Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ristorante All'Oro

Poniedziałek więc i poniedziałkowy maratonowy rozdzialik o 9!
Jak tam? W szkole? W domu? W pracy? Ja za pół godziny mam wf!
Miłego dzionka!

Obudził mnie cichy hałas w kuchni. Na początku nie chciałem w ogóle reagować, ale gdy otworzyłem oko i zobaczyłem, że nie jestem u siebie aż podniosłem się do siadu. Chwilę musiałem pomyśleć co ja tu robię, ale gdy zobaczyłem na sobie koszulę połączyłem kropkę z kropką i odetchnąłem z ulgą. Byłem po prostu z Monte w jego mieszkaniu. Rozglądnąłem się po pokoju i  zauważyłem tylko na łóżku moje ubrania poskładane w kostkę oraz telefon. Mimowolnie uśmiech sam wszedł mi na usta, bo to była pierwsza taka noc gdzie ktoś przygotował dla mnie ubrania po nocy, a czując zapach, który unosił się po całym mieszkaniu, władca tego domu był jeszcze w nim i robił zapewne śniadanie. Wstałem z łóżka i przeczesałem włosy aby je ułożyć i były o wiele przyjemniejsze.

- Na pewno będę musiał zajebać mu ten szampon - wyszeptałem do siebie i wziąłem do rąk telefon aby sprawdzić co się dzieje w świecie. Oczywiście pierwszą wiadomością była od Carbo.

#Tylko mam nadzieję, że się zabezpieczyliście! Miłego dnia pastorze 😏#

Widząc jego absurdalną wiadomość moje policzki zaczęły mnie piec. Przejrzałem po chwili wiadomość od Dii, Sana, a nawet Kui do mnie napisał. Wyszedłem z pokoju i starałem się jak najbardziej cicho przedostać się do kuchni w której był brunet i szykował jedzenie. Chyba był tak zajęty, iż mnie nie zauważył przez chwilę zacząłem się zastanawiać jak zwrócić jego uwagę na sobie. Nie wiem dlaczego, ale wtuliłem się w jego gole plecy i przymknąłem powieki.

-Dzień doberek Pastorciu - usłyszałem od niego, a on pogłaskał mnie po dłoniach - obudziłem cię?

-Nie Monte sam się obudziłem - rzekłem cicho.

-Jeszcze jest wcześnie nie chcesz się jeszcze położyć?

-Nie i tak dziś mam kilka załatwień na mieście - odparłem - co robisz, że ładnie pachnie?

-Robię tosty z jajkiem, szynką, serem oraz szczypiorkiem - odpowiedział na moje pytanie.

-Na patelni?

-Taki mały lifehack - odrzekł - jak jesteś już głodny to weź sobie już pierwszego tosta.

-Yhym - mruknąłem i odsunąłem się od bruneta, a z zaciekawieniem podszedłem do talerza na którym był owy tost. Wyglądał na dość smacznego, aż mój brzuch zaburczał przypominając się o nakarmienie go. Złapałem więc za jeszcze ciepłego tosta i wgryzłem się w niego dość niepewnie.

-I jak? - zapytał zerkając na mnie.

-Zjebiste - wymamrotałem gdy przełknąłem - nie sądziłem Grzesiu, że potrafisz gotować!

-Oj dużo o mnie nie wiesz księżulku.

-Pastor - poprawiłem go.

-A ja Policjant - wystawił język na co przewróciłem oczami czyli wiedział iż wygrał. Skupił się na robieniu jedzenia, a ja wróciłem do jedzenia smacznego tosta. Śniadanie spędziliśmy w kuchni jedząc i w sumie śmiejąc się z wszystkiego i niczego. Nawet Monte pokazał mi jak się robi takiego tosta, a potem ja mogłem spróbować co nie skończyło się o dziwo spaloną kuchnią. Musiałem przyznać iż poranek w takim towarzystwie był przyjemny.

-Jakieś plany na dziś? - spytał Monte wsadzając kanapki do pudełeczka gdyż okazało się, że zrobiłem przy jego pomocy mu śniadanie do pracy.

-Może jakiś bańczyk albo jubilerek - wzruszyłem ramionami - nie wiem przekonam się jak pojadę na zakrystie.

-Rozumiem - odparł Grzesiu, który na swoich ustach miał delikatny uśmiech. W porannym świetle miałem okazję przyglądnąć się bardziej z bliska jego bliznom, których niektórych byłem winien.

-Bolą cię te blizny? - spytałem cicho.

-Nie bolą.

-Przepraszam - westchnąłem.

-To nie twoja wina Erwin - zbliżył się do mnie i wciągnął w przytulasa, którego odwzajemniłem- to tylko blizny każda jest inna i mi to nie przeszkadza są częścią mnie!

-Jednak - chciałem coś powiedzieć, ale mi uniemożliwił przykładając palec do ust.

-To jest przeszłość więc żyjmy teraźniejszością! Dobrze? - jego oczy patrzyły na mnie więc jedynie pokiwałem głową. -Jest już 8:00 powinienem być w pracy od godziny.

-To co tu jeszcze robisz? - zapytałem odsuwając się od jego ciepłego ciała.

-Uczyłem pewnego pana gotować - odparł z uśmiechem - odrobię te zaległości godzinowo, poza tym jest jeszcze reszta nie tylko ja pilnuje tego ambarasu.

-Aż tak zapracowany?

-Trochę jest pracy - odparł i podszedł do kanapy gdzie miał ułożony strój policyjny.

-Ile macie strojów? - zapytałem ciekawy tym iż tu był ten strój - I dlaczego jest u ciebie? Czyżbyś nie powinien mieć tego?

-Wziąłem do prania więc i mam w domu- odparł i zaczął ubierać koszulkę - i głównie mam dwa stroje do swojej dyspozycji.

-Yhyh - mruknąłem przyglądając się mu jak ubierał się w policyjny mundur. Mundur bardzo dobrze leżał na jego ciele, spuściłem wzrok, a w myślach skarciłem się za taką myśl i ponownie spojrzałem na niego. -Kogo przedstawia zdjęcie w twoim pokoju?

-Oł - zakłopotał się widocznie - to historia na inny moment - odparł niepewnie.

-A kiedy on nastąpi?

-Wtedy gdy będzie trzeba i do tego odpowiednia chwila- oznajmił i wziął klucze do dłoni zapewne do domu. Odczepił z koluszka jakiś klucz aż mnie zdziwiło i podszedł do mnie. Wziął moją dłoń i włożył do niej klucz aż dostałem dziwnego deja vu gdyż tak zrobił tej fatalnej nocy kiedy nasza znajomość była o włos od utraty. -Zostałbym dłużej, ale nie mogę. Ufam Ci, że nie zajebiesz stąd broni, bo nie tylko ja będę mieć przez to problemy.

-Spokojnie Monte- odparłem chociaż nie zaprzecze miałem taką myśl.

-Znam cię na tyle dobrze, że jesteś zdolny do wyczyszczenia mnie z broni.

-Czasami się zdarzało Ci podwinąć spluwę, ale co ja poradzę iż potrzebowałem.

-Ehhh - westchnął - zamknij drzwi gdy będziesz wychodził - na te słowa kiwnąłem głową, a on odsunął się ode mnie. Wziął śniadaniówkę i ruszył do przedpokoju aby zapewne ubrać buty -Powodzenia w dzisiejszych planach!

-Dzięki, miłej służby! - odparłem, a następnie tylko było słychać przekręcanie klucza w zamku. Zostałem sam w jego mieszkaniu aż poczułem się trochę nie swojo iż tak bardzo mi ufa. Ruszyłem do sypialni i miałem w planach ubrać się oraz zajebać jego szampon skoro broni nie mogłem tknąć i wynieść. Spokojnym krokiem ruszyłem do pokoju gdy telefon zaczął dzwonić więc wróciłem po niego. Nie patrząc na to kto dzwoni odebrałem.

-Witaj misiu kolorowy może byś tak przyjechał na Burgershota, bo jest akcja.

-Jasne Kui ubiorę się tylko i postaram się jak najszybciej dotrzeć do jadłodajni - odpowiedziałem i ruszyłem ponownie do sypialni.

-Właśnie jeszcze jedno.

-Hmm? - mruknąłem do telefonu otwierając drzwiczki.

-Gdzie ty jesteś? Dia nie zastał cię w domu i zaczął się martwić.

-Spokojnie Kui - rzekłem - zatrzymałem się u kolegi na noc dlatego nie było mnie w domu.

-Kolegi? - jego głos brzmiał na bardzo zamyślonego jakby zastanawiał się kto mógłby mnie przetrzymać w domu. -Aaaaa no tak już wiem! I jak było z panem Montanhą? - gdy padło to zdanie mocno zaczerwieniłem się gdyż odczułem pieczenie w policzkach.

-Co sugerujesz? - zapytałem starając się nie brzmieć zbyt niepewnie.

-Ja nic nie sugeruję tylko stwierdzam fakt i coś się klei między wami tylko mi potem nie płacz gdy zrobi coś złego i będzie trzeba się go pozbyć - na początkowe słowa starałem się mieć wywalone jednak gdy zaczął mówić o pozbyciu ścisknąłem mocno ręce w pięści.

-Monte nie zdradzi! - wywarczałem.

-Nie masz takiej pewności to pies poza tym węszy coś na moich bałwanków.

-Bo musi taka jest jego praca - westchnąłem - jednak nie chce nikogo udupić!

-Porozmawiajmy o tym w cztery oczy, bo przez telefon się nie dogadamy!

-Dobra - rozłączyłem się wzdychając, bo zapowiada się ciężki dzień.

Perspektywa Montanhy

Zjawiłem się na komendzie i od razu pobrałem wszystko aby móc uczęszczać w czynnej służbie policyjnej. Nie powiem, ale trochę martwiłem się o mój arsenał w domu, bo zostawiłem go sam na sam z Pastorem. Jednak dałem mu ten kredyt zaufania iż nie zrobi nic głupiego i jak wrócę do mieszkania będzie wszystko na swoim miejscu. Drugie śniadanie włożyłem do lodówki z kartką, że jak ktoś ruszy to wpierdol.

-03 status 1 - powiedziałem na radiu.

-01 do 03!

-03 zgłasza - odparłem.

-Do biura - na ten komunikat westchnąłem.

-Kurwa Capela nie możesz powiedzieć dzieli nas tylko ściana! - przeszedłem te kilka kroków i wszedłem do biura bez pukania.

-Nie wiedziałem - odpowiedział - co tak późno na zmianie dziś?

-Zaspałeeeem? - powiedziałem niepewnie.

-Ty się mnie pytasz czy odpowiadasz?

-Chciałabym to wiedzieć w sumie? - odparłem i podrapałem się po karku, a szaro włosy popatrzył na mnie z podniesioną brwią.

-Czyyyyyyyyżbyyyyy...- widząc ten wzrok wiedziałem co już myślał.

-Nie waż się!

-...Moooooorwin? - a jednak się odważył to powiedzieć przez co poczułem jak moja twarz robi się delikatnie czerwona gdyż czułem te nieprzyjemne delikatne pieczenie na twarzy. -HAAAA! WIEDZIAŁEM! - wykrzyczał jarając się bardziej niż na woskowanym mustangiem.

-Błagam nie Dante - schowałem twarzy w dłoniach. -Nie ma żadnego morwina!

-To dlaczego tak późno? - zadał mi to samo pytanie i w sumie jakby to pomyśleć byłem w mieszkaniu z Erwinem, spałem z nim w normalnym kontekście tego słowa znaczeniu, jedliśmy wspólnie kolacje i śniadanie, chodziłem przed nim w bokserkach, a on w mojej za dużej koszuli dla niego. Kurwa ile w tym jest dwuznaczności i tego wszystkiego. Przez to usiadłem na kanapie, a rumieńce stały się bardziej widoczne.

-Nie ważne - wyszeptałem, bo musiałem przetrawić tą sytuację.

-Jesteście tak ślepi! Mówię ci Montanha! Morwin tylko MORWIN! Nie oszukujmy się! Widać to gołym okiem i nawet ślepy to potwierdzi!

-Niby jak? - spojrzałem na niego nie rozumiejąc jego porównania.

-Tak iż każdy to widzi!

-Daj mi spokój! - westchnąłem - Co ode mnie chciałeś?

-Wspólny patrolik? - spojrzałem na niego spod byka i przewróciłem oczami.

-Niech Ci będzie - odpowiedziałem gdy uspokoiłem się - jebana morwiniaro.

-Zawsze do usług Grzesiu! - wstał z fotela chowając papiery do szafki i wyciągając teczkę - Przy okazji pod jedziemy na Ristorante All'Oro aby podpisać umowę.

-Czyli jednak ich wybrałeś?

-Tak, bo wydają się w porządku odnośnie jedzenia poza tym opuścili cenę w dół.

-Rozumiem - kiwnąłem głową i wyciągnąłem telefon aby napisać do pastora. Miałem tyle okazji aby poprosić o numer telefonu, a jednak tego nie wykonywałem. -Czym jedziemy? - zapytałem idąc za nim i szukałem wiadomości z Erwinem, ale jak na złość nie mogłem znaleźć.

-Konikiem - odparł i wyciągnął go z garażu. Moja vecia natomiast stała grzecznie na miejscu parkingowym tam gdzie ostatnio ją zostawiłem. Wsiadłem na miejsce pasażera jak i miejsce przypisane radio operatorowi.

-03 plus 1 status 5 - poinformowałem na radiu i spojrzałem ponownie w telefon za pastorem.

#Erwin mógłbyś przekazać Panu Kui'owi iż High Command wybrał restauracje Ristorante All'Oro na współpracę z policją. Byłbym wdzięczny, bo nie mam do niego numeru telefonu#

Chwilę zastanawiałem się czy poprawnie napisałem wszystko i wysłałem.

#Okeeej powiem, ale mam nadzieję, że teraz nie jedziesz w stronę All'Oro! #

#Erwin jadę z 01 tam właśnie! Coś zrobiliście?! #

#Mieliśmy zrobić coś no, ale skoro wy jedziecie to nie zrobimy! Weź przedłuż ten dojazd abyśmy mogli się zwinąć! #

Na jego wiadomość westchnąłem i wyciągnąłem tablet szukając na szybko czegoś aby dać im czas.

-Strzały są - poinformowałem Dante mając nadzieję, że będzie chciał to sprawdzić.

-Gdzie? - zapytał.

-Kilka przecznic dalej w sumie nie tak daleko! - powiedziałem i ustawiłem GPS. Dante na szczęście ruszył na wyznaczoną lokalizację więc mogłem napisać do pastora. Nie wiedziałem w sumie dlaczego im pomagam, ale będę musiał ich potem dorwać i wy pytać odnośnie tej ich akcji na restauracje włoską.

#Dałem wam około 5-10 minut dodatkowego czasu. Mam nadzieję, że dostanę wyjaśnienia! #

#Dzięki Monte jestem winny ci przysługę 😁#

-Co tak ciągle zerkasz na ten telefon?

-Patrzę ile jeszcze do przerwy mi zostało - odparłem i uśmiechnąłem się do niego.

-Ta ta jesteśmy na miejscu zrobimy tutaj rundkę i jedziemy do restauracji!

-Tak jest - mruknąłem i zacząłem się rozglądać wokół za kimś podejrzanym. Jednak nikogo nie spotkaliśmy więc Capela zaczął jechać z powrotem do pierwotnego punktu docelowego. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce moim oczom ukazała się karetka. -Co jest? - padło z moich słów.

-Też jestem ciekawy - rzekł i zaparkował przed lokalem. Opuściliśmy samochód, Dante od razu podszedł do poszkodowanego natomiast ja spojrzałem na ślady krwi. Szybko wziąłem kilka próbek w waciki nic nie mówiąc o tym Capeli gdyż przeczuwałem kto maczał w tym ręce. Schowałem je do pasa i zauważyłem pewne białe auto w zaułku, które wycofało się jeszcze bardziej w tył. Gdyby nie to iż odbiło się światło w moich okularach to bym go nie zauważył. Szybko popatrzyłem czy 01 patrzy na mnie gdy zauważyłem iż zajęty jest rozmową z poszkodowanym oraz medykami pokazałem palcami, że wolna jest droga i jakby nic się nie stało podszedłem do mężczyzn. Nie byłem zadowolony z swojego zachowania jednak z natury wiem, że nic nie dzieję się przypadkiem. Wyglądało mi to bardziej na porachunki niż na to aby kogoś zabić tak to właściciel już dawno nie żył. Spadino miał czystą kartotekę policyjną jednak nie przeszkadzało to w tym aby mógł mieć jakieś nielegalne wtyki, które zaszkodzić mogły chłopakom z zakonu. Bardzo szybko połączyłem ze sobą kropki tylko nie wyjaśnia to tego iż przez co powstał ten konflikt, że od razu do siebie z bronią idą.

-Panie Montanha! - spojrzałem na mężczyznę, który był dość dobrej postury ciała, a ciemne włosy pasowały do jego karnacji. -Miło mi pana komendanta w końcu poznać!

-Mi również miło - powiedziałem chociaż czułem iż mężczyzna coś kombinuje.

Czy przeczucia Monte się nie mylą?
Czy Erwin jakoś wytłumaczy to policji?

2097 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro