30.
Kilka białych płatków z zaczarowanego drzewa poranku spadło na żwirową ścieżkę, wijącą się pomiędzy roślinnością Ogrodów. Nai zatrzymał się na moment, spoglądając na nie. Wiedział, że jutro o tej samej porze kwiaty na drzewie odzyskają swoje płatki. A co się działo z tymi, które opadały na ziemię? Schylił się, podnosząc jeden z nich. Śnieżnobiały, delikatny niemalże jak jedwab, przyjemny dla anielskiej skóry. Przesunął go pomiędzy palcami, uparcie wbijając w niego wzrok. Po chwili jednak płatek rozsypał się Aniołowi w dłoni. Ot tak, po prostu.
- Są niezwykle delikatne. – Usłyszał za sobą znajomy głos Archanioła Gabriela.
- Jak życie... – odpowiedział, przez moment jeszcze patrząc na swoje palce, które sekundę temu dotykały jedwabistej miękkości płatka z drzewa poranku.
Gabriel zmarszczył lekko brwi, słysząc odpowiedź Naia. Jednak spodziewał się nostalgicznego i depresyjnego nastroju Anioła. Nie liczył na nic innego.
- Porozmawiajmy – zwrócił się do chłopaka, zrównując się z nim.
- Mów, Regencie – odparł szatyn, ruszając wolnym krokiem przed siebie. Archanioł dołączył do niego, oddając się spokojnemu spacerowi po zakamarkach Ogrodów.
- Chciałbym dowiedzieć się, jak się czujesz, Nai.
- Dobrze.
Szybka odpowiedź. „Zbyt szybka", zasępił się na moment Gabriel.
- Chciałbym, żebyś był ze mną szczery – dodał na głos.
Odpowiedziała mu jednak tylko głucha cisza. Zauważył nieco zamglone spojrzenie młodego Anioła. Widział w jego oczach, w jego postawie jakąś pustkę. Rozdzierającą. Nie dziwił się temu oczywiście, ale wiedział, że Nai powinien był o tym z kimś porozmawiać.
- Rozmawiałeś może z Hadrielem? Albo Sabathielem? – zagadnął ponownie.
- Nie. Wciąż są zajęci. Mają dużo spraw na głowie. Nie chcę im przeszkadzać.
- Z pewnością byś nie przeszkadzał. Uważam, że...
- Nie chcę... zawracać im głowy. – Nai wszedł Gabrielowi w zdanie, czym nieco zaskoczył Archanioła. Jego nieco nerwowy ton tym bardziej zdziwił Pana Objawień. Odetchnął głęboko, chwytając Anioła za rękę i zatrzymując go na moment.
- Adonaiu, rozumiem...
- Niczego nie rozumiesz – odparł prędko zielonooki szatyn, zaciskając mocniej usta. – I nie mów mi, że wiesz, jak się czuję.
- Ale...
- Zabiłeś Pana, Gabrielu?
Pytanie młodego Anioła całkowicie zbiło z tropu Regenta. Zmarszczył brwi, rozumiejąc jednak do czego chłopak zmierzał.
- Nie – odpowiedział krótko.
- Więc nie wiesz, co czuję. – Wyrwał rękę z uścisku Archanioła. – I jak to boli.
- Dlatego chciałbym, żebyś ze mną porozmawiał.
Nai chciał coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Był zły. Wręcz wściekły. Ale po chwili te emocje odchodziły gdzieś, żeby mogły je zastąpić żal, smutek i rozgoryczenie. I tak było cały czas. Miał wrażenie, że jego uczucia stąpały po cienkiej linie zawieszonej nad gigantyczną przepaścią. Co chwilę któreś z nich spadało, żeby jego miejsce mogło zająć inne. A on był tym wszystkim zmęczony...
Odetchnął głęboko, starając się odnaleźć wewnętrzny spokój. Ale go już dawno nie było. Przepadł gdzieś razem z cząstką, którą zostawił przy ciele Jaldabaota.
- To, co zrobiłem zabija mnie od środka... – szepnął wreszcie, starając się zebrać w sobie i wypowiedzieć tych parę zdań. – Wykańcza mnie. Powoli i sukcesywnie. I wiem, że to będzie trwało dalej, dopóki...
- Nai – przerwał mu na chwilę Gabriel. – Wiem, że cierpisz. To normalne po stracie kogoś bliskiego.
- To nie o to chodzi... To coś więcej. – Szatyn pokręcił przecząco głową. – Nie potrafię tego teraz wyjaśnić, ale to nie tylko strata. Ja... Ja się po prostu rozpadam. I nikt nie może mi pomóc. Żadne słowa, żadne czyny, magowie, czarownicy i inne moce. Czuję go wszędzie. Widzę go wszędzie. – Cofnął się o krok, wciąż kręcąc lekko głową. – To się tak nie skończy... – Odwrócił się, żeby prędko opuścić miejsce, w którym się znajdowali.
Gabriel w pierwszym odruchu chciał go zatrzymać. Ale wiedział, że w tym momencie niczego to nie da. Stał więc bez ruchu, spoglądając za odchodzącym Aniołem. To prawda, nie wiedział, co przeżywał Nai. Nie mógł poczuć jego bólu. Ale chciał mu pomóc, za wszelką cenę. Słowa chłopaka dały mu poważnie do myślenia. Jeżeli to nie tylko ból po stracie kogoś bliskiego, wywołujący tak rozrywające uczucia, to nie wróżyło to niczego dobrego. Jaldabaot przed śmiercią był potężny. Miał wielką moc. Co jeżeli jakaś część jego wciąż tu była? Co jeżeli Nai naprawdę go widzi i to nie tylko bolesne urojenia? Archanioł zamknął na moment oczy, chłonąc ciszę i zapach otaczającej go roślinności. Wiedział, że sprawa Jaldabaota to jeszcze nie zamknięty rozdział. To dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro