Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na szpitalu

Chyba rozdziały będę o 9 wystawiać bo w sumie o tej najczęściej dodaje!
Miłego czytania!

Perspektywa Erwina

Gdy zobaczyłem tą starą raszple w szpitalu aż chciałem z niego jak najszybciej wyjść. Jednak nie mogłem przy Montanhanie zachowywać się jakoś bardzo źle i z udawaną uprzejmością odpowiadałem starej jędzy na zadawane pytania. Kiedy tylko usłyszałem iż ktoś mnie wola przeprosiłem babkę i spierdoliłem do Montanhy, który stał przy brązowowłosej kobiecie w okularach. Od razu bez względu gdzie mnie prowadziła to poszedłem z chęcią aby być jak najdalej od starszej babki.
Tak jak sądziłem, wzięli mnie na prześwietlenie. Jednak Monte nie wszedł za nami tylko skierował się do drzwi obok. W sali był sprzęt do rentgenu oraz dobrze znane mi lustro weneckie za którym prawdopodobnie siedział policjant.

-Ściągnij podkoszulkę i wszystko co metalowe - po instruowała mnie, a ja nie chcąc się wykłócać od razu pozbyłem się rzeczy o które prosiła. - musi pan nie ruszać się i najlepiej wstrzymać oddech lub oddychać spokojnie gdy powiem. Rozumie pastor?

-Oczywiście - kiwnąłem głową i zgodnie z poleceniem położyłem się na stole.

-Najlepiej będzie jak pastor zamknie oczy ja pana poinformuje przez głośniki.

-Dobrze - kobieta chciała coś mi jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej telefon.

-Wybacz na chwilę - odebrała telefon - Hej Dante... Yhym... Jest w szpitalu... Spokojnie dam radę, jak coś jest pastor... Nie nie musisz przyjeżdżać dam radę... Przecież nic się nie dzieje... Wiem wiem też tęsknię, ale zobaczymy się wieczorem. Paaa całuski - rozłączyła się. Dokończyła tłumaczyć mi procedury i w ten sposób dałem sobie zrobić rentgen czaszki. Co w sumie bardzo sprawnie poszło. Kobieta była uprzejma i uśmiechała się cały czas do mnie oraz Montanhy, który wyglądał jakby miał zejść na zawał. Nie przeszliśmy w sumie za daleko gdyż kobieta otworzyła gabinet do którego weszliśmy wszyscy.

-Usiądźcie sobie - powiedziała - ja zaraz wrócę i Montanha nie uciekaj tym razem. Nie chce zamykać drzwi na klucz abyś je wyważył, bo musisz przejść te badania! - westchnęła, a ja ciekawy popatrzyłem na kobietę to na policjanta. Grzechu usiadł na klozetce i wyglądał jakby miał wyzionąć ducha.

-O co jej chodzi? Jakie badania? - spytałem zaciekawiony i zerknąłem na mężczyznę.

-Mam badania rutynowe - westchnął cicho i unikał mojego wzroku jak ognia, ale mimo iż starał się ukryć emocje pod maską to jego oczy pokazywały trochę tych emocji wewnątrz jego.

-I boisz się badań? - zapytałem zainteresowany.

-Nie badań nie - odparł i przetarł zatoki palcami - raczej boję się sprzętu medycznego.

-Dlaczego? - zadałem kolejne pytanie mając nadzieję, że odpowie.

-Mam nie miłe wspomnienia z tym.

-Rozumiem, a mógłbym wiedzieć więcej? - chciałem dowiedzieć się dlaczego, po co i co takiego się wydarzyło iż tak bardzo się tego boi iż ucieka wręcz od badań.

-Może innym razem - odpowiedział mi po chwili ciszy, która między nami powstała.

-Jesteś na coś chory, że rutynowe badania? - spytałem, ale kobieta wróciła do gabinetu tak trochę nie dowierzając iż jeszcze tu jesteśmy.

-Zajmę się na razie tobą panie Pastorze - powiedziała i rozcięła mój bandaż na ramieniu. - Nie wygląda to źle jeszcze z dwa trzy dni i ramię będzie jak nowe - oznajmiła, ale i tak odkaziła ranę i założyła sprawnie nowy bandaż by nie wdały się zarazki.

-Mogę zadać pani pytanie?

-Oczywiście - odpadła natychmiastowo.

-Dlaczego Monte ma rutynowe badania, bo nie chce mi powiedzieć! - założyłem ramię na ramię w geście niezadowolenia i wpatrywałem się w kobietę to mężczyznę, ciekawskim spojrzeniem. Jednakże gdy kobieta miała mi już odpowiedzieć zapewne n moje pytanie, że nie może o tym mówić, to w końcu Grzechu wrócił do żywych.

-Chcesz wiedzieć? - spytał i popatrzył się na mnie, a ja twardo kiwnąłem głową na tak - Na jednej z akcji zemdlałem podczas strzelaniny.

-Przez niedobór snu i złego odżywiania wylądował u mnie - odpowiedziała kobieta - ścigaj koszulę, a ty Pastorze możesz się ubrać.

-Aż tak źle było?

-Z dwa dni siedziałem w szpitalu aby odzyskać siłę - rzekł odpinając powoli guziki od swojej białej koszuli - od tamtego momentu cały high Command pilnuje tego abym szedł spać i jadł trzy posiłki dziennie - powiedział szczerze aż zadziwił panią medyk iż tak otwarcie ze mną o tym rozmawia.

-I teraz musisz chodzić na kontrolę Twego stanu zdrowotnego jeśli jeden raz zemdlałeś?

-To nie był w sumie jeden raz. Kilka razy mi się zdarzyło omdleć, ale tylko na chwilę - jego koszula wylądowała na boku, a ja po raz pierwszy mogłem się przyjrzeć jego ciału i przede wszystkim klatce piersiowej.

-Aż skończyło się na tym iż wylądowałeś w końcu w szpitalu? - westchnąłem kończąc zapisać guziki od swojej koszulki - Jesteś nie możliwy Grzechu.

-Dzięki - uśmiechnął się, ale jego uśmiech szybko zniknął jak i się pojawił.

-Przecież wiesz Gregory, że nic ci nie zrobię.

-Wiem - spuścił głowę w dół - ale to jest silniejsze ode mnie! - byłem bardzo ciekawy, dlaczego tak bardzo panikuję na widok zwykłej strzykawki. Lecz gdy pani medyk przesunęła się bardziej na lewo w celu pobrania krwi, zobaczyłem na jego ramieniu i barku dużą bliznę ciągnącą się kawałek po jego ciele.
Podszedłem do klozetki i usiadłem obok mężczyzny.

-Nie mazgraj się Monte to tylko igiełka! - prychnąłem.

-No tak w sumie racja. Przynajmniej mi na mózg nie padnie jak tobie - zażartował patrząc się na mnie, a ja po prostu zaśmiałem się z jego riposty.

-Mój mózg ma wybujałe ego, ale trzyma się idealnie na swoim miejscu.

-Ta, ta tak gadaj pastoreczku!

-Ej! Nie nazywaj mnie tak! Jestem pastorem!

-I jesteś z zakonu - pokręcił głową na boki. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy medyczka pobrała krew Montanhie, aż sam się zdziwiłem iż tak szybko się uwinęła.

-Dziękuję panie Knuckles - uśmiechnęła się do mnie, a po chwili opuściła pomieszczenie, zostawiając nas samych.

-To co ci się stało w bark? - spytałem cicho i zbliżyłem dłoń do jego barku. Przesunąłem opuszkami palców po jego bardzo wyraźnej bliźnie na skórze.

-To dość długa i nie przyjemna sprawa o której wolałbym nie pamiętać.

-Lecz raczej nie raczej nie da się skoro widzi się tą bliznę codziennie - mruknąłem.

-Już się pogodziłem z tym iż ona została. To jedyna pamiątka, która nie zniknęła z mego ciała. - powiedział, a nagle popatrzył się w moje oczy, a ja w jego. Czułem to coś między nami. Tą więź, która dobrze poprowadzona mogła dać mi i mojej rodzinie wiele korzyści. Zaś dla samego Gregorego wiele korzyści jeśli zrezygnowałby z policji dla mojej mafii. Zabawne jest to, że miał tylko wpaść w moją pułapkę, a sam do niej powoli wpadam, pomimo iż znam tego brązowo włosego szaleńca tylko kilka godzin. Chciałem zadać kolejne pytanie, ale medyczka w różowym kitlu ponownie weszła do gabinetu. Od sunąłem się od Grzesia, biorąc rękę z jego barku i mając nadzieję, że kobieta tego nie zauważyła.

-Wychodzi na to, że jest lepiej, ale dalej za mało snu Montanha - poinformowała patrząc w wyniki chyba badań.

-Spokojnie wyśpię się po śmierci - powiedział, a kobieta popatrzyła na niego z niedowierzaniem gdy ja odebrałem to jako żart z jego strony i zaśmiałem się, co spotkało się z karcącym wzrokiem pani doktor. - spokojnie Pola żartowałem tylko! - podniósł ręce do góry w celu poddania i również zachichotał.

-Nie uznaje żartów gdy w cenę wchodzi czyjeś życie Grzegorzu - rzekła poważnym tonem głosu.

-Będę więcej spać twój Capeluś załatwił mi zawias u ojczulka na 12 godzin służby - westchnął ciężko więc zerknąłem na niego.

-Przynajmniej coś pożytecznego - stwierdziła jakby zadowolona z tego iż nie będzie miał pracy i co do roboty - przynajmniej w końcu będziesz spać więcej niż trzy może cztery godziny - oznajmiła i zaczęła pisać coś w notesie - wypiszę ci witaminy, które będziesz brać rano i wieczorem.

-Dobrze - skinął głową na jej słowa.

-Możesz się ubrać - dodała po chwili do mężczyzny, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać żeby się ubrał. Bo ekspresowo narzucił na siebie koszulę i zapiął ją przy tym ją poprawiając na sobie - masz to wykupić - powiedziała stanowczym głosem - jak tego nie zrobisz i się dowiem tego, to będziesz siedział z tydzień w szpitalu za karę!

-Kupi, kupi na spokojnie pani medyk - wtrąciłem się w jej groźbę - aptekę mamy po drodze na od holownik więc przypilnuje go - widziałem jak biła się z myślami, ale jako jedyny mogłem dopilnować szefa policji z tym aby wykupił odpowiednie środki lecznicze. Podeszła do mnie i wręczyła mi wypisaną receptę.

-Ma to kupić - powiedziała wpatrując się we mnie ufnym wzrokiem.

-I kupi - utwierdziłem ją w tym, ale Monte ukradł z ręki mi receptę - Ej!!!

-Wiem co to za witaminy... I one są ohydne - prychnął niezadowolony, ale nim się obejrzał przejąłem z jego dłoni, receptę na leki.

-Dziękujemy pani Polu za pomoc, idziemy Monte trzeba kupić ci te leki - wyciągałem go za rękę z gabinetu kobiety. Na początku się zdziwił i nie ruszył, ale nie mając wyboru widząc moje zdeterminowanie, ruszył za mną grzecznie.

-Naprawdę będziemy iść do apteki?

-Chuj mnie to Grzechu czy pasuje ci jedzenie tych tabletek czy nie, ale zobacz ile osób się o ciebie martwi, a ty zamiast wziąć dupę w troki to wegetujesz w miejscu jak jebane drzewo! - szczerze mówiąc nie chciałem tak na niego napaść słownie, ale tak jakoś wyszło.

-Dobrze skoro tak, to wezmę tą dupę w troki i poproszę o puszczenie mojej ręki - powiedział patrząc się w moje oczy z determinacją, którą chciałem w nich zobaczyć od dłuższego czasu. Puściłem jego dłoń i odwróciłem się do niego plecami, kierując się w stronę wyjścia z szpitala. Nie musiałem się odwracać aby wiedzieć, że Montanha idzie zaraz tuż za mną.

Perspektywa Montanhy

Kiedy wyciągnął mnie z gabinetu Poli aż nie wiedziałem co myśleć tylko patrzyłem się na jego dłoń, która trzymała moją. Widziałem iż nasza przyjaźń była dość dziwna w zasadzie nie wiedziałem jak mam już się zachowywać przy pastorze, który chyba nie był świadomy jakie gesty swoim ciałem mi daje. Jednak może ja za bardzo starałem się wytłumaczyć to, że znamy się ledwo kilka godzin, a otwarcie potrafię mu powiedzieć co mnie trapi. To jest przerażające, ale z drugiej strony miłe iż komuś potrafię zaufać. Jednak gdzieś z tyłu głowy pikała czerwona lampka abym uważał na to z kim się zadaję. Kiedy puścił moją dłoń ruszył w stronę wyjścia, a ja po prostu ruszyłem za nim patrząc się na niego i szukając w jego ruchach ciała czegoś co podpowie mi co on tak naprawdę kombinuje.

-Pastorze - usłyszałem i przystanąłem z dwa kroki od złotookiego aby nie przeszkadzać mu w rozmowie i nie ingerować w jego prywatne sprawy, mimo iż słyszałem wszystko.

-Co pastor robi na szpitalu?

-Byłem San sprawdzić swoją głowę i ranę na ramieniu - odparł Erwin, a ja po prostu założyłem ramię na ramię czekając cierpliwie aż skończą ze sobą rozmawiać gdyż było widać, że się znają i to bardzo dobrze.

-Wszystko w porządku?

-Jasne pan 01 pomógł mi w ominięciu czekania na swoją kolej - usłyszałem i zwróciłem wzrok na Erwina, a następnie na mężczyznę obok niego, który miał ciemne włosy, a były one zaczesane do tyłu i sięgały do ramion.

-Witam pana policjanta - przywitał się ze mną.

-Witam - kiwnąłem mu głową czekając na spokojnie aż się przedstawi.

-Jestem San Thorinio i pracuje u pastora jako wikary - wystawił do mnie swoją rękę, którą oczywiście bez zawahania uściskąłem.

-Gregory Montanha - odparłem kulturalnie no, bo jak ktoś ci się przedstawia to jednak trzeba było się przedstawić. Mężczyzna wyglądał trochę na zdziwionego, ale uśmiechnął się do mnie.

-Widzę panie policjancie, że może się dogadamy.

-Nie jestem na służbie jak na razie więc nie trzeba się do mnie zwracać jak do policjanta - powiedziałem i kuknąłem na pastora, który wyglądał jakby go ktoś przejechał właśnie tirem i zdruzgotał jego marzenia.

-Ooo, a to nowość, bo większość tutejszych policjantów, którzy są po pracy nadal myślą iż mogą robić wszystko. Nie żebym kogoś sprzedawał jednak to trochę boli w oczy.

-Rozumiem porozmawiam o tym z funkcjonariuszami - kiwnąłem głową, bo w sumie sam zauważyłem ten problem z kilkoma osobami, które na za dużo sobie pozwalały po zejściu ze służby - z przyjemnością bym jeszcze porozmawiał jednak Pastorek dłużej chyba w miejscu nie ustanie! - stwierdziłem patrząc się na niego i otrzymałem na moje słowa środkowy palec wystawiony centralnie we mnie - Dobra dobra nie będę ci już pastorkować - zaśmiałem się gdyż widziałem jak jego mina z znudzonej robi się powoli wkurzona.

-Żebym ja ci zaraz nie zajebał radiowozu i na piechotę będziesz zapierdalał na komendę! - odpyskował mi, a San zrobił aż wielkie oczy.

-Uważaj żebym cię nie wywiózł na jakieś pustkowie - powiedziałem i uśmiechnąłem się zwycięsko, bo był skazany na mnie oraz mój pojazd. Mężczyzna podniósł ręce do góry w geście poddania i skierował się do wyjścia mając cały czas wyciągnięte ręce do góry w geście poddania- miłego dnia życzę panie San - pożegnałem się z mężczyzną, który jeszcze nie otrząsnął się z tego co zobaczył - Pastorku czekaj i nie uciekaj! - ruszyłem za nim, ale i tak wiedziałem, że spotkam go przy samochodzie.

-Weź otwórz te auto, bo je zaraz zwytrychuję - usłyszałem głos Erwina na co oczywiście się zaśmiałem i otworzyłem dla radiowóz.

-Nie dąsaj się Erwin - powiedziałem do niego zasiadając na miejscu kierowcy, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi z jego strony - dobra co mam zrobić abyś przestał się dąsać?

-Hmm - mruknął i popatrzył na mnie, a w jego oczach zobaczyłem te iskierki, które miały z pewnością w sobie coś tajemniczego, ale i ukazywały jego ciekawość.

-Opowiedz mi historię tej blizny na twoim barku.

-Aż tak cię to interesuje? - spytałem nie dowierzając, bo mógł spytać o wszystko, a zapytał właśnie o to.

-Tak jestem ciekawy jej historii jak powstała i dlaczego, a przede wszystkim przez kogo!

-Nie mogę odpowiedzieć ci, że nie mam ochoty o tym mówić?

-Nie ma takiej opcji uwzględnionej w odpowiedziach! - odparł patrząc się na mnie wyczekująco aż zacznę w końcu mówić.

-Ehh... nie wiem w sumie od czego mam zacząć - powiedziałem cicho gdyż nie wiedziałem ile mogę powiedzieć, ale na pewno nie mogłem zdradzić za dużo albo za wiele. Łączyło się to zbyt wielkim ryzykiem.

-Najlepiej od początku - stwierdził mój towarzysz. Odpaliłem samochód i wyjechaliśmy spod szpitala, bo w ten sposób będzie mi lepiej.

-Więc w sumie to zaczęło się od tego, że...

Jaka będzie historia?
Co wniesie poznanie Sana?

2269 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro