10.
Hadriel zdawał się być już nieco zniecierpliwiony. Stał pod murem otaczającym włości należące do wielkiego archonta i palił papierosa. Dobrze wiedział, że jest to zakazane w tym miejscu, ale prawdę mówiąc miał gdzieś ten zakaz. Tym bardziej, kiedy zaczynał się wkurzać na spóźniającego się przyjaciela. Nai miał zjawić się tuż obok niego jakieś pół godziny temu. Słońce już dawno wzeszło, a oni mieli robotę do wykonania.
- Gdzie ten dzieciak... – burknął do siebie, po czym rzucił niedopałek papierosa na ziemię, przydeptując czarnym ciężkim butem. To się Jaldabaot zdziwi. Szkoda, że nie istnieje coś takiego jak drzewo papierosowe. Zabawnie by tu wyglądało. Brunet uśmiechnął się do siebie pod nosem, po czym zniknął spod muru. Nie miał ochoty na dłuższe spacery, więc po prostu znalazł Naberina i pojawił się tuż za nim. Sługa akurat czyścił broń i słysząc za sobą jakiś szelest omal nie wbił sobie długiego ostrza miecza w dłoń. Odwrócił się szybko, kierując miecz w stronę Hadriela.
- Spokojnie rycerzu. – Uśmiechnął się ironicznie Anioł.
- Ach, panie, to ty. – Naberin jakby odetchnął z ulgą, odkładając miecz na stół, który stał tuż za nim.
- Gdzie Nai?
- Nie wiem, panie. Był z tobą umówiony?
- Taa... Czyli go nie widziałeś?
Blondyn pokręcił przecząco głową.
- Pewnie jeszcze śpi... – burknął pod nosem niezadowolony niebieskooki. – Nieważne, sam do niego zajrzę.
- Ależ, panie... – Naberin nie skończył jednak zdania, bo Hadriel zniknął. Pojawił się ponownie w sypialni przyjaciela. Szczerze mówiąc, był w niej pierwszy raz, ale w sumie spodziewał się, że będzie wykwintnie urządzona. Nie czuł w niej jednak ani odrobiny ręki Naia. Nawet pieprzoną sypialnię Jaldabaot kazał mu urządzić. Kat pokręcił głową i zwrócił się w stronę wielkiego łóżka, stojącego pod główną ścianą pokoju.
- No a jakżeby mogło być inaczej... – mruknął widząc szatyna smacznie śpiącego. Miał rozłożone na całą szerokość łoża skrzydła, które teraz pięknie połyskiwały w blasku promieni słonecznych wpadających przez otwarte okna. Hadriel podszedł bliżej i wyrwał jedno ze srebrnych piór z lewego skrzydła Anioła. Ten poderwał się jak rażony piorunem i siadł na łóżku, nerwowo rozglądając się dookoła. Kiedy napotkał wzrokiem bruneta, trzymającego w dłoni jego pióro i uśmiechającego się wrednie, zmarszczył czoło i zmrużył gniewnie zielone oczy.
- Pojebało cię?!
Hadriel uniósł lekko brwi.
- Jakim tonem, młodzieńcze...? – zapytał, udając głos Jaldabaota. – Rusz dupę – dodał już swoim, lekko zachrypniętym głosem. – Miałeś być na dole pół godziny temu. – Ruszył w stronę wielkiego fotela i opadł na niego z nieukrywaną przyjemnością, obracając w dłoni pióro ze skrzydła przyjaciela.
Nai schował skrzydła i potarł ręką kark. Czuł lekki ból, ale zrzucił to na kiepską noc. Może źle spał?
- Sorry, czas mi gdzieś uciekł.
- Zauważyłem. Znowu zaliczyłeś w nocy jakąś panienkę?
- Co? – Szatyn ponownie zmarszczył brwi, ale pokręcił przecząco głową. – Nie, chyba nie... Nie wiem, nie pamiętam. – Wzruszył ramionami. – Musiałem być cholernie zmęczony. Pewnie po rozmowie u Jaldabaota wróciłem do siebie i położyłem się spać.
- No właśnie. Puści cię? – zapytał Hadriel, zerkając na ulubieńca demiurga.
- Tak, zgodził się.
- Świetnie. To tym bardziej się zbieraj. Spotkamy się z Sabathielem już na Ziemi. – Wstał z fotela i ruszył w stronę wielkich drzwi, wychodzących na taras. – A pióro sobie zatrzymam. – Uśmiechnął się półgębkiem w stronę Naia.
- Weź sobie je w dupę wsadź.
- Żeby świecić tak, jak ty? Nie, dzięki. Sprzedam – mruknął ironicznie Hadriel i wyskoczył przez poręcz tarasu. Po chwili zielonooki zauważył jego czarne rozłożyste skrzydła.
- Znalazł sobie czas na fruwanie... – burknął do siebie i wstał z łóżka. Wtedy jednak zrobiło mu się ciemno przed oczami i gdyby nie szafka, która stała obok, runąłby na podłogę. Zdecydowanie. Odetchnął kilka razy głęboko, po czym potrząsnął głową. Odrobinę zabolało, ale nie zdziwiło go to za bardzo. Naprawdę musiał źle spać. Powlókł się powoli do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Skoro Hadriel czekał pół godziny to poczeka jeszcze chwilę. Nai czuł, że przyda mu się gorący prysznic po tej nieprzyjemnej nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro