Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozgryźć tajemnice

Nocny r OOOO zdział!
Zdałam egzaminy 😍😍😍
Więc i rozdział dla was i mocno wyczekiwany moment PogU!
Dobrej nocki!

Perspektywa Montanhy

Rozmowa przeszła na złe tory, jednak słysząc z jego ust czystą nienawiść do Lordów, rozumiałem jego zapędy do zemsty, ale czy czasami to dobre rozwiązanie chyba nie. Zemsta raczej jeszcze nic dobrego nie przyniosła i nigdy nie przyniesie. Erwin nie był głupi jednak prawdę mogłem znać tylko ja i tak naprawdę ja byłem kowalem swojego losu, który został dawno przesądzony po tym jak wstąpiłem do wojska i następnie je opuściłem, dołączając do jednostki policyjnej w tym mieście. Złapałem Erwina za pośladki i podniosłem go, wstając na równe nogi. Nie spodziewałem się jednak, że obejmie mnie nogami wokół bioder aby nie upaść chociaż go dobrze trzymałem.

-Hej nie upuszczę cię przecież - mruknąłem do jego ucha i poczułem jak przechodzi po nim dreszcz.

-Wiem, ale no tak jakoś - zawstydził się przez to na moich ustach pojawił się uśmiech. Reagował tak tylko na mnie i mój głos oraz dotyk. Schlebiało mi to jednak też martwiło, bo ja i on to dwa inne światy i ciężko będzie móc je pogodzić. Nawet nie wiem kiedy przygryzłem jego uszko, a on cicho jęknął. Jego nogi mocniej owinęły się wokół mych bioder. Sapnąłem cicho, przymykając na chwilę oczy.

-Jak tak dalej pójdzie to nie pójdziemy do tego sklepu - mruknąłem gdyż nie powiem, ale ciężko było utrzymać przy nim kontrolę.

-Przepraszam - wyszeptał, a ja położyłem go na kanapie i tak wyszło, że zwisałem nad nim. Patrzyłem się w jego oczy jak zahipnotyzowany, a on w moje. Co raz bardziej trudno było nam utrzymać swoje rządzę. Widziałem po nim nie jeden raz, że chce pokazywał mi werbalnie gesty, które widziałem lecz starałem się utrzymać między nami tą granice, która powoli się zacierała między nami. Pragnąłem tak bardzo go posmakować jednak wiedziałem, że jest to zakazany owoc do którego nie powinienem się zbliżać. Jednak to co nielegalne bardziej mnie do siebie kusiło. Kusił mnie on swoim ciałem, swoim głosem, swoimi gestami i swoimi oczami. Cały mnie kusił nasze nosy stykały się ze sobą.

-Chcesz tego? - wyszeptałem chociaż wiedziałem co odpowie.

-Chce - również wyszeptał.

-Wiesz, że jeśli przekroczymy tą granice to już nie będzie tak samo - chciałem uświadomić go jakie to będzie miało konsekwencje między nami.

-Wiem i nie obchodzi mnie to, że jesteś policjantem - jego ręce wylądowały na moim karku i nim zdążyłem zareagował przyciągnął mnie do siebie bardziej, tak że moje usta spotkały się prawie z jego ustami. Delikatnie złożyłem więc na jego wargach pocałunek, który od razu odwzajemnił. Moja ręką wylądowała na jego udzie, które nadal obejmowało moje biodro natomiast ja zacząłem delikatnie masować zewnętrzną część nogi. Ostrożnie prowadziłem ten pocałunek w którym było trochę niewinności jak i większego uczucia, którego chcieliśmy wspólnie zasmakować. Jednak po chwili oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając, ponieważ zabrakło nam powietrza, jednakże nasze oczy nie oderwały się od siebie ani na chwilę gdyż byliśmy wpatrzeni w nie.

-A mnie nie obchodzi, że jesteś mafiozą - wyszeptałem, a moje usta złączyły się na nowo z wargami Erwina. -Nie zamienia to też faktu, że musimy iść do sklepu.

-Musimy? - mruknął niezadowolony i pociągnął mnie teraz do pocałunku spragniony mojej atencji.

-Tak - odparłem w jego usta odwzajemniając jego pieszczotliwy pocałunek. Jednak pojawiła się myśl czy to nie była kolejna podpucha na moją osobę poza tym nie powinienem tego robić. Gdy pozwolę za bardzo mu się zbliżyć do mnie to później mogą być z tego problemy. Przerwałem pocałunek między nami co widocznie nie spodobało się Erwinowi jednak ciuchy były ważniejsze teraz. Wziąłem z oparcia swoją koszulę w której spał młodszy mężczyzna i ubrałem się w nią. Podniosłem się na równe nogi i przeczesałem włosy do tyłu. Teraz zauważyłem, że Erwin jest na twarzy zarumieniony i zawstydzony. Zaśmiałem się cicho z niego na co on się oburzył i pokazał mi środkowy palec. -Chodź idziemy - powiedziałem do niego i skierowałem się do wieszaka aby ubrać kurtkę a następnie buty. Dopiero po chwili dołączył do mnie siwo włosy i zaczął się ubierać. Nie mogłem uwierzyć, że zasmakowałem jego różowych ust, które przez te miesiące mnie kusiły. Na spokojnie zebraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania.

Perspektywa Dii

Po rozmowie z Wielkim Morte i załatwienie nietykalności oraz życie Michaela, przyszła pora na spotkanie z człowiekiem, który miał załatwić mi mój nowy sprzęt do firmy. Rozmowa z Larrym minęła dosyć szybko oczywiście przesłałem mu należytą cenę za wszystko co trzeba było i omówiłem termin dostawy. Wydawało się wszystko dobrze i na miejscu jednak nadal byliśmy na terenie Lordów, i to mnie martwiło. Nie wiedziałem kiedy dobroć tych ludzi się kończy i ile potrzeba zrobić złego aby ściągnęli po broń. Wolałem w sumie nie sprawdzać i nie myśleć o tym gdyż liczyło się teraz tylko to aby wydostać się stąd całym i zdrowym oraz z Labo u boku, który przy należał do rodziny. Zaś został wyprowadzony gdzieś, ale gdzie to nie miałem takiej wiedzy, bo nie chcieli mi powiedzieć. Widziałem jak obserwuje mnie Assassino jednak zacząłem zastanawiać się gdzie jest druga ręka czyli prawa jeśli dobrze określiłem po tym jak chłopak stanął po lewej stronie przywódcy. Drugi zwany pod kryptonimem Herderio i prawa dłoń. Kui wspominał, że rodzina nie jest pełna i do pełni szczęścia brakuje tylko jego. Jednak nikt nie znał tożsamości mężczyzn dowodzących tą całą mafią. Pomimo ubytku to jednak nadal byli tutejszą potęgą. Kiedy tylko uznaliśmy, że omówiliśmy wszystko, zostałem zakuty ponownie i nałożono na mnie worek abym nie poznał drogi gdy będą nas wywozić. Czego się dowiedziałem to, to że lepiej z nimi nie zadzierać chociaż ciekawi mnie co i jak odnośnie ich. Nie wiem nawet, która była godzina i ile spędziliśmy w piwnicach budynku. Przez worek przedostało się światło słoneczne czyli nie mogło być tak późno jak sadziłem. Jednak nie zmieniło to faktu, że zostaliśmy porwani przez Lordów. Wydawali się w miarę mili jednak ich przywódca był zimny jak lód wobec nas. Nie widziałem nigdy takiej czystej nienawiści wobec kogoś. Jego postawa z założonymi rękami do tyłu, wydawała mi się, że u kogoś w mieście u nas już ją widziałem. Tylko nie byłem w stanie sobie przypomnieć tego kto przyjmuję taką pozę. Sam wzrok Morte mroził wszystkie kończyny i nie dało się ruszyć, a na dodatek jego aura była tak władcza i mroczna, że do teraz nie potrafiłem wyrzucić z siebie jego postaci. Jednak najbardziej zainteresowały mnie obrazy, które przedstawiały rodzinę Lordów od chyba pokoleń. Miałem okazję przyjrzeć się nowemu pokoleniu gdzie po lewej i prawej stronie Morte stali dwaj młodzi mężczyźni to znaczy jeden młody, a drugi był jeszcze dzieckiem jednak na swojej twarzy z dumą nosił maskę Lordów. Nie to co ten po prawej, wyglądał jakby w ogóle nie chciał tam być. Kiedy napatoczyła się okazja, bo mój strażnik poszedł po Larrego, szybko zrobiłem zdjęcie aby mieć dowód odnośnie owej grupy. Spokojnie czekałem aż odwiozą nas pod okolice domu i będę mógł przedyskutować sytuacje z Laborantem. Drzwi otworzyły się, a mężczyzna wyprowadził mnie z wozu. Ściągnął mi kajdanki z dłoni i worek. Od razu zauważyłem, że odstawili nas pod dom Labo. Skoro mowa o nim to właśnie ściągali mu worek z głowy.

-Dziękuję za podwózkę! - pomachałem im ręką, uśmiechając się wesoło.

-Jesteś jebnięty - stwierdził mężczyzna, który stanął przy mnie masując obolałe nadgarstki po kajdankach.

-A ty nie powiedziałeś prawdy!

-Nie sądziłem, że tak to się skończy. Zwykle udawało mi się ominąć takie sytuacje.

-Porozmawiajmy o tym w środku - rzekłem wchodząc do mieszkania, a on nie mając wyboru ruszył za mną. Rozsiadłem się na fotelu i pokazałem dłonią na kanapę, Labo posłusznie usiadł na wyznaczonym miejscu.

-Co chcesz wiedzieć? - spytał z cichym westchnięciem.

-Wszystko co wiesz o Lordach i dlaczego uciekłeś z miasta.

-Jak mówiłem zrobiło się tu nie wygodnie gdy kilka lat temu z miasta uciekł Herderio czyli prawa dłoń Morte - powiedział cicho - jakiś czas temu zaczęli mi wchodzić w interes i chcieli aby część zarobków szła dla nich. Zgodziłem się jednak gdy towaru było mało to nie miałem jak się z niego utrzymać gdyż wszystko szło na nich. Powiedziałem, że nie mam zamiaru płacić im daniny więc wtedy zaczęło się robić jeszcze nie ciekawie. W sumie uratował mnie w tedy Assassino z którym w miarę mam dobre znajomości do teraz. Lecz no - popatrzył na mnie - mów lepiej co ty tu jeszcze szukasz?

-Potrzebowałem tylko informacji dla Kuia - odparłem zgodnie z planem - skoro miałem tu i tak pojechać to dobrze było rozeznać się w organizacji, która spowodowała rozpad kiedyś tutejszej grupy do której przy należałeś!

-Tak może przy należałem jednak zostałem na kilka lat sam wśród tutejszych grup - powiedział - i co niby dowiedziałeś się o Lordach?

-Mam zdjęcie i to jest najważniejsze - odpowiedziałem przypatrując się mu na telefonie - resztą i tak zajmie się Mąciciel.

-Czyli co dziś uciekamy z miasta do 5city?

-Nie jeszcze nie - odparłem - skoro już i tak Lordowie o nas wiedzą najlepszym rozwiązaniem będzie do jutra jeszcze wytrzymać. Jednak ani ty ani ja nie możemy dzwonić i pisać do naszych nie wiadomo czy nie podrzucili nam posłuchu. Ten cały Morte jest ciutkę przerażający i lepiej z nim nie zadzierać dopóki stacjonuje my w mieście.

-Dobrze - kiwnął głową - naprawdę chciało ci się na mnie wydać te 2 miliony pieniędzy? W końcu za tyle auto być kupił!

-Pieniądze nie grają dla mnie roli gdyż najważniejsza jest rodzina! - rzekłem i uśmiechnąłem się do niego - Skoro jest już taka, a nie inna godzina idziemy na miasto jeść!

-Co? Porwali nas dopiero, grozili zabiciem, a ty tak se mówisz idziemy jeść?

-Nie warto przeżywać czegoś co nie ma głębszego sensu! Nic się nie stało i to jest najważniejsze Labo!

Perspektywa Kuia
Dzień przed wyjazdem

-Dia to zły pomysł aby tam jechać! - powiedziałem i przeglądałem swoje notatki o Lords of the word.

-Ale Kui ja muszę tam pojechać! To jest jedyna opcja na rozwinięcie mojej firmy!

-Znajdę ci tysiąc innych i to tańszych ofert! - odparłem nie patrząc się na niego. -Jak dowiedzą się kim jesteś to nie będą mieli litości!

-Ale ty ich znasz, wiesz co i jak! Po prostu powiedz mi co powinienem, a czegoś nie powinienem robić!

-Dia nie puszczę cię samemu do Miasta w którym rządzą Lordowie! Nie mam kogo z tobą przydzielić aby jechał jako twój przewodnik!

-A Laborant? - spytał - Przecież przyjechał stamtąd! Wie co i jak! Pomoże przecież w akcji!

-Dlaczego uparłeś się aby mi pomóc?

-Bo Erwin marzy o wyniszczeniu Lordów i chce pomóc! Jestem czysty, moja kartoteka również nie będą mieli mnie o co posadzić!

-Niby jak chcesz znaleźć się w siedzibie wroga? - spytałem patrząc się na młodego chłopaka, który chciał zaryzykować własnym życiem aby pomóc zniszczyć ową organizację.

-Wymyśli się coś na miejscu - odparł - wiesz, że zawsze umiem wpakować się tam gdzie nie trzeba.

-Dobrze niech będzie - westchnąłem cicho i wyciągnąłem kartkę z rzeczami, które mógłby dowiedzieć się odnośnie Lordów. Przesunąłem ją po biurku w jego stronę, a on wziął ją niepewnie w swoje dłonie. - Zdobądź chociaż jedną rzecz z tego, a zapłacę ci soczyście pieniędzmi.

-Chcesz namierzyć Herderio?

-Tak - oznajmiłem kiwając głową - mam pewne przypuszczenia jednak potrzebuję dowodów, które potwierdzą moją tezę.

-Kto to jest?

-Nie powiem ci - odparłem z uśmiechem - dopóki nie będę mieć pewności.

Teraźniejszość
popołudnie

-Kui wyglądasz na zamyślonego - stwierdził Carbo podchodząc do mnie.

-Zastanawiam się jak sobie radzi Dia w innym mieście - odparłem i uzupełniałem dokumenty odnośnie Burgershota.

-To Dia w końcu kto go nie lubi skoro ma tak dobry charakter!

-Możliwe - mruknąłem - wiadomo co z Erwinem?

-Wypisany ze szpitala wczoraj wieczorem, widziany z Montanhą - poinformował mnie - a co?

-Nic pytam w końcu mają ku sobie więc zastanawia mnie kwestia czasu kiedy powiedzą sobie to prosto w oczy i wyznają prawdę.

-Jedno i drugie jest uparte - stwierdził z uśmiechem.

-Racja - mruknąłem - musimy zorganizować spotkanie! Mam informacje odnośnie przemytu na który czekaliśmy od sporego czasu!

-Mam zwołać ludzi z zakonu?

-Tak przyda mi się kilka osób od was poza tym bałwanki będą miały okazję się wykazać! - stwierdziłem z uśmiechem na ustach. -Wieczorem najlepiej aby wszyscy byli gotowi! Tutaj na Burgershocie spotkanie będzie najlepiej, bo każdy może się tu dostać.

-Dobra, ale masz wszystkie informacje?

-Nie dokładnie, ale wiem gdzie będzie wyładowanie i kiedy, ale dokładnej godziny nie znam! Jednakże się dowiem! A na to mamy jeszcze kawałek czasu aby wszystko zorganizować!

-Dobra to dzwonię do Siwego aby poinformować go o tym -rzekł z i wyszedł z biura. Spojrzałem na telefon widząc na nim kilka interesujących wiadomości od nieznanego numeru telefonu.

O jaki przemyt chodzi?
Czy rozbiją Lordów?

2024 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro