Niezapomniana kwestia
Spodziewaliście się mnie tutaj?
Z pewnością nie!
Pomyślałam, że miło będzie przeczytać coś jeszcze na noc :3
Więc oto i jestem! Ostatnio rozpieszczam was rozdziałami 😇
Miłej nocy i dobranoc życzę!
A tym co czytają z rana miłego dzionka!
Noc była już od kilku godzin brakowało troszkę aby wybiła północ. Dopiero teraz wracałem na komendę z której zniknąłem na wiele godzin na samotny patrol. W sumie nie tak bardzo samotny, bo uczestniczyłem w akcjach i wszystkim co dziś przyszło mi się zmierzyć. Westchnąłem cicho, ponieważ Erwin powinien być w mieszkaniu już, a nie dostałem od niego żadnej informacji. Nie powiem zacząłem się delikatnie martwić o niego. Zaparkowałem samochód przed komendą i ruszyłem do środka lobby aby wyjść w głąb budynku i przebrać się w szatni w cywilne ciuchy. Jednak nim zdołałem dotknąć klamki, ktoś wszedł do środka. Odwróciłem się do przybysza i zdziwiłem się widząc zdyszanego Dię.
-Dia co się stało?
-Porwali... Siwego - wydyszał ledwo opierając się o swoje kolana i próbując łapać oddech. Gdy usłyszałem te dwa słowa zamurowało mnie i przez chwilę nie potrafiłem otrząsnąć się z tego co usłyszałem. -Grzesiu!!!
-Co?? - spojrzałem na niego nie dowierzając.
-Dostałem na telefon informacje - powiedział i wyciągnął do mnie telefon. Podszedłem do niego i spojrzałem na wiadomości w których był uwięziony oraz związany nieprzytomny Erwin.
#Podpadliście tym którym nie powinniście! Poinformuj swoich, że mamy Siwego Huja#
#Zapłaci za to, że wytrącił się w coś co nie powinien i narobił sobie problemów#
#Spotka go teraz śmierć#
-Zrób coś z tym! Błagam jeśli coś dla ciebie znaczy Erwin!
-A zakon nie jest w stanie? - zapytałem zdziwiony.
-Najebani wszyscy jak nie większość. Jest nas za mało.
-03, 10-1 do wszystkich jednostek na radiu! Zaginiony Erwin Knuckles, ubrany w czerwoną koszulę i czarne spodnie! Został porwany prawdopodobieństwo zagrożenia życia! Wszystkie wolne jednostki niech zaczną poszukiwania! Powołuje jednostkę SWAT! - powiedziałem na radiu przy Dii.
-10-4.
-Jesteś szefem SWAT? - spytał nie dowierzając.
-Dia posłuchaj mnie teraz uważnie! - zwróciłem się do mulata - Kto ostatnim razem groził zakonowi?
-Nie wiem, mamy dużo wrogich gangów, którzy są przeciwko nam. Za mało czasu aby sprawdzać wszystkich.
-Komu podpadł Pastor? - zapytałem.
-Nie mam bladego pojęcia! Dużo osób grozi nam na co dzień.
-Postaraj się zebrać tych co są zdatni do jazdy i poszukiwań - powiedziałem - godzina jest taka, że nie ma też o tej godzinie dużo funkcjonariuszy. Zrobię wszystko aby znaleźć Erwina jednak musisz mi pomóc!
-Dobrze - kiwnął głową będąc bardziej spokojniejszy.
-SWAT gotowy! - wszedł do lobby Hank w pełnym umundurowaniu jednostki.
-Niech ktoś pobierze helikopter i zacznie poszukiwania nad miastem, 4 jednostki niech prze grupują się i wezmą wozy. Jedni do Sandy drudzy do paleto, a dwie jednostki tutaj w mieście. Daleko go zabrać nie mogli.
-Tak jest! - zasalutował i wrócił do środka pewnie przekazując informacje drużynie.
-Musimy działać - powiedziałem do Dii - wybacz jak coś bądźmy pod telefonem, idę się przebrać.
-Powodzenia Grzesiu.
-Tobie również Dia - mruknąłem wchodząc wgłąb komendy. Szybko przedostałem się do szatni i ubrałem pełen ubiór SWAT wraz z ciężką kamizelką. Gdy wyszedłem Hank czekał na mnie.
-Do helki? - spytał na co potwierdziłem mu głową. Musiałem trzeźwo zacząć myśleć aby sprawdzić wszystkie możliwe miejsca do których można wywieźć człowieka i go torturować. Miasto było duże co nie ułatwiało w ogóle sytuacji. Przeczuwałem, że coś się złego dziś stanie, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo złego. Szybko pobrałem helikopter i zasiadłem na miejscu pilota. Ręce mi się delikatnie trząsły z nerwów, bo co jeśli nie znajdziemy go na czas. Co jeśli się spóźnimy i nic nie będziemy w stanie zrobić. Nienawidziłem tego uczucia z całego serca, bo niemoc raniła me gołębie serce.
-Dasz radę Grzesiu? - spytał patrząc się na mnie.
-Muszę dać radę Hank - mruknąłem cicho - przyjaciele liczą na to, że odnajdę go.
-A ty?
-Chce aby był cały - wyszeptałem i podniosłem z helipadu, maszynę w górę.
-Jesteśmy na radiu 5 na czas poszukiwań!
-Dobrze - przestawiłem radio na odpowiednią częstotliwość.
-Eagle up - poinformował Over na radiu. Natychmiast skierowałem się w stronę północy aby przeczesać jak największy teren, który podjęliśmy się z Hankiem do przeszukania. Czas leciał nieubłaganie i mimo przeszukania połowy wyspy nadal nic nikt nie odnalazł. Jadły mnie od środka nerwy. Widać po ludziach z którymi pracuję, że są zmęczeni całą akcją poszukiwawczą. Od kilkunastu godzin nie opuściłem helki na ziemię aby chociaż na chwilę odpocząć. Hank na miejscu pasażera usypiał już na siedząco natomiast ja nadal trzymałem wartę pomimo zmęczenia i braku snu 24 h. Słońce już weszło na niebo dając swój blask jednak nie cieszyłem się nowym dniem. Powoli trąciłem nadzieję na to, że go odnajdziemy gdy nagle.
-Znaleźliśmy potencjalne miejsce przetrzymywania Pastora - padł komunikat na który czekałem przez całą noc.
-Podajcie swoje 10-20 - powiedziałem, nawet Hank ożywił się gdy padła informacja. Szybko ustawił mi miejsce gdzie są nasi - 03 plus 1, 10-76 na wasze 10-20! Przyglądajcie się otoczeniu, a jak coś strzelajcie uważając i informujcie na bieżąco!
-10-2.
-Grzesiu? - powiedział do mnie mój przyjaciel jednak nie odpowiedziałem - Wszystko na pewno będzie w porządku - chciał mnie uspokoić jednak byłem wkurwiony na wszystko wokół i na to, że tak późno odnaleźliśmy go. Byliśmy praktycznie na miejscu, a ze środka wybiegło czterech ludzi. Zbliżyłem na nich kamerę jednak nic nie mogłem w nich zobaczyć charakterystycznego oprócz jednej osoby z ozdobą na ręce.
-Strzelać do nich? - spytał na radiu Martin.
-Nie - odparłem - nie będzie to potrzebne, zabezpieczcie okolicę na tyle ile możecie. Podchodzimy do lądowania! - wydałem rozkazy i powoli zacząłem zbliżać się do ziemi. Domek co prawda był zasłonięty za drzewami to jednak było miejsca wystarczająco aby wylądować bezpiecznie. Gdy opuściłem helikopter poczułem strach, bo nie wiedziałem jak bardzo poszkodowany może on być. Wziąłem ze sobą apteczkę aby udzielić szybkiej pierwszej pomocy i ruszyłem do domku.
-Będę cię ubezpieczać - zaoferował brunet, a ja w jednej dłoni miałem przygotowaną M4, a w drugiej trzymałem apteczkę. Do środka wszedłem z buta wjeżdżając i rozglądając się po całym otoczeniu aż natrafiłem na te szare włosy. Mężczyzna leżał na ziemi przypięty do rury.
-Erwin - wyszeptałem i kucnąłem przy nim sprawdzając od razu jego puls. Gdy tylko go wyczułem odetchnąłem z ulgą. Rany nie wyglądały na poważne jednak akumulator obok mężczyzny sugerował ataki wysokim napięciem elektrycznym. Szybko odpiąłem go z kajdanek i ułożyłem w bezpiecznej pozycji, zaczynając opatrywać te większe krwawiące rany. Był blady niż zazwyczaj, a jego klatka piersiowa poruszała się w miarę równo. Musiał zemdleć niedawno.
-Dzwonimy po EMS? - spytał Hank.
-Bez sensu przewieziemy go na szpital osobiście - oznajmiłem i upewniając się czy jest cały. -03 rozwiązuje SWAT dobra robota. Możecie odpocząć - powiedziałem na radiu wiedząc, iż niektórzy olali swoje potrzeby aby szukać jego, za rzuciłem M4 na plecy. Podniosłem pastora na ręce jak najbardziej delikatniej i opuściłem domek, kierując się do helikopteru. Ostrożnie, ale i pewnie zapiąłem jego ciało do pasów bezpieczeństwa.
-Zostanę z nim na tyle na wszelki wypadek - oznajmił pakując się na tył. Natomiast ja usiadłem na miejscu pilota.
-Hank poinformuj EMS, że jesteśmy w drodze - rzekłem i nie czekając na nic więcej wzniosłem się w niebo kierując się na szpital na Pillbox. Czas nagle spowolnił gdy zacząłem lądować na dachu budynku, lekarze już tam stali i czekali na Pastora aby go zabrać oraz zacząć ratować jego życie. Kiedy tylko wylądowaliśmy czas dla mnie stanął całkowicie, kiedy zabrali z wnętrza igla nieprzytomnego szaro włosego.
-Montanha!!! - usłyszałem krzyk, a świat wrócił do życia. -Całe szczęście. Myślałem już, że odleciałeś.
-Dasz radę po sterować helikopterem? - spytałem odpinając pasy i wyszedłem z helki.
-Raczej nie. Jestem już zbyt zmęczony. - odparł, a ja schowałem nasz środek transportu.
-Idź się przebrać i odpocząć - rozkazałem mu idąc do windy.
-A ty? - spytał patrząc się na mnie zmartwieniem.
-Zostaje na szpitalu. Muszę poinformować zakon, że go mamy - rzekłem, a po chwili drzwi otworzyły się w odpowiednim miejscu na szpitalu.
-Nie spałeś Grzesiu cały dzień.
-Nie martw się zdrzemnę się gdy będzie wszystko w porządku z Erwinem.
-Naprawdę się o niego martwisz i troszczysz - mruknął Hank.
-Jak i o wszystkich Hankuś, a teraz wróć na komendę i odpocznij będąc w domu.
-Daj M4 nie przyda ci się tutaj - stwierdził, więc oddałem mu broń bez żadnych zarzutów.
-Uważaj na siebie - pożegnałem się w ten sposób z nim i zniknąłem za drzwiami do sal operacyjnych gdzie powinien jednej z nich przebywać Erwin. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Dii.
-Macie coś ?! - chłopak był bardzo zestresowany pewnie tym, iż nie mogli nic znaleźć i pomóc swojemu.
-Jesteśmy na szpitalu Pillbox. Jest chyba operowany, ale nie wiem dokładnie. Będę czekać. - rozłączyłem się gdyż nie miałem siły aby teraz prowadzić długą rozmowę. Mój organizm domagał się jedzenia, picia oraz snu jednak nie mogłem mu tego teraz załatwić. Gdyż pewien złotooki był teraz ważniejszy. Czy do niego coś czułem chyba wychodzi, że tak. Na pewno nie był dla mnie obojętny. Lecz nie chciałem wyrządzić mu krzywdy gdy mnie pewnego razu po prostu zabraknie z przyczyn osobistych i policyjnych. Wpatrywałem się w drzwi, bojąc się, że nie wyjdzie z tego w końcu nie każdy jest takim terminatorem jak ja.
-Montanha!? - zawołał mnie głos dobrze znanego przeze mnie mężczyzny. Spojrzałem więc w stronę chłopaków, którzy szli do mnie.
-Hej Carbo, Dia - przywitałem się z nimi i wróciłem do patrzenia na drzwi.
-Zaraz powinna być reszta - oznajmił mulat na co kiwnąłem tylko głową. Gdy Erwina zabrało na przywódcę chyba chwilowo ja się nim stałem.
-Czy wiadomo kto był winien porwania? - zapytał Carbo.
-Widziałem jak uciekali jednak ubrani na cało czarno. Jeśli Erwin się obudzi może będzie mógł przy pasować ich do której organizacji. Wtedy zrobię po prostu szturm na nich SWATem i pójdą siedzieć za napaść na człowieka - powiedziałem i oparłem o dłoń głowę.
-Nie mówiłeś, że jesteś ze SWATu - stwierdził po chwili Nicollo.
-Ja jestem przywódcą SWATu - poprawiłem go na co zrobił duże oczy.
-Czyli wtedy kiedy cię...no wiesz. Nosz kurwa dlaczego?
-Bo swoich się nie zdradza - powiedziałem.
-Dobra, ale co teraz będziemy robić? - zadał kolejne pytanie Dia.
-Nie mamy dowodów nie mamy niczego więc pochopnie nie wyciągajmy wniosków aby potem nie wpaść w większy konflikt z kimś - oznajmiłem, a oni mi zatwierdzili kiwnięciem głowy. Powoli wszyscy z zakonu pojawili się w szpitalu gdy nadal Erwin nie opuścił sali operacyjnej. Dopiero po pół godzinie wyszedł lekarz przez to każdy się poruszył niespokojnie.
-Co z nim panie doktorze? - wypalił San.
-Sytuacja wygląda tak, że liczne rany przestrzelone ramiona i złamane jedno żebro, które nastawiliśmy. Chwilowo śpi jednakże musimy go na sor umiejscowić gdyż nie ma wolnych sal.
-Weźcie przypisaną do mnie salę aby tam odpoczywał - powiedziałem.
-Jest pan pewny panie Montanha?
-Tak jestem pewny - potwierdziłem swoje słowa. Po chwili wywieźli Erwina z sali, cały zakon ruszył za Erwinem, ale ja stałem w miejscu. Nie powinienem tu być i im pomagać oraz rozkazywać im. Chyba popełniłem błąd, który uświadomił mi Pisicela, za bardzo związałem się z ludźmi, którzy żyją jak mafia w sumie są mafią i to sporą. Natomiast ja chciałem trzymać się od takich ludzi jak najbardziej z daleka więc nachodzi pytanie jak dałem się w to wplątać.
-Grzesiu? - z mojego stanu zawieszenia wyrwał mnie San, a przy drzwiach do dalszej części szpitala stał Dia. Spojrzałem na niego za okularów, które ukrywały moje oczy. - Widzę, że coś się stało co cię trapi?
-Nic San...Powinienem chyba już iść - zasugerowałem cicho.
-Co ty pierdolisz Grzesiu! - podniósł głos na mnie aż się zdziwiłem.
-Wykonałem swoje zadanie - rzekłem - odnalazłem wam Erwina. Powinienem wracać na służbę.
-Nie ma mowy Monte! Nie wiem co nagadały tobie te psiarskie, ale ich po prostu nie słuchaj!
-Ale po co tu jestem w takim razie potrzebny? - spytałem nie za bardzo rozumiejąc albo po prostu nie chcąc zrozumieć.
-Erwin cię potrzebuje tak samo jak nas wszystkich! Jesteśmy rodziną czy tego chcesz czy nie! Może jesteś policjantem, ale nam to nie przeszkadza, bo potrafisz rozdzielić wszystko. Nie myśl o sobie o kimś kto nie jest warty niczego!
-Przepraszam - spuściłem głowę w dół, ale nie spodziewałem się, że San wtuli mnie w siebie.
-To powiesz o co poszło?
-Dostałem reprymendę, że mam przerwać z wami kontakt, bo jesteście źli i nie wypada abym znał was - przyznałem się mu, ponieważ San znał troszkę moich problemów gdyż po prostu często też rozmawialiśmy ze sobą bądź spotykaliśmy się na piwie. No i to w końcu kuzyn Hanka więc jakby rodzina.
-Dlatego chcesz usunąć się w cień? - spytał, a ja pokiwałem głową na tak -Grzesiu to ci nie pomoże sam widzisz co robią ludzie wokół ciebie w pracy. Prędzej czy później nie wytrzymał byś tej całej presji i nie wiadomo do czego byś się posunął. - odsunął się ode mnie i ściągnął mi okulary z nosa.
-Może masz rację - mruknąłem cicho - przepraszam San.
-Nie przepraszaj tylko chodź. Zapewne wszyscy na nas czekają aby wejść do sali.
Czy z Erwinem wszystko będzie w porządku?
Czy Monte zapłaci za znajomość z zakonem?
2052 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro