Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wśród obcej mafii

Witam serdecznie na n OOOO cnym!

Już 120 rozdział jak ten czas leci!
Jak dzionek minął?
Mi słuchawki odmówiły posłuszeństwa i poszły do naprawy Sadge.
Owocowy piątek i weekendzik!
Ostrzeżenie przed smaczkowe!
Jutro zapowiada się naprawdę ciekawy rozdział!

Biorąc pod uwagę to iż wttp nadal opóźnia powiadomienia mogę mieć opóźnienie z odpisywaniem na czas.
Wpadł na mój profil oneshot z vasklesem jakby kogoś interesowało to!

Życzę wam dobrej nocki, a ci co z rana będą czytać miłego dzionka!

Perspektywa Marka

Przyleciałem do miasta z dużą ryzą nie pewności. Nie wiedziałem na co się tak naprawdę pakuję. Labo jak zwykle energiczny i radosny pokazywał mi miasto. Naprawdę podobało mi się i było tu inaczej niż w moim mieście, ale z drugiej strony pierwszy raz miałem okazję na oczy zobaczyć morze. Nie powiem, że otoczenie w którym miesza Michael jest złe, bo naprawdę miało w sobie dużo uroku. Jego mieszkanie mimo iż nie było jakieś luksusowe to jednak miało również coś w sobie, że czułem się jak w domu. Labo uszanował wszystko co mu wyjaśniłem chociaż nie powiedziałem dokładnie co chce osiągnąć. Jechaliśmy autem i obserwowałem wszystko aby zapamiętać wszystkie rzeczy, które mi pokazywał. Miasto było przeogromne, a ja z zaciekawieniem słuchałem wszystkiego co mówił. Od razu zrozumiałem, że Labo należy do dosyć poważnej mafii co trochę próbował ukryć, ale nie udało mu się to zbytnio. Jednak gdy stwierdził, że przedstawi mnie swoim trochę się ze stresowałem, ponieważ od nich  zależało to czy mnie przyjmą na te kilka dni do siebie. Te miasto miało tyle skłóconych ze sobą gangów i mafii, że aż strach pomyśleć do czego mogło dojść gdyby wybuchła tu większą wojna. Wjechaliśmy na większy teren pod jakimś budynkiem nazywanym Zakonem Błędnej Ciszy. Zaczęło mnie zastanawiać dlaczego ktoś tak nazwał to miejsce nie mogąc po prostu zostawić zakon. Wysiadłem z samochodu i od razu w oczy rzuciła mi się paczka ludzi, których znał Labo. Zachowywali się dosyć dziwnie jak na dorosłe osoby, ale stwierdziłem, że muszę spróbować im przypasować. Lecz Labo stwierdził abym był po prostu sobą więc chyba powinienem to zrobić. Nie powiem chłopaki naprawdę okazali się super ludźmi z dosyć ciekawym charakterem. Przyjemnie mi się rozmawiało z Vasquezem i Sanem jeśli dobrze zapamiętałem ich imiona, natomiast mężczyzna w kominiarce stał cicho przyglądając się temu jak Carbonara i Dorian gonili się po wolnej przestrzeni. Nagle usłyszałem ten ryk silnika i odwróciłem się aż ciekawsko w stronę samochodu, który wjechał na teren. Zdziwiłem się potężnie widząc corvette policyjną z której wyszedł dobrze zbudowany mężczyzna o brązowych włosach, zaczesanych do tyłu. Otworzył drzwi przez które wyszedł siwowłosy mężczyzna. Zaczęli się o coś kłócić gdy ja po prostu nie mogłem uwierzyć w to co tu się dzieje. Każdy pożegnał się z mężczyzną i zdumiony patrzyłem jak odjeżdża samochodem.

-Kto to jest? - zapytałem zdziwiony, bo totalnie nie rozumiałem tego co się tutaj dzieje.

-To jest Gregory Montanha kapitan trzeciego stopnia - odparł Carbo więc spojrzałem w jego stronę.

-Jest częścią rodziny - dodał cicho Labo, a moje oczy poszerzyły się z większego szoku gdy usłyszałem te dwie informacje. Przecież to się nie łączyło i nie miało szans na to aby to wypaliło.

-Policja i mafia razem? - wymsknęło mi się z ust.

-Tak razem jak widzisz. Jestem Erwin Knuckles, Pastor - przedstawił się i chyba mogłem stwierdzić, że jest to główny szef oraz mózg tej mafii.  Wystawił do mnie swoją zdrową rękę, która uścisknąłem chcąc przypodobać się mężczyźnie.

-Mark Worth - przedstawiłem się szefowi tej całej mafii, a on tak po prostu mnie przyjął do rodziny co było zdziwiające, że od tak bez żadnych wypytywań i innych rzeczy.  Zdumiewała mnie ich otwartość i to, że nie są drętwi jak na poważną mafię przystało. Nie sądziłem jednak, że od razu zrobimy bank na dzień dobry, a raczej na dobry wieczór.

-Oni tak zawsze? - spytałem wybierając jakieś ciuchy na napad i zastanawiałem się nad jakąś maską czy jednak wystarczy ta co mam.

-No tak - zaśmiał się - przyzwyczaisz się, bo potrafimy wszystko robić tak naprawdę, a cała policja już nas zna.

-Tej Gregory jak w ogóle on stał się jednym z was? - zapytałem ciekawy.

-To niestety nie do mnie pytanie Mark - odparł.

-Dlaczego?

-Gdy przybyłem do miasta on już był w mafii i traktowany jako jeden z nas - rzekł.

-Czyli jest waszym korupem?

-Co? Nie no Mark nie! - pokręcił głową na boki - Grzesiu nigdy nie zdradził ani nie wynosi niczego z policji. Jest szczerze mówiąc osobą, która nie zdradza i pilnuje wszystkiego aby było zgodnie z prawem.

-Jakoś w to nie wierzę aby policjant znający mafię nie był skorumpowany - powiedziałem.

-Dobra Grzesiu trochę pomagał nam gdy sytuacja wychodziła poza kontrole - odpowiedział - jednak nie zdradził żadnej ze strony, bo zależy mu na nas jak i na pracy.

-Nie rozumiem jak tak bardzo was lubi czemu nie rzuci jednej strony? - prychnąłem ubrany już.

-Bo Grzesiu nie chce należeć do mafii.

-Ale należy do rodziny! To jest jebnięte! - rzekłem oburzony.

-Nie zrozumiesz tego - zaśmiał się - Grzesiu miał tyle okazji aby dołączyć do nas, ale on chce pomagać ludziom nie krzywdzić ich. Dlatego też należy do rodziny, ale nie do mafii - słysząc jego odpowiedź zamurowało mnie.

-To tak się da? - spytałem zdziwiony.

-Nie, ale to Erwin jest głową naszej rodziny, a skoro Erwin pragnie go mieć w rodzinie to i my wszyscy chcemy. Nie jest powiązany z mafią, chociaż my jesteśmy mafią.

-Po prostu traktujecie się jak rodzinę bez względu na to kto kim jest? - spytałem zdumiony.

-Tak nareszcie zrozumiałeś! My nie działamy jak te wszystkie inne mafie, bo my jesteśmy inni, a wręcz wyjątkowi! - mówił to z taką radością i pewnością aż trochę zacząłem mu zazdrościć takiej rodziny. -Chodź jak jesteś ubrany lecimy na bank!

W ten sposób utknąłem na banku jako w roli hakera chociaż nie byłem jakimś niesamowitym hakerem, bo wiele mi brakowało aby nim być gdyż lepszy ode mnie był mój brat. Jednak nie mogłem cały czas porównywać się do niego gdyż byłem sobą i miałem właśnie marzenia, które chciałem osiągnąć. Prawie bym zwalił hakowanie, ale na szczęście poprawiłem w ostatniej chwili błąd. Następnie włamałem się do krat, które stanęły przede mną otworem, a ja zgarnąłem wszystkie pieniądze. Gdy wróciłem do głównego pomieszczenia od razu zauważyłem tego samego policjanta co wcześniej. Gdy usłyszałem to co między sobą gadali aż zaniemówiłem. Mężczyzna przed nami powinien już wiele razy być już po drugiej stronie życia gdy on nadal stał twardo na nogach i z uśmiechem na ustach, kroczył dumnie przed siebie. Nie wiem nawet kiedy zaczęła się ucieczką. Siedziałem z tyłu koło Laboranta i obserwowałem jak policja nas goni, ale nie daje rady nas dogonić. Po kilkunastu minutach, zgubiony był pościg.

-Mógłbym mieć pytanie? - odezwałem się gdy zajechaliśmy aby podmienić auto na inne.

-Jasne pytaj - odparł Lider grupy.

-Jakim cudem jeszcze ten policjant żyje skoro tyle razy go zabijaliście i zabić nie mogliście?

-Montanha to osoba, która jest niezwyciężona, ale może przez to, że tak wiele wycierpiał i wymęczył się - zaczął mówić Erwin jeśli dobrze pamiętałem jego imię - wiele razy był na nogą po drugiej stronie, ale wracał do nas.

-Ale jak? - ponagliłem go delikatnie.

-Tego nikt nie wie - odrzekł - może trzyma go przy życiu rodzinna może praca, przyjaciele... - westchnął - Tak naprawdę Grzesiek jest dosyć tajemniczy jeśli chodzi o jego przeszłość i nie chce rozmawiać o niej. 

-Rozumiem - odparłem i przesiedliśmy się do innego wozu.
Następnie w sumie odwieźli nas pod mieszkanie Michaela i mogliśmy odpocząć po ciekawym dniu przygód.

Perspektywa Erwina

Zastanawiało mnie dlaczego tak bardzo wypytywał o Grzesia, Mark. Jednak nie mogłem oceniać książki o okładce, ponieważ z pewnością był zdumiony tym iż policja i mafia trzyma się razem. Vasquez właśnie wyjechał spod bloku Laboranta, a ja oparłem głowę o szybę.

-Będziesz mieć bardzo przejebane u Grześka?

-Nie no co ty Vasqi on raczej trochę pogada, że to było nieodpowiedzialne i nie powinienem - powiedziałem z westchnięciem i kierowałem go do bloku Monte gdyż jeszcze nie miał okazji być.

-Czyli taki chłopak to skarb?

-Nie wiesz jak bardzo - uśmiechem się i w końcu dotarliśmy - dzięki za podwózkę!

-Nie ma za co do jutra! - pożegnał się i odjechał, natomiast ja skierowałem się do domku. Od razu wszedłem do windy i nią dostałem się na odpowiednie piętro, a następnie podszedłem do czarnych drzwi. Wszedłem do środka, a następnie poszedłem do kuchni odgrzać barszcz i nastawiłem wodę na uszka. Przynajmniej to potrafiłem odgrzać i zrobić, bo wszystko inne nie było już tak kolorowe i do zjedzenia. Miałem sporo czasu aby Grzesiu wrócił do mieszkania. Na spokojnie ugotowałem uszka i podgrzałem barszcz. Trochę miałem problem aby jedną dłonią przenieść miskę do salonu, ale udało mi się to zrobić stopniowo. Włączyłem jakiś film i zacząłem jeść oraz oglądając. Po jedzonku siedziałem na kanapie i patrzyłem się tempo w stronę ekranu. Nagle drzwi frontowe się otworzyły więc zerknąłem w tamtą stronę, a moje oczy zwęziły się widząc jego.

-Masz szczęście, że uciekliście - mruknął i ściągnął buty, ale mój wzrok nadal był utkwiony w jego ubiorze. -Nie Erwin nie będzie tego co myślisz - dodał, a ja westchnąłem cicho zrezygnowany. Podszedł do mnie i pocałował mnie w czółko.

-Dlaczego nie?

-Bo szanuję swój mundur.

-I tak byś go ściągnął po drodze - odpowiedziałem gdy on wziął talerz ze stołu i ruszył do kuchni zapewne aby odgrzać jedzenie dla siebie.

-Wiesz jakie to było nieodpowiedzialne Erwiś? Ja rozumiem, że potrzebujesz adrenaliny, ale nie rób tego gdy jesteś kontuzjowany.

-Wiem przepraszam - westchnąłem, a on po chwili wrócił do mnie z miską jedzenia.

-No ja myślę. Nie chciałbym aby coś ci się stało złego - rzekł i usiadł obok mnie więc oparłem się o jego bok, a on wtulił mnie bardziej w siebie.

-Wiem, ale nowy był i banczyk to już tradycja - odparłem z uśmiechem.

-Właśnie ten co wyszedłem za sejfu to ten nowy tak? Ten sam również, który stał przy Labo i Sanie?

-Tak to ten sam - zaśmiałem się - spoko gościu, ale coś mi w nim nie pasuje.

-W sensie?

-Tu jest problem nie umiem określić - oznajmiłem - ale jak go poznasz to może ty to określisz, co ty na to?

-Przemyśle to - odparł i skończył jeść, odkładając talerz na stół. Natomiast jego ręka powędrowała na moje biodro gdy ja przyglądałem się jego umundurowaniu. Od razu w oczy rzuciły mi się kajdanki jak i teizer. -Nie waż mi się ze mnie kraść policyjnego sprzętu - mruknął mi do ucha i delikatnie je przygryzł. Te przyjemne ciarki przeszły po moim ciele, a ja obróciłem się tak aby być do niego twarzą i usiadłem na nim okrakiem.

-Montiś może - wymruczałem mu do ucha, a dłonią delikatnie przejechałem po jego kroczu.

-Nie Erwin jesteś ranny, a ja nie mam zamiaru cię brać gdy nie jesteś cały - powiedział, ale nie zwracając na jego słowa, złączyłem nasze usta razem chcąc aby zajął się mną tej nocy. -Erwiś mam poranną zmianę.

-To zrobimy jedną rundę - oznajmiłem do jego ucha. -Bardzo ładnie proszę abyś mnie posiadł Montiś - mówiąc te słowa widziałem w jego oczach ten błysk, a jego dłonie znalazły się pod moją koszulą.

-Ale robimy to moim sposobem - wyszeptał swoim ponętnym głosem przez który zawsze miałem ciarki na ciele.

-Co tylko chcesz - wyszeptałem opierając dłonie o jego kamizelkę kuloodporną.

-Ciebie - wymruczał - nie wiesz jak bardzo cię kocham i jakim jesteś skarbem w moim życiu.

-Też cię kocham Monte - złączył nasze wargi ze sobą w namiętny pocałunek, który tak bardzo chciałem aby mnie nim obdarował. Jego dłonie ściągnęły ze mnie od razu koszule co mnie ciekawiło co planuje, a po chwili usłyszałem charakterystyczny klik kajdanek przez to oprzytomniałem.
Natomiast on tylko uśmiechnął się szatańsko i wziął mnie na ręce kierując się do sypialni. -Co planujesz?  - zapytałem niepewnie.

-To co tak bardzo chciałeś - odparł i położył mnie na łóżku tak iż go widziałem w całej okazałości, a on zaczął powoli rozbierać się z umundurowania. Lubieżnym wzrokiem oglądałem jak droczy się ze mną, ale nie stanął na koszuli. Ściągnął z siebie wszystko tak, że mogłem obserwować go całego. Mój penis już był twardy gdy ściągał z siebie wszystkie niepotrzebne ciuchy, a ja go już tak bardzo pragnąłem poczuć w sobie. Podszedł do mnie i ściągnął ze mnie spodnie wraz z bokserkami. Poczułem od razu ulgę w dolnej części mego ciała gdy penis mógł w końcu uwolnić się z ciasnego więzienia. Monte podniósł mój zadek do góry, a ja zerknąłem na niego kontem oka. -Zobaczymy czy po całym dniu jesteś już ciasny - mruknął do mojego ucha, a jego penis przyjemnie drażnił mój otwór. Poruszyłem się niespokojnie aby w końcu we mnie wszedł. -Co się mówi?

-Prooooo...- zacząłem mówić, ale poczułem ja wchodzi we mnie przez to głośno jęknąłem i wziąłem głębszy wdech. Lecz Monte jak zwykle wolał przyzwyczaić mnie do swego penisa. Nie sądziłem, że seks będzie tak przyjemną rzeczą, którą zasmakuje dzięki niemu i wcale nie przeszkadzało mi to, że byłem na dole, a on u góry. Bo nie tylko okazywał mi swoją miłość do mnie stosunkiem seksualnym, ale też drobnymi rzeczami bądź upominkami. Czułem się kochany jak nigdy dotąd przy nim i ja kochałem go z całego swojego mafijnego serduszka. Jego mokre pocałunki na moim ciele przyjemnie rozgrzewały moje ciało i podniecały, a dłonie wędrowały po moim ciele zahaczając o czułe miejsca, które powodowały, że rozpływałem się pod nim. Dziś tempo było leniwe, ale bardzo przyjemne i powodowały tyle upojenia w tym co się działo teraz. Nawet nie wiem kiedy doszliśmy prawie w tym samym momencie.  Przez orgazm wyjęczałem imię mojego chłopaka i dyszałem ciężko czując jak moje mięśnie delikatnie drgały z doznania.

-Zadowolony? - wyszeptał do mojego ucha.

-I to nie wiesz jak bardzo - wyszeptałem zadowolony i rozluźniony gdy mnie odpinał z kajdanek, a jeszcze nie wyszedł ze mnie. Dopiero gdy moje ciało się całkowicie rozluźniło w dolnych partiach, wyszedł ze mnie zostawiając uczucie pustki.

-To się ciszę - odparł i zszedł z łóżka, a po chwili zniknął za drzwiami. Było już późno, a mi się już powoli kleiły oczka i nie wiedziałem co było po chwili. Nie wiem czy to była jawa czy sen. Jednak wiedziałem, że zasnąłem w ramionach mężczyzny.

Dlaczego Mark tak się interesuje Grzesiem?
Czy Gregory powie prawdę o sobie Erwinowi?

2220 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro