Poranek
Sobota więc i rozdział!
Jak zaczął się wam weekend?
Nie chce wracać do szkoły w poniedziałek
Miłego dzionka!
Nie powiem film był bardzo emocjonalny i w cholerę mi się spodobał, więc jak dziecko oglądałem historię od dziewczynie i koniu gdy nagle poczułem ciężar na głowie. Spojrzałem kontem oka na Monte, który miał zamknięte oczy i oddychał miarowo. Nie sądziłem, że w połowie filmu po prostu on u śnie przy mnie. Cholernie uroczo wyglądał więc po prostu pozwoliłem mu spać w tej pozie gdyż mi też było wygodnie i co najważniejsze ciepło. Oglądałem film nim nie zaczęły kleić mi się oczy. Przykryłem bardziej siebie i Monte, a nawet nie wiem kiedy usnąłem wtulony w szyję policjanta. Obudziły mnie szemry w kuchni przez to powoli zacząłem się budzić z przyjemnego snu. Podniosłem powieki i rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Leżałem na plecach przez to się zdziwiłem, bo usnąłem na siedząco, ale wyczułem ruszającą się klatkę piersiową pode mną i zdziwiłem się mocno. Podniosłem się delikatnie do siadu tak aby nie obudzić Monte i spojrzałem w stronę kuchni w której siedział Dia.
-Co tu robisz? - spytałem cicho i wstałem z kanapy przykrywając Grzesia kocem, który zsunął się z niego. Ziewnąłem i rozciągnąłem zaspane ciało.
-Przyszedłem sprawdzić co u ciebie, ale jak widzę aż za dobrze - stwierdził z uśmiechem.
-Daj mi spokój - mruknąłem przecierając zaspane oczy.
-Jak zwykle napiszesz, że wszystko okej, a nigdy nie powiesz nic więcej - odparł i napił się z kubka. - Dlaczego jest u ciebie?
-Bliżej było do mnie, a on był przemarznięty i cały mokry więc wziąłem go do siebie - odpowiedziałem i usiadłem na krześle barowym.
-I spaliście razem na kanapie? - jego brew powędrowała do góry.
-Oglądaliśmy film i tak jakoś wyszło iż usunęliśmy - podrapałem się po karku gdyż to była dość żenująca sytuacja i w sumie nie jedyna gdy spałem wraz z nim w jednym łóżku.
-No nieźle - pokiwał głową na boki - nie sądzisz, że co raz więcej was widzę w dość bardzo dwuznacznych sytuacjach?
-No co ja mam poradzić na to? - westchnąłem - tak po prostu wychodzi, że zasypiamy przy sobie.
-Erwin widać to po was - stwierdził na co popatrzyłem na niego jak głupi - nie patrz się tak na mnie, bo mam rację w tym co widzę.
-Co takiego niby kurwa widzisz Dia?
-Że jest między waszą relacją jakaś chemia skoro on ci ufa, a ty ufasz policjantowi. Erwin ty nigdy nie ufałeś policji.
-Wiem wiem, ale nie potrafię tego wyjaśnić po prostu lubię go i tyle.
-To jest pierwszy taki wyskok w którym policjant jest naprawdę naszym przyjacielem - powiedział ciemnoskóry.
-Ale przyznaj, iż jest dobrym przyjacielem - rzekłem z uśmiechem.
-Tu muszę przyznać rację.
-Miło iż o mnie rozmawiacie panowie, ale spać się nie da - usłyszałem ochrypły głos Grzesia przez którego przeszły po moim ciele ciarki aż spojrzałem na niego jak się rozciąga i przesuwa dłonią układając włosy do tyłu. -Hej Dia - przywitał się i wstał z kanapy.
-Nie chcieliśmy cię obudzić - powiedziałem.
-Nie szkodzi - odparł i usiadł przy mnie na drugim krześle obok mnie. - Ja też nie sądziłem panowie, iż za przyjaźnię się z zakszotem - za żartował z naszej organizacji.
-Mamy legitny Zakon Błędnej Ciszy! - oburzyłem się na jego słowa i przewróciłem oczami.
-Oj wiem wiem, ale jak tak dalej będziecie robić to będziecie terrorystami nie zakonnikami - rzekł z uśmiechem na ustach. Dlatego też czasami go nie rozumiałem mówił o czymś złym, ale nadal zachowywał jakby nie było to nic złego.
-Na pewno twoje ciuchy wyschły w pokoju na wieszaku - stwierdziłem, bo nie powiem, ale śmieszne wyglądał w tych ubraniach.
-Widać, że ubiór pastora, bo ciuchy nie pasują do siebie - stwierdził ze śmiechem Dia.
-Co poradzisz - odparł i wstał z krzesła - te drzwi tak? - pokazał na drzwi na przeciwko kuchni.
-Tak Monte - zniknął za drzwiami i spojrzałem na Dię. -To co cię sprowadza jeszcze?
-Akcja poszła dobrze?
-Jak zwykle wszystko dobrze poszło.
-Ile z tego mamy?
-Sporo, ale nie wiemy co zrobić z tymi sztabkami złota - odparłem i spojrzałem na niego.
-Nie wie mąciciel co z tym zrobić? - zapytał ciekawy.
-Raczej też nie wie - odpowiedziałem - jakby wiedział to byśmy coś z tym zrobili.
-A próbowaliście to prze topić? - spojrzeliśmy na policjanta, który sam zaproponował nam co zrobić z kradzionym złotem.
-Monte jesteś cudowny! - krzyknąłem - To może się udać! - zszedłem z krzesła i skoczyłem na niego przytulając go, a zdziwiony mężczyzna odwzajemnił przytulasa.
-Emm dzięki - uśmiechnął się ciepło w moim kierunku - ale jak coś ja wam nic nie mówiłem jakby okazało się iż tak się da!
-Jasna sprawa! - odparłem i puściłem go odsuwając się od niego trochę zawstydzony swoim pochopnym zachowaniem.
-To co cię Dia sprowadza przyjacielu skoro już po rozmawialiście sobie o sprawach biznesowych? - na słowa Grzesia zaśmiałem się cicho, ale w sumie miał rację sam nie wiedziałem po co tak dokładnie przyszedł.
-Jako dobry sąsiad - wtrąciłem się tutaj w jego słowa.
-Z trzech pięter niżej.
-Właśnie! Dobry sąsiad z trzech pięter niżej przyniosłem nam wałówkę - powiedział i pokazał na reklamówkę koło mikrofalówki, która jak byk tam stała i nie zauważyłem jej nawet.
-Co takiego nam załatwiłeś do jedzenia?
-Na śniadańko pancakes z syropem klonowym bądź czekoladą jak kto woli! - powiedział i wstał z krzesła podchodząc do pakunku na blacie.
-No tak na słodko śniadanie bez tego dzień stracony - westchnąłem, bo od miesiąca przychodzi do mnie z rana i co jemu. No oczywiście iż wszystko na słodko od naleśniki po wszelakie rzeczy, a nawet tosty z czekoladą i piankami.
-Oj wiem, że masz mnie pewnie dość - zaśmiał się, ale rozłożył wszystko na trzy talerze i podał nam wraz z widelcem oraz położył buteleczki z czekoladą i syropem klonowym. Popatrzyłem jak leje sobie obydwa sosy i z niedowierzaniem po prostu patrzyłem jak dwa mega słodkie płyny mieszają się ze sobą. Nawet nie ugryzłem ciasto, a już czułem iż jest słodkie.
-Nie wiem Dia, ale nie sądzisz iż za bardzo tego sobie nawaliłeś? Widząc minę Erwina sądzę, iż to nie pierwsze takie śniadanie - powiedział Grzesiu jakby czytał w moich myślach.
-Lubię na słodko zaczynać dzień! - odparł z uśmiechem - Poza tym trzeba sobie jakoś osłodzić dzionek!
-Tylko abyś pewnego dnia nie przesadził - rzekł - ale przynajmniej już wiem skąd masz w sobie tyle energii - dodał pokazując ząbki. Słuchałem ich wymiany słownej i sięgnąłem po sos czekoladowy, ale moja dłoń spotkała się z dłonią Monte aż zerknąłem na niego, a on na mnie - Pan pierwszy - odparł z tym swoim ciepłym uśmiechem na ustach, który był po prostu czasami uroczy.
-Czyli twierdzisz, iż jesteś babą - nie mogłem się powstrzymać od powiedzenia tego komentarza.
-Sądzę, że okazuje kulturę ustępując młodszemu - wszedł w moją pułapkę.
-Czyli sam twierdzisz, iż jesteś już stary.
-Oczywiście, iż nie jednakże chciałem ustąpić ci pierwszeństwa.
-Nie sądzisz iż pierwszeństwo ustępuje się jadąc samochodem, a zauważ, jesteśmy w mieszkaniu.
-Przyznaję rację iż tak jest jednak nie sądzisz, że postąpiłem dość kulturalnie?
-Oj z pewnością Gregory zrobiłeś tak jednak pragnąłbym zauważyć, iż nie przeprosił pan o wtargnięcie na moją prywatną przestrzeń.
-Ależ panie Erwinie pan również tego nie zrobił - odgryzł mi się, a Dia zajadał pancakesy uważnie nam się przyglądając.
-Jestem u siebie.
-A ja u ciebie - odparł i założył ramię na ramię patrząc się na mnie z miną zwycięscy.
-A weź spierdalaj! - polałem sobie czekoladą śniadanie i nawaliłem czekolady na talerz Monte.
-I nawzajem - powiedział i spojrzał na swój talerz, a następnie na mnie. Ja również zrobiłem to co on i nawet nie wiedząc kiedy wybuchliśmy śmiechem.
-Chyba częściej muszę robić takie śniadania z wami, bo jest ciekawie - odezwał się Dia. - Już wiem co muszą czuć wszyscy policjanci wokół was gdy się kłócicie jak stare małżeństwo starając się nawzajem ujebać słownie.
-Ej! - powiedzieliśmy w tym samym czasie, a on nie wytrzymał, bo po chwili zaczął się śmiać na głos łapiąc się za brzuch.
-Naprawdę? - westchnąłem i zacząłem jeść śniadanie.
-Nie żebym narzekał na czekoladę, ale moje pancakey pływają w niej.
-I dobrze - mruknąłem do Grzesia mając w ustach kawałek ciasta, który po chwili przełknąłem - mogę dolać ci syropu klonowego jak chcesz.
-Nie, nie! Stanowczo za dużo słodkiego - odparł i wziął się za jedzenie śniadania.
-Kocham was chłopaki! - powiedział Dia - Jeść jeść, bo to nie koniec przygody na dziś!
-Coś ty wymyślił? - zapytałem nie wierząc w to co powiedział chłopak siedzący na przeciwko mnie.
-Nic takiego w sumie - odparł z uśmiechem.
-Tylko ubrać się ciepło więc do ciebie Grzesiu będzie trzeba wpaść abyś się ubrał.
-No dobrze - odpowiedział i zjadł do końca naleśnika. Kiedy każdy z nas skończył siedzieliśmy przy kubku kawy rozmawiając o wszystkim i niczym. Czas mijał dobrze w takim towarzystwie.
-Dobra lecę do siebie po pewną rzecz, a ty Erwin ubierz się jak człowiek tym razem może Grzesio ci pomoże ubrać się, a ja wrócę zaraz po was! - Nie mając wyboru po prostu zgodziliśmy się na to co kazał dredziarz. Więc Grzesiu poszedł za mną do mojej szafy.
-Kazał ubrać się ciepło - stwierdził i wyciągnął mi czarne bojówkarskie spodnie, kremową do tego bluzę, szary podkoszulek oraz czarną kurtkę. Buty miałem do wyboru. Nie powiem, ale wyglądałem bardzo dobrze w takim dresikowym outficie, a kolorystycznie było git. Ubrany gotowy stanąłem przed Grzesiem prezentując mu jak wyglądam. - No muszę przyznać, że do twarzy ci w tym - przyznał szczerze z szczerym uśmiechem skierowanym do mnie.
Perspektywa Montanhy
Opuściliśmy mieszkanie złotookiego i skierowaliśmy się do windy w której okazało się iż był Dia i jechał po nas. Jeszcze w tak dobrej atmosferze jak dziś nie jadłem śniadania. Nie powiem, ale denerwowałem się troszkę, bo nie miałem chyba porządku w mieszkaniu i gdzieniegdzie walała się broń, którą zakupiłem do zabawy na strzelnicy na komendzie. No trudno w końcu musieli dowiedzieć się gdzie mieszkam więc nie ukryło, by się to na długo przed zakonem. Jechaliśmy czteroosobowym samochodem przez miasto pod mój blok do którego prowadziłem kierowcę słownie, bo nie chciał on GPS'a. Po kilku minutach jazdy w końcu byliśmy na miejscu, a auto zostało na parkingu. Wjechaliśmy windą na górę aby oszczędzić nogi i podszedłem do czarnych drzwi otwierając je kluczem.
-Pierwszy raz widzę czarne drzwi w mieszkaniu - stwierdził Dia.
-Ja też w sumie - dołączył pastor, a ja otworzyłem drzwi wpuszczając chłopaków do środka.
-Wybaczcie za syf - powiedziałem - nie miałem okazji aby posprzątać.
-Nic się nie dzieje - odparł Pastorek - masz totalne przeciwieństwo mojego mieszkania kolorystycznie - stwierdził po chwili.
-No tak u ciebie panują jasne stonowane kolory u mnie ciemne - oznajmiłem i nie wstydząc się ściągnąłem górę z siebie.- Rozgoście się jak u siebie - powiedziałem znikając za drzwiami do pokoju. Pozbyłem z siebie resztę ubrań i wyciągnąłem świeże bokserki.
-Monte czy ty masz tu broń?! - usłyszałem podekscytowany głos pewnego szarowłosego mężczyzny, który zachowywał się niczym pięcioletnie dziecko.
-Tak zostaw to! Zarejestrowana jest na mnie! - krzyknąłem gdyż nie chciałem mieć problemów przez to, iż on weźmie ją i użyje w złym celu.
-Spokojnie! - melodyjnie się zaśmiał, a ja ubrałem czarne spodnie podobne krojem do Erwina i granatowa podkoszulka oraz niebieska bluza. Z szafy wyciągnąłem ciepłą białą kurtkę i za rzuciłem ją na ramię. W tym ubraniu wyszedłem do nich. Dia siedział sobie na kanapie, a Erwin oglądał moją broń kategorii drugiej. -Myślałem, iż broń taka jest zabroniona.
-Bo jest tylko ci ze zwolnieniem mogą ją posiadać - odpowiedziałem na jego słowa.
-I przynajmniej wyglądacie dobrze - stwierdził Dia z uśmiechem - Grzesiu ty przynajmniej masz gust za Erwina.
-Co poradzisz iż Pastorek to chodzące bezguście - powiedziałem i spojrzałem na Erwina, który przewrócił oczami.
-Dajcie mi spokój - prychnął - gdzie w ogóle się wybieramy?
-Pomożecie wybrać mi miejsce na firmę - stwierdził - a potem małe spotkanie.
-Mi nie przeszkadza i tak nie miałem nic dzisiaj do roboty - odparłem - to co lecimy?
-Lecimy! - powiedział z entuzjazmem Dia i wstał z kanapy.
-A ty lepiej odłóż ten pistolet - upomniałem Pastora, a on z westchnięciem odłożył pistolet na szafce i przeszedł obok mnie. Nasze oczy spotkały się ze sobą, a mój wzrok poleciał za jego osobą jak wychodził z mieszkania. Następnie mój wzrok spotkał się z oczami Dii, który uśmiechał się do mnie. Nie zrozumiałem dlaczego w ten sposób na mnie spojrzał. Zamknąłem drzwi na klucz upewniając się, że mam wszystko przy sobie. W ten sposób jeździłem z chłopakami i patrzyliśmy po miejscach na firmę. Ostatnim miejscem było Sandy gdzie było nieużywane lotnisko, które było dość w dobrej cenie. Zależało tylko to jak wygląda cała reszta.
-Boże mam już dość siedzenia za kółkiem - westchnął ciemnoskóry.
-Mogę poprowadzić - zaproponowałem siedząc z tyłu pomiędzy siedzeniami.
-Na pewno? Pewnie też jesteś zmęczony siedzeniem - stwierdził przyjaciel.
-Dla mnie to normalność jeżdżenie tak długo - odparłem - w końcu siedzę prawie 24 h w samochodzie.
-W sumie racja - zjechał na pobocze, a my wymieniliśmy się miejscami przez to po mojej prawej stronie siedział złotooki. Jechałem spokojnie przez autostradę nic nie zapowiadało się, że coś złego się wydarzy gdy...
Jakie spotkanie?
Co złego się wydarzy?
2066 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro