26.
Noc spowiła ciemnością całe Królestwo, rzucając gdzieniegdzie blask księżyca i otaczających go gwiazd. Jak na sytuację, która tu panowała było przeraźliwie cicho i spokojnie. Od czasu do czasu gdzieś w oddali przewinął się tylko jakiś cień. Skulony, przestraszony, niknący w mroku. Modlący się w duchu do Pana, żeby go chronił. Wciąż wierzący, że los Królestwa się odmieni...
Hadriel i Kaim podeszli już niebezpiecznie blisko do bram pałacu Jaldabaota, kiedy demon chwycił Anioła za ramię.
- Jesteś tego pewien? To naprawdę jedyny sposób? – szepnął, spoglądając na niebieskookiego. Ten kiwnął głową.
- Nie mamy innego wyjścia. Jaldabaot nałożył jakieś zaklęcie na to cholerstwo i nie możemy tam inaczej wejść. Musimy to zrobić tradycyjnym sposobem.
- Czyli kładziemy na deski każdego napotkanego wartownika?
- Aha. – Skrzydlaty uniósł lekko brwi i przekroczył próg pałacu. Kaim wszedł tuż za nim, zważając na ich tyły. Musieli mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Kto wie, ilu mogą napotkać strażników, a dodatkowo ilu z nich pilnuje Naia.
Przemknęli niezauważeni korytarzem mijając w ciemnościach dwóch Aniołów. Tym razem nie musieli walczyć. Strażnicy nawet nie zwrócili uwagi na dwa przemykające cienie. Kiedy udało im się dostać na piętro problem nieco się zwiększył. Przy sypialni srebrnoskrzydłego stało dwóch rosłych gości. Wyglądali na groźnych i gotowych oddać życie za swoją misję. Więc być może i tak się stanie tej nocy...
- Czekaj... – szepnął Hadriel do stojącego za nim Kaima. – Mam pomysł. Kiedy ja zajmę się jednym ty zajdź od tyłu drugiego. Jasne?
- Jasne. – Demon kiwnął głową i wciąż pozostając w ciemnościach obserwował, jak towarzysz wychodzi z ukrycia i idzie w stronę dwóch wartowników.
- Stać – warknął jeden z nich, zastępując drogę Aniołowi.
- No co wy? Nic nie wiecie? – Czarnoskrzydły udawał zdziwionego. – Jestem kumplem Naia. Jaldabaot wysłał mnie... – Nie kończąc zdania zadał potężny cios w szczękę jednemu ze strażników. Ten zataczając się, upadł na podłogę, plamiąc krwią długi dywan. Drugi z pilnujących nie zdążył nawet zareagować, gdy otrzymał cios prosto w potylicę od Kaima. Hadriel obejrzał się i pokiwał lekko głową.
- Nie było tak źle.
- Dzięki. – Demon posłał mu szybki uśmiech, po czym obaj przekroczyli próg sypialni ich przyjaciela. Nai nie spał. Znaleźli go stojącego przy oknie, wpatrzonego w przestrzeń gdzieś daleko przed nim. Podeszli do niego ostrożnie nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać.
- Nai...? – zaczął Hadriel, przyglądając się uważnie młodemu Aniołowi. Ten jednak nawet nie zareagował na swoje imię. Skrzydlaty pomachał mu dłonią przed oczami, ale również nie spotkał się z żadną reakcją.
- On chyba w ogóle nie kontaktuje... – szepnął Kaim, marszcząc brwi. Naprawdę zaniepokoił się o zdrowie przyjaciela.
- Nai. Posłuchaj mnie – ponowił próbę czarnoskrzydły. – Zabierzemy cię teraz stąd. Rozumiesz?
Zero reakcji.
- Nie no, to bez sensu – westchnął Kat wyraźnie zrezygnowany. Spróbował pociągnąć młodego za rękę, ale ten tkwił uparcie w jednym miejscu. – No... Może i nie reaguje, ale bezwolny to on nie jest – stwierdził i wymierzył potężny cios w szczękę chłopaka. Przytrzymał go, kiedy ten osuwał się na podłogę. Wtedy napotkał zaskoczone spojrzenie demona.
- No co? Widziałeś inne wyjście? – Wziął Naia na ręce i obaj z Kaimem skierowali się w stronę wyjścia. Musieli wydostać się z pałacu jak najszybciej, nim ktoś znajdzie nieprzytomnych strażników i podniesie alarm. Większość drogi minęła im bez większych przeszkód, ale z ledwością zdążyli wydostać się z budynku. Za sobą usłyszeli już jakiś hałas i podniesione głosy. Wszyscy trzej na szczęście byli już wystarczająco daleko...
Kiedy tylko było to możliwe prędko przenieśli się z powrotem na Ziemię i znaleźli się w sypialni Sary. Hadriel położył nieprzytomnego Naia na łóżku tuż obok siedzącego na nim Gabriela. Sabathiel prędko do nich podbiegł.
- Na Jasność! Co się stało?
- Musiałem go tu jakoś przyprowadzić... – zaczął Hadriel, spoglądając to na Saba, to na młodego. – Sam nie chciał iść.
- Dlatego go... znokautowałeś? – Anioł Wywiadu westchnął, kręcąc głową. – Mogłem z wami iść.
- Przestań już. – Przewrócił oczami niebieskooki i spojrzał na Lailę. – Masz dwa składniki. Odczaruj ich.
Blondynka kiwnęła lekko głową i wzięła za rękę Gabriela, a drugą dłonią chwyciła dłoń nieprzytomnego Naia. Skinieniem głowy wskazała, żeby Gabriel również wziął Anioła za rękę. Kiedy to zrobił Lailah zaczęła mamrotać pod nosem coś w średnio zrozumiałym dla obecnych języku, ściskając jednocześnie mocno obu mężczyzn. Po upływie kilku chwil, kiedy tylko puściła ich dłonie, Adonai ocknął się podnosząc się gwałtownie na łóżku i szybko oddychając.
- Hej, hej, młody. Już wszystko dobrze... – zagadnął do niego Sabathiel, uśmiechając się łagodnie.
- Gdzie ja...? Co...? Gabriel? – zapytał, szeroko otwierając oczy na widok Archanioła. Ten tylko posłał mu lekki uśmiech, kiwając głową. – Jak się tu znalazłem? Przecież byłem...
- Zabraliśmy cię od Jaldabaota – wtrącił się Hadriel.
- Słuchaj... – zaczął powoli Sab, przysiadając na łóżku. – Czy cokolwiek pamiętasz z ostatnich dni?
- Ja... – Srebrnoskrzydły starał się nieco uspokoić, ale na pytanie przyjaciela wszystkie obrazy wróciły do niego, boleśnie kalecząc duszę. – Jaldabaot... On... – zaczął, ale nie potrafił skończyć zdania. Chciał powiedzieć, że „to potwór", ale słowa uwięzły mu w gardle. Anioł Wywiadu zmarszczył lekko brwi, starając się dostrzec w oczach przyjaciela, co takiego sobie przypomniał. Podejrzewał, że pamiętał wszystko. A to było jeszcze gorsze niż mógłby sobie wyobrazić.
- Musimy wrócić... – szepnął Nai, przerywając ciszę. – Gabriel musi odzyskać tron Regenta – dodał, chcąc jak najmocniej stłumić wciąż powracające wspomnienia.
- Nai ma rację – mruknął Hadriel, spoglądając na Archanioła. – Pomożemy ci w tym.
- Ktoś musi tu zostać – wtrącił Sabathiel poważnie. – Demony Harisa zbierają dusze na Ziemi. Trzeba je powstrzymać.
- Masz tu swoich szpiegów, Sabathielu – odparł Gabriel, wstając z łóżka. – Poprowadź ich. Jak zaistnieje taka możliwość Michael wyśle ci wsparcie.
- Tak jest.
- A my... – Archanioł spojrzał powoli na Hadriela, Naia i Kaima. – Wracamy do Królestwa.
- Ale ja... – zaczął niepewnie Kaim, próbując się wycofać.
- Możesz nam pomóc. Nikt nie zna lepiej Harisa niż ty. Królestwo cię potrzebuje – stwierdził Gabriel, nie przyjmując już dalszych sprzeciwów. Po chwili w sypialni Sary nieco się przerzedziło. Właścicielka mieszkania spojrzała na Lailę, a później na Saba.
- No to chyba mamy sporo roboty, co? – zagadnęła.
- Jesteś pewna...
- A przestań. Jestem łowczynią. Co to dla mnie kilkaset rozwścieczonych żądnych dusz demonów. – Wzruszyła lekko ramionami, posyłając mu zawadiacki uśmiech. Anioł Wywiadu pokręcił głową, ale również się uśmiechnął. Wiedział, że czeka ich przeprawa przez przysłowiowe Piekło, ale mimo wszystko był dobrej myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro