4.
Nai przeciągnął się na łóżku, leniwie otwierając oczy. Kiedy doszły go pierwsze słoneczne promienie miał ochotę schować się głęboko pod kołdrę, lecz mimo wszystko przemógł się i otworzył oczy jeszcze szerzej. Podparł się na łokciach, obrzucając otoczenie bacznym spojrzeniem.
- Gdzie ja jestem...? – mruknął pod nosem, starając się przywrócić wzrok do normy. Kiedy obraz już całkowicie się wykrystalizował szatyn zauważył kremowe ściany z olejnymi obrazami, przedstawiającymi najpiękniejsze zakątki Królestwa. W rogu stało mahoniowe biurko z komputerem i głośnikami w kształcie różowych serduszek. Nai zmarszczył czoło, omiatając wzrokiem resztę pomieszczenia. Meble w kolorze biurka, przy drewnianych rozsuwanych drzwiach jakaś czarna szmatka, na oko przypominająca sukienkę i koronkowa bielizna w tym samym kolorze. Wtedy Anioł obrócił głowę w stronę drugiej połowy łóżka i zobaczył leżącą na niej dziewczynę. Piękne czarne włosy spływały na jej nagie ramiona i kształtne piersi, odkryte przez kołdrę w kolorze krwistoczerwonym. Poruszyła się i otworzyła oczy. Na widok Naia uśmiechnęła się słodko.
- Cześć przystojniaku – zamruczała.
- Cześć... – Mimowolnie odpowiedział jej uśmiechem. Była piękna...
- Długo nie śpisz?
- Nie, obudziłem się przed chwilą. Jak ja się tu znalazłem...?
Tego pytania z pewnością nie powinien był zadawać. Nie w normalnych warunkach. Ale w Królestwie nic nie było takie normalne. Brunetka podciągnęła się nieco do góry i oparła na jednym ramieniu, patrząc mu w oczy.
- Spotkałam wczoraj ciebie i Sabathiela jak wracaliście z baru. Tak mi się słodko narzucałeś, że nie miałam serca cię tu nie przyprowadzić.
- Poważnie? – Nai otworzył oczy nieco szerzej. – Poważnie ci się narzucałem?
Dziewczyna zaśmiała się niezwykle melodyjnie. „Tak, na pewno się jej narzucałeś, przecież to ideał...", przeszło mu przez myśl.
- Spokojnie. Wszystko w granicach rozsądku. Ale to, co robiliśmy później... – Przysunęła się bliżej i musnęła wargami jego klatkę piersiową, jednocześnie wsuwając drugą dłoń pod kołdrę. - ... z rozsądkiem miało niewiele wspólnego.
Nai przymknął oczy, rozchylając jednocześnie usta, ale tę chwilę rozkoszy przerwał głośny dźwięk zwiastujący przybycie jakiegoś gościa. Zerknął pytająco na dziewczynę, a ona tylko wzruszyła ramionami i wstała z łóżka.
- Jeszcze do tego wrócimy... – Pogroziła mu, uśmiechając się zalotnie, po czym zarzuciła na siebie sukienkę, którą podniosła z ziemi i wyszła z sypialni.
Szatyn opadł na poduszkę, głośno wzdychając.
- Rany, ona nie ubrała bielizny... – mruknął sam do siebie, wspominając jej wyjście z pokoju. Starał się sobie coś przypomnieć z tej nocy. Jakieś fragmenty, jakby kadry filmowe, do niego wracały, ale nie był w stanie złożyć wszystkiego w jeden pełnometrażowy film erotyczny. Był wściekły na siebie, że tyle pił poprzedniej nocy.
- Taka dziewczyna... – Westchnął. Kiedy usłyszał, że brunetka wraca, ponownie uniósł się na łokciach, gotowy na jakiś przyjemny ciąg dalszy, ale kiedy tylko drzwi się otworzyły, poza jego pięknością, w progu stanął wysoki blondyn.
- Naberin? – Nai zmarszczył brwi, widząc przybocznego Jaldabaota.
- Panie, wielki archont ciemności pragnie cię widzieć w pałacu.
- Nie teraz, jestem zajęty.
- To rozkaz. – Blondyn był nieustępliwy. Skoro osobiście przyszedł po Naia musiało kryć się za tym coś ważnego.
Zielonooki szatyn westchnął głośno, dając tym samym do zrozumienia, że jest bardzo niezadowolony.
- Poczekaj na zewnątrz. Zaraz zejdę.
Naberin skłonił się i wycofał z sypialni. Brunetka zasunęła za nim drzwi i usiadła na brzegu łóżka.
- To jakaś ważna sprawa? – zapytała, przekręcając głowę na bok.
- Chyba tak – mruknął Nai, krzywiąc się przy tym.
- To leć. Nie każ czekać wielkiemu archontowi ciemności – powiedziała to z przekorą w głosie, uśmiechając się nieco ironicznie. Opuściła jedno ramiączko od sukienki, patrząc zalotnie na Naia. – Choć na pewno nie jest tak seksowny jak ja...
Szatyn uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy. Naberin może chwilę poczekać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro