24.
Kiedy w domu Sary pojawili się Kaim i Lailah, Gabriel był już przytomny. Siedział na łóżku i rozmawiał z Sabathielem i Hadrielem. Na początku nie bardzo chciał uwierzyć obcym facetom w to, co mówili o Królestwie i o nim jako Regencie, ale pokaz anielskich skrzydeł uświadczył go w przekonaniu, że jednak nie zwariowali.
Kiedy Lailah przekroczyła próg sypialni łowczyni, przymknęła na moment oczy.
- Magia. Sporo jej tutaj – stwierdziła, powoli odmykając powieki. Zerknęła w stronę Aniołów i lekko się uśmiechnęła. - Jestem Lailah. Hadriel i Sabathiel, prawda? – Uśmiechnęła się w ich stronę, a oni skinęli lekko głowami. – I Gabriel. Regent Królestwa.
- Podobno. – Uśmiechnął się lekko jeszcze zdekoncentrowany brunet.
Blondynka podeszła do Archanioła i usiadła obok niego na łóżku.
- Mogę? – Ujęła jego dłonie w swoje i ponownie przymknęła powieki. Trwali tak przez chwilę w zupełnej ciszy. Nikt nie śmiał się odezwać, poruszyć czy głębiej odetchnąć. Trwało to niedługo, ale dla każdego z osobna niemalże wieki. Kiedy blondwłosa kobieta uniosła powieki, puściła dłonie Gabriela i odwróciła się tak, żeby widzieć wszystkich zebranych w sypialni.
- Na Gabriela rzucono potężny czar – zaczęła mówić. – Zrobił to jakiś głębiański mag. Bardzo zaawansowany w magii. Niestety, nie mogę ani go znaleźć, ani dowiedzieć się jak ma na imię. Przynajmniej nie teraz.
- To znaczy? – zapytał Sabathiel, marszcząc lekko brwi.
- Widzicie... Gabriel jest tylko częścią zaklęcia. Niczego nie pamięta, nie potrafi wzbudzić w sobie anielskiej mocy i nie zrobi tego, póki nie zdejmę z niego tego zaklęcia. Ale jak już powiedziałam wcześniej, nie mogę tego zrobić teraz, ponieważ potrzebna jest jeszcze druga część zaklęcia, która spoczywa na innym Aniele. Młodym, ze srebrnymi skrzydłami.
- Nai – szepnął Sab.
- Dokładnie. – Lailah skinęła głową. – Są ze sobą powiązani jednym zaklęciem, rzuconym przez tego potężnego maga. Bez drugiego Anioła mam związane ręce. Przyprowadźcie mi go, a zrobię co w mojej mocy, by odczynić ten urok.
- To będzie spory problem – mruknął Hadriel.
- Dlaczego? – zagadnął go Kaim.
- Bo Nai jest u Jaldabaota – odezwał się Anioł Wywiadu. – Wezwał go do siebie, a już wcześniej zaczynało dziać się z nim coś dziwnego. Zmieniał się. Wolę nie myśleć jaki jest teraz. Raczej dobrowolnie tutaj nie przyjdzie.
Anioł kary i śmierci uśmiechnął się lekko pod nosem.
- To w takim razie go porwiemy.
- Chyba oszalałeś – fuknął szarooki.
- A masz lepszy pomysł? Sam słyszysz, że żeby zdjąć zaklęcie potrzebni są obaj. Nai i Gabriel. Jeżeli chcemy doprowadzić sprawę do końca i naprawić wszystko tam u Góry, musimy Młodego stamtąd zabrać i przyprowadzić tutaj.
Sabathiel odetchnął ciężko. Chciał coś dodać, sprzeciwić się, ale wiedział, że przyjaciel miał rację. Nie było innego wyjścia. Kompletnie żadnego. Skinął więc głową na znak, że się zgadza.
- W porządku. Sprowadzimy go – stwierdził dość ponuro, zerkając najpierw na Hadriela, a później na Lailę.
- Świetnie. Będziemy tu czekać. – Uśmiechnęła się lekko.
- My... go sprowadzimy – stwierdził Hadriel, wskazując na siebie i Kaima.
- Słucham? – Sab jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
- Ktoś musi zostać z Gabrielem. Wiem, że dziewczyny z niejednym by sobie poradziły, ale ktoś dodatkowy nie zaszkodzi. Przecież to rozumiesz, prawda?
- Jasne – burknął niezadowolony czarnowłosy. Jednak wiedział, żeprzyjaciel nie wykluczył go z tej misji, bo czegoś się obawiał. Hadriel byłdobrym taktykiem i Sab ufał podejmowanym przez niego decyzjom. – Idźcie. Szkodatracić czas – popędził towarzyszy, którzy po chwili zniknęli z mieszkaniaSary. Anioł Wywiadu odetchnął głęboko i przejechał dłonią po twarzy. Czuł sięzmęczony, a zamartwianie się o los przyjaciół nie sprawiało, że będzie mógłodpocząć. Modlił się jednak żarliwie, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Wkońcu ta misja nie mogła zakończyć się niepowodzeniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro