To był mój błąd
N OOOO cny rozdział!
Witam serdecznie wszystkich!
Jak tam dzionek minął?
Jakieś plany na jutro?
Zobaczymy czy aktualizacja wattpada coś dała i nie przychodzą już komentarze z opóźnieniem!
Życzę wszystkim dobrej nocki, a tym co będą nadrabiać rano miłego dzionka!
Obudził mnie budzik ustawiony na 6:00. W swoich ramionach trzymałem swojego chłopaka, który nadal spał po wczorajszej mieszance alkoholowej. Przesunąłem się w bok aby uwolnić się z jego uścisku, ale niestety przez przypadek obudziłem go. Szybko więc pocałowałem go w czółko.
-Idź jeszcze spać. Ja muszę wstać do pracy - powiedziałem cicho do jego ucha, ale on wtulił się bardziej we mnie.
-Nie - wyszeptał i nie chciał mnie puścić.
-Naprawdę muszę wstać kochanie - mruknąłem i pogłaskałem go po boku delikatnie schodząc na jego biodro. - Daj mi wstać to wodę ci przyniosę oraz tabletki, bo pewnie sucho ci w gardle.
-Yhym - mruknął, a ja w końcu mogłem wstać z łóżka. Od razu skierowałem się do kuchni skąd wziąłem wodę i tabletki na ból głowy. Szybko wróciłem do Erwina i podałem mu najpierw tabletki, a następnie wodę. -Nigdy nie będę już pić od nich - mruknął cicho skacowany i położył się z powrotem wtulając się w pościel. Pogłaskałem go po włosach i wstałem z krańca łóżka. Musiałem się ubrać i przygotować wszystko do pracy. Pozbyłem się bokserków z bioder i ubrałem czyste na siebie wraz z nowymi, czystymi ciuchami. Skierowałem się do WC gdzie umyłem zęby i załatwiłem swoje potrzeby fizjologiczne. Gotowy będąc już do wyjścia, podszedłem jeszcze do Erwina i pocałowałem w czółko. Po kilku minutach byłem już na komendzie zostawiając przed corvette, a w środku dopadł mnie Hank.
-No Grzesiu gratuluję!
-O co ci chodzi Hank? - spytałem niezbyt rozumiejąc za co mi gratuluję.
-Bo ty i Erwin oficjalnie - uśmiechnął się szeroko.
-Od kogo wiesz?
-Kuzyn się chwalił - odparł i położył mi ramię na barkach - kiedy chciałeś mi powiedzieć o tym?
-Niebawem miałem, ale sam się dowiedziałeś - stwierdziłem i wszedłem do szatni gdzie napadł mnie Capela.
-Mówiłem, że Morwin jest prawdziwy, a wszyscy nie wierzyli! - wypiszczał szczęśliwy - To kto jest w tym dominantem?
-Dante błagam przestań - westchnąłem - nie potrzebna ci ta informacja - odparłem i otworzyłem szafkę z swoimi rzeczami, mundurem oraz wyposażeniem policyjnym.
-Oj no weź Grzesiu powiedz kto góruje!
-Ja też jestem ciekawy - dołączył Hank.
-Odczepić się od nas! - westchnąłem sfrustrowany ubierając na siebie mundur. Nie miałem zamiaru tego mówić, bo w sumie nawet o tym nie rozmawialiśmy kto powinien dominować chociaż widząc jak ulega pod moim dotykiem to raczej ja będę w tym związku dominującym samcem alfa. - 05 status 1 - zgłosiłem na radiu i przypiąłem kaburę do paska. -Ile już osób wie?
-Wszyscy, całe w sumie miasto już wie - odpowiedział Capela - Kui się trochę wygadał mi i wiesz skoro on powiedział mi to wszyscy już będą.
-Fajnie - mruknąłem - Hank idziemy na wspólny patrol?
-Jasne przyjacielu - rzekł mój patrol partner, który radośnie ruszył za mną.
-Trzymaj się Dante! - pomachałem mu i wyszliśmy na parking policyjny.
-Możemy moim Jesterem?
-Możemy - odparłem zgadzając się, bo czemu nie zostać dziś tylko radiooperatorem i mieć spokój. Chociaż widząc po reakcjach moich przyjaciołach wiedziałem, że dzisiejszy dzień będzie ciężki i to bardzo. Tak jak mówiłem, nie myliłem się, bo każdy zatrzymywał się aby porozmawiać o plotkach odnośnie bycia z pastorem. Oczywiście nie zaprzeczałem, ale delikatnie to było zawstydzające. Nie wiedziałem oczywiście co robi Erwin, bo nie dostałem od niego żadnej wiadomości, ale pewnie gdy będzie coś odwalał to zadzwoni. Patrol z Hankiem jak zwykle trwał w dobrej atmosferze, bo śmialiśmy się z wszystkiego i niczego.
-Potencjalne 10-90 na moim 10-20 w Paleto.
-05 plus 1, 10-76 na 10-90 - zgłosiłem na radiu, a Hank ruszył w stronę Paleto przez autostradę. Po dziesięciu minutach jazdy byliśmy na miejscu gdzie już były dwie jednostki policyjne, a za nami przyjechała czwarta i helikopter przyleciał i wylądował na pobliskim dachu. Rozmawialiśmy się na całym terenie, a ja oparłem się o auto przyglądając się napastnikom gdyż chciałem zobaczyć czy to na pewno ktoś kogo mogę znać. Od razu zauważyłem Sana jako negocjatora co łączyło się, że to są moi przyjaciele. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do złotookiego. Byłem ciekaw czy mi odpowie co robi.
-Nom co jest Grzesiu? - padło pytanie z jego ust.
-Jesteś tam czyż nie? - spytałem się, a on zaśmiał tylko na te słowa.
-Możliwe, iż może tak albo i nie - odparł i już wiedziałem, że jest pod wpływem czegoś, ale nie alkoholu gdyż nie śmiał się charakterystycznie do jego stanu.
-Erwin - westchnąłem cicho nie mając ochoty na głupie zabawy z jego strony dziś.
-Chwilowo rozwalam sejf zadzwoń za chwilę - powiedział i rozłączył się perfidnie. Na co pokręciłem głową na boki gdyż okazało się, że to oni właśnie robią ten bank. Nie mogłem zabronić mu być mafiozą, bo wiedziałem, że to jest jego życie, które sobie wybrał i nie zmieni go. Tak samo ja wybrałem bycie policjantem i nie zmienię tego gdyż kochałem robić to co robię. Schowałem telefon do kieszeni i zerknąłem w stronę banku martwiąc się tym co się stanie z tym. Czułem w kościach, że coś się stanie złego, ale nie wiedziałem jeszcze co takiego i to mnie martwiło. Chłopaki pod wpływem czegoś, policja dziś z mustwinowana i ja się pytam gdzie jest Kui aby pilnować ta dzieciarnię. Negocjacje przeszły bardzo spokojnie i martwiłem się o to co takiego odwalą tutaj. Chociaż powinienem zaufać bardziej Erwinowi w końcu się zna na tym, ale po prostu coś mi się nie zgadzało. Nagle telefon zaczął mi dzwonić więc szybko wyciągnąłem go z kieszeni spodni i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
-Halo?
-No Grzesiu co chciałeś ode mnie?
-To ty?
-Co ja? - spytał nie rozumiejąc o co pytam.
-Ten bank - odpowiedziałem.
-No tak w końcu coś trzeba zrobić po chwili czasu wolnego nie sądzisz?
-Co brałeś i reszta?
-Nieee powiem - odparł ze śmiechem, a ja westchnąłem nie rozumiejąc jego zachowania, które było dosyć dziwne biorąc pod uwagę to, że właśnie obrabowywują bank Paleto. Zerknąłem na Hanka, który przyglądał się mi i temu co robię. Nie chciałem zdradzać, że rozmawiam jednym z napastników przez telefon. Mogli to odebrać to źle ludzie z jednostki, że spoufalam się z wrogiem.
-Erwin serio to nie jest śmieszne - westchnąłem i przeczesałem włosy do tyłu aby trochę uspokoić nerwy. Naprawdę coś się szykowało, ale nie byłem świadom co.
-Jak dla kogo! Nie powiem ci co brałem! jesteś psem! Sprzedasz mnie pewnie reszcie piesków! - jego słowa zabolały trochę moje serduszko, ale miał rację, bo byłem stróżem prawa. Jednak nie sprzedałbym go nigdzie. Zachowywał się jak nie mój Erwin i to mnie delikatnie przerażało. Jednak wziąłem głęboki wdech i wydech.
-Nie sprzedałbym cię Erwin - odpowiedziałem i zerkałem to na bank to na Hanka. Była to tylko kwestia czasu aż opuszczą budynek i zacznie się pościg za nimi.
-Oczywiście! - słyszałem w jego głosie złość i zawiedzenie więc nie rozumiałem dlatego tak jest, skoro z rana było dobrze między nami.
-Coś brał, bo nie jesteś sobą - zapytałem, ale nie liczyłem na odpowiedź z jego strony gdyż to było po prostu wiadome, że w tym stanie w którym się znajdował nie zdradzi mi niczego.
-A gówno cię to obchodzi co wciągałem! Mam wyjście zaraz powodzenia życzę! - powiedział wkurzonym głosem i rozłączył się nie dając dojść mi do głosu.
-Co się dzieje? - spytał mnie Hank.
-Nic takiego po prostu coś wziął przez to troszkę mu odbija jeśli mogę to tak nazwać - odpowiedziałem cicho.
-Podaję kto jedzie za kim. U1 Hank z Montanhą. U2 Pisicela U3 kadet - superwizor rozpisał jednostki więc wsiedliśmy do radiowozu, a ja upewniłem się czy działa mi radio odpowiednio. -Wszyscy gotowi? To powodzenia! - Tymi słowami zaczął się pościg za bankiem.
-Zaczynamy 10-80 za czarnym nieoznakowanym samochodem wyglądającym jak z cyberpanka! - zacząłem radiówke jakby coś się stanęło. - Jedziemy cały czas prosto w stronę zapewne miasta. Pojazd może będzie jechać po terenie nieprzystosowanym do naszych pojazdów tak zwany off-road. - Hank bardzo dobrze trzymał się auta za którym jechaliśmy, ale widać było po aucie napadaczy na bank, że auto jest zrobione po całości gdyż odchodziło nam trochę na prostej drodze, a naprawdę zapindalaliśmy za nimi. - Auto delikatnie odchodzi nam, ale mamy na niego oko.
-10-50 z lokalnym - warknął do radia Pisicela - Jestem nie zdolny do nadrobienia odległości.
-U3 mamy problem z nadrobieniem odległości wiktorią - zgłosili na radiu na co westchnąłem sfrustrowany co za idioci są tymi policjanci. Ja rozumiem lokalny czasami się wjebie, ale nie aż tak aby wypaść od razu z pościgu. Natomiast wiktorią da się wszystko osiągnąć jeśli się tylko chce i musi być tylko dobry kierowca.
-Zostaliśmy sami Hank - oznajmiłem, a te złe przeczucie się nasiliło - Hank...HANK cofaj już! - krzyknąłem widząc, że auto które ścigaliśmy zaczęło jechać prosto na nas. Musieli się skapnąć, że jedziemy sami za nimi. Lecz było już za późno. Wjechali w nas tak, że Jester przeturlał się po asfalcie, a ja nie zapiąłem pasów więc otukłem się dosyć mocno aż auto stanęło na dachu. Nie powiem, ale zaczęło mi się kręcić w głowie jednak i tak wydostałem się z samochodu aby wyciągnąć nieprzytomnego Hanka chociaż nie potrafiłem wyostrzyć wzroku. Lecz nie przewidziałem tego, że ktoś wymierzy we mnie z broni. Chciałem się już bronić, ale mroczki przed oczami zaczęły zabierać mi całą wizję otoczenia, które i tak było już dosyć nie wyraźne. Walczyłem z chęcią omdlenia, ale nie wiem kiedy upadłem na asfalt nieprzytomny. Mój organizm nie wytrzymał i bałem się o to co może się ze mną stać. Chociaż znałem napastników to nie zachowywali się jak to zwykle oni. Tego najbardziej się obawiałem, że stanie się coś złego co będzie żałować każda ze stron. Aczkolwiek nie decydowałem o swoim życiu, bo byłem na łasce porywaczy. Pomimo tego, że moje ciało było nieprzytomne to mózg nadal funkcjonował lecz nie wychwycał niczego z otoczenia i tego gdzie się znajduje. Po jakimś czasie wróciłem do żywych, a głowa bolała niemiłosiernie aż myślałem, że ktoś nią mi uderza. Siedziałem pośrodku pięcioosobowym aucie, a po dwóch stronach mnie byli ubrani na czarno napastnicy. Na zewnątrz było już ciemno, ale nie potrafiłem wychwycić żadnego dźwięku. Siedziałem w miejscu nie rozumiejąc co do mnie mówi mężczyzna obok mnie. Naprawdę starałem się zrozumieć, ale chyba coś było ze mną nie tak gdyż wszystko docierało do mnie z opóźnieniem lecz mózg raczej dobrze mi funkcjonował skoro myślę i zastanawiam się nad wszystkim co się dzieje. Nie zmienia to jednak faktu, że nie słyszę słów aczkolwiek widziałem, po mojej prawej stronie, mężczyzna robi się sfrustrowany tym co się dzieje. Erwin siedział z przodu tuż obok zapewne Carbonary, który kierował tym dziwnym wozem. Widziałem policyjne syreny odbijające się od budynków miasta więc zapewne gonią nas aby mnie wyrwać z rąk złodziei, przyjaciół, napastników czy wrogów. Sam nie wiedziałem co mam myśleć o tym co tu się dzieje. Nie kontaktowałem co zauważył od razu San i starał się do mnie jakoś dotrzeć, a raczej starał się do tego dotrzeć gdyż nie ułatwiałem mu tego, ponieważ nie wiedziałem nawet jak. Poczułem nagle mocny ból głowy na co chyba syknąłem z bólu i zamknąłem oczy. Nie wiedziałem co się dzieje ze mną, że tak się dzieje. Przerażało mnie to trochę, że nie potrafię nic z tym zrobić.
-Ja pierdole po co my go braliśmy?! - usłyszałem cichy głos Doriana, który chyba wręcz krzyczał lecz ja nie słyszałem tego. Z resztą najważniejsze było teraz dla mnie to, że jednak nie ogłuchłem.
-Weź się zamknij Dorian!
-To był twój pomysł - warknął do Erwina i zaczęli się żreć.
-Nie mogę kurwa no! Odstawmy Grzesia gdzieś, a policja skupi się na nim, bo jest ranny! - powiedział Carbo, który chyba powoli zaczął kontaktować ze światem gdyż San był od początku chyba trzeźwym i świadomym co robią.
-Dobra skręć w przesmyk pomiędzy bloki. Powinniśmy się zmieścić i mamy chwilę czasu aby uniknąć wizji policji!
-Dobra - tak jak mówił tak też zrobił. Ja się nie odzywałem, ponieważ nie chciałem pogarszać swojej sytuacji, która i tak nie była za kolorowa. Dorian wręcz wyrzucił mnie z auta przez to upadłem na beton, uderzając się ponownie w głowę. Zakręciło mi się w niej i popatrzyłem na Doriana i Erwina, którzy mieli wyciągnięte długie bronie oraz wycelowane we mnie. Jednak patrząc się w oczy Erwina nie wiedziałem w nich mojego diabełka tylko obcą osobę dla której nic nie znaczyłem.
-Erwin - wyszeptałem - nie rób tego - dodałem, a on uśmiechnął się tylko do mnie.
-Morele Grzesiu - powiedział Dorian i nawet nie zdążyłem zareagować gdy pierwsza kula trafiła w moje ciało. Najbardziej zabolało z tego wszystkiego to, że Erwin też zaczął strzelać do mnie. Nie czułem bólu z ich strzelania może przez to, że już i tak byłem otumaniony. Odjechali, zostawiając mnie na pewną śmierć przez wykrwawienie.
-Kurwica Grzegorz! - usłyszałem cichy głos Pisiceli -Nie odpływaj mi tu tylko! Zaraz powinna być karetka! Trzymaj się! Apteczkę mi dajcie!
-Co z napastnikami z banku?
-Chuj z nimi najważniejszy teraz jest nasz fonkcjunariusz! - warknął zestresowany szef policji. Starałem się być przytomny, ale nie potrafiłem utrzymać się dłużej w świadomości, że osoba, której bezgranicznie ufałem postanowiła od tak sobie postrzelać do mnie jak do tarczy i to żywej tarczy. Nie wiem kiedy odpłynąłem nie chcąc niczego czuć.
Czy z Monte będzie wszystko dobrze?
Dlaczego Erwin to zrobił?
2116 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro