Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✞︎ 𝕹𝖎𝖒 𝖟𝖌𝖆𝖘𝖓𝖊̨ ✞︎

Brzęk metalu odbił się echem po betonowej posadzce, kiedy mężczyzna ubrany w czarny kombinezon upuścił trzymany wcześniej nóż. W mojej głowie pojawiły się same czarne scenariusze, kiedy schylił się, aby go ponieść.

Kilka sekund później przerażona patrzyłam w jego lodowate tęczówki pozbawione jakichkolwiek emocji. W czasie, kiedy On zachowywał spokój - ja wręcz umierałam ze strachu.

Pragnęłam, aby to wszystko okazało się być zwykłym snem, z którego zaraz się obudzę i zapomnę, że takie coś miało w ogóle miejsce.

Tymczasem okazał się on być istnym koszmarem. Serce gwałtownie mi się zatrzymało, kiedy nieznajomy przyłożył ostre narzędzie do mojego, lewego ramienia. Czułam, jak oczy napełniają mi się łzami, a oddech natychmiastowo przyśpiesza. Bałam się, tak cholernie się bałam.

— Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim — zapewnił oprawca, uradowany nową ofiarą, jaką dane mi było zostać.

Te słowa wcale mnie nie uspokoiły, wręcz przeciwnie. Ton, z jakim wypowiadał słowa, wywoływał u mnie nie tylko dreszcze, ale i obrzydzenie, co do jego osoby.

Zachowywał się jak chory psychicznie, a może nim w rzeczywistości był?

— Zamknij oczy, Skarbie — nakazał, gdy zimne ostrze spotkało się z moją, bladą jak ściana skórą wywołując kolejny zimny dreszcz.

Zdusiłam w sobie krzyk, nie chcąc okazywać słabości. Liczyłam, że w ten sposób zostawi mnie w spokoju.

Tak bardzo nie chciałam umierać. Byłam na to zdecydowanie za młoda. Miałam zaledwie siedemnaście lat. Jednak moje nadzieje okazały się zgubne, ponieważ facet ponownie zamachnął się narzędziem.

Nagle znów poczułam niewyobrażalny ból, tym razem w okolicy prawego ramienia, a później czułam, jak coś ciepłego spływa mi po ręce, brudząc ją. Nie musiałam tam patrzeć, żeby wiedzieć, co to jest.

W tym momencie moja wewnętrzna bariera pękła, byłam słaba nie tylko ze względu na dużą stratę krwi, ale i psychicznie. Nim się zorientowałam, moje gardło opuścił przeraźliwy krzyk.

Wrzeszczałam, szarpiąc za skórzane paski, jakimi byłam przypięta do metalowego stołu. Próbowałam ze wszystkich sił uwolnić się od tego potwornego uczucia, lecz na darmo.

W swoim amoku nie zauważyłam, że mężczyzna zbliżył się do mnie. Jedyne, co zarejestrowałam to ruch po mojej prawej stronie i błysk metalu.

Nastawiona na kolejną dawkę bólu, zacisnęłam mocno powieki, czekając na śmierć, jednakże nic takiego się nie stało. Myślałam, że to koniec, lecz kiedy je otworzyłam, zobaczyła jego twarz. Cała umazana była krwią - moją krwią.

— Jesteś bezpieczna, Księżniczko — powiedział, zmniejszając odległość między nami, przez co poczułam zapach stęchlizny, jaki od Niego bił, cudem powstrzymałam odruch wymiotny. — Bezpieczna... — powtórzył, zbliżając swoje ohydne usta do moich.

Zamknęłam oczy, zaciskając zęby i odwróciłam twarz w bok, przez co pocałował mnie w policzek.

༺༒༻༺༒༻

Głośny klakson spowodował, że gwałtownie poderwałam się do góry. Cała drżałam, a plecy jak i palce zaczynały mi się pocić. Serce galopowało, jak szalone od nadmiaru emocji, gdyż nadal się okropnie bałam.

Bałam się zamknąć oczy, gdyż nadal miałam wrażenie, że widzę jego odrażającą, umazaną krwią twarz. Tak bardzo nie chciałam znów zasnąć, lecz sen był mi potrzebny do zregenerowania sił, by mogła dalej funkcjonować.

Moje uszy zarejestrowały szmer po lewej stronie, na co automatycznie tam spojrzałam. Niestety, niczego nie dostrzegłam, ponieważ w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, panował mrok. Dookoła słychać było tylko i wyłącznie mój szybki oddech, który bardziej przypominał charczenie jakiegoś zwierzęcia.

Dźwięk przejeżdżającego pociągu spowodował, że podskoczyłam lekko na materacu. Podkulając nogi, czułam, jak stopniowo zaczynam się uspokajać, lecz dziwne uczucie niepokoju mnie nie opuszczało.

— To był tylko sen... — mamrotałam do siebie, kołysząc się lekko w przód, aby odpędzić od siebie złe myśli. — To tylko moja wyobraźnia. — pomyślałam

Jednak to nie był zwykły sen. To była moja chora codzienność, którą za wszelką cenę pragnęłam zapomnieć, lecz w żaden sposób nie potrafiłam jej zniszczyć. Zawsze było tak samo:

Sen.

Koszmar.

Pobudka.

Rzeczywistość.

I tak w kółko.

Pewnie zastanawia Cię, o czym mówię?

Spokojnie już tłumaczę...

To, co wydarzyło się kilka sekund temu, to jedynie cząstka tego, z czym borykałam się od ponad dwóch lat.

Mianowicie koszmary, które stały się częścią mojego przeciętnego życia. Są tym, czego najbardziej na świecie nienawidzę oraz tym, czego się obawiam. Nigdy nie zdarzyło mi się, abym śniła o czymś innym, bardziej przyjemnym...

Ale może skupmy się na tamtej konkretnej chwili. Aktualnie nadal siedziałam w swoim pokoju, w którym dominowała ciemność, gdyż rolety były zasłonięte. Patrzyłam tępo przed siebie rozkoszując się, otaczającą ciszą.

Cisza i spokój.

Tego było mi w tamtej chwili najbardziej potrzeba. Niestety, została ona zakłócona przez natrętny dźwięk, który znał chyba każdy uczeń. Mianowicie ryki budzika, który nie miał dla mnie litości.

Gestem ręki trąciłam natrętne urządzenia, tym samym je uciszając. Wzdychając, zwlekłam się z miękkiej pościeli, by po chwili stanąć na równe nogi. Moja ciało przeszył dreszcz, gdy bose stopy spotykały się z zimnymi panelami. Zakładając czarnego koloru ciepłe kapcie, zabrałam się za ścielenie swojego łóżka. Nie duży mebel wykonany z ciemnego drewna pokrywał szary materiał, czyli w skrócie moja skromna kołdra oraz jedna duża poduszka wraz z mniejszą, bardziej puchatą.

Kątem oka zerknęłam na zegarek ścienny. Lekko zirytowana spostrzegłam, że pozostały mi jeszcze jakieś dwie godziny czasu, ale nici ze spania. Stwierdziłam, że przyda mi się orzeźwiający prysznic, gdyż cała lepiłam się od potu. Spokojnym krokiem ruszyłam, więc do łazienki w celu zmycia z siebie resztek porannego koszmaru.

༺༒༻༺༒༻

Jak zwykle po porannej toalecie zabrałam się za mycie zębów, przy okazji patrząc w lustro. Po nocnym przeżyciu straciłam apetyt na jakiekolwiek śniadanie. Ubrałam się szybko w ciepłe uprania i zamykając szczelnie dom, gdyż moja mama dawno wyszła do pracy, rozpoczęłam swoją codzienną rutynę, w której dominowały koszmary.

Witam w piekle...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro