Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na komendzie

Jak tam u was?
Wyspani i gotowi do szkoły, bądź w szkole?
Miłego dzionka!

Miałem kilkanaście nieodebranych połączeń od Janka i Dante, nawet sms napisali więc sprawdziłem najpierw Janka.

#Żyjesz? #
#Wszystko w porządku? #
#Montanha zaczynamy się martwić#

Tego typu wiadomości też były od strony 01. Wybrałem numer więc jego gdyż był od razu na dzień dobry. Nie minęła nawet sekunda, a połączenie zostało zaakceptowane.

-Grzesiu gdzieś ty kurwa był?! - krzyknął do telefonu przez to musiałem odsunąć go od ucha aż pastor zerknął na mnie zainteresowany.

-Byłem wszędzie? - odpowiedziałem lekceważąco gdyż alkohol pozwalał mi wyluzować.

-Montanha!

-No co mam zawias huj mnie to, że zniknął on trzy godziny temu!

-Czy z tobą wszystko dobrze?

-A jakże inaczej spędziłem wspaniały dzień wśród przyjaciół!

-Jesteś z pastorem?!- usłyszałem jak i chyba wszyscy w aucie. - Morwin mówiłem Janek! Daj mi go.

-Ok - mruknąłem i już podawałem telefon Erwinkowi, ale przeją go Dia.

-Spokojnie panowie nic mu nie jest trochę wypił z Erwinem i przez to troszkę mają śrubę. Odwożę właśnie ich do mieszkań więc nie ma czego się martwić!

-Czyli nie zrobił nic głupiego to dobrze - odezwał się głos Janka więc prawdopodobnie byli razem na patrolu i mieli na głośno mówiący jak i Dia.

-Tylko się bawiliśmy nad rzeką i grill był! - odezwał się Pastor. -Z nami przynajmniej Grzesiu może się rozerwać! Nie to co z wami.

-Czy to jest obraza funkcjonariusza na służbie?

-Spokojnie Janek nie chciał przecież - wtrąciłem się i pogłaskałem czule szarą czuprynę. -Jesteśmy trochę wstawieni więc nie bierz tego pod uwagę!

-Dobra.. Dia jak ich odprowadzisz do domów to napisz abyśmy nie musieli się martwić więcej o Montanhe.

-Jasne! Miłej służby! - powiedział nim się rozłączyli i oddał mi telefon w łapki. - Co ja z wami mam chłopaki?

-Wszystko? - odparłem ze śmiechem.

-To już zauważyłem.

-Wiesz co Monte? - odezwał się duchowny.

-Hm?

-Należysz do rodziny nawet jeśli nie uznajesz tego - spojrzał na mnie, a nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą - jesteś jej częścią. Moją częścią rodziny.

Jego wyznanie tak bardzo mnie rozczuliło iż moje oczy delikatnie się zaszkliły.

-Dziękuję - wyszeptałem czując iż tutaj jest mi dobrze wśród nich wszystkich. Jednak moje miejsce było wśród policji, ponieważ nie czułem pociągu do życia przestępczego. Oparłem głowę o zagłówek fotela pastora i uśmiechałem się gdy ręka Erwina delikatnie głaskała mnie po głowie. Było to dość przyjemne uczucie przez to zacząłem cicho mruczeć. Dia wydawał się jakby miał zacząć paplać i paplać oraz cieszyć się, ale zachowywał ciszę widząc iż to jest ważny moment nie tylko dla mnie, ale też dla pastora. Pastora, który miał na ustach wielki uśmiech gdy jego ręką była zatopiona w moich włosach. Sam nie potrafiłem powstrzymać się przed uśmiechem gdyż dzisiejszego dnia dość dużo się wydarzyło. Kilka minut później byliśmy pod moim blokiem przez to niechętnie odsunąłem się do fotela zaprzestając w ten sposób pieszczot. -Dziękuję chłopaki za wspaniały dzień.

-To my raczej powinniśmy dziękować - powiedział pastor.

-Popieram, dzięki Grzesiu wyśpij się!

-Pa chłopaki! - pożegnałem się i wyszedłem z auta kierując się do klatki schodowej. Nie powiem, ale byłem padnięty po całym dniu atrakcji. Dość szybko znalazłem się w mieszkaniu i zamknąłem drzwi za sobą. Wchodząc do salonu na stole zauważyłem reklamówkę do której podszedłem. Podniosłem karteczkę i uśmiechnąłem się znowu gdyż Janeczek zostawił mi coś do jedzenia. W sumie potrafiłem sam przygotować jedzenie, ale ciągła praca bądź mały odstęp czasowy nie wystarczały aby zrobić coś pożywnego. Pomimo iż jadłem kilka godzin temu kiełbasy to stwierdziłem, że dobrym będzie pomysłem zjeść tą lazanie aby się nie zmarnowała. Najpierw jednak rozebrałem się do spodni i ruszyłem do kuchni aby odgrzać w mikrofali jedzenie. Była prawie 23 gdy kładłem się do spania. Telefon miałem przy sobie więc znalazłem odpowiedni kontakt i napisałem do niego wiadomość.

#Dobranoc pastorku #

Zadowolony z całego dnia dość szybko usnąłem w swoim łóżku.

Perspektywa Erwina

Wstałem dość wcześnie jak na siebie, ale może skutkiem było to iż wczorajszy dzień mnie wymęczył. Kiedy sobie przypomniałem co wczoraj robiłem delikatnie moje policzki stały się różowe aż nie mogłem uwierzyć, że tak zareagowało moje ciało. Nie powiem Monte był częścią rodziny od tego fatalnego dnia w którym się poznaliśmy. Z zwykłego zakładu powstała przyjaźń, która przezwyciężyła swoje ciężkie momenty gdzie powinna się już dawno rozpaść. Zależało mi aby Monte czuł się wśród moich jak najlepiej i chyba każdy tego chciał. No oprócz Kui'a, który był zdystansowany wobec naszego policjanta, ponieważ nie był ani korumpem ani nie wnosił według niego niczego do naszej organizacji. Jednak dla mnie najważniejsze było i jest aby mieć lojalnych przyjaciół i taki właśnie był Montiś. Jak zwykle Dia mój kochany braciszek przyszedł z śniadaniem, który pierwszy raz nie było czymś słodkim.

-Wszystko z tobą w porządku?

-Oczywiście stwierdziłem, że dziś zaczniemy dzień na ostro!

-O boże - westchnąłem ciężko - ty chcesz abym tu wykorkował!

-Nie no co ty - odparł - wczoraj otrzymałeś tyle słodkości ze strony Monte iż stwierdziłem, że przesłodzisz mi się dziś!

-Daj mi spokój - warknąłem na niego, ale grzecznie usiadłem na krześle barmańskim.

-Na pewno nic, a nic cię nie łączy z nim?

-Przyjaźń Dia, przyjaźń!

-Wczoraj w tym aucie to ja zbytnio przyjaźni między wami nie widziałem - rzekł, a moja brew powędrowała ku górze. - No, bo od kiedy przyjaciela się głaszcze po głowie?

-A co jak on mnie po głowie głaszcze jest okej, ale jak ja już to robię jest źle?

-Jacy wy jesteście ślepi dobra zmiana tematu! Złoto! Przetopić gdzie?

-Mamy jakąś hutę w mieście?

-W sumie jest jedna opuszczona, ale może ona funkcjonować - stwierdził na co się uśmiechnąłem.

-Będzie trzeba to sprawdzić - oznajmiłem i jadłem placka ziemniaczanego z mięsem i sosem ostrym - i od kiedy to się je na śniadanie?

-Od dziś! Jestem cholernie głodny po wczorajszej wyprawie!

-W sumie ja też - mruknąłem i zacząłem się zastanawiać czy Monte miał czas coś zjeść gdyż była już za kwadrans ósma. Natomiast on zaczynał o 7 służbę. Wyciągnąłem telefon i wcisnąłem w wiadomości jego.

#Dzień doberek Montiś jak tam w pracy? Jadłeś coś na śniadanie? #

Napisałem jedną dłonią gdyż drugą wszamałem śniadanie. Na wiadomość zwrotną nie musiałem czekać długo.

#Hejka Pastorku. Ciężko mam sporo papierów do wypełnienia, które się nazbierały. Nie miałem czasu może jak będzie przerwa na lunch to pójdę coś kupić! Jakieś plany na dziś? #

-Dia będzie trzeba śniadanie dla Monte zawieść - stwierdziłem z uśmiechem gdyż pisanie z nim zawsze poprawiało mój humor.

-Co mu kupimy?

-A weźmy mu coś ostrego skoro i my jemy! - odparłem, a uśmiech nie schodził mi z ust.

#Znikome plany, ale coś się wymyśli! O której masz przerwę na lunch? #

#Przerwa na lunch o 9 w sumie się zaczyna i trwa z pół godziny, a co Cię to tak interesuje? #

-Na pewno się rozgrzeje - zaśmiał się mój towarzysz.

#Wpadnę do ciebie! #

-I kupmy z trzy paczki donatów dla całej bandy policyjnej może jakiś będzie chciał współpracować?

-Ooo właśnie Kui ma kreta w policji!

-Skąd wiesz?

-Mam swoje źródła, ale nie powiem przydałby się i nam taki kret, bo raczej Montanhy tego nie będziemy wymagać.

-Nawet nie myśl o tym wystarczy iż kogoś będziemy mieć nie ważne kto oprócz Monte nie chce mu przyswajać więcej problemów, których i tak ma za dużo! - powiedziałem co myślę i skończyłem jeść. - Idę się ubrać i możemy jechać na miasto!

-To ja za chwilę wrócę mieszkanie muszę zamknąć! - powiedział i opuścił moje. Z uśmiechem przeszedłem do swojego pokoju kierując się centralnie do szafy. Wziąłem czarne dżinsy i do tego niebieską bluzę w białe płatki śniegu. Ubrany i przygotowany opuściłem mieszkanie mając przy sobie portfel, telefon, kluczyki do domu i auta.

-W coś ty się ubrał - usłyszałem złamany głos Dii na co się zaśmiałem.

-W ubrania! - wszedłem do windy i wcisnąłem parter. Nie minęło długo czasu aż załatwiłem poczęstunek dla funkcjonariuszy i śniadanie dla Grzesia. Podrzuciłem też braciszka do ratusza gdyż musiał wykupić tą działkę i załatwić kilka istotnych spraw gdy ja kierowałem się przepisowo na komendę. Zaparkowałem przed komendą i sięgnąłem po telefon.

#Jestem przed komendą#

#Okej zaraz ci otworze drzwi #

Uśmiechnąłem się i wziąłem wszystko z tylniego siedzenia. W sumie to były tylko trzy duże kartonowe paczki pączków i jeszcze ciepłe jedzonko w styropianowym opakowaniu, które było w reklamówce. Opuściłem samochód z swoim łupem i ruszyłem do drzwi komendy przez które z delikatnym oporem przeszedłem. Przy recepcji drzwi się otworzyły, a w nich stanął w swoim czarnym mundurze policyjnym, który idealnie pasował do jego ciała.

-Czy ty chcesz przekupić całą komendę?

-Całą nie, ale ciebie tak - odparłem z uśmiechem - w reklamówce dla ciebie jedzonko - oznajmiłem po chwili gdy on przestał się cicho śmiać.

-Chodź daj mi te pączki to chłopakom dam - stwierdził i sięgnął do radia - 03 10-1! Na komendzie otrzymaliśmy trzy paczki donatów w sumie to dwie i jedną pączków! Kto jest chętny na przekąskę zapraszam do kuchni na komendzie!

-10-4! - usłyszałem z radia na co on cicho się zaśmiał i poszedł do mnie bliżej. Przejął ode mnie opakowania, a ja w dłoniach miałem jego śniadanie.

-Chodź - uśmiechnął się i przeszedł przez drzwi więc ruszyłem za nim posłusznie.

-Od kiedy wy macie tutaj kuchnię? - zapytałem ciekawy gdyż nie widziałem na oczy jej raczej w tym budynku. Przeszliśmy przez stanowiska z komputerami i zauważyłem od razu biuro, a obok było kolejne pomieszczenie aż się zdziwiłem. Oczywiście było już kilka funkcjonariuszy w środku, którzy pili kawę z automatu gdyż było to widać przez żaluzje w oknach.

-Jeszcze dużo nie wiesz o tym budynku - odparł mi i otworzył drzwi.

-Dzień dobry szef!

-Dzień dobry wam! - przywitał się - Każdy po jednym pączku niech sobie weźmie - oznajmił i położył opakowania na blacie kuchni otwierając przy okazji pierwszą paczkę i wyciągając z dwa dunaty.

-Dobrze szef - powiedział prawdopodobnie kadet - a jak zostanie?

-To niech zostanie dla drugiej zmiany na później - odpowiedział na pytanie - miłej przerwy. Chodź my idziemy do góry.

-Dlaczego do góry? - spytałem, a on podał mi słodkość nie powiem, ale z chęcią wziąłem od niego i kierowaliśmy się po schodach do góry.

-Zaraz zrobi się tu harmider na dole, a biuro ma cienkie ściany - oznajmił i otworzył mi drzwi do pomieszczenia.

-Gdzie jesteśmy?

-W sali obrad high commandu - poinformował mnie- tylko HC ma dostęp do tej sali.

-Czyli ty też jesteś - na moje zapytanie kiwnął głową i usiadł na czarnej kanapie - Dia dziś zaskoczył i nie kupił nic słodkiego! - powiedziałem podając mu jedzonko.

-Nowość pewnie co nie?

-Oj tak zaszokował - usiadłem obok niego i w gryzłem się w słodkiego donuta o smaku oreo gdy on rozpakował jedzonko.

-No nie powiem też jestem zaszokowany - odparł chichocząc - placek ziemniaczany na śniadanie to raczej dziwna opcja.

-To Dia nie ja wymyślałem.

-Wierzę, wierzę - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem nie uprzedzając go iż jest to ostre. Rozmowa między nami się kleiła tak po prostu gadaliśmy o niczym i wszystkim jednak nie na tematy naszych prac, bo po co robić sobie więcej problemów. Mi nie widziało się jeszcze psuć przykrywki, która jeszcze działała. Nagle do pomieszczenia wszedł pan 02 z pączkiem w ustach.

-Cóż skąd wiedziałem iż tu was znajdę - uśmiechnął się do nas - co to za łapóweczka w formie jedzenia?

-Jedynie łapówka miała być dla Monte  - odparłem.

-No Montanha koniec romantycznego śniadanka we dwóch pora na patrol!

-Już już tylko odprowadzę pastorka - usłyszałem westchnięcie z jego ust, ale podniósł się chciałem coś dodać od siebie i zaprzeczyć jednak Monte uciszył mnie wsadzając mi do ust pączka. - Później popiszemy - powiedział do mojego ucha przez to bardziej w gryzłem się zębami w słodkość i pokiwałem głową tylko. Tak jak mówił odprowadził mnie pod samochód nawet.

-To co do usłyszenia? - spojrzałem w jego oczy, które delikatnie błyszczały.

-Tak do usłyszenia Monte - dość niepewnie przytuliłem się do niego, a on objął mnie wtulając w siebie. Biło od niego ciepło, które zachęcało do tulenia. - Szkoda, że musimy na jakiś czas przestać się widywać.

-Wiem mi też to się nie podoba, ale musimy. Uważajcie tam na siebie i pozdrów chłopaków - powiedział odsuwając się delikatnie ode mnie.

-Jasna sprawa piesku!

-Pastorku - spiorunował mnie wzrokiem.

-Też cię uwielbiam! - zaśmiałem się wsiadając na miejscu kierowcy i odjeżdżając spod komendy paląc gumę. Kierunek zakon trzeba w końcu zrobić coś pożytecznego w tym dniu skoro wczorajszy był luźnym. Wybrałem numer do Carbo aby dowiedzieć się co robi i może pojechać prze patrzeć huty czy da się przerobić w nich te złoto.

-Halo?

-Hej Carbo co robisz?

-Jestem na burgershotcie, a co?

-To zaraz będę po ciebie - odpowiedziałem - mamy coś do załatwienia!

Czy znajdą to co szukają?
Czy Monte będzie miał przerypane za przerwę?

2021 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro