Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Siłownia

Sobotni rozdział!
Jak tam minął wam tydzień?
Miłego dzionka

Perspektywa Erwina

Mimo iż rano mówiłem, że nic nie zrobimy to jednak chłopaki wpadli od Kuia na bardzo zajebisty pomysł w którym chciałem w sumie wziąć udział. Chłopaki mieli wszystko zaplanowane i praktycznie przygotowane ja natomiast miałem zabrać ze sobą Carbonarę jako asystę. Uciekać będziemy pięcio osobówką więc ten jeden plus, że nikt nie będzie w bagażniku siedzieć. Bałwanki miały ogarnąć zakładników, ale jeden podobno im zbiegł i nie mają zastępstwa, co musiałem niestety ja uzupełnić. Zaproponowałem więc im porwanie policjanta na akcję za którego wezmą i wytargują trochę więcej niż zwyczajnie to bywa za zwykłego cywila. Z chłopakami uzgodniliśmy wszystko co do joty i czekaliśmy w sumie na wieczór. Między czasie miałem spotkać się z Monte na siłowni, ponieważ mieliśmy darmowe karnety więc trzeba było wykorzystać je skoro były aktywne.

-Myślicie, że przyjedzie? - zapytał Dorian gdy ja bawiłem się ciężarkami.

-Przyjedzie w końcu to Grzesiu on zawsze przyjeżdża gdy trzeba - stwierdził Dia. - W końcu nie wystawił nas ani razu, a nawet pomagał w trudnych sytuacjach.

-Racja to dość dobry przyjaciel jak i pies - rzekł San.

-Chyba każdy to wie - odparłem z uśmiechem. - Gotowy jesteś na akcję?

-Myślisz, że się zdenerwuje na nas? - zapytał z delikatna obawą jednak rozumiałem go aż za bardzo po tym co ostatnio odwaliliśmy mieliśmy nie robić takich rzeczy, ale tym razem mieliśmy zbyt dobry plan aby to się nie udało.

-Z pewnością tak, ale wybaczy to w końcu tylko mała przysługa. Jemu nie wpiszą tego przecież w kartotekę.

-Ale nam już tak Erwin - rzekł siedząc jak zawsze w swoim kowbojskim kapelutku.

-Jeśli nas złapią - odparłem z uśmiechem i zobaczyłem jak jakieś auto wjeżdża po molu centralnie w stronę siłowni. Nie była to corvetta gdyż nie miała tych świateł co ją rozróżniały od innych samochodów, które znałem. Radiowóz zaparkował tyłem do nas przez to już wiedziałem kto przyjechał. Z auta wyszedł w mundurze policyjnym pewien brązowowłosy mężczyzna i nie spodziewałem się tego, że aż tak trzaśnie drzwiami samochodu. Teraz mogłem zauważyć, że wszystkie jego mięśnie są spięte jak i sam właściciel. Gdy Grzesiu wyznał nam co go trapi aż nie mogłem uwierzyć w to co chcą zrobić jego przyjaciele z pracy. Żadne nie stawiło się za mężczyzną, który nigdy nic nie mówi nam o policji. Jest tak uparty i jak mówi stanowcze nie, to zostaje przy tej odpowiedzi. Z niego nic totalnie nie da się wyciągnąć poza tym mieliśmy umowę aby nie wplątywać naszych prac i co w nich robimy robimy w naszą relację. Starałem się jakoś uspokoić go, a on bardzo dobrze reagował na mój dotyk, który go zazwyczaj natychmiastowo uspokajał. Ani on, ani ja nie wiedzieliśmy dlaczego idzie to w dwie strony, ale nie szukaliśmy odpowiedzi gdyż uważamy, że to przez naszą dziwną relację. Relacje, która była teraz zagrożona ze strony policji.

-A co jeśli nie pójdzie zgodnie z planem i nie znajdziecie korumpa?

-Jak cię wypierdolą z policji zawsze możesz dołączyć do nas! Dobrze wiesz, że zakon cię zawsze przyjmie! - powiedziałem z uśmiechem gdyż to dawało wiele możliwości, ale widziałem już po minie Monte, że nie podoba mu się to i to nie był pierwszy raz mi to mówił.

-Erwin nie... Jakby to wyglądało?! Policjant nagle w mafii? - pokręcił sprzecznie głową - Jestem policjantem Pastorze nie gangsterem i nie zmienię strony!

-To co będziesz robić skoro cię wywalą?

-Nie wiem... Naprawdę nie wiem, ale nie jestem zdolny do bycia gangsterem!

-Skąd to wiesz skoro nie spróbowałeś nigdy! - podniosłem trochę ton głosu wyżej, co spotkało się z marszczonymi brwiami niezadowolenia i rozczarowana u Monte.

-Nie chce próbować mówiłem ci to już kilkanaście razy!! Chce chronić ludzi nie ich ranić ani próbować żyć w mafii! Nie nadaje się do tego i nie chce!!!

-Przepraszam - spuściłem głowę nisko gdyż nie lubiłem gdy stróż prawa robił mi wywód, ale miał do tego wielkie prawo gdyż zawsze tak się kończył ten temat kiedy ja go poruszałem.

-Nie... to ja przepraszam nie powinienem krzyczeć - powiedział już spokojniej i uśmiechnął się do mnie przepraszająco.

-Tu też moja wina jest Monte mogłem nie zaczynać tego tematu - odpowiedziałem i spojrzałem w jego czekoladowe oczka, które patrzyły na mnie przepraszająco. - Jest dobrze - dodałem by go uspokoić.

-Na pewno?

-Yhym... - kiwnąłem głową na tak - korzystaj z siłowni po to tu przyszliśmy w końcu!

-Dobrze, a właśnie co was wzięło na taką chłodną pogodę na otwartej przestrzeni ćwiczyć?

-Trzeba spalić trochę tłuszczyku, a na zimnie najlepiej! - zaśmiał się Dorian, który zaczął brać na klatę sztalugę. Natomiast Monte został przy worku treningowym i zaczął w niego nawalać z całej siły, że aż ten worek latał do przodu i w tył. Natomiast ja dołączyłem się do Blusha na bieżnie aby poprawić swoją kondycję.

Perspektywa Capeli

Kiedy Montanha powiedział abyśmy się do niego nie odzywali już w ogóle, popatrzyłem na Pisicele czując się winny.

-Zawiedliśmy go - westchnąłem ciężko - nie chciałem aby tak to się potoczyło Janek!

-Nie mamy wyboru póki nie mamy dowodów na jego niewinność nic nie zrobimy - odpowiedział i usiadł na fotelu przede mną.

-Jesteś pewien, że dobrze postąpiliśmy?

-Nie jestem tego pewien, ale dowiemy się jak będziemy mieć jasno powiedziane, że to nie on sprzedaje.

-Jednak to on wyplewił zachowanie sprzedawania się ludziom w naszych funkcjonariuszach - rzekłem i włączyłem na komputerze odpowiedni program. - Czuje się źle z tym co musimy zrobić Pisicela!

-Ja również jednak musimy przedstawić wyżej podstawionym dowód na jego niewinność, bo naprawdę wyleci z policji, a Policja bez Grzesia to nie będzie to samo!

-Wiem, ale żeby posłuch mu dać do radia to chyba zbyt dużo nawet jak na nas, nie sądzisz? - mruknąłem i włączyłem pluskwę, która nadaje od rana, ale interesował nas teraźniejszy moment. - Wiesz, że jak się dowie o tym to straci do nas zaufanie?

-Staramy się tylko uratować go przed oskarżeniami! Dobrze wiesz jak kończą policjanci, którzy są w mafii - oznajmił Janek z miną na twarzy, której nie potrafiłem rozgryźć.

-Wiem i to bardzo co czeka zdrajców - oznajmiłem i przełączyłem na słuchawki bluetooth aby nikt inny nie mógł podsłuchać tego co aktualnie mówi Montanha i z kim on teraz przebywa. Dzięki temu iż radio było blisko twarzy mieliśmy idealne połączenie oraz jakość głosu. Od razu wychwyciłem przez słuchawkę kto był z Gregorym i ile ich tam aktualnie jest. My jednakże potrzebowaliśmy tylko momentu, który potwierdzi naszą tezę o niewinności mężczyzny.

-Nie jesteś żadnym korupem ani sprzedajnym psem! Znaleźli nie tego człowieka co trzeba! - powiedział oburzonym głosem pastor, a ja spojrzałem na Janka, który patrzył na mnie.

-Nigdy nic nie sprzedałeś nam ani nie dałeś nawet jeśli cię o to prosimy, bo mamy ugodę. My nie wypytujemy o informacje, a ty nie wypytujesz o nasze! - teraz odezwał się Carbonara, którego również nie dało się pomylić z kimś innym.

-Ale oni o tym nie wiedzą! - słychać było w głosie policjanta żal do nas - Jakbym chciał im to powiedzieć to będzie złe z mojej strony, bo ten układ miał być między nami wszystkimi - westchnął cicho.

-Nie sądziłem, że mają taki układ - powiedział Janek poprawiając słuchawkę w uchu.

-Ja myślałem, że Grzesiu ma wszystkie o nich informacje - powiedziałem cicho, ale mężczyzna przede mną uciszył mnie gestem dłoni, bo zaczęli na nowo rozmawiać między sobą.

-Nie pomogą ci twoi Monte? - padło kolejne pytanie ze strony Knucklesa - W końcu to psy jak ty więc powinni stać za tobą!

-Mimo iż jestem psem to mam radzić sobie sam, bo wiedzą o naszej przyjaźni i tym, że jestem przykładnym policjantem to jednak nie mają wyboru przed wyżej postawionymi.

Gdy to usłyszałem po prostu wyciągnąłem słuchawkę. Jeszcze bardziej poczułem się z tym wszystkim źle, że tak potoczyła się nasza rozmowa z Montanhą, jednak musieliśmy emocjonalnie na niego zadziałać żeby plan wypalił. Mieliśmy dowód na obronę Grzesia i to się teraz tylko liczyło.

-Czyli Grzesiu jest czysty jednak zostaje pytanie kto wynosi nadal naszą broń skoro nic, a nic nie sprzedaje.

-Nie wiem Janek, ale mam nadzieję, że Montanha nie będzie zły o to na nas...

-Już jest zły Dante - odparł - możemy tylko czekać na to aż nam wybaczy.

-Będzie to ciężkie jak się dowie w jaki sposób mamy dowód na jego niewinność!

-Racja, ale nie mieliśmy innego wyboru Dante...

Perspektywa Montanhy

Nie powiem, ale prawie z godzinę nawalałem w worek aż w końcu ochłonąłem, pozbywając się z siebie wszystkich złych emocji, które nie dawały mi spokoju. W sumie na siłowni zostałem tylko ja, Erwin i Nicollo.

-Jesteś w ogóle na służbie? - zapytał ciekawsko Erwin.

-Na statusie 2 jestem.

-Czyli?

-Chwilowa przerwa w wykonywaniu pracy - odpowiedziałem na jego pytanie i zacząłem zastanawiać się po co mu ta informacja. - A po co ci ta informacja?

-Po prostu zastanawiało mnie dlaczego twoje radio nie nadaje jak to zwykle robi - powiedział z uśmiechem, który wydał mi się delikatnie dziwny.

-Wyłączone jest - odparłem i podszedłem do nich masując kostki na ręce gdyż zdarłem sobie pod wpływem emocji skórę i krwawiły mi.

-Coś zrobił tym razem? - zapytał podchodząc do mnie i łapiąc za dłoń, która chciałem schować, ale on był szybszy - No i po co tak nawalałeś w ten worek? Druga też tak wygląda?

-Nie - mruknąłem, a Carbo podszedł do nas z apteczką, którą nawet nie wiem skąd wziął. Nie zajęło to jednak dużo czasu, ale ręka bolała gdy była oskarżana i opatrywana przez siwowłosego.

-No nieźle żesz rozwalił tą rękę trochę będziesz miał przez to problemy aby ją poprawnie używać.

-Możliwe, ale z gorszych rzeczy wychodziłem więc to szybko się zaleczy - odparłem i nie powiem czułem się znaczniej lepiej z chłopakami niż z szefem i zastępcą szefa co mnie zdradzili pochopnie oceniając mnie przez pryzmat mych znajomości.

-Oj my to dobrze wiemy - stwierdził i zaśmiał się cicho, ale po chwili wszyscy w trójkę się śmialiśmy.

-Jest już osiemnasta trzydzieści - mruknął Erwin zerkając na telefon.

-Co macie mszę na dziewiętnastą? - zapytałem ciekawy - Chyba, że planujecie coś nielegalnego?

-Może mam przygotowania do bierzmowania albo przyjęcie jakieś zakonnicy. Wiesz nie zawsze żyje się napada... - nie dokończył gdyż poczułem jak ktoś przykłada mi pistolet do karku. Niezbyt chętnie moje ciało poniosło ręce, a chłopaki przede mną też to zrobili.

-Radzę nie wciskać niczego co będzie wzywać policję - usłyszałem głos z modulatora i westchnąłem cicho gdyż oznaczało to, że znowu zostanę gdzieś porwany. Jednak tym razem nie stoi za tym Erwin gdyż sam był zdziwiony tym wszystkim chyba, że dobrze udawał, ale nie miałem okazji spojrzeć w jego oczy aby się przekonać. Poczułem jak napastnik bierze moje ręce i skuwa je za moimi plecami. Zauważyłem jak mężczyźni ubrani w czarne garnitury oraz maski bałwanów oraz kują kajdankami Erwina i Carbo. Zacząłem się szarpać i wyrywać, ale to poskutkowało tym iż oberwałem w potylicę co wiązało się z moją utratą przytomności i mrokiem, który mnie otoczył z każdej strony przez uderzenie zabierające mi moją świadomość.

Zacząłem przebudzać się po stracie przytomności, ale najgorsze było to, że nawet nie wiedziałem gdzie byłem. Musiałem mrugać oczami aby przyzwyczaić je do światła, które na pierwszy rzut oka mnie oślepiło. Leżałem na chłodnej posadce, czułem jak zimno przechodzi przez moje ciało. Skrępowany byłem kajdankami więc nie miałem okazji aby ułożyć się w jakieś wygodniejszej pozycji. Dopiero po kilku chwilach tępego patrzenia się w biały sufit usłyszałem, iż ktoś coś negocjuje.

-Zejdziemy z połową na dół! Reszta zostanie tutaj wraz z negocjatorem!

-Oddajcie 03 - usłyszałem podburzony głos Pisiceli - co z nim zrobiliście?!

-Spokojnie żadna krzywda mu nie grozi jest naszą kartą przetargową gdyż nikt nie ma jak powołać jednostki SWAT czyli nie wbijecie tutaj! - głos negocjatora był pełny pewności i arogancji w stosunku do policjanta. Westchnąłem ciężko gdyż bolał mnie tył głowy, a nie miałem możliwości nic z tym zrobić.

-Nie bądź taki pewien! Co z nim zrobiliście?!

-Za bardzo się szamotał i walczył trzeba było go uciszyć trochę!

-Ał - jęknąłem i starałem się podnieść gdyż moje ramiona cierpiały przez tą niewygodną pozycję.

-Spokojnie - usłyszałem nieznany mi głos, a mężczyzna, bo tak mogłem określić po jego posturze ciała pomógł mi się podnieść i ustać na równych nogach.

-Grzesiu! - usłyszałem głos Pisiego - Wszystko w porządku? - nie mając jeszcze siły by cokolwiek powiedzieć, pokiwałem głową na tak gdyż wolałem nie denerwować mężczyzny obok, którego zacząłem oglądać uważnie od góry do dołu. - Chcemy aby Gregory Montanha jako pierwszy opuścił napad na kasyno!

-Nie ma mowy on wyjdzie z nami. Jest zbyt cenny!

-Chłopaki możecie zaczynać! - powiedział drugi bałwan.

-Ruchy! - trójka zakładników zaczęła iść do środka kasyna, a ten mężczyzna, który mnie trzyma zaczął mnie prowadzić za zakładnikami gdyż moje ciało jeszcze nie za bardzo reagowało po ogłuszeniu. Dwa bałwany zostały na górze, a trzy szły na sam dół. Próbowałem się uwolnić, ale nic to nie dawało. Mężczyźni postawili trójkę zakładników na środku za pancerną szybą rozsuwanych drzwi, a za nami było wejście do skarbca kasyna. Myślałem, że będę grzecznie siedzieć z resztą, ale bałwan, który mnie trzymał pociągnął mnie w stronę skarbca.

-Co ty robisz? - spytałem nie wiedząc co on chce i do czego może to doprowadzić.

-Oj Grzesiu, Grzesiu - usłyszałem ten charakterystyczny głos i westchnąłem cicho spuszczając głowę w dół.

-Dlaczego Erwin? - spytałem, a on rozpiął mi kajdanki.

-Nie powiem nie był to mój pomysł - odparł - ja tylko otwieram sejfy i wszystko!

-I do czego ja ci tutaj? - zacząłem masować obolałe nadgarstki po zbyt mocnym uścisku kajdanek. Jednak nie otrzymałem odpowiedzi gdyż wy celował we mnie z broni.

-Otwieraj wejścia - powiedział poważnie.

-Nie wiem jak niby mam ci otworzyć te drzwi?

-Nie udawaj durnia kochaniutki dobrze wiemy, że możesz otwierać te drzwi.

Czy Monte otworzy te drzwi?
Czy wydarzy się coś złego?

2195 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro