Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16.

Młody brunet wskoczył przez odsunięty właz do podziemnego podmiejskiego kanału. Głos jego kroków niósł się echem, kiedy próbował biec. Jednak kręciło mu się w głowie, co zdecydowanie spowolniało jego ruchy. Usłyszał za sobą dźwięk zeskakującej na dół postaci. Była coraz bliżej... Potarł ramię, próbując je rozmasować. Pod palcami czuł pulsujące ciepło.

- Pieprzona werbena... – syknął sam do siebie, starając się przyśpieszyć kroku, ale nie mógł zrobić niczego poza dość niemrawym machaniem nogami. Wciąż słyszał za sobą jej kroki. Tej przeklętej łowczyni, która strzeliła do niego z tego cholernego pistoletu. Łowcy są coraz lepsi i coraz sprytniejsi, musiał to przyznać.

Skręcił w prawo. Lawirował dłuższy czas starając się zgubić postać, która go goniła, ale czuł, że staje się to bezcelowe. Robił się coraz słabszy. Nagle w oddali zobaczył jakąś starą zardzewiałą kratę. Kiedy się do niej zbliżył okazało się, że to nie tylko krata, ale także i drzwi. Uśmiechnął się sam do siebie i pchnął je z całej siły. Musiał wykonać ze trzy takie pchnięcia, żeby wreszcie ustąpiły i z głośnym stęknięciem otworzyły się przed nim. „Być może to droga do wolności", przeszło mu przez myśl i ruszył dalej, nie myśląc nawet o tym, żeby zamknąć drzwi z powrotem, czy może zastawić je czymś tak, żeby łowczyni nie zauważyła, w którą stronę pobiegł.

Bezmyślność wampira doprowadziła ją do tego samego przejścia. Uśmiechnęła się pod nosem, poprawiając lekko pofalowane od wilgoci brązowe włosy. Ścisnęła w prawej dłoni pistolet, którym wcześniej postrzeliła krwiopijcę i ruszyła przed siebie. Drzwi otworzyły przed nią suchą część kanałów. Sklepienie nagle zrobiło się wyższe, jakby co najmniej dostała się... Zerknęła na starą, zardzewiałą tablicę, ledwie trzymającą się na ścianie.

- Opuszczona stacja metra... – szepnęła sama do siebie, czytając zatarty napis. – Świetnie. – Przygryzła wargę, zeskakując na fragment torów. Rozejrzała się uważnie. Po jednej stronie przejście było zasypane, więc wampir nie mógł się tamtędy przedrzeć. Pozostało jej iść na prawo. Przeszła więc na drugą stronę i zerknęła na starą, obdrapaną ławkę. Wyglądała dość ponuro. Przez moment zastanowiła się, jak mogło tu kiedyś wyglądać. Nie kojarzyła tego miejsca, więc musiało być już długo nieużywane. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk, dochodzący z niedaleka. Puściła się w jego stronę szybkim krokiem, ale na tyle cichym, na ile tylko mogła sobie pozwolić. Musiała być czujna. Najlepsze w jej pracy było to, że przeważnie zaskakiwała swoje ofiary. Ofiary, dobre sobie... To byli drapieżnicy. I dlatego ich eliminowała.

Tory zakręcały delikatnie w lewo. Zanim ruszyła dalej, wychyliła się nieco, żeby zajrzeć, czy za rogiem nie czeka jej jakaś niemiła niespodzianka. Takiej nie było, za to zauważyła niknący cień swojego uciekiniera. Zmrużyła oczy i ruszyła dalej. Z lewej strony widziała snop jakiegoś dziwnego światła. W miejscu, gdzie zniknął cień wampira był łuk i schody prowadzące jeszcze głębiej. Brunetka nie zastanawiając się długo zaczęła schodzić na dół. Gdy doszła do końca schodów zauważyła długi tunel.

- To coś nowego... – szepnęła i ruszyła nim. Na ścianach po jednej stronie co jakiś kawałek umieszczone były płonące pochodnie. Przypominało to co najmniej długi hall w jakimś starożytnym zamku. W oddali zamajaczył cień mężczyzny, którego ścigała, więc przyśpieszyła kroku. Już prawie go miała, gdy nagle usłyszała stłumiony jęk. Przylgnęła do ściany i wychyliła się ostrożnie, starając się pozostać we względnym cieniu. Jej oczom ukazało się dwóch rosłych facetów. Jeden z nich trzymał za gardło jej wampira. Krwiopijca zdecydowanie miał utrudnione oddychanie, mówienie oraz inne podstawowe czynności.

- Gdzieś ty się tu zapuścił, hę? – zagadnął go wysoki drab, zaciskający swoją dłoń na jego szyi. Wampir starał się wyrwać z uścisku, ale bardzo słabo mu to szło. Łypał przekrwionymi oczami na prawo i lewo jakby szukał ratunku.

- Zresztą, co za różnica. – Wzruszył ramionami facet, wyjął z pochwy przy pasku długie ostrze i zamachnął się, odcinając głowę wampira od reszty jego ciała. Upadło ono bezwładnie na ziemię obficie krwawiąc, a gość wciąż trzymał w ręku marną resztkę bruneta.

- Zobacz, stracił głowę, biedak.

- Raczej resztę ciała. – Zaśmiał się drugi facet. – Głowę wciąż trzyma dumnie w górze.

Krótko ostrzyżony mężczyzna zrzucił głowę wampira na ziemię.

- Już nie. – Uśmiechnął się paskudnie, chowając ostrze do pochwy. Nie pokusił się nawet o wytarcie go.

- Myślisz, że był tu sam?

- Taa... Wyglądał na naćpanego, więc pewnie gdzieś zbłądził. – Wzruszył ramionami, jednak po chwili jego uwagę przykuła dziwna rana na ramieniu trupa. – Ty zobacz... – mruknął do swojego kompana, kucając przy zwłokach. – Na co ci to wygląda?

Drugi mężczyzna podszedł bliżej, przyglądając się miejscu, które wskazał jego kolega.

- To chyba jakiś postrzał...

- Aha. Czyli nie był tu sam. – Wyprostował się. – Może tu gdzieś być... – Nie zdążył skończyć zdania, gdy kilka specjalnych kul przeszyło mu klatkę piersiową. Jego ciało przeszedł elektryczny dreszcz, po czym padł nieżywy tuż obok ciała wampira.

- Kurwa! – warknął jego towarzysz i zdążył uchylić się od kolejnych pocisków. W mgnieniu oka znalazł się tuż obok brunetki, która ponownie wycelowała w jego stronę. Nie zdążyła jednak pociągnąć za spust, gdy demon wybił jej broń z ręki i chwycił za gardło. Nie utrzymał jej jednak długo, gdyż wymierzyła mu potężny kopniak w brzuch. Zgiął się zwalniając nieco uścisk. Łowczyni wykorzystała tę sytuację, chwyciła jego dłoń, wykręcając ją, oplotła mu nogami kark i powaliła go na ziemię. Przyduszając jednocześnie wyjęła zza pazuchy swój srebrny sztylet i dźgnęła mężczyznę prosto w serce. Zareagował tak samo jak poprzednik. Kobieta odetchnęła głęboko, wyszarpnęła ostrze z klatki piersiowej demona i odsunęła się od niego, wstając z ziemi. Wytarła broń o koszulę demona, po czym schowała sztylet.

- Ja jestem porządna – mruknęła spoglądając na faceta, po czym przeniosła wzrok na wielkie metalowe drzwi, przy których warował razem ze swoim kumplem. Wszędzie dookoła umieszczone były znaki chroniące przed demonami, aniołami, a także innymi pomniejszymi istotami. Kobieta zmarszczyła brwi, studiując uważnie wszystkie napisy.

- Co takiego miały chronić... – zastanowiła się, po czym zrobiła kilka kroków w stronę zamkniętej metalowej bramy. – Pewnie i tak się nie dowiem, bo... – Popchnęła drzwi, a one po prostu ustąpiły. Zaczęły otwierać się powoli, skrzypiąc i trzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Łowczyni ujrzała jakieś pomieszczenie. Prawie wszędzie było ciemno. Weszła ostrożnie do środka, gotowa na jakieś niespodzianki. Jednak tego, co zobaczyła zdecydowanie się nie spodziewała. Pod ścianą, na którą padało jakieś blade światło, docierające tak naprawdę nie wiadomo skąd, wisiał rozpięty na metalowych łańcuchach jakiś mężczyzna.

- O mój Boże... – szepnęła i podbiegła do niego. Przez chwilę stała wpatrzona w jego zakrwawioną i poznaczoną pręgami twarz. To samo było z klatką piersiową, na której nie miał żadnej koszuli, ani niczego podobnego. Była cała zakrwawiona i pokryta ranami ciętymi. Jakby ktoś nieźle się bawił, torturując go i znacząc w ten sposób. Brunetka ocknęła się z zamyślenia, gdy usłyszała cichy jęk. Więzień żył.

- Hej, hej... – Dotknęła dłońmi jego twarzy, próbując spojrzeć mu w oczy. Wtedy brunet poruszył się gwałtownie, jakby chciał ją od siebie odpędzić. – Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy – powiedziała, starając się wyjąć mu dłonie z kajdan. – Chcę ci pomóc – dodała, mocując się z silnymi zamknięciami. – Nazywam się Sara, a ty? – Zerknęła na niego ukradkiem, ale tylko burknął coś niezrozumiałego pod nosem. Pokiwała lekko głową. – No, może być na początek. – Szarpnęła mocniej i jeden uchwyt puścił, uwalniając prawą dłoń mężczyzny. Brunet był jednak tak wycieńczony, że nie potrafił utrzymać się na nogach i opadł bezwładnie na łowczynię. Ledwo co udało się jej go podtrzymać.

- Cholera, ciężki jesteś – mruknęła starając się oprzeć jego ciało o tylną ścianę. Tylko w ten sposób mogła uwolnić jego drugą rękę. Kiedy jej się to udało zerknęła na niego sceptycznie.

- Tylko teraz się nie ruszaj, ok? – zadała pytanie, jednak w myślach skarciła się za nie sama. Przecież gość w ogóle nie kontaktował i ledwo trzymał się na nogach, więc jakim cudem miał jej posłuchać? Po chwili udało się jej uwolnić prawą rękę mężczyzny. Ponownie opadł w jej stronę. Ona chwyciła jego lewą rękę i przerzuciła sobie ją przez ramię.

- Chodź, zabieram cię stąd – szepnęła, po czym usłyszała z jego ust jakiś nieartykułowany dźwięk. – Słucham? – Zmarszczyła brwi, starając się zrozumieć, co do niej powiedział.

- Nie wiem, jak się nazywam... – wychrypiał ostatkiem sił. Brwi Sary jeszcze bardziej się ściągnęły.

- Pięknie... – Uniosła oczy w stronę nieba i podźwignęła bruneta wkierunku metalowych drzwi. – Jakoś siętego dowiemy, nie martw się – zapewniła, zmierzając w stronę wyjścia.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro