Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sprawa

Witam serdecznie wszystkich na sobotnim rozdziale!
Święta będą prze mocne z rozdziałami!
Co planujecie na weekend?
Miłego dzionka!

Perspektywa Erwina

-Napisze - powiedziałem upewniając go o tym i z uśmiechnąłem się do niego otwierając drzwi od samochodu. Jednak kiedy moje ciało było poza autem postanowiłem zrobić coś głupiego więc wpakowałem się przodem do auta, a fotel był dla mnie podporą i zbliżyłem się do jego ust. Nie minęła chwila, a on delikatnie pogłębił nasz pocałunek. Nie powiem martwiłem się o niego, bo jechał na spotkanie nie wiadomo z kim, a on sam nie wyglądał na pewnego tego swojego informatora. Werbalnie chciałem pokazać, że się martwię i żeby uważał.

-Będziemy musieli późnej porozmawiać o naszej relacji - mruknął w moje usta na co on tylko się uśmiechnąłem uroczo do niego.

-Z przyjemnością - wyszeptałem i teraz mogłem spokojniej opuścić samochód w którym zostawiam buneta - uważaj na siebie Monte.

-Spokojna głowa Erwin - odpowiedział pewnie, a ja zamknąłem drzwi od strony pasażera. Moje elegy odjechało i spojrzałem na lokal, a w oknie mogłem zauważyć Cabro, który miał na ustach podejrzanie wielki uśmiech.

-Coś się stało? - spytałem nie pewnie wchodząc do środka.

-No tak co robiłeś z Montanhą, że tak nagle cofnąłeś się do środka? - padło pytanie o które właśnie się zacząłem bać, że padnie z jego ust.

-Chciałem mu powiedzieć, że napiszę gdy skończymy spotkanie - powiedziałem dosyć pewnym głosem, ale nie patrzyłem się na brata gdyż właśnie taką mieliśmy relacje między sobą. Był dla mnie jak brat wraz z Dią i Sanem. W sumie każdy z zakonu był dla mnie jak członek rodziny. Tej bliższej jak i tej dalszej.

-Oj tylko tyle? Ciesz się, że masz przyciemniane szyby w elegy! A właśnie! Dlaczego elegy i dlaczego nie ty prowadziłeś?

-Mam jeszcze problem z mocniejszymi ruchami do wykonania więc Monte mnie podwiózł, a ma też jakieś spotkanie z kimś to stwierdziłem, że będzie lepiej jak on będzie miał auto.

-Rozumiem - pokiwał głową i szedł za mną - ale już z tobą lepiej?

-Tak, jednak dalej no mam takie problemy z tymi dłońmi, a tak to w sumie jest git - odparłem zgodnie z prawdą i wszedłem na zaplecze przez kuchnię witając się z pracownikami fast fooda. Weszliśmy do biura gdzie przy pomocy Nicollo ściągnąłem kurtkę z siebie. Jeszcze w sumie nie widziałem aby w biurze Kuia był okrągły stół z krzesłami na którym już siedzieli chyba wszyscy.  Usiadłem przy Sanie, a obok usiadł Nico. -Pierwszy raz widzę stół tutaj - stwierdziłem aby zagadać trochę towarzystwo.

-W sumie ja też - stwierdził San i uśmiechnął się do mnie - dobrze cię widzieć w jednym kawałku.

-Tak ja też się cieszę - odparłem i popatrzyłem po kilku ludzi ode mnie. - Tylko my mamy być?

-Jeszcze bałwanki mają zaraz się pojawić - oznajmił Lych.

-Okej - kiwnąłem głową, a do środka weszła trójka mężczyzn w maskach zaś za nimi sam mąciciel.

-Witam was dobrze, że wszyscy się pojawiliście! - przywitał się chińczyk i stanął przy wolnym miejscu - Mam kilka interesujących informacji, a do tego prośbę do twoich ludzi Erwin.

-Powiedz o co chodzi to powiem czy w to wchodzimy!

-Dobrze więc dostałem istotne informację o naszym statku, który za tydzień tego samego dnia przypłynie na doki do portu tutaj w naszym mieście. Nie jestem pewien o której dokładnie godzinie, ale możemy spodziewać się to gdzieś w wieczornej bądź nocnej porze. Towaru niestety nie oszacowałem co może znajdować się na pokładzie statku. Jednakże towar ma kosztować grubo ponad dwa miliony, więc przydałoby się przechwycić i spożytkować to na własną korzyść - Kui tłumaczył to co wiedział chociaż zaczęło mnie zastanawiać skąd on bierze te wszystkie informacje. Ja rozumiem, że ma informatorów, ale czy ci informatorzy nie sprzedają tego dalej. Tego nie można potwierdzić w żaden sposób, bo nie wiadomo kim są ci ludzie zaś mąciciel jest jebaną katarynką i potrafi rozmawiać przez telefon nawet 24 godziny.

-Co będziemy mieć z tego twojego łupu? - spytałem wtrącając mu się w zdani, co mężczyzna nie lubił jednak tym razem to olał.

-50 procent udziału za sprzedaż towaru, który znajduje się na pokładzie statku cokolwiek, by to nie było.

-Totalnie nie masz pojęcia co jest w środku, ale chcesz pomocy przy tym?

-Tak Erwin chce waszej pomocy, a raczej dwóch, trzech od ciebie, bo ty nie jesteś zdolny do pracy- gdy to usłyszałem aż zaniemówiłem.

-Dlaczego?! Mam prawo wziąć w tym udział! - powiedziałem oburzonym głosem.

-Kui ma rację powinieneś odpuścić sobie tą akcję i wyzdrowieć do tego czasu - stwierdził spokojnie San, który spotkał się z moim wściekłym wzrokiem. Przez to jego wzrok spotkał się ze stołem uciekając przed moim.

-Dlaczego? - westchnąłem - Przecież do tego czasu będę jak nowy!

-Lepiej abyś był w ubezpieczeniu wraz z Dią gdy wróci do nas do miasta. Zawsze przyda się ktoś kto wie o tym co ma się wydarzyć gdyby policja przybyła i zgarnęła kilku z nas - oznajmił Kui, patrząc się na każdego po chwili. -Więc ty Erwin masz na zadanie pilnować czy wszystko w porządku i nic się nie wydarzy i tyle, a jak coś to ludzi co konwoju zebrać aby nas odbić.

-Dobra! - prychnąłem wkurzony tym, że tak naprawdę mam nic nie robić w tej całej akcji, a myślałem, że otrzymam coś wartego mojej osoby jednak się przeliczyłem.

-Tak jak mówiłem akcja ma być incognito i szybko. Wbijamy przejmujemy i uciekamy chociaż dostałem informację, że ktoś będzie tam się kręcił więc mam w planach porwać tego kogoś i wyciągnąć informacje jak się da - nie powiem, ale zaciekawił mnie tym.

-Kto to taki? - spytał Carbo wyprzedzając mnie.

-Nie mam owej informacji, ale dowiem się za jakiś czas kto to mógłby być - powiedział z tajemniczym uśmiechem, który mnie zainteresował gdyż musi być to ktoś ważny albo istotny skoro chce porwać. - Więc wchodzicie w to?

-Tak, bo czemu nie - odezwał się San.

-Jazda z kurwami! - krzyknął Dorian.

-Jasne - poparł Carbo, a bałwany kiwnęły głową więc wszystkie oczy w pomieszczeniu skupiły się na mojej osobie. Westchnąłem cicho niezbyt zadowolony z takiej uwagi.

-Dobrze niech będzie zakon w to wchodzi - powiedziałem patrząc się na Kuia, który uśmiechnął się do mnie.

-Teraz zacznę trochę inną informacją, ale mamy problem. Ktoś węszy wokół burgershota i może dowiedzieć się prawdy o naszej małej nielegalnej zbieraninie - powiedział ciszej i usiadł na krześle.

-Co robimy z tym szefie? - spytał jeden z bałwanków.

-Nie jestem w stu procentach pewien kto to jest jednak mam małe domysły odnośnie tego kim jest owy mężczyzna, który wtrąca nos nie w swoje sprawy! - widać było, że Chińczyk był wkurzony więc oznaczało to, że musiał to być ktoś kto naprawdę mógłby zaszkodzić jego grupie, a naprawdę ciężko poznać ludzi od niego. W końcu Kui w końcu prowadził bardzo skrytą tajemną grupę przestępczą. Nawet my nie znaliśmy tożsamości nawet bałwanków, bo w sumie nie było nam to potrzebne. Jednak nie powiem był delikatny strach jeśli ktoś naprawdę rozgryzie Kuia i to co tu się dzieje pod przykrywką restauracji.

-Kto? - zapytałem z obojętną miną będąc ciekawym czy odpowie na moje pytanie.

-To tylko domysły.

-Kto Kui - spytałem ponownie.

-Ktoś z departamentu policji - odpowiedział cicho wzdychając i patrząc się na telefon.

-Czyli kto konkretnie?

-Nie wiem tylko wiem to co mam od korumpa w policji, który załatwia mi kilka rzeczy! - odparł - Plan na statek jeszcze ułożymy przed dla pewności gdy będę posiadał więcej Informacji. Odnośnie policjanta to zajmę się nim osobiście więc nie martwcie się o swoją przykrywkę tego zakonu, ale w sumie i tak nic on już wam nie daje, bo każdy wie kim jesteście!

-Bo jesteśmy znani i rozpoznawalni, a jednak nadal nie zrobili nam wjazdu na Zakon - powiedziałem obojętnym trochę tonem głosu i zastanawiałem się co robi Grzesiu. Rozmowa o interesach trwała ponad godzinę, ale to w sumie dobrze, bo porozmawialiśmy na różne tematy i to co powinniśmy robić. Nawet nie wiem kiedy przeszliśmy na zaplecze i zaczęliśmy pić napój wyskokowy o dość mocnym procencie jednak na czterech to butelka szybko się opróżniła.

-Napiłbym się jeszcze - westchnął Dorian - ale nie ma niestety, a prowadzić o tej godzinie nie ma szans.

-Nikogo nie mamy aby nas zgarnął? - zapytał Nico.

-Może po jakaś dziewczynę zadzwonić? - zaproponował San.

-Nie, no nie! Nie dziewczynę, bo jak będzie to wyglądać! - powiedziałem przekreślając plan Sana.

-To kogo proponujesz? - spytał Lynch.

-Może Grzesiu ma czas aby pojechać z nami! - zaproponowałem z uśmiechem.

-W sumie czemu nie! - odparł Nico.

-To dzwoń po niego! - wtrącił się San, więc wyciągnąłem telefon i wybrałem jego numer.

-Hej Monte wpadniesz na Burgershota? Chłopaki chcą iść do baru i w sumie przydał byś się - zachichotałem do telefonu niezbyt panując nad tym, bo trochę alkohol był w moich żyłach.

-Za 5 do 10 minut będę - odpowiedział mi i rozłączył się zgadzając na to aby nas wziąć do baru.

-Do 10 minut powinien być - mruknąłem i spojrzałem na swoich przyjaciół.

-To jak z Montanhą się spędzało dnie?

-Nico nie wkurwiaj mnie - burknąłem - gdzie wy byliście przez ten czas?

-Mieliśmy kilka akcji i w sumie niektórzy siedzieliśmy w pudle - wyjaśnić Dorian więc spojrzałem na niego.

-W sensie?

-Mieliśmy kilka strzelanin i kilka konfliktów, ale szybko je rozwiązaliśmy - stwierdził Carbo - Kui troszkę nam pomógł w niektórych sytuacjach.

-Nie chcieliśmy ci przeszkadzać w odpoczynku poza tym Dia powiedział, że Grzesiu się zobowiązał aby się tobą zająć - wtrącił się San - stwierdziliśmy więc, że dobrze ci zrobi zmiana trochę otoczenia i Monte da ci lepszą opiekę niż my gdy mieliśmy małe problemy.

-Czyli nie chcieliście zagrażać memu  życiu? - mruknąłem, a oni pokiwali głową - Miło - parsknąłem cichym śmiechem. - Myślałem, że zapomnieliście o mnie!

-Nie no co ty Erwin siwy chuju! O tobie nie da się zapomnieć! - odezwał się Carbo.

-Dzięki zjebie - na moje słowa za śmialiśmy się wszyscy wspólnie.

-Dobra, ale tak serio teraz jak w ogóle z Montanhą? Co robiliście przez te dni?

-W sumie Montiś gotował mi jedzonko, dużo rozmawialiśmy, graliśmy, oglądaliśmy i po prostu spędzaliśmy czas - odpowiedziałem zgodnie z prawdą trochę unikając tego, że śpimy razem w łóżku i nasza relacja poszła o level w górę. Gdy przypomniałem sobie o tym jak miękkie wargi bruneta złączyły się z moimi w samochodzie, a on odwzajemnił ten pocałunek delikatnie się zarumieniłem, ponieważ nadal zbytnio nie wiedziałem co czuje do mężczyzny i on chyba też. Może dlatego też próbowaliśmy się do siebie jeszcze bardziej zbliżyć aby przekonać się czy to na pewno jest jakieś większe uczucie niż przyjaźń i przywiązanie do drugiej osoby.

-Chyba nie tylko skoro za rumieniłeś się - zaśmiał się Lych przez to spirounowałem go wzrokiem.

-Właśnie co to za bluza, bo pierwszy raz ją widzę u ciebie i na tobie - odezwał się San z ciekawskim spojrzeniem.

-Em no więc zajebałem ją Grzesiowi - powiedziałem dosyć niepewnie nie patrząc się na chłopaków.

-Grzesiu ma taką bluzę?

-Dziś kupił sobie w sumie gdy pomagał mi w wyborze ciuchów - mruknąłem.

-Czekaj, czekaj czyli Grzesiu ma u ciebie ciuchy? - Carbo spytał z przymrużonymi oczami przyglądając się mi uważnie.

-Można powiedzieć, że tak?

-Uhuhu no, no - zaśmiał się San - wiadomo już gdzie go szukać jak u siebie go nie będzie - wszyscy wybuchnęli śmiechem ja w sumie też, ponieważ Monte ostatnio spędzał ze mną sporo czasu i w sumie była to prawda.

-Uber przyjechał - usłyszałem ten niepowtarzalny ton głosu i wszyscy spojrzeliśmy na mężczyznę stojącego w framudze drzwi. Oczywiście uśmiechnąłem się do niego jak i wszyscy, bo oznaczało to, że jedziemy się najebać.

-Gratuluję panu zdążył pan na czas będzie trzeba później dać panu nagrodę! - powiedziałem rozbawiony widząc jego minę.

-Do którego baru chcecie i jakaś okazja czy tylko czyste chlanie?

-Picie takie o! - odparł Carbo z uśmiechem -Pijesz z nami?

-Ktoś musi was kontrolować więc nie - odpowiedział - zbierajta się jeśli chcecie jechać do baru! - ja jego słowa wszyscy wstali z krzeseł i ruszyli do biura po kurtki jednie ja wziąłem ze sobą, bo była oparta o krzesło. Monte podszedł do mnie i wziął kurtkę w dłoń pomagając mi ubrać się w nią oraz zasunął pod samą szyję.

-Po co tak wysoko?

-Pada śnieg - powiedział i poprawił moje włosy. Spojrzałem na niego z zdziwieniem, ale widząc w jego oczach prawdę nie powiem, ale ucieszyłem się z tego, bo będzie można zjeżdżać na sankach.

-Serio, serio?

-Na serio - uśmiechnął się do mnie, ale zauważyłem w tym uśmiechu, że coś było nie tak.

-Coś się stało? - mruknąłem do niego, a jego dłoń z moich włosów przeszła na mój policzek, który zaczął delikatnie głaskać.

-Nic takiego po prostu dostałem złą informacje i tyle - odparł i oparł swoje czoło do mojego przez to miałem dobry widok na jego czekoladowe oczy z których nie mogłem nic odczytać.

-Nie będę ciągnąć tego skoro nie chcesz - mruknąłem i chciałem zasmakować jego ust, które mnie kusiły jednak odsunął się ode mnie przez to westchnąłem niezadowolony.

-Nie przy ludziach - szepnął i wziął dłoń z policzka przez to poczułem nagły chłód w tym miejscu.

-Czyżbyś się wstydził? - za żartowałem z niego chociaż sam delikatnie byłem zawstydzony tą bliskością w tym miejscu. Wśród ludzi, których w jakiś sposób znałem.

-Ty też się wstydzisz - powiedział z cichym śmiechem - nie ukryjesz tego - mruknął i odsunął się ode mnie słysząc jak chłopaki idą do nas.

-Tak, bo ty mnie zawstydzasz - wyszeptałem do niego i wyszedłem na przeciw mojej rodzinie aby jak najszybciej wydostać się z lokalu.

Czy ktoś ich podglądał?
Dlaczego Kui odsunął Erwina od akcji?

2135 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro