Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szpital?

Następny rozdział?
Czyżby odkleiło się za bardzo?
Miłego dzionka!

Perspektywa Erwina

Jak Grzechu spytał się czy podwiozę go na szpital to myślałem, że on sobie tak żartuje jednak widząc jego bladą twarz zrozumiałem, że to nie są żadne żarty i naprawdę potrzebuje jechać na ten szpital.

-Chodź do auta - powiedziałem i wyciągnąłem kluczyki z kieszeni do samochodu. Otworzyłem go i wsiadłem sprawnie na miejsce kierowcy - dlaczego wcześniej nie mówiłeś, że coś jest nie tak?

-Nie wiedziałem o tym w sumie - odparł zamykając drzwi za sobą i sięgał aby zapiąć się pasem bezpieczeństwa.

-Nie zapinaj się, bo ramię bardziej uszkodzisz - powiedziałem wycofując samochodem. Z kieszeni wyciągnąłem telefon i podałem go Montanhie, który popatrzył się na mnie z zapytaniem - w wiadomościach znajdź Sana i napisz mu, że pojechałem z tobą gdzieś i odezwę się trochę później - wyjaśniłem, a on bez słów zaczął pisać na moim telefonie.

-Gotowe - odparł - co mamy zarzucić nożownikowi? - zapytał czego nie spodziewałem się, że będzie mnie pytać o zdanie.

-To nie ja jestem policjantem nie wiem co mu grozi - odparłem szczerze zgodnie z prawdą.

-01 do Hanka - odezwał się na radiu.

-Tak? - zainteresowany zerknąłem na Monte.

-Co dałeś w wyroku zatrzymanemu?

-Na razie jestem po przesłuchaniu jego - słyszałem wszystko dobrze z radia policyjnego więc jednym uchem słyszałem co odpowiada Grzesiowi
- nie przyznaje się on do winy.

-Nie ważne - odparł Grzesiu i spojrzał na mnie - dowody są znaczące i kilka świadków. Wpisz mu posiadanie broni białej, atak na obywatela i próbę zabójstwa. Dowal mu dużą karę pieniężną to może się ogarnie z takimi wyskokami i nie będzie robił więcej głupot - powiedział spokojnie pan 01.

-Przyjąłem - odparł Hank i słyszałem cichy szmer wyłączonego radia.

-Zaraz będziemy na szpitalu - oznajmiłem i wjechałem na parking parkując najbliżej wejścia - dasz radę iść?

-Dam dam - odpowiedział gdy wyszedłem z auta. Dość powoli opuścił samochód, który zamknąłem i szybko znalazłem się przy mężczyźnie gdyby miał mdleć. Mimo iż wyglądał słabo to jednak jego krok nadal był pewny.

-Pani medyk! Potrzebna pomoc! - zawołałem kobietę w różowym kombinezonie medycznym, a ona spojrzała na mnie i jej wzrok spoczął na Montanhie.

-Co się stało? - spytała patrząc na nas.

-Nic takiego w sumie Pola, ale mnie chyba zabijesz - zaśmiał się niemrawo Grzesiu, a ja teraz skapnąłem się iż to ta kobieta co ostatnio mną się zajmowała.

-Potrzebna mu pomoc medyczna - powiedziałem, a ona na mnie spojrzała mając nadzieję, że dowie się czegoś ode mnie, bo Monte zachowywał ciszę - problemem jest z jego ramieniem nie wiadomo ile i jak krwi z niego zeszło.

-Idziemy do sali operacyjnej tam zobaczę co i jak - odrzekła i zaczęła nas prowadzić, ale mój wzrok był delikatnie podzielony na kobietę i mężczyznę. Grzesiu szedł dzielnie, ale widziałem po nim, że nie jest najlepiej. Zauważyłem jak zachwiał się więc wziąłem go pod zdrowe ramię aby mi tu nie zjechał.

-Znowu ze mną wylądowałeś w szpitalu - zaśmiał się cicho i wszedliśmy na salę, a po chwili usiadł on na stole dzięki mojej pomocy.

-Ściągaj garniak policyjny - powiedziała, a Monte zaczął go powoli ściągać - a ty mu pomóż skoro się już tu rzuciłeś do środka, to i mi pomożesz.

-Jasne Pani Polu - powiedziałem i pomogłem ściągnąć mu górę, a prawe ramię marynarki było mokre, mimo iż nie było widać tego po ubraniu. Biała koszula była również w krwi aż trochę się przeraziłem ile krwi musiał utracić - nie wygląda to zbyt dobrze - mruknąłem i spojrzałem w brązowe oczy Grzesia, ale nie były one tak pełne kolorów jak zwykle tylko delikatnie wyblakłe.

-Masz racje, nie wygląda to naprawdę dobrze - rzekła kobieta i spojrzała na ramię mężczyzny, które było w krwi. - weźmiesz miskę z wodą i przemyjesz mu to? - spytała się mnie - Bo nie jestem w stanie nic określić - dodała i zaaplikowała mu coś w lewe ramię.

-Co to było? - mruknął cicho Monte.

-Zastrzyk aby ci zkrzepniała krew, by tak się nie lała - wyjaśniła - póki nie znam powodu muszę jakoś zatrzymać w tobie krew tyle ile mogę i aż do momentu gdy nie przyniosę ci worka krwi, bo widać, że nie jest z tobą dobrze - czystą delikatnie ciepłą wodę wlałem do miski i wziąłem ściereczkę mocząc ją w misce. Podszedłem do stołu z swoim ekwipunkiem medycznym i zacząłem zmywać z jego ramienia krew, które biorąc pod uwagę w dotyku było rozgrzane. Jednak z rany nadal ciekła krew jednak z każdą chwilą było jej coraz mniej. Pani medyk zaczęła przyglądać się ranie, uważnie ją oglądając z każdej możliwej strony - wszystko wygląda w porządku więc nie wiem dlaczego ci to krwawi w takim stopniu skoro szwy masz trochę obluzowane to jednak spełniają swoje zadanie!

-Ale coś musi być na rzeczy skoro takie coś się wydarzyło - wtraciłem się w jej słowa.

-Dlatego też będzie trzeba zaglądnąć do środka i będę musiała zobaczyć czy nie przerwałeś czegoś bądź nie rozerwałeś - powiedziała i spojrzała na mnie - zostaniesz z nim? Muszę poszukać dla niego krwi.

-Oczywiście - kiwnąłem głową twierdząco.

-Grzegorz wiesz, że będę zmuszona zadzwonić do Capeli i poinformować go, że nie wrócisz już na kod 8 - zaczęła to mówić przy drzwiach stojąc do nas plecami - nie wypuszczę cię już dziś nigdzie nawet na wypis.

-Rób co uważasz za słuszne Pola - odpowiedział na jej wywód, ale widać było, że nie jest zadowolony z tego pomysłu w którym został postawiony.

Perspektywa Capeli

Nasz kod 8 nadal trwał mimo iż Hank z Montanhą zapewnie wracali na komendę bądź byli w celach. Niestety pojechali bez włączonych GPS więc nie było możliwość zobaczyć gdzie są. Słuchaliśmy teraz skarg i pomysłów swoich ludzi aby ulepszyć naszą jednostkę. Rozmowa była pełna emocji przez to kilka razy trzeba było uciszać wszystkich. Gdy Hank wszedł przez drzwi do sali aż się zdziwiłem, dlaczego nie ma przy nim 01.

-Hank gdzie jest Grzegorz?

-Powiedział, że musi jeszcze o czymś porozmawiać z Pastorem - odpowiedział siadając na wolnym miejscu - wyglądało to na to, że było to coś ważnego szefie.

-No trudno mamy i tak wszystko spisane co poruszyć więc jak Montanha wróci to tylko aby nadzorować nasz przebieg rozmowy - rzekł Pisicela - a teraz wróćmy do skarg!

-Mam w sumie skargę na pitowanie u1 - stwierdziłem i chciałem już rozgadać się na ten temat, ale telefon zaczął mi dzwonić.

-Czy wy wszyscy musicie mieć włączone telefony Nunuś?! - westchnął ciężko Sonny i złapał się za głowę.

-Przepraszam - odpowiedziałem ojcu i spojrzałem na telefon - Pola dzwoni - mruknąłem cicho pod nosem.

-To sobie później pogadasz z dziewczyną - stwierdził Sonny.

-Problemem jest to, że ona wie iż mamy kod 8 i nigdy nie dzwoniła w jego czasie - odrzekłem i zmartwiłem się o co może chodzić.

-Odbierz - stwierdził Pisi, a ja od razu wcisnąłem zieloną słuchawkę.

-Co jest Pola? Wiesz, że nie mogę teraz zbytnio rozmawiać.

-Wiem, wiem Dante, ale jest problem - odpowiedziała mi zmartwionym tonem głosu, aż sam zacząłem się martwić.

-Co się stało?

-Montanha jest u mnie w szpitalu. Pastor go przywiózł.

-Co!? Ale wszystko było z nim dobrze! - wszyscy popatrzyli na mnie zainteresowani tym o kim mówię.

-Co się dzieje? - spytał Pisicela.

-No właśnie nie. Jego rana postrzałowa krwawiła przez długi czas i nie wiem nawet dlaczego! Będę to właśnie sprawdzać, ale naprawdę nie wygląda to za ciekawie.

-Ale nic mu nie będzie?

-Powinno być dobrze jak zatamuję krwotok - odpowiedziała na moje pytanie - jednak nie wróci już dzisiaj na służbę i jutro też nie puszczę go, bo wygląda jak trup.

-Boże - załapałem się za głowę i delikatnie potargałem włosy - jak skończymy to przyjedziemy - rzekłem nie przyjmując odmowy.

-Dobrze, ale nie obiecuje, że będzie sprawny i chętny do rozmowy.

-Zrób to co możesz aby mu pomóc. Zadzwoń jak skończysz opatrywać - powiedziałem i spojrzałem na Pisicele, a Pola rozłączyła się.

-Co się dzieje? - zapytał ponownie.

-Montanha już nie wróci na służbę - odpowiedziałem z westchnieniem - jego rana postrzałowa, chyba szwy puściły i stracił sporo krwi.

-O kurwica - mruknął cicho Janek. Nawet sam komisarz się zmartwił co od razu wychwyciłem w jego mimice twarzy.

-Powiedzcie mi jakim cudem wasz 01 jest ranny, a wy nic nie potraficie z tym zrobić? Powinien być w domu i odpoczywać, a nie jeździć na interwencje! - Sonny popatrzył się na wszystkich - Może zaczęli byście bardziej chronić swojego 01 niż tylko przypatrywać się, bo jak tak dalej pójdzie to ktoś zrobi mu krzywdę! A wtedy co zrobicie skoro nie będzie 01?

Wszyscy spuściliśmy głowy, mimo iż ja i Janek staraliśmy się zadbać o Montanhe, który praktycznie cały czas jest dostępny na służbie i mało odpoczywa przez to trafiał do szpitala. Jednak ojciec ma rację wszyscy musimy zadbać o to aby nasz szef był zdolny i gotowy, a nie walczył co chwila o życie, bo reszta chowa się przed złoczyńcami. Mimo ran zawsze Grzesiu jest i służy, a wtedy trudno przekonać go o to aby poszedł do domu. Miał mieć wolne dziś to my go wyciągnęliśmy, bo zebranie i musi być, bo Sonny przychodzi. Wszyscy byliśmy zmartwieni, a Hank to totalnie, bo był z nim na interwencji i nic nie zobaczył po szefie, że coś się dzieje złego z nim.

Perspektywa Erwina

Pola zniknęła za drzwiami, a ja myłem nadal jego ramię, a gdy krew zniknęła odetchnąłem trochę z tego powodu iż nie krwawi nadal.

-Grzesiu wszystko w porządku? - spytałem gdyż widziałem po jego oczach, że są coraz bardziej wypłowiałe z koloru.

-Jjest nawet dobrze - odpowiedział cicho i pobladł jeszcze bardziej, a nie sądziłem, że to jest możliwe.

-Nie widzę tego nawet dobrze - odparłem i zauważyłem iż coś jest nie tak gdy wylewałem wodę do umywalki. Szybko podszedłem do niego, a on po prostu mi zemdlał. Na szczęście złapałem go i delikatnie ułożyłem na stole - Pani medyk! Zemdlał! - krzyknąłem widząc iż kobieta jest tuż przed drzwiami. Szybko wbiegła do sali i wzięła latarkę do ręki. Złapała jego powiekę i poświęciła w jego oko.

-Mało krwi ma w organiźmie - powiedziała, a ja aż usiadłem na krześle. To nie było na moje nerwy. Kobieta latała wokół niego i chyba wpięła do niego rurkę z krwią aby ją uzupełnić w jego organiźmie. Potem działo się to wszystko za szybko dla mnie i nie byłem nawet w stanie skupić się na niczym szczególnym. Mimo iż znam go z tydzień to martwiłem się o niego i to poważnie. Miałem wrażenie, że kiedyś miałem z nim styczność dlatego też tak szybko zaprzyjaźniłem się z Monte. Chociaż sam już nie wiem i nie jestem tego pewien. Asystowałem Poli, która bardzo sprawnie wszystko robiła. Okazało się iż rozerwał sobie kilka naczyń krwionośnych i to było powodem tego obfitego krwawienia.
Kiedy wszystko było naprawione to Grzesiu nadal spał i z pewnością będzie tak długo po podanej narkozie. Szedłem za panią medyk i pomagierami, którzy przenosili szatyna do osobnej sali gdzie będzie miał wygodniej i ciszę oraz spokój aby móc odpocząć po operacji.

-Poinformuję Capelę iż jest już po operacji - poinformowała mnie - możesz tu zostać jakby coś się działo to przyciśnij przycisk. Dobrze?

-Tak oczywiście pani Polu będę grzeczny i będę go pilnować - odpowiedziałem i podszedłem do Monte łóżka aby usiąść na krześle tuż obok.

-Dziękuję - odrzekła i wyszła z pokoju, a ja zasiadłem obok Grzesia na krześle. Jego twarz powoli wracała do swoich kolorów i nie jest już taka biała jak ściana. Dopiero gdy sytuacja się uspokoiła zacząłem myśleć. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem, która jest godzina. Powoli zbliżała się dwudziesta druga, a mój telefon miał kilkanaście wiadomości oraz połączeń, które były nieodebrane przeze mnie. Wybrałem numer Dii i przyłożyłem telefon do ucha. Pierwsze połączenie, drugie, trzecie, czwarte już chciałem się rozłączyć, ale w ostatniej chwili odebrał.

-Erwin gdzieś ty jesteś! - powiedział, a raczej krzyknął zmartwiony - Dobrze wiesz, że najpierw się mówi, a nie pisze wiadomość, która ma wiele znaczeń!

-Wybacz Dia - mruknąłem zrezygnowany i zmęczony tym wszystkim.

-Co się stało? -jego głos zmienił się z poddenerwowanego na zmartwiony.

-Jestem w szpitalu z Grzesiem - powiedziałem po chwili ciszy z mojej strony.

-To coś poważnego?

-Stracił dużo krwi, bo naderwał sobie naczynia krwionośne czy jakoś tak.

-Zaraz będziemy na szpitalu - stwierdził - San na szpital!

-Weźcie mi jakaś bluzę rozsuwaną - poprosiłem i odparłem głowę o łóżko Monte - Tylko taką dużą aby miał potem w co ubrać się Grzesiu.

-Jasne spoko daj nam 5 minut - odpowiedział i rozłączył się. Położyłem telefon na półce i odparłem się ramionami o łóżko tuż obok nóg bruneta i schowałem w nie głowę.

-Widzisz Monte jak przyjaźń zmienia człowieka - powiedziałem do niego i czekałem. Nawet nie wiem na co chyba na to aż się obudzi, bo odpowiedzieć mi raczej nie odpowie.

Perspektywa Dii

Gdy Erwin zadzwonił z informacją, że jest w szpitalu aż mi ciśnienie poszło w górę. Okazało się, że jedynym poszkodowanym jest Montanha co nie znaczyło iż się nie przejąłem gdyż chłop jak na 01 jest bardzo dobry i załatwił mi coś co potrzebowałem. Zastanawiałem się nad wyborem bluzy oczywiste, iż rozsuwana i puszysta, bo Erwin może nie przyznaje się do tego, ale lubi ciepłe i miękkie bluzy. Mój wybór był między czerwoną, a niebieską w końcu policjant, ale w oko wpadła mi szara i bez zastanowienia wziąłem duży rozmiar aby zmieścił się Montanha. Gdy dokonałem zakupu to wsiadłem do auta Sana i podjechaliśmy pod szpital. Oczywiście zauważyliśmy na parkingu auto pastora więc zaparkowaliśmy obok.

-Nie fajnie iż Grzesiu w szpitalu - mruknął San - ostatnio też był.

-Co poradzisz iż komplikacje nastąpiły w ranie. Dobrze, że chociaż powiedział to Pastorowi, bo tak to nie wiadomo jak to się skończyło gdyby nie on.

-Racja - wysiedliśmy z auta, a San je zamknął upewniając się, iż nikt je nie ukradnie. Weszliśmy do szpitala na poczekalnie i zauważyliśmy panią medyk w brązowych włosach.

-Pani medyk! - zawołałem.

-Tak?

-Nie wie pani gdzie leży Gregory Montanha? - spytałem mając nadzieję, że powie nam tą informacje. Widać było, że zastanawiała się czy powiedzieć nam to.

-W sali 30 przez te drzwi w prawo i na samym końcu ostatnia sala.

-Dziękujemy bardzo - powiedział San i wspólnie skierowaliśmy się w podane miejsce. Nie było trudno dojść w sumie do danej sali mimo iż normalnym pacjentom tu nie wolno przebywać. Podobno mówią iż to są salę dla rannych policjantów, dlatego są wyłączone z użytku. Bez pukania weszliśmy wspólnie m do pokoju, ale zastaliśmy dość rozczulający widok. Szarowłosy spał przy nogach Montanhy. Widać było, że obydwoje byli zmęczeni w końcu mało snu i kac po zabawie potrafi rozłożyć człowieka. Podszedłem do śpiącego pastora i przykryłem go kupioną dopiero bluzą aby miał ciepło.

-Nie będziemy chyba im przeszkadzać - powiedział cicho San - my też w sumie powinniśmy odpocząć.

-Masz rację - odparłem szeptem i z szafki wziąłem notes z długopisem.
Napisałem iż byliśmy zostawiliśmy bluzę oraz, że miłych snów, oczywiście też zdrówka dla Montanhy. Podpisałem się, a pod moimi słowami dopisał się San. Po chwili odłożyłem na swoje miejsce notes z notatką od nas. Wyszliśmy po cichu z sali zostawiając śpiochów mimo iż mogliśmy obudzić Erwina to jednak zapewne, by kłócił się o to, że on nigdzie nie idzie. Zbyt dobrze znaliśmy tego szaleńca - Mam nadzieję, że nie zrezygnuje z planów przez to, iż tak się zachowuje.

-Obydwoje rozdzielają pracę od życia prywatnego przy sobie więc z pewnością jego ambicja nie pozwoli zrezygnować - stwierdził San i szliśmy do wyjścia, a przez szklane drzwi zauważyliśmy radiowóz z którego wyszło dwóch policjantów jak się okazało 02 i 03.

-Panie Garcone i Thorinio - powiedział Pisicela zwracając się do nas po nazwiskach.

-Śpią - odparłem i uśmiechnąłem się do mężczyzny w piaskowym stroju szeryfa - W sali 30 są, ale jak powiedziałem śpią.

-Nic nie jest Montanhie? - spytał Capela.

-Nie wyglądał źle więc pewnie jest lepiej. No, ale pani medyk nie powiedziała nam nic oprócz tego gdzie jest - odpowiedział San.

-My się dowiemy - stwierdził Pisicela - wy pewnie do pastora przyszliście.

-Tak poprosił nas abyśmy kupili mu jakaś bluzę, bo w sumie nie przebrał się całkowicie po mszy. - odrzekłem - Zapewne Erwin wie więcej skoro był od początku, ale no niestety śpi z Grzesiem.

-Czyli wszyscy jesteście po imieniu? - zapytał ciekawy Capela, a my zgodnie pokiwaliśmy głową na tak, bo co kryć to iż jesteśmy znajomymi.

-Wybaczcie nam, ale jesteśmy po ciężkim dniu i chcielibyśmy już wrócić do swoich domów aby się wyspać - oznajmiłem co nie było w sumie kłamstwem gdyż potrzebowaliśmy odpocząć.

-Nie zatrzymujemy was. Dobrej nocy i bezpiecznej drogi - uśmiechnął się do nas Pisicela i ruszył za Capelą do środka szpitala.

-Do widzenia i owocnej służby!

Czy Erwin zostanie obudzony?
Kiedy obudzi się Monte?

2646 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro