Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Porwany 01

Rozdział kolejny!
Chyba za bardzo was rozpieszczam!
Miłego dzionka!

Perspektywa Pisiceli

Patrol o tej porze jak nigdy dotąd był spokojny, a wszyscy funkcjonariusze  byli przypisani w dwójkach na patrolach aby jednak było dla każdego bezpiecznie. Nie oszukujmy się, ale w nocy bywa naprawdę różnie i wszystko może się zdarzyć. O równej jedynastej w nocy na radiu padł komunikat ze strony szefa policji czyli Grzesia, że wybiera się na patrol. Kolejny samotny patrol ciekawe czy w ogóle mu się to nie nudzi takie samotne jeżdżenie w pojedynkę.

-Znowu samotny patrol nasz szef robi? - spytał Frank z którym dziś jeździłem i byłem jego radio operatorem, bo nie chciało mi się kierować.

-Tak jak zwykle robi sam patrol, a nie oszukujmy się nawet nie ma kogo do niego przydzielić o tej godzinie - stwierdziłem patrząc się na tablet i  obserwując przez GPS policyjny drogę 01.

-Gdzie tym razem jedzie na patrol? - padło zapytanie ze strony mego towarzysza.

-Na Sandy Franeczku tak to wygląda, bo jedzie autostradą - odrzekłem.

-No wiesz szefie to tylko kwestia czasu aż ktoś może do niego się dosiądzie - powiedział brązowowłosy - okurwica deszcz! - spojrzałem przez szybę na zewnątrz radiowozu i rzeczywiście zaczęło padać.

-Dawno nie padało - przyznałem mu rację i uśmiechnąłem się pod nosem do samego siebie. Jechaliśmy spokojnie przez ulice pokryte deszczowymi kroplami tak aby nie stwarzać zagrożenia na drodze. Nagle otrzymaliśmy informację na dispatchu o zniszczonym GPSie. Bardzo prędko zacząłem szukać na tablecie kogo zabrakło. Gdy nie zauważyłem na mapie miasta 01 aż mi puls skoczył w górę.

-02 do 01 - powiedziałem na radiu, ale nie otrzymałem odpowiedzi prócz ciszy - 02 do 01, Grzesiu jesteś tam? - jednak nadal była cisza - 02 do wszystkich jednostek 01 kierował się w stronę Sandy brak kontaktu! 02 plus 1 kierujemy się na miejsce zniszczenia GPS'a!

-03 plus 1 również reagujemy! - zakomunikował Capela na radiu.

-Gaz do dechy - ponagliłem Franeczka aby przyspieszył ten radiowóz. Modliłem się aby nie oznaczało to co mogło to oznaczać. Jednak wszystko do tego prowadziło gdyż dzwoniłem na jego numer telefonu, ale tylko przełączało mnie na pocztę głosową. Po kilku minutach szybkiej jazdy znaleźliśmy się na miejscu zdarzenia i aż się przeraziłem. Victoria była rozbita o drzewo, a drzwi od strony kierowcy były otwarte na oścież.

-Stajemy obok? - spytał Franek niepewnie.

-Nie mamy wyboru - mruknąłem w odpowiedzi - ubezpieczaj mnie gdy będę zbliżać się do samochodu żeby ktoś nam nie wyskoczył.

-Spokojnie - zatrzymał się na przeciwko auta oświetlając je reflektorami gdyż była tu tylko ciemność. Wysiadłem z samochodu i wyciągnąłem broń z kabury, kierując się do radiowozu. Gdy podszedłem do samochodu na miejscu kierowcy było cale wyposażenie Grzesia wraz z radiem, a GPS był zniszczony tuż przed samochodem. Rozglądnąłem się po samochodzie, a druga jednostka podjechała aby zabezpieczyć teren wypadku i prawdopodobnego porwania 01. Zauważyłem kartkę, która była położona tuż przy szybie. Ubrałem rękawiczkę aby nie zostawić swoich śladów odcisków dłoni i przeczytałem treść. Schowałem do dowód do woreczka foliowego aby nie zmoknął przez deszcz, który nabierał na sile. 

-Gdzie jest Grzesiu?

-Nie ma go tu Dante - westchnąłem ciężko - porwała go grupa gangsterska pod kryptonimem Lords of the World - podałem mu list z groźbami i tym, że odezwą się na temat okupu dopiero jutro rano.

-Ogłosić zaginięcie szefa policji? - spytał zmartwiony Capela.

-Nie lepiej nie robić zamieszania na mieście. - odrzekłem i złapałem za radio - 02 do wszystkich jednostek! Wszyscy są na radiu?

-10-4 - potwierdził mi ktoś.

-01 został porwany! Wszystkie jednostki mają szukać jakiś poszlak odnośnie nielegalnej organizacji pod kryptonimem Lords of the World - nadałem komunikat na radiu by wszyscy zaczęli robić coś żeby znaleźć szefa.

-10-2 - wszyscy odpowiedzieli zgodnie na radiu w tym samym czasie.

-Co robimy? - zapytał Franek.

-Pobieramy helkę i poszukujemy z nieba - odparłem na pytanie przyjaciela.

-W tą pogodę nic nie znajdziemy - stwierdził Capela - to marnotrawstwo naszego czasu. Może poszukajmy informacji w systemie?

-Zajmij się tym - wydałem rozkaz - ja i Franek będziemy w iglo - nie chciałem odpuścić tego helikoptera - miejmy nadzieje, że nic się mu nie stanie - dodałem ciszej i popatrzyłem na wszystkich tutaj zebranych.

-A telefon? - zapytał Franek.

-Co masz na myśli?

-Może ktoś do niego pisać bądź coś - stwierdził, a ja wyciągnąłem telefon, który był wraz z resztą jego rzeczy i odpaliłem go. Wszedłem na jego wiadomości przeglądając je na szybko.

-20 minut temu pisał Pastor do Grzesia z pytaniem, dlaczego nie odpisuje i czy wszystko w porządku - oznajmiłem przeglądając wiadomości w tył by dowiedzieć się czy może coś pisali ważnego.

-Myślisz, że to pastor? - zadał kolejne pytanie Franek.

- Pastor podobno jest na Paleto i modli się do Boga - odpowiedziałem na jego pytanie.

-Według mnie to nie możliwe, bo w końcu Knuckels jest bardzo przyjaźnie nastawiony do Grzesia i bardzo o niego się martwi - odłączył Capela do tego aby chronić Knucklesa przed zarzutem, który dał Paruva.

-Tu masz rację - skinąłem głową zgadzając się z nim - pastor odpada, ale może być zagrożony jeśli zaatakowali Montanhe to może i on być na celowniku.

-Obstawę dla niego zrobić? - spytał kadet z którym jeździł dziś Capelą.

-Raczej nie trzeba - odparłem - wystarczy, że się go poinformuje to jego koledzy będą go pilnować - przepisałem numer telefonu Knuckelsa do swojego telefonu.

-Dzwonić na odholownik aby zabrali samochód?

-Tak - przytaknąłem i wziąłem wszystko z samochodu należące do 01 i schowałem do radiowozu Franka - zacznijmy w końcu działać - rzekłem i popatrzyłem na wszystkich.

-Tak jest - kiwnęli głową i każdy schował się do samochodu chroniąc się przed deszczem, bo nie powiem, że nie jest sucho gdy niebo płacze gigantycznymi łzami.

-Będzie dobrze Janeczku - chciał jakoś mi pomóc abym się tak bardzo nie przejmował, ale jak można nie przejmować się kimś kto dbał o całą jednostkę i starał się abyśmy byli jak rodzina.

-Nie wiem co robić Franeczku! - wyżaliłem się przyjacielowi.

-Wiesz dobrze, ale targają tobą silne emocje i musisz się uspokoić!

-Wiem wiem, ale ciężko jest gdy pomyślę, że ktoś odważył się zaatakować szefa policji!

-Ale nic teraz nie jesteśmy w stanie zrobić - stwierdził Franek, a ja popatrzyłem na niego - trzymają go gdzieś nie wiadomo gdzie. W taką pogodę iglem dużo też nie zrobimy, bo nie mamy w nich światła ani termowizji, a ciemno w pizdu!

-Może masz rację - westchnąłem i popatrzyłem za okno - może poszukajmy go po miejscach gdzie można byłoby kogoś ukryć - zaproponowałem.

-Też wszędzie nie dojedziemy, bo pada ziemia za dużo wody naraz nie przyjmie. Będzie bardzo błotnisto i pewnie będzie podtopienia jak będzie lać tak dalej.

-Czyli musimy czekać aż będzie następny dzień i jak odezwą się?

-Na to wychodzi szefie - odparł kierując nas na komendę - lepiej chyba pomóc chłopakom w poszukiwaniu informacji niż szukaniu igły w stogu siana.

-Masz rację - poparłem - trzeba się czegoś dowiedzieć o tej grupie Lords of the World i czy ktoś po prostu pod tą organizację się nie podszywa!

-Myślisz, że byliby do tego tego zdolni?

-Myślę, że tak - odparłem - skądś kojarzę tą organizację, ale wydaje mi się, że oni trzymają się na własnym terenie.

-Przekonamy się z Capelą - odrzekł Franek.

-Wiesz co Franuś - zacząłem niepewnie.

-Tak Janeczku?

-Może weź kadeta ze sobą i polećcie iglem wokół miasta? - zaproponowałem dość ostrożnie.

-Dobrze skoro ci tak bardzo zależy na tym - zgodził się na co odetchnąłem z ulgą i wysiadłem z auta gdyż byliśmy już na parkingu policyjnym. Zaraz za nami wjechał Capela - kadeciak chodź lecimy helką poszukać z nieba.

-Dobrze - odparł mężczyzna i ruszył z Parówą na patrol helikopterem.

-Chodź Janek trzeba poszukać informacji na temat tego gangu.

-Nie zadzwoniłem jeszcze do Pastora - przypomniałem sobie gdy wchodziliśmy po schodach gdyż kierowaliśmy się do komputera w magazynie dowodowym.

-Nie będzie on o tej godzinie spać?

-Nie wiem przekonamy się - rzekłem wyciągając telefon z kieszeni, wybierając nowo zapisany numer telefonu. Czekałem pierwsze połączenie, drugie, trzecie... Prawie było już piąte i chciałem się rozłączyć, ale ktoś w końcu odebrał.

-Zakon Błędnej Ciszy, Erwin Knuckles w czym mogę pomóc o tej porze? - usłyszałem głos pastora, który brzmiał na zmęczonego.

-Chciałbym poinformować iż Gregory Montanha został porwany - powiedziałem niepewnie nie wiedząc czego spodziewać się po pastorze.

-Co?! Jak? Kiedy i dlaczego? - usłyszałem niedowierzanie z jego strony i zmartwienie.

-Nie jesteśmy na tą chwilę obecnie stwierdzić nic - odpowiedziałem - chciałbym aby ksiądz uważał na siebie i na wszelki wypadek był z kimś, a nie sam.

-Jest ze mną San gdyż byliśmy w kościele przy Paleto aby odprawić modlitwy w intencji chorego człowieka. Teraz będę się modlić za Monte aby nic mu się nie stało i abyście wy policją go znaleźli - zmartwienie mężczyzny było naprawdę zdumiewające iż tak bardzo martwi się o policjanta skoro wszyscy w mieście nie za bardzo przepadali za nami.

-Niech pan pastor uważa - zasiadłem obok Capeli, który już poszukiwał informacji na temat mafii.

-Z pewnością będę uważać - usłyszałem z słuchawki - czy jak coś się dowiecie to poinformujecie mnie?

-Postaram się Ci mówić jeśli coś się dowiemy na temat Montanhy.

-Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że będzie cały i zdrowy - westchnął ciężko aż usłyszałem to przez słuchawkę.

-Nie zatrzymuje pastora, proszę uważać i jakby coś się stało to dzwonić!

-Oczywiście - odparł - owocnych poszukiwań - dodał rozłączając połączenie.

-Mamy coś? - spytałem się Capeli.

-Tak, ale nie dużo w sumie jest - odparł i odwrócił monitor w moją stronę.

-Lords of the World - przeczytałem na głos - grupa mafijna, którą kontroluje większość gangów oraz miasto w którym stacjonują. Grupa liczy z około 50 osób więc jest najbardziej liczną grupą w mieście. Szefem mafii jest mężczyzna znany pod kryptonimem Morte. Posiada on dwóch swoich zastępców pod kryptonimami Assassino i Herdeiro.
Nikt nie jest w stanie określić ich prawdziwej osobowości mimo iż wiadomo gdzie mieszkają. Policja trzyma się z daleka od mafijnej rodziny gdyż są oni bardzo brutalni jeśli chodzi o życie rodziny. Ta grupa nie toleruje zdrad, dlatego też nie ma więcej informacji o ich życiu mafijnym gdyż wszystko zostaje w rodzinie. Owa grupa nie opuszcza swoich rejonów gdyż są bardzo terytorialni. Dowiedzenie się czegoś więcej kończyło się śmiercią prowadzącego śledztwo.

- Miejsce zamieszkania miasto Coco - doczytał Capela i popatrzył na mnie - ich strojem charakterystycznym jest czarny ubiór na czarnej masce biała chusta symbolizująca niewinność. Cechuje ich też tatuaż na szyi z inicjałami swojej organizacji.

-Czyli co mamy szukać po szyjach?

-Nie wiem - odparł mężczyzna - to zajmie za dużo czasu.

-Właśnie w sumie to nie za wiele mamy, ale jesteśmy pewni iż to nie są ludzie z Lords of the World. Więc zostaje pytanie kto chce wrobić obcą organizacje? - zacząłem się zastanawiać nad pytaniami, które powiedziałem do Capeli.

-Na pewno organizacja, która nienawidzi ich - mruknął w odpowiedzi i zaczął przeglądać dalej akta.

-Tylko kto byłby na tyle głupi, aby ryzykować życiem na tak dużą organizacje gangsterską skoro nawet nas tyle nie ma - powiedziałem i wyciągnąłem tablet z paska. 

-Zbyt dużo możliwości, a my nie znamy jeszcze jakie mafijne gangi żyją w naszym mieście - oznajmił dołując mnie trochę bardziej gdyż zrobiliśmy krok do przodu, ale cofnęliśmy się o dwa do tyłu. Czyli zostało nam tylko czekanie aż nasi policjanci coś znajdą albo porywacze odezwą się do nas z rana - to co robimy w takim razie?

-Nie zostało nam nic oprócz czekania na to aż coś znajdziemy bądź odezwą się porywacze - mruknąłem i popatrzyłem znad tabletu na srebrnowłosego.

-Czyli czekamy - potwierdził Dante - oby nic nie było Grzesiowi.

-Jeśli nie będzie mówił to raczej słabo to widzę żeby nie zrobili mu krzywdy. W końcu to Grzechu on nie wyda niczego - rzekłem gdyż taka była prawda i Grzesiu cenił sobie to aby informacje, które posiadamy zostały na komendzie, a nie były podawane dalej.

-No tak - mruknął ciszej i oparł głowę o biurko - biedny Grzegorz.

-Miejmy nadzieje, że nie zrobią mu poważnej krzywdy skoro chcą okup - oznajmiłem i wstałem z krzesła delikatnie klepiąc go po plecach.

-Gdzie idziesz?

-Trzeba zobaczyć czy mamy wystarczająco dużo pieniędzy - odparłem kierując się do biura.

Perspektywa ????

Piorun jak odjechał aby zrobić sobie dobre alibi zostałem sam z Błyskawicą. Nie powiem uwielbiam torturować ludzi jednak nie sądziłem, że trafię na poważną przeszkodę w postaci skały. Wraz z moim towarzyszem torturowałem Grzegorza, który mimo ran i cierpienia nie wydał z siebie niczego ani informacji, które chcieliśmy posiadać ani też żadnych jęków czy odgłosów bólu. Nie mogąc tego już wytrzymać wyciągnąłem współpracownika na zewnątrz zamykając drzwi za sobą. Ściągnąłem chustę, a następnie maskę i wziąłem głęboki oddech świeżego powietrza. Nawet deszcz mi nie przeszkadzał.

-Nie rozumiem go! - warknąłem wściekły - Mimo iż uwielbiam torturować i wiem gdzie najbardziej boli on zachowuje się jak jebana skała! Co robię nie tak Silny?

-Spokojnie Carbo - powiedział cicho mimo iż padało staliśmy w deszczu, a wokół była błotnista laguna w której topiliśmy buty.

-Staram się - westchnąłem i zamknąłem powieki starając się uspokoić - bierz auto i jedź do domu, bo jak dalej będzie to w ogóle nie będzie się dało stąd wyjechać - stwierdziłem podchodząc do swojego auta. Wyciągnąłem z tylniego siedzenia worek z rzeczami, który z pewnością się przydadzą.

-Zostajesz tutaj? - spytał zdziwiony.

-Z Erwinem uzgadnialiśmy to, że nie możemy zostawić tutaj samego Grzegorza. Mimo iż nie wjadą tutaj to jednak helka może być ryzykownym zagrożeniem.

-Dobra, ale jak coś to pisz gdyby coś poszło nie tak - odezwał się Silny.

-Spokojnie mam wszystko pod kontrolą - włożyłem maskę na twarz - więc będzie git - mój głos zmienił się pod działaniem modulatora.

-Postaram się być z samego rana - odrzekł i wsiadł na miejsce kierowcy.

-Uważaj jak będziesz zjeżdżał - powiedziałem delikatnie zmartwiony, bo wiedziałem jak ciężki jest to kawałek do zjazdu.

-Spokojnie to przecież terenówka - odpalił silnik i ruszył na spokojnie zamykając drzwi. Chwilę stałem w miejscu lecz wróciłem do pomieszczenia, a raczej do małego domku, który miał już za sobą lata świetności. Grzesiu podniósł delikatnie głowę do góry i spojrzał na mnie, ale widząc mnie opuścił ją z powrotem w dół. Nie wyglądał w sumie najlepiej. Wszędzie miał na cięcia na skórze i rany z których ciekła krew zależności od stopnia wbicia ostrza. Wziąłem spirytus z paczki wraz z czystą ścierką. Wylałem trochę zawartości butelki na suchą szmatkę i zostawiłem resztę w butelce. Następnie wziąłem wodę i do lałem trochę na ścierkę aby nie było zbyt żrące. Podszedłem do Grzesia i zacząłem przecierać jego rany, a on cicho syknął wydając z siebie w końcu jakiś głos.

-Dlaczego to robicie? - spytał  zachrypniętym słabym głosem gdy ja upewniałem się, że w żadne z ran nie dostanie się zakażenie.

-Taka praca - odparłem swoim zmodyfikowanym głosem.

-Wiesz, że jak was złapią to będziecie siedzieć za terroryzm i napaść na szefa policji? - poinformował mnie cicho aż się zdziwiłem z tego iż mi to mówi.

-Za coś kiedyś będzie się musiało odsiedzieć - odparłem i podszedłem do starej kanapy gdzie rzuciłem swój pakunek. Wyciągnąłem dwa koce i poduszkę. Jeden koc miał posłużyć mi jako narzuta, ale widząc oraz czując iż ciało policjanta jest wychłodzone stwierdziłem, że będę choć raz człowiekiem i okryje go w tą zimną noc. Narzuciłem na niego koc, a on na mnie popatrzył najpierw z zdziwieniem, ale potem zauważyłem tylko wdzięczność. Aż zrobiło mi się szkoda Grzesia jak nigdy dotąd nie czułem tego wobec porwanych i torturowanych ludzi lecz widząc go w tym stanie zawieszenia między życiem, a śmiercią. Nie potrafiłem po prostu popatrzeć mu prosto w oczy. Nie sądziłem, że ktoś kogo znam tak krótko może mieć tak duży wpływ na to jak się czuje. Jak go opatuliłem kocem wróciłem na kanapę i położyłem się na niej tak aby być plecami do mężczyzny. W ten sposób minęła nam noc na spróbowaniu przespania się kilku godzin.

Czy odnajdzie ich policja?
Czy Monte przeżyje?

2502 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro