Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miłość nie wybiera

Witam serdecznie w środowym rozdziale!
N OOOO cny BRUHBRUH
I na dodatek 112 rozdział!?
Jak tam dzionek minął?
Jutro mam dla was niespodziankę, ale poinformuję o niej jutro!
Oj będzie się działo!

Życzę wam dobrej nocki, a ci co będą z rana czytać miłego dzionka!

Perspektywa Montanhy

Poczekałem aż Mia przyjedzie na miejsce gdyż miała zabrać się z dziewczynami. Nie kwestionowałem jej decyzji, ale chciałem oglądnąć całego Erwina w białym garniturze, który bardzo dobrze wyokraglał jego walory. Gdy spojrzałem w jego oczy zobaczyłem wszystko co chciałem zobaczyć i naprawdę chciałem dla niego jak najlepiej. Jednak zrozumiałem ponownie, że życie stało się bardziej bez kolorów gdy nie ma pewnego wariata z ADHD, który uszczęśliwia moje życie.

-Pięknie wyglądasz - zagadałem do Mii, która z szerokim uśmiechem podeszła do mnie, a ja wystawiłem do niej swoje ramię niczym dżentelmen. Niepewnie przyjęła je, a ja zacząłem prowadzić nas na górkę gdzie przystrojony był skromny ołtarzyk przy którym mieli zostać mężem i żoną mój drogi przyjaciel oraz koleżanka.

-Dziękuje - odpowiedziała nieśmiało idąc przy moim boku. Cieszyłem się ich szczęściem i nie mogłem przestać się uśmiechać, ponieważ ślub to był magiczny czas w którym dwie dusze łączą się ze sobą, a dwoje ludzi pieczętuje swoją miłość przed obliczem Boga, pastora i ludzi. Jednakże miłość nie zawsze była szczęśliwa i przykładem takiej tragicznej miłości byłem ja i Erwin. Gdyż nie potrafiliśmy sobie często wybaczyć chociaż wiedzieliśmy od dłuższego czasu, że to nie jest tylko głupie zauroczenie swoją osobą. Łączyło nas namiętne uczucie miłości, które ukrywamy w sobie. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczął się ślub gdyż byłem bardziej skupiony na Erwinie. Jego wzrok padł na mnie przez to w jego oczach mogłem zobaczyć niepewność jednak nie tylko on to czuł. Sam byłem niepewny tego wszystkiego. Jednak gdy zaczął prawić kazanie wzruszyłem się słysząc jak pięknie opisuje definicje miłości. To był najpiękniejszy ślub na jakimkolwiek w życiu byłem i cieszyłem się mogąc być członkiem tej historii, która z pewnością zapisze się w umysłach ludzkich. W końcu ślub to nie byle jakie wydarzenie, a cudowny moment łączący zakochanych. Ceremonia była naprawdę piękna niektórzy płakali, niektórzy się cieszyli i wiwatowali, a jeszcze inni przeżywali to w środku. Kiedy San i Sky pocałowali się, zacząłem gwizdać, a reszta robiła ooo.  Jak to zwykle bywa na początku większej posiadówki powstała kolejka do państwa młodych, którzy przyjmowali gratuluję i drobne upominki.

-Mogłabyś zająć nam miejsce w kolejce? - spytałem się Mii, bo chciałem iść do auta po prezent dla nowożeńców.

-Oczywiście - odparła z uśmiechem, a ja ruszyłem do corvetty. Od razu w oczy rzucił mi się widok Erwina z Heidi. Nie wiem, ale zabolało mnie to iż kobieta była zdecydowanie za blisko Erwina lecz nie mogłem nic z tym zrobić. On przecież wiedział czego chce. Miał prawo chodzić z kim chce i jak chce w końcu ja przyszedłem tutaj z Mią, nie mając nikogo innego do zaproszenia. Wyciągnąłem pakunek z auta i nie zauważyłem jak Heidi podchodzi do mnie. Gdy ją zobaczyłem trochę zlęklem się, ale z drugiej strony schowałem to w sobie.

-Powinieneś z nim porozmawiać Grzesiu - odparła - nie chce stać na drodze pomiędzy waszym szczęściem.

-Nie rozumiem - opowiedziałem.

-Widze jak na niego patrzysz - uśmiechnęła się delikatnie - powinniście porozmawiać ze sobą.

-Yhym - mruknąłem gdy zniknęła za budynkiem. Śmieszne jest to, że miała rację odnośnie tego jednak nie wiedziałem nawet jak mam się za to wziąć więc ruszyłem do Mii, która zajęła miejsce w kolejce. Nie spieszyło mi się w sumie nigdzie więc mogłem bez trudu czekać na swoją kolej aby dać prezent ślubny. Kontem oka zauważyłem Erwina w czerwonym garniaku w którym również dobrze wyglądał jak i w białym. W końcu doczekaliśmy się z Mią swojej kolejki i przytuliłem Sana. -Cieszę się twoim szczęściem i życzę wam powodzenia na nowej drodze życia.

-Dziękujemy - odpowiedzieli, a ja podałem im pakunek.

-To coś dla was i znajduje się też coś z moich rodzinnych stron co powinno wam zasmakować - powiedziałem, a San uśmiechnął się wraz z Sky.

-Cieszymy się, że jesteś wśród nas i dziękujemy jeszcze raz - powiedziała Sky i przytuliła się do mnie co odwzajemniłem. Gdy daliśmy prezent przeszliśmy do reszty ludzi, którzy byli zaproszeni. Oczywiście Pisicela z Frankiem przyszli razem więc podeszli oni do nas.

-No no ładnie się dobraliście - zaśmiał się Pisi.

-Dajta spokój Szefie - odezwał się Hank - poznajcie Elffy - przedstawił swoją towarzyszkę.

-Miło mi - uśmiechnęła się do nas.

-Mi również - odpowiedziałem, a Hank stanął przy mnie.

-Mia - przedstawiła się i dziewczyny zaczęły ze sobą rozmawiać. Gdy my staliśmy w czwórkę.

-Długo zostajecie? - spytał Janek.

-Do końca chyba - odparłem zgodnie z prawdą gdyż nie miałem w planach wracać do domu dziś.

-Ja tak do drugiej chyba - powiedział Hank - tak jak Elffy.

-My tak z godzinkę napijemy się szampana i zjemy tort weselny, a potem na służbę wracamy - odpowiedział. Co mnie zdziwiło, bo myślałem, że będą korzystać z popijawy. Wszyscy ucichli gdy Dia popukał w kieliszek.

-Dziękujemy, że tak licznie dziś się spotkaliśmy w ten cudowny wieczór jak ten. Chciałbym wznieść więc toast za naszych nowożeńców! - uniósł kieliszek w górę z szampanem, który zaczęli roznosić kelnerzy. Zgarnąłem kieliszek dla siebie i Mii, która podeszła z towarzyszką Hanka. Podałem jej kieliszek uśmiechając się do niej, a ona odwzajemniła go opierając się o mój bok. Nie bardzo mi to przeszkadzało, ale to nie było te ciało, które mnie kręciło. Wszyscy znieśliśmy toast za Sana i Sky, którzy jak tradycja kazała rozczaskali kieliszki aby je posprzątać. Po tym jak tradycja nakazywała pierwszy taniec był otwarciem do weselicha. Drewniany parkiet czekał tylko aby go użyć, ale trzeba było zejść niżej po schodach więc wszyscy ruszyliśmy na dół za nimi. Z głośników puszczono piosnkę do której miał rozpocząć się pierwszy taniec.

Stałem przy swoich, a przyjaciele Sana przy swoich. Wszyscy ustawiliśmy się w kółko gdy on i ona zaczęli tańczyć. Suknia Sky delikatnie wirowała przy obrotach i szybszych ruchach w tańcu. Jednak tą piękną chwilę, przez chwilę obserwowałem aż nie spotkałem się z oczami srebrno włosego. To wystarczyło mi aby zatracić się w jego tęczówkach. On chyba też miał w tym problem aby oderwać ode mnie wzrok, ale niestety Mia mnie rozproszyła.

-Zatańczymy? - zapytała niepewnie, ale wyciągnąłem do niej dłoń, a jak położyła swą drobną, delikatną dłoń, pociągnąłem ją na parkiet. Złapałem jej dłoń pewniej w swoją, a drugą oparłem na jej biodrze. Delikatnie zacząłem prowadzić nas w rytm muzyki. Blond włosa kobieta uśmiechała się promiennie pozwalając mi prowadzić w tym tańcu. Trochę zatraciliśmy się w tym gdyż kolejne trzy piosenki przetańczyliśmy wspólnie. Nie żałuje tego tańca, bo uwielbiałem w sumie tańczyć i wywijać na parkiecie, ale najczęściej tańczyłem samotny. Okręciłem ją tak, że wirowała wokół własnej osi aż nie wpadła na moją klatkę piersiową.

-Chwila odpoczynku - zaproponowałem puszczając ją i rozejrzałem się wokół. Mało osób tańczyło na parkiecie gdyż większość musiała się rozgrzać przed wygibasami. Idąc do góry widziałem Erwina, który opiera się o murek i patrzy w dal. Zgarnąłem od kelnera dwie lampki wina i podszedłem do niego podając mu szklany kieliszek. Sam oparłem się o murek jednak plecami. Zdziwiony wziął ode mnie trunek, ale szybko uciekł wzrokiem. -Piękny widok czyż nie? - spytałem cicho widząc jak San z Sky bawią się świetnie ze sobą. Byli bardzo dopasowani i zakochani.

-Yhym - mruknął i napił się wina więc i ja wziąłem łyka cicho wzdychając.
Chwilę po staliśmy w ciszy jednak ta cisza nie była tą złą lecz oczekiwaną dzięki, której cieszyliśmy się z własnej obecności, której nam tak bardzo brakowało. -Monte... - wyszeptał jednak nie poganiałem go -...ja...

-Tu jesteś Grzesiu! Chodź do stolika Pisicela chce wspólnie z nami się napić nim pojadą na służbę.

-Ale mieli po torcie weselnym - powiedziałem zdziwiony, ale kiwnąłem głową.

-Niestety zmienili decyzję - odparła i oparła się o moje ramię łapiąc za dłoń -chodź, bo chłopaki sami się napiją bez nas.

-Ja... - popatrzyłem zmieszany na Erwina, który tylko uśmiechnął się i kiwnął głową jednak jego oczy mówiły co innego. Sam byłem rozdarty, ale miałem nadzieję, że jeszcze zdołam z nim porozmawiać. -...no dobrze. - Wraz z Mią poszliśmy do naszego stolika gdzie oczywiście chłopaki już lali do kieliszków czystą wódę.

-Jesteście myśleliśmy, że was gdzieś wcięło! - zaśmiał się Franek i teraz zauważyłem Dante, który popijał sok.- wszyscy po kielonie oprócz naszego kochanego abstynenta, który twierdzi, że nie piję.

-Dajcie mi spokój, dobrze wiecie, że to marnotrawstwo czasu i zdrowia!

-Dobra, dobra - zaśmiał się Hank i podniósł kieliszek w górę - pijemy za lepszy czas co nie!?

-Jasne! - wszyscy potwierdzili, a ja tylko wypiłem bez słów wódkę. Moim umyśle był tylko Erwin, ale gdy już mam odwagę do niego iść to zawsze ktoś przeszkadza mi w tym. Zerkałem w stronę murku, ale go już tam nie było więc smętnie popatrzyłem się w pusty kieliszek.

-Jeszcze na drugą nóżkę! - zasegurował Frank.

-Ja podziękuję - mruknąłem i odłożyłem kieliszek. Zauważyłem od razu wzrok Hanka na sobie jednak nie poprawiało mi to humoru wręcz zasmucało bardziej.

-Zaraz będzie przystawka - oznajmił Capela, a wszyscy popatrzyliśmy na niego - no co ktoś musiał w końcu dowiedzieć się co i jak tutaj gdy wy chlejecie tylko!

-Siema chłopaki ktoś chętny do tańca? - zaśmiał się Carbo ubrany w ciemny granatowy garnitur z białą koszulą.

-Dante weź - zasugerowałem i uśmiechnąłem się szatańsko w jego stronę - skoro nie pijesz to idziesz tańczyć!

-Nie ma mowy! - krzyknął, ale Carbo nie słuchał tego i delikatnie używając siły, przerzucił go na ramię.

-Chodź zatańczymy do jednego kawałka nim będzie jedzenie!

-To my się zmywamy! - zaśmiał się Janek. - Bawcie się dobrze! 

-Pa - pożegnaliśmy się z nimi, a nawet nie zauważyłem kiedy Hank polazł do kuzyna. Dia dołączył nawet do nich jednak nie widziałem nigdzie tej szarej czupryny. Kiedy Over wrócił do nas nie rozumiałem dlaczego uśmiecha się tak bardzo radośnie jak nigdy dotąd. Przystawka była dosyć kreatywna gdyż były to mini burgerki na raz i w sumie mimo iż było ich tylko trzy to nie były zapychające. Po przystawce pojawiło się pierwsze danie składające się z dobrej zupy i tak w sumie kolejna godzina skupiła się na jedzeniu więc siedzieliśmy typowo w swoim towarzystwie dobrze się przy tym bawiąc, a nawet Capela trochę wyluzował po tańcu z Nikusiem. Jeszcze kilka razy tańczyłem i to nie tylko z Mią, ale też porwałem do tańca Elffy, Sky, a nawet Heidi oraz kilka innych osób bądź po prostu sam tańcowałem. Kontem oka nawet wychwyciłem jak Erwin się mi przygląda i rozmawia z Hankiem. W sumie mnie to dosyć mocno zdziwiło, ale nagle podbił do mnie San, który prosił na stronę.

-Jak podoba się impreza? - spytał się kochany Sanik.

-Jest naprawdę świetna - odparłem.

-Ale jednak jest drugie dno tego - mruknął więc zgodziłem się z nim kiwając głową na tak. -O co chodzi Grzesiu?

-Od pewnego momentu staram się jakoś porozmawiać z Erwinem, ale gdy już jestem tak blisko ktoś ciągle przeszkadza - westchnąłem ciężko.

-Dlaczego nie podejdziesz teraz do niego?

-Bo gada z Hankiem - odparłem.

-Od początku imprezy widziałem po was, że skupiacie się na sobie mimo kłótni między wami.

-Nie pokłóciliśmy się - powiedziałem zdziwiony iż twierdził, że jesteśmy skłóceni ze sobą.

-To dlaczego się omijacie?

-Poprosiłem go aby dał mi czas na przemyślenie tego co się wydarzyło - odpowiedziałem na nurtujące pytanie panna młodego. -Pewnie odebrał to, że jesteśmy skłóceni, a ja po prostu potrzebowałem czasu aby mu wybaczyć.

-Tym bardziej powinieneś z nim porozmawiać skoro wyszło tak, a nie inaczej - oznajmił - za walcz o niego, bo widać po was to samo co po mnie i Sky.

-Może masz rację.

-Ja ją mam! - rzekł twardo - Marsz do niego nim ucieknie z wesela, bo nie miał długo być na nim!

-Al... - nie mogłem dokończyć swojego zdania gdyż Hank wpadł do nas zdychany.

-Kurwa Erwin właśnie stwierdził, że ma dość tego i idzie z wesela! Chce wymknąć się przez lokal głównym wyjściem.

-Co!? Nie doszliśmy nawet do fazy drugiej! - powiedział San - Coś ty mu nagadał, że już chce uciekać?!

-Nic!

Kiedy oni się zaczęli kłócić nie mogłem stracić możliwości na swoje szczęście, a tym szczęściem był właśnie złotooki. Szybko przebiegłem przez trawę i wpadłem przez boczne drzwi do środka lokalu. Na szczęście wiedziałem gdzie co jest, bo chłopaki wcześniej mnie oprowadzali. Wystarczyło tylko znaleźć Erwina albo wyprzedzić jego ruchy i zatorować mu drogę. Wybrałem tą drugą opcję i na szczęście zdążyłem. Gdy mnie zobaczył przy drzwiach, stanął w miejscu. Oddychałem ciężko gdyż trochę musiałem przebiec jednak dla niego było warto. Powolnym krokiem ruszyłem w jego stronę i stanąłem przed nim patrząc się w te złote ślepia, ale uciekł nimi w dół. Niepewnie położyłem dłoń na jego biodrze, a drugą złapałem jego podbródek zmuszając aby spojrzał na mnie.

-Przepraszam, że wyrządziłem ci tak wiele cierpienia emocjonalnego Erwiś - powiedziałem cicho - jednak nie potrafię bez ciebie żyć i mimo tego co się wydarzyło. Wybaczam ci jak i za każdym razem gdy coś się stało. Wybaczam ci Erwiś - moje oczy delikatnie się zaszkliły gdy jego umysł powoli łapał to co do niego powiedziałem. Złote oczy również zaszkliły się, a jego dolna warga zaczęła drgać. -Kocham cię Erwin - wyznałem i niepewnie połączyłem nasze usta w jedno, a on odwzajemnił od razu pocałunek spragniony mej bliskości. Przyciągnąłem go tak blisko jak tylko mogłem, że nie było żadnego odstępu między nami. Dłoń z jego podbródka oparłem na jego plecach, wtulając bardziej w siebie.

Czy Erwin powie to samo?
Czy coś w końcu dojdzie między nimi?

2121 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro