Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przesłuchanie

Troszkę wcześniej dziś rozdział! Miłego czytania!

Tak więc wpakowali mnie na tylnie siedzenie w radiowozie, zamykając za mną drzwi. Na sygnale przejechaliśmy całe miasto aby dostać się na komendę Mission Row.
W ten sposób wylądowałem w pokoju przesłuchań, przykuty do stołu i przeszukany z trzy razy dla pewności, że nic niebezpiecznego nie mam przy sobie, ale nic nie miałem, bo zostało to wszystko schowane u chłopaków w torbach.

-Panie Knuckles niech pan zacznie w końcu współpracować! - uderzył w stół pan Xander, bardzo niezadowolony iż nic ze mnie nie wyciągnął i błądzi bez celu - 409 do 01 czy mógłby pan zejść do sal przesłuchań gdyż nie radzę sobie z zatrzymanym? - powiedział centralnie to przy mnie więc zacząłem się z niego po prostu śmiać. Ponieważ nie słuchał mnie, nie dawał możliwość dojść do głosu, a teraz, że to jeszcze jest moja wina. Po prostu to był wielki jeden żart, ale ten policjant za wszelką cenę chciał mnie wysłać do więzienia.

-O co chodzi Xanders - usłyszałem dobrze mi znany basowy ton głosu więc spojrzałem na niego, ale mężczyzna był wpatrzony w tablet.

-Zatrzymany go na zakonie, widać było iż podchodzi do zbiegłych z banku. Zapewne współpracował z nimi - opowiadał swoją własną wersję - i nie chce się do tego przyznać!

-Na zakonie? - podniósł wzrok i jego jak i moje oczy się ze sobą spotkały. Tylko, że ja już byłem zmęczony tą całą sytuacją, która nie bawiła mnie od dłuższego czasu gdyż prawdopodobnie siedzę tu od godziny i dalej nic nie osiągnąłem. Co oczywiście musiał zauważyć zerkając na zegarek - Ile trwa już przesłuchanie?

-Z około 45 minut i nie przyznaje się on do zarzutów.

-Mogę poznać wersję zatrzymanego? - zapytał już chciałem się tłumaczyć jak to wyglądało, ale wtrącił się ten policjant przez to moje dłonie zagięły się w pięści z widocznej po mnie frustracji.

-On nic nie wie, on nie wie kto napadał, on jest niewinny jak zawsze wszyscy to samo mówią - prychnął wpatrując się we mnie morderczym wzrokiem.

Perspektywa Montanhy

Westchnąłem ciężko gdy znów wtrącił się niepotrzebnie i nie pytany przede wszystkim. Nie wiedziałem co mógłbym zrobić aby z nim współpracować więc nie zostało mi nic innego jak wyproszenie go z sali.

-Dziękuję czy mógłbyś udać się do pomieszczenia obok? Chciałbym sam na sam porozmawiać z zatrzymanym.

-Dobrze - zdziwiłem się, że tak łatwo odpuścił kłótnie o tą sprawę, ale gdy opuścił pomieszczenie zauważyłem iż Erwin znacznie się uspokoił.

-Macie kurwa debili nie policjantów na tym komisariacie! - prychnął wściekle wpatrzony we mnie .

-Proszę o nie obrażanie policjantów na służbie - powiedziałem poważnym tonem głosu i usiadłem na przeciwko jego - 01 szef policji Gregory Montanha - przedstawiłem się i popatrzyłem na tablet, który położyłem na stole - czy mógłby mi pan panie pastorze wytłumaczyć co zaszło o godzinie 20:45 przy pańskim Zakonie Błędnej Ciszy?

-Oczywiście o 19:20 była msza, którą zapowiedziałem na twitterze z godzinym wyprzedzenie. Msza trwała do 20:20. Następnie mam godzinny czas na spowiedź - zaczął mówić swoją wersję zdarzeń, ale już widziałem, że mówi jak na razie prawdę byłem ciekawy kiedy zacznie się te jego kłamstwo - gdy siedziałem w konfesjonale usłyszałem trzask na zewnątrz aby sprawdzić co się dzieje. Okazało się iż ktoś płot rozwalił i jedzie samochodem przez mój zieleniec w stronę cmentarza. Zacząłem krzyczeć iż to święte miejsce, ale uciekli. Następnie POLICJA przejechała za motorami po cmentarzu! - widać było jego oburzenie, ale w sumie rozumiałem go gdyż to było miejsce w którym należy się szacunek, a nie jeździć autami po grobach i niszczyć tym wszystko - I nim mogłem coś zrobić zostałem zgarnięty tutaj aby wyjaśnić sytuacje albo jak to wcześniejszy policjant robił wrzucić mnie do jednego worka z złodziejami.

-Czyli twierdzi pan panie Knuckles iż to zbieg niefortunnych zdarzeń i został pan wciągnięty w to przez niekompetencje moich funkcjonariuszy?

-Tak - potwierdził kiwając głową. Mimo iż 409 chciał aby poszedł siedzieć do więzienia, to tak naprawdę nie mieliśmy żadnych podstawnych dowodów na to iż to on obrabował ten bank i współpracował z złodziejami.

-Dobrze panie Knuckles nie widzę sensu aby pan tutaj siedział dłużej, bo tak naprawdę nie mamy na pana żadnych dowodów - powiedziałem i zacząłem odkuwać go z kajdanek - bardzo mi przykro iż pański czas został zmarnowany, a także postaram się aby szkody, które zostały wyrządzone przez policjantów na cmentarzu zostały naprawione.

-Dziękuję - odetchnął z ulgą i naprawdę wyglądał jakby kamień spadł mu z serca.

-Odprowadzę cię do wyjścia - zaproponowałem i wypuściłem go z sali przesłuchań kierując się do drzwi na prawo, aby przedostać się na górne piętro. Na schodach oczywiście jak to zwykle stał Janek i chyba czekał na mnie.

-Mam nadzieję, że kończysz służbę - skierował te słowa do mnie, a ja westchnąłem gdyż tak naprawdę nie chciałem kończyć na dziś - witam pana pastora, co pan tu robi?

-Śmieszna sytuacja panie Pisicela - powiedział do mojego zastępcy - zostałem posadzony o rabunek banku gdyż wybiegłem z kościoła aby o krzyczeć wszystkich aby nie jeździli po świętym miejscu!

-Wyciągniemy konsekwencje od funkcjonariuszy - odrzekł i popatrzył się na mnie wyczekującym wzrokiem.

-Masz się czym dostać na zakon? - spytałem Erwina na którego spojrzałem.

-No w sumie to nie mam - odpowiedział zdziwiony moim pytaniem.

-01 status 3 - poinformowałem na radiu, a kilka osób odpowiedziało dobranoc - przebiorę się i cię podrzucę - zaproponowałem przechodząc koło zdziwionego Janka jakby nie dowierzał, że właśnie kończę służbę. Erwin poszedł za mną i uśmiechnął się do Pisiego jakby wygrał na loterii w totolotka. Koło biura skręciłem w lewo, a następnie otworzyłem drzwi do szatni. Erwin jako, że był ciekawy co tam jest zaglądnął mi przez ramię.

-Mogę wejść co nie? - spytał, a ja kiwnąłem głową wchodząc do szatni. Nie było w niej nic nadzwyczajnego oprócz tego iż miała szafki koloru niebieskiego po dwóch stronach ścian, a po środku stały dwie ławki, które nad sobą posiadały wieszaki na grubszy ubiór. Oczywiście były też dwa lustra pomiędzy szafkami, a ławkami. Przy drzwiach były umywalki gdyby ktoś musiał umyć ręce bądź twarz. Podszedłem do swojej szafki i zauważyłem w niej nowy mundur policyjny.

-Dzięki Janek - szepnąłem cicho do siebie i wyciągnąłem zapasowe cywilne spodnie na przebranie. Ściągnąłem cały sprzęt, ale zostawiłem kaburę na swoim prawym boku z pistoletem, a tak to wszystko schowałem tylko zabierając ze sobą  klucze do radiowozu. Podczas gdy ja się przebierałem to Erwin oglądał uważnie wszystkie szafki, a nawet przyglądał się wyposażeniu mojej szafki.

-Ciekawe - mruknął - nie przebierasz góry?

-To moja cywilna koszula, bo moja góra munduru niestety nie była dziś do użytku przez twoją krew - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i przyglądnąłem się mu.

-Rozumiem jak chcesz mogę ci ją dać do pralni. Zapłacę za jej oczyszczenie.

-Nie trzeba zajmę się tym sam - stwierdziłem zamykając drzwiczki od szafki - chodź, bo jeszcze ktoś cię tu przyłapie i będzie się działo kongo.

-Kongo? - ruszył tuż obok mnie i patrzył się z zaciekawieniem znaczenia tego słowa.

-02 tak mówi gdy dzieje się jakaś akcja - odparłem i otworzyłem boczne drzwi na parking zewnętrzny gdyż na nim zostawiłem samochód.

-Roooozumiem. Nie masz własnego auta? - padło kolejne pytanie i musiałem przyznać, że był strasznie ciekawski.

-Nasze policyjne samochody są naszymi użytkowanymi samochodami. Oczywiście możemy mieć własny samochód, ale nie opłaca mi się skoro mogę brać swój radiowóz.

-Czyli same plusy?

-Tak - otworzyłem drzwi radiowozu i wpakowałem się do środka, a on zrobił to samo co ja. Po chwili wyjechałem spod komendy i wyłączyłem wszystkie nie potrzebne rzeczy policyjne tak samo kamerę co nagrywa otoczenie wokół czy wewnątrz na wszelki wypadek.

-Co robisz? - spytał ciekawsko.

-Wyłączam wszystkie nie potrzebne funkcję, które teraz by nam mogły narobić problemów - oznajmiłem i popatrzyłem się kątem oka na siwowłosego mężczyznę.

-W sensie? - zapytał nie rozumiejąc, ale gdy upewniłem się czy wszystko wyłączyłem rozluźniłem się biorąc spokojny wdech.

-Wiem, że to ty obrabowałeś ten bank - palnąłem będąc ciekawy jak zareaguje na prawdę, którą mu powiedziałem.

-Jak?! Nie ma szans abyś mnie rozpoznał poza tym nie było cię tam! - wybuchnął, co powiedziało mi iż miałem rację, a on dopiero po chwili zrozumiał co zrobił.

-Zdradziły cię oczy i twoje ruchy ciała  poza tym tylko ty byś wpadł na taki głupi pomysł aby znaleźć się na komendzie. Jednak nie rozumiem w jakim celu to wszystko - mruknąłem spokojnie, prowadząc samochód w dobrze znane mi już miejsce.

-Dobra masz mnie, ale dlaczego nie udowodniłeś mi tego na komendzie w czasie przesłuchania tylko patrzyłeś się i słuchałeś mojego głupiego alibi?

-Ponieważ mimo iż wiedziałem, że to tak naprawdę ty, to i tak nie mieliśmy dowodów na to czy to na pewno jesteś ty!

-Ale jednak ochroniłeś mnie przed pierdlem - stwierdził zdziwiony - dlaczego?

-Bo potrafię rozdzielić pracę od prywatnego życia. Mimo iż wiem, że to ty zrobiłeś to jednak jako policjant nie mam jasnych dowodów na ten występek. Poza tym dopóki nie mam dowodów na ciebie nie będę cię skazywać na karę więzienia.

-A jeśli bym jawnie przy tobie powiedział, że idę robić bank, ale nie byłbyś na służbie to... - wtrąciłem się w jego słowa.

-To ja to wiem, ale nic nie mogę z tym zrobić, a raczej nie muszę nic z tym robić. Jednakże gdybym był na służbie i byś coś takiego zrobił to mam obowiązek cię złapać - wyjaśniłem to jak ja to widzę - jednak nie liczył bym na to iż będę ci mówić cokolwiek o policji, bo nie powiem. Tak samo jak ty nie musisz mi niczego mówić o swoich występkach - rzekłem dając Erwinowi do myślenia aby zobaczył gdzie jest granica między naszą przyjaźnią i naszymi ambicjami oraz pracą.

-Rozumiem - kiwnął głową - mam nadzieję, że będziesz na statusie trzecim bądź drugim gdy będę z tobą gadać!

-Nie zawsze mogę być - odparłem na jego słowa - to powiesz co takiego cię sprowadziło na komendę?

-Wiesz co to kwitek na niekaralność?

-Tak wiem. To papiery odnośnie niekaralności człowieka, ale po co ci to?

-Nie mi w sumie mój przyjaciel stara się o te papiery u was od jakiegoś czasu, ale nie może ich zdobyć - powiedział niepewnie i oparł głowę o szybę.

-Ile razy był?

-Może z trzy do sześciu razów na komendzie, ale zawsze spławiali go iż nie mają teraz czasu albo nie ma człowieka od tego.

-Do policjanta, który zajmuje się tymi papierami naprawdę ciężko się dostać, ponieważ często bywa na patrolach - oznajmiłem - ale nie powinno być tak iż ktoś jest zlewany. Kto jest twoim przyjacielem?

-Dia Garcone - odpowiedział bardzo niepewnie na moje pytanie jakby zastanawiał się czy robi dobrze - a skoro o nim mowa - jego postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni aż się zdziwiłem, że tak można - to za cztery dni robi on imprezę na plaży - oznajmił, a ja zaciekawiony spojrzałem na niego - wiesz dostałeś zaproszenie od niego, bo w sumie nie ma on do ciebie numeru telefonu ani w sumie ja więc ode mnie się dowiadujesz o tym!

-Rozumiem - mruknąłem i zacząłem się zastanawiać czy to aby na pewno dobry pomysł aby bratać się z grupą pastora, którzy zapewne biorą udziały w tych rabunkach.

-To będziesz? - popatrzył się na mnie swoimi proszącymi złotymi ślepiami.

-O której to będzie? - westchnąłem widząc ten jego wzrok.

-Około siedemnastej do nie wiadomo kiedy chyba aż wszyscy uchleją się w cztery dupy - zachichotał i rozciągnął na fotelu.

-Postaram się być - odpowiedziałem mimo iż byłem sceptycznie nastawiony na tą całą zabawę, ale skoro Janek z Dante chcieli abym odpoczywał więcej to raczej po całej nocy chlania to będę odpoczywał dużo. Mimo iż w niedzielę powinienem być na zebraniu to będę leczyć tego kaca.

-Dzięki! - uśmiechnął się radośnie.

-Postaram się przyjść z prezentem dla prowadzącego imprezę.

-Najlepiej kup wódkę - powiedział pastor, a ja zaśmiałem się gdyż w sumie nie o to mi chodziło, ale przynajmniej teraz wiem co kupić z alkoholu - tylko nie mieszaj jej z kokainą, bo odlot potem jeeeest!

-Tobie nie trzeba mieszać, bo sam się tak zachowujesz bez tego - stwierdziłem i zajechałem pod zakon gdzie przy motorach stała dwójka mężczyzn ubrana tak jak z napadu - nie będę ingerować - powiedziałem od razu i pokręciłem głową na boki widząc załamanie nerwowe na twarzy pastora, który nie spodziewał się chyba tego, za jego współpracownicy będą tak stać przed zakonem. Gdy zauważyli mój samochód policyjny wyciągnęli pistolety mierząc w naszą stronę - lepiej każ im nie celować, bo nie chce mieć potem twoich ziomków na sumieniu, a tym bardziej mieć ich za wrogów skoro nie myślą, a od razu łapią za broń - westchnąłem kręcąc głową na boki, ale na spokojnie wykręciłem samochód wokół drzewa na ala małym rondzie i stanąłem.

-No to teraz to masz zbite dowody na mnie - zaśmiał się nerwowo.

-Uznajmy iż to się w ogóle nie zdarzyło - oznajmiłem widząc iż pisze chyba do jednego z nich, a oni od razu schowali pistolety - zostaje to między nami - dodałem po chwili - ciesz się, że wyłączyłem dashama, bo byś z tego się nie wytłumaczył.

-Przepraszam - mruknął - naprawdę ja nie wiem co to za ludzie.

-Nie ingeruje w to Erwin, ale mam nadzieję, że to był ostatni raz, bo przymykam na to oko.

-Dzięki - przytulił mnie, aż się zdziwiłem, a po chwili opuścił mój radiowóz, ale nie zamknął drzwi - dzięki za podwiezienie mnie Monte - poklepał dach auta i dopiero teraz zamknął drzwi.

-Do usług - wyszeptałem kiwając głową i po prostu odjechałem spod zakrystii, jakby nigdy nic się nie stało. - będę mieć przejebane jak się o tym ktoś dowie - westchnąłem do siebie i wybrałem najszybszą drogę do domu. Moje przeczucia były prawidłowe, że  Erwin jest z mafii i prowadzi ganguski tryb życia, a bycie pastorem to tylko jego przykrywka. Jednak sam się do tego pakuje idąc na tą imprezę gdzie zapewne będzie całą śmietanka mafijna. No, ale co poradzę na to iż moja nowa znajomość z pastorem do tego prowadzi, mimo iż chciałbym trzymać się jak najdalej od mafii to raczej nie jest możliwe w moim wykonaniu. Zajechałem pod pralnie i dałem do oczyszczenia swój górny stój munduru przy okazji płacąc na miejscu i zapisując w telefonie datę oraz godzinę odebrania. Skoro już miałem na wierzchu telefon wyciągnąłem kartkę z kieszeni i wpisałem numer telefonu pastora.

#Mam nadzieję, że nasza znajomość nie narobi nam problemów. Dobranoc pastorku #

Napisałem do niego nim wsiadłem do samochodu aby ruszyć ponownie w drogę do bloku w którym mieszkałem.

Czy będą mieli problemy?
Czy Monte odważy się przybyć na imprezę?

2300 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro