To jest twój błąd
Witam serdecznie w czwartkowym rozdziale!
Na nocnym trochę się odwaliło sami musicie przyznać!
Jak tam wyspani jesteście czy nie bardzo?
W ogóle jak wasze samopoczucie?
Jakieś plany na ten dzień?
U mnie pochmurno na zewnątrz
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Perspektywa Pisiceli
Pościg się zaczął za czarnym samochodem, który nie był tutejszym pojazdem. Na U1 był Hank wraz z Montanhą natomiast ja byłem za nimi. Starałem się trzymać wystarczająco blisko aby nie wypaść z pościgu, ale jak zwykle coś musi pójść nie tak i wylądowałem za barierką autostrady gdyż lokalny we mnie wjechał. Wkurzony postawiłem samochód na nogi i zgłosiłem 10-50 oraz to, że nie nie jestem w stanie nadrobić zaległości czasowej. Nawet Wiktoria dopiero teraz przejechała dalej obok mnie, ale oni sami nie mieli szans nadrobić zaległości kilometrowej. Westchnąłem cicho i starałem się wyjechać jakoś aby wrócić na asfalt.
-Ruszam skoro jednostki odpadły z pościgu - oznajmił Capela, który był w iglo.
-Ruszaj, bo nie wiadomo co się dzieje - powiedziałem i w końcu udało mi się wrócić na drogę. Ruszyłem w stronę GPS Hanka i Grzegorza, ale stali w miejscu chociaż nic nie zgłaszali. Od razu zaniepokoiło mnie to i co się dzieje. -Dante co się dzieje?
-Jester został staranowany! Zabierają Montanhe ze sobą! Nie wiem co dzieje się z Hankiem! Potrzebne pilne jednostki! Mamy porwanego funkcjonarusza policji! - zgłosił na radiu mój zastępca 03. Przerażony tym co mogło się wydarzyć ruszyłem z gazem wciśniętym do samego spodu, chcąc jak najszybciej nadrobić odległość i sprawdzić co z Hankiem.
-Zgłaszę na radiu 1 o pilną pomoc - oznajmiłem i przeszedłem na częstotliwość jeden - 01 do wszystkich jednostek. Porwany funkcjonariusz policji z pościgu za napastnikami z banku! Pilne potrzebne kilka jednostek na radio dwa!
-10-4 - odpowiedziało kilka funkcjonariuszy więc wróciłem na dwójkę i w końcu znalazłem się przy wiktorii, która zajęła się poszkodowanym Overem.
-Niech szef jedzie! - krzyknął więc ruszyłem za pościgiem. Nie powiem, ale zacząłem się martwić o stan Hanka i Grzesia skoro jedno było nie przytomne to jak wyglądał stan 05.
Szybko nadrobiłem odległość między pościgiem. Capela nadawał radiówke aby jednostki nie zgubiły pościgu. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, ale musieliśmy ich złapać za wszelką cenę skoro Hank podobno był nieprzytomny po wypadku to strach co z Grzegorzem. Mimo iż nie mamy dobrych relacji przez to, że Spadino mnie pilnuje to co robię na służbie. Natomiast ja muszę się pilnować z tym co robię i co mówię. Makaroniarz nie był zadowolony z tego iż nie dopilnowałem tego aby umarł wtedy w tym hangarze, ale ostrzegałem go przed tym. Jednak jak coś postanowi Montanha to tak też robi i naprawdę ciężko jest go przegadać gdy się uruchomi broniąc przed wszystkimi oskarżeniami. Był doskonałym strategiem co często mnie zadziwiało gdyż podchodził do ciężkich sytuacji jak do normalnych. Mimo iż powiedziałem mu wiele złych rzeczy to jednak dalej czułem do niego szacunek, że nie ugiął się ani razu na obelgi czy rany. Taki niezłomny, niepokonany wręcz i nawet sam Spadino bał się niego oraz jego sprytu, po prostu imponował mi sobą od początku gdy stanął na czele jako szef policji i pomimo spadania co raz niżej w hierarchii policyjnej, nie poddawał się. Bałem się w sumie, że może coś mu się stać gdyż po tym porwaniu w bazie wojskowej na dokach prawie był drugą nogą w grobie. Niestety, ale wiedziałem o tym gdyż z rana Spadino kazał mi się ze sobą spotkać.
-Po co mi kazałeś tu przyjechać? Nie widzisz, że mam dużo na głowie od kiedy jestem 01? - westchnąłem sfrustrowany podchodząc do niego i kluczykiem zamykając chellengera za mną.
-W dupie to mam tak naprawdę Pisicela! - uśmiechnął się - Nie zapominaj kto tu ciągnie za sznurki!
-Przepraszam - westchnąłem cicho i zerknąłem na niego, a chwilę później rozejrzałem się po dokach. - A po co tu jesteśmy?
-Dziś wieczorem przybywa na doki towar należący do mnie, ale niestety przejmie go ktoś inny.
-Po co mi to mówisz? -spałem nie za bardzo rozumiejąc po co my tutaj jesteśmy i po co on mi to mówi.
-Macie nie ingerować w to co tu się będzie działo w nocy - odpowiedział.
-A co ma się dziać?
-Dziś pozbędę się problemu, którego ty nie potrafiłeś przypilnować - odparł z uśmiechem.
-W sensie?
-Miałeś wszystkie dowody o mnie usuwać, ale jak widać zawiodłeś więc zapłacisz za to.
-Nie waż się tknąć mojej rodziny! - warknąłem wściekle zaciskając ręce w pięści.
-Spokojnie nie tknę ich tylko jednego twojego funkcjonariusza policji, który zaszedł mi za skórę aż za bardzo!
-Kogo? - spytałem niezadowolony gdyż wiedziałem, że zgadzając się na jego słowa zgadzałem się na śmierć towarzysza.
-Gregorego Montanhe - odpowiedział i zamurował mnie tym, bo nie sądziłem, że wybierze jego.
-Dlaczego?! - przygryzłem wargę aż do krwi.
-Ponieważ ty nie potrafiłeś zrobić raz jednej rzeczy porządnie. Dzisiejszej nocy zginie on i nie będzie ci zagrażać już bardziej swoimi domysłami oraz słowami - rzekł z wręcz szatańskim uśmiechem na ustach i patrzył się w moje oczy zadowolony.
-Aale między nami wszystko jest w porządku! - powiedziałem szybko aby chociaż może zadziałać coś z tym żeby nie umierał przez moją i jego głupotę.
-Lecz między mną, a nim nie Juan i nie zamienisz mej decyzji. To będzie grób twojego nie złamanego funkcjonariusza, który pomylił chyba swoje miejsca - warknął - jest to policjant czy mafioza, który mnie szantażuje dowodami aby zebrać dowody na innych? Nie ma mowy aby on chodził po tym świecie żywy tym bardziej, że zapomina gdzie pracuje iż mi rozkazuje!
-Spadino błagam on na pewno nie chciał to zwykły mężczyzna i nie warto paprać się w krwi niewinnych.
-Ciesz się lepiej, że nie zmuszam ciebie do odstrzelenia go - przeszedł obok mnie, a jego wzrok był chłodny, ale bardziej nienawistny.
-Jesteś potworem - wysyczałem czując ból w okolicach serca, że posyłam go na śmierć i nie mogę nic z tym zrobić.
-Nareszcie zrozumiałeś - zaśmiał się - miłego dnia Pisicela, a spróbuj go chociaż ostrzec to nie tylko on zginie, ale i kilku innych!
Oprzytomniałem z wspomnienia tego felernego dnia. Starałem się go jakoś ostrzec mimo iż mi nie było można, bo pomimo swoich błędów i różnych eksesów był dobrym funkcjonariuszem. Trudno byłoby znaleźć kogoś równie dobrego jak on. Lecz gdy dostałem poinformowanie, że Grzesiu ledwo żywy trafił do szpitala od razu pojawiliśmy się z Capelą na miejscu. Operacja trwała bardzo długo, a pastor był cały w krwi z Grzesia. Bałem się i to naprawdę bałem się, że groźby Spadino okażą się prawdą, a terminator odejdzie z tego świata. Jednak zdziwił wszystkich i to naprawdę swoją wolą walki oraz wytrzymałoścą, która nie jeden raz pokazywał aczkolwiek tym razem praktycznie stanął w oko w oko ze śmiercią i powrócił do żywych. Na początku wydawało się, że ta sytuacja z próby zabójstwa bardzo odbije się na psychice Montanhy jednak pokazał wszystkim, że taka rzecz nawet nie jest w stanie złamać jego woli ducha i życia. Zaimponował mi wtedy niesamowicie swoją odwagą jak i głupotą, że wyszedł na spotkanie ku śmierci będąc gotów nawet na tą śmierć. Trzeba być głupim bądź bardzo odważnym idąc na przeciw wszystkim nawet śmierci. Skręciłem na czarnym autem, ale dosyć mocno odchodziło ode mnie i nie było tak łatwo dogonić go. Skubaniec bardzo dobrze trzymał się na drodze przez to zrobił sobie trochę przewagi w tym aby go dogonić.
-Nie widzę ich! - zgłosiłem na radiu.
-Chyba mam ich skręcają w ciasną uliczkę! - poinformował nas Capela z nieba i gdy padł komunikat o strzałach oznaczało to tylko jedno. Zajechaliśmy prędko w uliczkę i wypadłem z samochodu.
-01 do szamanów natychmiastowo potrzebuje karetkę na moje 10-20! Rozstrzelany policjant! - zgłosiłem i podbiegłem do leżącego nieruchomo Grzegorza wokół którego zaczęła się pojawiać kałuża krwi. Jego krwi, która wydobywała się z jego ciała oraz ran. -Kurwica Grzegorz! - krzyknąłem do niego sprawdzając jego obrażenia wzrokowo -Nie odpływaj mi tu tylko! Zaraz powinna być karetka! Trzymaj się! Apteczkę mi dajcie! - zacząłem rozporządzać swoimi aby pomogli mi w tym aby uratować Grzesia, który był już wystarczająco blady i bladł z każdą chwilą.
-Co z napastnikami z banku? - spytał któryś podjąc mi apteczkę.
-Chuj z nimi najważniejszy teraz jest nasz fonkcjunariusz! - warknąłem zestresowany i zacząłem wstępnie opatrywać go tak aby nie ruszyć nim gdyż nie wiedziałem w jakim stanie znajduje się jego organizm. Widać było po nim jak wiele wysiłku wkłada w to aby być przytomnym aby nie zemdleć jednak z każdą chwilą jego oczy wydawały się być coraz bardziej bezwyrazu, a jego klatka piersiowa minimalnie unosiła się do góry. Widać było po nim, że jego organizm jest osłabiony i ledwo sobie radzi. Zacisnąłem dłonie w pięści klęcząc przy Grzesiu i modląc się wręcz do Boga aby miał go w opiece. Nikt nie chciałby stracić tak dobrego przyjaciela, towarzysza i słuchacza. Pomimo swych wad był jedyny w swoim rodzaju. Uciskałem wraz z Frankiem rany postrzałowe, ale krwi było coraz więcej i więcej. Już wiem co musiał czuć w tamtej nocy Erwin gdy znalazł praktycznie martwego Grzecha i starał się mu pomóc lecz nic nie działało. Jedyna nadzieją było pogotowie, które było słychać w końcu na sygnale. Zajechali pod nas centralnie i wypadli z wozu wyciągając krew oraz wszystko co było potrzeba. Grzesiu kilka minut temu odpłynął nie zależnie czy tego chciał czy też nie. Próbowałem go ocucić jednak nie działało to w ogóle na niego jednakże najważniejsze było teraz to, że oddycha chociaż był to słaby oddech to jednak utrzymywał się.
-Jaki stan? - zapytał medyk.
-Dziesięć kul w ciele, a w brzuchu trzy, w okolicy płuc jedno. Na udach cztery kule i jeszcze nie potrafimy określić czy gdzieś nie trafiono tak samo - powiedziałem szybko tłumacząc sytuacje, a oni przejęli go podpinając pod niego worek z krwią do weflonu, który miał nie tylko do tego posłużyć zapewne. Nawet nie wiem kiedy zabrali go na szpital gdyż im dłużej, by wzlekali nie wiadomo czy by przeżył. W sumie nawet nie wiadomo czy przeżyje gdyż medycy sami byli przerażeni jego stanem.
-Co teraz? - spytał cicho jeden z oficerów.
-Znaleźć mi to auto! Przeczesać całe miasto nawet! Właściciel tego auta będzie odpowiadał za uszkodzenie zdrowia policjanta! - rzekłem -Powołuje SERT aby znalazł winnych!
-Tak jest! - wszyscy ruszyli na komendę, ale ja nie byłem w stanie. Ktoś musiał pilnować szpitala gdyby chcieli go dobić albo co gorsza otrzymać najgorszą informacje dzisiejszego dnia.
-Franek jedź i przypilnuj wszystkiego - wyszeptałem do niego dając mu do ręki kluczyki. Capela wylądował na środku ulicy chyba przeczuwając co chce zrobić.
-Przypilnuję - odpowiedział, a ja ruszyłem w stronę helikoptera do którego wsiadłem po chwili.
-Na szpital? - spytał cicho, a ja kiwnąłem tylko głową.
-Hank jest na szpitalu? - zapytałem chcąc dowiedzieć się czegoś.
-Tak ma podobno delikatny wstrząs mózgu, ale poza tym nic takiego poważnego się nie stało jednak nie obudził się nadal - odpowiedział Dante i skierował iglo na szpital aby czekać aż coś będziemy wiedzieć odnośnie stanu Grzesia. Czas tam mozolnie szedł do przodu tak samo wszystko wokół. Czułem się źle z tego powodu iż Grzesiu znowu znajduje się w szpitalu z powodu niekompetencji mojej i jednostki, bo gdybym wtedy się nie wywalił o lokalnego to nie doszło by do tej sytuacji w której znaleźli się funkcjonariusze z unitu jeden. Dante wylądował na helipadzie i zszedliśmy na dolny szpital kierując się od razu na sale operacyjne wiedząc, że właśnie tutaj znajdziemy naszego poszkodowanego przyjaciela. Gdy upewniliśmy się, że to ta sala. Usiedliśmy przednią na krzesłach.
-03 status 2 na czas nieokreślony z powodu wizyty w szpitalu z poszkodowanym policjantem! - zgłosił Dante więc wziąłem z niego przykład i sam zgłosiłem status drugi aby nie dodawać kolejnych funkcjonariuszy na czynnej służbie.
-Wyjdzie z tego co nie? - wyszeptałem w zapytaniu do mego towarzysza.
-Nie wiem Janek, naprawdę nie wiem. Nie wyglądało to najlepiej i po prostu katastrofa, że coś takiego mu się stało.
-Dobrze chociaż, że nie wzięli Hanka na rozstrzelanie, bo nie wiadomo czy nie odpłynął tam na miejscu - mruknąłem i wstałem z krzesła. - Poszukam Hanka i spytam, jak się obudził czy coś nie zauważył przed katastrofą.
-Dzwonić po Pastora? - spytał Capela.
-Nie lepiej nie. Gdy będziemy już wiedzieć przekażemy mu tą dobrą bądź złą wiadomość - oznajmiłem posępnie, ale nie potrzebowaliśmy tutaj osoby, która będzie chodzić tam i z powrotem oraz będzie denerwować się i bać o życie Grzesia. Sam się bałem, ale swoje emocje trzymaliśmy na wodzy. Znalazłem przypisaną salę do Hanka i wszedłem do środka mając nadzieję, że będzie on przytomny.
-Pisicela co się stało? - spytał cichym obolałym głosem.
-Dachowaliście i mocno obiliście, ale z tobą wszystko w porządku?
-Grzesiu nie miał zapiętych pasów, co z nim? - spytał od razu o swojego przyjaciela, ale nie potrafiłem się wysłowić i tylko smętnie popatrzyłem na funkcjonariusza. -Janek co z Grzesiem!? - nie wiedząc od mojej strony odpowiedzi delikatnie się poddenerwował.
-Pamiętasz co się stało po tym jak dachowaliście? - zapytałem i uciekłem wzrokiem w bok aby nie widzieć jego brązowych smutnych oczu.
-Nie, nic nie pamiętam co było dalej. Obudziłem się na szpitalu - odparł - mów mi lepiej co z moim przyjacielem!
-Nie wiem Hank co z nim - odważyłem się popatrzeć na niego - prawdopodobnie umiera na stole operacyjnym - oznajmiłem, bo nie chciałem i jemu dawać żmudnej nadziei na lepsze jutro oraz to, że przeżyje tą operację.
-Cco robi?! Przez co przez głupie dachowanie?!
-Jak dachowaliście z auta wyciągnęli Gregorego i porwali napastnicy, ale widząc nasz upór zatrzymali się w ciemnej uliczce i rozstrzelali go prawdopodobnie z długiej broni - widziałem w jego oczach narastający ból aż w końcu wydostały się na światło dzienne łzy.
-Ddlaczego on? - wyłkał - Grzesiu przyjacielu błagam, nie poddawaj się! - Hank rozkleił się całkowicie do czego nie chciałem osiągnąć, ale nie mogłem go też kłamać. Może i on był terminatorem, który ze wszystkiego wychodził gładko, ale też są takie momenty w których nie zawsze wszystko można powiedzieć, że jest dobrze.
Czy Gregory przeżyje to?
Czy Erwin był świadomy tego co robi?
2203 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro