Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Plany na przyszłość

Stwierdziłam iż mam rozdział jeden do przodu to wam wystawię dziś rozdzialik!
Miłego czytania!

Perspektywa Erwina

Dia dał mi wspaniały i szatański pomysł na zdobycie reputacji między wszystkimi organizacjami w tym mieście. Odpowiedź była praktycznie na wyciągnięcie ręki, ale nie wziąłem nawet tego pod uwagę, że miałem to totalnie centralnie przed nosem. Mój przyjaciel patrzył na mnie kątem oka, będąc ciekawym co wpadło do mojej głowy i jaki zły, a raczej dobry plan mam w zanadrzu do wykonania.

-Niech zgadnę na zakonie? - spytał jadąc w stronę miasta i kierował się w właśnie w to miejsce.

-Jakbyś czytał mi w myślach Dia! - zaśmiałem się, a na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech z delikatną nutą szaleństwa - Możliwe iż nie spodoba wam się wszystkim mój plan, ale to nam da bardzo dużo korzyści jeśli plan wypali i uda się wyjść z tego cało.

-No to jak najszybciej trzeba wrócić na zakon - stwierdził prowadząc samochód - i poinformować wszystkich?

-Już pisze do warstwy drugiej aby chłopaki byli na miejscu - powiedziałem i zacząłem pisać do Carbonary, Silnego i Sana oraz Doriana, że jest pilne spotkanie na zakonie.

-Więc będzie grubo?

-Tak, ale najpierw trzeba wymyślić jak zdobędziemy pieniądze i ile będzie trzeba złapać aby był ten okrągły milion i abyśmy my byli na plus.

-A nie będziemy na plusie gdy będziemy mieć po swojej stronie katarynkę?

-Tak czy siak nie będzie on wierny jednej grupie i będzie działał na kilka frontów aby on miał jak najlepiej - westchnąłem patrząc się na widoki za oknem, które sunęły bardzo szybko przez prędkość, którą się poruszaliśmy - Więc niby nie będziemy na plusie choćby się nam się tak wydawało. Jednak Kui to bardzo mądry mąciciel, który nie powinien nas wydać gdy dobrze rozegramy partię kart i wygramy wojnę.

-Będzie dobrze Erwin zarobimy wszystko i przejmiemy kontrolę nad miastem - zaśmiał się, a z jego ust nie schodził uśmiech - zaraz będziemy na miejscu.

-I dobrze trzeba rozwałkę zrobić na mieście - zaśmiałem się również, a po chwili wyszedłem z auta zamykając drzwi za sobą. Odetchnąłem świeżym powietrzem i popatrzyłem za Dią, który zamykał auto. Mimo iż parking należy do kościoła to nie znaczy, że ludzie nie kradną stąd aut. Skierowałem się do zakrystii i już chciałem otwierać drzwi kluczem, ale słysząc ze środka głosy po prostu popchnąłem drzwi do środka wiedząc, że będą one otwarte.

-No nareszcie! - usłyszałem Carbo, a po chwili tkwiłem w jego uścisku - Co wam tak długo zajął tu dojazd?

-Z okolic Paleto przyjechaliśmy - powiedział za mnie Dia.

-Co wy tam robiliście? - popatrzył na nas Silny, który siedział na kanapie.

-Właśnie - dodał San siedząc na krześle przy stoliku kawowym.

-Pastor stwierdził, że musi się przejść, ale nie skapnął się kiedy znalazł się tak daleko od miasta.

-Erwin porypało cię? - spytał Dorian, który spojrzał na mnie z wymalowanym szokiem na twarzy.

-No trochę tak gdyż po prostu zamyśliłem się nad naszą nieciekawą sytuacją - odpowiedziałem i przedostałem się do biurka aby zasiąść na swoim skórzanym fotelu. Gdy tylko usiadłem westchnąłem cicho patrząc się na swoich przyjaciół. Każdy z nich inaczej się zachowywał, każdy miał inne plany, każdy jednak trzymał się rodziny i planów związanych z nią.

-Więc co się stało? - zapytał San - Bo pod wiozłem cię do Burgershota, a nie zadzowniłeś aby cię odebrać.

-Sytuacja nie jest jak mówiłem za ciekawa. Spadino jest w mieście co oznacza, że mamy małe problemy.

-Do sedna - ponaglił Carbo.

-Kuiczak poinformował mnie, że mamy dwie, a nawet w sumie jedną możliwość aby przetrwać tutaj.

-To znaczy? - wtrącił się Dorian.

-Spadino zaproponował Kuiowi 600 tysięcy dolarów za dołączenie do jego grupy - westchnąłem i oparłem dłonie na fotelu - w sumie mąciciel nie chce, ale pieniądze do niego przemawiają, dlatego powiedział mi o tym i oczekuje iż damy więcej.

-Ile? - zapytał teraz Silny nie mogąc uwierzyć w to co słyszy w końcu to był jego ojciec. Może nie biologiczny, ale jednak dalej ojciec.

-Okrągły milion mu postawiłem za to iż nie dołączy do Spadiniarzy. Jednak jak dobrze znacie Kui'a będzie i tak grać na kilka frontów więc postawiłem, że trzeba pokazać znajdujących się w mieście gangom mafijnym, że tak naprawdę to my tu rządzimy - powiedziałem dokładnie przyglądając się reakcji swoich przyjaciół i partnerom zbrodni.

-Milion to trochę dużo - stwierdził San i rozglądnął się po wszystkich w pomieszczeniu.

-Nie mogłem zaproponować mniejszej ceny, ani o tylko 100 tysięcy więcej. Kui, by nie przystąpił na taką cenę jak dobrze niektórzy z was wiedzą.

-Niestety racja - poparł mnie Silny - lepiej dać więcej niż mniej, a z pewnością Spadino nie będzie miał tyle pieniędzy.

-Tylko zostaje pytanie jak zdobyć tak dużo. Ile mamy w ogóle czasu? - zapytał Dorian.

-Mamy miesiąc czasu na zebranie pieniędzy i zrobienie czegoś co zapamięta całe miasto na długi czas.

-To powiesz na co wpadłeś w samochodzie? - zapytał ciekawski Dia.

-Mam w planach porwać pana 01 i zyskać okup za niego- oznajmiłem z delikatnym uśmiechem na ustach.

-Ooooo wchodzę w to! - zaśmiał się Carbo, który nawet nie kwestionował mojej decyzji.

-Ja też - dodał Dorian.

-Nareszcie będzie się coś działo! - odpowiedział Silny pocierając dłonie o siebie.

-Na pewno jest gdzieś haczyk - stwierdził Dia na co oczywiście kiwnąłem potwierdzająco głową - gdzie więc on jest?

-W złapaniu 01 gdyż tak naprawdę nie mamy żadnych wtyk w policji, a Kuia nie możemy wypytać o informacje, a ciężko będzie poznać dokładniej rozkład jego pracy.

-Racja. Może po prostu zasadzkę w mieście zróbmy na niego?

-W mieście? Silny nie możemy działamy pod przykrywką policja od razu, by rzuciła się na ratowanie szefa policji. Musimy to jakoś rozsądnie zrobić - oznajmiłem opierając podbródek o złączone dłonie.

-A może któryś z nas po prostu zacząłby przyjaźnić się z nim? - zaproponował mulat - Od razu ja wiem, że wszyscy nienawidzimy policji, ale nie mamy wyboru bądź nie będzie miał wyboru ten kto się do tego zgłosi.

-Niech to może będzie ktoś neutralny? - zaproponował San.

-Musi być to ktoś z nas San, bo jeśli ktoś z warstwy pierwszej, którą tworzymy zdradzi będzie nie za ciekawie - odparłem czekając na więcej ich propozycji chyba, że jest tylko ta.

-To niech będzie to ktoś z nas!

-Dia ciebie popierdoliło do reszty? - Silny się na niego wydarł i nie zdziwiło mnie to ani trochę.

-W sumie nie jest to najgorszy pomysł - pomyślałem na głos - tylko kto z nas będzie wtyką?

-Ja odpadam za bardzo nienawidzę policji nie będę w stanie udawać przyjaźni - poinformował od razu Silny.

-Dobrze więc Silny odpada kto dalej?

-Ja jestem zbyt impulsywny - oznajmił Dorian.

-Ja sądzę, że nie nadam się do tego, bo będzie ciężko mi znaleźć czas i chęci do tego.

-San? - zwróciłem się do chłopaka który stał przy ścianie, bo Carbo odpadł.

-Jestem ministrantem więc raczej wolę zostać przy nie wychylaniu się za bardzo - powiedział nie za bardzo pewnie.

-Dia?

-Wiecie, że chce zrobić własną firmę i muszę mieć papiery o niekaralności. Jeśli za bardzo będę ingerować w życie 01 to mogę być na pierwszym planie aby mnie zamknąć. Więc wybacz Erwin, ale nie mogę.

-Czyli wychodzi na to, że tylko ty Erwin się na to nadasz gdyż jako jedyny masz gadane z nas wszystkich i potrafisz wyciągnąć wszystko z człowieka - powiedział Carbonara patrząc się na mnie. Przez to westchnąłem ciężko, bo naprawdę nie chciałem czegoś takiego robić.

-No tak jak zwykle jeśli chcesz coś zrobić dobrze to sam to zrób tak? - zaśmiałem się kręcąc głową na boki ukrywając niezadowolenie pod uśmiechem - Jeśli nie mam wyboru to postaram się zakolegować z szefem policji. Chociaż wiecie jaki mam wybuchowy charakter. To teraz pytanie jak mam z nim się poznać? I jak go poznać skoro nawet nie wiem jak wygląda, bo nie było mi dane w ogóle go dokładnie zobaczyć.

-Ja mam dość fajny pomysł jednak może on delikatnie cię zaboleć Pastorku - zaśmiał się Carbo uśmiechając się przy tym bardzo demonicznie co mnie zaintrygowało.

-Będzie mnie to boleć? - spytałem na wstępie.

-Troszkę, ale najpierw jakieś auto na stałe ci załatwijmy, bo będzie one potrzebne. 

-I w co ja się wplątałem przez Kuia - pokiwałem zrezygnowany głową na boki słysząc plan jaki wymyślił mój przyjaciel Carbonara - przez to, że nie mam wyboru muszę się na to zgodzić i na ten pojebany plan. Skąd mamy pewność iż będzie o tej godzinie jeszcze na służbie?

-Nie mamy pewności, ale przekonamy się przez to. Wierzymy, że dasz radę - otrzymałem od Sana słowa otuchy abym się nie poddawał.

-Dobra, ale jak nie wypali ten plan następny robię ja! - dałem ultimatum swoim towarzyszom, którzy się zgodzili na to.

Perspektywa Montanhy

Pół dnia spędziłem na papierach wraz z Pisicelą gdyż musieliśmy uzgodnić kilka rzeczy, które narzucił nam Sonny i trzeba było to przeglądnąć bardzo uważnie. Gdyby był dziś jeszcze Capela to praca ta byłaby o wiele szybsza, ale niestety chłopak się rozchorował i musiał zostać w domu. Tak więc do późna siedzieliśmy nad papierami i dopiero o dwudziestej opuściłem biuro przy boku Pisiceli. Z powodu iż Janeczek został postrzelony w bark miał na razie zakaz prowadzenia samochodu więc wybraliśmy się wspólnie na patrol, co było nowym doświadczeniem dla mnie, że mogłem z kimś w ogóle porozmawiać w czasie jazdy. Niż jechać ponownie sam.

-Jesteś dzisiejszą atrakcją mego dnia Janek - zaśmiałem się i uśmiechnąłem szeroko do bruneta, który zasiadł na miejscu pasażera.

-No co poradzisz musisz ze mną wytrzymać - również się zaśmiał - 02 plus 1 status 5 - poinformował na radiu za mnie - to jakie rejony dziś patrolujemy?

-Może dziś bardziej tak Sandy i Paleto? - zaproponowałem gdyż tam jednostki najrzadziej uczęszczają na patrole, a na każdym terenie powinien być jeden radiowóz.

-W sumie możemy pojechać tam - kiwnął potwierdzającą głową - dzisiaj służbę skończę chyba o drugiej nad ranem, bo raczej więcej nie wytrzymam. A ty o której masz zamiar posiedzieć?

-Posiedzę chyba do trzeciej może czwartej nad ranem i po śpię z trzy może góra góra pięć godzin i wrócę na służbę - odpowiedziałem szczerze na jego pytanie.

-Nie sądzisz, że przemęczasz się za bardzo?

-W sensie? - nie zrozumiałem o co mu chodzi z tym pytaniem.

-Grzechu jesteś codziennie na służbie z dziewiętnaście godzin czasami nawet dwadzieścia jeden godzin. Nie jesteś już zmęczony tym?

-Daję radę. Poza tym nie przeszkadza mi bycie na służbie - odparłem kierując samochodem.

-A jak będziesz ranny? Też będziesz na służbie mimo to? - spytał wyraźnie zmartwiony.

-Ty też jesteś na służbie, a zauważ iż ty masz niesprawny bark - oznajmiłem - więc nie powinno cię dziś być na czynnej służbie.

-Ale ktoś musiał przyjść pomóc Ci z papierami jako w High Command to raczej obowiązek aby było nas z dwóch przynajmniej do ustalenia spraw.

-Możliwe, że masz rację jesteś dłużej w jednostce policyjnej - odparłem jadąc przez autostradę nie za bardzo się spiesząc gdyż w niektórych odcinkach drogi po prostu było strasznie ciemno przez brak lamp.

-Nie znaczy to, że ty nie masz też trochę racji. Nie powinienem przychodzić na służbę zraniony jednak na tyle dobrze się czuję, że sam zdecydowałem to iż ubiorę mundur i będę służyć miastu - na jego słowa moje kąciki ust delikatnie się podniosły jednak wiedziałem, że dużo nie wiem i jestem bardzo do tyłu z wieloma rzeczami, nie to co Janeczek czy Dante, którzy od wielu lat służą w czynnej służbie policyjnej czy szeryfowskiej.

-Rozumiem mam nadzieję, że szybko ci to się wyleczy - powiedziałem delikatnie zmartwionym tonem głosu.

-Lekarz mówi, że bardzo ładnie wszystko się leczy i jeszcze jeden czy dwa dni i będę miał na nowo sprawne ramię jak wcześniej.

-To dobrze tylko szkoda, że bardzo mało jest medyków tym mieście - mruknąłem patrząc się uważnie na drogę przed nami.

-Nie poradzisz na to iż tyle ich jest dobrze, że chociaż tyle ich mamy niż aby nikogo nie było. Skoro mowa o medykach to będzie przeprowadzane dla wszystkich policjantów za dwa dni szkolenie z pierwszej pomocy. Ponieważ zauważyłem iż nie wszyscy potrafią dobrze zająć się rannym człowiekiem.

-Tu masz w sumie rację, a odnośnie takich rzeczy to nie byłoby dobrze, żeby policjanci mieli darmowe jedzenie z jednej knajpy czy tam restauracji - zaproponowałem delikatnie sugerując iż przydałoby się abyśmy mieli możliwość szybkiej strawy na drogę.

-To nie jest najgłupszy pomysł tylko, która taka restauracja poszłaby na układ taki i za ile byśmy musieli potem płacić z funduszy policyjnych.

-To możemy w sumie przedyskutować na zebraniu w niedzielę gdzie wszyscy funkcjonariusze powinni być i sami zadecydują co by najchętniej by zjedli w czasie przerwy.

-Bardzo dobry pomysł Grzechu - powiedział, a między naszej rozmowy słuchaliśmy komunikatów z radia tak samo patrząc się od czasu do czasu na tablet w victorii czy nie ma jakiś powiadomień.

-Dzięki - odpowiedziałem po dłuższej chwili ciszy, która między nami była. Przyjechaliśmy właśnie całe miasto na Sandy i skierowaliśmy się przez góry w stronę północą aby nie robić kolejnego kółka w stronę Paleto. Droga nie była łatwa, ale cisza i spokój jaki zastaliśmy w tym niezmąconym ludzkim działaniem miejscu był uspokajający.

-Grzegorz - zaczął cicho Pisi.

-Tak?

-Dlaczego policja? - zapytał, a ja nie spodziewając się takiego pytania z jego ust i nagle zahamowałem autem.

-W jakim sensie? - zapytałem utrzymując kamienną minę.

-Przyjechałeś tu z innego miasta, mówiłeś, że służyłeś już jednostce, ale wojskowej - zaczął mówić - to dlaczego w swoim mieście po prostu nie złożyłeś papierów do policji?

-Tak po prostu wyszło - odparłem i westchnąłem gdyż nie mogłem powiedzieć całej prawdy - po prostu w tamtym mieście narobiłem sobie złej reputacji przez to iż odszedłem z wojska. Chciałem po prostu zacząć od nowa od czystej karty i nowych możliwościach.

-Rozumiem - odparł i położył mi swoją dłoń na moim barku w geście otuchy, że jest tu ze mną - ja w swoim starym mieście nie dawałem rady gdyż mafioza na mnie się nastawiła sceptycznie, mimo iż zawsze chciałem porozumienia między dwoma stronami... Jednak się nie dało więc dla bezpieczeństwa swojej starej jednostki opuściłem ją i wyjechałem właśnie tutaj zostawiając wszystko co kocham w starym mieście.

-To raczej obydwoje nie mieliśmy łatwo w starych miastach - stwierdziłem na jego słowa.

-Jak widać Grzechu jednak coś nas wszystkich zmusiło do opuszczenia domu i rejonu, który dobrze znamy wędrując na nieznane nam wody i może nowe przeznaczenie!

Co się wydarzy?
Czy to co mówi Monte jest prawdą?

2268 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro