Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Muszę wrócić na służbę

N OOOO cny rozdział!!!
Witam serdecznie wszystkich!
Kto nie śpi i czyta teraz, a kto czyta z rana?
Miłej nocki bądź dzionka życzę!
Dobranoc!


Perspektywa Montanhy

Czułem jak delikatnie dłoń Erwina głaskała moją głowę, która mnie bolała, bo teraz poczułem skutek tego wypadku, a miejsce rozcięcia pulsowało powodując migrenę głowy.

-Jak się czujesz? - padło z ust Erwina więc otworzyłem oczy i zauważyłem od razu jego zmartwiony wzrok na mnie.

-Głowa mnie boli - powiedziałem ochrypniętym głosem wpatrując się w jego oczy.

-Nie wiem czy mamy jakieś tabletki na ból głowy - mruknął i delikatnie pogłaskał mnie po policzku zahaczając o moją brodę. Jego chłodna dłoń pozwalała na małe zapomnienie o bólu.

-Przepraszam, że się martwiłeś - wyszeptałem i położyłem dłoń na jego dłoni delikatnie się wtuliłem w nią.

-Najważniejsze, że tobie nic nie jest - powiedział i uciekł wzrokiem co od razu powiedziało mi, że coś się stało.

-Co się stało?

-Ja... -westchnął - będziesz zły jak to usłyszysz.

-Nie będę - odparłem chcąc dowiedzieć się co zrobił.

-Dzwonił Capela i streściłem mu co się stało - wyszeptał nie patrząc się na mnie - przez przypadek powiedziałem na głos, że nie wiedzą o twoich atakach... I teraz on chce cię o to wypytać - puściłem jego dłoń, którą wziął ode mnie i zaczął bawić się dłońmi zestresowany. Nie spodziewałem się, że Capela dowie się o tym skoro nawet Hankowi nie przyznałem się do tego. Złapałem za kurtkę Erwina i pociągnąłem go do siebie na co mocno się zdziwił, a ja sam trochę się podniosłem i złączyłem nasze usta ze sobą w jedno. Na początku nie zareagował, ale po chwili odwzajemnił delikatny pocałunek do którego go zaciągnąłem. Mruknąłem w jego usta, że jest wszystko okej, a on delikatnie górował nade mną przez to iż leżałem na jego nogach. Dopiero oderwaliśmy się od swoich ust słysząc jak chłopaki idą w naszą stronę. Oddychaliśmy ciężko, patrząc się w swoje oczy.

-Erwin czy wszystko dobrze? - spytał Carbo otwierając drzwi od strony kierowcy.

-Tak - powiedział starając się nie zarumienić co mu totalnie nie wyszło.

-Macie coś na głowę? - spytałem gdyż nie powiem, ale nie odpuszczał mnie ból.

-Dia skoczył do sklepu po przeciwbólówki dla ciebie - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłem - wybacz, że wjechaliśmy w ciebie.

-Nic się nie stało każdemu się zdarza - odparłem i postanowiłem podnieść się do siadu, ale uniemożliwiła mi to dłoń złotookiego.

-Nie wstawaj jeszcze póki nie jest to potrzebne.

-No dobrze - mruknąłem i patrzyłem się na duchownego. -A coś Dante chciał więcej?

-Zapomniałem, że miałem napisać jak będziesz dostępny!

-Skontaktuję się z nim spokojnie - uśmiechnąłem się do niego aby uspokoić go.

-Może lepiej teraz?

-Pewnie ma coś ważnego do roboty poza tym pewnie przygotowują wszystko na prezentację nowego szefa przed ludźmi.

-Bardzo spadłeś?

-Jestem kapitanem teraz i trochę upadłem, ale to nie jest ważne. Liczy się to, że mogę być w policji i nadal z wami przebywać chociaż pewnie przez to będę mieć problemy, ale nic nie poradzę na to.

-Zawsze możesz...- nie dałem mu dokończyć tego zdania.

-Nie Erwin! Nie zrezygnuję z ciebie ani z chłopaków. Jesteśmy rodziną czyż nie? Praca to nie wszystko nawet jeśli miałbym być kadetem przyjmę z pokorą ten degrad jak i inne, ale nie zrezygnuję z ciebie - podniosłem dłoń i pogłaskałem go delikatnie po policzku, a jego oczy delikatnie zabłysły lecz szybko je przymknął aby nie okazywać łez, które spowodowały te szklane oczka.

-Nie musisz rezygnować z marzeń.

-Nie sądziłem nawet, że osiągnę tyle w pół roku, ale największym szczęściem jest to, że jesteś i mogę mieć cię przy sobie. - Otworzył oczy i zniżył się do mnie. Nie liczyło się teraz tak naprawdę nic nawet to, że chłopaki mogli nas widzieć. Jego usta znalazły się przy moich i od razu namiętnie poprowadziłem ten pocałunek. Kocham go i czułem, że on też darzył mnie tym samym uczuciem tylko nie umiejętnie to dosyć pokazywał. Chciałem powiedzieć mu te dwa słowa, ale oślepił mnie flesz z aparatu i chyba nie tylko mnie.

-Kurwa nie wyłączyłem flesza! - warknął San, a mój organizm sam zdecydował, że to dobry moment na to aby się zawstydzić. Erwin schował twarz w dłoniach ukrywając swoje rumieńce gdy nagle usłyszeliśmy helikopter.

-Co jest? - wymamrotał Erwin.

-Mówiłem, że Dia skoczył po tabletki -zaśmiał się Carbo.

-Helikopterem? - spytałem chociaż po chłopakach w sumie mogłem spodziewać się wszystkiego.

-A jak inaczej? - dodał San cicho się śmiejąc z nas. -Słodko wyszliście! Wyśle wam zaraz zdjęcie!

-Dajcie nam spokój chłopaki - westchnąłem, a Dia nagle wyskoczył na przednią maskę auta.

-Zdobyłem! - zaśmiał się wymachując w dłoni reklamówką - Gdybyście zobaczyli miny ludzi gdy wylądowałem helikopterem na parkingu! Po prostu boskie!

-Z pewnością - odparłem, a wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha.
Nagle wszyscy dostaliśmy SMS na telefon więc niewiele myśląc spojrzałem na wiadomość od Sana gdzie było widać jak całujemy się z Erwinem. Gdy Dia zobaczył na telefonie zapewne tą samą wiadomość zaczął zachowywać się jak dziewczyna z okresem i zaczął piszczeć.

-Dlaczego mnie takie coś omija!!! - spojrzałem na Erwina, który dusił w sobie śmiech aby nie wybuchnąć nim.

-A ty z czego się śmiejesz? - spytałem patrząc się na niego.

-Z Dii, bo brzmi jak nastolatka, której zabrano telefon - wy chichotał cicho i patrzył się na mnie gdy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Zdziwiony spojrzałem na niego widząc numer przychodzący Capeli.

-San błagam nie mów mi, że wysłałeś to do Capeli?

-Chyba tak jakoś mi się wcisnęło! - wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem zieloną słuchawkę.

-CZY TO MORWIN?! - usłyszałem krzyk Dante - No nareszcie! Nawet nie wiesz ile na to czekałem! Erwin wiem, że mnie słyszysz! To nie fałszywka? Ale tak serio, serio?!

-Tryb morwiniarz się uruchomił - westchnąłem cicho słysząc jak Capela gada i gada. Natomiast Erwin słuchał tego nie dowierzając.

-Jak ty to wytrzymujesz? - spytał Erwin.

-Właśnie? - dołączył Dia do pytania.

-Staram się nie słuchać - rzekłem.

-Słyszałem to! - prychnął Capela - Jak się w ogóle czujesz?

-Głowa mnie boli, ale jest okej - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-Właśnie! - Dia otworzył drzwi od strony Erwina chociaż już jedne były otwarte od strony pasażera. -Trzymaj! Też wziąłem coś słodkiego, bo podobno pomaga!

-Albo po prostu miałeś ochotę na słodkie i skorzystałeś - powiedziałem, a wszyscy za śmiali się z niego, a on również śmiał się z samego siebie. -Później porozmawiamy Dante.

-Dobra trzymam za słowo, bo mamy trochę do omówienia! - rozłączył się, a ja schowałem telefon do kieszeni.

-Też! - odparł ze śmiechem. Postanowiłem, że w końcu się podniosę chociaż kolana Erwina były dość wygodne aby nie wstawać jednak nie mogłem tak zostać na zawsze. Musiałem w końcu oprzytomnieć i zacząć żyć. Od razu zauważyłem trudności, nie mogłem zmusić ciała do wstania, które chyba teraz też odczuwało skutki wypadku. Lecz na siłę zmusiłem się aby usiąść i poczułem jak boli mnie w żebrach. Wziąłem szybszy, mocniejszy wdech starając opanować emocje.

-Wszystko w porządku?

-Tak - odparłem cicho do Erwina i oparłem plecy o oparcie fotela.

-Jakoś nie widać - powiedział zmartwiony San.

-Po prostu odczuwam teraz skutki tego wypadku - westchnąłem i wyciągnąłem z reklamówki tabletki oraz wodę. Słodkości oddałem Dii, który uśmiechnął się otwierając jedną paczkę pianek z trzech. Spojrzałem na tabletki czytając pobieżnie instrukcje. Optymalna dawka to podobno jedna tabletka, ale raczej jedna mi nie pomoże uśmierzyć bólu. Wycisnąłem trzy z tabelki tabletek i wrzuciłem je szybko do ust aby nie mogli za szybko zareagować. Ponieważ Erwin zainteresował się instrukcją.

-Monte nie... - nie skończył, bo popiłem tabletki wodą - ...powinieneś tyle brać - westchnął widząc mój niewinny uśmiech do niego.

-Nic mi się nie stanie - powiedziałem  aby go uspokoić - jedna nie pomogłaby - dodałem po chwili.

-Jedna na 12 godzin, a ty wpierdoliłeś 3! - patrzył na mnie z niedowierzaniem i karcącym wzrokiem.

-Tak wiem, wiem przeleciałem wzrokiem tą ulotkę i trudno się mówi - wzruszyłem ramionami, a ból powoli znikał.

-Tylko żeby nie było z tego problemów Grzesiu! - powiedział San. Opierali się o auto aby gadać z nami gdy my nadal byliśmy w samochodzie. Musiałem się przejść i rozejść ból w żebrach, mimo iż Pola mówiła, że nie miałem obrażeń na żebrach to jednak szarpnięcie przez pasy jednak zabolało mnie. Przesunąłem się do drzwi i otworzyłem je pewnie kładąc nogi o ziemię. Jednak od razu poczułem gdy stanąłem na nie jak delikatnie uginają mi się przez to złapałem się drzwi aby nie upaść.

-Na pewno wszystko w porządku? - spytał zmartwiony pastor i wysiadł z auta od strony Dii.

-Nie wygląda to aby było dobrze - dołączył Carbo.

-Nic mi nie jest chłopaki po prostu muszę rozejść szok po wypadkowy - odpowiedziałem i zrobiłem krok w przód chociaż ciało odmawiało współpracy.

-Na pewno? - spytał Erwin, który znalazł się przy mnie. Kiwnąłem głową i zrobiłem krok do niego zagryzając wargę od środka.

-Chyba za bardzo Cię pierdoliśmy tym autem - mruknął Dia.

-Przejdzie mi Dia! - chciałem go jakoś podnieść na duchu, chociaż sam nie byłem pewien - Jestem terminatorem co to dla mnie!

-Ale też jesteś człowiekiem i też czujesz, i też masz prawo do odpoczynku! Nie zmuszaj organizmu do tego czego tak naprawdę nie chcesz! - powiedział Erwin co mnie zaszokowało, bo nikt wcześniej nie mówił mi tego w ten sposób.

-Muszę wrócić na służbę, bo nie wyrobie godzin Erwin. Muszę wyrobić je inaczej będzie źle.

-Kosztem zdrowia?

-Nic mi nie będzie Erwiś - mruknąłem do niego i podszedłem do niego chowając go w swoich ramionach. Przez chwilę on znieruchomiał oraz poczułem jak się spina, ale po chwili rozluźnił się odwzajemniając przytulasa. - Co z Vecią?

-Powinna być już do odbioru gotowa - powiedział Dia i podszedł do nas - też chcę przytulasa! - na jego słowa zaśmiałem się pod nosem i zgarnąłem go do grupowego misiaczka.

-Ja też! - San wcisnął się między nami.

-Jak dzieci - skomentował Carbo, ale Dia zaciągnął go do nas.

-Też już jesteś! - zaśmiał się Erwin przez to zrobiło mi się cieplej na serduszku, że chłopaki już się nie zamartwiają o mnie.

-Dobra, ale zawieziecie mnie pod mechanika co nie? - spytałem, a oni spojrzeli po sobie uśmiechając się szatańsko - Okej rozumiem, dziś na piechotę patrol - westchnąłem cicho, bo naprawdę nie miałem ochoty na pieszą wędrówkę do miasta.

-Pod wieziemy cię, bo i tak do miasta musimy - powiedział rozbawiony Dia. - Pakujcie się do wozu! Od razu cię podrzucimy na mechanika, bo i tak muszę podpisać dokumenty za naprawę!

-Przecież mogę pokryć naprawę - oznajmiłem i popatrzyłem na mężczyznę, ale sam wpakowałem się do wozu na środek między Erwinem, a Sanem.

-Ja spowodowałem wypadek więc ja płacę!

-Niech będzie - westchnąłem zgadzając się z nim na ten układ.

Po pół godzinie byłem już w swojej veci, a bandaż na głowie mnie denerwował jak widziałem go w lusterku. Jednak musiałem go mieć aby nie uszkodzić szwów. Zgłosiłem status, że wracam na czynny patrol i wyjechałem z Carzone zostawiając chłopaków. Trochę jeszcze kręciło mi się w głowie, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio póki miałem wyostrzony wzrok i potrafiłem zapanować nad autem. Nie chciałem znaleźć się na komendzie, ale musiałem przebrać się w świeży mundur. Wchodząc z dolnego parkingu zwracałem uwagę na siebie wszystkich przez ten bandaż na łbie. Wchodząc do szatni natrafiłem na Pisicele, który ubierał odświętny strój wraz z Capelą.
Mruknąłem niezadowolony gdy spojrzeli na mnie.

-Japierdole wyglądasz jakbyś został potrącony - powiedział Janek, który brzmiał jakby nasza kłótnia nie istniała.

-Bo trochę tak było - westchnąłem i wyciągnąłem świeży mundur policyjny od pinając gwiazdkę symbolizującą komendanta. Podszedłem do Dante i zapiąłem mu na kołnierzu.

-Właśnie szukałem ich - powiedział cicho do mnie, ale ja uśmiechnąłem się do niego tylko.

-Będziesz z pewnością lepszym ode mnie komendantem.

-Ty byłeś dobrym również.

-Nie. Raczej nie - odparłem i wyciągnąłem z przypinek, przypinkę kapitana drugiego stopnia. Skoro już chłopaki wyciągnęli je z szafy.
Szybko ubrałem świeży mundur i przeczesałem włosy do tyłu.

-Montanha - zaczął Pisi więc na niego spojrzałem obojętnym wzrokiem - przepraszam, że na ciebie naskoczyłem wtedy w biurze. Nie potrzebnie zaczynam wojnę między nami.

-Nie Janek nie myśl, że ci wybaczę to, że kazałeś mi wybierać - rzekłem spokojnie - nie mam zamiaru niszczyć tej jednostki, bo jest dla mnie wszystkim. Jednak chyba o tym zapomniałeś. - poprawiłem kołnierz koszuli - Jak dla mnie możesz mnie zdegradować do stopnia kadeta. Umiem rozdzielić pracę od życia prywatnego i nie łącze ich.

-Rozumiem - odparł patrząc się na mnie gdy ja po prostu poprawiałem się patrząc w lustro.

-Idę na patrol - oznajmiłem.

-Powinieneś być gdy Juan przejmie pełnoprawnie władzę na kodzie 8 - odezwał się Dante zatrzymując mnie.

-Wyglądam jak sto nieszczęść lepiej będzie jak mnie nie będzie na tym - rzekłem i wyszedłem z szatni. Skierowałem się na dolny parking wiedząc, że zaczyna się nowy ład w policji tylko czy na dobre czy na złe tego jeszcze nie wiedziałem.

-Ale kod 8 jest o 19 do tego jeszcze troszkę jest czasu - powiedział Dante.

-To po co ubieracie się już w odświętne mundury?

-Takie zalecenia z góry - oznajmił Pisicela.

-Niestety w dzień wyborów każdy po wyborze ma być w odświętnych ciuchach - dodał Dante - może jakiś wspólny patrolik do czasu kodu 8 skoro cię nie będzie.

-Nie Dante potrzebuje chwili, by się wyciszyć, wybacz - odparłem i opuściłem szatnie idąc na parking po swoją vecie. - 430 status 5 - zgłosiłem status na radiu i wyjechałem spod komendy aby uczestniczyć w służbie do końca zmiany.

Czy Pisi i Grzesiu będą ze sobą walczyć?
Czy Capela dowie się o problemach Grzesia?

2132 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro