Muszę wrócić na służbę
N OOOO cny rozdział!!!
Witam serdecznie wszystkich!
Kto nie śpi i czyta teraz, a kto czyta z rana?
Miłej nocki bądź dzionka życzę!
Dobranoc!
Perspektywa Montanhy
Czułem jak delikatnie dłoń Erwina głaskała moją głowę, która mnie bolała, bo teraz poczułem skutek tego wypadku, a miejsce rozcięcia pulsowało powodując migrenę głowy.
-Jak się czujesz? - padło z ust Erwina więc otworzyłem oczy i zauważyłem od razu jego zmartwiony wzrok na mnie.
-Głowa mnie boli - powiedziałem ochrypniętym głosem wpatrując się w jego oczy.
-Nie wiem czy mamy jakieś tabletki na ból głowy - mruknął i delikatnie pogłaskał mnie po policzku zahaczając o moją brodę. Jego chłodna dłoń pozwalała na małe zapomnienie o bólu.
-Przepraszam, że się martwiłeś - wyszeptałem i położyłem dłoń na jego dłoni delikatnie się wtuliłem w nią.
-Najważniejsze, że tobie nic nie jest - powiedział i uciekł wzrokiem co od razu powiedziało mi, że coś się stało.
-Co się stało?
-Ja... -westchnął - będziesz zły jak to usłyszysz.
-Nie będę - odparłem chcąc dowiedzieć się co zrobił.
-Dzwonił Capela i streściłem mu co się stało - wyszeptał nie patrząc się na mnie - przez przypadek powiedziałem na głos, że nie wiedzą o twoich atakach... I teraz on chce cię o to wypytać - puściłem jego dłoń, którą wziął ode mnie i zaczął bawić się dłońmi zestresowany. Nie spodziewałem się, że Capela dowie się o tym skoro nawet Hankowi nie przyznałem się do tego. Złapałem za kurtkę Erwina i pociągnąłem go do siebie na co mocno się zdziwił, a ja sam trochę się podniosłem i złączyłem nasze usta ze sobą w jedno. Na początku nie zareagował, ale po chwili odwzajemnił delikatny pocałunek do którego go zaciągnąłem. Mruknąłem w jego usta, że jest wszystko okej, a on delikatnie górował nade mną przez to iż leżałem na jego nogach. Dopiero oderwaliśmy się od swoich ust słysząc jak chłopaki idą w naszą stronę. Oddychaliśmy ciężko, patrząc się w swoje oczy.
-Erwin czy wszystko dobrze? - spytał Carbo otwierając drzwi od strony kierowcy.
-Tak - powiedział starając się nie zarumienić co mu totalnie nie wyszło.
-Macie coś na głowę? - spytałem gdyż nie powiem, ale nie odpuszczał mnie ból.
-Dia skoczył do sklepu po przeciwbólówki dla ciebie - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłem - wybacz, że wjechaliśmy w ciebie.
-Nic się nie stało każdemu się zdarza - odparłem i postanowiłem podnieść się do siadu, ale uniemożliwiła mi to dłoń złotookiego.
-Nie wstawaj jeszcze póki nie jest to potrzebne.
-No dobrze - mruknąłem i patrzyłem się na duchownego. -A coś Dante chciał więcej?
-Zapomniałem, że miałem napisać jak będziesz dostępny!
-Skontaktuję się z nim spokojnie - uśmiechnąłem się do niego aby uspokoić go.
-Może lepiej teraz?
-Pewnie ma coś ważnego do roboty poza tym pewnie przygotowują wszystko na prezentację nowego szefa przed ludźmi.
-Bardzo spadłeś?
-Jestem kapitanem teraz i trochę upadłem, ale to nie jest ważne. Liczy się to, że mogę być w policji i nadal z wami przebywać chociaż pewnie przez to będę mieć problemy, ale nic nie poradzę na to.
-Zawsze możesz...- nie dałem mu dokończyć tego zdania.
-Nie Erwin! Nie zrezygnuję z ciebie ani z chłopaków. Jesteśmy rodziną czyż nie? Praca to nie wszystko nawet jeśli miałbym być kadetem przyjmę z pokorą ten degrad jak i inne, ale nie zrezygnuję z ciebie - podniosłem dłoń i pogłaskałem go delikatnie po policzku, a jego oczy delikatnie zabłysły lecz szybko je przymknął aby nie okazywać łez, które spowodowały te szklane oczka.
-Nie musisz rezygnować z marzeń.
-Nie sądziłem nawet, że osiągnę tyle w pół roku, ale największym szczęściem jest to, że jesteś i mogę mieć cię przy sobie. - Otworzył oczy i zniżył się do mnie. Nie liczyło się teraz tak naprawdę nic nawet to, że chłopaki mogli nas widzieć. Jego usta znalazły się przy moich i od razu namiętnie poprowadziłem ten pocałunek. Kocham go i czułem, że on też darzył mnie tym samym uczuciem tylko nie umiejętnie to dosyć pokazywał. Chciałem powiedzieć mu te dwa słowa, ale oślepił mnie flesz z aparatu i chyba nie tylko mnie.
-Kurwa nie wyłączyłem flesza! - warknął San, a mój organizm sam zdecydował, że to dobry moment na to aby się zawstydzić. Erwin schował twarz w dłoniach ukrywając swoje rumieńce gdy nagle usłyszeliśmy helikopter.
-Co jest? - wymamrotał Erwin.
-Mówiłem, że Dia skoczył po tabletki -zaśmiał się Carbo.
-Helikopterem? - spytałem chociaż po chłopakach w sumie mogłem spodziewać się wszystkiego.
-A jak inaczej? - dodał San cicho się śmiejąc z nas. -Słodko wyszliście! Wyśle wam zaraz zdjęcie!
-Dajcie nam spokój chłopaki - westchnąłem, a Dia nagle wyskoczył na przednią maskę auta.
-Zdobyłem! - zaśmiał się wymachując w dłoni reklamówką - Gdybyście zobaczyli miny ludzi gdy wylądowałem helikopterem na parkingu! Po prostu boskie!
-Z pewnością - odparłem, a wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha.
Nagle wszyscy dostaliśmy SMS na telefon więc niewiele myśląc spojrzałem na wiadomość od Sana gdzie było widać jak całujemy się z Erwinem. Gdy Dia zobaczył na telefonie zapewne tą samą wiadomość zaczął zachowywać się jak dziewczyna z okresem i zaczął piszczeć.
-Dlaczego mnie takie coś omija!!! - spojrzałem na Erwina, który dusił w sobie śmiech aby nie wybuchnąć nim.
-A ty z czego się śmiejesz? - spytałem patrząc się na niego.
-Z Dii, bo brzmi jak nastolatka, której zabrano telefon - wy chichotał cicho i patrzył się na mnie gdy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Zdziwiony spojrzałem na niego widząc numer przychodzący Capeli.
-San błagam nie mów mi, że wysłałeś to do Capeli?
-Chyba tak jakoś mi się wcisnęło! - wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
-CZY TO MORWIN?! - usłyszałem krzyk Dante - No nareszcie! Nawet nie wiesz ile na to czekałem! Erwin wiem, że mnie słyszysz! To nie fałszywka? Ale tak serio, serio?!
-Tryb morwiniarz się uruchomił - westchnąłem cicho słysząc jak Capela gada i gada. Natomiast Erwin słuchał tego nie dowierzając.
-Jak ty to wytrzymujesz? - spytał Erwin.
-Właśnie? - dołączył Dia do pytania.
-Staram się nie słuchać - rzekłem.
-Słyszałem to! - prychnął Capela - Jak się w ogóle czujesz?
-Głowa mnie boli, ale jest okej - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Właśnie! - Dia otworzył drzwi od strony Erwina chociaż już jedne były otwarte od strony pasażera. -Trzymaj! Też wziąłem coś słodkiego, bo podobno pomaga!
-Albo po prostu miałeś ochotę na słodkie i skorzystałeś - powiedziałem, a wszyscy za śmiali się z niego, a on również śmiał się z samego siebie. -Później porozmawiamy Dante.
-Dobra trzymam za słowo, bo mamy trochę do omówienia! - rozłączył się, a ja schowałem telefon do kieszeni.
-Też! - odparł ze śmiechem. Postanowiłem, że w końcu się podniosę chociaż kolana Erwina były dość wygodne aby nie wstawać jednak nie mogłem tak zostać na zawsze. Musiałem w końcu oprzytomnieć i zacząć żyć. Od razu zauważyłem trudności, nie mogłem zmusić ciała do wstania, które chyba teraz też odczuwało skutki wypadku. Lecz na siłę zmusiłem się aby usiąść i poczułem jak boli mnie w żebrach. Wziąłem szybszy, mocniejszy wdech starając opanować emocje.
-Wszystko w porządku?
-Tak - odparłem cicho do Erwina i oparłem plecy o oparcie fotela.
-Jakoś nie widać - powiedział zmartwiony San.
-Po prostu odczuwam teraz skutki tego wypadku - westchnąłem i wyciągnąłem z reklamówki tabletki oraz wodę. Słodkości oddałem Dii, który uśmiechnął się otwierając jedną paczkę pianek z trzech. Spojrzałem na tabletki czytając pobieżnie instrukcje. Optymalna dawka to podobno jedna tabletka, ale raczej jedna mi nie pomoże uśmierzyć bólu. Wycisnąłem trzy z tabelki tabletek i wrzuciłem je szybko do ust aby nie mogli za szybko zareagować. Ponieważ Erwin zainteresował się instrukcją.
-Monte nie... - nie skończył, bo popiłem tabletki wodą - ...powinieneś tyle brać - westchnął widząc mój niewinny uśmiech do niego.
-Nic mi się nie stanie - powiedziałem aby go uspokoić - jedna nie pomogłaby - dodałem po chwili.
-Jedna na 12 godzin, a ty wpierdoliłeś 3! - patrzył na mnie z niedowierzaniem i karcącym wzrokiem.
-Tak wiem, wiem przeleciałem wzrokiem tą ulotkę i trudno się mówi - wzruszyłem ramionami, a ból powoli znikał.
-Tylko żeby nie było z tego problemów Grzesiu! - powiedział San. Opierali się o auto aby gadać z nami gdy my nadal byliśmy w samochodzie. Musiałem się przejść i rozejść ból w żebrach, mimo iż Pola mówiła, że nie miałem obrażeń na żebrach to jednak szarpnięcie przez pasy jednak zabolało mnie. Przesunąłem się do drzwi i otworzyłem je pewnie kładąc nogi o ziemię. Jednak od razu poczułem gdy stanąłem na nie jak delikatnie uginają mi się przez to złapałem się drzwi aby nie upaść.
-Na pewno wszystko w porządku? - spytał zmartwiony pastor i wysiadł z auta od strony Dii.
-Nie wygląda to aby było dobrze - dołączył Carbo.
-Nic mi nie jest chłopaki po prostu muszę rozejść szok po wypadkowy - odpowiedziałem i zrobiłem krok w przód chociaż ciało odmawiało współpracy.
-Na pewno? - spytał Erwin, który znalazł się przy mnie. Kiwnąłem głową i zrobiłem krok do niego zagryzając wargę od środka.
-Chyba za bardzo Cię pierdoliśmy tym autem - mruknął Dia.
-Przejdzie mi Dia! - chciałem go jakoś podnieść na duchu, chociaż sam nie byłem pewien - Jestem terminatorem co to dla mnie!
-Ale też jesteś człowiekiem i też czujesz, i też masz prawo do odpoczynku! Nie zmuszaj organizmu do tego czego tak naprawdę nie chcesz! - powiedział Erwin co mnie zaszokowało, bo nikt wcześniej nie mówił mi tego w ten sposób.
-Muszę wrócić na służbę, bo nie wyrobie godzin Erwin. Muszę wyrobić je inaczej będzie źle.
-Kosztem zdrowia?
-Nic mi nie będzie Erwiś - mruknąłem do niego i podszedłem do niego chowając go w swoich ramionach. Przez chwilę on znieruchomiał oraz poczułem jak się spina, ale po chwili rozluźnił się odwzajemniając przytulasa. - Co z Vecią?
-Powinna być już do odbioru gotowa - powiedział Dia i podszedł do nas - też chcę przytulasa! - na jego słowa zaśmiałem się pod nosem i zgarnąłem go do grupowego misiaczka.
-Ja też! - San wcisnął się między nami.
-Jak dzieci - skomentował Carbo, ale Dia zaciągnął go do nas.
-Też już jesteś! - zaśmiał się Erwin przez to zrobiło mi się cieplej na serduszku, że chłopaki już się nie zamartwiają o mnie.
-Dobra, ale zawieziecie mnie pod mechanika co nie? - spytałem, a oni spojrzeli po sobie uśmiechając się szatańsko - Okej rozumiem, dziś na piechotę patrol - westchnąłem cicho, bo naprawdę nie miałem ochoty na pieszą wędrówkę do miasta.
-Pod wieziemy cię, bo i tak do miasta musimy - powiedział rozbawiony Dia. - Pakujcie się do wozu! Od razu cię podrzucimy na mechanika, bo i tak muszę podpisać dokumenty za naprawę!
-Przecież mogę pokryć naprawę - oznajmiłem i popatrzyłem na mężczyznę, ale sam wpakowałem się do wozu na środek między Erwinem, a Sanem.
-Ja spowodowałem wypadek więc ja płacę!
-Niech będzie - westchnąłem zgadzając się z nim na ten układ.
Po pół godzinie byłem już w swojej veci, a bandaż na głowie mnie denerwował jak widziałem go w lusterku. Jednak musiałem go mieć aby nie uszkodzić szwów. Zgłosiłem status, że wracam na czynny patrol i wyjechałem z Carzone zostawiając chłopaków. Trochę jeszcze kręciło mi się w głowie, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio póki miałem wyostrzony wzrok i potrafiłem zapanować nad autem. Nie chciałem znaleźć się na komendzie, ale musiałem przebrać się w świeży mundur. Wchodząc z dolnego parkingu zwracałem uwagę na siebie wszystkich przez ten bandaż na łbie. Wchodząc do szatni natrafiłem na Pisicele, który ubierał odświętny strój wraz z Capelą.
Mruknąłem niezadowolony gdy spojrzeli na mnie.
-Japierdole wyglądasz jakbyś został potrącony - powiedział Janek, który brzmiał jakby nasza kłótnia nie istniała.
-Bo trochę tak było - westchnąłem i wyciągnąłem świeży mundur policyjny od pinając gwiazdkę symbolizującą komendanta. Podszedłem do Dante i zapiąłem mu na kołnierzu.
-Właśnie szukałem ich - powiedział cicho do mnie, ale ja uśmiechnąłem się do niego tylko.
-Będziesz z pewnością lepszym ode mnie komendantem.
-Ty byłeś dobrym również.
-Nie. Raczej nie - odparłem i wyciągnąłem z przypinek, przypinkę kapitana drugiego stopnia. Skoro już chłopaki wyciągnęli je z szafy.
Szybko ubrałem świeży mundur i przeczesałem włosy do tyłu.
-Montanha - zaczął Pisi więc na niego spojrzałem obojętnym wzrokiem - przepraszam, że na ciebie naskoczyłem wtedy w biurze. Nie potrzebnie zaczynam wojnę między nami.
-Nie Janek nie myśl, że ci wybaczę to, że kazałeś mi wybierać - rzekłem spokojnie - nie mam zamiaru niszczyć tej jednostki, bo jest dla mnie wszystkim. Jednak chyba o tym zapomniałeś. - poprawiłem kołnierz koszuli - Jak dla mnie możesz mnie zdegradować do stopnia kadeta. Umiem rozdzielić pracę od życia prywatnego i nie łącze ich.
-Rozumiem - odparł patrząc się na mnie gdy ja po prostu poprawiałem się patrząc w lustro.
-Idę na patrol - oznajmiłem.
-Powinieneś być gdy Juan przejmie pełnoprawnie władzę na kodzie 8 - odezwał się Dante zatrzymując mnie.
-Wyglądam jak sto nieszczęść lepiej będzie jak mnie nie będzie na tym - rzekłem i wyszedłem z szatni. Skierowałem się na dolny parking wiedząc, że zaczyna się nowy ład w policji tylko czy na dobre czy na złe tego jeszcze nie wiedziałem.
-Ale kod 8 jest o 19 do tego jeszcze troszkę jest czasu - powiedział Dante.
-To po co ubieracie się już w odświętne mundury?
-Takie zalecenia z góry - oznajmił Pisicela.
-Niestety w dzień wyborów każdy po wyborze ma być w odświętnych ciuchach - dodał Dante - może jakiś wspólny patrolik do czasu kodu 8 skoro cię nie będzie.
-Nie Dante potrzebuje chwili, by się wyciszyć, wybacz - odparłem i opuściłem szatnie idąc na parking po swoją vecie. - 430 status 5 - zgłosiłem status na radiu i wyjechałem spod komendy aby uczestniczyć w służbie do końca zmiany.
Czy Pisi i Grzesiu będą ze sobą walczyć?
Czy Capela dowie się o problemach Grzesia?
2132 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro