Okup
Troszkę spóźniony
Sobotni rozdzialik!
Miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Obudziłem się z samego rana w wygodnym łóżku pod cieplutką pierzynką. Dziś był ten dzień aby wyłudzić pieniądze od policji. W sumie nie potrzebowaliśmy tego, bo uzbierałem pieniądze, które Kuiowi zaproponowałem aby uratować go przed Spadiniarzami. Musiałem tylko poczekać aż Silny podjedzie pode mnie pod apartament byśmy mogli wybrać się na miejsce przetrzymywania policjanta. Miałem już przygotowane nowe konto na twitterze i numer telefonu na wszelki wypadek jakby trzeba było podać policji. Było wszystko dopięte do samego końca i w wszystkich możliwych szczegółach. Mieliśmy ludzi, którzy przejmą pieniądze oraz odbicie jakby trzeba było i wyszłaby taka sytuacja gdybyśmy wpadli. Zaplanowane było co do najmniejszego szczegółu i każdy wiedział z moich ludzi co ma robić. Ubrany w czarne spodnie i koszulę z koloratką czyli swój codzienny strój pastora opuściłem mieszkanie z torbą na ramieniu, a w środku były ciuchy na przebranie w strój jednego z Lords of the World. Dobrze, że chociaż znamy jak wyglądają i jak się zachowują, ponieważ kilka razy mieliśmy styczność z tymi ludźmi i to w sumie nie jeden raz. Jakby nie patrzeć naprawdę wielką potęgę zrobili w mieście i ciężko było przebić ich w jakimkolwiek akcjach mimo iż robiliśmy bardzo długo opór przeciw ich władzy i byliśmy raczej jedynymi z nielicznych grup co nie bały się owej mafi.
-Siema Erwin - przywitał się Silny, który opierał się o auto terenowe na parkingu tuż przy apartamentach i czekał tylko na mnie.
-Witam serdecznie - również się przywitałem - gotowy na dzisiejsze piekło?
-Tylko na to czekam! - uśmiechnął się do mnie, a na swojej twarzy posiadał kominiarkę z którą nigdy się nie rozstawał.
-To jedziemy - odparłem wsiadając na miejsce pasażera obok kierowcy.
-Ciekawe jak trzyma się Carbo po nocy w tym domku. Noc była cholernie zimna jak na tą porę miesiąca - powiedział mój kierowca.
-Miał dwa ciepłe koce i poduszkę - odparłem opierając głowę o szybę - więc powinno być mu ciepło.
-A co z Montanhą?
-A co ma być? - zapytałem nie rozumiejąc pytania.
-W bokserkach go zostawiliśmy rannego - oznajmił i delikatnie się zestresował gdy powiedział mi o tym.
-Jak bardzo rannego? - spytałem i moja znudzona postawa zmieniła się na zmartwioną.
-Dość na tyle aby zapamiętał te porwanie? - odpowiedział niepewnie.
-Japierdole - wymknęło mi się z ust. - jeśli jego stan będzie katastroficzny to aż boję się czy w ogóle dojdzie do okupu i czy na szpital nie będzie trzeba go zawieść.
-Carbo go przecież pilnuje więc będzie dobrze - odparł skręcając w polną drogę, która była podmokła i dość ciężko było wjechać pod górę, ale na szczęście napęd na cztery koła ratował nas z opresji. Jechaliśmy spokojnie przez las, chociaż denerwowałem się o stan Monte. Nie chciałem go zabić tylko zdobyć kilka informacji i dostać dodatkowe pieniądze. Jak on się dowie, że to ja za tym wszystkim stałem to on mnie znienawidzi. Kiedy podjechaliśmy pod domek wyszedłem z samochodu i ubrałem czarną bluzę, która była schowana w torbie, na koszulę ówcześnie ściągając koloratkę z szyi aby nie zdradzić swojej tożsamości. Nagle z domu wyszedł Nicollo z bronią w ręku i mierzył nią w nasz samochód.
-To wy - odetchnął z widoczną ulgą.
-Jak minęła noc? - spytał cicho Silny.
-Dość spokojnie i chyba nie będziesz zadowolony Erwin - zwrócił się do mnie ściągając maskę z modulatorem. Zobaczyć można było jego wory pod oczami. Poczułem jak w żołądku zaczyna mnie skręcać, bo nie wyglądało to jakby miało być to dobra informacja.
-Coś zrobił? - zadałem pytanie chcąc wiedzieć.
-Montanha nie wygląda za dobrze - odparł zmartwionym głosem - załatwmy to jak najszybciej i niech go biorą na szpital.
-Już zaczynamy akcje - odparłem i sam zmartwiłem się bardziej, ale ubrałem maskę na twarz i schowałem włosy pod bluzę tak aby nie było ich widać - działa? - spytałem aby upewnić się, że modulator jest prawidłowo ustawiony.
-Tak - odparł Silny i sam ubrał swoją maskę. Ruszyłem do domu, ale zawahałem się bojąc tego, co spotkam po drugiej stronie drzwi. Chłopaki nie poganiali mnie musieli zrozumieć, iż owa sytuacja nie jest najprostsza w tej chwili dla mnie. Wziąłem głęboki wdech i wydech aby się uspokoić, a po chwili wszedłem do środka. Przez to iż słońce dopiero wstawało można było zauważyć przez promienie słoneczne, że w pomieszczeniu jest dość dużo kurzu, który unosił się w powietrzu. Mój wzrok skupił się na mężczyźnie, który wyglądał jak trup. Był blady delikatnie siny w niektórych miejscach, a jego klatkę piersiową jak i cały tułów zrobiły rany, które już nie krwawiły. W sumie nie wszystkie. Wyglądał jak wrak człowieka, który ledwo żył. Jego brzuch był siny prawdopodobnie przez serię uderzeń. Jego głowa bezwładnie opadała na dół mimo iż oddychał, bo widać było jak klatka pracuje to jednak nie było to poprawne oddychanie gdyż było za płytkie. Moja pierwsza myśl to podbiec i zacząć wypytywać czy wszystko w porządku lecz musiałem dokonać zadania, które sam wydałem na siebie, podpisując na siebie wyrok za okaleczenie mężczyzny. Mężczyzny, który nawet nie był niczemu winien, bo to tylko był mój wymysł za który będę później płacił i robił pokutę.
-Zacznijmy więc - powiedziałem chłodnym tonem głosu mimo iż czułem się źle widząc w takim stanie mężczyznę.
-Jest wychłodzony Piorun - wtrącił się Grzmot - starałem się go ogrzać, ale nic nie działało.
-Na razie ściągnij z niego koc muszę zrobić mu zdjęcie - wydałem polecenie, a Carbo niepewnie pozbył odzienia 01, który i tak niezbyt reagował na to co się dzieje. Zrobiłem szybko mu zdjęcie i zapisałem na telefonie - nałóż na niego koc z powrotem nie chcemy aby nam tu zszedł z zimna.
-Jasne - odparł i opatulił go kocem tak aby był cały nim odkryty, a nawet wziął drugi i nałożył na pierwszy. Monte wydawał się otumaniony tym co się dzieje gdyż nie reagował w żadny możliwy sposób na dotyk czy słowa skierowane do niego.
Zalogowałem się na stworzone konto specjalnie na tą akcję z jakiegoś zagranicznego ip.
Drodzy obywatele tego miasta, Lspd i mieszkańcy! Mamy w posiadaniu pewną ważną osobę za którą oczekujemy okupu wysokości 200 tyś dolarów. Niech negocjator poda numer telefonu jeśli strona przeciwna będzie chciała negocjować o życie! Dla dowodu iż jesteśmy w posiadaniu 01 Gregorego Montanhe załączamy jego zdjęcie!
Po dodaniu do tego zdjęcia na twitta opublikowałem post. Teraz zostało tylko czekać aż ktoś z Lspd odpisze na moją prowokację. Przełączyłem numer telefonu na podłożony i czekaliśmy.
-Niech kurwa myślą szybciej, bo on nam zdechnie w takim tempie - warknął zdenerwowany Carbo.
-Spokojnie Grzmot bez nerwów - uspokoiłem go mimo iż sam byłem kłębkiem nerwów. Tu chodziło o życie i to nie byle jakie, a samego Grzesia.
Panie napastniku mój numer 7682929 chcemy negocjować!
Nareszcie dostałem odpis z czego się uciszyłem. Wybrałem numer nawet nie wiem kogo i zacząłem dzwonić. Nie minęła sekunda, a telefon został odebrany przez policjanta.
-Witam... posiadamy waszego szefa policji - powiedziałem - więc radzę uważać na słowa i wszystkie zniewagi w moją stronę - postawiłem już pierwszy warunek naszych negocjacji o życie 01.
-Z tej strony 02 Juan Pablo Pisicela - przedstawił się mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. Oczywiście rozmowę miałem na głośno mówiący aby chłopacy też słyszeli wszystko.
-Miło mi panie 02 - odparłem spokojnym głosem.
-Jakie są wasze żądania za wypuszczenie 01? - przeszedł od razu do konkretów.
-Chcemy okup jak pisałem 200 koła czystej gotówki - przedstawiłem swoje żądanie.
-Nie możemy pieniędzy zmienić na coś innego?
-Nie - odparłem twardo - albo przejdziemy do pieniędzy albo 01 długo nie pożyje!
-Dobrze na spokojnie - odparł Pisicela - czy mógłbym usłyszeć Montanhe czy wszystko z nim w porządku?
-Tak - zgodziłem się bardzo niechętnie i podstawiłem telefon do Montanhy.
-Grzesiu czy wszystko w porządku?
-Jest okej - odpowiedział na pytanie bardzo zachrypniętym głosem i kaszlnął ciężko.
-Trzymasz się tam? Potrzebujesz pomocy medycznej natychmiastowej?
-Przeżyję - odparł cicho - nie przejmuj się Janku - zabrałem telefon od policjanta zaskoczony, że nie chciał udupić nas bardziej.
-Jak słyszałeś to teraz pieniądze!
-Gdzie mamy zostawić torbę z pieniędzmi?
-Niedaleko apartamentów. Paczkę przejmie zakładnik dlatego też odradzam wam robić akcję: zasadzka!
-Rozumiem. Czego jeszcze oczekujecie od nas?
-Tylko tego - odparłem - radzę uważać na to co robicie, bo mamy monitoring na każdy wasz ruch. Jak zrobicie coś przeciwko nam to 01 skończy swój marny żywot!
-Rozumiem - odrzekł 02 - dajcie nam z 10-15 minut na zorganizowanie pieniędzy i dostanie się na umówione miejsce!
-Dobrze - przystałem na to przynajmniej jedna dobra nowina tego dnia - jesteśmy w kontakcie panie Pisicela - rzekłem i rozłączyłem połączenie z policjantem.
-Wygląda na to iż będziemy mieć to co chcemy - stwierdził Błyskawica.
-Przekonamy się, bo zależy tylko od policji jak dobrze wykonają swoją pracę - stwierdziłem patrząc się na Monte, który siedział jak siedział i wyglądało jakby po prostu się poddał.
Jego twarz bez wyrazu, wyprana z emocji powodowała u mnie dreszcze, które przechodziły mi po kręgosłupie. - potrzebujesz czegoś? - zwróciłem się do mężczyzny, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
-Staraliśmy się w nocy wydobyć z niego cokolwiek Piorun - zaczął Grom - jednakże nic z jego ust nie wyszło.
-Nic? - zdziwiłem się mimo iż słyszałem opowieść z jego ust, że jak został porwany to niczego nie powiedział jednak myślałem, że trochę podkoloryzował tą historię lecz jak widać nic nie dodawał w niej czy też nie upiększał historii.
-Totalnie nic, milczał jak grób - odparł patrząc się na mnie. Podszedłem do Grzesia, który mimo iż był cicho i starał się nie przyciągać naszej uwagi to widać było, że jest coś z nim nie tak. Dotknąłem jego czoła gdyż nadal wyglądał niemrawo, a jak sprawdziłem dotykiem jego temperature to wiedziałem już iż walczy z gorączką. Zapewne jego organizm starał się jakoś bronić po utracie krwi i skrajnym wychłodzeniu ciała, które go spotkało z naszej winy.
Mamy pieniądze
Otrzymałem wiadomość na którą się uśmiechnąłem.
-Mamy pieniądze panowie! - zaśmiałem się i aż adrenalina poszła mi w górę.
-Co teraz? - spytał Błyskawica ala Silny. Jednak nie odpowiedziałem mu gdyż na mój telefon zaczął dzwonić numer 02. Odebrałem od razu i dałem na głośno mówiący aby każdy słyszał to co ma do powiedzenia.
-Wasi przejęli pieniądze gdzie jest Gregory Montanha?! - padło z ust 02 aż się zaśmiałem z niecierpliwości mężczyzny.
-Czekajcie na GPS'a, a podam wam koordynaty gdzie jest przetrzymywany. Radził bym się pospieszyć, bo w każdej chwili może on tu umrzeć - rozłączyłem się nie dając dojść do głosu po drugiej stronie mężczyźnie - zbierajcie wszystkie rzeczy i spierdalamy!
-Dobra - odpowiedzieli i zaczęli wszystko sprzątać tak aby zostawić tylko samego Grzesia. Gdy ja stałem w miejscu i zamyśliłem się nad czymś bądź nad kimś.
Perspektywa Montanhy
Przybyli z samego rana. Mój organizm był osłabiony i walczył z utratą krwi oraz ranami powstałymi przez tortury, które miały zmusić mnie do wyjawienia informacji. Jednakże milczałem i to z całych sił starałem się być przytomny by nie odlecieć. Mimo iż okryli mnie dwoma kocami nadal było mi przeraźliwie zimno i czułem jak jestem cały rozpalony. Siedziałem bezwładnie na krześle do którego byłem przykuty. Nie powiem cieszyłem się, że to był tylko jeden raz gdzie mnie torturowali i zostawili. Noc coś przespałem, ale nie na tyle aby zregenerować ciało. Bawili się mną jakbym był zabawką i wyłudzili pieniądze z policyjnego konta. Mimo iż minęła może z godzina może góra dwie zaczęli pakować wszystkie dowody zbrodni, które mogły obarczyć ich winą. Kiedy wszystko zostało zabrane nawet koce ze mnie podszedł do mnie przywódca tej całej zgrai.
-Przepraszam iż musiało cię to spotkać, ale niestety taki był plan. Nie sądziłem jednak, że tak brutalnie cię potraktują moi ludzie - powiedział i pogłaskał mnie po moich opadniętych włosach. Otworzyłem oczy podniosłem ledwo głowę by spojrzeć na niego z żalem. Mimo iż moja twarz była niczym skała to jednak wiedziałem, że w moich oczach widać ten cały ból - walcz Gregory i nie zasypiaj! Twoi powinni być tutaj za kilka minut - powiedział to i prawdopodobnie na telefonie wysłał im moją lokalizacje. Po tym uciekł przez drzwi, a ja tylko słyszałem odgłos odjeżdżającego auta. Czułem urazę do jego osoby mimo iż przeprosił mnie, ale tak naprawdę nie zrobił tego w cztery oczy tylko chował twarz za maską. Jednakże konsekwencje tego czynu go nie ominą. Zrobił coś czego nie jestem w stanie mu wybaczyć. Czułem iż słabnę powoli z każdą kolejną chwilą czekania na swoich. Naprawdę miałem ochotę zamknąć oczy i odpłynąć aby nie czuć już tego bólu, tego całego cierpienia, które powodowało u mnie brak możliwość zaczerpnięcia powietrza przez ból na całym odcinku tułowia i klatki piersiowej. Czułem jak zimne powietrze parzy moją skórę, a zarazem daje ulgę mojemu rozpalonemu ciału. Minuty ciągnęły się dla mnie niczym wieczność nim usłyszałem odgłos zbliżającego się helikoptera. Przybył dla mnie ratunek, ale czy ja dotrwam do tego ratunku to było dobre pytanie. Życie wypływało ze mnie niczym krew, która zdobiła moje ciało jak i miejsce wokół, którego siedziałem. Uniosłem delikatnie głowę czując iż rana na szyi na nowo zaczyna krwawić poprzez ruch. Jednak usłyszałem poruszone głosy i rozkazy Janka, który zapewne kazał obstawić teren na wszelki wypadek jakby była to zasadzka bądź nadal byli moi porywacze na miejscu. Jednak nikogo nie było, a moje oczy zaczęły się szklić gdyż nie chciałem w ten sposób umierać, pomimo że wiedziałem, że kiedyś nastąpi ten moment aż opuszczę świat żywych, to jednakże w nie tak żałosny sposób.
Drzwi do środka się otworzyły, a ja nie mogłem zobaczyć kto wszedł do środka przez rozmazany wzrok przez zmęczenie i załzawione oczy.
-Kurwica Grzesiu?! Grzesiu słyszysz mnie? - usłyszałem wołanie i otworzyłem szerzej oczy, ale nie potrafiłem wyostrzyć już wzroku - Grzesiu nie idź w stronie światła! Nie waż się! Zabieramy cię stąd!
-Dzwońcie do EMS! - ktoś krzyknął, ale słowa tej osoby były dla mnie tak obce, a zarazem tak bliskie. Poczułem na rękach luz i spadł bym gdyby nie szybki refleks kogoś. Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem widziałem bezkresny błękit przed sobą.
-Trzymaj się zaraz będziemy! - usłyszałem cichy głos kogoś, ale znowu straciłem kontakt z otaczającą mnie wokół rzeczywistością.
Czy Montanha z tego wyjdzie?
Czy Erwin odpowie za swoje winy?
2240 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro