Pokaż mi coś czego jeszcze nie znam
R OOOO ZDZIAŁ!
WBIŁ TYSIĄC NA PROLOGU!
dziękuję wam bardzo!
Jesteście wielcy!
Książka ma prawie 19 tyś wyświetleń!
Jesteście wspaniali!
Nie sądziłam, że tak duży będzie odzew na takiej prostej książce.
PeepoLove <3
Z tej okazji rozdział dla was!
:3 a jeśli jutro zdam egzaminki to może i wieczorem pojawi się dodatkowy rozdział!
Miłego popołudnia!
Perspektywa Montanhy
Nawet nie wiem kiedy, ale stał się wieczór co oznaczało dla mnie to, że Erwin w końcu wyjdzie ze szpitala i będzie można z nim normalnie przebywać, a nie wychodzić i wchodzić, bo lekarz to, a lekarz tamto. Dlatego też nienawidzę szpitali i staram się je omijać jak najwięcej razy jeśli się w ogóle da. Pomagałem właśnie Erwinowi się ubrać w jego ciuchy, które mu przywiozłem. Każdy został poinformowany przez Sana o tym, iż pastor dziś wychodzi i jak coś będzie u siebie w mieszkaniu. Jego goła klatka piersiowa była w strupach i gdzie nie gdzie widniał siniak po uderzeniu. To w sumie tylko kwestia czasu aż wyleczy się wszystko prawidłowo. Przeczesałem jego włosy do tyłu i uśmiechnąłem się do niego zaś on odwzajemnił uśmiech patrząc się na mnie. Ostatnim czasem przyłapywałem się na co raz to bardziej śmielszych gestach wobec złotookiego. Jednak jemu to nie przeszkadzało jak dobrze widziałem po nim. Pomogłem mu się ubrać i wziąłem resztę rzeczy, których chwilowo nie mógł nosić.
-Daj to Monte! - mruknął niezadowolony, że wszystko wziąłem na siebie pomimo iż sam nie powinienem tyle nosić.
-Spokojnie to przecież nie jest tak ciężkie poza tym, ty nie możesz tachać ciężkich przedmiotów przez jakiś czas - powiedziałem do niego gdy staliśmy w windzie jadąc na dolny parking gdzie zostawiłem samochód pastora.
Mężczyzna zbliżył się do mnie, niebezpiecznie skracając między nami odległość.
-Monte - wyszeptał i przygryzł specjalnie delikatnie wargę, a mój wzrok oczywiście na tym się skupił aby śledzić jego różowe wargi. Spojrzałem na jego oczy w których widziałem rozbawienie, bawił się teraz mną po prostu droczył i starał rozproszyć. W sumie mu się to udało jednak nie chciałem być mu dłużny i zbliżyłem się do niego tak, że stykaliśmy się nosami.
-Erwiś - mruknąłem i dmuchnąłem w niego odsuwając się na bezpieczną odległość, a na policzkach srebrno włosego pojawiły się soczyste rumieńce z których byłem zadowolony - nie dostaniesz nic do noszenia i nawet nie myśl, bo nie działają na mnie twoje oczka.
-Udław się! - warknął starając chować swoje wypieki.
-Nie mam czym - odparłem i wyszedłem z windy, a on za mną. Poklepałem się po kieszeni za kluczami do auta, ale ich tam nie było więc mój wzrok spoczął na mężczyźnie, który uśmiechał się do mnie z tym swoim standardowym wrednym uśmiechem na ustach.
-Tego szukasz? - pokazał mi w swojej dłoni kluczyki do auta.
-Niech zgadnę chcesz prowadzić?
-Bingo!
-Dobrze wiesz, że nie powinieneś - powiedziałem, a on przewrócił oczami.
-Jak coś to będziesz zmieniał mi biegi i tyle!
-Dlaczego czuję, że to źle się skończy?
-Oj Monte raz się żyje!
-Z tobą to na pewno - odparłem - dobra prowadź ten wóz - poddałem się skoro tak bardzo chciał tego. Natomiast on w podskokach podszedł do auta otwierając je zaś ja otworzyłem bagażnik i włożyłem przedmioty należące do pastora. Chociaż w sumie czy powinienem nazywać go pastorem skoro jest przestępcą. Sprawnie usiadłem jako pasażer w zentorno i spojrzałem na Erwina, który uśmiechniety był od ucha do ucha. Wyjechaliśmy na spokojnie spod parkingu szpitalnego i pojawił się pierwszy problem dla Erwina w popchnięciu drążka. Sfrustrowany poparzył na mnie, więc złapałem jego dłoń na drążku i przestawiłem bieg na dwójkę.
-Dzięki - mruknął i wyjechał na ulicę włączając się do ruchu drogowego.
-Mówiłem, że ci pomogę jak będzie trzeba - stwierdziłem dalej mając swoją dłoń na jego dłoni.
-Wiem - powiedział spokojnie, a ja po prostu naturalnie zmieniałem biegi bez słów po prostu słyszałem to po samochodzie kiedy powinienem. Przy okazji mogłem złapać trochę bliskości z szaro włosym, który na początku był spięty, ale po chwili rozluźnił się pod wpływem mego dotyku. Po kilku minutach jechania nie powiem, że dokładnie przepisowo poruszaliśmy się po drodze, ale dojechaliśmy pod apartament gdzie mieszka Erwin. Zaparkowaliśmy samochód na złotookiego standardowym miejscu na parkingu. Wyciągnąłem wszystkie jego rzeczy i ruszyłem do windy. Oczywiście Pastor poruszał się za mną z delikatnym uśmiechem na ustach, który mnie zastanawiał. Jednak nie myślałem o tym za dużo, ponieważ weszliśmy do wyremontowanego mieszkania Erwina.
-Wygląda jak wcześniej - stwierdziłem delikatnie zdziwiony z tego, że nic nie zmienił. Ściągnąłem buty i kurtkę z siebie, ponieważ noce były co raz bardziej chłodniejsze.
-Bo nie lubię zmian!
-Jednak nowych poznajesz ludzi!
-Ludzie to co innego niż otoczenie w którym przebywasz!
-Ale otoczenie to, to samo co ludzie - powiedziałem kładąc torbę na kanapie. -Jakoś zmieniłeś otoczenie poznając mnie.
-Ale ty to co innego Monte!
-Myślę, że to samo co inne - odparłem i spojrzałem na niego, a widząc jego niezadowolony wzrok, moja prawa brew podniosła się w górę w geście zapytania.
-Nie jesteś tym samym co inne! - podszedł do mnie skracając nasz dzielący dystans jednak nie patrząc się w moje oczy. -Gdybyś był, to już dawno skończył kulką w łbie!
-Tak mówisz? - mruknąłem i położyłem dłoń na jego plecach, a po chwili przyciągnąłem do siebie tak, że jego głowa schowała się w mojej klatce piersiowej - to powiedz mi to prosto w oczy - przełknął ciężko ślinę i niepewnie podniósł głowę, a nasze oczy spotkały się ponownie.
-Ja...em... - nie potrafił się wysłowić co zdarza się praktycznie nigdy, a uśmiech na moich ustach samoistnie powrócił.
-No ty?
-Pierdol się - wywarczał i schował twarz w mojej klatce piersiowej.
-Nie mam z kim - wyszeptałem mu do ucha, prowokując go tą samą bronią co on zazwyczaj mnie prowokuje, czyli używając słów.
-Monte!
-No co - zaśmiałem się z jego reakcji dołożyłem drugą dłoń tak, że obejmowałem go teraz w pasie natomiast jego dłonie spoczęły na mojej koszulce, którą delikatnie ściskał.
-Jesteś głupi!
-Ja tylko bronię się tą samą bronią co ty mówisz wśród ludzi. Natomiast ja mówię między nami teraz - powiedziałem spokojnie i spojrzałem na niego, a on spojrzał na mnie. Oparłem czoło o jego czoło i uśmiechnąłem się zawadiacko do niego. Jego złote oczy były wpatrzone w moją twarz i uważnie badały ją co zauważyłem po jego oczach.
-Nie wykorzystuj tego przeciwko mnie - powiedział cicho i skupił się na moich oczach, a ja na jego pięknych, wyjątkowych oraz niepowtarzalnych z czystego złota ślepiach.
-A jak mam inaczej się bronić? - zapytałem wpatrzony w oczy.
-Na pewno inaczej niż ja.
-No dobrze - uległem i spojrzałem na zegarek. - Jest już 20 powinienem iść do domu.
-Jest już późno zostań tutaj - zaproponował i uciekł wzrokiem - nie będziesz problemem w końcu mam gościnny pokój i jest kanapa, więc masz wybór.
-Na...- przerwał mi kładąc palec na moich ustach.
-Nie będziesz problemem Monte. W końcu ty pozwoliłeś u siebie mi mieszkać, więc czuj się u mnie jak u siebie.
-No dobrze - westchnąłem i wypuściłem go z ramion. Na szczęście wepchałem do torby Erwina coś na przebranie, ponieważ jak myślałem to spełniło się, że zostaję u siwego na noc. - To co mogę zrobić dla nas na kolacje?
-Nie wiem czy coś jest w lodówce - odparł i puścił mnie - co z twoimi obtarciami?
-Emmm sprawdzę co w jest w lodówce! - chciałem pominąć temat tego.
-Gregory! - stanąłem w miejscu nie mogąc się ruszyć. Powiedział do mnie pełnym imieniem, odwróciłem się do niego tak, że patrzyłem się w jego oczy. -Co z twoimi obtarciami? - zapytał ponownie, ale nalegając na odpowiedź.
-Chyba dobrze - mruknąłem.
-Smarowałeś je? - na jego pytanie tylko westchnąłem i pokręciłem głową na nie. Podszedł do mnie skracając odległość miedzy nami i zaczął odpinać moją koszulę. Ściągnąłem bandaż rano gdy wróciłem do domu jednak olałem, a raczej zapomniałem aby wykupić maść. Kiedy rozprawił się z moimi guzikami ściągnął ze mnie koszule. W ten sposób mógł zobaczyć wszystkie moje blizny i rany. Klatka wyglądała lepiej jednak obtarcia nadal były widoczne i bolały. Erwin przyglądał się mojej klatce aż nie poczułem jego chłodnej dłoni na ciele. Z jednej strony było to dość przyjemny chłód, a z drugiej strony piekły mnie obtarcia.
Niepokoiła mnie cisza od strony pastorka, który wpatrywał się w moją jeszcze delikatnie czerwoną klatkę piersiową.
-Er? - mruknąłem niepewnie.
-Jak chcesz aby to zniknęło skoro nic z tym nie robisz?
-To tylko obtarcia - stwierdziłem cicho.
-Które Cię bolą przy każdym mocniejszym dotyku - rzekł, a chciałem już się bronić od tego lecz ten mały szatan przycisnął mój najbardziej bolący kawałek skóry przez to skręciłem się z bólu - nawet nie zaprzeczaj. Powinienem mieć coś na obtarcia w łazience - zamyślił się i poszedł do łazienki. Wypuściłem z siebie powietrze i podszedłem do lodówki otwierając ją na oścież. Na szczęście była wypchana jedzeniem, a w środku była karteczka od Sana, że zrobili z Sky mu zapasy. Między tą dwójką coś było i chyba każdy to widział, że ciągnie ich do siebie. Zastanawiając się nad tym co zrobić na kolacje nie zauważyłem Erwina, który delikatnie wtulił się w moje plecy.
-I?
-Znalazłem i jesteś ciepły - wymruczał w moje plecy.
-Co chcesz na kolacje? San i Sky cię wyposażyli w jedzenie.
-Cokolwiek zrobisz i tak będzie lepsze niż żebym ja spalił - odparł - jednak najpierw twoja klatka piersiowa!
-Dobrze - zamknąłem drzwiczki od lodówki i spojrzałem na niego kontem oka.
-Usiądziesz na dywanie?
-Usiądę - odpowiedziałem, a on puścił mnie zaś ja grzecznie poszedłem do salonu i usiadłem na dywanie jak prosił. Założyłem ramię na ramię, a Erwin siadł za mną i w sumie tyle go widziałem co robi, ale gdy poczułem zimno na plecach aż przeszedł mnie dreszcz.
-Wybacz niestety jest zimna - mruknął i zaczął smarować moje plecy maścią. Czułem jak delikatnie stara się to robić aby nie przyswoić mi więcej bólu, chociaż czasami to nie wychodziło gdyż się krzywiłem z delikatnego bólu, który starałem się ukryć pod "maską". Kiedy tył był gotowy Erwin przeszedł na przód jednak moje wyłożone nogi w przód dały mu chwilowe zawieszenie. Jednak gdy zobaczyłem na jego twarz figlarny uśmiech nie sądziłem, że siądzie na mnie okrakiem. Przygryzłem policzek od środka i patrzyłem się na niego czując jak moje policzki nabierają kolorów. Jego krocze było tuż przy moim, a on uśmiechał się nadal. Musiałem oprzeć ręce o ziemię aby nie polecieć w tył, a on nałożył maść na swoją dłoń, która znalazła się na mojej klatce i delikatnie "masował" mój tułów troszkę za bardzo czasami zjeżdżając na podbrzusze. Gdy wysmarował chyba już wszystko jego wzrok skupił się na moich oczach, ale widziałem jak zerka na moje usta. Uśmiechnąłem się do niego i położyłem dłoń na jego policzku, a on wtulił się w nią przymykając powieki za którymi chował swoje złote ślepia.
Zbliżyłem się do niego całkowicie niszcząc między nami jakakolwiek odległość i pocałowałem go w czółko.
-To co na kolacje? - zapytałem i pogłaskałem kciukiem jego policzek.
-A co proponujesz? - mruknął wpatrując się we mnie.
-Muszę na początek wstać, a ktoś mi siedzi na nogach, po drugie ktoś się tu ze mną droczy - powiedziałam mu do ucha - chyba że chcesz abym ja zaczął się droczyć - moja dłoń z jego policzka przeszła na jego plecy po których powoli zacząłem zjeżdżać co raz niżej.
-Nie chce - odpowiedział cichutko spuszczając głowę w dół, a moja dłoń zatrzymała się przy jego dupie.
-Wstajemy Erwin trzeba coś zjeść przed spaniem - mruknąłem z uśmiechem widząc go zawstydzonego. Niepewnie wstał ze mnie, a ja podniosłem się z dywanu. Rozciągnąłem się i ruszyłem do kuchni. Nie powiem, ale ja również byłem zawstydzony tym nagłym zbliżeniem mimo, iż do niczego nie doszło to jednak co raz bardziej byliśmy wobec siebie śmiali w niektórych gestach. Z jednej strony bardzo mi się to podobało, ale z drugiej strony bałem się tego. Podszedłem ponownie do kuchni i zdecydowałem, że zrobię jajecznicę z bekonem oraz kanapkami. Spojrzałem na Erwina, który usiadł na krześle barowym.
-Jajecznica z bekonem i kanapki? - spytałem go, a on kiwnął głową.
-Cokolwiek byś nie zrobił i tak z chęcią zjem - odparł z uśmiechem.
-Aż tak dobrze gotuje? - spytałem wyciągając potrzebne garczki.
-Tak - przygotowanie jedzenia nie zajęło mi długo gdyż Erwin pomógł mi z kanapkami gdy ja przygotowywałem bekon i jajka. Po kilku minutach siedzieliśmy wspólnie przy blacie jedząc kolacje.
-Więc co zamierzasz robić jutro?
-Opierdolić bank!
-Po co ci to? Zapewne i tak jesteście bogaci po tylu okradniętych bankach!
-Sport ekstremalny - powiedział z uśmiechem.
-Czyli tylko najważniejsza jest adrenalina? - spytałem z niedowierzaniem i spojrzałem na niego.
-A ty niby co nie? Twoja praca to nie w większości adrenalina?
-Może trochę, ale głównie chodzi aby chronić ludzi, a nie opierdalać banki!
-Banki są super! Kiedyś wezmę cię na niego i będziesz hakował zobaczysz ile w tym frajdy!
-Nie widzę w okradywaniu banku nic ciekawego - odparłem i w gryzłem się w kanapkę.
-To ci pokaże co jest w nim ciekawego! Nie widziałeś jeszcze tego co się tak naprawdę tam dzieję!
-Może i nie, ale jestem policjantem - odparłem spokojnie.
-To cię porwę.
-To zrobią ci wjazd - odrzekłem delikatnie sprzeczając się z nim słownie.
-Za co niby?
-Za porwanie funkcjonariusza policji na służbie - stwierdziłem i spojrzałem na niego, a wyglądał na dość mocno zamyślonego nad odpowiedzią.
-Dobra jebać nawet jeśli zrobią wjazd to zaliczysz ze mną ten bank!
-Jak dla mnie wystarczy, że zmusiłeś mnie abym był zakładnikiem na kasynie - skończyłem jeść kolację i zaniosłem naczynie do zlewu.
-Nie mów mi, że nie podobało ci się!
-Bardzo mnie kręciło to jak wywijałeś dupą na lewo i prawo! - powiedziałem z sarkazmem, a on popatrzył się na mnie jakbym podkradał zmysły. -Żartowałem - przewróciłem oczami i wyciągnąłem spodnie i bokserki z torby.
-Widzę, że przygotowałeś się na to - odezwał się pokazując na moje rzeczy.
-Przewidziałem trochę przyszłość - odparłem i uśmiechnąłem się szczerze - poza tym nie wytrzymał bym w tych twoich ciuchach.
-Weź się odczep od moich ciuchów! Dobrze pasowały do ciebie!
-Jakoś nie zauważyłem aby pasowały - odparłem i poszedłem do łazienki aby ogarnąć siebie przed spaniem. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem bokserki, a na nie spodnie dresowe do spania. Mokry ręcznik odwiesiłem na swoje miejsce i wyszedłem z łazienki. W salonie siedział Erwin oglądając wiadomości w telewizji. Podszedłem do niego i spojrzałem na swoją koszulę na jego ciele. -Erwin.
-Tak Monte? - jego głowa oparła się o oparcie kanapy i patrzył się na mnie w ten sposób, a na jego ustach był cwany uśmieszek.
-To moja koszula - mruknąłem zbliżając się do jego twarzy.
-Możliwe - odparł nie negując tego, że specjalnie ubrał się w nią.
-Dlaczego?
-Nie mam piżamy kupionej - wystawił do mnie język i w sumie nie kłamał gdyż spał u mnie w moich za dużych na niego koszulach.
-To jutro uzupełnimy ci garderobę - stwierdziłem i zaczesałem mu włosy.
-Przydałoby się - zaśmiał się patrząc w moje oczy.
-Idę spać - powiedziałem i rozciągnąłem się cicho ziewając.
-To dobranoc Monte.
-Dobranoc Erwinku - zdrobniłem jego imię i ruszyłem do pokoju gościnnego aby się tam położyć. Nie powiem byłem zmęczony tym dniem, nie fizycznie, a psychicznie i potrzebowałem ukojenia w postaci snu. Wpakowałem się na łóżko dwuosobowe i przykryłem się po głowę świeżą pościelą. Nie wiem kiedy, ale odpłynąłem. Poczułem nagle, że materac się ugina po drugiej stronie więc uchyliłem niechętnie oko chcąc dowiedzieć się kto wszedł do pokoju chociaż w sumie nie musiałem zgadywać.
-Nie chciałem cię budzić - mruknął cicho i delikatnie zawstydzony.
-Co się stało? - wyszeptałem zachrypniętym głosem.
-W moim pokoju padło chyba ogrzewanie i zimno - wyszeptał i spojrzał na mnie. Wypuściłem powietrze z płuc i uchyliłem pościel do góry. Erwin uśmiechnął się i wpakował do mnie do łóżka. Zgarnąłem go ręką do siebie i faktycznie był zimny jak nie lodowaty. Złotooki wtulił się we mnie w moją klatkę piersiową, a ja objąłem go w pasie aby było mu cieplej.
-Jutro sprawdzę co z tym kaloryferem - wyszeptałem z zamkniętymi oczami. -A następnym razem po prostu powiedz, że chcesz spać ze mną - mruknąłem sennie i pocałowałem na dobranoc go w głowę.
-Dobranoc Grzesiu - wymruczał cicho zadowolony.
Czy pogłębią swoje relacje?
Czy odważą się powiedzieć sobie te dwa słowa?
2528 słów!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro