniem Damon unosząc brwi. – Co się dzieje Liz?

- Caroline jeszcze nie wie więc proszę o dyskrecje – poprosiła cicho. – Umieram chłopcy. Nie wiem jak dużo czasu mi zostało. Caroline straciła już ojca. Teraz przyjdzie kolej na mnie. Przynajmniej będę miała naturalną śmierć.

- A wampirza krew? – podchwycił tym razem Stefan. Jakoś nie wyobrażał sobie Mystic Falls bez szeryf. Tylko ona czuwała by hybrydy Lilly nie przejęły całkowitej kontroli nad miastem. Ona jedna również umiała się dogadać z panią Salvatore. Ostatecznie obydwie były matkami. To ich w pewien sposób łączyło. – Ostatecznie ratuje niemal każdego.

- Nie wiem – pokręciła bezradnie kobieta. Nie myślała o tym. Córka wydawała się być szczęśliwa jako wampir, ale często cierpiała. Widziała jej łzy i rozpacz, który sprawiał iż serce jakie miała zdawało się pękać. Wciąż nie mogła uwierzyć jak wiele zmian naszło w ich życiu na raz za sprawą przybycia braci Salvatore. – Nigdy o tym nie myślałam. Pamiętasz mojego męża? Wolał umrzeć niż być wampirem. Chyba postąpiłabym tak samo. Ciężko mi powiedzieć. Dlatego na razie nie chcę nic mówić Caroline. Ma dość zmartwień. Proszę uszanujcie to.

- Sam nie wiem – Damon nie był przekonany. Co prawda niezbyt przepadał za blondi, ale lubił Liz. W pewnym sensie była jego jedyną przyjaciółką jaką ma. Nie chciałby jej stracić. – Powinnaś porozmawiać z córką. To jest...

- Uczciwe – dokończył za niego Stefan widząc, że bratu pewne zdania przychodzą z trudnością. Szczególnie teraz, gdy brakowało mu Eleny. Wieczorem rozmawiał z Jerem'ym. Wkrótce miał zamiar podjąć ostateczną decyzję. Nie wyglądało to najlepiej. Podejrzewał jaka będzie to decyzja. Elena umarła i musieli się z tym pogodzić.

- Mam tu kilka spraw do zakończenia – wyznała wskazując na teczkę. – Jedna z nich jest dla mnie priorytetowa. Ja wiem Stefanie. Byłeś tam kilka minut po wypadku. Chciałabym jednak odkryć co naprawdę się wydarzyło. Chodzi o rodziców Eleny.

Damon poczuł dziwne napięcie w żołądku. Rodzice Eleny. Największa tajemnica do rozwiązania. Pokręcił głową.

- Jesteś pewna, że chcesz to sprawdzić.

Liz pokiwała głową i popatrzyła na niego uważnie. Damon coś ukrywał. Nie miała jeszcze pojęcia co, ale znała go zbyt dobrze by tego nie zauważyć. Miała wrażenie, że ich kłopoty w pewien sposób dopiero się zaczynają.

*~*~*

-Powinnam być za jakąś godzinę.

Rzuciła przez telefon, gdy odebrała połączenie Stefana. Zaczynał się niecierpliwić. Ona również gdyż jej ukochany samochód nawalał. Droga z Nowego Orleanu do Mystic Falls nie należała do długich, lecz była mocno upierdliwa. Ciągle coś stawało jej na przeszkodzie. Teraz zabrakło benzyny. Jak na złość. Zaklęła zła pod nosem tankując na jakimś zadupiu. Dookoła ani żywej duszy. Czuła coś dziwnego. Jakieś przeczucie nie dawało spokoju. Jakby ktoś ją obserwował. Wzmocniła czujność. Skupiła całą swoją moc. Tak. Ktoś zdecydowanie tu był.

- Wyjdź zanim będzie jeszcze gorzej – powiedziała stanowczym głosem rozglądając się dookoła. Zaszeleściło w oddali i po chwili zobaczyła młodego mężczyznę. Na oko miał koło trzydziestu lat. Może trochę mniej. Ciężko jej było określić. – Kim jesteś i czemu mnie śledzisz?

- Zostałaś wezwana do Bostonu – usłyszała stanowczy głos. – Możesz udać się sama lub mam cię zaciągnąć siłą.

Prychnęła śmiechem rozbawiona. Przez cały czas nie zdawała sobie sprawy, że nie wyłączyła telefonu. Stefan przysłuchiwał się rozmowie.

- Naprawdę człowieku sądzisz iż możesz mnie zmusić? Chyba jesteś idiotą – pokręciła głową z niedowierzaniem. Jednak ku jej zaskoczeniu mężczyzna nie był sam. Czujność straciła tylko na chwilkę. Ta mała chwilka wystraczyła drugiemu napastnikowi. Nim zdołała zareagować poczuła ostry ból. Coś jej wstrzyknięto. Jęknęła upadając na ziemię. Wszystko pokryto mgłą. Ktoś zaniósł ją do samochodu. Nie traktował zbyt delikatnie. Związano ręce i nogi. Sznury potraktowano werbeną. Nie miała pojęcia co się działo, lecz nie było to dobre. W pewnym momencie scena zmieniła się przed oczami. Szła znajomymi lasami, z oddali słyszała szum strumyka. Znała to miejsce. Już kiedyś tu była. Pokręciła głową rozpoznając swój dom. Tu wszystko się zaczęło. W tym domu Klaus zniszczył jej życie i ludzi, których kochała. Ścisnęło ją w żołądku na samo wspomnienie o tym. Dom wyglądał tak samo jak kiedyś. Trochę ją to zaskoczyło. Przecież wszystko spłonęło. Dzisiaj zostały tylko ruiny ukryte w gąszczu lasu. Niewiele osób wiedziało o tym miejscu. Właściwie to nawet nikt. Poprzez klątwę. Dzięki niej wymazano ją z pamięci. Próbowała przez lata znaleźć sposób by została złamana. Niestety bezskutecznie.

- Co się dzieje – wyszeptała oszołomiona nie kryjąc swojego strachu. Gdzieś w oddali dostrzegła bladą postać ubraną starodawnie. Wydawała jej się dziwnie znajoma. Najbardziej kojarzyła ten dziwny zapach. – Kim jesteś?

Kobieta jakby podpłynęła do niej. Z wyglądu była trochę podobna.

- Odnajdź klucz nim będzie za późno – usłyszała dziwny głos kobiety. – Znajdź klucz i ocal swoich bliskich... ...

Jak przez mgłę widziała coś na kształt klucza nim fala bólu wybudziła ją ze snu. Znalazła się w prawdziwych tarapatach.

- Jesteś przytomna. Cudownie! – Nieprzyjemny syk nieznajomego mężczyzny sprawił, że otworzyła oczy. Została uwięziona w jakiejś dziwnej celi. Na rękach miała kajdanki. Dodatkowo czuła się bardzo słaba jak małe dziecko. Cholerne skutki werbeny. Wielka szkoda, że nie posłuchała Katherine. Picie werbeny mogłoby ją wzmocnić i uchronić przed takimi sytuacjami. – Będziemy mogli spokojnie porozmawiać.

- Kim jesteś? – zapytała czując, że ta sytuacja ani trochę się jej nie podoba. Chyba będzie musiała użyć magii by stąd uciec. Jednak to w ostateczności. Na razie musiała poznać cel swojej niewoli. – Czego chcesz?

- Wszystko powoli. – Ledwie powiedział, a do środka weszło trzech mężczyzn. Pchali przed sobą jakiś podejrzany wózek. Miał kilka dziwnych sprzętów. Nic nie wyglądało zachęcająco. Poczuła dziwny dreszcz rozchodzący po ciele. Siedzący przed nią mężczyzna wziął strzykawkę do ręki. Zrozumiała co chciał zrobić i napięła wszystkie mięśnie. – Najpierw odpowiesz mi na kilka pytań. Jeśli stwierdzę, że są uczciwe umrzesz bardzo powoli. ASN bardzo dba o poprawne szczegóły.

- ASN? – wykrztusiła. Gdzieś słyszała tę nazwę. Nie miała tylko pojęcia gdzie. – Kim u licha jesteście? Skąd wiecie o świecie wampirów?

- Mamy wspólną znajomą – wyjaśnił mężczyzna. – Ona naprowadziła mnie na wasz świat. Pokazała kim jesteście i jak z wami walczyć. Zbyt wiele spraw zostało niewyjaśnionych. Wciąż istnieją ukryte tajemnice. Naprawdę myślisz, że nikt nie wie? O tych wszystkich tajemniczych sprawach? Śmierciach? Każdą tajemnicę można rozwiązać. Trzeba znaleźć tylko odpowiedni klucz. A ty właśnie masz coś czego potrzebuje.

- Nie rozumiem – pokręciła głową. Naprawdę nie rozumiała. Wspólna znajoma? Kto mógłby pracować dla ludzi w walce przeciw wampirom? Może jakaś czarownica? Tylko to przychodziło jej do głowy.

- W Mystic Falls jest miejsce zwane Zbrojownią – zaczął zmieniając całkowicie tory na swoje myśli. Eric Shawn nienawidził wampirów odkąd pamiętał. Był dzieckiem kiedy jeden z tych potworów zabił jego rodzinę. Od tamtej pory szukał sposobu na zemstę. I znalazł ją. Dzięki tajemniczej kobiecie, która pokazała mu świat o jakim nawet nie śnił. A teraz zażądała przysługi. Zamierzał jej pomóc. Nawet gdyby nie poprosiła. – Potrzebuje ukrytej tam jednej małej rzeczy.

- Nie mam pojęcia co mówisz – syknęła gniewnie czując jak ściska ją w żołądku. Eric zbliżył igłę do skóry. W myślach zaczęła szukać odpowiednie zaklęcie. Zamierzała odwrócić ich uwagę i uciec.

- Och wiesz doskonale – wymruczał chcąc zmusić ją do mówienia. Jego przyjaciółka wiele o niej mówiła. Była sprytna i niebezpieczna. Dodatkowo posiadała umiejętność magii, co jest dość rzadkie u wampirów. Zamierzał wykorzystać całą tę wiedzę by zdobyć co chciał.

- Skoro tak uważasz – syknęła. Całą swą energię skupiła na mocy. Poczuła ból. Tak wielki, że niemal rozerwał ją na strzępy. Dopiero po chwili dostrzegła błyszczący w oddali kamień. Odbierał moce czarownicą będącym w danym pomieszczeniu. Zaklęła pod nosem. Naprawdę miała poważne kłopoty i chyba nie prędko z nich ucieknie. Potem był już tylko ból. Jeszcze więcej bólu i pytań na które za nic w świecie nie znała odpowiedzi.

*~*~*

-Wciąż się nie odzywa?

Spytała Caroline Stefana kiedy po raz kolejny próbował dodzwonić się do Jess. Pokręcił głową. Był coraz bardziej zaniepokojony. Zdecydowanie coś było nie tak. Znał Jess dość długo. Należała do osób, które zawsze dotrzymywały słowa. Bardzo rzadka cecha w dzisiejszych czasach. Zaklął pod nosem po raz kolejny usiłując uzyskać połączenie. Nie odbierała, chociaż telefon miała włączony. Potrzebował pomocy. Zadzwonił do ostatniej osoby jaka mu przyszła w tym momencie na myśl. Liz Forbes. Jako szeryf miała dostęp i mogła im pomóc w uzyskaniu odpowiednich informacji. Odebrała po kilku sekundach. W głosie kobiety słychać było wyraźnie ukrywane cierpienie.

- Spróbuje namierzyć telefon – obiecała gdy wyjaśnił o co chodzi. Zadzwoniła po kolejnych piętnastu minutach. Według niej Jess przebywała kilkadziesiąt kilometrów za Mystic Falls. Według niej to było dziwne, gdyż po za opuszczonymi magazynami starej fabryki nic tam nie ma. Stefan zmarszczył brwi i podziękował. Sam z pewnością nie da rady pomóc Jess. Rick miał na głowie sprawę z Jo. Nie chciał go odrywać od ukochanej kobiety. I tak sporo przeżył. Do głowy przychodził mu tylko Damon i Enzo. Enzo to ostatnia osoba jaka mogłaby mu pomóc, ale lubił Jess. Dziwne lecz w pewnym sensie byli przyjaciółmi. Zawsze umieli się dogadać. Na szczęście Enzo się zgodził. Chociaż nie ukrywał, że nie ufał Stefanowi. Wiele ich różniło, ale w tym momencie musieli połączyć swoje siły. Jess ich potrzebowała. Cokolwiek się wydarzyło.

- Nie powinna w ogóle tu przyjeżdżać! – mruknął wyraźnie niezadowolony Damon, gdy spotkali się przed domem Salvatorów. Stefan przygotował samochód i broń. – Wiemy w ogóle co nas czeka?

- Nie – pokręcił głową. – Wiem tylko, że nie odbiera telefonów. To niepokojące. Coś na pewno się dzieje. Ona nigdy nie nawala. Po za tym od Liz wiem iż utknęła w starych magazynach. Z pewnością nie bez powodu.

- Po co w ogóle ją ściągałeś? – Damon nie krył swojej irytacji. Lubił Jess, ale trochę krępowały go własne uczucia gdy była w pobliżu. Miał taki moment iż wahał się pomiędzy nią, a Eleną. Bardzo niepokojące. Zwłaszcza jak znał swoje uczucia do Eleny. Kiedyś romansował z Jess, ale krótko. Zerwał swoje stosunki tuż po tym, gdy wyszło jej drugie oblicze.

- Potrzebowałem pomocy – skłamał gładko. Nie chciał przyznać swoich powodów. Obawiał się relacji Damona. Zbyt dobrze zdążył poznać swojego nieobliczalnego brata. Wolał nie ryzykować. Dość już ostatnio przeszli. – Jess ma sporą wiedzę i duży zasób magii. Wiele razy nam pomagała. Nie uważasz, że warto było to wykorzystać.

- Wychodziła za mąż – mruknął ostrożnie nie do końca przekonany logiką brata. Zbyt dobrze go znał. Stefan lubił stawiać na swoim w bardzo dziwny sposób. – Za niejakiego Marcela? Jakiś czas była z nim związana jeśli się dobrze orientuje. Dlaczego miałaby rezygnować ze swojego szczęścia dla nas?

- Może miała powód? – Stefan wzruszył ramionami. Nie zamierzał wdawać się w szczegóły. – Teraz być może musimy ją ratować. Jesteście przygotowani? Enzo czy mogę ci zaufać?

Stefan celowo zadał te pytanie. Dobrze wiedział jakie skomplikowane łączyły ich stosunki. Nigdy nie ufał Enzo. Gdyby nie fakt, że był im potrzebny w ogóle by go ze sobą nie brał.

- A jak myślisz? – Enzo prychnął wyraźnie urażony. Owszem miał wiele żalu do Stefana, ale odłoży to na później. Rozwiążą swój konflikt. Na razie musiał im pomóc. Lubił Jess i trochę nie rozumiał jej podejścia. Wolała tak wiele ukrywać zamiast od razu pokazać kim jest. Tajemnice nigdy nie prowadziły do niczego dobrego. Sam miał okazje przekonać się o tym. – Idziemy?

- Tak! – Zarówno Damon jak i Stefan skinęli głowami. Postanowili się rozdzielić. Tak było bezpieczniej. Każdy z nich miał przy sobie telefon. Damon ruszył przodu od frontu. Zawsze lubił atakować bezpośrednio. Chociaż myślał tylko o Elenie w tym momencie nie mógł sobie na to pozwolić. Zachowanie czujności i w miarę zdrowego rozsądku należało do pioryretów. Wnętrze wyglądało na opuszczone. Tak samo śmierdziało. Porozrzucane kartony, stare urządzenia, ślady użytkowania bezdomnych. A jednak coś mu nie pasowało. Najbardziej zirytował go zapach. Dziwny, intrygujący. Uderzający w nozdrza i niebezpiecznie znajomy. A także delikatne, niemal niewyczuwalne perfumy Jess.

- Pokaż się! – syknął wyczuwając, że ktoś go obserwuje. Nie widział żadnej kamery. To żywy człowiek, który przybył tu po niego. Może nie do końca człowiek. Czarownica. Podobny zapach pochodził od Bonnie Bennett. Umiał go rozpoznać. – Przyszedłem po przyjaciółkę. Nie zamierzam stąd bez niej odejść.

- Damon Salvatore. – Cieniutki głos kobiety sprawił, że odwrócił się gwałtownie. Zaskoczyła go. Znał ją, chociaż był przekonany, że nie żyła już od bardzo dawna. Duch z jego przeszłości. Ta o której zapomniał, będąca zaledwie epizodem w jego śmiertelnym życiu. Anne Harvelle.

*~*~*

(Mistic Falls tuż przed przemianą Salvatorów)

-Twój ojciec uważa, że powinieneś się z nią ożenić.

Damon siedział wygodnie w fotelu i popijał piwo, kiedy matka stała nad nim rozmawiając. Nie był zbyt zadowolony. Zawsze popierała wszelkie zachowania ojca. Nawet jeśli to co robił było bezduszne. Senior domu nigdy nie przejmował się uczuciami innych. Dla niego to jakaś abstrakcja. Lubił stawiać na swoim oczekując, że każdy będzie go słuchał. Damon miał już osiemnaście lat. Zamierzał wstąpić do wojska i zacząć swoje własne życie. W dodatku poznał już kobietę, którą pokochał. Na razie była jeszcze młodziutka, nieświadoma wszystkiego, ale również odwzajemniała jego uczucia. Nie dbał o to skąd pochodziła. Mówiono, że jest bękartem, ale rodzina traktowała ją jak równą sobie. Miała odpowiedni status, utrzymanie. Brała udział w tych samych imprezach. Chociaż nie miała jeszcze oficjalnego pozwolenia powoli szykowała się do debiutu. Kiedy pierwszy raz wpadła mu w oko nie mógł uwierzyć jak wielkie szczęście go spotkało. A teraz znów mieszał ojciec. Zawarł pakt z rodziną Harvelle. Baron Harvelle był bogatym człowiekiem, chociaż nie należał do grona Założycieli miał sporo zdania na temat miasteczka. Dodatkowo układał się z czarownicami o jakich ciągle mówiono. Miał nastoletnią córkę. Starszą o dwa lata od Damona, już po debiucie. Miała mnóstwo ofert matrymonialnych. Niezwykle piękna, brązowowłosa Anne posiadała dość wredny charakter. Mówiono, że okrutnie traktowała swoich niewolników. Wysoko stawiała pozycje w społeczeństwie. Damon nie był nią zainteresowany, podobnie jak Stefan. Zauroczony jakąś tajemniczą nieznajomą częściej znikał z rodzinnego domu.

- Dlaczego wszyscy zakładają, że go posłucham? – prychnął nie ukrywając irytacji. Odłożył kufel z piwem. Matka nie lubiła gdy pił, ale nie dbał o to. Był już dorosły. Kończył siedemnaście lat i mógł śmiało decydować o sobie. Właśnie zamierzał tak robić. Wstąpi do wojska, zarobi pieniądze, odejdzie z domu. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Zacznie inne, zupełnie nowe życie.

- Ponieważ ojciec cię wydziedziczy – wyjaśniła łagodnie, chociaż głos jej drżał. – Wiesz, że jest do tego zdolny. Może nawet wyrzuci z domu. Naprawdę tego chcesz? Nie jesteś gotowy na ciężką pracę. Nigdy tego nie robiłeś. A Anne? Ona jest naprawdę ładna, znasz ją. Pochodzi z dobrego domu.

- Dlaczego nie Stefan? – spytał z miejsca. – W końcu jest jego ulubieńcem. Mnie nigdy nie kochał tak mocno. Zawsze byłem dla niego tym gorszym synem. Czemu, więc nie ten wyjątkowy? Prawdziwy dziedzic?

Lilly Salvatore westchnęła ciężko. Nigdy nie umiała dogadać się z najmłodszym synem. Zawsze miał naturę wojownika. Często kłócił się z nimi, pakował w kłopoty. Kompletnie go nie rozumiała. Dlaczego? Przecież nie miał aż tak źle. Należał do arystokracji, podróżował, wydawał pieniądze. Słyszała, że pół roku temu miał kochankę. Jeśli to oczywiście była prawda. Niezbyt dobrze znała swojego młodszego syna. Zawsze trzymał wszystkich na dystans.

- Ojciec ma inne plany względem niego – westchnęła cicho. Często kłóciła się z mężem iż nie traktował równo swoich synów. Wśród arystokracji były to normalne zagrania, ale ona ich nie rozumiała. Obu kochała równocześnie, chociaż pod dyktandem męża siedziała cicho. – Pomyśl chociaż o tym. Jeśli się zaręczysz będziesz mógł robić co zechcesz.

Damon długo się wahał nim podjął decyzję. Najpierw musiał porozmawiać z Jess. Musiała zrozumieć jego plany. Nie sądził jednak, że wszystko będzie tak mocno skomplikowane. Później była już tylko Anne. Jedyna kobieta przed Katherine. Innej nie znał. Klaus poprzez zaklęcia odebrał wszystkie wspomnienia. Z dnia na dzień przestawała istnieć. A potem doszło do tragedii. Jess myślała iż to Anne zrobiła coś Damonowi. Dlatego spotkała się z nią na klifie. Nie sądziła jaki plan miała ta kobieta. Pokłóciły się. Dość ostro.

- Nigdy nie zostaniesz żoną Damona! – wykrzyczała jej w twarz. – Jesteś nikim. Zwykłym bękartem!

- Odwróć te słowa! – Jess nie chciała tego słyszeć. Już wcześniej podejrzewała, że rodzice nie są prawdziwymi rodzicami. Jednak nigdy nie zostało to oficjalnie potwierdzone. Wolała o tym nie myśleć. Kochała Atvoodów. Byli dla niej wszystkim, a i oni również ją kochali, rozpieszczali. Nie mieli żadnych dzieci dlatego była dla nich tak cenna.

- Jesteś bękartem! – Anne nie zamierzała tego cofać, wręcz przeciwnie. Stała nad klifem kipiąc z czystej wściekłości. Zamierzała pozbyć się rywalki raz na zawsze. – Spójrz w oczy. Wszyscy o tym wiedzą. Tylko ty jedna nie. Atvoodowie rozpieścili cię. Dali ci wiarę, że możesz mieć wszystko. Jednak bardzo się mylisz. Nie możesz mieć wszystkiego. A zwłaszcza Damona. On nie ożeni się z kimś takim jak ty. Wybierze mnie.

- Nie! – Wtedy po raz pierwszy Jess straciła kontrolę nad sobą. Po prostu ją zepchnęła z klifu. Po raz pierwszy zabiła kogoś. Te wspomnienia długo nie dawały jej spokoju. A teraz przeszłość stanęła przed nią po raz kolejny.

*~*~*

(Mystic Fals – obecnie)

- Anne Harvelle...

Wyszeptał oszołomiony Damon. Ostatnia osoba jakiej by się spodziewał. Właściwie już dawno o niej zapomniał. Była krótkim epizodem w jego krótkim ludzkim życiu. Zaginęła, nigdy nie odnaleziono jej ciała. A teraz wróciła, żyła i całkiem świetnie się trzymała. – Nie mogę w to uwierzyć. Ty tutaj?

- Tak! – skinęła głową. – Miałam wiele szczęścia kiedy omal nie zginęłam. Spotkałam na swojej drodze wampirzycę Katherine Pierce. Z pewnością o niej słyszeliście.

- Katherine – syknął gniewnie Damon. Mimo iż minęło dużo czasu od jej śmierci wciąż spotykali ludzi, których skrzywdziła. Ta kobieta nie miała sumienia. – Mogłem podejrzewać.

- Dokładnie – przytaknęła. Uśmiechnęła się. Wyglądała jeszcze piękniej niż ostatnim razem. Ubrana w czarną skórę tylko podkreślała idealną figurę kobiety. Długie czarne włosy pozostawiła rozpuszczone, a twarz zdobił ostry makijaż. – Pracuje tutaj dla specjalnej organizacji. Z początku chcieli mnie zabić, ale pokazałam jak bardzo mogę być przydatna. A teraz szukają czegoś co jest ukryte w Mystic Falls. I zdobędziemy to bez względu na wszystko.

- Macie na myśli Zbrojownię... - zauważył cicho Enzo. Anne pokiwała głową. Znali sporo tajemnic Mystic Falls o których bracia Salvatorowie i ich przyjaciele nie wiedzieli. I słusznie. Dla niektórych tak było najlepiej. Wkrótce i tak życie w Mystic Falls zmieni się nie do poznania.

- Miło było cię poznać, ale szukam przyjaciółki – mruknął Damon. Wyczuwał niebezpieczeństwo. Musieli zabrać Jess i uciec stąd jak najszybciej. – Jess Rogers. GPS w jej telefonie pokazał, że tu jest. Nie jesteście zbyt dobrze ukryci.

Anne wybuchła głośnym śmiechem, odgarniając długie włosy. – A może wszystko zostało specjalnie przygotowane? Może chcieliśmy byście tu trafili? Zwłaszcza ty Enzo. Jedyna osoba, która ma powiązania do Amory i mogłaby nas wprowadzić?

- Niby dlaczego miałbym to zrobić? – rzucił ponuro. – Zbrojownia jest pod czyjąś inną opieką. Oddałem wszystko w dobre ręce i nie zamierzam wracać do przeszłości.

W tym momencie usłyszeli dziki krzyk. Krzyk należący do Jess. Damon poczuł ciarki na plecach. Musiała strasznie cierpieć.

- Wygląda na to, że mamy kartę przetargową! – mruknęła z wyraźnym zadowoleniem Anne. Damon i Enzo zaklęli pod nosem. Anne była niezwykle sprytna i przechytrzyła ich. Mieli poważne kłopoty. I jeśli się nie postarają z pewnością stracą wiele.

- Może zawrzyjmy układ? – zaproponował Damon. W jego głowie zrodził się pewien plan. Dość mroczny i ryzykowny, ale może się uda. Jeśli wszyscy mieli wyjść cało. Anne nie wiedziała jeszcze o obecności Stefana. Przynajmniej miał taką nadzieję. Mógł mieć nadzieję, że da radę zadziałać niepostrzeżenie.

- Jaki? – spytała nie ukrywając swojej ciekawości. Wiele słyszała przez lata o Damonie. Katherine również sporo jej powiedziała. Myślała nawet by odzyskać z nim kontakt, ale wolała tego nie robić. Damon siał śmierć i zniszczenie. Sporo wokół niego się działo. Po za tym miała zadanie. Ktoś z góry szukał jednej rzeczy ukrytej w Harmony. Zamierzała zrobić wszystko by znaleźć tę rzecz. Cokolwiek to było. Nie dbając o poprzednie ostrzeżenia. Chociaż wiele słyszała o rzeczach tam trzymanych. Czuła podniecenie na samą myśl jakie skarby tam trzymają. Nagły hałas wyrwał ją z zamyślenia. Po chwili wyszli Stefan i Jess. Oboje zakrwawieni, po przejściach, ale cali i zdrowi.

- To podstęp! Brać ich! – rozkazała stanowczym głosem. Jess i Stefan rzucili się w stronę poprzedniego pomieszczenia. Damon i Enzo za nimi. Anne nie próżnowała. Mogła mieć całą czwórkę i skorzysta na tym. Zemści się ostatecznie. Dzięki temu, że została wampirem nie zapomniała o Jess. Nawet jeśli rzucono na nią klątwę. – Nie ma ucieczki z tego miejsca – ostrzegła widząc, że znów weszli w pułapkę. – Możemy polubownie załatwić całą sprawę, albo siłą.

- Osobiście wolę siłę – rzucił Damon i zaatakował. Wysunąwszy kły zabił dwóch towarzyszy Anne. Nie zdążyli strzelić. Kolejne ciosy padały równie szybko. Anne dopadła Jess, która osłabiona po torturach nie miała zbyt wiele sił. Upadła uderzona pierwszym , silnym ciosem.

- Mówiłam ci, że nigdy nie będzie twój – syknęła gniewnie Anne chwytając ją brutalnie za włosy. – Jeżeli ja nie mogę go mieć, ty również.

Nim do Jess dotarł sens słów Anne, kobieta chwyciła kulę mocy. Nie miała pojęcia, co będzie jeśli uderzy w nią człowieka. Nie znała tak wielkich możliwości tego przedmiotu. Dostała go w darze, nic po za tym. Jess zadziałała instynktownie. W chwili gdy Anne rzuciła w Damona, ruszyła do przodu. Zasłoniła go swoim ciałem przyjmując magię przedmiotu na siebie. To co poczuła było zbyt trudne by opisać. Przede wszystkim ból. Przerażający, niemal okrutny. Wszędzie widziała ogień. I tę tajemniczą postać wyłaniającą się z ciemności. Miała wrażenie, że wszystko wokół niej ulega rozpadowi. Z oddali słyszała krzyk Anne. To Stefan bez wahania wyrwał wampirzycy serce. Jak przez mgłę zobaczyła zaniepokojone spojrzenie Damona. Straciła przytomność nie słysząc już żadnego z braci.

- Witaj w moim domu... - znajomy głos przebił się gdzież zza ściany. Wszędzie towarzyszył jej ból, i trawiący ogień. Pragnęła umrzeć. Jednak coś wydobyło ją na zewnątrz. Powoli otworzyła oczy. Oddychała z trudem. Rozpoznała pokój w rezydencji Salvatorów.

- Obudziłaś się. – Delikatny głos Enzo przywrócił ją do rzeczywistości. – Nie wiedzieliśmy co robić. Nawet magia Bonnie nie mogła cię obudzić.

- Martwiłeś się o mnie? – parsknęła zaskoczona. Nie przepadali za sobą. Ostatnim razem Enzo próbował ją zabić. Miała wiele szczęścia uchodząc z życiem. Poszło głównie o Lilly, której tajemnicę chciała przekazać braciom.

- Jesteś niezwykła Jessico Rogers – wyznał miękkim głosem spoglądając na nią tak dziwnie. – Masz w sobie prawdziwy dar którego nie da się nie zauważyć.

- Moją magię?

- Nie – pokręcił głową zbliżając się do niej. – Siebie. Jestem egoistą, ale cieszy mnie iż nie wyszłaś za mąż.

Chciał ją pocałować, ale w tym momencie drzwi do pokoju zostały otwarte i wszedł Damon. Jess nie umiała ukryć swojego uśmiechu. Enzo po cichu wycofał swoje emocje. Może później gdy będzie odpowiedni czas. Czekał już dość długo. Jeszcze trochę mu nie zaszkodzi. Z tymi myślami odszedł pozostawiając dwójkę samą sobie. Czas pokaże, czy tym razem szczęście uśmiechnie się do niego.

*~*~*

Na zakończenie:

Ponieważ sporo namieszałam należy wam się kilka słów. Akcja dzieje się w czasie sezonu ósmego. Postanowiłam trochę pozmieniać. Przede wszystkim nie uśmiercać na razie postaci Jo. Myślę o usunięciu wątku bliźniaczek, ale na razie jeszcze nie wiem. No i dużym elementem jest obecność Liz, która sporo pomoże i namiesza. Jeśli się wam podobało zapraszam na kolejną część już wkrótce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro