Powrót do zdrowia
Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Troszkę się działo na nocnym!
Jak tam poszedł pierwszy dzień egzaminów?
Jakieś plany na dziś?
Ja skończyłam pisać o 00:40 oneshocik :3 który może niebawem się pojawić.
Jestem kompletnie nie wyspana XD lecz chyba warto było.
Życzę miłego dzionka!
Byłem już w szpitalu z tydzień i naprawdę miałem już dosyć. Dopiero teraz pozwolono mi abym mógł sam chodzić, a tak to ciągle ktoś był przy mnie jak nawet chciałem się wysikać. Było to trochę frustrujące, że nie mogłem zrobić niczego sam. Spojrzałem na Erwina, który obmyślał plan na najbliższy pacyfik. Chcieli go zrobić po świętach do których jeszcze zostały niecałe dwa tygodnie. Nie wiedziałem jednak czy chce obchodzić święta, bo zwykle byłem w tym dniu w pracy. Bałem się konfrontacji z Kuiem gdy dowie się, że ja nadal przebywam w towarzystwie Erwina.
-W czym masz problem? - zapytałem i podniosłem się o własnych siłach do siadu.
-Nie wiem jak mam ogarnąć to - mruknął sfrustrowany i pokazał mi mapę, a na mapie był szkic budynku gdzie i jak się znajduje.
-Widzę, że mapa budynku również cię pokonuje - zaśmiałem się cicho i pokazałem mu gestem dłoni aby pokazał mi tą mapę. Natomiast on usiadł obok mnie na łóżku i rozłożył mapę na moich nogach.
-Co gdzie jest, bo nie rozumiem tego - westchnął.
-Tylko nikt ma nie wiedzieć, że ci pomagam w takim czymś - postawiłem warunek.
-Dlaczego? - spytał zdziwiony.
-Bo za posiadanie mapy całego budynku mógłbym Cię wsadzić do paki za chęć obrabowania banku, który jest głównym do całego miasta. To nie jest jak Flecaa to jest już Pacyfik.
-Wiem dlatego chce to jak najszybciej zrozumieć aby nie zrobić głupoty!
-Ehh w czym masz problem? - zapytałem.
-Potrzebuję dowiedzieć się jak dojść do skarbca - odparł i oparł się o moje ramię.
-Tu masz główne wejście - pokazałem mu na mapie - dołem nie wejdziecie, ale górą się da i jest to bezpieczniejsza opcja.
-Czyli schodami w górę?
-Tak potem niestety, ale musicie włamać się do środka, bo inaczej nie wejdziecie - odparłem - jednak to droga do biur oraz na dół.
-Yhym - uważnie patrzył na mój palec aby zapamiętać drogę.
-Potem znajdujecie się centralnie po drugiej stronie kuloodpornej szyby. Twoim celem jest zejście za metalową bramę z kraty - uważnie słuchał co mówię i dokładnie pokazywałem mu co i jak.
-I tylko tam? - mruknął zafascynowany.
-Tak. Jest też jedno tajne wyjście stamtąd, ale nie powiem ci - oznajmiłem.
-Eeej! Ja chce wiedzieć! - zmarszczył nos patrząc się na mnie.
-Nie powiem - odparłem i przeglądnąłem uważnie całą mapę - wystarczająco, że mówię ci jak to wygląda.
-Yhym - mruknął - masz talent do strategii i planowania z map.
-Wiem wychowałem się na tym praktycznie - powiedziałem, ale za późno ugryzłem się w język.
-Wychowałeś? - spytał i zerknął na mnie.
-Taaaa... Nie chce o tym rozmawiać - odparłem, oparłem głowę o jego włosy i zamknąłem powieki na chwilę.
-No dobrze - byłem mu wdzięczny, że nie ciągnął tematu - to gdzie jest tajne wyjście?
-Nie powiem Erwin - oznajmiłem ponownie aby zrozumiał uparciuch, że nie zdradzę mu tej informacji.
-To skąd ty wiesz o tym wyjściu?
-Nie ważne niech to zostanie tajemnicą - rzekłem nie chcąc za bardzo zdradzać swojej wiedzy.
-Utrudniasz mi bańczyk!
-Erwinku jestem policjantem i nie będę ci pomagał w napadzie.
-Jakoś już zdradziłeś mi gdzie co jest - zaśmiał się swoim uroczym śmiechem, który tak bardzo lubiłem słuchać.
-Zdaje ci się - odpowiedziałem i złożyłem mapę na pół. Ten czas w szpitalu nie próżnowałem tylko starałem się wrócić do pełni życia i zdrowia. Lecz nie wszystko leczy się tak szybko jak się myśli. Tym bardziej w moim przypadku. Mogłem ruszać już dłońmi, ale nie na tyle aby nie uszkodzić ich bardziej. Na szczęście wróciło mi czucie więc ten jeden plus z tego wszystkiego był, ale miałem się oszczędzać i to bardzo przez moje obrażenia i wychłodzenie organizmu. Siedzieliśmy tak przy sobie aż nie poczułem jak jego dłoń delikatnie wsuwa się w moją rękę. Ostrożnie złapałem za jego delikatnie chłodną dłoń i ścisnąłem aby uświadomić mu, że jestem tutaj. Od moich tortur ciągle starał się być blisko cały czas. Z jednej strony było to urocze, że martwił się o mnie. Nasze złączone palce powodowały spokój w moim sercu. Jednak w umyśle bałem się o niego cały czas. Dlaczego nie mogłem mieć takiego życia od samego początku tylko ciągle jakieś blizny na umyśle wciąż były od młodzieńca.
-Przepraszam, że wam przeszkadzam - usłyszałem głos Poli więc spojrzałem na nią - jednak przydałoby się abyś się umył Montanha.
-Jak niby mam to zrobić? - spytałem się jej wiedząc, że sam nie poradzę sobie.
-No mogę poprosić jakąś pielęgniarkę aby ci pomogła bądź możesz zadzwonić po kogoś z chłopaków lub skorzystać z pomocy Knucklesa - słysząc jej propozycji patrzyłem na nią z niedowierzaniem. W sumie rozumiem, że przydałoby się mi wziąć kąpiel i sam chciałem to już kilka dni temu zrobić, ale zakazano mi. Spojrzałem na Erwina gdyż pierwsza i druga opcja nie wchodziła w życie, a przynajmniej siwy już mnie widział bez ubrań i raczej nie wstydził bym się tego tak bardzo jak przy Janku bądź Capeli, a co gorsza przy jakieś obcej babie.
-Dobrze - odparł po moim niemym zapytaniu.
-Pastorino mi pomoże - odpowiedziałem, a ona uśmiechnęła się.
-Przyniosę ci odpowiednie rzeczy i ściągniemy bandaże - odrzekła, a po chwili wyszła z sali.
-Co nie chciałeś jakieś pielęgniareczki bądź swojego towarzysza z policji aby ci po towarzyszyli?
-Ty już mnie nago widziałeś - wy szeptałem mu do ucha i pocałowałem w szyję - inni nie.
-Czuję się zaszczycony - wymruczał na co uśmiechnąłem się do niego. Chciałem ten czas wykorzystać jak najlepiej aby spędzić go z Erwinem.
-I bądź - szepnąłem, a on zsunął się z łóżka i schował mapę do plecaka.
-I co plecki będę ci myć? - zaśmiał się.
-Na to będzie wyglądać - odparłem, a do sali wróciła Pola z ręcznikiem i płynem oraz gąbką.
-Dobra słuchać mnie panowie - powiedziała i położyła rzeczy na skraju łóżka. -Miejsca, które są ranne delikatnie i nie mocno aby nie zepsuć powstających strupów oraz szwów. Macie delikatną stroną gąbki i najważniejsze nie za gorącą wodą! Grzegorz ty najważniejsze abyś nie męczył mięśni - powiedziała, a ja jedynie kiwnąłem głową rozumiejąc jej obawę. Podniosłem się i zszedłem z łóżka. Erwin od razu znalazł się blisko mnie asekurując jakbym miał upaść. Pola podała Erwinowi to co jest potrzebne do mej kąpieli, a mi zaczęła rozwiązywać bandaż uważnie i ostrożnie aby nie uszkodzić zbytnio niczego. Żebra bolały chociaż wiedziałem iż teraz powinno z nimi być lepiej po naprawie ich przez medyków, bo w sumie nie mieli wyjścia aby tego nie robić. Gdy ściągnęła mi opatrunek westchnąłem cicho nie chcąc patrzyć na moją klatkę piersiową. Zauważyłem jak Erwin patrzy smutno na nią dlatego też nie chciałem patrzeć. Pola zaprowadziła nas do łazienki w jasnych kolorach w której był duży prysznic, toaleta oraz umywalka z lustrem. Nie patrzyłem na lustro gdyż czułem odrazę do ran na moim ciele, które przypominały mi kim jestem.
-Zostawiam was tu tylko nie róbcie jakiś niestosownych rzeczy!
-Pola - mruknąłem patrząc się na nią.
-Ja tylko ostrzegam! - zaśmiała się - a jak coś to zamknijcie się na klucz! - uciekła przez drzwi widząc mój gniewny wzrok.
-Nie rozumiem jej czasami - zaśmiał się Erwin.
-Jej chłopak to nasza morwiniara co tu się dziwić - odparłem i westchnąłem, bo musiałem ściągnąć spodnie, ponieważ nie komfortowo czułem się w samych bokserkach. Do połowy je zdołałem ściągnąć, a one same opadły mi na ziemię.
-Ściągasz bokserki? - mruknął Erwin w zapytaniu i czułem na sobie jego wygłodniały wzrok.
-A mam inny wybór? - spytałem i ściągnąłem z siebie je aby nie przeszkadzały mi.
-Nie - mruknął i jego wzrok skanował mój tył zaś ja podszedłem do prysznica i włączyłem wodę aby ustawić ją odpowiednio. Gdy poczułem na swoich plecach ciało Erwina, który wtulił się we mnie. -Tym razem ja cię myję - zaśmiał się cicho.
-Wiem - odparłem -a ty wiesz, że zmokniesz?
-Jak się rozbiorę to nie zmoknę aż tak bardzo - rzekł i odsunął się ode mnie. Kontem oka widziałem jak się rozbiera, ale zostaje w bokserkach. Wszedłem pod prysznic, a on za mną, ale trzymał się trochę z dala od strumienia wody w którym byłem. Przyjemnie ciepła woda moczyła moją skórę i ranne miejsca. Erwin nagle wyłączył wodę co od razu poczułem gdyż oczy miałem zamknięte i nie wiedziałem co kombinuje. Po chwili poczułem miękką strukturę gąbki na sobie i jak delikatnie sunie po moich plecach.
Rozluźniłem się pod jego dotykiem. Nigdy bym nie spodziewał się, że wyląduje w prysznicu z nim aby mnie mył. Gdy gąbka znalazła się w okolicach intymnych spojrzałem na niego, a on delikatnie zarumieniony uśmiechał się jak istny szatan. Przymrużyłem oczy, patrząc się na niego jak drażni mnie gąbką.
-Erwin - wyszeptałem czując jak mój kutas powoli dryga.
-Tak? - zachichotał i gąbka znalazła się ja moim podbrzuszu, a następnie wędrowała coraz wyżej.
-Nie drażnij mnie - szepnąłem do jego ucha i delikatnie je przygryzając. Usłyszałem jak z jego ust wydobywa się ciche jęknięcie, które delikatnie mówiąc mnie nakręciło, ale powstrzymałem się od tego aby nie zrobić czegoś niestosownego.
Perspektywa Erwina
Kilka dni temu
Byłem wkurwiony po całości na Kuia. Mieliśmy się dziś z nim spotkać gdyż chciał co czymś porozmawiać. Nie byłem chętny na to aby spotykać się z chińskim mącicielem, ale moi poprosili mnie o to aby przejść tą rozmowę aby dowiedzieć się co dalej z naszą umową pomiędzy nami. Grzesiu powoli wracał do zdrowia, ale czasami zachowywał się nad wyraz jak nie on. Kui musiał mu coś poważnego zrobić żeby z uśmiechnietego Grzesia zrobił się obojętny mężczyzna na wszystko oprócz mnie i Hanka. Jednak nie był tym samym Grzesiem co był wcześniej chociaż widziałem jak się stara to coś go blokowało. Bałem się, że to wina Kuia. Siedziałem od rana z Monte, który spał teraz i w sumie ostatnio dużo sypiał za rana co mnie trochę martwiło, że coś w nocy jest nie tak. Lecz nie wiedziałem co może być nie tak gdyż nie chciał mówić. Słyszałem od Laboranta, że po ciężkich przeżyciach ma się koszmary, które ciężko jest się pozbyć potem z psychiki i potrzebna jest tu pomoc psychologa. Tylko problem jest taki, że policjant nie chce kogoś takiego.
-Siema - do sali wszedł Hank i uśmiechnął się do mnie - wybacz nie mogłem wcześniej.
-Nie szkodzi - odparłem, a on spojrzał na mnie to na śpiącego bruneta zaś ja wziąłem kurtkę w dłoń szykując się do wyjścia.
-Mogli byśmy porozmawiać na osobności? - zapytał co mnie zdziwiło gdyż byliśmy sami nie licząc śpiącego Grzesia.
-Jasne to o czym?
-Nie tu - rzekł i wyszedł z sali zostawiając ówcześnie swoje rzeczy. Zaskoczony ruszyłem za nim.
-Dlaczego nie w sali? - zapytałem gdy znaleźliśmy się w pustym korytarzu.
-Grzesiu potrafi słyszeć tyle ile się da przez sen - odpowiedział.
-To co chcesz powiedzieć?
-Chodzi mi o to, że...- westchnął i podrapał się po karku chyba wahając się nad słowami. -... Nie pozwól aby Grzesiu się zdystansował wobec ciebie.
-Co? - palnąłem.
-Gregory sądzi, że jak się odetnie od ciebie będziesz bezpieczniejszy i nie będziesz miał problemów z swoją rodziną - kolejny raz zaszokował mnie swoimi słowami w ciągu kilku minut.
-Ale on jest jej częścią - powiedziałem marszcząc brwi.
-Erwin jeśli naprawdę między wami jest coś silniejszego - zrobił pauzę - po prostu nie daj mu się wycofać, bo jak to zrobi będzie ciężko go przekonać z powrotem.
-Czy to wina Kuia? - spytałem prosto z mostu.
-Raczej przykre wspomnienia i przeszłość, która nie daje mu spokoju - nie patrzył się na mnie gdy to mówił jakby coś krył.
-Nie mówisz mi wszystkiego - oznajmiłem, a on potwierdził to kiwnięciem głowy.
-Nie mogę nawet jeśli bym chciał, to on musi się przełamać i ci powie w odpowiednim momencie - rzekł poważnie więc i na poważnie wziąłem jego słowa do siebie.
-Postaram się Hank, ale jak wróci na służbę będzie ciężko go pilnować.
-Wiem - odparł - nie zatrzymuję cię, bo pewnie macie ważne sprawy.
-Tak mam spotkanie za 20 minut - rzekłem - trzymaj się Hank!
-Dzięki i nawzajem! - pomachał mi na do widzenia. Szybko wyszedłem z szpitala, a tam już czekał na mnie Carbo z chłopakami na pod jeździe. Szybko wpakowałem się na miejsce pasażera z przodu, a z tyłu siedział Silny, Dorek i Dia.
-Nie chce mi się po spotykać z Kuiem - burknąłem i dojechaliśmy spod szpitala.
-Spotkanie na szczęście jest na punkcie widokowym za zakonem więc na naszym rejonie - odparł Dia, który siedział na środku. -Kui będzie musiał się słuchać.
-Właśnie! - uśmiechnał się Dorian.
-Nie przejmuj się tym tak Erwin spróbujmy zrozumieć jego intencje - powiedział Silny, który był delikatnie mówiąc przygaszony, bo jego ojciec odwalił coś mega głupiego i nie wiedział po której stronie stanąć konfliktu.
-Próbuje Silny, ale nie idzie mi to, bo prawie zabił nam członka rodziny! - westchnałem sfrustrowany i zerknąłem na telefon, który nie wiem nawet kiedy wyciągnąłem z kieszeni kurtki. Mieliśmy wystarczająco czasu aby znaleźć się na zakonie i na docelowym punkcie spotkania.
-Musi coś za tym stać, ale nie mówię, że Kui nie zdradził - odezwał się Carbo, który jak dotychczas był cicho, bo prowadził samochód. Nie wiem kiedy znaleźliśmy się na zakonie, który trochę podupadł chociaż robiłem czasami mszę to jednak warstwy upadły i nie było sensu tego dalej ciągnąć. Teraz priorytetem był bank pacyfik standard i zdobyciem ostatnich rzeczy na niego, które trochę się opóźniły. Stwierdziliśmy więc po świętach zrobimy go, a teraz zajmiemy się bankami i resztą, która jest na wyciągnięcie ręki. Wysiadłem z auta i zamknąłem za sobą drzwi. Dia podszedł do mnie i wręczył mi pistolet, który schowałem do pustej kabury na biodrze.
-Znany jest plan? - zapytałem idąc w kierunku górki gdzie był punkt widokowy i cel naszej podróży. Usiedliśmy jak na panów przystało na ławeczkach i czekaliśmy na Kuia. Nie zajęło to długo czasu przynajmniej tyle z tego dobrego, bo nie widziało mi się siedzieć na wieczór gdy słońce zachodziło za kręg, a mrok zaczynał panować nad miastem aż do momentu włączenia latarń. Chińczyk jak myślałem nie przyszedł sam, a z swoimi bałwankami. - Mów czego chcesz! - warknąłem na wstępie.
-Ja wiem i rozumiem misiu kolorowy, że zrobiłem coś złego, ale tylko wyłącznie dlatego aby nas wszystkich chronić!
-Do rzeczy! - warknął Carbuś.
-Nie mogę wam tego powiedzieć - westchnął spuszczając głowę - wiem, że zrobiłem źle raniąc Montanhę jednak jest on zagrożeniem, które może wyrządzić wiele złego dla nas wszystkich. Nie powinniście z nim trzymać! - oznajmił co zdziwiło mnie, ale nie pokazałem tego po sobie. Grzesiu, który chce się wycofać w cień i Kui, który ostrzega przed policjantem. Musiało kryć się za tym coś więcej. - Popełniłem błąd, ale każdy z nas go robi! Niedługo święta powinniśmy trzymać się razem, zamiast walczyć ze sobą!
-Wybaczę Ci tylko wyłącznie gdy oddacie się policji i odsiedzicie wyrok, a wszyscy będą wiedzieć kto jest winien tego! - dałem mu warunek, który musiał spełnić abyśmy wybaczyli mu jego błędy. -Masz czas do jutra wieczorem!
Czy Kui odda się policji?
Czy Erwin dowie się prawdy?
2365 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro