Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zawias?

Jak tam lekcje zdalne?
Ktoś już ma czy czekacie na nie?
Czy skupiacie się na nich? Ja nie za szczególnie xD
Miłego dzionka!


Kiedy tylko nasza rozmowa skończyła się tak, a nie inaczej. Ubrał on maskę na twarz aby nikt go nie rozpoznał i weszliśmy do pomieszczenia gdzie czekała reszta jego kompanów. Nie tylko banda gangusów, ale też i policjantów czekających aż mnie ci źli wypuszcza. Szedłem koło Erwina delikatnie obawiając się o to co się może aktualnie wydarzyć.

-Grzesiu wszystko w porządku? - usłyszałem głos Capeli i spojrzałem w stronę drzwi gdzie stał on teraźniejszy 01, a u jego boku 02. Nie zrozumiałem swojego organizmu gdyż chciałem odpowiedzieć na zapytanie to wielka gula pojawiła się w moim gardle przez którą nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego słowa. Czułem jak konsekwencje swoich czynów będę musiał przyjąć na klatę, bo jednak posądzają mnie o korupcje co oznacza, że jestem o włos od wywalenia z jednostki policyjnej. Kiwnąłem głową gdyż tylko tak mogłem jakoś odpowiedzieć na pytanie Capeli i spuściłem głowę w dół. Dlaczego zwykle gdy chce coś dobrze zawsze musi wyjść źle. Może jednak znajomość z pastorem to zło i nie powinienem z nim się zadawać. On byłby bardziej bezpieczniejszy i ja bym był. Z nerwów przeczesałem włosy do tyłu i raczej nikt jeszcze nie rozgryzł moich trików nerwowych. Widziałem po chłopakach, że denerwują się tym wszystkim, co się teraz dzieje, ponieważ według nich jak jestem zakładnikiem to moje życie jestzagrożone. Wtedy priorytetem dla policjantów jest wyciągnięcie swojego z rąk przestępców gdyż nie wiadomo co może takim strzelić do głowy, gdy na coś się nie zgodzi negocjator ze strony Lspd. Nie dziwiłem się im w końcu byłem ich zastępcą i sporo wiedziałem o policji przez wysokie stopnie.

-Czy otrzymamy w końcu naszego Policjanta? - powiedział zniecierpliwiony Janek, któremu chyba cierpliwość się kończyła.

-Oddamy wam trójkę teraz i jak będziemy wychodzić, otrzymacie z powrotem Gregorego Montanhe!

-Dobrze oddajcie nam teraz tą trójkę zakładników - oznajmił policjant, a trójka zakładników ruszyła w stronę wyjścia przez to zostałem sam na piątkę napastników. Moja dłoń samoistnie ruszyła w stronę kabury, ale powstrzymał mnie Erwin, kiwając głową na nie więc podniosłem dłonie i założyłem je na klatce piersiowej tak aby było widoczne co robię. Nie chciałem ryzykować w sumie czyimś życiem nawet jeśli nie bałem się śmierci to raczej byłaby głupia śmierć. Jedną poprawną śmierć uznam gdy wykona ją ktoś z rodziny.

-Będziecie mogli wychodzić policzcie do trzydziestu i możecie opuścić teren kasyna - powiedział tym razem Capela.

-Słyszysz 03? - zwrócił się szef bałwanów gdyż jako jedyny miał chusteczkę w kieszonce po jego lewej stronie garnituru i w końcu to on negocjował wszystkie warunki .

-Słyszę - odpowiedziałem.

-Wychodzimy - powiedział, a pastor popchnął mnie delikatnie abym się ruszył do przodu więc grzecznie z nimi wyszedłem na zewnątrz i podszedłem do Janka. Oni w piątkę weszli do auta i odjechali, a za nimi ruszył pościg zaczynając 10-80 za czarnym autem.

-Jak to się stało? - spytał Pisi, a ja usiadłem sobie na murku chowając głowę w dłoniach. - Grzesiu wszystko w porządku? - zmartwił się widząc jak się rozkleiłem emocjonalnie. Jako jedyny został z Capelą ze mną przed kasynem. Na niebie pojawiły się ciemne chmury, które blokowały blask księżyca i widok na gwiazdy. Poczułem jak kładzie rękę na moim barku i usiadł po mojej lewej stronie. - Co tam się wydarzyło? - zadał kolejne pytanie, ale nie potrafiłem wydusić z siebie niczego. Jakbym stracił głos bądź coś mnie blokowało przed tym by odpowiedzieć na pytanie.

-Grzechu mów co tam się wydarzyło, że tak źle reagujesz? - usłyszałem głos Dante, który usiadł po mojej prawej stronie.

-J-ja - za jąknąłem się, co nie zdarzyło się nigdy dotąd w tym mieście.

-Oddychaj - powiedział uspokajająco brunet i głaskał mnie po plecach.

-Zrobiłem coś złego - wydusiłem z siebie w końcu słowa i oparłem się o ręce odsłaniając mą twarz.

-Co takiego?

-Kazali mi otworzyć drzwi do kasyna - powiedziałem cicho - i widziałem jak rabują cały łup, a ja nic nie mogłem z tym zrobić...

-Grzesiu nie mogłeś nic temu zaradzić czasami tak bywa, że jak się do czegoś zmuszony to musisz to zrobić - powiedział Janek - byli z tobą ludzie tam na dole mogło im coś grozić jakbyś nie słuchał się tego co ci karzą.

-Jest w porządku Grzegorz złapiemy ich i będzie dobrze - rzekł Dante - mówili do siebie jakoś? Znasz ich? Wiesz kto jest szefem?

-Nie wiem nic - wyszeptałem, a moje poczucie winy zaczęło mnie jeść, bo okłamuje swoich przyjaciół znowu na rzecz pewnego gangstera, który ucieka teraz z bandą bałwanów.

-A jak to się stało, że znalazłeś się tutaj?

-Byłem na siłowni, bo chłopaki mnie zaprosili poza tym pomogło mi to się uspokoić - stwierdziłem prawdę jednak teraz musiałem powiedzieć jej przeciwieństwo - chłopaki zmyli się, bo Dii mieli pomóc wybrać miejsce na firmę. Ja zostałem jeszcze chwilę, a potem zaskoczyła mnie trójka bałwanów. Potem nic nie pamiętam aż nie obudziłem się w środku kasyna.

-Miejmy nadzieje, że ich złapią to damy im dodatkowe miesiące za porwanie funkcjonariusza policji - oznajmił Capela.

-Co się dzieje? - spytał ponownie Janek widząc, iż patrzę się smutnym oraz zawiedzionym wzrokiem w niebo.

-Powinienem uczyć ludzi przestrzegania zasad, a nie robić z nimi napady - wyznałem gdyż tak się właśnie czułem jakbym był winien tego kasyna.

-Ale nie robiłeś go - wtrącił się białowłosy.

-Ale czuje jakbym go zrobił Dante. Chcę otrzymać zawias na dwadzieścia cztery godziny od służby - powiedziałem nie patrząc się na chłopaków.

-Ty na serio? - spytał z niedowierzaniem Janek - Montanha czy ty się dobrze czujesz? Ty chcesz zawias?

-Chce zawias - potwierdziłem posępnie.

-Dobrze Montanha zawias na dwadzieścia cztery godziny - powiedział Dante i wyciągnął tablet na którym pewnie zawiesił mnie na dzień służby.

-Masz czym dostać się na komendę aby zdać policyjny sprzęt?

-Nie mam - odpowiedziałem.

-Zapraszam do challengera - wtrącił się Janek kierując się w stronę swojego auta.

-Gdzie mustang? - spytałem z ciekawości.

-Pożyczyłem na ten pościg, a raczej powinniśmy pytać gdzie jest corvetta - odbił piłeczkę Dante.

-Hankowi użyczyłem więc zapewne jest u niego w garażu bądź jeździ vecią po mieście - wsiadłem do tyłu Seu Janka i nawet nie zapiąłem pasów, bo mi się nie chciało.

-Zdasz wszystko na biurko w biurze, a my się tym potem zajmiemy - poinformował mnie Capela na co kiwnąłem głową zgadzając się na takie coś. Nim się obejrzałem droga wręcz szybko minęła, a Pisicela podjechał na sam przód komendy i wysiadłem z samochodu zamykając za sobą drzwi.

-Miłej służby panowie - pożegnałem się i powolnym wszedłem po schodach w stronę głównych drzwi na komendę. Mimo iż była dziewiętnasta chciałem po prostu odpocząć od tego wszystkiego co się wydarzyło. Zbyt wiele rzeczy się stało w tak krótkim czasie.

Przeszedłem recepcje i wszedłem do biura 01, które należało kiedyś do mnie jednakże może to dobrze, iż nie jestem już szefem. Nie nadaje się do tak wielkiego przedsięwzięcia skoro uciekłem z rodzinnego miasta przed właśnie tym obowiązkiem. Podszedłem do biurka i odpiąłem pas policyjny kładąc go na drewnianym blacie. Następnie odłożyłem odznakę z którą w sumie zwykle się nie rozstaje jednak teraz musiałem oraz mój policyjny pistolet również, musiałem pozostawić. W końcu to wszystko to wyposażenie policyjne. Odpiąłem radio i je też musiałem zdać na dwadzieścia cztery godziny. Wszystko oczywiście pozostawione zostało na biurku natomiast ja ruszyłem do szatni aby przebrać się w cywilne ciuchy. Nie miałem ani veci ani victorii, co oznaczało dla mnie tylko piechotę do domu na patykach. Mój cywilny outfit składał się z czarnych spodni, butów sportowych oraz bluzy, która o dziwo też była czarna.

Na zewnątrz nie było ciepło o tej godzinie w sumie jak tak by spojrzeć na termometr to było około ośmiu do dziewięciu stopni. No trudno stało się to stało, ale trzeba jakoś dojść do domu. Opuściłem ciepłe mury komisariatu policji, który był dla mnie niczym dom, ponieważ często po prostu zasypiałem tam po ciężkim dniu, bo nie chciało mi się wracać do siebie. Od razu poczułem różnice temperatury bez swojego munduru policyjnego. Założyłem kaptur na głowę i schowałem dłonie do kieszeni aby choć trochę ogarnąć te zimno, które uderzyło we mnie znienacka. Popatrzyłem w niebo i ruszyłem do domu. Zaczęła mi po głowie chodzić pewna myśl o tej trójce mężczyzn co była na rabunku wyglądało na to, że pastor dobrze ich zna. Więc dobre pytanie jest takie dla kogo pracują, bo na pewno nie dla Erwina gdyż znał bym ich chociaż nawet z widzenia bądź postawy ciała, ale nic nie wiem o nich. Interesująca sprawa w sumie. Gdy nagle stanąłem pośrodku ulicy.

-Kurwa - uderzyłem się w czoło rozumiejąc pewien błąd - przecież oni stali centralnie w widoku mojego dashcama! Moje kłamstwo wyjdzie na jaw, a oni oberwą za kasyno, porwanie i zapewne ucieczkę! - Wkurzony na siebie zmieniłem kierunek i ruszyłem w stronę molo czekała mnie długa droga do przebycia. Jednak musiałem dostać się do auta i usunąć pliki nim ktoś będzie chciał je zgrać, a mają do tego pełne prawo. Nie tylko dziś posądzono mnie o bycie skorumpowanym policjantem, co może być po między kłamstwem, a prawdą skoro bronie tych imbecyli przed pierdlem oraz muszę kłamać jak najęty, by ich chronić. Jednak to są moi przyjaciele, a dla przyjaciół robi się wiele. Lecz balansowałem na cienkiej linie, która mogła w pewnym momencie się zerwać. Tak też się czułem w obecnej chwili. Musiałem zataić prawdę przed policyjną sprawą aby bronić tych złych.

-Co ze mnie za policjant kurwa!!! - krzyknąłem idąc przez ciasne uliczki miasta. Naprawdę byłem załamany, bo zacząłem wątpić w swoje własne decyzję. Może jednak chłopaki mają rację, że trzeba zaprzestać znajomości z stroną crime. - Koniec Grzesiu nie ma mówienia kłamstw ludziom! To twoja ostatnia robota do wyczyszczenia dowodów i koniec z kłamstwami. Pora być znowu przykładnym policjantem i zastopować znajomości, które źle na mnie wpływają! - tak do siebie mówiłem aby w końcu postanowić i coś zrobić ze sobą, bo samoistnie zwykle usuwałem dowody przeciwko zakonowi gdy brałem w tym jakiś udział nawet ten bierny. Wolałem nie brać w tym udziału lecz czasami po prostu nie byłem w stanie usunąć się z wizji jakieś kamery i potem trzeba było ciąć dashcamy. Po godzinnej wędrówce w końcu doszedłem na molo. Jako jedyny mój radiowóz stał na parkingu aż zdziwiłem się, że ktoś go jeszcze nie ukradł. Wszedłem na molo od strony plaży więc kamera auta nie mogła mnie zauważyć. Usiadłem na ławce z tyłu samochodu i wyciągnąłem telefon. Miałem przygotowaną już aplikację dzięki, której mogłem włamać się do dashcamu victorii. Jednak nie działa ona na corvettę gdyż była lepiej przystosowana i od razu dawała obraz do pamięci głównej na komendzie co było większym wyzwaniem oraz łączyło się z tym iż mogli mnie wykryć. Włamałem się na dashcama i przewinąłem czas do godziny gdzie powinni mnie porwać i jak ulał było wszystko widać. Ich twarze, ilość oraz nawet tablice rejestracyjne, które zapisałem sobie w głowie. Usunąłem niepożądane momenty i zastąpiłem je zapętleniem nagrania zostawiając zgodną czasówkę aby nic nie było podejrzanego. Kiedy udało mi się załatwić wszystko westchnąłem ciężko kiedy poczułem krople na mojej ręce. Spojrzałem na niebo, a ciemne chmury zawładnęły całym nocnym niebem. Zaczęło kropić, a ja bez auta oraz bez nikogo kto mógłby mnie zabrać pod dom, musiałem poradzić sobie sam, mimo iż wiedziałem, że przemoknę cały jak zacznie się ulewa. Wstałem z ławeczki i opuściłem teren mola gdy nagle niebo zaczęło płakać strumieniem dużych łez, które ciężko biły o chodnik. Jedyną nadzieją było dostać się na Burger Shota, który powinien być otwarty albo po prostu postać pod daszkiem aby nie zmoknąć bardziej. Deszcz początkowo moczył mnie coraz bardziej przez to z każdą chwilą czułem jak moknę i robi się zimniej. Czekał mnie naprawdę długi kawał drogi, który zapowiadał się na naprawdę zimny gdyż wiatr wzmagał na siłę z każdą chwilą. Po kilku minutach doszedłem do burgerowni i zatrzymałem się pod daszkiem przy drzwiach. Byłem cały przemoczony więc nie chciałem dokładać komuś więcej roboty przez to iż zmoczę sobą podłogę i siedzenie. Wyciągnąłem telefon aby sprawdzić, która godzina jednak nie chciał on się włączyć przez to warknąłem sfrustrowany, ponieważ oznaczało to iż nie wyłączyłem aplikacji do dashcama policyjnego i zjadło mi całą baterię. Schowałem więc telefon, bo bez sensu tak naprawdę go wyciągnąłem i zmarnowałem swój czas. Deszcz wcale nie wyglądało na to aby zelżał na sile, a nawet bym powiedział, że coraz bardziej zaczęło padać iż nawet daszek nie był w stanie mnie uchronić przed kroplami z nieba. Postanowiłem więc, że stojąc bezczynnie nic w ten sposób nie osiągnę i ruszyłem w dalszą drogę byle by dotrzeć do mieszkania. Nie wiem ile tak szedłem do przodu przez tą deszczową wichurę aż jakieś auto podjechało pod chodnik. Spojrzałem zainteresowany kto taki się mną zainteresował. Szyba z auta poszła w dół i mogłem zauważyć te charakterystyczne złote oczy.

-Wsiadaj Monte - usłyszałem nim szyba się zasunęła. Niepewnie podszedłem do jego auta i wsiadłem na miejscu pasażera. Z pewnością wyglądałem koszmarnie cały z deszczu i nie ładzie. Na moim ciele jak teraz zauważyłem była gęsią skórka gdyż moje ciało starało się jakoś ogrzać. W aucie było przynajmniej ciepło i przyjemnie. Mój organizm był cały zmęczony po tym co dzisiaj się odwaliło. - Na coś ty wpadł aby chodzić w taką pogodę?! - zapytał z delikatnym zdenerwowaniem w głosie.

-Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? - spytałem cicho i oparłem głowę o szybę w której widziałem swoją twarz. Moje włosy były rozwalone i przemoczone, a twarz delikatnie blada.

-Pisicela chciał sprawdzić czy dotarłeś do domu, ale nie zastał cię tam - oznajmił i jechał gdzieś, ale na pewno nie do mnie. - Gdzieś ty w takim ubraniu się wybrałeś?

-Musiałem coś załatwić - odpowiedziałem i zerknąłem na jego zdenerwowaną twarz.

-Monte nie mogłeś zabrać auta?

-Dostałem zawias na dwadzieścia cztery godziny więc nie mogłem wziąć samochodu. Poza tym nie miałem nawet czym, bo vecia jest u Hanka, a victoria na molo.

-Mogłeś zadzwonić - westchnął - bądź napisać komukolwiek i ubrać się lepiej - wyciągnął telefon, a następnie przyłożył go do ucha.

-Przepraszam - szepnąłem zamykając oczy.

-Mnie nie przepraszaj...- odparł - ...znalazłem go Pisicela...- powiedział do telefonu - ...zajmę się nim spokojnie.

Czy Monte będzie miał problemy?
Czy wyjdzie coś z tego dobrego?

2262 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro