Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ściana, która odebrała życia

Perspektywa Erwina

Wtuliłem się w Carbo nie mogąc przestać płakać, ale nie pytał dlaczego ani przez co. Po prostu był i to się liczyło. W jego ramionach mogłem poczuć wsparcie, które potrzebowałem.

-No już, nie płacz Erwin. Wszystko będzie dobrze - wyszeptał nie wypuszczając mnie z ramion.

-Nnie będzie - wyłkałem w jego klatkę piersiową.

-Dlaczego? - spytał i pogłaskał mnie po głowie w uspakajającym geście jednak to bardziej spowodowało mój ból.

-On odszedł...oszukał nas... nienawidzę go - wyszeptałem zaciskając dłonie na jego koszuli - tak bardzo nienawidzę.

-Erwin cokolwiek, by się tam nie stało Gregory, przecież zawsze cenił sobie wszystko to abyś ty był tylko i wyłącznie szczęśliwy!

-Boli mnie, to tak bardzo boli - wyszlochałem próbując się uspokoić, ale nie potrafiłem. Wiedziałem, że jestem słaby, ale jego słowa bolały i to bardzo. Kocham, kochałem go z całego swego serca. Był moim płomieniem, który pokazał mi coś więcej niż tylko zwykłe uczucia, ale pokazał mi jak to jest prawdziwie kochać. Natomiast byłem tak bardzo zaślepiony w niego, że nie zauważyłem kiedy byłem w jego rękach tylko marionetką, która wykorzystywał. Tyle razy spaliłem się na miłości więc zaprzestałem jej szukać, ale miłość do bruneta była czymś więcej niż tylko uczuciem, które ceniłem całym sobą. Sądziłem, że znalazłem tego jedynego partnera. Nie zwracałem uwagi nawet na to iż jest mężczyzną. Po prostu go kochałem, a teraz czułem zawiedzenie do własnego siebie i nienawiść do jebanego Lorda, który mnie wykorzystał. Mam nadzieję, że chociaż świetnie się bawił moimi uczuciami skoro zbliżył się tak bardzo do mojej rodziny. Sam go wprowadziłem i zaufałem wierząc iż jest tylko policjantem. Jednak zawiodłem rodzinę, a Lordowie pewnie wiedzą o nas wystarczająco dużo aby dobić nas wszystkich.

-No już oddychaj - powiedział cicho.

-Chce do domu - wyszeptałem.

-Nie wypuszczą nas póki nie powiesz co wiesz.

-Nic nie wiem - rzekłem i zdenerwowałem się czując się źle psychicznie i jeszcze musząc siedzieć na przesłuchaniówce - po prostu tak sobie odszedł zostawiając mnie samego. Porzucając i depcząc me uczucia! 

-Z kim?

-Nie wiem był zamaskowany - odparłem i wytarłem załzawione oczy rękawem. Nie powiedziałem prawdy. Nie wiem czy przez to iż bałem się co może się stać gdy ktoś usłyszy kto go zabrał. Jeszcze kuźwa zaufałem Markowi, a on również okazał się takim samym oszustem jak jego brat.
Dobrali się kurwa idealnie.

-Nic kompletnie jak był ubrany czy może coś mówił szczegółowego bądź o kimś? - spytał, a ja jedynie pokiwałem głową na boki. Chciałem znaleźć się w swoim apartamentowcu jak najdalej od wszystkiego co związane z tym zdrajcą. Chciałem wypłakać się do końca i w końcu pozbyć z siebie tych wszystkich niepotrzebnych emocji. W końcu on potrafił to dlaczego ja nie dam rady ukryć i zdusić w sobie tych wstrętnych emocji, które powodowały ból roztrzaskanego już i tak na kawałki serca. 

-Możecie wyjść do domu - do środka wszedł Capela, który wyglądał na bardziej zdołowanego i nasze spojrzenia się spotkały. Rightwill wiedział więc musiał coś mu powiedzieć, że tak zmarkotniał.

-Jesteś pewny? - spytał Carbuś.

-Erwin potrzebuje odpoczynku, a teraz przesłuchanie i tak nic nie da skoro sam nie wie kto to zrobił - oznajmił - dlatego zajmij się bratem Carbo.

-Jasne - odpowiedział i postawił mnie na równe nogi. Wytarłem oczy jeszcze raz, biorąc niespokojny wdech i chcąc na szybko uspokoić. Po chwili wyszliśmy z przesłuchaniówki i wyprowadził nas przez główne drzwi do lobby. Spuściłem głowę w dół, ale szybko podniosłem ją gdyż nie mogłem pokazać słabości. Ruszyłem za Nicollo do jego auta, a po chwili wyjechaliśmy spod komendy. -Erwin co tak naprawdę tam się stało?! Kto cię porwał?! Wszyscy cię szukaliśmy!

-Nie mam siły na to. Zawieź mnie do apartamentowca - powiedziałem i chyba to dosyć mocno zszokowało brata.

-Jesteś pewny, że nie wolisz do waszego mieszkania?

-Nie chce wiedzieć rzeczy, które by mi o nim przypominały - odparłem i oparłem głowę o szybę.

-Naprawdę zrobił coś tak złego, że nie chcesz go znać?

-Nie chce o tym rozmawiać. Chcę po prostu zapomnieć - oznajmiłem wzdychając ciężko. Jednak uszanował moje zdanie i zawiózł mnie do mieszkania. Bez pożegnania wyszedłem z auta i skierowałem się do windy aby dostać się do mojego domku w którym mieszkałem. Włożyłem klucze do zamka i otworzyłem drzwi za którymi następnie się schowałem. Zamknąłem je i zjechałem po nich czując się tak bardzo bezsilny. Znowu zacząłem płakać, ale ten ból już był aktem desperacji i tego, że już go nie zobaczę. Spazmy płaczu zawładnęły moim ciałem, a ja sam nie potrafiłem się powstrzymać od tego. Po prostu się chyba poddałem rozumiejąc, że to co było między nami już nigdy nie wróci, jak i on sam. W końcu wybrał powrót do domu i do jego prawdziwej rodziny. Nie wiem ile tak siedziałem, ale łzy już nie skapywały, nie mocząc mojej bluzy, a ścieżki po łzach na moich policzkach zaczęły schnąć. Po wyrzuceniu z siebie wszystkich emocji. Została tylko pustka, pustka w której nic już nie czułem, bo nie chciałem już nic czuć. Podniosłem się ledwo na równe nogi i musiałem się oprzeć o ścianę aby nie upaść. Moje całe ciało odmówiło współpracy, a ja chcąc ruszyć do przodu mimo to, upadłem. Frustracja, która się we mnie pojawiła przeobraziła się w niewyobrażalną agresję, którą musiałem wyładować. Zacząłem nawalać pięściami w parkiet z drewna aby pozbyć się tego. Jednak tylko poraniłem sobie dłonie przez to. Wiedziałem, że po nocy nastanie nowy dzień, a dzisiejsze emocje znikną na następny, ale teraz bolało i to naprawdę. Nie wiedziałem co mam tak naprawdę czuć. Nienawiść, smutek, złość, a może miłość, którą nadal go darzyłem. Skuliłem się na ziemi chowając głowę w ramionach czując się po prostu żałośnie w tym momencie i mocno wyczerpany psychicznie.

-Nienawidzę cię za to, że cię pokochałem - wyszeptałem nim pochłonęła mnie ciemność z wyczerpania. Obudził mnie czyiś dotyk więc otworzyłem oczy, ale wszystko wokół było rozmazane.

-Coś ty sobie zrobił - usłyszałem głos Dii, który owijał mi zranione dłonie w bandaż.

-Przepraszam - wyszeptałem i przymknąłem oczy, nie widząc sensu mieć je otwarte skoro nie potrafiłem wyostrzyć wzroku.

-Carbo mnie poinformował o wszystkim. Współczuję ci Erwin, ale znajdziemy go.

-Nie - odparłem cicho - Montanha tu nie wróci i lepiej aby nie wracał.

-Co się stało tobie Erwin? Przecież tak bardzo go kochasz... - przerwałem mu.

-Kochałem - poprawiłem go - nie chce więcej go widzieć na oczy. Okazał się zdrajcą jak i ty - warknąłem ostatnie słowa.

-Co?! Co ty pierdolisz Erwin?

-Kto stanął za dołączeniem Marka Wortha, który okazał się Assassino? - prychnąłem i wyrwałem z jego dłoni moją. -Wszyscy mnie oszukujecie na każdym kroku!

-Erwin to nie tak. Mark po prostu przyjechał aby zobaczyć jak my żyjemy. On jest tak naprawdę nieszkodliwy!

-No na pewno, a kto mnie niby porwał?! Nie mam do was wszystkich siły! Chcę zostać sam! Nie chcę nikogo z was widzieć w moim mieszkaniu!!!

-Erwin, bracie, ale...

-Wypierdalaj! - krzyknąłem, a on westchnął cicho i wstał.

-Nie chcieliśmy aby stała ci się krzywda.

-Idź mi już stąd! - powiedziałem i czułem jak łzy cisną mi się do oczu aby je powstrzymać zamknąłem z całych sił powieki, ale to nie pomogło. Musiałem ochłonąć, bo nie mogłem stać w miejscu. Sobota dopiero się zaczęła, a ja chciałem tylko leżeć w jednym miejscu i nie ruszać się. Żałowałem dużo rzeczy, ale nie mogłem pokazać, że nie umiem poradzić sobie z odejściem jednego mężczyzny. Nawet nie wiem dlaczego, ale przespałem cały dzień i kolejną noc. Niedziela zapowiadała się na naprawdę przyjemna. Postanowiłem w końcu odrzucić od siebie wszystkie emocje, które były tylko problemem, bo może i odszedł. Jednak najważniejsze jest to abyśmy zaczęli na nowo żyć, własnym życiem. Nie mogłem stanąć w jednym miejscu, bo moja mafia na mnie liczyła. Miałem obowiązki i nie mogłem je olać. Ubrałem się w czarne spodnie i białą koszulę po tym jak odświeżyłem się pod prysznicem. Oczywiście zrobiłem całą poranną rutynę i pomalowałem kreski kredką do powiek. Wybrałem numer do Sana i miałem już dzwonić, ale zjechałem trochę niżej i usunąłem z kontaktów byłego policjanta. Nie pozwolę aby emocje mnie zepsuły od środka. Pokaże mu, że ze mną się nie zadziera i dotkliwie się zemszczę za zdradę mojej rodziny oraz zranienie mnie.

-San potrzebuje podwózki muszę coś załatwić - powiedziałem na dzień dobry.

-Jasne. Jak się trzymasz?

-Jest dobrze - odparłem - planuję już zemstę.

-Erwin ja rozumiem, że zostałeś zraniony z czego dowodzieliśmy się do Dii i Carbo, ale coś mi tu mocno nie pasuje. Hank mi mówił, że on nie miał wyboru.

-Nie obchodzi mnie to co inni mówią. Zdecydowałem, nie wybaczę mu tego co powiedział do mnie!

-Zaraz będę po ciebie - odpowiedział, a ja rozłączyłem się bez słów. Każdy próbował mi wmówić, że to co się dzieje to nie prawda, ale ja już wiem swoje. Słowa, które padły tamtego wieczoru były zbyt oczywiste. Dosyć użalania się nad sobą i nad tym co się stało. Mam rodzinę, która liczy na mnie, a wiele ludzi obawiało się nas. Nie mogłem więc pozwolić aby nasza mafia upadła przez to iż źle się czuję. Tak jak San mówił był po chwili pod moim blokiem, ale on też nie najlepiej wyglądał.

-Co się stało? - spytałem mając na twarzy maskę obojętności.

-Od piątku jest u mnie mój kuzyn Hank i ubolewa nad stratą przyjaciela - westchnął - wszystko mi powiedział jak to wyglądało z jego perspektywy i nie dziwię się dlaczego tak cierpi. Widział, że kiedyś nadejdzie ten dzień, ale chciał się chociaż z nim pożegnać, a teraz nie będzie miał już nigdy do tego okazji.

-Przecież wrócił do swojej mafii więc czemu beczy? - spytałem z zmarszczonymi brwiami.

-Cena jaką zapłaci podobno ma być duża - mruknął smętnie - niestety nie wiem jaka to cena będzie, bo Hank przy tym był tak nie spokojny.

-Ile osób wie?

-Kui wczoraj wyjaśnił wszystkim zaistniałą sytuację - odpowiedział.

-No tak, bo on nigdy kurwa nie umie powiedzieć prawdy jebany mąciciel. Ukrywał to przed nami!

-Ukrywał, bo Montanha prosił aby to zrobił aby nie zagrażało nam nic ze strony Lordów, bo podobno im więcej osób wiedziało tym bardziej ryzykowne było jego życie wśród nas.

-I tak po prostu to przyjęliście do siebie!? Oszukał nas!!

-Robił to, bo nie miał wyjścia gdybyś chciał to byś wiedział, ale wolałeś zamknąć się na cały świat - rzekł i w końcu podwiózł mnie pod zakon. Klucze odzyskałem dzięki Carbo, ale auto zostało tutaj. -Wieczorem spotkanie na Burgershocie i masz być - rzekł gdy wysiadłem z auta. Nie rozumiałem jego złości do mnie. Próbowałem się tylko bronić od emocji, które były we mnie i powodowały ból po stracie. Nawet nie wiem kiedy nastał powoli wieczór więc skierowałem się swoim autem na Burgershota, który okazał się zamknięty więc musiałem wejść tylnim wejściem.

-Erwin - Dorek przytulił mnie więc wtuliłem się w niego i od razu posmutniałem.

-Nie jesteś z tym sam - oznajmił Silny.

-Jesteśmy przy tobie - powiedziała Heidi.

-Przepraszam Misiu kolorowy, że musiałem kłamać tobie w oczy, ale musiałem.

-Dlaczego nie mogłeś tego po prostu mi powiedzieć?

-Gregory bał się, że odrzucimy go za to kim był, ale zapomnieliśmy o tym, że przeszłość się nie liczy, a tylko teraźniejszość i przyszłość - odezwał się Dia. - Zrobił wszystko aby nas nie zranić ani aby nie stała się nam krzywda.

-Na szczęście ty jesteś cały - Kui zmusił mnie do tego abym się schylił, a on wtulił mnie w siebie. -Bałem się o ciebie, że coś ci się stało, ale dotrzymał obietnicy.

-Co? - spytałem, ale nagle nasz telewizor na zapleczu zaczął dziwnie się zachowywać.

-Jednak nie zrezygnował - wyszeptał tak, że tylko ja usłyszałem. Puścił mnie i zdziwiony patrzyłem na ekran na którym pojawił się on. Spojrzałem zdziwiony na wszystkich, ale oni też byli zdezorientowani tym co widzimy.

-Witam całe miasto, które nas teraz ogląda na każdym możliwym urządzeniu! - jego chłodny głos powodował, że gęsia skóra pojawiła się mi na ramionach -Zapewne zadajecie sobie pytanie co się teraz dzieje? Kim jestem iż zakłócam wasz spokój? I co najważniejsze po co to robię!

-Kui co się dzieje? - spytałem.

-Dzieje się coś co obiecał mi Gregory.

-W sensie? - spytałem.

-Otwórz zwą mnie Wielki Morte jestem przywódcą Lords of the world! Największej mafii jaka istniała na tym świecie. - prychnąłem na słowa mężczyzny, który całe życie krył się za maską.

-Montanha złożył mi obietnice, że będzie cię chronić za wszelką cenę - powiedział mącicel, a ja przełknąłem ciężko ślinę.

- Mam dla was przykrą informacje, która powinna być już dawno ujawniona, ale nie została. Wśród was był ktoś kogo nie powinno wśród was nigdy być. Chodzi mi o zdrajcę, który chodził wśród was przez prawie rok, ale dla was był kimś innym bądź tak go odbieraliście. Niektórzy zapewne go sznowaliście może lubiliście bądź nie nawidziliście! Każdy z was ma wyrobioną o tym mężczyźnie opinie!

-Kui nie rozumiem dlaczego to się dzieje! - czułem jak się denerwowałem, bo obawiałem się najgorszego.

-Zapewne niektórzy z was wiedzą o co chodzi inni mniej, a inni jeszcze w ogóle. Więc wam to po prostu wyjaśnię! Otóż wasz policjant, kapitan trzeciego stopnia, Gregory Montanha należał do mojej mafii co oznacza, że oszukiwał was z tym kim był i skąd pochodził oraz to, że nie powinien nigdy być policjantem. - poczułem jak robi mi się słabo gdy kamera powędrowała na niego. Całego w ranach i świeżych siniakach po biciu, a z jego nosa dalej delikatnie kąpała krew. Dwójka mężczyzn zaciągnęła go na środek betonowego muru. Muru, który znałem aż za dobrze.

-Kui!?

-Mafia cechuje się prostymi zasadami. Kto zdradzi tego czeka śmierć - powiedział to tak spokojnie - jednak sytuacja Gregorego była inna. Mógł wyznać mafię i być oszczędzony co łączy się z tym iż musiałby zdradzić to co wie... Erwin, Gregory obiecał mi na naszą mafię, że nigdy nie zdradzi nas, a także, że będzie cię chronić nawet jeśli czekałaby go za to śmierć - gdy to mówił oparłem się o ścianę gdyż zrobiło mi się słabo.

-Dzisiejszego wieczoru będziecie światkami tego co się dzieje z ludźmi, którzy zadzierają bądź zdradzają moją mafię i rodzinę. Jednak wystarczy, że powie jedno słowo, a przeżyje! - liczyłem na to iż powie cokolwiek, przecież on nie mógł tak umrzeć, ale on nie zareagował w żadnym stopniu. - Lecz cena za zdradę w mafii to najwyższy wymiar kary jaki istnieje. Karą jest ludzkie życie, które dziś zostanie odebrane!

-Dlaczego?! - mój głos się załamał, a ja poczułem jak moje oczy zaczynają być szkliste. Kobiety w pomieszczeniu płakały, ale wszyscy smętnie patrzyli się na ekran.

-Erwin, Gregory cię uratował przed śmiercią gdy zostałeś porwany. Lordowie każdą przynętę zabiją na oczach tego kogo poszukuja. Powiedział ci słowa, które musiały cię zaboleć aby cię uratować. Dotrzymał danej mi obietnicy.

-Dzisiejszego wieczoru mój synu - zwrócił się Lord do Gregorego, który ledwo stał na nogach, ale próbował niezłomnie stać wyprostowany i dumny -  zostajesz skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie! Czy masz do powiedzenia coś nim zostaniesz rozstrzelany przy ścianie śmierci?

-Ulec nie ulegnę, chronić wszystkich będę, walczyć zawsze do końca, do policji duszą należeć, a w sercu mieć tylko mokotów - nie wiem nawet kiedy upadłem na kolana, a oczu zaczęły lecieć łzy rozpaczy, bo zrozumiałem, że on nadal mnie kocha i robi to tylko wyłącznie abyśmy wszyscy byli bezpieczni. Przez załzawione oczy patrzyłem w telewizor, a on po prostu się uśmiechnął gdy w jego oczach widziałem prośbę o wybaczenie. Wydano rozkaz, a po chwili jego ciało przeszyły pierwsze pociski, które przeszły na wylot jego ciała. Mimo kul w ciele i krwi, która uciekła z jego ran, uśmiechał się nadal i stał w miejscu aż nie upadł na kolana. Terminator, osoba niezłomna i nie podająca się nigdy, właśnie został złamany. Jego brązowe oczy traciły są barwę aż nie zamknął powiek, a jego ciało bezwładne opadło na ziemię. Skuliłem się na ziemi, krzycząc z rozpaczy i bólu, który był silniejszy niż wcześniej. Nie chciałem aby ostatnimi słowami, które usłyszał ode mnie to słowa nienawiści do niego, bo tak naprawdę kochałem go całym sercem.

-Nie jesteśmy już nic w stanie zrobić Erwin oprócz uczczenia jego śmierci - powiedział któryś z mych braci, ale moje życie właśnie straciło sens bytu.

Życie zabrało moje szczęście życia, a ja miałem się z tym pogodzić? Pogodzić się z wielką stratą miłości?
Żyć bez niego u boku?
Już nigdy nie zobaczyć tych brązowych oczu?
Już nigdy nie znaleźć się w jego ramionach?
Dlaczego to musi być tak bolące?
Nie chciałem go stracić!
Nie chcę żyć bez niego!
Chcę się obudzić już z tego jebanego koszmaru.

Wszyscy próbowali mnie pocieszyć, ale nie dawali rady, słowa Grzesia zbyt bardzo dotknęły mojej zranionej duszy. Oddał się w ręce śmierci, by inni mogli być już bezpieczni. By ludzie mieli nadzieję na to, że każdy może się zmienić. Iż nawet mafioza może podążyć dobrą drogą życia.
Teraz zostały mi tylko wspomnienia i nadzieja na to, że wybaczył mi moje krzywdzące słowa.

2716 słów.

================================

W ten sposób dotarliśmy do końca historii. Spędziliśmy razem przy niej ponad pół roku. Nie sądziłam jednak, że tak bardzo osiągnie ona takie wielkie zainteresowanie i to jest wyłącznie tylko wasza zasługa. Za co wam bardzo dziękuję <3

Zaczęłam pisać tą książkę w listopadzie, myślałam, że będzie miała ona najwyższej 30 do 40 rozdziałów, ale gdy zaczęłam wystawiać 20 grudnia 2021 roku to miałam już zapas 42 rozdziałów, a nie byłam nawet blisko głównej części historii co chyba wiecie gdyż prawdziwy Morwin zaczął się o wiele później. Skończyłam pisać tą historię 11 maja 2022 i nie ze wszystkiego jestem zadowolona w tej książce, ale nie da się pisać wszystko idealnie, bo nawet najlepsze dzieła posiadają błędy. Można powiedzieć, że skupiłam się głównie na fabule przeplatając w niej Morwina. Tak naprawdę długo zastanawiałam się czy ta książka miała jakiś sens i czy warto ją wystawiać, ale jak widzicie odważyłam się na ten pierwszy krok do przodu. Nie żałuję tego. Mogę powiedzieć, że osiągnęłam swój taki cichy cel aby napisać najdłuższą książkę o morwinie chociaż ten pomysł pojawił się dopiero gdy przekroczyłam 80 rozdział. To dziękuję za danie szansy mi i mojej książce oraz historii mimo błędów, które z pewnością w niej występują.

Historia z pewnością poruszyła wielu z was, czasami uśmialiście się, a czasem płakaliście bądź czuliście złość na dane sytuację, a ja przeżywałam to z wami. Jednak najbardziej w całej tej książce chciałam ukazać inną rzeczywistość gdzie nagle pojawiła się znajomość, przyjaźń, a z biegiem czasu uczucie, które zawładnęło obojgiem. Chciałam zbudować to na własnym fundamencie i ukazać światu, że każdy może się zmienić i każdy jest kowalem swojego losu. Od nas zależy czy weźmiemy je w swoje ręce czy pozwolimy aby ktoś za nas pociągał za sznurki.

Niestety historia kończy się sad endem, ponieważ nie zawsze wszystko kończy się dobrze. Od samego początku przygotowywałam was do tego, że skończy się ona tak, a nie inaczej, ponieważ za błędy trzeba zapłacić prędzej czy później, a przed przeznaczeniem nie da się uciec. Czy to za duża cena, którą musiał zapłacić Gregory aby wszyscy byli bezpieczni? Z pewnością tak, ale jak wspomniałam wcześniej każdy płaci za popełnione przez siebie błędy. Gregory niestety zapłacił za nie największą ceną jaką możemy dać w zamian czyli swoje życie.

Najbardziej w tej książce gdy wystawiałam rozdziały to najbardziej cieszyłam się z waszego zaangażowania i komentarzy oraz tego, że mogłam spotkać tutaj tak wiele wspaniałych osób z którymi mogłam popisać i spędzić trochę czasu.
Sądziłam od samego początku, że książka to nie jest to co się piszę, ale wspaniałe community, które ożywia tą książkę. Dziękuję bardzo za to, że byliście tutaj ze mną przez ten czas. Jedni od samego początku inni gdy nadrabiali rozdziały, inni co teraz nadrabiają i z pewnością przyszłe osoby, które może odważą się na przeczytanie. Dzięki wam ta książka żyła i może będzie żyć jeszcze długo w waszej pamięci i sercach.
Mam nadzieję, że przypadła wam do gustu i wyciągnęliście z niej jakieś nauki. Przykro mi kończyć coś nad czym spędziłam tak wiele czasu, ale niestety coś się kończy, a coś nowego się zaczyna!

Czas pisania : prawie 7 miesięcy
Czas wystawiania : prawie 8 miesięcy
Ilość słów : 280 052 słów

W ten sposób nie zostawiam was z pustymi rękami, bo z pewnością ciekawi was co stanie się z Erwinem czy może upadnie na zdrowiu? Czy będzie próbował się zemścić na Lordach? Może popełni samobójstwo?
W końcu wiele rzeczy nie zostało jeszcze powiedzianych, niektóre ominięte, a inne zapomniane, ale z czasem przychodzi na nie czas.
Jednakże już jutro pojawi się jakby prolog do kontynuacji i drugiej części historii gdzie dowiecie się znacznie więcej, i zobaczycie świat przez oczy Erwina! Ale czy na pewno tylko jego?

Dziękuję wam jeszcze raz za wszystko i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej jeśli będę nadal pisać! Dziękuję i widzimy się jutro na prologu do nowej książki!

Jesteście wspaniali i kocham was <3
Jestem szczęściarą mając takie wspaniałe community jak wy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro