Skorumpowany?
Tak jak obiecałam rozdzialik dla was!
Miłego czytania!
I kolejny dopiero w sobotę o 9:00
Perspektywa Montanhy
Od minionego dnia, a raczej nocy, którą spędziłem na rozmowie o wszystkim i niczym z Erwinem, minęło sporo czasu. Wszystko między nami można powiedzieć, że wróciło do normy. W wolnym czasie czyli wieczorami spotykam się z ekipą Pastora, a w czasie dnia bywam na służbie. Wiedziałem o ich przekrętach jednakże nic nie mówiłem z tego moim towarzyszą z pracy. Nie powiem, nie czułem się z tego dumny jednakże coś musiałem zaryzykować aby móc przebywać bezpiecznie wśród nich. Mimo iż rozumieliśmy siebie nawzajem, że żadna ze stron nie wyda nic to jednak był jakiś procent z tego, że coś pójdzie nie tak. Po prostu było to ubezpieczenie moje jak i dla ich. Ja nie wyciągałem informacji, których nie chcą mówić, a ja nie mówiłem im nic związanego z policją. Dzięki temu byłem traktowany jak członek grupy jeśli nawet byłem policjantem. Nie ingerowałem jednak w życie mafijne, bo nie chciałem tego, mimo iż raz dostałem pewną propozycje od ich strony. Ubrałem się właśnie w swój mundur i poprawiłem włosy do tyłu.
-Witaj Grzesiu - przywitał się Hank wchodząc do szatni w której byłem.
-Cześć Hankuś! - uśmiechnąłem się do niego.
-Co tak wcześnie szefie? - zapytał podchodząc do swojej szafki.
-A, bo wcześniej wróciłem do domu - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Wcześniej to do której siedziałeś z Pastorem? - spytał ciekawy.
-Byliśmy w barze z ekipą i dość dobrze spędziłem czas - odparłem - a ty Hank jak spędziłeś wolny czas?
-A byłem do późna na służbie - odpowiedział z uśmiechem.
-Było coś ciekawego?
-Raczej nie chociaż podsłuchałem rozmowę high commandu i coś się kroi Grzesiu.
-Co takiego? - zmrużyłem powieki nie za bardzo rozumiejąc.
-To chyba będziesz musiał porozmawiać z Capelą i Pisicelą.
-Na pewno porozmawiam - oznajmiłem gdyż chyba od niego się nie dowiem chociaż warto spytać - a wiesz co się kroi?
-Podobno coś górze się nie podoba i mają z kimś porozmawiać o tym.
-Dobra to co wspólny patrol? - zaproponowałem z uśmiechem aby zmienić temat.
-A jakże!
Tak więc skończyłem na patrolu w swojej ukochanej corvettcie z Hankiem. Poranek był całkiem spokojny jak na taki zwyczajny listopadowy dzień. Powoli zbliżała się zima i nic nie było by w tym złego w sumie gdyby owa pora przypominała mi o pewnej sytuacji.
-Szefie!
-Tak Hank?
-Czy mógłbym przejechać się seu?
-No dobrze - odparłem gdyż wiedziałem, że mój przyjaciel bardzo duży miał popęd do jednostki seu gdy się tylko pojawiły w naszym mieście. W ten sposób do późnego popołudnia jeździł on na miejscu kierowcy, a ja byłem radio operatorem. Nie powiem, ale gdy ekipa zakonu spała bądź robiła ludzkie rzeczy było nudno, bo oprócz piratów drogowych nic więcej się nie działo w mieście. W radiowozie była puszczona muzyka na fula przez to mieliśmy jakieś zajęcie, ale nie zauważyłem, że ktoś dzwonił gdyż muzyka z radia jak widać zagłuszyła wszystkie inne dźwięki oraz wibracje. Spojrzałem na ekran telefonu i zdziwiłem się iż Erwin dzwonił o tej godzinie. Ściszyłem radyjko, a Hank popatrzył na mnie z pytaniem - muszę oddzwonić - poinformowałem go wybierając numer do pastora.
-Dobra - odpowiedział i jechał w stronę winnicy.
-Halo Erwin co chciałeś? - zapytałem ciekawy co szykuje mężczyzna.
-Mamy darmowe karnety na siłownię i dziś lecimy sprawdzać co to daje. Chcesz wybrać się z nami?
-O której? - spytałem ciekawy.
-O siedemnastej na molo otworzyli tam właśnie nową siłownię - oznajmił - spokój Carbo!
-Pozdrów chłopaków - powiedziałem z uśmiechem - no zobaczę czy się wyrwę z pracy wiesz niby spokój dziś, ale zawsze może coś się zmienić!
-Nie no dziś luz mamy dziś tylko zabawa!
-To w sumie dobrze - uśmiechem się delikatnie na tą wiadomość - zadzwonię gdy będę coś wiedzieć.
-Dobra to do usłyszenia Monte - rozłączył się, a ja schowałem telefon do kieszeni.
-Co chciał Pastor?
-A zdobył karnety na siłownię i zapraszają mnie na chwilę.
-W sumie to nie jest taki zły pomysł szefie aby załatwić nam karnety na siłownię - stwierdził brunet prowadząc samochód.
-Może masz rację. Porozmawiam o tym z Jankiem.
-Dzięki szefie!
-01 status 1 dzień dobry! - usłyszeliśmy na radiu komunikat więc zaraz się przekonam co się kroi.
-Również 02 status 1.
-Czy 03 jest na służbie?
-10-2 jestem - odpowiedziałem do radia.
-Chodź na komendę mamy kilka spraw!
-10-4 jedziemy - odparłem do radia - lecymy na komendę.
-Tak jest, a jak szef będzie wyjaśniał sprawy to mógłbym jeszcze pojeździć seu?
-Jasne póki nie jest mi potrzebne to tak - zezwoliłem w końcu każdy powinien mieć szanse do zabawy i jazdy seu.
-01 i 02 idziemy na radio 5, 03 również przejdź - poinformował mnie Capela na radiu.
-10-4 - odpowiedziałem i przekręciłem pstryczkiem na radio piąte.
-Za ile będziesz Montanha? - spytał Pisi.
-Dajcie mi od pięciu do dziesięciu minut, bo wracamy z patrolu w bogatych dzielnicach - odpowiedziałem zgodnie z prawdą gdyż trochę zajechaliśmy za daleko od miasta, ale tu też od czasu do czasu trzeba zrobić patrol.
-Oczekujemy w biurze - odrzekł i nie podobało mi się to.
-Coś chyba jest poważnego, że od razu chcą rozmawiać z tobą Grzesiu - mruknął Hank.
-Ogarniemy to spokojnie cokolwiek by to nie było - odpowiedziałem, ale dość ekspresowo znalazłem się w biurze, w którym czekał na mnie Capela z Pisicelą. Wyglądali na bardzo zmartwionych i niezadowolonych, co nie było chyba dobrym znakiem dla mnie.
-Dobrze, że jesteś - powiedział cicho Janek i spuścił głowę w dół.
-Co się dzieje? - zapytałem stojąc między fotelami, a tuż przed biurkiem.
-Może lepiej usiądź - zaproponował Capela i pokazał dłonią na lewy fotel. Tak więc bez ociągania usiadłem i widząc ich poważne oraz delikatnie przerażone miny zacząłem się stresować. Minęło pięć minut, a oni nie odezwali się do mnie słowem tylko patrzyli na siebie nie wiedząc chyba jak zacząć tą rozmowę.
-Powiecie w końcu o co chodzi czy będziecie tak ciągle milczeć? - zapytałem wytrącony delikatnie z równowagi ich milczeniem.
-Sprawa jest nie za ciekawa Grzesiu i nie bądź na nas zły, bo to nie my decydujemy o wyższych rzeczach czy decyzjach - w końcu zaczął gadać Janek.
-Mówcie w końcu!
-Wyżej od nas położonym nie pasuje im twoja przyjaźń z grupą mafijną zwaną zakonem - wydusił z siebie Capela.
-Co? - popatrzyłem na nich z niedowierzaniem jakbym się przesłyszał.
-Śmią mówić iż jesteś korumpem i pracujesz z Erwinem Knucklesem - powiedział teraz Janek.
-Ja praca z zakonem?! - złapałem się za głowę nie mogąc tego przetrawić - Mają chociaż jakieś dowody, iż oskarżają mnie o coś takiego?!
-Twoje bliskie relacje z całą paczką iż spędzasz dnie w pracy, a po pracy z ekipą Pastora - mruknął Capela opierając brodę o złączone ręce, które oparł o biurko.
-Nie mają dowodów, a mnie oskarżają?! To jest kurwa śmieszne! - podniosłem się z fotela - Dbałem od samego początku o to aby nie było wśród nas sprzedawanych kurw, a mnie oskarżają o to, bo mam z nimi jakaś relację?!
-Grupa Erwina jest najbardziej odnotowanych grup przestępczych i przyznawali się nie jeden raz do tego. Erwin i kilka osób z jego otoczenia siedzieli za terroryzm Grzesiu - wtrącił się Janek - Rightwill mimo iż ci ufa to reszta z góry nie. Mają powody do tego aby cię oskarżać o to mimo iż dowodów brak.
-To jest żałosne! Nie zniżył bym się do tego aby sprzedać nikogo z was! Jesteśmy kurwa rodziną! - krzyknąłem, ale aby uspokoić się przeszedłem wzdłuż biura tam i z powrotem - Co mi grozi?
-Najmniejszym przypadku degradacja na stanowisko niskie abyś nie miał dostępu do informacji - odrzekł cicho Dante.
-A w najgorszym przypadku? - zapytałem zdenerwowany tym wszystkim. Jednak znowu zapanowała cisza.
-Lota z Lspd - powiedział cicho 02 i odwrócił wzrok ode mnie. Załamany usiadłem na kanapie gdyż oznaczało to wszystko, że muszę zaprzestać spotykania z Erwinem i resztą.
-Dlaczego chcą mi coś takiego zrobić? - wydusiłem z siebie cicho - Staram się ile mogę aby wszyscy byli bezpieczni. Robię wszystko prawidłowo zgodnie z kodeksem, nie robię nic nielegalnego!
-Spokojnie Grzesiu znajdziemy rozwiązanie na to tylko po prostu na razie nie zbliżaj się do grupy Knucklesa? - zaproponował Capela, ale po jego twarzy było widać, że też nie pasuje mu to, że mam zaprzestać kontaktu z ludźmi.
-Czyli według was po prostu mam od tak porzucić przyjaciół, bo to tak chce góra? Nie wiecie ile czasu i uczuć kosztowało mnie omijanie Erwina i reszty! Nie zrezygnuje z tego!
-Montanha - westchnął ciężko Janek - gdybyś nie wyłączał kamery w samochodzie może, by inaczej to się potoczyło. Nie twierdzimy, że jesteś skorupowany jednak ta sytuacja jest podejrzana gdyż po prostu często zdarza się to iż wyłączasz dashcama. Dlaczego?
-Mam przerwę to po co ma nagrywać skoro nie ma mnie w samochodzie? - prychnąłem gdyż nie mogłem przyznać się, że jeździ ze mną Erwin i wtedy wyłączam kamerę aby nie nagrywała tego.
-Rząd myśli, że wyłączasz aby ukryć swoje momenty korupcji gdy zdradzasz informacje - powiedział Capela - nie mamy jak cię obronić. Niestety, ale nie dajesz nam wyboru chociaż wiemy to, że nigdy byś nas nie zdradził.
-Wraz z Capelą chcieliśmy cię po prostu ostrzec, bo teraz ci wyżej będą uważnie obserwować twoje poczynania - oznajmił asystent szefa.
-Czyli mam zerwać kontakt inaczej wyjebiecie mnie na zbity pysk?
-Nie mamy wyboru wiemy dobrze, że coś cię łączy z nim jednak nie możecie być ze sobą - westchnął ciężko Capela.
-Erwin jest moim przyjacielem nic więcej i bardzo dziękuję kurwa za postawienie mnie między młotem, a kowadłem! Naprawdę zajebiści z was przyjaciele! - krzyknąłem- Nie odzywajcie się do mnie w ogóle! - opuściłem pod wpływem emocji biuro trzaskając z całej siły drzwiami. Byłem wkurwiony iż nie miałem wyboru. Nie dano mi go i odebrano coś o co walczyłem tyle czasu - 03 status 2 - powiedziałem na radiu i wyłączyłem je w pizdu. Musiałem się uspokoić i to jak najszybciej, bo mogłem zrobić coś bardzo głupiego w przypływie gniewu. Zbiegłem na dolny parking i wyciągnąłem z garażu victorie. Nie była jak moja corvetta jednak nie liczyło się to teraz. Wyłączyłem GPS i wyjechałem z komendy na sygnalizacji dając gaz do dechy nie licząc się z tym iż jechałem ponad 100 km w miejscu zabudowanym. Teraz zasady i zakazy mnie nie ruszały miałem teraz tylko jeden cel : Nie zabić się przez prędkość. Spojrzałem na tablet w samochodzie i powoli zbliżała się godzina siedemnasta więc skierowałem swój samochód na zachód w stronę morza. W sumie nie rozumiem ich dlaczego w tak chłodny wieczór chcą ćwiczyć na otwartej przestrzeni, chociaż może to jakaś nowa moda coś ala morsowanie tylko, że na siłce. Westchnąłem ciężko gdyż czułem, że będę musiał przedstawić fakty w których zostałem postawiony. Może oni mi doradzą co mam zrobić z tym całym bałaganem, który powstał przez przypadek. Raczej w to nie wierzę, ale powstał i trzeba się go pozbyć. Zajechałem na molo równo na siedemnastą godzinę i zaparkowałem tyłem aby nie wyłączać dashcama, bo nie chciałem więcej problemów. Wysiadłem z radiowozu i trzasnąłem przez przypadek drzwiami gdyż użyłem za dużo siły na tą czynność przez to chłopaki na siłowni zwrócili na mnie uwagę.
-Monte! - krzyknął Erwin - Miałeś zadzwonić jak się zdecydujesz.
-Ugh nie myślałem o tym - westchnąłem ciężko przeskakując murek gdyż nie chciało mi się robić zbędnych kroków do furtki.
-Co się stało? - zapytał Carbo - Coś nie jesteś w humorze.
-Mam dość tego co się dzieje po prostu na tej komendzie! - warknąłem i podszedłem do worka aby na nim wyżyć wszystkie emocje.
-A co takiego się dzieje? - zapytał tym razem Erwin i przytulił mnie od tyłu. Na jego dotyk moje spięte ciało rozluźniło się, a z moich ust wydobyło się powietrze z płuc.
-Oskarżono mnie o korupstwo - powiedziałem cicho.
-Co?! Niby na jakiej podstawie?
-Właśnie tu robi się śmiesznie! - zaśmiałem się załamany - Nie mają żadnych dowodów na mnie! Nic, a nic jestem czysty! Tylko sugerują się dashcamem!
-Grzesiu weź głęboki oddech, bo mi zaczniesz hiperwentylować - mruknął Erwin obracając mnie do siebie i kładąc na moich policzkach swoje chłodne dłonie - głęboki wdech i wydech! - zgodnie z jego instrukcją zacząłem brać i wydychać powietrze.
-Co ci grozi za niby korumpstwo? - zapytał Carbo.
-Wywalą mnie z policji - spuściłem wzrok na swoje buty gdyż policja była wszystkim co ceniłem w życiu licząc przy tym przyjaciół.
-Nie jesteś żadnym korupem ani sprzedajnym psem! Znaleźli nie tego człowieka co trzeba! - mówił Erwin, ale wtrącił się Nicollo.
-Nigdy nic nie sprzedałeś nam ani nie dałeś nawet jeśli cię o to prosimy, bo mamy ugodę. My nie wypytujemy o informacje, a ty nie wypytujesz o nasze!
-Ale oni o tym nie wiedzą! - powiedziałem z żalem w głosie - Jakbym chciał im to powiedzieć to będzie złe z mojej strony, bo ten układ miał być między nami wszystkimi - westchnąłem i wtuliłem się w pastora potrzebując teraz czyjeś obecności przy mnie.
-Nie pomogą ci twoi Monte? - zadał kolejne pytanie obejmując mnie - W końcu to psy jak ty więc powinni stać za tobą!
-Mimo iż jestem psem to mam radzić sobie sam, bo wiedzą o naszej przyjaźni i tym iż jestem przykładnym policjantem to nie mają wyboru przed wyżej postawionymi.
-Co za sprzedajne kurwy! - warknął - Jaki dostałeś warunek aby zostać w policji?
-Zaprzestanie z wami spotkań i znajomości - wyszeptałem, bojąc się ich reakcji. Dorian przysłuchiwał się całej rozmowie nie odzywając się nawet. Blush biegał na bieżni mając słuchawki, a San bawił się sztangami natomiast Dia odpoczywał.
-Co kurwa ze wszystkimi?! - wtrącił się Dia, który nie był zadowolony z moich słów.
-Z całym otoczeniem Pastora czyli i was chłopaki mimo iż nie bierzecie czynnego udziału w mafijnym życiu - potwierdziłem słowa dredziarza, który patrzył się na mnie z zmartwionym wzrokiem.
-Ale to oznacza, że znowu będziesz wiecznie na służbie! - oburzył się San.
-Właśnie! - dodał Carbo - Czy oni nie widzą, że dbamy o to abyś nie siedział dwadzieścia cztery godziny na służbie?
-Wychodzi na to, że nie widzą - odparłem i puściłem się pastora dzięki, któremu uspokoiłem się i nie miałem już tak destrukcyjnych myśli. - Co ja mam z tym zrobić chłopaki?
-Hmm - mruknął Erwin i widziałem po jego minie, że coś już kombinuje.
-Jakiś plan chodzi ci po głowie? - zapytałem złotookiego.
-Może przez tydzień niech to się uspokoi, a my będziemy mieć kontakt telefoniczny potem na powoli wrócimy do spotykania się ekipą, ale w miejscach gdzie nie będzie nikt nie pożądany. Poszukamy korumpa, który cię sprzedał i zadecydujesz co z nim zrobisz już sam.
-Jeśli nikt nie ucierpi przez wasze plany mogę na to przystąpić - powiedziałem dość niepewnie.
-Spokojnie Grzesiu szybko znajdę tego kogoś w końcu jestem Dia Garcone! Znam wszystkich w tym mieście!
-Oj to chyba każdy wie!
Czy odnajdą korumpa?
Czy Monte zostanie znowu sam?
2332 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro