Nieprzyjaciel pośród nas?
Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Co tam u was?
Bo u mnie spokojnie zaczął się dzionek.
Dwa dni strasznie się dłużyły bez rozdziałów mi, a wam?
Jakieś plany na dzisiejszy dzień?
No zostało nam niewiele do końca książki, ale to chyba dobrze bądź dla niektórych źle.
Ostrzeżenie smaczek występuje
Życzę miłego dzionka <3!
Perspektywa Montanhy
Od wesela Sana minął miesiąc i kilka dni w których miałem sporo godzin w pracy przez to iż dosyć mocno się spóźniałem do niej przez Erwina. Właśnie kończyła się moja służba na dziś i kierowałem się do mojego mieszkania. Zdecydowaliśmy, że chwilowo zamieszkamy u mnie przez to Erwin musiał się przeprowadzić do mnie, bo musiałem mieć blisko do pracy przez to, że mój diabeł zwykle lubił się droczyć ze mną przed pracą, a potem trzeba sobie jakoś ulżyć. Dziś na szczęście nie byłem spóźniony więc wszedłem do mieszkania w którym było pusto. Zwykle Erwin był o tej porze, ale jak to bywa mógł być gdzieś z chłopakami coś załatwiać więc stwierdziłem, że może coś ugotuję dla nas. Lecz najpierw musiałem zadzwonić do mojego diabełka co chciałby zjeść. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i od razu wystukałem jego numer na pamięć, a po sekundzie wcisnąłem zieloną słuchawkę. Cierpliwie przeszedłem do kuchni gdzie uchyliłem lodówkę aby spojrzeć co mogłem zrobić na kolację.
-Co jest Grzesiu? - odebrał w końcu Erwin na co uśmiechem się pod nosem.
-Co chcesz diabełku do jedzenia? - spytałem - Jestem trochę wcześniej w domu i zastanawiam się co byś chciał zjeść.
-Wszystko co zrobisz z przyjemnością zjem, ciebie też - odparł na co się zaśmiałem gdyż ostatnio za bardzo ponosi nas przy sobie, ale jeszcze tak dobrze mi przy nikim nie było, jak przy nim.
-Ja bym wolał coś schrupać, ale nie ciebie w tej chwili tylko coś jadalnego - odpowiedziałem i zacząłem wyciągać rzeczy na barszcz. Dawno nie było, a lubiłem go jeść - co powiesz na barszcz czerwony?
-Brzmi smakowicie! Wybacz Monte, ale mamy spotkanie i muszę wrócić na nie.
-Coś ciekawego?
-Podobno przyjaciel Labo ma przyjechać i zastanawiamy się co zrobić z tym fantem.
-Erwin jesteś potrzebny - usłyszałem głos Vasqueza na co mruknąłem cicho.
-Idź do nich, a jak skończysz to wspólnie zjemy obiadokolacje, bo pewnie nie jadłeś.
-Za dobrze mnie znasz! Lecę, buziaczki Montiś - rozłączył się nim ja zdołałem się pożegnać. Na spokojnie więc wziąłem się za gotowanie dla nas jedzenia i między czasie posprzątałem chociaż było w miarę czysto to jednak wolałem jeszcze pozamiatać i zetrzeć kurze. Po godzinie obiadokolacja była gotowa i nawet nie zauważyłem kiedy ktoś we mnie się wtulił.
-I jak tam? -spytałem i delikatnie pogłaskałem go po dłoni.
-Męcząco - odparł.
-Dlaczego? Nie podoba ci się, że przyjaciel Labo przyjeżdża? - spytałem i obróciłem się do niego tak, że wtulił się w moją klatkę piersiową, a nie w plecy. Pogłaskałem go czule po jego srebrnych włosach i złożyłem na nich pocałunek.
-Jakoś nie przemawia to do mnie - odparł.
-Przecież lubisz Vasqueza i jakoś ci nie przeszkadza - rzekłem nie rozumiejąc jego zawahania odnośnie przyjaciół jego przyjaciół.
-No tak jest spoko gościem, ale wiesz, że Kui strasznie dużo namącił w naszym życiu i nadal dużo nie wiem i martwi mnie wiele rzeczy na których nie znam odpowiedzi, a staram się je znaleźć.
-Erwin, kochanie moje na niektóre rzeczy po prostu nie mamy wpływu i często po prostu jest tak, że trzeba pogodzić się z tym co się ma, co się kocha i z tym czego nigdy się nie osiągnie - powiedziałem do niego i złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Erwiś zarzucił dłonie na mój kark i zamruczał mi w usta. -Najpierw jedzenie - oznajmiłem widząc w jego złotych oczach tą nutkę drapieżności i pożądania.
-Dobrze - mruknął cicho i niechętnie mnie puścił, odsuwając się ode mnie. Nałożyłem nam do misek uszek i zalałem je czerwoną zupą. Po chwili siedzieliśmy w salonie zajadając się posiłkiem i ciesząc się swoją bliskością. Mimo iż między nami doszło do kilku zbliżeń to nadal byłem delikatny wobec Erwina gdy zaczynaliśmy stosunek, bo nie chciałem go ranić. Chociaż mógłbym rzec, że jest już przyzwyczajony do mnie aż za nad to. Pustą miskę położyłem na stolik przed nami, a Erwin również to zrobił po chwili, ale on na dodatek usiadł na mnie okrakiem. Od razu moje dłonie powędrowały na jego pośladki, a on uśmiechnął się do mnie. -Dostanę nagrodę?
-A za co mam ci dawać nagrodę? - spytałem chcąc się z nim troszkę podroczyć.
-Wiesz jaką tą, którą z rana nie otrzymałem - rzekł i przylgnął do mnie swoim ciałem, a jego dłonie zjechały na pasek moich spodni.
-A byłeś grzeczny?
-Byłem bardzo grzeszny - odparł i odpiął mój pasek.
-W takim razie trzeba dać nagrodę - odparłem i pocałowałem go w żuchwę schodząc coraz niżej. Dłonie ścisnęły jego jędrne pośladki, a on wydał z siebie cichy jęk. Ręce wysunęły mi się pod jego podkoszulek i zaczęły pieścić jego nieskazitelnie jasną cerę. Nie wiem nawet kiedy pozbyliśmy z siebie ciuchów. Zaś on stymulował mojego penisa swą dłonią. Uwielbiałem czuć tę jego chłodne dłonie na swoim rozgrzanym penisie.
-Tak bardzo chcem - wymruczał i palcem zatoczył kółko wokół mojego żołędzia przez to przeszedł po mnie dreszcz rozkoszy i podniecenia.
-Na pewno chcesz na sucho? - mruknąłem do jego ucha i delikatnie go przygryzłem, a następnie zacząłem schodzić coraz niżej gryząc delikatnie jego ciało.
-Chce - odparł, a ja chciałem wsunąć w niego swoje palce aby go rozciągnąć na wszelki wypadek, ale złapał mnie za rękę. -Nie chce tego.
-Ale bez przygotowania...- nie dał mi dokończyć gdyż zatkał mi usta swoimi.
-Chce bez - wyszeptał w moje usta, a ja będąc dosyć mocno napalony na niego i on w sumie też pragnął tego więc skierowałem swojego kutasa do jego dziurki. Jednak nie wsunąłem się w niego gdyż chciałem trochę podrażnić się z nim jak to on lubił robić rankiem.- Moooontee - jęknął.
-Powiedz magiczne słowo to zrobię to - wyszeptałem schylając się nad nim.
-Proooooszę - mruknął rumieniąc się na pysiach, które pocałowałem i pewnym ruchem wszedłem w niego. Od razu poczułem jak jego paznokcie wbijają się w moje plecy, a jego ciało wygina się w łuk. Chyba zbyt agresywnie wszedłem w niego.
-Nie chciałem - wyszeptałem i połączyłem nasze usta razem w przepraszającym pocałunku.
-Jest dobrze Monte po prostu jesteś taki duży we mnie, a ja się zastanawiam codziennie jak ty się mieeee... - nie dałem mu dokończyć gdyż specjalnie poruszyłem się trafiając w jego czuły punkt, a z jego ust wydobył się uroczy jęk.
-Ja śmiem twierdzić, że jesteś wręcz idealny dla mnie - powiedziałem i zacząłem powoli ruszać się w nim. Jeszcze nie robiliśmy tego na skórzanej kanapie i chociaż trochę martwiłem się czy będzie dało się ją wyczyścić z naszych doznań. To jednak teraz liczyło się tylko ciało Erwina i on sam aby zadowolić go oraz naszą namiętną miłość do siebie.
Perspektywa Labo
Kilka godzin wcześniej
Przygotowywałem wszystko na obiad gdy nagle na mój telefon przyszło powiadomienie. Zaciekawiony kto to może być, spojrzałem na wyświetlacz telefonu i zdziwiłem się.
#Cześć Michael jak u ciebie? Wiesz chyba przyjadę do ciebie w odwiedziny do miasta. #
#Naprawdę? Nie będziesz mieć przez to problemów? #
#Na tydzień przyjeżdżam więc raczej nie jeśli mnie weźmiesz pod skrzydła#
#Z przyjemnością ci pomogę, kiedy byś był? #
Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu wiedząc iż mój przyjaciel przybywa do mnie do miasta w odwiedziny. Chciałem już mu coś jeszcze napisać, ale pojawiło mi się połączenie na ekranie więc wcisnąłem zieloną słuchawkę, odbierając od przyjaciela.
-Dawno się nie słyszeliśmy - zaśmiał się - dziś wieczorem mam samolot aby dostać się do 5city - dopowiedział z radością w głosie.
-Czyli na jutro byś był jeśli masz wieczorny samolot - stwierdziłem i dałem go na głośno mówiący gdyż musiałem pomieszać makaron, ponieważ woda mi już kipiła z garnka.
-Tak i na okrągły tydzień będę u ciebie.
-Ciesz się, że mam drugi pokój wolny - zaśmiałem się.
-Wiedziałem, że tak będzie! Zawsze miałeś wszędzie dodatkowy pokój na niespodziewanych znajomych - powiedział i ucichł.
-Kończ jeśli masz jechać tam - odezwał się czyiś głos.
-Wiem, wiem już się pakuję spokojnie! Dobra Labuś do później!
-Trzymaj się! - pożegnałem się, a on rozłączył się zostawiając mnie z myślami. Musiałem chłopaków poinformować o tym, że mój przyjaciel z innego miasta przyjeżdża i z pewnie będzie ciekawie. Trochę czasu już go nie widziałem więc no będzie kawał kilku miesięcy. Do kończyłem robienie obiadu i w sumie dobrze się złożyło, bo mieliśmy spotkać się wszyscy na zakonie aby omówić najważniejsze rzeczy z ostatniego czasu w którym nie dogadywaliśmy się z Kuiem. Zjadłem obiad, nie miałem maski na twarzy, bo nie była mi potrzebna gdy byłem w pomieszczeniu, a na zewnątrz trochę ciężej było oddychać, ale trzeba też w sumie jakoś jeść. Przygotowałem się na wyjście i założyłem maskę na głowę. Będąc gotowym wyszedłem z domu i wyciągnąłem auto z garażu. Skierowałem GPS od razu na Zakon Błędnej Ciszy i po kilku minutach byłem na miejscu. Dzień był piękny i ciepły i nie było już widać nawet po przyrodzie, że była ona. Wiosna to była cudowna pora gdy wszystko wracało do życia i zaczęło odżywać. Zaparkowałem auto pod kościołem i z uśmiechem na ustach, którego nie było widać udałem się na zakrystię gdzie już była większość z naszych. Nie powiem, ale zakrystia powoli robiła się zbyt tłoczna gdy do naszej mafii dołączały to nowsze osoby. Usiadłem na swoim fotelu witając się z wszystkimi. Erwin siedział za biurkiem i coś robił wyraźnie zmartwiony. Nie wiedziałem o co mogło chodzić, ale pewnie się dowiem w czasie spotkania.
-Witam cały Zakon - zaczął Erwin - oraz współpracowników zakonu z burgershota. Dziś spotykamy się aby omówić dalsze plany odnośnie naszej drogi oraz tego co było aby rozprostować te kłótnie, które między nami były jakiś czas temu. Od czego zaczynamy?
-Co robimy w takim razie jak zrobiliśmy już Pacyfika? - spytał San, który siedział przy Sky, która dołączyła do grona mafijnego bardziej niż wcześniej była.
-Na pewno nie jest to koniec naszych możliwości i z pewnością te miasto kryję przed nami jeszcze jakieś tajemnice! Ja bym chciał porozmawiać i zrozumieć twoją perspektywę Kui.
-Wiem, że zrobiłem dużo złych rzeczy i zrozumiałem, że najważniejsze jest szczęście moich najbliższych, a ty Erwin również należysz do tej rodziny. Lecz za późno to zrozumiałem i zrobiłem za wiele błędów za które cię serdecznie przepraszam i żałuję - nie spodziewałem się po Kuiu jakikolwiek emocji i tego, że przyzna się do błędów. - Uderzyłem w Montanhe zdając sobie sprawę z tego co czujesz do niego i wyrządziłem ci wiele krzywdy. Jednak zaślepiła mnie rządzą pieniędzmi i nie zauważyłem co robię źle.
-Co z Herdeiro? - spytał Dia więc spojrzałem na mężczyznę, który raczej nie powinien o to teraz pytać.
-Właśnie miałeś poszlakę, że podobno między naszymi murami miasta chodzi jeden z Lordów - odezwał się Dorian.
-Kto to jest? - padło z ust Silnego, a wszyscy wyczekująco patrzyli się na Kuia. Kuia, który nie odzywał się i chyba zastanawiał nad tym co ma powiedzieć.
-Kui wiesz, że zemsta za Mokotów jest najważniejsza, ale czy Herdeiro aż tak bardzo jest winny skoro podobno nawet nie było go tam gdy nasz szef został skazany na rozstrzelanie? - odezwał się Erwin po chwili ciszy - Jednakże chcemy poznać tożsamość osoby, która należy do Lordów.
-Ja... moje poszlaki nie poprowadziły mnie tak dobrze jak sądziłem. Nie znalazłem Herdeiro, którego szukałem. - odpowiedział z miną, której nie potrafiłem po nim rozpoznać. Widocznie kłamał, ale starł się mówić prawdę.
-To kogo w takim razie znalazłeś?
-Przez przypadek tego dnia to właśnie Gregory napatoczył się w dokach gdyż Spadino specjalnie go tam wysłał. Wiedząc co planuję skazał go na śmierć - rzekł i spuścił głowę - przykro mi z tego powodu co się stało, a ja sam nie potrafiłem ogarnąć jednej prostej rzeczy. Byłem winny prawie śmierci niewinnego człowieka jak i członka naszej wielkiej rodziny, która z każdego dnia na dzień się powiększa.
-Czy Gregory?
-Rozmawiałem z nim jak wszyscy pewnie wiecie i tak wybaczył mi mój czyn mimo tego co mu zrobiłem oraz jak bardzo mu to zrobiło krzywdę - odpowiedział i popatrzył się na nas wszystkich. - Żałuję, że członek naszej rodziny cierpiał przeze mnie.
-Cieszymy się, że wszystko się wyjaśniło i w końcu zrozumiałeś co jest najważniejsze - rzekł Carbonara z uśmiechem.
-Czyli nie wiesz kto jest Herdeiro? - spytał ponownie Dorian.
-Nie wiem - odparł i podrapał się po dłoni. Temat gdy został wyjaśniony wszyscy jakby się rozluźnili, a Vasquez uśmiechał się patrząc to na każdego i chyba czuł się wśród nas bardzo dobrze. Okazał się dobrym kierowcą i strzelcem więc każdy z chęcią go przyjąć z otwartymi ramionami.
-Mógłbym coś ogłosić? - w końcu odważyłem się aby przerwać wszystkim w rozmowach, ale musiałem ich o tym poinformować chociaż Erwin coś już wiedział. Jednak Erwin wyszedł z pomieszczenia gdyż telefon zadzwonił do niego, prawdopodobnie Grzesiu. Poprosiłem Vasqueza aby poszedł po szefitka.
-O co chodzi Laborant? - spytał Erwin, a ja wziąłem głęboki wdech.
-Jutro przyjeżdża mój przyjaciel z innego miasta i chciałbym pokazać mu jak my żyjemy tutaj.
-Chcesz wprowadzić kogoś do nas? - spytał Kui.
-Przyjeżdża na tydzień aby mnie odwiedzić i obejrzeć nasze miasto - odparłem - chciałbym go wprowadzić w naszą mafię w jakimś stopniu, ale nie ujawniać oczywiście wszystkiego, bo było by to głupie.
-Jeśli to twój przyjaciel to i go przyjmiemy należycie skoro Vasquez znalazł się u nas i dobrze się czuje to czemu nie zgromadzić nas więcej - rzekł Erwin - przyjaciel mojego przyjaciela to mój przyjaciel więc z chęcią przyjmiemy go.
-Dziękuje Erwin - odparłem z uśmiechem.
-Rodziny się nie wybiera Labo - odpowiedział i popatrzył się na wszystkich.
-Dlatego wróciłem do rodziny i poznałem wspaniałych nowych ludzi, którzy stali się mą rodziną.
Co to za przyjaciel Labo?
Czy w Kui wyjawi prawdę o Herdeiro?
2155 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro