Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Razem

Witam w sobotnim rozdziale!
Chciałam wczoraj wam zrobić pranka, ale stwierdziłam, że taka nie będę :3
Więc na spokojnego dziś rozdział!
Jakie plany na weekend?
Miłego dzionka!

Perspektywa Montanhy

Zakupy zajęły nam z prawie trzy godziny, ale przynajmniej kupiliśmy wszystko co trzeba od bielizny po kurtkę. Byłem obładowany torbami z ciuchami, ale przynajmniej opłacało się. W sumie sam do kupiłem sobie kilka rzeczy, których mi brakowało. Byłem trochę jak tragarz gdy Erwin dokładał mi nowe rzeczy, które niosłem gdyż nie mógł nosić przez postrzelone ramiona.

-Na pewno nie wziąć ci kilka toreb? - spytał patrząc się na mnie.

-Nie trzeba, dam sobie radę z tym na spokojnie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i uśmiechnąłem się do niego - co dziś na obiad nam zrobić?

-Mam coś wymyślić? - do pytał się zerkając na mnie, a ja jedynie kiwnąłem potwierdzająco głową. -Co mogę wymyślić?

-Coś do jedzenia to na pewno - odparłem z uśmiechem na ustach, który nie schodził z moich ust.

-Hmm to może zapiekanka jakaś? - spytał bardziej niż powiedział.

-Mnie się pytasz czy mi odpowiadasz?

-Odpowiadam Monte!

-No to co powiesz na zapiekankę makaronową z szynką, kukurydzą, papryką i serem?

-Ooo brzmi dobrze - powiedział i znowu zerknął na mnie - ale czy wszystko jest w lodówce?

-Ser i szynka jest, a więc paprykę, kukurydzę oraz chyba makaron - powiedziałem, a niedaleko był sklep więc zapewne będziemy do niego wchodzić aby dokupić potrzebne składniki do dzisiejszego obiadu.

-Dobra - rzekł - to wezmę kupię to co trzeba w sklepie, a ty grzecznie poczekasz tutaj?

-Nie mam wyboru - odparłem patrząc się w jego złote oczka, a po chwili zniknął w sklepie spożywczym. Oparłem się o ścianę kładąc wszystkie torby na ziemię aby moje ręce mogły odpocząć od noszenia tego od kilku godzin. Gdzieś pośród wszystkich tych torb jest jedna moja w której są moje rzeczy, ale pewnie znajdę je gdy będę pomagać Erwinowi w wypakowywaniu ciuchów do szafy.
Nagle na mój telefon przyszło powiadomienie, więc korzystając z tego, że mam wolne dłonie, wyciągnąłem go z kieszeni. Odblokowałem ekran i wszedłem na SMSy. Napisał do mnie Panacleti jednak jego wiadomości była dziwna składająca się z cyfer i godziny z dzisiejszą datą. Wyszedłem z SMS i wszedłem na mapy gdzie wkleiłem owe cyferki. Czerwony znacznik pojawił się na obserwatorium co oznaczało, że musiałem się tam znaleźć o odpowiedniej godzinie. Kiedy usłyszałem dzwonek w drzwiach od razu zgasiłem telefon, chowając go natychmiast do kieszeni.

-Dlaczego tak nagle schowałeś telefon?

-To sprawa z pracy... - powiedziałem kłamiąc go patrząc prosto w jego oczy -... Ściśle tajne niestety więc nie mogę ci powiedzieć. Daj tą torbę wezmę abyś nie tachał jej!

-Nie Grzesiu nie widzisz, że bierzesz na siebie za dużo? Mogę przecież nosić, ale nie przemęczać się!

-Wybacz - mruknąłem zbierając torby z ziemi.

-Nic się nie stało, ale ty bardziej nie powinieneś nosić skoro ciężka kamizelka porobiła ci takie rzeczy!

-To nic takiego - odparłem wzdychając ciężko - ty byłeś w gorszym stanie więc nie marudź mi tutaj tylko chodźmy i oddawaj reklamówkę.

-Nie oddam! - warknął - Monte nie traktuj mnie jak dziecko!

-Przepraszam - mruknąłem - po prostu nie chce aby coś ci się stało, bo ludzie z zakonu, by mnie rozerwali na strzępy jeśli bym cię nie dopilnował, a stała ci się większa krzywda - rzekłem i tak naprawdę nie miał jak mi zaprzeczyć gdyż na pewno tak, by się stało. W końcu pastor jest liderem i każdy rzuciłby się do jego ochrony. Dlatego też staram się go ochraniać tyle ile jestem w stanie i pozwalać na wszystko tylko nie na noszenie ciężkich rzeczy. Erwin nagle stanął, a ja niewiele myśląc również stanąłem. Byliśmy właśnie między blokami, więc nie było zbyt dużo ludzi, którzy chodzili po ulicach miasta. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się tajemniczo do mnie gdyż nie potrafiłem rozgryźć tego uśmiechu. Podszedł do mnie bardzo blisko i złapał mnie za kurtkę delikatnie ciągnąc mnie w dół. Nie opierałem się jego woli, bo nie miałem nawet po co.

-Nie mów mi co mam robić Montiś - wyszeptał mi do ucha - nie masz też o co się martwić wiem gdzie jest limit - mówił spokojnie więc starałem się zachować spokój jakby jego prowokacja na mnie nie działa. Odsunął się ode mnie jednak nadal trzymał mnie za kurtkę abym był pochylony.

-A gdzie jest ten limit? - spytałem bawiąc się w jego grę.

-Monte..

-Hm?

-Weź spierdalaj - burknął, ale złączył nasze usta w jedno. Mruknąłem cicho w jego usta odwzajemniając nagły pocałunek ze strony mężczyzny.

-Jesteś pewien? - zapytałem, przerywając pocałunek, a przy okazji się wyprostowałem przez nieuwagę złotookiego.

-Nie - warknął widząc, że uciekłem mu, na co zaśmiałem się cicho i złożyłem pocałunek na jego czole.

-Obiad trzeba zrobić Erwiś więc nie zatrzymujmy się dobrze?

-Yhym - mruknął cicho i zaczął ponownie prowadzić do jego mieszkania w apartamentowcu. Nie powiem mocno zdziwiło mnie nagłe jego okazanie czułości w miejscu publicznym skoro nawet nie wyjaśniliśmy sobie co i jak, a tym bardziej czy coś będziemy planować na stałe chyba, że on ma jakiś pomysł. Droga do domu pastora nie trwała długo gdyż dość szybko wróciliśmy. Od razu położyłem wszystkie torby w salonie po ściągnięciu butów bez użycia rąk.

-Obiad najpierw robimy czy rozpakowujesz swoje zakupy? - spytałem zerkając na niego i ściągnąłem kurtkę z siebie, bo w końcu miałem wolne dłonie.

-Zakupy - odparł - pomożesz mi? - spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się cwaniackim uśmiechem, który odwzajemniłem. Podszedłem do niego i powiesiłem swoją kurtkę na wieszak za nim. Odsunąłem zamek od kurtki Erwina i ostrożnie pomogłem pozbyć się z niego grubego odzienia. On przynajmniej ubierał się ciepło, nie to co ja, ponieważ nosiłem tylko jesienną skórzaną kurtkę przez większość czasu albo po prostu byłem w mundurze. Więc zwykle byłem wystawiony na chłód, który panował przez zimowy miesiąc. Odłożyłem kolejne ubranie na wieszak i zerknąłem na szarowłosego mężczyznę, który stał jak stał.

-Co ci chodzi po głowie? - zadałem mu pytanie widząc jego delikatnie zamyślony wzrok.

-Nic takiego - odpowiedział i spuścił delikatnie głowę w dół. Pogłaskałem go po jego włosach i wróciłem do salonu aby przenieść zakupione rzeczy, do pokoju Erwina. W jego pokoju było chłodniej co dało się odczuć wchodząc do środka więc czekała mnie zabawa z badaniem kaloryfera czy wszystko z nim w porządku i jak coś naprawić ewentualną powstałą szkodę. Kiedy wszystkie torby znalazły się u podnóża łóżka rozejrzałem się za kaloryferem gdzie znajduje się w owym pomieszczeniu, które widziałem w sumie poraz pierwszy. Gdyż nie było mnie jeszcze w pokoju pastora, bo nie widziałem potrzeby w nim przebywać. Układ był dosyć prosty łóżko po prawej stronie przy ścianie, po lewej stronie meblościanka z szafą i jak się okazuje kaloryfer był schowany i o budowany z każdej strony za coś na wzór płotu z drewna. Mruknąłem niezbyt zadowolony, bo nie chciałem nic niszczyć chyba, że dało się to jakoś otworzyć. Poczułem wzrok na sobie więc spojrzałem w stronę drzwi gdzie o framugę opierał się pewny złotooki mężczyzna.

-Da się to jakość ściągnąć? - spytałem się go pokazując dłonią na płotek, którym był otoczony grzejnik.

-Tak wystarczy podnieść do góry - odpowiedział ze śmiechem, który mnie zdziwił - miałeś taką minę jakbyś musiał zabić ten grzejnik.

-Bardzo zabawne - przewróciłem oczami.

-No wiem - powiedział gdy się uspokoił, a teraz zauważyłem u jego boku torbę z ciuchami, które zabrałem ze sobą z mojego mieszkania - nie wiesz gdzie są moje spodnie bojówkarskie? Nie ma ich w torbie.

-To pewnie musiały się gdzieś zawieruszyć u mnie - stwierdziłem i przeszedłem koło niego - jak będę w domu to ci je znajdę i przywiozę.

-Spokojnie mogą tam zostać, bo pewnie nie są jedyną rzeczą, która tam została - rzekł na co ja się zaśmiałem teraz - i z czego cieszysz miche?

-No na pewno kilka rzeczy zostało jak wprowadziłeś się tam samowolnie - powiedziałem to co miałem na języku i wziąłem klucz francuski, który miał w kuchni w szufladzie. Dziwne miejsce na trzymanie czegoś takiego w takim pomieszczeniu, ale nie komentowałem. Wyciągnąłem też miskę z szafki i wróciłem do pokoju Erwina, który rozpakowywał nowe ciuchy. Dobrze przynajmniej, że on miał szczęście i wyszedł z tego bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Natomiast przez remont mieszkania na pewno nie zabolał go portfel. Nie patrzyłem w sumie co robi właściciel mieszkania tylko skupiłem się nad grzejnikiem, którego trzeba było w sumie odpowietrzyć gdyż był bardzo zapowietrzony. Oczywiście troszkę nalałem wody wokół kaloryfera jednak pod ręką miałem ręcznik, który wziąłem na wszelki wypadek gdyby coś takiego się stało. Zakręciłem kluczem śrubę i posprzątałem wynosząc wszystko z pokoju. Natomiast kiedy wróciłem ponownie do pomieszczenia spojrzałem na Erwina, który ubrany był w czarną, puchatą od środka, trochę za dużą rozmiarowo bluzę, która sięgała mu po dupę.

-Coś się stało? - zapytał z uśmiechem.

-To moja bluza - stwierdziłem patrząc się na niego i nie mogłem uwierzyć, że ukradł mi dopiero kupioną rzecz.

-Chwilowo już nie - odpowiedział uśmiechając się prowokująco do mnie. Skoro chciał to niech ma, prowokacja przyjęta. Podszedłem do niego i położyłem dłonie na jego biodrach delikatnie przysuwając go do siebie. Nie powiem Erwin wyglądał na zdziwionego, ale oparł swoje dłonie na mojej koszuli i patrzył się na mnie.

-Moja bluza - warknąłem głębokim tonem głosu i zbliżyłem się do jego ust.

-Możliwe - mruknął wpatrzony w moje oczy.

-Ja rozumiem, że ci do twarzy w moich rzeczach, ale aby kraść już nowe? - na mój ala komplement delikatnie się zarumienił jednak nie uciekł wzrokiem, ja również nie chciałem uciekać gdyż te niepowtarzalne oczka chciałbym wiedzieć codziennie.

-Yhym - mruknął, a ja przybliżyłem się do niego bardziej i moje dłonie powędrowały pod bluzę. -Monte - wyszeptał delikatnie speszony.

-Tak? - spytałem uśmiechając się, a jego dłonie zacisnęły się bardziej na mojej koszuli co czułem.

-Nie drocz się - mruknął, a mój uśmiech się powiększył.

-Ale ja gram w twoją gierkę - odparłem zgodnie z prawdą i zatraciłem się w jego oczach.

-Nie gram w żadną grę! - oburzył się jednak widziałem po jego oczach, iż kłamie. Dlatego przygryzłem jego różową wargę, mrucząc niezadowolony tym, że mnie próbuje oszukać. Pastor jęknął zdziwiony moim nagłym ruchem, a jego policzki stały się różowe.

-Nie kłam - wyszeptałem puszczając jego wargę, którą delikatnie prze gryzłem. Oblizał on usta językiem, patrząc się centralnie na mnie.

-Nie kłamie - odparł tym samym tonem co ja i zbliżył się do moich ust.

-A twoje oczy są naturalne?

-Tak dlaczego miałyby nie być?

-Bo są złote niczym bursztyn - powiedziałem zgodnie z prawdą - są dość niepowtarzalne i chyba nie widziałem takich nigdy w swoim życiu.

-Mogę uznać to za komplement? - spytał niepewnie.

-Tak, to jest komplement - chciałem przepędzić tą niepewność w nim i delikatnie kciukami zacząłem kręcić kółka na jego bioderkach. Widać było po nim, że był skrępowany jednak sam dokładnie nie wiedziałem co robię. Po prostu instynktownie chciałem go mieć przy sobie skoro nasza relacja idzie w takim kierunku w którym zmierza. Nie zauważyłem gdy dzielącą nas milimetry odległość przekroczył i pociągnął mnie do pocałunku, który odwzajemniłem nie wiele myśląc. Całowaliśmy się ostrożnie jakby bojąc się o to, że któryś z nas jednak powie nie. Lecz pominęło się to z prawdą gdyż nasze pocałunki stawały się z każdym kolejnym co raz bardziej namiętniejsze i przepełnione przyjemnym uczuciem, które powodowało, że robiło się duszno i ciepło wewnątrz. Moje dłonie nawet nie wiem kiedy wylądowały na pośladkach mniejszego mężczyzny, który owinął się nogami wokół moich bioder. Trochę za mocno naparł na mnie przez to miauknąłem w jego usta i przygryzłem wargę za tą celową prowokację gdyż w ślepiach złotookiego widziałem rozbawienie. Jednak prowokacje, prowokacjami tylko problem będzie jak to się źle skończy. W pewnym momencie z jego ust przeniosłem się na szyję, na której zacząłem składać delikatne pocałunki i ostrożnie aby nie zostawić widocznych śladów, przygryzałem jaśniejszą skórę Erwina. Troszkę się zatraciliśmy w tym co się właśnie działo między nami przez te nagłe napięcie, które pojawiło się kiedy nasze usta spotkały się poraz pierwszy ze sobą. Naszą wspólną chwilę oderwania od rzeczywistości przerwał telefon, który ostatnio uwielbia ciągle psuć nam gorętsze chwile.

-Kurwa - wywarczał Erwin niezadowolony, zaś ja zaprzestałem pieszczot jego szyi.

-Pewnie to coś ważnego - wymamrotałem w jego szyję, a mój diabeł w postaci pastora westchnął gdy na nowo zaczął dzwonić telefon, który dopiero co się uciszył. Raczej ktoś chciał aby Erwin odebrał jakby przeczuwał, że może on nie odebrać za pierwszym razem.

-Yhym - mruknął zdegustowany, a ja puściłem go na podłogę. Pastorito wyszedł z pokoju do kuchni gdyż tam pozostawił telefon, a ja chcąc czy nie ruszyłem za nim. Ponieważ w końcu trzeba było przygotować obiad. -Czego chcesz kurwa Carbo?! - widać, że Erwin był wkurzony, ale szybko jego złość opadła - Dziś? Po co? No dobra... Postaram się być, yhym następny razem po prostu napisz...

Nie słuchałem więcej to o czym rozmawia przez telefon Erwiś, gdyż nie opłacało się nie znając odpowiedzi bądź pytań z drugiej strony telefonu. Zacząłem przygotowywać więc składki, krok po kroku aby było szybciej je wrzucić do naczynia żaroodpornego i do piekarnika. Erwina wcięło na godzinę praktycznie przy telefonie przez ten czas mogłem zrobić wszystko na spokojnie. Właśnie wrzucałem zapiekankę do rozgrzanego wnętrza piekarnika. Gdy nagle w kuchni pojawił się właśnie on.

-I jak rozmowa z Carbonaurą? - spytałem, zamykając piekarnik.

-Okej - westchnął cicho i przytulił się do mnie. Objąłem go więc i wtuliłem bardziej w siebie. Zwykle szukał ukojenia nerwów w moich ramionach gdyż działaliśmy na siebie dość uspokajająco chociaż nie zawsze. - Muszę wieczorem pojechać na Burgershota, bo Carbo mnie potrzebuje.

-Ja też muszę na wieczór gdzieś się wybrać, bo mam umówione spotkanie - stwierdziłem, że muszę go o tym poinformować.

-Ja mam na 18 być, a ty?

-19 - odparłem nie rozumiejąc do czego to idzie.

-Podwieziesz mnie pod Burgershota, a jak skończę spotkanie to napisze do ciebie abyś po mnie przyjechał? - spytał mając schowaną głowę w mojej klatce piersiowej.

-A co jeśli mi się przedłuży?

-To napiszesz, że nie możesz to poproszę, któregoś z chłopaków aby mnie podrzucili pod dom.

-Dobrze niech tak, więc będzie - pocałowałem go w czółko.

Co będzie na spotkaniu Erwina?
Po co spotka się Montanha na obserwatorium?

2230 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro