Monte czy ja...
Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!
Jak tam u was?
Jakieś plany na weekend?
Chcecie dziś dodatkowy rozdział?
Miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Zjadłem śniadanie co Monte mi przygotował co było słodkie, że myśli o mnie. Z chłopakami załatwić dziś mieliśmy wszystkie sprawy odnośnie pacyfika na który powoli się przygotowywaliśmy. Złoto, które mieliśmy dziś przetopić i mieliśmy upchnąć komuś kto chciał wykupić je i dać nam kilka rzeczy do pacyfika. Dlatego też chłopaki brali wszystko do Dii terenówki, która kupił jakoś niedawno, bo mu się kolor wyłącznie spodobał. Jechałem na tartak gdzie podobno jest ukryta huta do przetopienia złota. Chłopaki już tam byli ja miałem tylko sprawdzić jak to działa i potem podjechać z chłopakami do tego gościa. Wziąłem też kilka rzeczy, które mogły być dla tego gościa ciekawe, ale czy chciałby się wymienić to nie wiem. Przekonamy się gdy załatwimy sprawę na razie ze złotem. Do chłopaków dołączyłem gdzieś około 9. Wspólnie wrzucali sztabki złota.
-Część chłopaki! - przywitałem z nimi wchodząc do opuszczonego miejsca.
-No nareszcie jesteś! Chciałem cię obudzić, ale gdy nie znalazłem cię u ciebie to wiadome gdzie byłeś! - zaśmiał się, a ja uciekłem wzorkiem w bok.
-Odczep się ode mnie! - prychnąłem i przewróciłem oczami. -Jak idzie przetapienie?
-Powoli nawet nie wiesz jak ciężko było to odpalić! - odezwał się Carbo i uśmiechnął się do mnie - Jak było z Grzesiem coś ten tego? - zaśmiał się widząc moją zszokowaną minę, bo nie spodziewałem się po nim czegoś takiego.
-To, że byłem u Grzesia nie znaczy, że coś takiego było! - poczułem jak policzki mnie pieczą przez słowa przyjaciela.
-Każdy widzi co między wami jest, a to, że stacjonujecię w swoich mieszkaniach nie jest już dla nas zaskoczeniem! W sumie bardziej dla mnie, bo już widziałem chyba wszystko w waszym wykonaniu - powiedział Dia z uśmiechem na ustach widząc jak reaguje na ich słowa.
-To tylko...
-Nie waż mi się mówić, że to tylko przyjaźń! - warknął co mnie zdziwiło.
-A nie jest? - spytałem bardzo niepewnie, bojąc się trochę reakcji Dii.
-Nie pierdol, że ty dalej uznajesz to za przyjaźń, bo mnie popierdoli! - dołączył do tej rozmowy Carbo.
-Ja...- no właśnie ja czy ja chciałem aby doszło coś więcej z tego, mimo iż uzgodniliśmy między sobą, że można zobaczyć co z tego idzie i czy ciągnie nas tylko do siebie przez przyzwyczajenie czy przez jakieś głębsze uczucie. Gdybym miał się zastanowić bardziej nad naszą relacją to chyba nie była taka zwyczajna, ponieważ pragnąłem czuć jego ciepło, a także ten przyjemny dotyk jego dłoni, które zawsze ostrożnie dotykają mojego ciała. Nawet nie wiem kiedy wyszedłem z tartaku. Mając w myślach te brązowe oczy, które patrzą zawsze na mnie z taką czułością i zarazem niepewnością. Ja naprawdę czułem do niego coś więcej i tego się bałem najbardziej, że mimo jego czułości wobec mnie to jednak bałem się tego, że nie czuje tego samego. Chyba, że ja nie potrafiłem przyznać się po prostu do tego, że ja go... Westchnąłem cicho i usiadłem na schodach. Byłem chyba po prostu za bardzo nie pewny swoich czynów i tego co czułem, ale naprawdę same myśli o moim policjancie powodowały, że serce szybciej zaczynało mi bić. Po prostu go bardzo lubię i chciałbym aby on też mnie chciał jak ja chciałem jego. Nagle poczułem rękę na swoim ramieniu.
-Co do niego czujesz Erwin?
-Ja bardzo lubię i to naprawdę - wyszeptałem - nawet bardzo Dia.
-Więc dlaczego nie spróbujecie na naprawdę?
-No, bo on jest policjantem, a ja mafiozą. Raczej nie zrezygnuje z pracy dla mnie.
-Jeśli powiesz mu co czujesz i on to samo czuję to wszystko dacie radę jakoś to rozwiązać.
-Jednak wiesz, że Monte nie dołączy do nas, a ja nie zrezygnuje z napadów! - westchnąłem sfrustrowany, bo uczucia są ciężkie do zrozumienia.
-Wszystko da się jakoś ogarnąć - powiedział - poza tym widząc was wspólnie sądzę, że on ciebie też lubi.
-Ale wczoraj takie gówno odjebałem!
-Wiem słyszałem od Sana i od Carbo dziś, a jak zareagował na twoje przeprosiny? - spytał, a moje policzki przybrały rumieńców.
-Wybaczył - wyszeptałem, przypominając sobie o tym wczorajszym pocałunku, który sam zdecydował złożyć na moich ustach.
-Ohoho widzę, że coś do czegoś musiało dojść! Czyżby było buzi buzi? - spytał żartując, ale nie zaprzeczyłem przez to spojrzał na mnie zdziwiony - Serio?!
-Yhym - mruknąłem czerwieniąc się mocniej.
-Widzę, że wasza relacja idzie w głębszą to, dlaczego nie zdecydujecie się na coś więcej?
-Bo nie wiem czy to dobry pomysł poza tym sam nie wiem czy jestem zdolny wiesz bycie z mężczyzną.
-A czy on różni się czymś od posiadania kobiety?
-No tak tym, że jest mężczyzną ma kutasa, ma zabójczy uśmiech jego głos powoduje na moim ciele ciarki. Poza tym bardzo dobrze jest zbudowany i mimo, że ma blizny to lubię je na nim oraz jest dominantem.
-No w sumie trochę się różni - zaśmiał się - sam widzisz, że czujesz coś więcej niż przyjaźń. Spróbuj nie zaszkodzi to nic wam bardziej skoro już przeszliście na takie czułości wobec siebie.
-Wiesz Dia, że nie umiem okazywać tak emocji jak trzeba - mruknąłem i spojrzałem na niego, a on tylko się uśmiechał.
-To, że już przyznałeś się do tego, że go lubisz i to bardzo lubisz jest jakimś progresem w twoim wyrażaniu emocji poza tym nigdy przy nas się nie rumieniłeś więc są to bardzo duże zmiany.
-Możemy nie rozmawiać o mnie?
-Może pomoglibyście, a nie gadali o uczuciach? - wtrącił się Carbuś.
-Wybacz już ci pomagamy - uśmiechnąłem się do niego zaś on odwzajemnił uśmiech.
-Już skończyło przetapiać mamy z 10 worków monet - oznajmił - trzeba tylko to wziąć i jechać do tego dziwnego gościa.
-Jasne - wstałem ze schodów, a za mną Dia. Zebraliśmy wszystko co się dało i w sumie ruszyliśmy do tego tajemniczego gościa co miał dać nam potrzebne rzeczy bądź wskazówki na temat pacyfika. Droga przez miasto do niego minęła sprawnie i bez policji co było dosyć dziwne, bo powinny być jakieś jednostki na mieście. Jednak w sumie dobrze, że nie było pał przynajmniej był spokój. Otrzymaliśmy w sumie to co chcieliśmy łupy były w aucie Dii gdy ja prowadziłem samochodem jadąc na przód. Jednak gdy chłopaki zniknęli mi z wizji nie wiedziałem co ich zatrzymało. Mój telefon zaczął dzwonić więc wziąłem go i odebrałem.
-Erwin cofnij i to szybko! Mieliśmy stuczkę z Montanhą, ale wygląda jakby coś się stało jednak nie słucha nas ma płytki oddech i... Przyjedź jak najszybciej!
Nie zdążyłem nawet nic odpowiedzieć jedynie wcisnąłem hamulec. Tak chaotycznie to powiedział Dia, ale jak zrozumiałem, że coś jest nie tak Monte, szybko cofnąłem samochód. Nie wiedziałem gdzie dokładnie mam się kierować jednak postawiłem na to, że muszę cofnąć się po prostej drodze. Po dwóch minutach zauważyłem przewróconą corvette, a przy niej Carbo oraz Dię. Zaparkowałem niedbale na poboczu zentorno i wypadłem z samochodu widząc co się dzieje. Pierwszy raz widziałem taki atak. Ostatnio miał atak paniki, ale tylko delikatnie trzęsły się mu ręce i trochę trudno było mu oddychać, ale teraz to centralnie dusił się nie mogąc wziąć oddechu, a ręce to mu się telepały w górę i w dół. Raczej to nie była wina wypadku.
-Monte! - klęknąłem przy nim i od razu zobaczyłem po jego niewyraźnych oczach, że szuka mnie. Złapałem więc za jego dłonie splatając nasze palce razem. -Oddychaj! Jestem! No już wdech i wydech! - zauważyłem, że mój głos działa pozytywnie na niego - Właśnie tak w słuchaj się w mój głos! Wdech i wydech spokojnie - widziałem powoli jak wraca tu do mnie. Jego oczy były wpatrzone w moje, a ja patrzyłem w jego. Nawet nie wiedziałem co chłopaki robili, bo skupiłem się typowo tylko na mężczyźnie. Jednak gdy zaczęli się wykłócać puściłem jego dłonie i zacząłem uspokajać ich. Gdy wróciłem wzorkiem na Monte on stał na nogach chociaż można było zauważyć, że miał problem z ustaniem jednak twardo próbował pokazać, że wszystko jest w porządku. Lecz nie wyglądał on za ciekawie przez to wyciągnąłem z veci Grzesia apteczkę, a z niej gazę aby jakoś zatamować krwawienie jego głowy. Nawet chyba nie zdawał sobie sprawy z tego gdzie ma ranę gdyż patrzył na mnie zagubionym wzrokiem, a ja po prostu go na kierowałem. Pierwszy raz widziałem aby mężczyzna zwany terminatorem był tak kruchy, a przy tym miał tak bardzo rozciętą głowę. Podróż minęła szybko, ale zaszokował mnie fakt tego, ze wybrał degradacje na niższy stopień niż zaprzestanie relacji ze mną. Może jednak Dia miał rację, a Monte naprawdę chciał abym był ważny w jego życiu. Bo jeśli tak nie byłoby to nie zdecydował by się na degradacje. Na szpitalu przejęła go Pola chociaż Grzesiu trochę nie chciał współpracować i tak po godzinie dopiero kobieta wyszła z sali, a chcąc skorzystać, że jest to wypytać ile się da.
-Co z Montanhą? - spytałem i zerknąłem na nią.
-Zszyłam mu ranę, a teraz idę po badania jego głowy, ale obawiam się tego, że ma wstrząśnięcie mózgu.
-Dlaczego pani tak twierdzi?
-Ma rozbiegany wzrok, nie potrafi się skupić na niczym, a na dodatek nie czuł bólu. Więc najlepiej będzie jak odpocznie z godzinę, a jeszcze lepiej będzie jak prześpi się to powinno mu bardziej pomóc.
-Rozumiem dziękuję bardzo - odpowiedziałem kobiecie co reperuje nie tylko Grzesia, ale i większość osób, które trafiają na szpital. Tak więc jak powiedziała szacując obrażenia policjanta tak też i wypadło. Jednak gdy dowiedział się o swoich dolegliwościach jak zwykle chciał uciec z szpitala, ale na szczęście zgarnęliśmy go ze sobą, bo i tak musiał poczekać na swój radiowóz aż go naprawią. Zaproponowałem mu aby się przespał, bo naprawdę źle wyglądał.
-430 status 2 - kiedy usłyszałem jak nisko spadł z odznaki 03 aż spojrzałem na niego zmartwiony. Nie wybrał niczego, ale nie zrezygnował z wszystkiego, a tym bardziej chyba ze mnie. Westchnąłem cicho widząc jak męczy się na siedząco więc odpiąłem go z pasów, a on spojrzał na mnie nie rozumiejąc lecz gdy pociągnąłem go do siebie poddał się i położył się na tylnich siedzeniach, a głowę oparł o moje nogi. Zatopiłem delikatnie dłoń w jego włosy i delikatnie go głaskałem. Po chwili mogłem wyczuć jak jego oddech się normuje, a klatka delikatnie opada i podnosi się.
-Zasnął? - zapytał Dia patrząc się na mnie.
-Tak, szybko odleciał - stwierdziłem nie przestając głaskać jego włosy i uważając na jego bandaż.
-Nie dziwie się skoro widać, że zmęczony był! To naprawdę terminator gdyby nie my to pewnie przeszedł by do mechanika po swoje SEU i na służbę wrócił - powiedział Carbo, który prowadził samochód.
-Zapewne tak - mruknąłem i uśmiechnąłem się słabo do śpiącego Monte.
-My załatwimy sprawę z Sanem, a ty może zostań z Grzesiem - zasugerował mulat.
-Lepiej go nie budzić, a nie wiadomo czy nie dostanie ponownie tego ataku gdy go wyciągaliśmy z auta.
-Przypilnuje go Carbo, spokojnie - odparłem przymknąłem powieki. Dopiero teraz poczułem ulgę, że nic mu nie jest. Ciężar, który pojawił się w sercu zniknął kiedy mogłem być przy nim. Wypadki chodzą po ludziach, ale wyglądał jakby miał ten atak paniki o wiele wcześniej, a spotęgował on gdy wydarzyła się ta kraksa. Musiałem go wypytać później o to. Chłopaki wyszli z samochodu gdy dotarliśmy na miejsce czyli lotnisko w Sandy należące do Dii. Natomiast ja siedziałem i słuchałem spokojnego oddechu mężczyzny, który starał się wszystko utrzymać w sobie, ale nie zauważył chyba to, że powoli wszystkie emocje go wyniszczają od środka. Sam miałem z tym problem, ale chłopaki zawsze byli zdolni wyciągać ze mnie wszystko, a Monte nie posiadał chyba kogoś komu mogły powiedzieć o swoich smutkach. Nagle telefon Grzesia zaczął dzwonić więc szybko wyciągnąłem go i wcisnąłem w zieloną słuchawkę.
-Grzesiu słyszałem co się stało! Pisicela za bardzo sobie pozwolił aby dawać ci wybór skoro sam na początku wysyłał cię do pastora! - od razu rozpoznałem głos Capeli.
-Grzesiu nie jest chwilowo dostępny - wyszeptałem nie chcąc go przez przypadek obudzić.
-Co się stało? - spytał zmartwiony.
-Miał wypadek samochodowy trochę ucierpiał, ale pozbierał się. Teraz odpoczywa przy mnie - poinformowałem.
-Coś poważnego?
-Trochę delikatny wstrząs mózgu i rozcięta głowa, ale tak to się trzyma dobrze.
-Gdzie jesteście?
-Zgarnąłem go do siebie, bo nie chciał zostać w szpitalu więc śpi w samochodzie, bo kilka spraw dziś załatwiam z chłopakami - powiedziałem do telefonu - za godzinkę go odstawimy, bo corvetta jest naprawiana, a Pani Pola kazała mu się zdrzemnąć.
-Dobra rozumiem - odpowiedział, a skoro już z nim rozmawiałem mogłem wykorzystać to.
-Powiesz mi co takiego się stało, że Monte stwierdził iż ma dość Pisiceli?
-Kazał mu wybrać między wami, a nami. Grzesiu powiedział, że nie będzie wybierał i woli zostać zdegradowany. Jednak dość mocno się pokłócili, bo aż wszyscy z komendy zaczęli uciekać słysząc krzyki.
-Czyli bardzo nie ciekawie?
-Oj bardzo cudem jest to, że Pisicela go nie wywalił jeszcze z policji, bo kazał mu wypierdalać - słyszałem, że Capeli nawet ciężko mówić o tym jest.
-Czyli Monte teraz będzie miał przejebane przeze mnie?
-Nie bierz do siebie tego Knuckles, bo w sumie Montanha wiedział co robi aby zostać w policji, a jednak dalej z tobą móc spotykać się. To mądry mężczyzna.
-Czyli nie wiedzą o tym, że ma napady - wymamrotałem do siebie, ale chyba za głośno, bo usłyszałem gwałtowne hamowanie z drugiej strony połączenia.
-Jakie napady?! O czym nie wiemy?!
-Nie ważne Capela, nie powinienem o tym mówić - westchnąłem wiedząc, że Montiś mnie zabiję gdy dowie się, że jego kolega z pracy wie o jego problemie.
-Ważne! O co chodzi?!
-Spytaj go nie mnie i tak będę mieć problem jak dowie się, że wypaplałem przez przypadek.
-Porozmawiam z nim - usłyszałem po chwili głos Capeli - mam kasetkę jak coś powiedz Grzesiowi żeby odezwał się do mnie.
-Dobrze - kiwnąłem głową, a mężczyzna rozłączył połączenie.
Czy Monte wyjaśni Capeli?
Czy Pisi będzie utrudniać?
2197 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro