Pizza i tajemnica
Sobotni rozdział!
Miłego czytania!
Miłego dzionka!
Perspektywa Montanhy
Po śniadaniu wróciłem do siebie, aby sprawdzić jak wygląda przepis na ciasto do pizzy. Jednak nic ciekawego nie mogłem znaleźć na internecie, a raczej nic sensownego co mógłby być wiarygodne. Westchnąłem cicho, ponieważ musiałem przejechać na włoską restaurację, aby spytać o przepis na ciasto, a tego raczej nie chciałem jednak nie, miałem wyboru. Na szczęście Erwin dał mi kluczyki do zentorno, więc nie musiałem iść na piechotę przez całe miasto. Ponieważ rano podrzucił mnie Hank na szpital, życząc powodzenia. Nie powiem wszyscy mnie praktycznie shipowali z Erwinem, chociaż muszę przyznać, że wygląda uroczo, gdy śpi bądź rumieni się niespodzianie, kiedy całuje go w czółko. Tak przyznaje przed sobą, że chłopak jest moją słabością. Gdy patrzy w moje oczy po prostu miękkie moje serduszko jak nigdy dotąd i nie potrafię mu odmówić. Tak więc pojechałem pod restauracje i zaparkowałem na parkingu. Spokojnym krokiem podszedłem do lokalu i wszedłem do środka. Za ladą stał Spadinio, a u jego boku starszy mężczyzna, który pracuje jako adwokat.
-Ooo pierwszy raz widzę pana Montanhe w lokalu! - rzekł i uśmiechnął się do mnie Colabo.
-Ta dzień dobry - powiedziałem i podszedłem do lady, niezbyt skupiając się na otoczeniu. -Wiecie, jak najlepiej zrobić domową pizzę głównie chodzi mi o ciasto?
-Na internecie nie ma tego? - spytał, patrząc się na mnie z podejrzaną miną.
-Jest, jednak nie jestem pewien czy dobre wyjdzie z tego ciasto - odparłem, starając się brzmieć dość pewnie, a kontem oka widziałem ten zegarek na ręce Spadinio, który odwrócił się do mnie twarzą w twarz.
-Notuj, bo dwa razy nie będę powtarzać - powiedział, a ja szybko wyciągnąłem telefon i wszedłem w notatki - Potrzebujesz 25 g świeżych drożdży, 150 ml ciepłej wody,
1/2 łyżeczki cukru, 250 g mąki pszennej, 1 łyżeczka soli i 1 łyżka oliwy to są proporcje na dwie pizzy.
-Rozumiem - odparłem, notując proporcje - i potem co z tym?
-To już w necie jest to samo, więc nie musimy ci mówić - odpowiedział, mimo iż nie musiał podawać mi tej wiedzy.
-Czy mógłbym z panem pomówić w cztery oczy? - powiedziałem, poważnie na co jego brew powędrowała w górę, jednak zgodził się, a raczej nie miał wyboru tak więc poszliśmy na górę do biura gdzie on zasiadł na swoim miejscu, a ja zacząłem rozmowę. Opuściłem restauracje z uśmiechem na ustach natomiast Spadinio, był totalnie wkurwiony na mnie. Jednak ciągniesz za sznurki albo pozwalasz aby ktoś manipulował tobą. Dość szybko wsiadłem do samochodu i opuściłem teren włochów od razu, kierując się do marketu aby zaopatrzyć się w wszystko co potrzeba na tę pizzę. Nie powiem składników trochę, musiałem na kupić jednak w sumie nowe doświadczenie zyskam, a na dodatek może będę robić częściej takie smakołyki. Tak więc chodziłem po alejkach i zbierałem rzeczy z półek do koszyka. Zakupy nie zajęły w sumie długo, bo raz-dwa byłem już w mieszkaniu. Zacząłem od wyrobienia ciasta, ponieważ musi one potem z godzinę posiedzieć aby urosnąć do góry. Więc wziąłem się za krojenie składników i tarcie serów, a nawet przygotowywanie sosu pomidorowego na ciasto. Nagle mój telefon dostał powiadomienie, więc wytarłem dłonie w ścierkę i spojrzałem na wyświetlacz.
#Co robisz Monte? #
#Obiad Erwiś, a co? #
#Mogę zadzwonić? #
#Głupie pytanie zadajesz! Przecież zawsze możesz zadzwonić! #
Tak jak sądziłem, po chwili przychodziło do mnie połączenie od strony Erwina gdzie, miałem zapisanego go Erwin.K<3. Odebrałem oczywiście i dałem na głośno mówiący.
-Co się dzieje, że dzwonisz i wypisujesz?
-Nudzi mi się Monte bez ciebie - westchnął, co było słychać.
-Sana możesz poprosić o przyjazd albo Carbo nawet Lych może! Masz wiele osób wokół!
-Carbo z Dorianem siedzą w więzieniu za obrabowanie, a San powiedział, że ma randkę - wyjaśnił mi dlaczego tych, których wymieniłem nie przyjadą.
-A ta Heidi i te jej przyjaciółki? - zasugerowałem następne osoby.
-Nie z kobietami nie chce mi się siedzieć - burknął.
-Ja bym z chęcią siedział - za żartowałem, a on prychnął głośniej, natomiast uśmiech sam wszedł na moje usta. -Nie fochaj się!
-Nie focham się o takie gówno!
-Słyszę po tobie i nie ukryjesz tego - odparłem i skończyłem przygotowywać wszystko.
-Pierdol się!
-Ja? A z kim niby? - nie odpowiedział mi - Dobra nie pytam - odparłem i wyciągnąłem ciasto z lodówki.
-Co robisz?
-Robię nam obiad - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Serio robisz pizze?
-No tak - rzekłem i zacząłem urabiać ciasto na okrągłe placki o równej szerokości.
-Nie żartujesz sobie?
-No nie!
-Nie lepiej byłoby zamówić?
-Zamówione to nie to samo co domowe - odrzekłem, spokojnie wszystko na spokojnie przygotowując.
-Może masz rację. Chce ci się w ogóle to robić?
-Nie za bardzo, ale powiedziałem tobie, że zrobię to zrobię!
-Miło - mruknął do telefonu - z ile będziesz ?
-Za około godzinę - stwierdziłem patrząc na ekran telefonu odszedłem od batu i poszedłem do piekarnika, włączając go.
-Dlaczego tak długo?!
-Bo tyle potrzebuje!
-Jak moje zentorno?
-Super bryka nadal, a siedzi grzecznie na parkingu - wróciłem do blatu kuchennego i zacząłem nakładać wszystkie dodatki na ciasta. -A co?
-Chciałabym się przyjechać!
-Na pewno nie teraz gdy siedzisz w szpitalu w ogóle jak z twoim mieszkaniem?
-Powinno być wyremontowane już i możliwe do zamieszkania - odparł - a co?
-Dii nie będzie trochę, a ja nie wiem ile będziesz, miał leczone te swoje łapki.
-Nie mam łapek! Łapy to może mieć zwierzę!
-Masz łapki i tyle - zaśmiałem się, kończąc dekorować obydwie pizze.
-Nie!
-To użyj ich do podniesienia butelki! - rzekłem wiedząc, że tego nie zrobi, co skutkowało sfrustrowanym prychnięciem z jego strony.
-A weź, spierdalaj tym Grzechem!
-To nie chcesz dziś obiadu?
-Chceeeee! - wymamrotał, wzdychając ciężko, a ja włożyłem pizzy do piekarnika.
-To bądź grzeczny.
-Nudzi mi się jak mam być grzeczny?!
-Po to masz telefon abyś się nie nudziło Erwin.
-Faktycznie! Przynajmniej to mogę podnieść!!! - jego głos zmienił się na radosny, jakby otrzymał prezent, a w nim nowe auto.
-No widzisz, jak chcesz to potrafisz! - odparłem z uśmiechem i pilnowałem pizzy, która powoli robiła się w piekarniku.
-Zastanawia mnie, dlaczego tak wiele dla mnie robisz - mruknął ciszej jakby niezbyt pewnie swoich słów.
-Bo cię lubię? Bo jesteśmy przyjaciółmi? Bo w końcu należę do rodziny?
-Tak do dość dobre argumenty - poparł moje słowa, a ja zamknąłem oczy na chwilę. Mimo iż usnąłem w nocy przy nim to jednak mój organizm nie nabrał odpowiedniego odpoczynku przez to trochę byłem ospały. Dobrze, że w czasie rozmowy z Spadino byłem choć trochę pobudzony, bo tak to moja rozmowa z nim nie poszła, by tak dobrze. -Monte!!! - z moich myśli wybudził mnie głos Erwina.
-Hm?! - mruknąłem nie rozumiejąc, dlaczego na mnie krzyczy.
-Mówię do ciebie od dobrych trzech minut i nie odpowiadałeś!
-Tak wiem, wiem wybacz zmyśliłem się odnośnie jednej sprawy - odparłem zgodnie z prawdą.
-Co cię trapi?
-Kilka rzeczy, ale to nie jest istotne teraz - odpowiedziałem - chcesz keczup czy sos czosnkowy?
-Keczup i nie zmieniaj tematu!
-Wybacz - westchnąłem gdyż naprawdę nie chciałem go wplątywać w to co robię.
-Powiesz mi o co chodzi?
-Nie mogę to czysto zawodowa sprawa.
-Ale masz wolne!
-Nie znaczy, że nie mogę prowadzić swojej sprawy odnośnie grupy przestępczej.
-Naszej?!
-Nie no co ty Pastor, dlaczego waszej miałbym skoro się wszyscy, przyjaźnimy!
-W sumie racja wybacz za pochopne wnioski.
-Nie tylko wy jesteście grupą przestępczą w tym mieście.
-Ale jesteśmy najaktywniejszą - dodał.
-No racja - kiwnąłem głową i wyciągnąłem keczup z lodówki.
-Zaraz mam badania nie chce! - westchnął ciężko.
-Musisz, musisz i tak!
-Wieeem - wymarudził.
-Będę po twoich badaniach u ciebie i posiedzę z tobą. Wziąć coś do grania?
-A co masz?
-Karty, kalambury i może coś więcej, ale nie wiem nie patrzyłem.
-Weź karty programy sobie w pokera rozbieranego - powiedział to do słuchawki, a po moim ciele przeszedł dreszcz. -Żartuje sobie oczywiście! Wojnę światową się pobawimy! Mafia kontra policja!
-Yhym - mruknąłem ogarniając swoje myśli, po dwuznacznym żarcie siwowłosego.
-Panie Knuckles pora na badania! - usłyszałem po drugiej stronie.
-Idź, idź Erwin będę za niedługo - nie dając mu możliwości pożegnania, rozłączyłem połączenie i podszedłem do piekarnika, sprawdzając, czy jedzonko jest gotowe. Oczywiście wyglądało na to, że tylko pół godziny wystarczyło im aby ciasto się zarumieniło i mogłem wyciągać je z piekarnika. Przygotowałem do podróży jedzonko i poszedłem do pokoju po karty, które były w komodzie. Kiedy upewniłem się czy wszystko przygotowałem ruszyłem do auta aby spakować to i pojechać na szpital. Auto zaparkowałem na dolnym parkingu i dostałem się przez windę na odpowiednie piętro oraz skrzydło gdzie przebywał złotooki. Zapukałem do drzwi i przekroczyłem je z kartonem w dłoniach.
-Nie spodziewałem się ciebie tak szybko - powiedział chłopak i odniósł się o własnych siłach do siadu. Na co się uśmiechnąłem do niego widząc postępy.
-Ale ja się tutaj spodziewałem - odparłem i położyłem karton na łóżku.
-Ale pachnie! - przymrużył oczy, wdychając zapach domowej pizzy zrobionej przeze mnie.
-I dobrze, że pachnie tak ma być! Chcesz coś do picia z automatu?
-Tak i to bardzo weź mi herbatkę - powiedział, opróżniłem więc kieszenie zostawiając na szafce i wziąłem tylko portfel ze sobą. Kiedy wróciłem z dwoma kubkami, Erwin rozmawiał z kimś przez telefon.
-Siemka Dia i zapewne Labo - przywitałem się zabierając swój telefon z dłoni Erwina, aby po chwili mu go oddać, ale on dał na głośno mówiący abym i ja mógł słyszeć rozmowę.
-Dobrze pizze zrobiłem na obiad, bo wielkie dziecko się obraziło na mnie rano i powiedziało, że pizza albo wun. - usłyszałem jak wybuchnęli śmiechem, a Erwin spojrzał na mnie karcącym wzrokiem, jednak olałem to i odpowiadałem czasami na pytania zwrócone do mnie. Jednak gdy usłyszałem, że wpadli na Assassino pobladłem co zauważył Erwin.
-Mam nadzieję, że nie wplątacie się w coś czego nie chcecie - odezwałem się w końcu - bądźcie ostrożni tam w końcu Dia, bez ciebie nie będzie zakonu, a bez Laboranta jak to wy mówicie mety! - powiedziałem dodatkowo i słuchałem dalszej wymiany słownej ekipy zakonu, jednak gdy Dia zaczął wyśmiewać się z kryptonimu lidera Lords of the world od razu trzeba było to ukrócić. Nawet Laborant to próbował zrobić i chyba moja wiedza o języku ich zdziwiła.
-Dobra zadzwońcie później my chyba lecimy na miasto coś zjeść! Jestem ciekawy co tutaj do zaoferowania mają! - mówił Dia - No i smacznego wam!
-Dzięki Dia! - powiedzieliśmy w tym samym czasie z czego się za śmialiśmy.
-Dobra my chyba też powinniśmy zjeść! - zasugerował Erwin.
-Która najpierw z salami czy cztery sery?
-Cztery sery! - odpowiedział z uśmiechem więc też wyciągnąłem owy smak pizzy i podałem Erwinowi kawałek oczywiście podając też keczup. W sumie zjedliśmy pół tej i pół drugiej pizzy. -Powinieneś pracować na Burgerowni ludzie pokochali by twoje dania!
-Raczej musiałbym na All'Oro, bo tam głównie gotują różne rzeczy - stwierdziłem, ale zobaczyłem w jego oczach złość.
-Nie waż mi mówić o nich! - prychnął.
-Dlaczego masz taką wielką nienawiść do nich?
-Bo to kurwy i jebane Spadiniarze!
-Macie ze sobą tak zwaną kosę? To przez te tak zwane zranienie twojego człowieka i człowieka Kuia?
-Skąd? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Zapomniałeś, że mogę dostać się wszędzie i mieć nawet monitoring na życzenie - odparłem wyciągając karty z opakowania - macie otwarty konflikt jednak ukrywacie to wśród ludzi udając, że wszystko jest w porządku.
-Jak ty zawsze znajdujesz odpowiedź na to wszystko? Mimo, że nic ci nie mówię istotnego!
-Po prostu jestem dociekliwy i umiem myśleć irracjonalny sposób - odparłem kasując karty.
-Tak mamy konflikt, ale chyba rozumiesz dlaczego.
-Tak rozumiem i śmiem twierdzić, że ludzie Panacleti maczali palce w twoje porwanie. Jednak jeśli tego nie przyznasz otwarcie to policja nic nie zrobi z tym.
-Wystarczająco, że ty wiesz i nikt więcej ma się nie dowiedzieć! - powiedział niezadowolony.
-Będę milczał jak grób, jednak uważaj z zemstą może być ona nie na miejscu podczas gdy policja stołuje się w All'Oro - przypomniałem mu gdyby planował coś głupiego.
-Ughhh jebana policja!
-Dzięki - mruknąłem i zacząłem rozdawać karty.
-Nie o tobie!
-Nie możesz mnie traktować inaczej, bo jestem z policji cokolwiek byś nie powiedział o policji to i o mnie mówisz, więc nie pogrążaj się tłumaczeniami.
-Grzechem jest nie mówić o policji prawdy!
-Grzechem jest obrażanie Grzesia! - na moje słowa wybuchnął śmiechem.
-Kurwa nie mogę, może od razu kup Monte snack albo kupmy sobie grześki - zaczął żartować z mojego nazwiska i imienia, ale w sumie to było śmieszne - jesteś grzechem!
-Nie Erwiniuj mi tutaj i uspokój się, bo twoje ego zaczyna się nie mieścić w pomieszczeniu!
-Pprzepraszam! - zaczął powoli się uspokajać, aż w końcu emocje opadły.
-Jest już spokój?
-Yhym - mruknął biorąc karty w dłonie - więc wojna?
-Tak, wojna - odparłem kładąc kartę na pościel, a on wyciągnął własną. Nie wiem ile graliśmy w sumie chyba spróbowaliśmy wszystkich gier z kartami oprócz pokera, bo nie miałem ochoty na rozbieranie się z ciuchów. Była już prawie 19, a ja nie przygotowałem nic na kolacje.
-Pizza jeszcze jest! - powiedział pastor.
-Zimną będziesz jeść?
-Nom - na jego słowa pokręciłem głową na boki, ale w sumie sam nie miałem nic do tego aby jeść zimną. W ten sposób dokończyliśmy to co zostało z obiadu i czekaliśmy na lekarza aby podał mu leki abym mógł wrócić do domu. Kiedy medyk się znalazł i podał wszystko co trzeba, przy pilnowałem złotookiego aby za żył lekarstwa.
-Będę się zbierać - powiedziałem po chwili ciszy.
-Gdzie?
-Do domu.
-Zostań ze mną - wymamrotał nieśmiało i uciekł wzrokiem w bok.
-Przecież jesteś dużym chłopcem nie potrzebujesz niańki.
-Ale potrzebuje ciebie - wyszeptał i popatrzył na mnie złotymi, proszącymi ślepiami, którym nie potrafiłem często odmówić.
-Ostatni raz - odpowiedziałem mu i zacząłem ściągać buty, aby położyć się przy nim. Po sekundzie wtulił się w moją klatkę piersiową, którą w ogóle zapomniałem, że miałem kupić maść i smarować obtarcia. Jednak schowałem w sobie ból i objąłem go chowając w swoich ramionach. Głowę schowałem w jego włosach i przymknąłem oczy.
-Dziękuję - wymamrotał w moją klatkę piersiową przez to poczułem jego ciepły oddech na sobie.
-Dobranoc diabełku - wyszeptałem.
O czym rozmawiał Monte z Spadino?
Czy Dia spotka się z Larrym?
2237 słów
Rozdziały co :
Sobota
Wtorek
Czwartek (nie zawsze)
O godzinie:
9:00
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro