Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bonus 001 „Przeszłość, której się nie zapomina"


„Przeszłości nie da się uniknąć.

Siedzi mocno w każdym z nas.

Zabarwia sępią każdą chwilę radości,

Ale rozjaśnia każdą łzę"

- Agnieszka Osiecka.

Kroniki autorskie 013:

O tym rozdziale myślałam już dawno temu. Właściwie nie do końca rozdziale. To jest bonus. Historia Jessici Rogers, która pokaże kim jest nasza bohaterka. Do tej pory nie ujawniałam zbyt wiele szczegółów z jej życia. W tym momencie uznałam, że to najlepszy pomysł. Ta historia jest stworzona na nowo. Niby ją dość dobrze znacie, ale tutaj pokażę wam całkiem inną historię. Zapraszam was do Mystic Falls z przeszłości.

*~*~*

(Nowy Orlean rok 1863)

Mówiono o nim wampir zdobywca.

Mówiono morderca, dręczyciel, prześladowca. Miał wiele imion. Wiele twarzy. Nienawidził, kiedy ktoś stał mu na przeszkodzie. Zawsze osiągał zamierzony cel. Zdobywał to, co chciał. Jego rodzeństwo doskonale o tym wiedziało. Jeśli chcieli żyć na wolności musieli tańczyć jak im zagrał. Chyba jedną z najwierniejszych osób jakie znał był Elijah. Jedyna osoba z całej rodziny na którą tak naprawdę mógł liczyć. To ze względu na niego przybył do Nowego Orleanu. Niegdyś te miejsce mogli nazywać domem. Dzisiaj Michelsonowie byli okryci dość złą i okrutną sławą. Mimo zagrożenia ze strony ojczyma, który ich ścigał wrócił. Brat wyraźnie potrzebował pomocy. Pozostali umieli sobie poradzić. Jednak Elijah zawsze był tym najważniejszym. Dlatego wchodził do obskurnego baru. Nie lubił takich miejsc. Cuchnęło tu brudem i potem. Ludzie zazwyczaj przychodzili tu załatwiać szemrane interesy. Trochę nie pasowało to do Elijaha. Klaus węszył w tym coś zdecydowanie większego. Od razu zauważył brata. Siedział wyraźnie zamyślony popijając drinka. Na widok brata podniósł się. Na twarzy zabłysł leniwy uśmiech. Wampir nie zważał na urok jaki roztaczał wokół siebie. Dawno temu pewna kobieta złamała mu serce. Nigdy tego nie zapomniał.

- Musisz się spotkać z pewną czarownicą ... - powiedział tylko, gdy po chwili wyszli na ulice. Minęli kilka uliczek aż znaleźli się na cmentarzu. Miejscu, gdzie głównie rządziły czarownice. Klaus nie ufał zbytnio wiedźmą. Oznaczały głównie kłopoty. Tym jednak razem jednak sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Nazwisko Bennett nic mu nie mówiło. Właściwie nie powinno. Jednak tajemnicza Anne Bennett postanowiła mu pomóc.

- Pochodzę z Mystic Falls ... - odpowiedziała czarnoskóra kobieta, stojąc tuż przed mężczyzną. Wyglądała dziwnie znajomo. Zupełnie jakby gdzieś ją spotkał. Nie umiał sobie przypomnieć skąd. Jednak samo wspomnienie o Mystic Falls wywołało w nim dreszcz emocji. Miejsce ich narodzin. Nie był tam tak dawno. Pokręcił głową z zaskoczeniem. – Jest tam pewna niezwykła czarownica. Nie zna swojego pochodzenia. Nie wie kim jest, ale niesie ze sobą niebezpieczną klątwę. Rodzicom udało się zażegnać najgorszego. Oddali ją pod dobrą opiekę, jednak może zaszkodzić komuś innemu. Jeśli nie rozegrasz tego dobrze, ta historia może odbić się na tobie.

- Czemu na mnie? – poczuł się zaintrygowany. Niepokój ogarnął jego zmysły. Elijah położył dłoń na ramieniu brata. Nie chciał, by ten zrobił coś wbrew sobie. Zawsze działał szybciej niż myślał. I często dość sporo przy tym ryzykował.

- Miałam wizję ... - wyjaśniła. – Wierzę w przyszłość jaka może zaistnieć. Nie zdradzę wszystkiego. Jednak ta dziewczyna, wszystko zmieni. Jeśli nie powstrzymasz jej w porę być może zostanie twoim największym wrogiem. Teraz jest młoda i niewinna. Jednak niech ciebie nie zwiedzie. Kiedy nadejdzie pora dorośnie i zdobędzie moc jakiej nie miała przed nią żadna czarownica. Musisz ją odnaleźć i zabić. Tylko w ten sposób zdołasz powstrzymać nadchodzące zagrożenie. To ona. Nazywa się Jessica. Jessica Atvood. Mieszka z pewnym hrabiostwem, chociaż nie jest ich prawdziwą córką. Podejrzewamy robotę wampirów. Nic innego nie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Jeśli jednak czegoś nie zrobisz stworzysz sobie naprawdę potężnego wroga. Jeśli czegoś nie zrobisz w przyszłości może zniszczyć nie tylko ciebie, ale także i twój świat.

Klaus zaklął pod nosem. Gdy wychodził z domu na twarzy czarownicy zabłysł lekki uśmiech. Tego właśnie oczekiwała. Wykonała swoje zadanie. Teraz jego druga część będzie należeć do siostry. Ona nadal mieszkała w Mystic Falls. Jeśli jej teoria się sprawdzi Klaus zrobi dokładnie wszystko, co mu powiedziała. Nie był głupi, ale gdy ktoś mu zagrażał działał pod wpływem chwili. Doskonale o tym wiedziała. Przez lata zbierała informacje na temat Klausa i jego rodziny. Odebrali jej najbliższą osobę w życiu. Nie zamierzała tego odpuścić w żaden sposób. Klaus zasługiwał na wszystko, co najgorsze. Pomagała jej jedyna osoba, na którą zawsze mogła liczyć. Najwierniejsza przyjaciółka. Elizabeth Forth. Ona właśnie miała wizje i opowiedziała o wszystkim. Dzięki niej mogła osiągnąć swój cel. A to miał być dopiero początek.

*~*~*

Klaus długo myślał o całej sytuacji.

Nie powinien ufać wiedźmom. Nigdy nie miały dobrych intencji. Jednak tym razem, to było coś więcej. Nawet Elijah zainterweniował. To był znak, że musiał działać. Szukał informacji o tajemniczej Jessice Atvood. Odkrył sporo nieścisłości. Wciąż miał dużo znajomości w Mystic Falls. Wykorzystał je wszystkie. Musiał mieć plan. Nie mógł tak po prostu wpaść i zabić dziewczyny. To byłoby zbyt łatwe. Klaus lubił działać pod górkę. Tylko w ten sposób mógł uruchomić pewną spiralę wydarzeń idealną dla siebie. Rzadko kiedy działał pod wpływem chwili.

- Panie, mamy dla ciebie niespodziankę ... - drgnął słysząc głos swoich dwóch sojuszników. Ich właściwie przemienił pod wpływem chwili. Był pijany, wściekły, oraz zraniony. Nie myślał trzeźwo. Oszukało go dwoje najbliższych mu ludzi. Marcel Gerrard i jego własna siostra Rebecach. Nie umiał im wybaczyć. Inaczej, by to wszystko wyglądało. Liama oraz Toma spotkał bardzo przypadkiem. Próbowali go okraść. Wykrył w nich potencjał i przemienił. Docenili nowe życie jakie im dał. Lubili brutalność. Teraz przyprowadzili mu coś, o co prosił od dawna. Nie wyglądała już tak pięknie jak kiedyś. Przypominała obrazek nędzy i rozpaczy. Katherine Pierce. Jedyna kobieta, która zdążyła zagrać mu na nerwach. Poprzysiągł jej odwieczną zemstę. Ścigał przez lata. Tymczasem była tutaj. Pokonana przez dwóch nieudaczników. Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony kącikiem ust. Tak. Ten dzień był pełen niespodzianek, których nie oczekiwał.

- Witaj Kath .... – powiedział do niej czule, zmuszając, by spojrzała mu w twarz. – Nie masz już dość ucieczek? Tyle zmarnowanych lat. Wciąż ten strach. Mógłbym zaproponować ci układ.

- Układ? – Kobieta nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Po za tym była wściekła. Zbyt łatwo dała się podejść i złapać. Powinna bardziej uważać. To zdecydowanie do niej niepodobne. Jednak Klaus miał trochę racji. Czuła się już zmęczona. Przez ostatnie lata nic innego nie robiła. Tylko uciekała. Fakt, że została złapana sprawił iż mogła wreszcie dać spokój uciekaniu. Stawić czoła prawdziwemu potworowi. A teraz proponował układ. Wyglądał jak najbardziej szczerze. Tylko, czy mogła mu ufać. Postanowiła dowiedzieć się jak najwięcej. Być może zdoła wyciągnąć kiedyż z tego jakieś korzyści.

- Co musiałabym zrobić? – zapytała odważnie, patrząc mu w oczy. Klaus uśmiechnął się chytrze. We własnej głowie układał idealny plan działania. Nic nie mogło go zawieść. Choćby miał pozabijać wszystkich swoich wrogów. W zasadzie tak zawsze robił. Tym razem wykorzysta przy tym jednego z nich. Wrogów numer jeden, którzy mieli mu pomóc. Katherina Petrova. Dawno temu wystrychnęła go i zrobiła prawdziwego idiotę. A potrzebował jej krwi. Teraz już to nie było ważne. Jednak musiał ją zniszczyć. A teraz mógł dać fałszywe poczucie bezpieczeństwa i sprawić, że zrobi wszystko co zechcę.

- Pojedziesz do Mystic Falls. Zrobisz wszystko, by kiedy tam przyjadę niejaka Jessica Rogers jadła mi z ręki ... - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. – To właśnie ona. Twoim zamiarem jest mocno namieszać jej w życiu. Jestem pewna, że to potrafisz. Niejaka Emily Bennett ma się z tobą skontaktować. Pomoże ci we wszystkim. Masz dwa dni na podróż. Nie wahaj się i nie próbuj mnie oszukać. Będę wiedział.

Katherine skinęła głową. Wiedziała, że mężczyzna mówił prawdę. Zrobi wszystko, by ją zniszczyć. A ona chciała żyć. Głównie dlatego została wampirzycą. I nigdy nie żałowała swojej decyzji. Nawet jeśli przez ostatnie lata musiała uciekać. Klaus zamierzał zrobić wszystko, by ją złapać. Teraz wykonywała zadanie, wierząc iż dzięki temu będzie szczęśliwa. Znowu bezpieczna. Pragnęła w miarę normalnego życia. Nie sądziła iż przybycie do Mystic Falls tak wiele dla niej zmieni. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy od początku zawrócił jej w głowie. Wysoki, przystojny, jasnowłosy. Jego oczy ją przyciągały, a uśmiech zniewalał. Był synem założycieli. Znała dobrze historie tego miasta. Klaus wprowadził ją we wszystkie szczegóły. Wiedziała, kto kim był, a także na kogo ma uważać. Zgodnie z obietnicą Emily Bennett wprowadziła ją do rodziny Salvatore. Od początku zdobyła zaufanie mieszkańców dworu. No może nie wszystkich, ale tym ostatnim najmniej się przejmowała. Klaus dał jej miesiąc. Nie dużo czasu na wykonanie całego planu. Musiała wszystko od początku sobie zaplanować. Jednak najbliższe tygodnie spędzała w towarzystwie Stefana. Lubiła ten spokój i ciszę. Od dawna nie czuła się taka bezpieczna. Emily wyraźnie pokazywała, że jej się nie podoba. Ona o to nie dbała. Myślała tylko o wykonaniu planu i własnej zabawie. Tę drugą część miała jak najbardziej zapewnioną. A potem przybył ten drugi. Damon Salvatore. I na zawsze zmienił historię jaka mogła się wydarzyć.

*~*~*

Nigdy nie była tak szczęśliwa jak w tym momencie.

Po niecałych dwóch latach miała zobaczyć ukochanego mężczyznę. Właśnie wrócił z wojny. Poznali się podczas jej debiutu. Był od niej dużo starszy i szykował się do wojska. Wyglądał imponująco w garniturze. Damon Salvatore. Pokochała w pierwszej chwili. On również zdawał się zauważać ją. Na początku było między nimi dziwnie. Jednak później... gdy tylko zostawali sami. Często brakowało jej tchu, gdy ją całował. Mówiono o nim złe rzeczy. Damon miał opinię rozpustnika. Nawet służąca ją przed nim ostrzegała. Jednak mimo wszystko weszła w ten romans z całym sercem. Tuż przed wyjazdem oddała mu swoje dziedzictwo. Chciała aby zapamiętał ją jak wyjedzie. A teraz wrócił. Napisał wcześniej list zawiadomiwszy o swoim przyjeździe. Umówili się wieczorem w ich ulubionej myśliwskiej chatce. Od dawna była nie używana, a jednak zadbana. Każdy z mieszkańców wiedział do czego tak naprawdę służyła dziedzicom. Jess przybyła jako pierwsza. Założyła swoją najlepszą suknię. Wyglądała przepięknie. Rodzice nigdy nie żałowali pieniędzy. Była ich jedyną córką. Dziedziczką, chociaż z uboższego rodu. Nie mieli tak wielkich koncesji. Mimo wszystko byli szanowani. Jej ojciec pochodził z grona Założycieli miasteczka. Przynajmniej taką wersję wówczas znała.

- Tęskniłem ... - drgnęła, gdy się odwróciła i zobaczyła przed sobą ukochanego mężczyznę. Otworzył ramiona, a ona wtuliła się w niego stęskniona. Tyle lat. W końcu go miała. Nie sądziła, że ta miłość przetrwa. Ostatecznie Damon był dużo starszy od niej. Liczył sobie dwadzieścia jeden wiosen. Mógł znaleźć każdą kobietę na całkiem obcym terytorium. Jednak wrócił do niej. Pisał listy. Zupełnie nie zapomniał. W dodatku przywiózł dla niej prezent. Przepiękny pierścionek z brylantem.

- Nie mogę ci dać pierścionka Salvatorów, gdyż należy do Stefana ... - powiedział z przekąsem. Dla nikogo nie było tajemnicą iż bracia nie darzyli się zbytnią sympatią. Damon zawsze rywalizował ze starszym Stefanem. Dodatkowo ojciec zdawał tolerować tego drugiego. Damon nigdy tego nie rozumiał. Często obrywał za brata i zawsze traktowano go jak kogoś gorszego. Jess wiedziała o tym. Próbował zachować nonszalancje, ale widziała iż postawa mężczyzny jest tylko na pokaz. Może i chciał wyjść na wyluzowanego, jednak w głębi duszy cierpiał. Bardzo chciałaby mu jakoś pomóc. Nie wiedziała tylko jak to zrobić. Nie powinna wtrącać się w rodzinne problemy. – Kupiłem go podczas ostatniego dnia. Nie jest zbyt krzykliwy. To zwykły lombard. Jakaś bogata dama musiała zastawić rodzinne srebra. Kupiłem, gdyż uznałem, że pasuje do ciebie.

- Oświadczasz mi się? – zapytała, nie kryjąc swojego poruszenia. W oczach miała łzy. Nie mogła uwierzyć, że właśnie spełniają się jej największe marzenia. To coś po prostu niemożliwego. Wysunęła rękę i pozwoliła, by nałożył pierścionek na palec. Nigdy jeszcze nie była tak szczęśliwa jak w tym momencie.

- Wyjdę za ciebie, Damonie ... - wyszeptała poruszona. Do domu wracała jak na skrzydłach. Promieniała szczęściem. Najchętniej ogłosiłaby to całemu światu. Wychodziła za mąż. Podczas jesiennego balu Damon miał zamiar powiadomić uroczyście o ich zaręczynach. Wiedziała, że rodzice nie będą mieli nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Zaakceptują go. Damon bywał częstym gościem w ich domu. Miał świetny kontakt z jej matką. Cudowną kobietą. Katoliczką. No cóż. To może być problem. Rodzina Damona rzadko chodziła do kościoła. Mieli również swoje prywatne tajemnice, których nie znała. I wolała nie wiedzieć. Westchnęła cicho. Nie chciała mieszkać w rezydencji Salvatorów. Może Damon zgodzi się by zamieszkali u nich? Ostatecznie był tylko drugim synem. Nikim ważnym w oczach ojca. W pewnym momencie podniosła wzrok. Zobaczyła tajemniczą, piękną kobietę. Tuż obok niej szła Anne Harvelle. Córka pułkownika, który niedawno zamieszkał w Mystic Falls. Jess nigdy nie przepadała za Anne. Od początku pokazywała nad nią jakąś wyższość, chociaż była tylko zwykłą córką kupca, który zbił majątek. Nic specjalnego. Jednak robiło ich, to godnymi i zapraszano na różne przyjęcia. Tuż obok niej stała piękna nieznajoma. Jess słyszała o kobiecie, która odwiedziła Salvatorów. Widziała ją parę razy. Nie ufała jej. Miała w sobie cos takiego dziwnego. Nie umiała powiedzieć, co. Coś ją odpychało. Obydwie kobiety zatrzymały się. Anne, była piękną blondynką o dość typowej urodzie. Natomiast Katherine. Katherine przypominała mrocznego anioła o nieprzeciętnej urodzie. Zachwycała i zniewalała. Miała w sobie coś wyjątkowego. Zmierzyła ją zaintrygowanym wzrokiem. Było w niej coś niepokojącego. Nie umiała zrozumieć, co to takiego.

- Mam wrażenie, że skądś cię znam ... - powiedziała unosząc brwi. – Nie widziałyśmy się nigdy?

- Nie! – pokręciła głową. – Jestem pewna iż spotykamy się po raz pierwszy. Mam dobrą pamięć do twarzy.

Katherine zaśmiała się złowrogo. Od tego uśmiechu, Jess poczuła ciarki na plecach. Z tą dziewczyną zdecydowanie coś było nie tak.

- Och jestem pewna iż jeszcze o mnie usłyszysz ... - powiedziała tajemniczym głosem. – I na pewno zapamiętasz raz na zawsze.

Te słowa zabrzmiały jak groźba. Zaniepokoiły ją. Wiedziała, że powinna uważać. Już wcześniej miewała dziwne sny. Skłamała, mówiąc iż nigdy nie spotkała Katherine. Widziała ją w swoich snach.W Wiedziała, że oznacza kłopoty. A to miał być ich dopiero początek.

*~*~*

Katherine miała okazje poznać rywalkę, której obawiał się Klaus.

Znała go dość dobrze. Wiedziała, że się bał. Wyczuwała ten strach. W przyszłości zamierzała go wykorzystać. Na razie grała według zasad, które stworzył. Sama miała zbyt wiele do stracenia. Kiedy przybył Damon nie kryła swego zainteresowania jego osobą. Zamierzała uwieść ich obu. Mieć chociaż chwilę zabawy. Klaus dał niewiele czasu, a ten szybko mijał. Został raptem tydzień. Wciąż nie miała odpowiedniego planu. Bennettówna wyraźnie się niecierpliwiła. Wyglądała na zaniepokojoną całą sytuacją. Trochę ją to dziwiło. Jakby miała w tym swój udział. Nie wiedziała tylko jeszcze jaki. Później o tym pomyśli. Teraz kręciła się wokół obu chłopców. Wiedziała, że Damona wyrywało w stronę tamtej tajemniczej kobiety. Mimo iż druga Anne starała się być blisko niego. Najwyraźniej tworzył się pewnego rodzaju trójkącik. Intrygowało ją to.

- Kim jest dla ciebie ta dziewczyna? – spytała pewnego dnia, gdy leżeli po miłosnych uciechach. Damon powoli zapominał o ukochanej kobiecie. Na początku trochę się bronił, ale pozwoliła, by miał przewagę. Nie był wcale gorszy od Stefana. Jednak to do tamtego szybciej zabiło jej serce. Niestety musiała na razie zapomnieć o romansach. Wykonywała zadanie.

- Jaka dziewczyna? - zapytał, czując się dziwnie zamroczony. Towarzystwo Katherine mocno go podniecało. Uwielbiał ją. Był pewien, że nigdy nie spotkał tak wyjątkowej kobiety jak ona. Rzeczywistość przy niej wyglądała zupełnie inaczej. Otumaniła go. Jedyne co najmniej mu się podobało to fakt iż równocześnie umawiała się ze Stefanem. Wolałby mieć ją tylko dla siebie. Ta kobieta stanowiła prawdziwy ogień. Pokazywała mu świat o jakim do tej pory nie marzył. A seks był tylko przyjemnością.

- Ta z którą się spotykałeś ... - powiedziała uwodzicielskim głosem. Odsłoniła swoje nagie piersi. Jak zwykle wyglądała bardzo kusząco. Intrygowała go. Potrzebował jej. Przy niej zapominał o wszystkim innym. Zupełnie jakby wyrwała go z jakiejś dziwnej matni. Nie umiał tego zrozumieć. W końcu znał ją od niedawna. Tymczasem zawładnęła całkowicie jego duszą. – Jessicą? Tak. Spotkałam ją dzisiaj rano. Nosi pierścionek od ciebie.

- Nie pamiętam jej ... - powiedział kręcąc głową. – Nie jesteś chyba zazdrosna? Nie masz powodów. Będziesz jedyną kobietą w moim życiu. Kocham cię całym sercem.

Katherine wybuchła śmiechem słysząc miłosne zaklęcie. Rozbawił ją i to bardzo. A jednak czuła sentyment. Nigdy nie myślała o tym, lecz w tym momencie żałowała iż musi ich skrzywdzić. Niestety. Klaus wkrótce przybędzie. Przyszła jej do głowy pewna myśl. Przecież może zabezpieczyć obu mężczyzn. Na wszelki wypadek. Czekała na zaklęcie od Emily Bennett, ale sama też mogła coś zrobić. Damon i Stefan od dawna nie mieli w sobie werbeny. Zadbała o to bardzo dokładnie. Ojciec obu chłopców, był nieprzewidywalny oraz niebezpieczny. Po za tym martwiła ją obecność wilkołaków. Oni również mogli dość mocno namieszać w jej życiu. Mystic Falls należało do niesamowicie nieprzewidywalnych miejsc. Przyciągało istoty nadnaturalne. Wiedziała, że węszą wokół niej. Podejrzewają. Miała też tu przyjaciółkę. Pearl oraz jej córkę. Od dawna mieszkały w tym miasteczku. Pearl wyglądała na zmartwioną całą sytuacją, ale Katherine nie dbała o to. Myślała tylko jak ratować swój tyłek. A później wyjechać. Jak najdalej stąd.

- Chcę byś coś dla mnie wypił, przed jutrzejszym balem ... - poprosiła cicho. – To będzie małe zabezpieczenie. Tylko nikomu nie mów. Nawet swojemu bratu.

- Co to jest? – zapytał zaintrygowany. Malutka buteleczka zawierała krew panny Pierce. O tym jednak mężczyzna nie musiał wiedzieć. Wystarczyło tylko, że jej zaufa.

- Jeśli chcesz zostać ze mną na zawsze musisz to wypić ... - powiedziała stanowczym głosem. – Dzięki temu będziesz taki jak ja. Nie będą nas dzielić żadne tajemnice.

- Zrobię to! – obiecał jej pewnie. Wiedział, że dotrzyma słowa. Katherine na to zasługiwała. W tym momencie nie liczyła się żadna inna kobieta. Owszem nie ukrywał iż był trochę zazdrosny o Stefana. Jednak ufał Katherine. Ona wiedziała, co robi. Wziął fiołkę i przyłożył sobie do serca. To będzie jego najcenniejszy dar. I miał zamiar go wykorzystać w odpowiednim momencie.

*~*~*

Jess szykowała się na najważniejszy dzień w swoim życiu.

Mimo niepokoju jaki czuła w związku z Damonem, chciała być szczęśliwa. Debiutancki bal. Rodzice naprawdę się postarali. Wszystko było naprawdę idealnie przygotowane. Próbowała skontaktować się z Damonem. Przez posłańca wysłała kilka listów. Prosiła go o spotkanie. Nie odpowiedział jej. W dodatku na targu potraktował ją jak powietrze. W pewnym sensie, to rozumiała. Był z ojcem, a ten nie tolerował ich związku. Nigdy nie wiedziała dlaczego. W końcu była arystokratką. Może nie jakąś tam ważną, ale jej rodzina była głęboko zakorzeniona w Mystic Falls. Stąd pochodzili. Ona również.

- Pięknie panienka wygląda ...- urodą kobiety zachwyciła się pomagająca opiekunka Luisa. Dziewczyna była z nią od zawsze. Najpierw się zaprzyjaźniły jako dziewczynki. Później Jess ją wybrała na pokojówkę. Właśnie ona. Jedyna osoba, która ostatnio miała wobec niej normalne zachowanie. Chwilami nie rozumiała ludzi wokół niej. W dodatku śniła dziwne koszmary. Wyczuwała czające się niebezpieczeństwo. Nie mówiła też nikomu o swojej mocy. Potrafiła poruszać przedmiotami, rzucać zaklęcia. Chciała odwiedzić po balu pewną wiedźmę, która mieszkała na skraju miasteczka. Mówiono, że jest wariatką. Ona uważała inaczej. Ta kobieta mogła jej pomóc. Często widywała ją w swoich wizjach. Nawet dzisiaj jej nie odpuszczały. Widziała mężczyznę. Niebezpiecznego i tajemniczego. Był tutaj. Czekał na nią. Nie rozumiała jak to w ogóle możliwe. Czuła, że wkrótce się spotkają. W ostatnim czasie jej sny zyskiwały na realności. To dość przerażające. Nie wiedziała jak sobie z tym radzić. Naprawdę potrzebowała pomocy. Teraz chciała o tym zapomnieć. Cieszyć się chwilą. Reszta miała przyjść sama.

- Mogę z nią porozmawiać, chwilę? – Obie dziewczyny drgnęły, gdy niespodziewanie przyszła Katherine. Zaskoczyła je obie. Wyglądała pięknie w długiej fioletowej sukni. Ta niezwykła uroda była naprawdę urzekająca. Budziła respekt.

- Zostaw nas samych.... – poprosiła cicho dziewczynę. W Katherine wyczuwała rywalkę. Ta dziewczyna przypominała jej modliszkę. Uwodziła, przyciągała oraz zdobywała. Nie rozumiała tylko po co. Wyczuwała, że miała w tym jakiś cel. Tak samo jak w przyjściu tutaj. – Czego chcesz? Nie jesteśmy przyjaciółkami.

- Rywalkami też nie ... - powiedziała, to tak pewnie iż zadrżała mimowolnie. Katherine podeszła bliżej. W ręku trzymała pudełko. – Mam dla ciebie prezent. Wiem, wyda ci się dziwnie, lecz nie jestem złą osobą. Lubię braci Salvatore. Nic więcej. Obydwaj są słodcy, ale po za moim zasięgiem. Ten naszyjnik nosiły wszystkie debiutantki w mojej rodzinie. Ja nie miałam tego szczęścia. Po za tym nie mam komu go przekazać. Niech ci dzisiaj towarzyszy.

- Dlaczego to robisz? – zapytałam pozwalając, by Katherine zapięła mi naszyjnik. Już wtedy miałam przeczucie związane z tą niezwykłą błyskotką. Wyglądała na starą oraz drogą. Robiła wrażenie. Tak samo jak duży, czerwony rubin. Nie powinna tego przyjmować, ale tak pięknie wygląda. Pasował do niej. Jakby już go kiedyś nosiła. Pokręciła głową i odgoniła od siebie te myśli. Ostatnio zdecydowanie za dużo myślała.

- Mam dobry dzień? – parsknęła śmiechem. – Nie zawsze mam dobre intencje. Powodzenia dzisiaj.

Mówiąc to wyszła nie kryjąc swego zadowolenia. Z dołu dobiegła ją muzyka i śmiechy gości. Powoli wszyscy szykowali się na przyjęcie. Znów poczuła te dziwne uczucie. Strach? Dziwną niemoc, która miała nastąpić? Pokręciła głową. Musiała skupić się na obecnej chwili. Tylko to było najważniejsze. Niestety czuła coś dziwnego. Wczorajszej nocy poszła porozmawiać z Damonem. Potraktował ją brutalnie. Jakby nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Kompletnie tego nie rozumiała. I to bolało. Odruchowo dotknęła pierścionka na palcu. Działo się coś bardzo złego. Chciałaby wiedzieć, co takiego. Ta cała Katherine musiała namieszać. Od kiedy przybyła wszystko się zmieniło. Westchnęła cicho. Po raz ostatni spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała przepięknie. Ubrana w długą białą suknię z bufiastymi rękawami, bogato ozdobioną. Długie rude włosy pozostawiła rozpuszczone. Twarz zdobił delikatny makijaż. Pierścionek od Damona założyła na palec. Chciała by go widział. I zrozumiał. Cokolwiek się z nim działo w tym momencie. Dziwne przeczucie mocniej się nasiliło, gdy przekroczyła próg pokoju. Już w korytarzu dostrzegła pierwsze ciało. Swoją pokojówkę. Leżała w kałuży krwi z poderżniętym gardłem. Wyglądała naprawdę strasznie. Podbiegła do niej. Zbadała puls. Ciało wciąż ciepłe, ale już nie żyła. Dom jakby ucichł. Nie słychać odgłosów rozmów, muzyki. W powietrzu unosił się zapach śmierci. Wyczuwała go już z daleka. Klątwa, która miała wszystko zniszczyć. Poczuła jakąś nieznaną siłę i ruszyła na dół. Po drodze mijała martwe ciała. Wszędzie widniała krew. Jakby cały salon został skąpany w jej morzu. Krzyknęła, gdy spostrzegła ciała swoich rodziców. Chciała do nich podbiec, ale coś ją zatrzymało na schodach. On. Mężczyzna z jej snów. Wampir. Po raz pierwszy wypowiedziała te słowo na głos. Odruchowo rozejrzała się dookoła. Swojego ukochanego tu nie widziała. Mogła odetchnąć. Nie było go w jej wizjach. Jednak nie oznaczało to iż był bezpieczny.

- Jestem Niklaus Michaelson, ale przyjaciele mówią mi Klaus ... - przedstawił się elegancko, ocierając krew z ust. Był przystojny, tak bardzo iż mógł robić wrażenie na kobietach. Jednak te oczy. Oczy pozostawały zimne oraz pozbawione wyrazu. Zadrżała mimowolnie, odruchowo cofając się w tył. Wiedziała, że powinna uciekać. Próbować ratować swoje życie. Nie poddawać się przeznaczeniu. A jednak nie zrobiła nic. Stała naprzeciw niego z dumnie uniesioną głową, patrząc mu prosto w oczy. – Nie jesteś zaskoczona ani przerażona ....

- Nie mam powodów, by się bać .... – przyznała szczerze. – Wiem po co tu jesteś. Chcę żebyś wiedział iż cokolwiek zrobisz nadejdzie moment w którym znów staniemy twarzą w twarz. A ja będę ostatnią osobą jaką zobaczysz.

Klaus zaśmiał się wyraźnie rozbawiony jej słowami. Na początku miał inny plan. Przybył ją po prostu zabić. Katherine wykonała swoje zadanie. Rzuciła klątwę, która sprawiła że dziewczyna na zawsze zniknęła z życia mieszkańców Mistyc Falls. Gdyby próbowała żyć normalnie wówczas z pewnością odkryłaby przykrą tajemnicę. Cóż. Przynajmniej w pewnym sensie oszczędził jej cierpień. Jednak teraz w jego głowie zrodził się nowy plan. O wiele bardziej okrutny nawet jak dla niego samego. Kątem oka uśmiechnął się ciepło.

- Chciałem cię zabić, ale postanowiłem zmienić zdanie.... – podszedł do niej błyskawicznie nim zdążyła go powstrzymać. Chwycił ją brutalnie za szyję i zmusił, by spojrzała mu głęboko w oczy. Jęknęła z bólu, gdy wbił w nią swoje kły. Napawał się siłą aż odrzucił marne ciało dziewczyny i z uśmiechem otarł krew. Wygrał ze swoim przeznaczeniem. A to miał być zaledwie początek.

*~*~*

Obudził mnie potworny ból głowy.

Nie umiałam go znieść, a na ustach czułam smak krwi. Jęknęłam przypominając sobie co zaszło. Przemianę Klausa, podróż, walkę z samym sobą. Na końcu, gdy już chciałam podjąć decyzje o własnej śmierci zaświtała nadzieja. Klaus nie mógł mnie kontrolować jak pozostałych. Nie wiedziałam, czemu ale postanowiłam zachować to dla siebie. Dzięki temu miałam nad nim pewną przewagę. Jak się później okazało nie jedyną. Przyszło mi żyć w ciężkim świecie. Kiedy w końcu zdołałam uciec mu po raz pierwszy wróciłam do Mystic Falls. To co odkryłam przeszyło cierpieniem moje serce. Nie było już braci Salvatore. Nie było Damona. Obydwaj polegli w jakiejś zwariowanej walce dobra ze złem. Wiedziałam, kto za to wszystko odpowiada. Nim magia na dobre powróciła do mojego ciała już poznałam fakt przeznaczenia. Później kilkakrotnie próbowałam walczyć z własnym przeznaczeniem za każdym razem wracając w jego stronę. Tylko po to, by ponownie powrócić do Mystic Falls, gdzie wszystko się zaczęło ....

*~*~*

Na zakończenie:

Oddaje w wasze łapki szczególnie ważny bonus.

Postanowiłam napisać oddzielną historię, która pokazuje w jaki sposób narodziła się Jess.

Jak czarownice postanowiły zagrać z przeznaczeniem i zniszczyć Klausa.

Jestem ciekawa waszych opinii na temat rozdziału i zapraszam do kolejnej historii.

Ściskam mocno i pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro