Spotkanie?
Witam w wtorkowym rozdziale!
Witam również nowych czytelników!
Jakieś plany na dzisiejszy dzień?
Ja mam na 12 do szkoły XD
Na dole przypomnienie kiedy rozdziały!
Miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Jeszcze tak dobrze mi kurwa nie było. Ręce Monte delikatnie zataczały kółka, a usta pieściły moje ciało. Tak bardzo jego dotyk był uzależniający, a jego czekoladowe oczy tak bardzo hipnotyzujące. Bawiłem się jego włosami gdy on składał na mojej szyi pocałunki, które tak bardzo pragnąłem poczuć. Gdyby ktoś mi miesiąc temu powiedział, że ja i Grzesiu będziemy się do siebie dobierać wyśmiał bym tego kogoś. Jednak prawda jest taka, że w sumie ciągnęło nas do siebie od długiego czasu i mimo tego, że brunet jest policjantem, nie przeszkadza mi to. Chociaż może to być trochę problematyczne jeśli ktoś dowie się niepowołany o tym, że tak bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Myślałem, że jak wyznam mu, że coś jednak do niego czuje to mnie odrzuci jednak tak nie było. Ten dzień zapowiadał się na bardzo przyjemny gdyż chciałem zaryzykować i spróbować czegoś więcej. Lecz wszystko wzięło i poszło pizdu przez mój telefon, który zaczął dzwonić. Widać, że Monte też się na palił i bardzo niechętnie mnie wypuścił z uścisku, kładąc me nogi na ziemię. Z delikatnym wkurwem poszedłem do kuchni, a za mną szedł Monte gdyż czułem jego wzrok na sobie.
-Czego chcesz kurwa Carbo?! - odebrałem w końcu ten telefon.
-No nareszcie kurwa siwy! Sprawa dziś jest do uzgodnienia!
- Dziś? - westchnąłem cicho i niechętnie zacząłem iść na koniec salonu aby przypadkiem Monte nie podsłuchiwał, chociaż mógł tego nie robić.
-Tak dziś punkt 18:00 spotkanie, więc nie spóźnij się tylko!
-Po co?
-Kui ma informacje odnośnie tego skoku na doki.
-No dobra...
-Więc bądź na czas!
-Postaram się być - odparłem.
-Masz czym się dostać?
-Yhym - od mruknąłem.
-Brzmisz jakbym ci w czymś ważnym przeszkodził - powiedział, a ja zetknąłem na Grzegorza, który kroił wszystko co potrzeba na dzisiejszy obiad.
-Następny razem po prostu napisz - stwierdziłem - i tak przeszkodziłeś mi w czymś!
-W tym czymś jest Montanha?
-Co?! - zagiął mnie tym, iż wspomniał o brunecie.
-San was widział jak szliście przez miasto, a Montanha trzymał torby! W końcu kupiłeś normalne ciuchy? Czy znowu jakieś zjebane?
-Normalny mam gust! - warknąłem, ale musiałem przyznać, że Monte pomagał mi w wybieraniu.
-Oczywiście, a ja jestem policjantem! - prychnął.
-Dobra może i masz trochę racji - odparłem przewracając oczami.
-No właśnie! Dobra jesteś sam w mieszkaniu?
-Nie - odpowiedziałem bardzo cicho na zadane pytanie.
-Okej, Montanha tam jest czyż nie?
-Tak - odpowiedziałem z westchnięciem - robi właśnie obiad.
-No no to lepiej mów do czego doszło między wami, że wam przerwałem!
-Do niczego! - warknąłem i przeszedłem do łazienki. Od razu w moje oczy rzuciło się w lustrze kilka śladów zębów i delikatnie czerwone miejsca, które niby były malinką, ale z drugiej strony były za bardzo mało wyraźne aby nimi były.
-ERWIN!
-Co? - palnąłem nie rozumiejąc jego nagłego krzyku.
-Mówię do ciebie, a ty nie odpowiadasz!
-Wybacz zamyśliłem się - mruknąłem, dotykając dłonią śladów na szyi przez które moje policzki stały się różowe. -Co mówiłeś?
-Pytałem jak się trzymasz i czy Montanha nie jest zbyt nadopiekuńczy wobec ciebie!
-Nawet dobrze się trzymam rany są już git, ale jeszcze te ramiona dokuczają.
-To przynajmniej tyle.
-A co do Monte troszkę jest nadopiekuńczy, ale to w sumie jest urocze - powiedziałem i po chwili zrozumiałem jak to zabrzmiało.
-Urocze powiadasz? - zaśmiał się z moich słów - Na pewno nic nie robiliście? W czymś wam nie przeszkodziłem?
-Weź spierdalaj! - warknąłem gdyż nie chciałem rozmawiać o tym.
-Okeeej - zaśmiał się - nie będę ingerować, ale bratu mógłbyś powiedzieć!
-Nic nie mam do mówienia - odparłem i wyszedłem z łazienki.
-Dobra nie zajmuje czasu jeszcze Kui mnie ukatrupi za tak długi brak mnie na zmianie - powiedział rozbawiony przyjaciel.
-Uważaj tam na siebie - powiedziałem z uśmiechem na ustach i spojrzałem na Monte, który wkładał coś do piekarnika, zapewnie nasze dzisiejsze jedzenie.
-Pa Erwin! Tylko bądźcie grzeczni! - nim mogłem na niego zacząć krzyczeć rozłączył się perfidnie.
-I jak rozmowa z Carbonaurą? - spytał, zamykając piekarnik, a ja podszedłem do niego.
-Okej - westchnąłem cicho i przytuliłem się do niego. Objął mnie swoimi ramionami więc i wtulił bardziej w siebie. Tego właśnie potrzebowałem od bruneta. - Muszę wieczorem pojechać na Burgershota, bo Carbo mnie potrzebuje.
-Ja też muszę na wieczór gdzieś się wybrać, bo mam umówione spotkanie - gdy to usłyszałem spojrzałem w jego oczy nie rozumiejąc dlaczego.
-Ja mam na 18 być, a ty? - zapytałem aby dowiedzieć się na którą ma.
-19 - odpowiedział.
-Podwieziesz mnie pod Burgershota, a jak skończę spotkanie to napisze do ciebie abyś po mnie przyjechał? - spytałem mając schowaną głowę w jego klatce piersiowej i uśmiechając się delikatnie.
-Tak to w sumie nie jest najgorszy pomysł - odpowiedział - lecz czy tobie to będzie pasować?
-Jeśli nie będę musiał męczyć się z skrzynią biegów to pasuje mi, bo mam ciebie.
-To dobrze - uśmiechnął się.
-Zrobiłeś mi ślady - mruknąłem cicho, a on delikatnie przechylił mą głowę w bok.
-Przepraszam - wyszeptał i przejechał palcami po mojej szyi. Poczułem przyjemne ciarki gdy dotykał mnie swoimi ciepłymi dłońmi.
-Mam nadzieję, że znikną, bo będzie trudno się wytłumaczyć z tego reszcie.
-Starałem się nie zagalopować zbytnio - westchnął i spojrzał się w moje oczy.
-Coś nie wyszło - z rozbawieniem powiedziałem mu to będąc ciekawy jego reakcji, która była dość urocza gdyż zarumienił się delikatnie na swoich policzkach co nie zawsze jest widoczne.
-Przepraszam - schował twarz w zagięciu mej szyi.
-Nie przepraszaj - zatopiłem dłoń w jego brązowych kosmykach. - Znikną przecież gorzej, by było gdyby były na widoku i bardzo widoczne, ale sam pozwoliłem ci na to.
-Yhym - mruknął - ale bluza ma do mnie wrócić - do powiedział po chwili ciszy przez to się zaśmiałem.
-Wróci do ciebie, ale dopiero jutro, bo dziś w niej chodzę gdyż jest wygodna luźna i ciepło mi w niej.
-No dobrze - powiedział - obiad będzie za jakieś pół godziny więc co za ten czas robimy?
-Hmmm może wspólny film? - zaproponowałem.
-Skoro nie ma co innego do robienia to z chęcią - odpowiedział więc w ten sposób znaleźliśmy się w salonie wybierając film do obejrzenia. Kiedy wybraliśmy oparłem się o jego ramie, którym mnie objął i delikatnie przysnął bardziej do siebie. Nie przeszkadzało mi to gdyż bardzo z chęcią przyjąłem tą propozycje od niego. Nie wiem nawet kiedy zjedliśmy obiad oglądając filmy i świetnie się przy tym bawiąc. Nawet nie wiedząc kiedy powoli zbliżała się 18, a ja musiałem być przed tą godziną na Burgershotcie.
-Monte - mruknąłem cicho.
-Tak wiem, wiem trzeba się powoli zbierać! - powiedział i wziął dłoń z mojego boku. - Poza tym nie przebierasz się w coś sensownego i bardziej twojego?
-Nie - odparłem z uśmiechem - tak jest dobrze poza tym jest w tym mi ciepło, a pewnie na polu zimno.
-Dobrze - westchnął cicho, bo chyba myślał, że odzyska swoją własność dziś - to zbieraj się!
-Okej - wstałem bardzo niechętnie z kanapy i przeszedłem do łazienki aby opróżnić się i jak będzie trzeba zamaskować naszą dzisiejszą zabawę. Na szczęście przygryzień praktycznie nie widać, a delikatne malinki są tak, że mogę zasłonić je bez problemu bluzą. Umyłem ręce, przetarłem twarz chłodną wodą i wytarłem się w rocznik. Monte posprzątał w tym czasie nasze talerze i kubki.
-Gotowy? - padło z jego ust, więc podszedłem do niego z uśmiechem. I zacząłem ubierać buty zaś Grzesiu pomógł mi z ubraniem kurtki gdyż nie mogłem jeszcze tak wyginać rękami.
-Tak, a tobie będzie ciepło w takim ubiorze?
-Chodzę tak od kilku lat, więc jestem przyzwyczajony - odpowiedział gdy zasuwał swoją skórzaną kurtkę.
-Które auto bierzemy? - spytałem patrząc na kluczyki do aut.
-W sumie chciałabym się przejechać tym twoim Elegy na szczęście nie jest już poszukiwane - gdy to usłyszałem spojrzałem o głowę wyższego mężczyznę z niedowierzaniem. -No co? Nie wiedziałeś?
-No nie - rzekłem biorąc od auta kluczyki i wyszliśmy z mieszkania, które zamknąłem na klucz.
-To teraz już wiesz - podeszliśmy do windy i czekaliśmy aż przyjedzie. Czasowo była 17:30 więc mieliśmy jeszcze pół godziny aby przyjechać z pół miasta do Burgershota. Kiedy winda pokazała piętro -1 znaleźliśmy się na parkingu gdzie miałem swoje samochody. Podeszliśmy do ciemno granatowego Elegy i rzuciłem kluczyki do policjanta, który je bez problemu złapał. Zasiadłem jako pasażer i zapiąłem pasy.
-Proszę tylko nie rozwal go.
-Zentorno wróciło do ciebie całe więc nie wiem dlaczego boisz się o te auto?
-Bo znam twoje możliwości prowadzenia za kierownicą i co chwila wjeżdżasz w jakiś słup albo w śmietnik - powiedziałem spokojnie i z delikatnym rozbawieniem.
-Dzięki Pastor - prychnął, ale jechał przepisowo do mojego punktu spotkania.
-Z kim się spotykasz dziś?
-Mam pewnego informatora, który jest winien mi przysługę i chce ją wykorzystać aby dowiedzieć się kilku rzeczy odnośnie jednej grupy przestępczej.
-Przecież możesz mnie spytać więc po co ci taki informator? - zapytałem nie rozumiejąc zbytnio tego.
-Nie będziesz wiedział o których mi chodzi i raczej nie wiesz. Dlatego też znalazłem informatora - odpowiedział, ale nie pasowało mi coś w tym.
-W ogóle jak idzie śledztwo z korumpem w policji?
-Nic nie mamy i nie przypominaj mi o tej krzywej akcji nie chce jej pamiętać.
-Nie rozumiem przecież...- spojrzałem na niego, a on cicho westchnął. -Wytłumaczysz?
-Okazało się, że moi właśni przyjaciele mi nie ufali. Dali mi podsłuch gdy byłem wtedy na siłowni. Najzabawniejsze jest to, że ja ucierpiałem, bo nie potrafili znaleźć gościa co sprzedawał policyjną broń na lewo... - zaczął mówić jak dowiedział się o przekręcie swoich przyjaciół.
Jakiś czas temu
Perspektywa Montanhy
Dzień jak co dzień jednak nie dla mnie. Pisicela na urlopie tak samo jak i Capela. Zostałem sam z wszystkim i miałem tego dość. Praca papierkowa i praca w terenie powoli mnie wyniszczała, a ja nie mogłem odpocząć przez natłok pracy i tego co dzieję się w mieście. Nikt nie potrafił ogarnąć tego wszystkiego sam, a ja miałem tak prowadzić tą komendę jeszcze przez cztery dni. Uzupełniałem właśnie wszystkie dokumenty, które musiałem zrobić i jeszcze czytać notatki od Dante, który przypilnował tego abym nie był bez żadnej wiedzy. Byłem już trzeci dzień na służbie. Jadłem to co kupiłem w sklepie albo to co zrobiłem w kuchni. Komenda stała się jakby dosłownie moim domem gdyż nawet sypiałem już w biurze aby ograniczyć czas wolny. Do drzwi zapukał ktoś więc nie wiele myśląc pozwoliłem wejść do środka. Jak się okazało był to sam Sony Rightwill, który jak mnie zobaczył trochę się zdziwił.
-Montanha, a ty co tu robisz?
-Uzupełniam papiery - powiedziałem zgodnie z prawdą, nie patrząc się na mężczyznę.
-Ty w ogóle dziś spałeś?
-Jest takie kurwa Kongo na mieście, że nie da się spać szefie - westchnąłem ciężko i spojrzałem na niego - co szefa w ogóle tutaj sprowadza?
-Musimy porozmawiać i w sumie dobrze, że tutaj jesteś - rzekł i usiadł na krześle na przeciwko mnie.
-O co tym razem chodzi? Skarga? Degrad? Zawias? - spytałem wszystko po kolei.
-Chodzi mi o twoją znajomość z grupą przestępczą kryjącą się pod postacią Zakonu - powiedział co bardzo mnie za intrygowało jak i zmieszało emocjonalnie. Jednak nie odezwałem się tylko pokazałem dłonią aby mówił dalej zaś mój wzrok wrócił na papiery. -Dostałem dość intrygujące nagranie głosowe gdzie rozmawiasz z niejakim Erwinem Knucklesem, Dią Garcone, Nicollo Carbonarą i kilkoma osobami. - Gdy usłyszałem to jak mówi popatrzyłem na niego z nie rozumiejąc skąd ma owe nagranie.
-Jakie nagranie? - spytałem cicho i spokojnie, mimo iż w środku powoli się gotowałem.
-Nagranie wyciągnięte z pluskwy, która została Ci podrzucona do radia przez Capele i Pisicele. - kiedy te słowa do mnie dotarły zaniemówiłem - Jakie macie warunki poza tym, że nie sprzedajecie informacji między sobą?
-Szefie - chciałem się odezwać jednak przerwał mi.
-Nie Montanha! Tłumaczysz się mi teraz bez światków albo wyciągamy wszystko na ciebie i najmniejsze przewinienia! Koniec zabawy, bo wszyscy w tej policji przymykają oko na to co robisz!
-Szefie z całym szacunkiem, ale to moja sprawa z kim się trzymam bądź kogo znam. Nie moja wina, że ci ludzie dają mi więcej szacunku niż moi właśni policjanci, którzy opierdalają mnie dosłownie za wszystko! - powiedziałem oburzony jego postawą.
-Montanha nie chce dla ciebie źle. Wiem, że byłeś dobrym 01 i szanujesz ludzi, którzy nie sprzedają się oraz, że nie byłbyś w stanie zdradzić policji - powiedział i założył ramię na ramię, a ówcześnie na stół dał teczkę.
-Bo nie jestem w stanie tego zrobić i nigdy bym nie zdradził swoich - odparłem i wziąłem teczkę chcąc przeglądnąć zawartość jej.
-Więc porozmawiajmy jak ludzie i wyjaśnij mi jak działa wasz układ - wyciągnął telefon z kieszeni i puścił mi moją rozmowę z chłopakami - Pisicela twierdzi, że to jest twoje alibi na to, że nie wy nosisz broni ze zbrojowni. Więc mi po prostu wytłumacz.
-Dobrze - westchnąłem cicho - wiedziałem, że robią banki, ale każdy w sumie to wiedział, bo oni byli zdolni do tego aby prawidłowo złamać hasła do sejfu. Aby utrzymać zdrową relację między nimi i oddzielać pracę od życia prywatnego. Zdecydowaliśmy, że po pracy jest po pracy i nie będziemy ingerować w nie. - westchnąłem cicho - Głównie to był mój pomysł, ponieważ nie chciałem być brany za korumpa, bo im mniej wiem tym lepiej dla mnie.
-Kto wtedy na kasynie cię porwał w takim razie?
-Nie wiem - odparłem patrząc się w oczy szefa i musiałem w nie kłamać - chciałbym naprawdę wiedzieć dlatego prowadzę śledztwo odnośnie ich.
-Śledztwo?
-Śledztwo, które zostało umorzone przez 01 i 02 przez brak dowodów - oznajmiłem.
-Czyli śmiesz twierdzić, że twoja znajomość z Zakonem Błędnej Ciszy jest tylko czysto nie złączone z brakiem o sprzętowania.
-Nie robiłbym nigdy nic niezgodnie z kodeksem i zasadami, które panują Szefie. Brzydzę się występkiem, które jest tylko dla zabawy! - powiedziałem kładąc teczkę z powrotem na biurko.
-Jednak twoja relacja z Erwinem Knucklesem jest dosyć niejasna biorąc pod uwagę jakie słowa używa pastor wobec ciebie i to, że jesteście blisko.
-Erwin jest tylko przyjacielem - rzekłem dosyć niepewnie - moja relacja jednak jak szef mówi jest niejasna gdyż nasze charaktery są od siebie bardzo różne i dosyć jesteśmy troszkę wybuchowi, jednak lubię go i nie chce tracić z nim kontaktu.
-Czyli mam tak po prostu przymknąć oko na tą znajomość?
-Nie wiem to od szefa zależy co ze mną szef zrobi - odparłem będąc pogodzony na każdą ewentualność.
-Będę mieć cię na oku i masz nie wyłączać dashcama już chyba, że chcesz mieć przez to problemy! Poza tym nie myśl, że nie wiem dlaczego wyłączasz kamery!
-Szef wie? - przełknąłem ciężko ślinę, która nie chciała przejść dalej dobrowolnie.
-Wiem i nie popieram tego, ale z drugiej strony zabierasz gdy nic się nie dzieje. Jednak powinieneś zostać za to ukarany lecz praca za 01 i 02 to wystarczająca kara, której nie możesz odmówić gdyż nie masz wyboru.
-Tak jest szef - powiedziałem cicho będąc zażenowany tym wszystkim oraz czując się zdradzonym ponownie przez swoich partnerów z pracy.
-Więc najlepiej będzie jak nikt o tej rozmowie się nie dowie i zostanie to między tobą, a mną - wstał z krzesła, biorąc teczkę w dłoń, a ja jedynie potwierdziłem kiwnięciem głowy. -Miłej służby Montanha i mam nadzieję, że się dogadaliśmy.
Teraźniejszość
-Czyli sytuacja jakby się wyjaśniła, ale to była naprawdę karygodna kara dla ciebie Monte - powiedział Erwin po tym jak na pół skróciłem mu relacje z tamtego dnia, który powstał przez Sony'ego i stał się moją karą. W sumie nawet bardziej odpokutowałem gdy postrzelono mnie i wylądowałem w szpitalu. Mimo, że te akcje są tak bardzo różne to łączy je zawsze jedna rzecz. Głównie jest to człowiek rzadziej przedmiot. Właśnie dojechaliśmy praktycznie pod Burgershota i to nawet przed czasem.
Zaparkowałem auto na środku przejazdu, a Erwin spojrzał na mnie.
-Co się stało?
-Obiecaj mi Monte, że nie wjebiesz się w jakieś gówno z którego będzie trudno cię wyciągnąć - rzekł, a ja położyłem dłoń na jego kolanie ciężko wzdychając.
-Już się wjebałem dawno w takie gówno Erwin - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i po masowałem go po udzie. - A ty uważaj na siebie i napisz jak skończycie!
O czym Monte mówi?
Czy Erwin będzie chciał coś więcej?
2557 słów
Rozdziały o 9:00
Wtorki!
Czwartki (nie zawsze)
[nie wiem nawet dlaczego tak piszę, bo większości zawsze są w te czwartki xD]
Soboty
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro