Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ognisko

Rozdział?
Czemu nie?
W końcu weekendu początek!
Miłego dzionka!

Perspektywa Erwina

Nie spodziewałem się iż tak potoczy się ta cała akcja. No, ale sam byłem zdumiony iż Monte ani nie skrzywdził się, bo spirytus naprawdę żre gdy spotka się z raną otwartą czy nawet pół zamkniętą. Jednak ta niezręczna cisza minęła bardzo szybko i Grzechu rozmawiał z wszystkimi jakby znał ich kilka lat. Muszę przyznać iż zadziwiła mnie jego otwartość i to, że jak zaczęli niektórzy jarać zielsko nic po prostu nie powiedział. W czasie tego wszystkiego była dość spokojna muzyka, ponieważ okazało się iż DJ nie przyjedzie więc losowe piosenki były puszczane. Impreza była bardzo przyjemna i działo się, ale ognisko mieliśmy dopiero rozpalać o dwudziestej pierwszej więc wszyscy po prostu gadaliśmy o głupotach. Nie powiem, ale Caro wraz z Monte zerowali butelkę bimbru i aż strach pomyśleć co będzie po tym czy będą zgonować czy wymiotować, a może to i to. Dziewczyny lgnęły do tańca, ale narzekały, że przy tych piosenkach co leciały po prostu tańczyć się nie dało. Nim zamieniłem słowo z Blushem dobiegła mnie cisza ze strony stanowiska DJ-a na którym stał Monte wraz z Carbonarą.

-Nie denerwuj mnie trzeba to rozkręcić.. Cicho bądź nie znasz się - Carbo kłócił się z Monte, a ja patrzyłem po prostu w ich stronę z zdumieniem.

-Tu Dj Montanha wraz z Carbonauuuura - powiedział swoim basowym głosem, który pasował idealnie do tej roli.

-Rozkręcamy tą stypę! - wydarł się kowboj, a po chwili puszczona została pierwsza piosenka, która bujała swoim bitem. Monte coś wciskał i przekręcał na konsoli DJ-ejskiej rozkręcając piosenkę. Wszyscy zebrani przy barze, moi jak i ludzie Kuia zaczęli gwizdać, a dziewczyny wyszły na parkiet. Sky nawet porwała Sana do tańca przez to kilka osób poszło się bawić do za podawanych piosenek. 

-Nie sądziłem, że on potrafi obsługiwać takie stanowisko DJ-skie - powiedział zdziwiony Dia.

-Ja w sumie też nie wiedziałem - odparłem, ale uśmiechnąłem się - przynajmniej nareszcie coś się dzieje gdy chłopaki przejęli zabawę w DJów.

-Racja ratują tą imprezę - zaśmiał się Dia - gdyby tak należał on do nas to taki człowiek to złoto. Szkoda, że wybrał tą złą stronę medalu.

-Nie zawsze będzie tak jak chcemy, ale może jak mu się znudzi w LSPD - mruknąłem - to zaproponuje mu dołączenie do nas. Jednak najpierw zróbmy nasz cel.

-Powodzenia w nim życzę, bo chyba wszyscy się przekonali do Grzesia. Nawet sam Kui wygląda na zadowolonego.

-Kui pewnie jest zadowolony, bo coś nagadał Monte i będzie miał z tego profit pieniężny - stwierdziłem i zobaczyłem iż stanowisko DJskie przejmuje Carbo - Oj będzie się działo - rzekłem do Dii.

-Jak Carbo jest wstawiony to zaraz puści coś głupiego i chyba wszyscy na to czekają - zaśmiał się, a Nicollo wygonił Montanhe z podwyższenia co posłusznie zrobił. Mogłem zauważyć już ten specjalny uśmieszek Carbo, który mówił iż jebnie czymś głupim.

Perspektywa Montanhy

Zszedłem posłusznie z DJskiej sceny będąc ciekawy co takiego zrobi Carbo, który jak już poznałem uwielbiał mnie denerwować, ale szanował za gust alkoholowy.

Gdy usłyszałem jaką piosenkę puścił aż ręce same mi się rozłożyły w geście poddania. Wszyscy zaczęli się śmiać i gwizdać, ale najważniejsze było to iż każdy dobrze się przy tym bawił. Podszedłem do Erwina i Dii, którzy siedzieli przy barze popijając kolorowe drinki.

-Drinka? - spytał Dia, uśmiechając się do mnie.

-Nie dzięki. Jak na razie muszę odpocząć od alkoholu, bo jak będę mieszać to ze zgonuję - stwierdziłem i do siadłem do chłopaków.

-I tak cudem jest to, że po tym bimbru stoisz - mruknął pastor.

-Mam silną głowę do alkoholu - odparłem z szerokim uśmiechem - a ten bimber jest silny, ale piłem mocniejsze - dodałem ciszej.

-No to ja z tobą nie chciałbym zacząć bitwy na alkohol - wtrącił się Erwin.

-Będzie zaraz dwudziesta pierwsza - stwierdził Dia zerkając na zegarek i wstał z krzesła barmańskiego.

-Pomogę ci - rzekłem i wstałem wraz z nim z krzesła.

-A twoja ręka? - spytał patrząc się sceptycznie na mnie i mój pomysł.

-Spokojnie - odparłem i poszedłem za nim do stosu drewna przygotowanego na duże ognisko. Zacząłem brać kilka pieńków ze stosu - do tego miejsca wokół okręgu kamieni?

-Tak! - pokiwał głową i również wziął kilkanaście pni drewna. Kilka kursów tam i z powrotem zrobiliśmy aby ułożyć ładny stos z pni drewna. Na szczęście ludzie byli zajęci tańcami i zabawą na parkiecie więc nie przeszkadzali nam - Co łączy Cię z Erwinem?

-W jakim sensie?

-Znacie się z Erwinem nie cały tydzień - stwierdził i próbował rozpalić ognisko rozpałką.

-No tak - odpowiedziałem nie wiedząc do czego dąży.

-A zachowujecie się jakbyście znali się dłuuuugi kawał czasu.

-Cóż prawdopodobnie tak jest, bo nadajemy na tych samych falach no albo lubimy sobie dogryzać po prostu - powiedziałem z uśmiechem wzruszając ramionami - zaraz wrócę - dodałem i pod biegłem do baru, wziąłem bimber z półki i wróciłem pośpiesznie do Dii, który nadal męczył się z rozpaleniem drewna na ognisko.

-Co wymyśliłeś? - spytał patrząc się na mnie i chuchając na rozpałkę, którą nie chciała się palić.

-Odsuń się lepiej Dia - stwierdziłem i polałem drewno bimbrem.

-Co robisz? - popatrzył się na mnie, ale odsunął się w tył kilka kroków.

-Magię rozpalania ognisk - odparłem i wziąłem od niego zapałki. Odpaliłem zapałkę i uśmiechnąłem się z fascynacją gdy ona leciała do polanego bimbrem drewna - Znasz Koktajl Mołotowa?

-No tak - odparł, a zapałka trafiła na środek paleniska, by po chwili buchnął ogień, który rozprzestrzenił się na wszystko co polałem w palenisku.

-Magia ognia - zaśmiałem się.

-Dobra już wiem, że tobie koktajli mołotowa nie dawać skoro sam potrafisz sam je stworzyć - powiedział Erwin, który nagle się pojawił - Carbo cię zabiję jak się dowie, że polałeś jego bimbrem!

-Może jednak nie - mruknąłem cicho.

-KURWA MÓJ BIMBER! - usłyszałem krzyk.

-A jednak tak? - zaśmiałem się nerwowo i podałem Erwinowi butelkę widząc iż Carbo ruszył w moją stronę - To ja spierdalam!

-ZATRZYMAJ SIĘ! - krzyknął, a ja zacząłem uciekać przed mężczyzną chcąc uniknąć katastrofy od strony kowboja, który nie żartował - NIE ZABIJĘ CIĘ... MOŻE!

-Daj mi spokój pijaku! - od krzyknąłem śmiejąc się i gdy był już blisko mnie skręciłem zwrotnie w bok, a Carbo nie wyrobił i wywalił się na mordę. Stanąłem nad nim i zaśmiałem się z tej sytuacji, która powstała. Niektórzy z całej ekipy również śmiali się z tego wszystkiego co tu się stało. Oddychałem ledwo, ale wyciągałem dłoń w stronę kolegi.

-Dlaczego mój bimber? - wymamrotał.

-Bo jako jedyny nadawał się do tego - odparłem, a on przyjął moją pomocną dłoń i pomogłem mu się podnieść - Nic ci nie jest? - spytałem.

-Jest git - odparł i uśmiechnął się do mnie.

-ROBIMY KIEŁBASY! - krzyknął Dia, a większość osób usiadła sobie wokół ogniska na przygotowanych pieńkach.
W ramię w ramię wracałem z ciemno włosym do reszty znajomych.

-Nic ci nie jest? - spytał Erwin i prze patrzył mnie od dołu do góry dla pewności. 

-Wszystko w porządku - odpowiedziałem.

-Ale o mnie to się nie martwisz? - wtrącił się oburzony Nicollo.

-Bo i tak cokolwiek byś zrobił to i tak będziesz cały! - odrzekł Erwin. - Chodźcie idziemy piec kiełbaski!

-Z chęcią - mruknąłem i doszliśmy do reszty. Muzyka została zmieniona przez kogoś na spokojniejszą, a większość siedziała już przy rozpalonym ognisku, który zapłonął dzięki mojej pomocy. Usiadłem sobie przy Erwinie na pieńku i wziąłem kija na który nabiłem kiełbasę.

-To co robimy? - spytał ktoś od Kui'a, ale nie potrafiłem ich zapamiętać gdyż ich było zbyt dużo.

-Może prawda fałsz? - zaproponował Blush Key.

-W sumie nie jest to taki głupi pomysł - powiedział Kui.

-Kto zaczyna? - spytał Dia.

-Może niech ten kto jest organizatorem owej imprezy - wtrąciłem się chociaż raczej nie powinienem, lecz wszyscy poparli mój pomysł. Mimo iż byłem wyluzowany i pewny w tym co robię to jednak gdzieś w środku był ten strach. Gdyż kilka z tych osób jest z mafii i mogli w każdej chwili coś odwalić bądź połączyć kilka kropek.

-No dobra - kiwnął głową i powstał - Kui prawda czy wyzwanie?

-Prawda.

-Ile masz lat?

-A na ile ci wyglądam?

-Na około 60? - odparł niepewnie Dia gdyż wszyscy zaczęli przekrzykiwać wiek się będąc ciekawy czy mają rację.

-Tak - odparł - Panie Montanha - zwrócił się do mnie, a ja spojrzałem na niego.

-Wyzwanie niech będzie - odpowiedziałem pewnym głosem.

-Zrób 100 pompek - powiedział.

-Tylko tyle? - spytałem, ale odszedłem krok w tył i padłem na ziemię robiąc sprawnie pompeczki, które były mi dane do zrobienia jako wyzwanie.

-89, 90...99 iiii - liczył Erwin - 100.

-Koniec - stwierdziłem i wróciłem na swoje miejsce gdzie siedziałem - Dia!

-Oho no dobra wyzwanie skoro ty wziąłeś to i ja wezmę.

-Wypij kieliszek bimbru limonkowego - powiedziałem, a on na mnie popatrzył z niedowierzaniem.

-Dlaczego ja?

-Organizator imprezy i świętujący nie pijany trzeba to zmienić - stwierdziłem - jesteś chłop z jajami czy baba? - spytałem, a wszyscy się zaśmiali z moich słów.

-Pij, pij, pij! - zaczął Erwin i wszyscy zaczęli skandować to samo.

-Dobra napiję się! - powiedział z podniesionymi rękami do góry, a wszyscy zaczęli gwizdać. Carbo podał mu kieliszek z bimbrem, a chłopak delikatnie się skrzywił patrząc się na zawartość kieliszka. Po chwili wypił wszystko jednym duszkiem - Kurwa pali! - poleciał do baru jak najszybciej, a wszyscy wraz ze mną śmiali się z jego reakcji.

Gra w tą grę była bardzo szalona gdyż wszyscy mieli naprawdę szalone pomysły nawet ja oberwałem kilka razy takimi pomysłami. Nie powiem zabawnie było i to bardzo siedzieliśmy tak chyba do pierwszej nad ranem, pijąc alkohol i jedząc. Po drodze gdy czas uciekał każdy powoli się wyłamywał i żegnali się z wszystkimi oraz z organizatorem imprezy, ponieważ mieli kogoś kto po nich podjechał i zgarnął bezpiecznie do domu. Więc tak o pierwszej w nocy została nas ledwie garstka składająca się z Summer, Sky, Sana, Dii, Doriana, Nicollo, Blusha, Josepha oraz Erwina. W sumie jakby policzyć to zostało nas dziesięciu. Wraz z Erwinem siedliśmy sobie na piasku przy ognisku, które delikatnie ogrzewało nas, mimo iż noc nie była tak chłodna, a za oparcie służył nam pień. Wszyscy rozmawiali i po prostu była taka rodzinna atmosfera w której czułem się naprawdę dobrze. Mój wzrok był skierowany bezchmurne niebo na którym widziały gwiazdy, a księżyc powoli wędrował po bezkresnym mroku nieba.

-Montanha - odezwał się Dia delikatnie wstawiony w sumie wszyscy byliśmy wstawieni bardziej bądź mniej.

-Hmm? - mruknąłem cicho.

-Dlaczego policja? Ja wiem iż odpowiedziałeś, że poczułeś powołanie do tego, ale chyba każdy ma jakiś głębszy sens, ale dlaczego na przykład nie mafia? - zadał pytanie i patrzył się na mnie wyczekując na odpowiedź.

-To odpowiedz mi czym różni się policja od gangsterskiego życia - odpowiedziałem na pytanie pytaniem.

-Na pewno tym iż policja to tylko ludzie i nie zawsze można na nich polegać, a mafia to rodzina, która rzuci się za tobą gdy będziesz mieć problem?

-Niby tak, ale nie o to mi chodzi więc myśl dalej - odparłem i wziąłem łyka drinka.

-Chciałeś rządzić? - pokręciłem sprzecznie głową na boki.

-To dlaczego jesteś na 01? - wtrącił się Erwin.

-Tak jakoś wyszło. W sumie mam wrażenie, że miałem wprowadzić w tą nowo powstałą jednostkę to aby każdy traktował się jak rodzinę i był gotów do poświęceń.

-Dlatego tak często lądujesz w szpitalu?

-Ktoś w końcu musi pokazać pastorku, że strach trzeba przezwyciężać i być gotowym na każdą zależność.

-No dobra to nie wiem - odparł Dia - co takiego niby różni się policja od mafii biorąc pod uwagę to, że jedno to trochę czasami legalna bojówka?

-W sumie ja też jestem ciekaw - stwierdził Erwin.

-To, że w policji mając kogoś na celowniku strzela się tak aby tylko uniemożliwić dalszą ucieczkę, a mafia nie cofa się przed tym aby zabić - wyjaśniłem zagwostkę, która nurtowała chłopaków.

-W sumie trochę możesz mieć racji - potwierdził złotooki - jednak nie zawsze tak jest.

-W mieście w którym służyłem jeśli można tak to nazwać. Mafia była taka, że porachunki potrafiła wykonać nawet w środku miasta - popatrzyłem się w ogień, a jego gorące języki ognia chaotycznie poruszały się pożerając drewno.

-Czyli? - spytał niepewnie Dia - Nie żebym nalegał abyś mówił po prostu jestem ciekawy, bo mafijne sprawy nie interesują mnie, ale po prostu zaciekawiłeś.

-Co mogę powiedzieć, policja skorupowana pozwalała na działania mafii tylko wyłącznie bojąc się o własną dupę, a mafia porywała, zabierała i zabijała.

-Dlatego też przez to masz tą bliznę na barku? - powiedział cicho Erwin.

-Za bardzo wszedłem w coś co nie powinienem i w sumie dlatego też znalazłem się tu w tym mieście.

-Czyli po prostu uciekasz przed przeszłością? - mruknął cicho Dia, na co kiwnąłem potwierdzająco głową.

-W sumie jak każdy z nas kiedyś coś złego zrobił i był zmuszony opuścić to co się znało w celu lepszego i bezpieczniejszego życia - powiedział cicho Erwin i wpatrywał się również w ogień.

-Ta ta napadając na banki to będziesz miał bezpieczne życie księdzu.

-Nie jestem księdzem, a z czegoś trzeba żyć!

-To w sumie od was zależy - odparłem - co takiego będziesz Dia otwierał w mieście za nową firmę?

-Mam w planach otworzyć linie lotnicze - w sumie tak zacząłem rozmowę o nowej firmie Dii, który z chęcią był otwarty na nowe pomysły czy takie inne duperele. Z czasem reszta odpuściła i poszła spać do jednego z domków wbudowanych w skałę. Więc ja, Dia i Erwin siedzieliśmy przy ognisku popijając nadal trunki alkoholowe. W sumie Erwin to bardziej słuchał mojej wymiany słownej z Dią, a czasem dodał swoje cztery grosze do naszych wypowiedzi. Jak spojrzałem na godzinę w telefonie to było już grubo po drugiej w nocy praktycznie była już nawet trzecia nad ranem. W pewnej chwili poczułem jak głowa siwowłosego opada na moje ramię. Zerknąłem na pastora, który jak się okazało odpłynął przy moim boku.

-I padł - zachichotał Dia.

-W sumie my tylko w dwójkę raczej nie śpimy - stwierdziłem cicho to co było oczywiste.

-Nie jesteś śpiący? - spytał tak nagle.

-Nie śpię czasami po całe dnie i noce więc jestem przyzwyczajony - odrzekłem.

-Nawet jeśli jesteś przyzwyczajony to jednak masz w sobie dużą ilość procentów. Na pewno przez nie jakoś musisz się czuć ociężały.

-Może, ale nie odczuwam tego aż tak. Prawdopodobnie gdy wstanę z łóżka to wtedy poczuje to na kacu.

-Dużo nie wypiłeś, ale licząc bimber to w sumie trochę może po nim złapać kac.

-Byle kacu się nie boję - zaśmiałem się cicho, a Erwin wtulił się bardziej w mój bok.

-Na pewno was nic nie łączy? - popatrzył na mnie wymownie.

-Dia znamy się ledwo no w sumie to już tydzień, ale nie rozumiem dlaczego tak myślicie.

-Zniknęliście na początku z Erwinem idąc plażą prosto przed siebie u swojego boku. Nie sądzisz, że to romantyczne? Chodził za tobą i przedstawiał wszystkich. Nawet razem zatańczyliście jeden kawałek - zaczął podliczać to wszystko co działo się na imprezie - siedzieliście obok siebie i teraz to! - wskazał na śpiącego pastora.

-Wychodzi na to, że jestem wygodną poduszką - zażartowałem, ale w jego słowach zauważyłem to co nie widziałem wcześniej. Naprawdę nasza relacja była dziwna co wszyscy widzieli i widzą nadal - nic nas nie łączy oprócz przyjaźni i nic więcej - powiedziałem z westchnięciem gdyż to naprawdę była tylko przyjaźń, a raczej miałem taką nadzieję.

-Dobra - kiwnął głową i wziął wodę, którą polał ognisko gasząc je w ten sposób - Cmchodź idziemy spać - rzekł dość chwiejnym krokiem podszedł do mnie - trzeba go przenieść - mruknął.

-Spokojnie wezmę go, bo ty ledwo stoisz na nogach - stwierdziłem i delikatnie uniosłem się wkładając rękę po kolana złotookiego, a moją prawą dłoń bardziej wsunąłem pod jego plecy. Pewny tego iż dobrze go trzymam podniosłem się do góry poprawiając go sobie w rękach, a jego głowa opadła na moją klatkę piersiową. Pewnym i stabilnym krokiem skierowałem się do ostatniego domku gdzie powinniśmy mieć miejsce aby się położyć. Dia otworzył drzwi i zaświecił światło domek miał mieć trzy łóżka, a okazało się iż posiadał tylko dwa.

-I za co ja zapłaciłem? - złapał się za głowę Dia i burczał niezadowolony pod nosem.

-Może to był dla dziewczyn - rzekłem uspokajając go - nie szkodzi i tak idziemy spać na kilka godzin tylko. Położę się Erwinem i tyle mi nie przeszkadza z kimś spać w jednym łóżku.

-Mogę go przecież wziąć na swoje łóżko - ziewnął i zaczął ściągać marynarkę, którą ubrał gdy zrobiło się trochę zimno. Ja niestety swoje odzienie zostawiłem w aucie jednak nie żałowałem.

-W sumie to i tak obojętne co będzie, ale nie wyglądasz najlepiej Dia - stwierdziłem mówiąc prawdę.

-W sumie masz rację. Może bezpieczniej będzie jak pójdzie spać z tobą - mruknął sennie.

-Odepniesz mi kaburę? - spytałem, a ciemnoskóry podszedł do mnie i odpiął o to co prosiłem kładąc broń na stoliku - Dzięki - położyłem Erwina na łóżku i ściągnąłem mu buty, a po chwili sam sobie ściągnąłem. Dia od razu padł plackiem na łóżko i nie minęła chwila usnął. Przykryłem go kocem i poszedłem do drzwi zamykając je na wszelki wypadek. Zgasiłem światło i położyłem się obok Erwina przykrywając nas kocem. Nawet nie wiem kiedy również usnąłem.

Czy to na pewno tylko przyjaźń?
Czy zdołają go porwać?

2712 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro