20.
Dotarcie do wysokiego luksusowego budynku znajdującego się w centrum miasta wydawało się Kaimowi niemalże nie do osiągnięcia. Kilka razy potykał się o własne nogi, a ludzie patrzeli na niego jak na jakiegoś pijaka bądź narkomana. Czuł, że cały był oblepiony kropelkami potu, wzrok miał zamroczony. Rzeczywiście mógł sprawiać nieprzyjemne wrażenie. Ranę na boku zakrył skórzaną kurtką, jednak czuł, że i ona już powoli przesiąkała jego krwią. Kiedy doszedł do dużych obrotowych drzwi prawie na nie upadł. Zdążył się jednak przytrzymać szkła i wszedł na główny hall budynku. Kobieta w recepcji spojrzała na niego z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. On niewiele sobie z niej robiąc udał się w stronę windy. Nie miał zamiaru pokonywać tylu pięter schodami. Kiedy drzwi windy się zamykały zauważył kątem oka, jak recepcjonistka podeszła do nich i jakby chciała coś powiedzieć, ale Kaim nie zdążył zauważyć co takiego miała mu do przekazania. Przytrzymał się jedną ręką metalowej barierki, a drugą dłoń przycisnął do boku. Był bliski utraty przytomności z powodu bólu i wciąż krwawiącej rany. Wiedział jednak, że jeszcze kilka chwil dzieli go od uzyskania pomocy. Jeżeli oczywiście Lailah będzie w domu. Odetchnął głęboko i przymknął oczy. Wtedy winda cicho pisnęła i drzwi otworzyły się na ostatnim piętrze apartamentowca. Demon wyszedł na korytarz i zaczął szukać odpowiedniego mieszkania. Kiedy wreszcie dotarł pod drzwi z numerem 17-08, zapukał głośno. Usłyszał jakiś szelest po drugiej stronie i miał ochotę podziękować Jasności, że Lailah jednak jest w domu. Po chwili drzwi otworzyły się przed nim ukazując właścicielkę luksusowego mieszkania. Elegancko ubraną, jasnowłosą kobietę.
- Na Lucyfera, Kaim... – wyszeptała widząc przed sobą słaniającego się na nogach mężczyznę. – Co się stało? – zapytała, wciągając go do mieszkania. Prędko zaprowadziła go do salonu i skierowała w stronę kanapy. Skórzanej białej kanapy. Kaimowi przeszło przez głowę, że przecież za chwilę zachlapie jej wszystko krwią, ale nie miał czasu, żeby o tym wspominać. Ściągnęła z niego kurtkę i pomogła mu się położyć. Rozerwała mu koszulę jednym sprawnym ruchem, co w innym przypadku mogło być wyjątkowo pociągające. Demon uśmiechnął się gorzko, jęcząc z bólu. Lailah przyjrzała się otwartej ranie i nieudolnej, jej zdaniem, wcześniejszej próbie jej zamknięcia.
- Kto próbował cię połatać, co? Dzieciak z przedszkola? – prychnęła i przyłożyła dłonie do jego boku. Syknął głośno, czując jej ręce na swoim ciele.
- Zaraz będzie bardziej bolało... – szepnęła, po czym zacisnęła palce na jego ranie. Ciało demona wygięło się w makabrycznym bólu, nie pozwalając mu nawet wrócić do pierwotnej pozycji. Czuł, jak we wszystkie jego komórki wlewa się jakaś magiczna siła. Spod długich smukłych palców blondynki wydobywała się czerwona mgła, jakby otulająca ranę Kaima. Trwało to może kilka chwil, ale jemu wydawało się całą wiecznością. Kiedy kobieta oderwała swoje dłonie od jego boku wreszcie mógł z powrotem spokojnie opaść na kanapę. Oddychał szybko, ale miarowo. Czuł jak powoli się uspokaja, a ból gdzieś odchodzi. Zerknął na bok. Rana zaczęła się zasklepiać, a po kilku chwilach już jej nie było.
- Aniele... – szepnął demon, uśmiechając się pod nosem.
Lailah cmoknęła, wstając z pozycji klęczącej, w której wcześniej się znajdowała.
- Uważaj na słowa, kochanie. – Uśmiechnęła się i usiadła na brzegu kanapy. – Zapłacisz mi za pranie.
- Jasne, wszystko co chcesz. – Pokiwał głową, unosząc się na łokciach i opierając powoli o oparcie skórzanego mebla.
- Żartowałam, przestań. – Machnęła dłonią i miejsca, w których kanapa zabarwiła się krwią demona momentalnie ponownie zrobiły się śnieżnobiałe.
- Masz moc. – Pokiwał głową z uznaniem.
- Po to do mnie przyszedłeś, prawda? – Uśmiechnęła się, zakładając nogę na nogę, odsłaniając tym samym fragment wyjątkowo seksownego uda. – Co się stało?
Kaim oderwał wzrok od dolnej części jej ciała i skupił się na jej twarzy.
- Misja w Piątym Kręgu. – Wzruszył lekko ramionami. – I Haris.
- Haris? – Zmarszczyła brwi, przyglądając się uważniej swojemu gościowi.
- Taa... Długa historia. Dziękuję za uratowanie życia. – Skinął głową.
- Nie ma sprawy. Będziesz moim dłużnikiem. – Posłała mu zadziorny uśmiech, jednak po chwili spoważniała. – To przez Harisa trafiłeś tutaj?
- Poniekąd... – Ściągnął brwi. Nie chciał jej mówić wszystkiego. Przynajmniej jeszcze nie teraz. – Mam do ciebie jeszcze jedną wielką prośbę. – Spojrzał jej w oczy, starając się przybrać proszącą minę.
- No, no, bez takich sztuczek. – Pogroziła mu palcem. – Wiesz, że nie potrafię się oprzeć twoim bursztynowym oczom. – Uśmiechnęła się nieco. – O co chodzi?
- O Regenta...
Lailah zrobiła zdziwioną minę.
- Regenta Królestwa?
- A znasz innego? – zapytał z lekkim przekąsem.
Blondynka zmrużyła gniewnie oczy. Kaim jednak uśmiechnął się przepraszająco, co sprawiło, że twarz się jej wypogodziła. Nigdy niczego nie potrafiła mu odmówić.
- To co z tym Regentem?
- Mogłabyś... eee... Mogłabyś spróbować go zlokalizować?
- Jasne. Pewnie jest u siebie i siedzi na Tronie. – Zaśmiała się, kręcąc głową.
- Nie, ja tak na poważnie... Nie ma go w Królestwie. Prawdę powiedziawszy... Nikt nie wie, gdzie się podział.
Kobieta spoważniała, przyglądając się Kaimowi. Rzeczywiście nie żartował.
- Ktoś go porwał? – zapytała wprost.
- Być może. – Westchnął demon. – Wielu Aniołów go szuka, ale ja pomyślałem, że... że ty mogłabyś mi pomóc. Może dzięki tobie uda się znaleźć go szybciej.
- Widzę, że się przejąłeś, kochanie. – Pokiwała lekko głową. – W porządku. Daj mi się skupić. – Zamknęła oczy, zdejmując nogę z kolana i opierając się wygodniej o kanapę. Musiała się rozluźnić, żeby skupić odpowiednią ilość mocy. Kaim wciąż ją obserwował. Poza jej zmysłowością i pięknem, emanowała ogromną siłą magiczną. Świetnie znała się na duszach, ich drobny ślad potrafiła odnaleźć w najdalszym zakątku Uniwersum. Po chwili otworzyła oczy, zwracając twarz w stronę bruneta.
- Był w kilku miejscach ostatnimi czasy. Najwięcej energii wyczuwam w starych tunelach pod miastem. Ale ta energia niknie. Może go już tam nie być.
- A wiesz, gdzie może być teraz? – Kaim podsunął się bliżej, jakby to mogło mu pomóc dowiedzieć się o miejscu przebywania Gabriela.
- Nie. – Pokręciła głową. – Jego energia jest teraz zbyt słaba albo... zakłócana przez coś. Bądź przez kogoś. Nie potrafię się przebić przez tę barierę. Może jakbym była bliżej, przy nim, potrafiłabym powiedzieć coś więcej o tym, kto zakłóca mi przekaz. Ale tak... To wszystko, przykro mi. – Wzruszyła lekko ramionami.
- To nic, daj spokój. Pójdę do tych tuneli. Może wpadnę tam na jakiś ślad. Dzięki. – Pochylił się nad nią i pocałował ją w policzek. Ona jednak pociągnęła go za koszulę i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
- Tak mi możesz dziękować. – Uśmiechnęła się zalotnie.
- Mam robotę do wykonania. – Posłał jej przepraszający uśmiech i wstał z kanapy. Zapiął koszulę, zauważając, że jest całkiem biała. Po plamie od krwi nie było śladu. Uśmiechnął się do Laili i zarzucił na siebie skórzaną kurtkę.
- Jeszcze raz dzięki. – Rzucił na odchodnym i wyszedł z jej mieszkania.
Blondynka właściwie rozumiała, dlaczego Kaim tak szybko wyszedł. Robota robotą, ale... Tylko go sprawdzała. Każdy inny facet na miejscu Kaima odwzajemniłby jej ten pocałunek i pewnie jeszcze go pogłębił, a nie silił się jedynie na przelotne cmoknięcie. Dobrze wiedziała, kto był tego powodem i zachodziła w głowę, gdzie ten demon miał oczy...
Kaim był w znacznie lepszym nastroju wychodząc niż wchodząc do budynku. Za to mina recepcjonistki, kiedy go zobaczyła ponownie – bezcenna. Kobieta rozdziawiła szeroko usta i powiodła wzrokiem za Kaimem aż do samego wyjścia. Ten tylko posłał jej przelotny uśmiech i opuścił apartamentowiec.
Znalezienie starych podmiejskich tuneli nie zabrało demonowi zbyt wiele czasu. Opuszczona stacja metra sprawiała dość upiorne wrażenie, ale Kaim uznał, że widział już w życiu gorsze rzeczy. Klucząc pomiędzy tunelami trafił wreszcie na korytarz ze święcącymi pochodniami. Wydawał mu się wyjątkowo nie na miejscu. Idąc wzdłuż niego zaczęły dochodzić go jakieś głosy. Wiedział już, że nie jest w tunelach sam. Powoli wyciągnął sztylet, ale kiedy tylko podszedł bliżej, zrozumiał, że mógł spokojnie schować broń. Za rogiem stali Hadriel i Sabathiel. Wyszedł im na przeciw.
- Witajcie chłopcy. – Uśmiechnął się na ich widok. Obaj odwrócili się nagle, gotowi do walki, ale gdy tylko zorientowali się, z kim mają do czynienia rozluźnili się.
- Kaim? Co ty tu robisz, do cholery?
- Tak, mi też ciebie miło widzieć, Hadriel. – Demon wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale po chwili nieco spoważniał, widząc przed sobą dwa ciała leżące bez życia. – To wasza sprawka? – Wskazał trupy skinieniem głowy.
- Nie. Kiedy przyszliśmy już tu leżeli. To demony. Pilnowały tego wejścia. – Sabathiel skinął głową na drzwi, znajdujące się za nimi. – Prawdopodobnie tam...
- ... przetrzymywano Gabriela – dokończył za niego Kaim, czym wprawił anioła wywiadu w niemałe zdziwienie.
- Skąd wiesz?
- Spotkałem się ze znajomą. Wskazała to miejsce jako te, w którym przebywał Regent. Jest tu jakieś... nagromadzenie mocy jego duszy. Czy coś... – Wzruszył lekko ramionami, nie do końca rozumiejąc na czym polegała magia, z którą tak zaznajomiona była Lailah.
- To nie może wskazać, gdzie jest teraz? – mruknął Hadriel.
- Nie. Coś ją blokuje.
- Tak w ogóle to co tu robisz? Szukasz Gabriela na własną rękę? – Sab zerknął na demona, po czym zrobił kilka kroków w stronę wielkich otwartych drzwi. Przeszedł przez próg i wszedł do pomieszczenia. Zerknął w stronę kajdan i aż skrzywił się, marszcząc brwi. – Musieli go tu torturować... Zobaczcie, ile tu krwi... – szepnął.
- Jednego z tych demonów rozpoznała pewna panienka. – Zwrócił się Hadriel do Kaima. – Miał charakterystyczny tatuaż. To nie może być zbieg okoliczności. Gadał o zamordowanym Aniele. Zwiadowca Saba, który węszył w tej sprawie skończył z poderżniętym gardłem. Więc to definitywnie ci sami goście.
Demon pokiwał głową na zgodę i spojrzał na krew, o której mówił wcześniej anioł wywiadu.
- Cholera, chłopaki... – jęknął. – Musimy jak najszybciej znaleźć Gabriela.
- Haris pozwala ci tak angażować się w sprawę? – Anioł kary i śmierci zmarszczył brwi.
- Haris... – szepnął brunet, kręcąc głową. – Wy nie wiecie, co się tam dzieje...
Na te słowa Sabathiel odwrócił się w stronę swoich towarzyszy.
- Co masz na myśli?
- Jaldabaot... Jaldabaot ogłosił się Regentem – zaczął powoli Kaim. – A Haris zawarł z nim jakieś cholerne przymierze. Tłumi wszystkie bunty, które powstaną w Królestwie. Widziałem to na własne oczy. – Zerknął na twarze swoich przyjaciół. Sab zrobił się szary jak płótno. Wyglądał, jakby miał ochotę położyć się na ziemi i już nie wstać. Twarz Hadriela była niewzruszona. Miał mocno ściągnięte brwi, ale ani drgnął.
- Co się dzieje? – wydukał czarnowłosy, kręcąc powoli głową. – To jakiś koszmar. O czym ty mówisz?
- To wszystko prawda. Sam nie mogłem w to uwierzyć.
- Czyli to Jaldabaot zlecił porwanie Gabriela, tak? – Sab poczuł, jak zaczyna się w nim gotować krew. – Musimy wrócić i...
- Czekaj. – Zatrzymał go Hadriel. – Niczego nie zdziałamy. Jeżeli rzeczywiście Haris współpracuje z Jaldabaotem tylko się pogrążymy. Musimy tu zostać i znaleźć Gabriela. Jak najszybciej.
Szarooki patrzył w nad wyraz spokojną twarz anioła kary i śmierci. Wszystko w środku niego krzyczało, żeby się z tym nie zgadzać, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że przyjaciel ma rację. Tylko Regent mógł coś poradzić.
- Co z Naiem?
- Jego zachowanie... – zastanowił się głośno niebieskooki. – Też ma pewnie z tym wszystkim związek. Zabierzemy go później z Królestwa. Najpierw musimy się zająć Regentem.
Kaim spoglądał na towarzyszy nie bardzo rozumiejąc co stało się z młodym Aniołem, ale uznał, że nie pora, żeby o wszystko wypytywać. Zerknął na Sabathiela. Ten podszedł bliżej do łańcuchów, przymknął oczy i odetchnął głęboko.
- Sara... – szepnął i nagle odwrócił się do pozostałych mężczyzn. – Sara tu była. Czuję zapach jej perfum.
Kat uniósł brwi, spoglądając na przyjaciela z dziwnym wyrazem twarzy.
- To znaczy...?
- No... Nie rozumiesz? – Aniołowi wywiadu twarz nieco się rozjaśniła. – Mówiła mi, że miała ciężki dzień. Jednak nie zdradziła nic więcej i zaczęliśmy rozmawiać na inny temat. Ale ona tu była. Czuję jej perfumy, wiem jakich używa. Nie pomyliłem się. Te zabite demony to jej sprawka. Ona znalazła Gabriela.
- Dlaczego w takim razie niczego nie powiedziała? Dlaczego on nie wrócił do Królestwa?
- Nie wiem. Musimy ją znaleźć. Szybko. – Sab wybiegł z pomieszczenia, starając się złapać trop łowczyni. Teraz wyraźniej czuł jej zapach, słodki i owocowy. Wiedział, że to im pomoże znaleźć Regenta. A wtedy wszystko w Królestwie z pewnością wróci do normy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro