Wybacz mi
O kurwica rozdział dziś?
O tej godzinie?
Miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Od miesiąca staram się dorwać Monte aby z nim porozmawiać. Przez pierwszy tydzień dało się przeżyć, ale kolejne były udręką, ponieważ przeważnie gdy ja nie miałem co do roboty to spędzałem ten czas na rozmowie z Grzesiem albo po prostu brał mnie na swoje nocne samotne patrole i spędzaliśmy ten czas wspólnie. Kilkanaście razy próbowałem dodzwonić się do niego i pisałem jednak nie odzywał się do mnie. Leżałem głową na blacie nie wiedząc co robić z tym wszystkim. Chciałem z nim porozmawiać, chciałem wybaczenia, ale wiedziałem, że nie otrzymam go i nie mam po co na nie liczyć. Zrobiłem w końcu coś niewybaczalnego i skrzywdziłem tam mocno.
-Erwin widzimy, że z tobą jest coś nie tak - rzekł Dia dosiadając się do mnie do stolika na Burgershocie.
-Daj mi spokój - mruknąłem cicho.
-Nie możesz przecież stanąć w miejscu! - dołączył San - To nie jesteś ty! Ten energiczny szalony chłop z tysiącami pomysłów na minutę!
-Może - od mruknąłem i spojrzałem ciekawy kto wszedł o tej godzinie do lokalu. Okazało się iż to był policjant i to nie byle jaki, a sam Gregory Montanha z numerem odznaki 03.
Na jego widok chciałem podejść zagadać spróbować, ale strach przed ponownym odrzuceniem mnie powstrzymał. Bałem się, że miał rację i tylko potrafiłem ranić wszystkich wokół.
-No idź! - poklepał mnie Dia i zachęcająco pokazał na Montanhe, który szedł w stronę lady.
-Bez sensu i tak nie odezwie się do mnie - odparłem chowając głowę w swoim ramieniu chcąc po prostu schować się przed nim i całym światem.
Perspektywa Sana
Od kiedy Grzegorz powiedział nam, że nie chce nas znać w sumie nie powiem, ale zabolało to mnie gdyż dobrze się z nim dogadywałem przez ten cały czas. Jednakże rozumiałem dlaczego Montanha zadecydował się zrobić tak, a nie inaczej, dużo przy tym też tracąc. Raz zdradzony człowiek potem ciężej wybacza znam to w sumie z doświadczenia, bo nie jeden raz ktoś zdradzał mnie bądź moją rodzinę. Ponieważ Monte od samego początku wiedział gdzie wchodzi i na jakie niebezpieczeństwo się rzucił poznając nas to jednak zaryzykował. Mógł być posadzony o korupcje albo i gorzej. Jak widać zaufał nam, a my wykorzystaliśmy jego zaufanie do celów gorszych niż informacje. Gdy z dnia na dzień widywałem pastora to był on coraz bardziej załamany, bo starał się jak mógł aby porozmawiać z Grzechem, ale on go zbywał. Widać jednak było po policjancie iż chciał mu wybaczyć, ale sam nie potrafił bądź nie wiedział jak. Kiedy wszedł do lokalu popatrzył na nasz stolik i nawet nic nie powiedział tylko poszedł do lady. Dia zachęcał pastora aby podszedł zagadał jednak był tak przerażony kolejnym odrzuceniem, że nawet nie próbował nawet jeśli miał do tego okazję. Popatrzyłem na Dię, a on na mnie wiedzieliśmy, że musimy sami zainterweniować w tym gdyż jedno jak i drugie tak naprawdę się męczyło nie mogąc ze sobą porozmawiać.
-Panie Montanha - przywitałem się z policjantem podchodząc do niego do lady gdyż czekał aż ktoś go obsłuży.
-Witam panie Thorinio - odparł i stał z założonymi rękami na klatce piersiowej.
-Coś ci podać za lady? - spytałem i nie dając mu odpowiedzieć wszedłem na zaplecze i przez kuchnię dostałem się do lady - Witam pana policjanta co podać? - spytałem wyciągając notes spod lady uśmiechając się do niego.
-Chyba wiesz po co przyjechałem - rzekł patrząc się na mnie z delikatnym uśmiechem.
-No tak zestaw policjanta z niespodzianką w środku! - odparłem i zaśmiałem się z jego miny.
-Jaką niespodzianką?
-Pastorem w kanapce - rzekłem i pokazałem mu rysunek patyczaka człowieka w środku bułki.
-San - pokręcił głową na boki cicho się śmiejąc.
-Tak to ja! To co robić zamówienie?
-Bez niespodzianki - rzekł, a ja westchnąłem niezadowolony, bo myślałem, że uda mi się go zachęcić.
-Grzesiu nie widzisz, że nie jesteście sobą gdy jesteście po dwóch stronach barykady?
-San - westchnął, a ja przygotowywałem mu hamburgera z dodatkowym mięsem, duże frytki oraz czekoladowego shake'a - nie zmienisz mojej decyzji.
-To ty ją zmień! - rzekłem kładąc mu rzeczy na ladzie - Erwin nie jest sobą od momentu gdy odrzuciłeś rodzinę!
-Jestem policjantem San nie gangsterem!
-No i? Wcześniej ci jakoś to nie przeszkadzało aby przyjaźnić się z nami! - powiedziałem oburzonym tonem głosu, bo teraz traktował nas jak złych.
-Bo sądziłem, że jesteście inni i nie skończę znowu na torturach.
-Naprawdę mi przykro Grzesiu, że tak się stało, ale nie karaj nas wszystkich tą samą miarą!
-Nie karze jakbym tak zrobił to bym nie rozmawiał z tobą, a jeśli Panu Knuckelsowi brakuje adrenaliny to niech kurwa ruszy dupę i zrobi w końcu jakiś bank! - to już powiedział normalnym głosem, a nie ściszonym. Spojrzałem w stronę stolika gdzie siedział Erwin wraz z Dią. Tu musiałem przyznać rację Montanhie gdyż szaro włosy nie zrobił ani jednego napadu na bank od miesiąca, a w mieście nie każdy potrafił tak bosko hakować jak on. Erwin słysząc słowa Monte jakby się nagle ożywił.
-A kurwa pierdolne bank jak ci się nudzi i kurwa spierdolę wam! - widać było, że energia wróciła do lidera grupy - Dia idziemy będziesz kurwa zakładnikiem! - wyciągnął za sobą zdziwionego, a zarazem zszokowanego czarnowłosego. Popatrzyłem na Montanhe z wielkim zdziwieniem.
-Jak? - spytałem nie dowierzając. - I dlaczego?
-Mimo iż nie potrafię mu wybaczyć nie znaczy, że się nie martwię o tego idiotę. Dzięki San miłej zmiany - powiedział biorąc jedzenie, które mu podałem i ruszył do wyjścia z lokalu.
-Co Erwin ma zrobić abyś mu przebaczył?! - krzyknąłem za nim nim jeszcze opuścił lokal.
-Niech zachowa się jak człowiek i zrozumie to co ty rozumiesz czy Dia - odparł znikając za szklanym drzwiami.
-Ale to ty nie chcesz rozmawiać - westchnąłem cicho sam do siebie zostając w pustym lokalu. Jak Erwin zrobi ten bank to każdy będzie wiedział, że to on za tym stoi. W sumie troska o Erwina u Montanhy ostatnio stawała się o wiele widoczna jak patrzyło się na mężczyznę gdy ten po prostu o tym nie wiedział. Jednak zakładał maskę obojętności lecz z biegiem czasu jego nienawiść czy ból po prostu znikała, a teraz została zapewne pustka. Ponieważ naprawdę ciężko było go złapać i wyglądało na to jakby po prostu cała dobę był na służbie gdyż jak go łapałem na mieście był w stroju służbowym.
Perspektywa Montanhy
Praktycznie co drugi dzień widziałem Erwina, który pragnie ze mną porozmawiać jednakże zbywałem go bądź udawałem, że go nie widzę podczas gdy on naprawdę się starał gdy ja go olewałem. Widziałem to po nim jednak nie potrafiłem mu tego wybaczyć, że potraktował mnie jak kogoś nie wartego i spowodował tyle niepotrzebnego bólu. Codziennie jak widziałem swoją klatkę piersiową, a blizny przypominały mi o tym fatalnym dla mnie dniu... Naprawdę gdy chciałem mu wybaczyć i byłem gotowy nie jeden raz to zrobić jednak blizny skutecznie przypominały o sobie oraz tym jak mnie zraniono.
Również nie pomagały mi w zapomnieniu jego wiadomości, które wypisywał przepraszając mnie za wszystko i błagając o wybaczenie. Nie odpisywałem mu chociaż tyle razy już miałem przygotowaną odpowiedź to kasowałem ją zostawiając telefon jak najdalej od siebie aby mnie nie pokusiło żeby odpisać. Lecz gdy zobaczyłem go na Burgershocie bez jego werby, która właśnie wyróżniała go od wszystkich ludzi na mieście zrobiło mi się go żal. Poczułem się jak potwór gdyż nie potrafiłem wybaczyć. Rozmowa z Sanem pozwoliła mi na chwilę relaksu i rozluźnienia. Na mieście tak naprawdę nic się nie działo od czasu gdy powiedziałem, że kończę przyjaźń z Erwinem. Samotne patrole zaczęły mnie denerwować jak i bardziej dołować, bo na miejscu pasażera nie ma pewnego złotookiego mężczyzny, który starał się wyłudzić ode mnie abym dał mu poprowadzić radiowóz na bombach.
-Nie karze jakbym tak zrobił to bym nie rozmawiał z tobą, a jeśli Panu Knuckelsowi brakuje adrenaliny to niech kurwa ruszy dupę i zrobi w końcu jakiś bank! - odpowiedziałem Sanowi i chciałem sprowokować pastora swoimi słowami aby w końcu wziął się w garść. Na szczęście zadziałało, a Erwin jawnie przyznał się, iż idzie opierdolić bank dla mnie. Z jednej strony zrobiło mi się cieplej na serduszku, ale z drugiej strony skarciłem się, że pod puściłem go do tego. Raczej powinienem pilnować porządku, a nie wywoływać chaos na mieście. Wsiadłem do swojej victori i ruszyłem na dalszy patrol czekając w sumie na to aż pewien złotooki mężczyzna napadnie, któryś z banków. Jadąc przy banku koło komendy Mission Row zobaczyłem czarne elegy stojące przed budynkiem, a w środku zakładników.
-03, 10-90 potencjalny rabunek banku na kwadraciaku - poinformowałem na radiu - czekam na jednostki, które będą i dojadą na miejsce.
-408 plus 1, 10-90 na bank - powiedział na radiu Hank.
-Na bank przechodzimy na radio numer trzy aby nie przeszkadzać na jedynce - oznajmiłem na radiu i zaparkowałem tuż obok auta, które prawdopodobnie było ukradzione komuś.
-Przyjął - odpowiedziało kilka osób na radiu i sam przeniosłem się na radio trzecie.
-Dobry wieczór! - przywitałem się podchodząc do drzwi banku.
-Montanha dobrze, że już jesteś nogi mi odpadają! - zaśmiał się Dia na co również i ja się zaśmiałem.
-To sobie jeszcze chwilę poklęczysz - odparłem - gdzie negocjator?
-Są przy sejfie wiesz wszystko tak spontanicznie się dzieje, że nie wiadomo co się stanęło!
-Dobra panie Garcone pan już się nie odzywa, bo zaraz będą jednostki - odparłem i dałem czas dla napadających aby uzgodnili między sobą to co chcą i jak chcą zrobić.
W końcu ten cały napad był na spontanie więc nie miałem pewności czy reszta też nie jest podstawiona jak Dia. W końcu jednostki podjechały i zabezpieczyli okolicę. Byłem ja Pisicela, Hank i dwójka kadetów.
-Ktoś chce iść negocjować? - spytałem ciekawy czy ktoś się zgłosi.
-Może to niech kadety się wykażą i jeden zajmie się negocjacjami, a drugi na SV? - zaproponował Pisicela.
-Ja w sumie nie mam nic przeciwko - odrzekłem - będę asekurować kadeta - zaproponowałem i ruszyłem za czarnowłosą dziewczyną w stronę banku.
-Dobry wieczór! - odezwała się - Czy mają państwo wyznaczonego negocjatora? - zapytała, a do drzwi podszedł zamaskowany mężczyzna.
-Witam piękną panią - rzekł, a ja przewróciłem oczami na ten komentarz.
-Z tej strony Aiko Asai mój numer odznaki to 535 - wylegitymowała się - czy zakładnikom nic się nie dzieje?
-Wszystko z nimi w porządku - odparł mężczyzna z kapturem na głowie i czarną chustą na ustach.
-Jednakże chciałabym aby oni odezwali się czy nie potrzebują czegoś bądź pomocy medycznej - odparła, a zakładnicy odpowiedzieli grzecznie - przejdźmy do konkretów proszę pana. Ile zakładników, ile napastników?
-Dwóch napastników i sześciu zakładników - odparł mężczyzna, a negocjatorka ze strony policji zgłosiła do superwaizora informacje.
-Co żądacie za poszczególnych zakładników?
-Za dwóch wolny odjazd i kolczatek brak... Za kolejnych dwóch brak 03 na u1 i za kolejnych brak helikoptera na 4 minuty.
Muszę przyznać iż Aiko radziła sobie bardzo dobrze w roli negocjatorki i była naprawdę pewna tego co mówi, a negocjacje szły jej jak z płatka. W ten sposób bardzo szybko wynegocjowaliśmy dla siebie bardzo dobre i opcjonalne warunki do pościgu za dwójką napadających na bank. Gdy Erwin tylko skończył zapewne pakować łupy przyszedł pod swojego wspólnika i popatrzył na mnie. Widziałem jego oczy przez chustę, która nałożoną na twarz, skrywała jego tożsamość. Jednakże nie potrafiłem patrzyć na niego. Przy gryzłem wargę od wewnątrz i uciekłem wzrokiem w bok nie mogąc patrzeć w jego złote ślepia, które błagały mnie o szanse. Szanse, której nie potrafiłem mu dać aby naprawić relację między nami. Mimo iż codziennie chciałem mu wybaczyć, to w pewnym momencie moja litość się kończyła.
-Macie 30 sekund i możecie opuścić bank z jednym zakładnikiem - ocucił mnie z rozmyśleń głos Aiko, a ja już przytomniej rozejrzałem się wokół.
-Jakim jestem u? - zapytałem na radiu.
-U2 Grzesiu - powiedział Pisicela wsiadając do swojej radiolki.
Również i ja ruszyłem do swego auta bez problemu odpalając je oraz zerknąłem na rezerwę czy się święci, ale jeszcze miałem trochę paliwa. Jak zwykle pościg się rozpoczął za elegy, które zostało przepisane na samego Erwina Knucklesa, który był w tym samochodzie i uciekał przed pościgiem. Jak na tak szybkie auto, które nam uciekało kierowca był przeciętny. Radiooperator w unicie pierwszym mówił wszystko dokładnie jak idzie pościg przez to mogliśmy bardziej robić zastawy na uciekinierów jak i próbować ich złapać. Wraz z Jankiem ustawiliśmy auta po dwóch stronach uciekającego.
-Poddaj się i zatrzymaj auto! - krzyknąłem w stronę uciekinierów.
-Nie nie! Nie waż się to źle się skończy! - usłyszałem spanikowany głos pastora, który krzyczał.
-Będzie dobrze! - odkrzyknął mu jego towarzysz i dał gaz do dechy. Również ruszyłem za nimi na tyle ile pozwalał mi mój radiowóz. Jednakże to co po chwili się stało aż serce stanęło mi na dłuższą chwile jak i mój oddech. Auto pastora zaczęło się obracać i kozłować aż w końcu stanęło na dachu, przestając być zdatne do dalszej ucieczki.
-Janek czy ciebie już do reszty popierdoliło?! - krzyknąłem na radiu gdy strzelił w ich opony i przez to stracili przyczepność. Podjechałem szybko do auta, które stało na dachu. Kierowca był poza autem i prawdopodobnie miał uszkodzone coś jeśli wypadł bez pasów. Wyszedłem prędko z radiowozu i podszedłem do auta gdzie nieprzytomny w zapiętych pasach był pasażer. Niewiele myśląc wyciągnąłem Erwina z samochodu i położyłem go w bezpiecznej pozycji, bo nie wiedziałem co tak naprawdę mógł mieć uszkodzone. Capela zajął się drugim mężczyzną, który był przytomny i świadomy wszystkiego co się dzieje wokół niego. Ten moment w tym dniu spowodował, że zacząłem się jeszcze bardziej martwić o siwowłosego mężczyznę przy mnie, który nadal nie był przytomny, a czekaliśmy na EMS. Ściągnąłem mu chustę i starałem go ocucić własnoręcznie, ale nie działo.
-Nie sądziłem, że tak to się stanie. Chciałem tylko przedziurawić im oponę aby nie uciekli - bronił się Janek widząc mnie przy pastorze.
-Trudno co jest to jest - rzekłem chłodno, ukrywając smutek pod maską obojętności - oby było wszystko dobrze i po prostu ich osądzić za rabunek.
-Wszystko z tobą w porządku Montanha?
-Jak najbardziej wszystko w porządku. Zajmij się nim - powiedziałem i odsunąłem się od szarowłosego ustępując miejsca Jankowi. Nie mogłem być przy nim za bardzo się bałem o niego by teraz racjonalnie myśleć.
Czy wszystko w porządku z Erwinem?
Czy Monte się przełamie?
2266 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro