Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Operacja Morwin

O kurwica rozdział?
Nie spodziewaliście się tego!
Miłego dzionka!

Perspektywa Montanhy

Za bardzo za patrzyłem się w oczy pastora i za późno zareagowałem na to, że ukradł mi mój drugi koc z moich rąk.

-Ty chuju! Oddawaj koc! -krzyknąłem za nim wiedząc, że nie odda mi go, ale z jego strony usłyszałem tylko barwny i radosnych śmiech oraz krzyk aby to San jechał. Capela również się zaśmiał i pokiwał głową na boki gdy ja z rozłożonymi rękami stałem na drodze patrząc się na to jak odjeżdżają. Jednakże uśmiech sam wszedł mi na usta i nie chciał zniknąć.

-No no Grzesiu i co teraz?

-Odnajdę swój koc! - odpowiedziałem wypinając klatkę piersiową i wróciłem na chodnik aby nic mnie jednak nie przejechało.

-Nie rozumiem waszej relacji - powiedział i popatrzył na mnie z widocznym delikatnym uśmiechem w kącikach ust - chodź jedziemy na patrol!

-Sam chciałbym ją poznać - westchnąłem i ruszyłem za Dante, który dość dobrze wyglądał w mundurze, który dobrze na nim leżał. Dość szybko jednak wyrzuciłem tą myśl z głowy. Mimo iż miałem kiedyś kobietę to jednak nie powinienem tak myśleć o swoim koledze z pracy bądź o mężczyznach. Chociaż nie powiem, ale po głowie chodzą mi pewnie bursztynowe oczka, które hipnotyzują swoją barwą. Otrząsnąłem się z tych myśli i nie wiem kiedy nawet wsiadłem do radiowozu Capeli.

-Ty czy ja mam zgłosić? - zapytał.

-03 plus 1 status 5 - powiedziałem na radiu - no to co planujesz Dante?

-W jakim sensie planuję? - zapytał nie za bardzo chyba rozumiejąc moje pytanie albo po prostu nie chciał powiedzieć mi co planuję.

-No nie wiem chciałabym się dowiedzieć o czym rozmawiałeś z Pastorem!

-O niczym - odparł tajemniczym tonem głosu co mi się nie podobało.

-Nie oszukasz mnie - oznajmiłem - o czym gadaliście? - nie chciałem ulec, bo miałem przeczucie, że to było coś ważnego.

-O wszystkim i niczym.

-Dante - popatrzyłem na niego, bo nie podobało mi się jego wymijająca odpowiedź.

-Później Grzegorz ci powiem teraz skupmy się na patrolu.

-Dobrze - westchnąłem - trzymam cię za słowo.

-I pasuje - odparł jadąc przez miasto, a ja w ciszy jechałem z mężczyzną wśród ulic naszego pięknego miasta. Czas leciał spokojnie i dość przyjemnie w jego towarzystwie, ale wolałbym prowadzić radiowóz niż siedzieć na miejscu pasażera gdyż odzwyczaiłem się od bycia po prostu obserwatorem. Do chodzącej depresji zaczął dzwonić telefon. Ludzie zaczęli go tak nazywać gdyż ostatnio był ciągle nerwowy i dość mocno krzyczał gdy coś mu nie szło po jego myśli, ale nie dziwie się gdyż policja zaczęła być delikatnie problematyczna kiedy zrobili rekrutacje i przybyło kilka nowych osób. Mężczyzna zjechał na pobocze i odebrał telefon, a ja nawet nie pytałem kto dzwoni.

-Cześć tatooo - zaśmiał się nerwowo - dobrze będziemy za około dziesięć minut no góra piętnaście - odpowiedział do telefonu i się rozłączył.

-O co chodzi? - spytałem ciekawy.

-01 do wszystkich jednostek! Wszyscy mają być na komendzie! Kod 8 na parkingu podziemnym!

-10-4! - wszyscy odpowiedzieli na radiu przez to był duży harmider.

-Czyli to już czas? - zapytałem ponownie patrząc się na Dante.

-Tak - odparł i włączył się do ruchu,  nawracając w stronę komendy. Popatrzyłem ciekawy na godzinę i się zdziwiłem, że jest już południe. Dość szybko znaleźliśmy się na komendzie. Capela otworzył bramę wjazdową i wjechaliśmy na parking gdzie ludzie parkowali radiowozy w garażu. Również tak zrobił Dante, a ja poszedłem do grupki policjantów, których ogarniał Pisicela.

-Spokojnie! - powiedział i spojrzał na mnie oraz Dante - Gdzie mamy podjechać? Pod któryś z mechaników?

-Nie jedziemy pod magazyn - stwierdził Dante i popatrzył na telefon - Mamy GPS na miejsce.

-To czym jedziemy? - zapytałem ciekawy.

-Autobusem możemy w sumie.

-To trzeba wyciągnąć z garażu - stwierdził Janek.

-W jednym się zmieścimy? - zadałem kolejne pytanie, bo w trójkę dyskutowaliśmy na owy temat.

-Zobaczymy - odparł Dante.

-Wyciągnę autobus - oznajmił Janek i podszedł do parkingowego wyciągając owy pojazd, który pojawił się po chwili.

-Dobra ludzie po kolei wsiadacie do autobusu! - krzyknął Capela aby każdy go usłyszał. Połowa ludzi ruszyła szybko do pojazdu aby zająć jak najlepsze miejsca, a ja czekałem i patrzyłem czy wszyscy się pomieszczą. Jednak moja obawa o to czy będzie wystarczająco dużo miejsca, była słuszna gdyż tylko połowa funkcjonariuszy zmieściła się do autobusu.

-Pobiorę następny - powiedziałem do radia i podszedłem do gościa parkingowego. Do wyboru było kilka samochodów oraz motocykle, ale one były zakazane aby je używać. Wybrałem duży autobus by zmieścić resztę - odsuńcie się! - oznajmiłem donośnym głosem, a wszyscy odsunęli się do tyłu. Autobus pojawił się, a ja wsiadłem do autobusu by pokierować nim.

-Szefie, szefie mogę prowadzić? - spytał mnie nowy, którego jeszcze nie zdołałem poznać. Wszyscy weszli do środka autobusu by zająć miejsce oprócz niego. Wstałem z fotela i podałem mu kluczyki do ręki.

-Proszę bardzo - rzekłem on wsiadł na miejsce kierowcy, a ja siadłem za nim by mieć kontrolę w razie gdyby coś nie wyszło.

-Grzesiu gotowi? - zapytał Pisi na radiu.

-Jasne - odparłem poprzez radio na komunikat wyższej rangi - jedziemy kadet - powiedziałem do brązowowłosego chłopaka, który miał na głowie czapeczkę z daszkiem oraz okulary przeciwsłoneczne na nosie.

-Się robi szef! - wyjechał autobusem na styk z parkingu tuż zaraz za pierwszym autobusem.

-Jedziemy za Pisicelą - rzekłem, a kierowca autobusu kiwnął głową jadąc za nimi. Nie powiem, ale jechać z tym gościem bez trzymanki to istne piekło gdyż przetrącił kilka aut, a zakręty tak ostre robił, że ledwo obyło się bez dachowania. Zaparkował autobus za pierwszym, a ja zauważyłem, że na chodniku stał już Rightwill czekając na nas - wysiadamy! - poinformowałem wszystkich w autobusie - Zamknij autobus gdy wysiądziesz - zwróciłem się do kadeta i opuściłem bus.

-Nie mów mi, że Rambri prowadził - powiedział ze śmiechem Pisi, a ja popatrzyłem na niego z zapytaniem.

-No tak poprosił ładnie więc czemu nie?

-No tak jeszcze nie wiesz do czego on jest zdolny - stwierdził na moje pytanie.

-DOBRA DZIECIARNIA SŁUCHAĆ MNIE! - krzyknął Sonny, a wszyscy w miarę się uciszyli - Pójdziecie za mną grzecznie, bo mam do przedstawienia wam pewną rzecz, ale bez podglądania! Rozumiemy się?

-Tak jest - wszyscy powiedzieli, a ja zostałem z tyłu aby pilnować czy ktoś przypadkiem coś nie zrobi złego. Ja jeszcze nie widziałem nic gdyż mur zasłaniał wszystko i sprawował swoją rolę bardzo dobrze. Pierwsze osoby, które przekroczyły bramę zaczęły krzyczeć z podekscytowania i zaczęły biec na co pokręciłem głową na boki. Muszę przyznać, że gdy Capela przyjął władzę to większość funkcjonariuszy zachowuje się jak dzieci. Wyrównałem krok z Sonnym i w końcu zobaczyłem co tak podekscytowało wszystkich iż polecieli prosto jak z procy.

-Jak dzieci - westchnął Sonny.

-Jak widać szefie - odpowiedziałem i przyglądnąłem się autom z oznakowaniami policyjnymi. Pierwszy stał mustang na środku Chellenger, a na końcu... - Okurwa Corvetta! - wymsknęło mi się z ust.

-Tak dobrze widzisz - rzekł i uśmiechnął się delikatnie - ogarniesz tą dzieciarnię?

-Tak jest - odparłem - WSZYSCY BACZNOŚĆ W PROSTEJ LINI! - wykrzyczałem i każdy spojrzał na mnie, ale grzecznie odsunęli się od aut oraz ustawili się w równym rządku do którego dołączyłem.

-Jak widzicie do waszej dyspozycji będą te trzy auta zwane SEU! Nie są jednak dla wszystkich! Jednak nie przejmujcie się, owe auta jak się tylko sprawdzą to będzie ich więcej. Tym czasem pierwsze trzy sztuki dostaną trzy osoby, które wybrałem! Chellenger będzie należał do Pisiceli. Mustanga otrzymuje Capela, natomiast Corvettę otrzymuje Montanha! - słysząc to aż zaniemówiłem na chwilę.

-Dlaczego szefie? - odważyłem się wtrącić w jego wypowiedź gdy dotarło do mnie to co powiedział.

-Wszyscy jednogłośnie zdecydowali iż owe SEU będzie dobrze użyte w twoich rękach. Poza tym spędziłeś pierwsze ciężkie czasy powstania jednostki więc należy ci się owe auto.

-Dziękuję szef - odparłem i z zafascynowaniem patrzyłem się na czarną Corvettę z granatową perłą.
Kiedy po przedstawieniu wszystkiego co chciał komisarz, wróciliśmy na komendę aby auta zostały przekazane nam i żeby podpisać wszystkie dokumenty odnośnie wozów.

Perspektywa Capeli

Nie powiem, ale znowu zostałem skompromitowany przez swoich funkcjonariuszy na oczach swojego ojca. Tym bardziej Rambri chciał aby go awansowano, ale nie dało się gdyż był nieodpowiedzialny i mimo starań aby się ogarnął naprawdę ciężko było z nim. Jednak Rambi potrafił tak wyjść ze wszystkiego co się dzieje tak aby jego zdanie i co się dzieje było jak on mówi. Zmarnowany westchnąłem ciężko i popatrzyłem na Sonnego.

-Capela i co ja z tobą mam zrobić? - spytał.

-Nic, bo wszystko jest dobrze - odparłem chcąc go uświadomić, że mam nad tym jakąś kontrolę.

-Nie potrafisz nad tym zapanować!

-Potrafię! - powiedziałem oburzonym tonem głosu że mi coś takieg wypomina.

-Nie widać tego Nunuś!

-Nie mów tak do mnie! - burknąłem ciężko.

-Dobrze Nunuś idź już do reszty. Zaraz z umowami będę na komendzie.

-Pa tato - mruknąłem, ruszyłem powoli do autobusu, ale jak się okazało mój odjechał i musiałem jechać z Rambim oraz całą resztą.

-Czekaliśmy na szefa! - uśmiechnął się do mnie i wiedziałem, że będzie ciężko przeżyć jego jazdę. Nie musiałem długo czekać, bo na prostej drodze dachowaliśmy aż nie dowierzałem, że tak się da zrobić. Załamany starałem się jakoś to wytłumaczyć sobie, ale kazałem odholować bus i podbiegłem pod komendę gdyż centralnie przy niej była ta nieszczęsna kolizja. Wszyscy byli już w podziemnym parkingu, a auta już czekały na parkingu. Nie mogąc się doczekać podszedłem do mustanga i dość mocno podjarałem się tym autem gdyż było po prostu boskie. Oglądałem je dokładnie natomiast Montanha stał przed maską Corvetty i patrzył się na nią z takim niedowierzaniem jakby nie wierzył, że to się dzieje.

-Na patrol! - krzyknąłem do policjantów, który stali i po prostu patrzyli się na auta oraz pewnie planując już jak je z wytrychować. Do środka wjechał Chellenger, a z niego wysiadł Rightwill.

-Dobra Capela, Montanha i Pisicela - przywołał nas do siebie - to są umowy do samochodów podpiszecie je i auta będą należeć do was - powiedział podając nam umowy, które powinniśmy podpisać. Jako pierwszy podpisał Pisicela oczywiście następnie ja i na końcu Montanha - kluczyki - podał każdemu z nas breloczki z kluczami do auta.

-Czy auta to są tylko do służby? - zadał pytanie Pisi.

-Należą do was, ale wolałbym aby były używane do pracy, a nie do zabawy własnej - odpowiedział stonowanym tonem głosu.

-Czyli nie musimy ich zostawiać na komendzie?

-Dokładnie Montanha!

-Ztiuningować sami musicie jak i ulepszyć, ostrzegam nie jest to tanie!

-Spokojnie jak coś to użyjemy pieniędzy wspólnych z konta policyjnego - odparłem pół żartem, a pół serio.

-Capela - widząc karcący wzrok ojca westchnąłem cicho, bo wziął to na serio.

-Nic nie mówiłem - mruknąłem i zwróciłem się do Montanhy - do której dziś na służbie Grzechu?

-Chyba dziś do dwudziestej drugiej- odparł na moje pytanie - a co?

-Pytam tylko ciekawy - odrzekłem i podszedłem do mechanicznego konika. Otworzyłem go i wsiadłem do wnętrza auta nie mogąc nacieszyć się tym autem. Jednakże miałem misję misję pod kryptonimem "Morwin" - lecę przetestować! - poinformowałem i wyjechałem z komendy dając miodu mojemu mustangowi. Nie powiem, ale jechał i to nawet szybko lecz zapewne będzie zapierdalać gdy się go ulepszy.
Wyjechałem z miasta jadąc na pełnym gazie i widziałem jak chłopaki na mapie jadą do mechanika. To była moja szansa aby wdrożyć plan w życie. Zjechałem na pobocze i wybrałem numer pastora, który odebrał ode mnie dopiero po trzech sygnałach.

-Halo?

-Masz czas? - spytałem bez wzlekania.

-Aż za bardzo mam czasu - odpowiedział - to powiedz jaki masz plan?

-Punkt dwudziesta jubiler - rzekłem do telefonu, a po drugiej stronie pastor aż przestał oddychać.

-Panie Capela czy wszystko w porządku?

-Jak najbardziej - odpowiedziałem.

-To dlaczego mamy pod jubilera jechać?

-Zbierz kilka osób, które chcesz przetestować wy się zabawicie i my się pobawimy.

-Czyli mamy na legalu walnąć jubilera? Ale jak to ma mi pomóc w po rozmawianiu z Monte?

-Panie Knuckles nieoszukujmy się dobrze wiesz jak skoro wyśle Montanhe na negocjatora - powiedziałem opierając się wygodniej na fotelu.

-Dobra rozumiem czyli punkt dwudziesta mam zacząć?

-Tak, bo Montanha dziś jest tylko do dwudziestej drugiej na służbie potem co się stanie nie wiem to zależy tylko od ciebie jak poprowadzisz tą rozmowę, ale mam nadzieję, że nie spierdolisz tego!

-Spokojnie - odparł śmiejąc się - wszystko przygotuję jak najlepiej!

-Liczę na to... A i masz przejebane za kradzież koca funkcjonariuszowi na służbie!

-Żartujesz sobie?

-A brzmię jakbym żartował?

-Nie? - odpowiedział niepewnie.

-No właśnie. Grzesiu chce z powrotem jeden z koców możesz sobie wybrać, który mu oddasz.

-Dobra zapamiętam - odparł - lecę załatwiać ludzi! Do zobaczenia! - rozłączył się tak szybko, że nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Westchnąłem cicho i zacząłem się zastanawiać komu powinienem powiedzieć o tym szalonym planie. Jednak padło na mojego zastępcę czyli Pisicelę, który raczej powinien luźno do tego podejść i pomóc w przekonaniu Grzesia do negocjacji jakby nie chciał do nich podejść. Więc wybrałem numer do Janeczka mimo iż mogłem porozmawiać z nim przez radio to nie miałem pewności czy ktoś nie będzie podsłuchiwać naszej tajnej konwersacji.

-Tutaj Juan Pablo Pisicela - powiedział na dzień dobry - co chcesz pusia?

-Nie je... Ugh nie ważne mam sprawę!

-Co to za sprawa? Właśnie próbuje mojego chellengera i jest boski - powiedział.

-Prowadzę akcje pod tyłem Morwin - oznajmiłem.

-Coś znowu wymyślił?

-Trzeba pogodzić ze sobą Grzesia i Erwina - rzekłem pewnie do telefonu.

-No dobrze powiedzmy, że rozumiem to i co ja mam w tym zrobić?

-Potrzebuje mieć osobę wtajemniczoną w całą akcje.

-Niech zgadnę Pastor jest winien porwania?

-Tak - potwierdziłem po chwilowym zdziwieniu, że wie chociaż sam się również domyśliłem - skąd?

-Relacja ich popsuła się po tym porwaniu domyśliłem się iż może mieć coś wspólnego z tym on i być jakoś zamieszany w porwanie 01. Jednakże brak dowodów i silne alibi nie pozwoliło na to aby go wziąć przesłuchać bądź zamknąć go za to w więzieniu.

-Racja jednak Grzesiu więcej odpoczywał gdy kolegował się z Pastorem.

-Skąd możemy mieć pewność Dante, że nie porwie go znowu?

-Żałował swoich decyzji Pisi, wchodzisz w mój pomysł czy jednak nie?

-Raczej nie mam wyboru, bo reszta ci nie pomoże - odparł i cicho się zaśmiał.

-No wiesz co dzięki - prychnąłem urażony jego słowami.

-Dobra to kiedy te Kongo?

-Punkt dwudziesta jubiler musisz być!

-Będę Dante będę nie mam raczej wyboru...

Czy jubiler się uda?
Czy Erwin pogodzi się z Monte?

2254 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro