13.
Drzwi „Słodkiej rozkoszy" otworzyły się chyba po raz setny tego wieczora. Klienci wchodzili, wychodzili, mniej lub bardziej zadowoleni, ale zawsze zaspokojeni. Hadriel i Sabathiel minęli rosłego demona, najwyraźniej pijanego w sztok, bo ledwo trzymał się na nogach, i ruszyli do wnętrza. Wzrokiem szukali Kasdeyi, ale nie mogli jej zauważyć. Weszli więc głębiej do klubu i usiedli na czerwonej, skórzanej kanapie. Jakaś półnaga blondwłosa demonica podeszła do nich i usiadła Sabathielowi na kolanach. Szepnęła mu coś na ucho, zerkając przy tym pożądliwym wzrokiem w stronę Hadriela. Szarooki uśmiechnął się pod nosem i również szepnął coś blondynce na ucho. Ta pocałowała go w policzek, wstała z jego kolan i odeszła w głąb sali. Brunet rzucił przyjacielowi pytające spojrzenie unosząc jedną brew.
- O co chodziło?
- O nic... Pytała, czy prawdziwe są plotki o tobie krążące.
- Słucham? – Teraz Hadriel uniósł obie brwi, patrząc na Saba jak na wariata. – Jakie plotki?
- O tym, że lubisz wyjątkowo ostro. Wiesz, krępowanie, brutalny seks i te sprawy. – Prychnął śmiechem.
- Bardzo zabawne. – Brunet skrzywił się, przewracając oczami.
- Ale poważnie mnie o to pytała.
- Ta? I co jej powiedziałeś?
- Że powinna się sama przekonać. Ale najlepiej niech weźmie koleżanki ze sobą, bo wyjątkowo trudno cię zaspokoić.
- Jesteś popierdolony, wiesz...? – burknął Hadriel, odwracając wzrok od Sabathiela. W tym samym momencie zobaczył kroczącą w ich stronę Kasdeyę. Wyglądała obłędnie, obaj w duchu musieli to przyznać.
- Panowie... – zamruczała i usiadła pomiędzy nimi. – Witam ponownie.
- Gdzie Nai?
Demonica uśmiechnęła się zalotnie, spoglądając na czarnowłosego.
- Kończy... – powiedziała namiętnym szeptem, po czym uśmiech objął całe jej usta. – Mam dla was informacje – dodała, rozsiadając się wygodniej. – Jedna z moich dziewczyn wspomniała o grupce demonów, które zawitały ostatnio do klubu – zaczęła, seksownie zakładając nogę na nogę. – Nie byli miejscowymi. Mogli być w mieście od niedawna. Przebąkiwali barmanowi, że wpadli się rozerwać, bo mają ważną sprawę do załatwienia. Jeden z nich wynajął pokój i obsługiwała go Amber, z którą później rozmawiałam. Gość lubował się w krwawych opowiastkach, podniecały go... – Spojrzała znacząco na Hadriela, uśmiechając się zadziornie, po czym przeniosła wzrok z powrotem na Saba. – Nagle zaczął jęczeć o jakimś Aniele, któremu poderżnął gardło. Było krwawo i był wtedy taki nakręcony... – Przewróciła oczami, wzdychając głośno. – Nawet jak na demonicę, Amber nieco się spięła. Kiedy mi o tym wspomniała od razu skojarzyłam to z waszą sprawą. Słusznie?
- Bardzo słusznie. – Kiwnął głową Anioł wywiadu. – Coś więcej na temat tego gościa? Albo innych?
- Wysoki, dobrze zbudowany, ostrzyżony na zapałkę. Miał tatuaż na ramieniu. Węża przebitego sztyletem. Aha... I średniej wielkości penisa, ale nie wiem, czy to wam, chłopcy, pomoże. – Uśmiechnęła się, pokazując piękne, białe i równe zęby.
- Raczej w spodnie nie będziemy mu zaglądać – odpowiedział Sabathiel, posyłając jej słaby uśmiech. – Ale ten tatuaż może pomóc. Dzięki.
- Nie ma sprawy. Dotrzymuję umowy.
- A odnośnie umowy... – Rozejrzał się dookoła szarooki. – Co zrobiłaś z naszym dzieciakiem?
- Idź do niego. Może potrzebuje pomocy. – Zaśmiała się pod nosem, wskazując na wąski, ciemny korytarz, przy którym stali dwaj ochroniarze.
Sab pokręcił głową, lekko się uśmiechając i wstał z kanapy. Ruszył we wskazanym kierunku, znikając w czeluściach hallu.
Kasdeya odwróciła głowę w stronę Hadriela, bliżej się do niego przysuwając i kładąc prawą rękę na wezgłowiu kanapy.
- Wreszcie sami – zamruczała tuż przy uchu Anioła.
- Niezupełnie – odburknął, omiatając wzrokiem wnętrze klubu.
- Nimi bym się nie przejmowała. – Zanurzyła palce w jego włosach, delikatnie je masując. – Mogłabym to zrobić z tobą tutaj... Teraz... – wyszeptała, po czym musnęła płatek jego ucha.
- Nie zapędzałbym się tak z tymi marzeniami – mruknął, nie zwracając uwagi na jej pieszczoty.
- Jak zwykle... Chłodny i niewzruszony. Zawsze mnie to podniecało – zamruczała, kładąc swoje smukłe kolano na jego udzie. Delikatnie nim poruszyła, zmuszając Hadriela do skierowania nogi w jej stronę. – Jesteś pewien, że to tylko marzenia? – zapytała, oddychając nieco szybciej tuż przy jego uchu. – Że nie sprawiłabym, żebyś mnie pragnął? – Drugą dłoń wsunęła w spodnie bruneta, zaciskając palce na jego najczulszym miejscu. Anioł lekko drgnął, na co demonica tylko się uśmiechnęła. – Nie jesteś pozbawiony podstawowych reakcji – szepnęła, jednak po chwili poczuła, jak Hadriel chwycił ją za rękę i odsunął od siebie. Wstał z kanapy, rzucając jej chłodne spojrzenie. Czuła, że to tylko maska. Zawsze taki był, od kiedy pamiętała. Nie mogła go rozgryźć, a już nie raz próbowała. Kat zwrócił głowę w stronę wąskiego hallu, z którego wyłonili się Sabathiel i Nai. Podeszli do pary, zerkając na nich pytająco.
- Coś tu się...?
- Idziemy? Mamy robotę – mruknął Hadriel i ruszył w stronę wyjścia. Sab zmarszczył lekko brwi, patrząc na Kasdeyę pytającym wzrokiem. Ona tylko rozłożyła teatralnie ręce, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi. Anioł wywiadu pokręcił głową i pociągnął Naia w stronę drzwi. Machnął ręką na odchodnym i obaj zniknęli, zostawiając „Słodką rozkosz" za plecami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro