Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mimo wszystko są święta

Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Jak tam u was?
Już w sobotę będzie głosowanko dla was odnośnie wystawiania rozdziałów! Szykują się zmiany!
Jednak nie wiem jak to będzie wyglądać przez czerwiec, bo planuję sobie znaleźć jakąś pracę dorywczą i jakiekolwiek zmiany jak wystąpią będę informować, ale chciałabym skończyć tą książkę z tymi godzinami z którymi zaczęłam.

Miłego dzionka życzę wszystkim!

Perspektywa Sana

Jak Grzesiu odjechał na szybko gdy zauważył chłopaków oni zaparkowali na miejscu gdzie wcześniej była corvetta policyjna. Wczoraj obiecałem mu, że załatwię mu ludzi na 12:00. Więc chciałem mu to ułatwić, bo pewnie ciężko będzie dla niego zrobić taką akcje, a przy okazji jeszcze włamać się do sejfu.

-Co jest? - spytał Carbo, który spojrzał na mnie wychodząc z auta.

-Ale co?

-Montanha tu był po co? - zmrużył oczy patrząc się na mnie i otworzył bagażnik.

-Mam dla niego coś zrobić i tyle, a przy okazji dałem mu prezent - odpowiedziałem z uśmiechem - widzę, że też przywiozłeś!

-No tak prosiłeś aby ci podrzucić z rana, a teraz tak serio po co był tu Grzesiu? Przecież jest skłócony z Erwinem i mieliśmy trzymać się z dala od tego!

-Dobrze wyjaśnię to - odpowiedziałem - mówiłem ci, że potrzebuje kilka osób do stania na banku co nie?

-No tak - odparł i popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem.

-Właśnie Grzesiu potrzebuje tego - odparłem, a on zrobił wielkie oczy.

-Pierdolisz?

-Nie - zaśmiałem się z jego reakcji - jednak to jest trochę jak szkolenie więc nie wpiszą nam nic, a Grzesiu naprawdę opierdoli bank.

-No to kurwa nieźle - zaśmiał się - muszę przy tym być skoro Montanha ma robić bank! Jestem ciekaw czy Erwin będzie musiał mu tłumaczyć to i owo! - Powoli prze pakowywał prezenty do mojego auta, a ja pomogłem trochę z tym załadunkiem.

-Myślę, że jak został do tego przydzielony to chyba wie co i jak.

-San czy ty się słyszysz? Pies i wiedza o sejfach? - zaśmiał się - O której jest ten cały szajs?

-Przed 12 musimy tam być.

-Gdzie punkt spotkania?

-U mnie właśnie - uśmiechnąłem się do niego.

-Kto już przywiózł prezenty? - spytał zaciekawiony.

-Tego zdradzać nie mogę to ma być niespodzianka! Nikt nie wie od kogo gdzie i co!

-A dla Grzesia? - spytał niepewnie i wyciągnął ostatnie pudełko z bagażnika.

-Erwin ma klucze do domu Grzesia to mu podrzucimy, bo na służbie dziś będzie chyba jako jedyny funkcjonariusz - powiedziałem z cichym westchnięciem.

-Nie obchodzi on świąt? - zapytał, a ja pokiwałem głową na nie -Nie chce dołączyć do nas?

-Można powiedzieć, że boi się Kuia - odpowiedziałem niepewnie.

-Nie mów mi, że to przez Kuia są pokłóceni?

-Sam chyba wiesz co się wydarzyło - odparłem - nie róbmy z tym nic na razie Carbuś, bo pogorszymy to tylko.

-No dobra zaufam ci z tym - uśmiechnął się i włożył prezent do auta.

-Nie zawiedziesz się Nico! Chodź do środka poczekamy na resztę! Zrobię ci herbatę bądź kawę zależy co chcesz!

-Z przyjemnością!

W ten sposób każdy zjechał z prezentami i wszystkim co chciał dać do jeepa. Carbo, Silny, Dorian, Erwin, Labo oraz Dia. Wszyscy siedzieli u mnie w salonie i pili co tylko chcieli oraz mieli przekąskę do jedzenia.

-Dziękuję, że przybyliście tutaj o tej godzinie! Mój jeep jest cały w prezentach od was więc będzie co rozdawać! - powiedziałem z uśmiechem do wszystkich i zerknąłem na każdego po kolei.

-To dobrze - odezwał się Dia - teraz mów o co chodzi z tym staniem.

-Kolega poprosił mnie o pomoc i chciał abyśmy stanęli mu na banku!

-Ale ty wiesz, że jesteśmy poszukiwani? - rzekł Dorian.

-Kto jest to jest, ale mam informacje, że nikogo nie będą lutować. Jesteśmy tylko aby stanąć i w sumie jeden z nas będzie negocjatorem!

-Nie może sam tego zrobić? - prychnął Silny.

-Ja wiem, że dziś wigilia, ale zróbmy to dobrze? - westchnąłem widząc jak są sceptycznie nastawieni do tego, a Erwin wydawał się smutny.

-Weźcie zabawa będzie! Dobry uczynek w banku zróbmy! - zaśmiał się Carbo i wstał z kanapy -Weźcie my nie robiący czegoś głupiego? Jeśli mamy potwierdzenie, że nie wpadniemy to wchodzę w to!

-Dzięki - wyszeptałem do niego.

-Do usług.

-No to co jak nie my to kto?

-Dobrze zróbmy to - mruknął Erwin i odstawił kubek na stolik - wytłumacz tylko jak.

-Podstawiamy się przed 12 i w sumie stoimy jak to zwykle robią to zakładnicy. Wszystko nielegalnego zostawiamy jakby mieli nas przeszukać i tyle. Puszczą nas, a my pójdziemy do auta i przyjedziemy na burgershota aby ogarnąć tam wszystko.

-Serio mamy dla kogoś stać? - prychnął Dorek.

-Mi też w sumie to się nie podoba - mruknął Silny - jeśli Erwin chce to dobrze.

-Dzięki chłopaki.

-Mogę z tobą porozmawiać? - usłyszałem głos Knucklesa obok siebie i kiwnąłem głową, a on ruszył do pokoju obok. Ruszyłem za nim, a on zamknął za nami drzwi. -Co tu robił Montanha?

-Co? - zszokowało mnie, a główniej jego słowa mnie zaskoczyły.

-Czuję jego perfumy od ciebie więc pytam - odrzekł skupiając swój wzrok na mnie.

-Był - nie potrafiłem go okłamać, widziałem poza tym jak ostatnio kiepsko z nim.

-Po co?

-Pomagał mi z czymś i tak jakoś wyszło, że zostawiłem w jego aucie pewną rzecz i przyjechał mi ją oddać.

-Dlaczego on taki jest? - widziałem jak robi się coraz bardziej smutniejszy -Unika mnie, a ciebie nie!

-Nie wiem Erwin naprawdę nie wiem. Jego też to boli, że musi cię trzymać na odległość.

-Czekaj co?! - stanął w miejscu i odwrócił się do mnie.

-Emm ja nic nie powiedziałem - powiedziałem ciszej rozumiejąc jak bardzo źle to musiało brzmieć.

-Musi się trzymać na odległość? Przez kogo? Dlaczego?! - znalazł się przy mnie i widziałem w jego oczach mieszankę uczuć.

-Przepraszam Erwin, ale nie mogę ci tego powiedzieć, bo nie wiem jak i co.

-Nie może? Czyli unika mnie, bo nie może?

-Są święta Erwin później to wyjaśnisz z nim to gdy się spotkaliście. Teraz skupmy się na tym co musimy!

-Dobrze - westchnął - kto to za kolega, który cię poprosił o to?

-Przekonasz się na miejscu! - odparłem - Zbieramy się chłopaki!

-Dobra! - odparli zgodnie. Wyciągnąłem auto, sutana MK2, a chłopaki wsiedli do jednego auta, a ci co nie zmieścili się to do mnie weszli.
Dosyć szybko dostałem się na umówione miejsce i od razu rzucił mi się w oczy ubrany na czarno mężczyzna z chustą na twarzy. Gdybym nie wiedział, że Montanha ma obrabować ten bank nie rozpoznał bym go w tych ciuchach. Chłopaki zaczęli się o coś kłócić, ale nie zwróciłem na to uwagę.

-Weź schowaj auto Erwin! - poprosiłem aby to zrobił, a on pojechał dalej. Wszystko omówiliśmy z Grzesiem, a on wybrał Labo do współpracy więc dałem mu kluczyki do auta, a Erwin wszedł do środka gdy Grzesiu krzyknął, że zaczyna.

Perspektywa Erwina

Wigilia dzień w którym powinienem być radosny i czerpać szczęście z wszystkiego oraz z tej atmosfery świątecznej, ale nie potrafiłem. Czułem się źle z powodu, że on mnie unikał lecz gdy usłyszałem iż nie może się do mnie zbliżać. Zaczęło mnie zastanawiać dlaczego on musi trzymać się ode mnie na odległość. Stanąłem z dłoniami do góry wraz z całą resztą. Policja dosyć szybko przyjechała, a Labo bawił się w negocjatora. Zastanawiało mnie kim był ten kolega skoro on był z tyłu i dobierał się do sejfu. Chłopaków było coraz mniej, a policji było aż zanadto w jednym miejscu. Dziwiło mnie to dlaczego ich jest tak dużo skoro mieli limity na jedną akcje.

-Jesteś - mruknął Labo i zaskoczyło mnie to, że zwrócił się do napastnika.

-Tak - odparł głos, którego się nie spodziewałem. Przejrzałem go od dołu do góry, ale najdłużej skupiłem się na jego brązowych oczach, które potwierdziło mi kim jest mężczyzna.
Zauważył, że na niego patrzę, ale nie oderwałem wzroku gdy on patrzył w moje. Poprawił czarną torbę na ramieniu i delikatnie pociagnął mnie do siebie. Nie spodziewałem się tego i wpadłem w jego ramiona, a róg ściany nas schował nas przed nie powołanymi oczami. W jego palcach zauważyłem złotą kartę do kasyna i wręczył mi ją. - Na przyszłość dla was - wyszeptał mi do ucha przez to poczułem jak jego bliskość na mnie działa.

-Co jest - wyszeptałem zdziwiony tym, że obrabował właśnie bank.

-Mowa była, że jesteście jako zakładnicy dla mnie - wyszeptał do mnie, ale przez tą maskę nie widziałem jego mimiki twarzy, a oczy nie mówiły mi niczego.

-A ze mną nie chciałeś - odparłem oburzony na niego, ale nie potrafiłem się powstrzymać i schowałem kartę do kieszeni, a po chwili moje dłonie złapały jego chustę. Zerknąłem w jego oczy, ale nie widziałem sprzeciwu w nich. Tak bardzo pragnąłem go mieć przy sobie gdyż jego oczy były zbyt uzależniające. Ściągnąłem maskę z jego twarzy, a on objął mnie w pasie i przesunął do siebie bliżej. Moje serce zaczęło szybciej bić, a gdy poczułem jego usta na swoich. Od razu odwzajemniłem pocałunek, który był przepełniony czułością i tęsknotą. Objąłem go wokół szyi i przycisnąłem do siebie bliżej brakowało mi tego jego dotyku i ciepła bijącego od jego ciała.

-Przepraszam - wyszeptał w moje usta i odsunął się ode mnie zakładając z powrotem chustę na usta, chowając je przede mną. Sięgnął po pistolet z kabury i wycelował we mnie pokazując abym szedł do reszty co grzecznie zrobiłem jednak nie mogłem oderwać od niego wzroku uważnie śledząc jego ruchy. Powinienem czuć do niego nienawiść i odrazę jednak nie potrafiłem, bo jego czekoladowe oczy powodowały, że robiło mi się gorąco i roztapiałem się pod jego dotykiem. Mój depresyjny stan nagle jak za dotknięciem różdżki znikał co od razu zauważyli chłopacy uśmiechając się szeroko iż humor mi wrócił. Nie wiem kiedy policjanci mnie jakby przeszukali spytali coś i po prostu puścili. Jedynie co zauważyłem to odjeżdżający wóz spod banku, a za nim cały szereg radiowozów. Chłopaki czekali na nas więc całą paczką ruszyliśmy do burgershota. Oczywiście najpewniej przeszliśmy na tyły aby wyciągnąć z garażu samochody. Jadąc tak sobie spokojnie przez miasto, bo nie spieszyło się nam. Stojąc na skrzyżowaniu czekaliśmy na zielone. Gdy nagle przed nami w locie przeleciał sutan MK2, a za nim radiowozy. Nie wiem jak, ale driftem wjechał w skrzyżowanie i przejechał między moim, a Carbo samochodem. Policja miała problem z do gonieniem go na prostej drodze.

-Czy to był mój sutan? - spytał zszokowany San.

-Na to wygląda - zaśmiałem się - jakim cudem on tak nie prowadzi gdy jest na U1?

-Większa presja? - odezwał się Dia - Zielone mamy możemy jechać!

-Już - mruknąłem i ruszyłem do przodu, a po kilku minutach dojechaliśmy pod restauracje. Jak nigdy dotąd w środku było pusto, a wszystkie stoliki na środku ustawione, a w rogu duża choinka, która czekała na udekorowanie.

-No nareszcie jesteście! - uśmiechnęła się do nas Heidi, która przyniosła właśnie obrus na stoliki.

-Wybacz mieliśmy kilka rzeczy na głowie! - odezwał się Carbo - W czym pomóc?

-Choinkę udekorować, w kuchni pomóc i do stołu nakryć - powiedziała do nas i uśmiechnęła się do nas radośnie.

-Ja udekoruje choinkę, bo kuchnia i nakrywać nie umiem - odparłem z uśmiechem.

-Ja pomogę w kuchni - zasugerował San.

-Dobra, a gdzie Laborant? - spytała Sky za ladą.

-Labo pomaga... em koledze w czymś - odpowiedział Dorian, będąc bardzo niepewny swych słów.

-Ale będzie?

-Tak Sky - potwierdził Dia i w sumie rozdzieliliśmy wszystko między sobą aby pomóc dziewczyną w przygotowaniu wszystkiego na wigilię. Czas leciał szybko i na dobrej zabawie, ale z tyłu głowy miałem to co robi Grzesiu. Martwiłem się o to co będzie. Gdy nagle pod lokal podjechała corvetta policyjna.

-Nie no było zajebiście! Jeszcze nie widziałem komendy od środka!

-No widzisz - usłyszałem głos Monte - kiedyś musiał być ten pierwszy raz!

-Nie no, ale myślałem, że mnie zabijesz gdy miałeś skręcać i myślałem, że nie wyrobisz!

-Jak widać wyrobiłem!

-Ledwo!

-Ciii ważne, że dałem radę! Dobra nie przeszkadzam wam. Wesołych świąt dla was! - powiedział gdy Labo wszedł do środka - Znikam na służbę.

-Monte - odezwałem się stając w drzwiach, a on powstrzymał się od wejścia do auta. Jednak jego wzrok nie padł na mnie, a z tyłu mnie.

-Nie mogę Erwin. Przepraszam, ale nie mogę - spuścił głowę w dół i wsiadł na miejsce kierowcy, a po chwili odjechał. Spojrzałem za siebie, a tam stał Kui co potwierdzało teorie, że on stoi za tym zdystansowaniem się Grześka wobec mnie. Zrobiło mi się smutno z tego powodu, bo nie chce aby mąciciel ingerował w moje życie, a robi to ostatnio zbyt często.

-Znikam na chwilę wrócę zaraz! - powiedział San i wybiegł z restauracji. Zapewne po prezenty pojechał w końcu bawi się dziś w Mikołaja.

-Nie bądź smutny - odezwał się Labo - święta to czas wybaczania więc ułoży się wszystko daj tylko czas!

-Nie jestem tego pewien - odpowiedziałem i popatrzyłem przez okno na niebo, które było bezchmurne, a księżyc dawał poświatę białego blasku, który mienił się w śniegu. Święta to cudny czas pełen cudów i miłości jednak brakowało mi tutaj Grzesia, który powinien z nami siedzieć i bawić się, a zapewne samotnie spędzał ten wieczór, a powinien w gronie rodzinnym przy ognisku ciepła najbliższych. Zerkałem w stronę choinki gdzie położone zostały prezenty, a Sanik był w stroju Mikołaja. Na stole było pełno dań, które uwielbiałem jeść w święta i w sumie skusiłem się aby najeść się do pełna jednak bardzo intrygowały mnie prezenty. Jak je przeliczyłem było ich znacznie więcej niż powinno być co mnie zastanawiało.

-Dobra to co prezenty rozdajemy, bo widzę, że Erwin jest bardziej skupionych na nich niż jedzeniu! - zaśmiał się Carbuś na co przewróciłem oczami, chociaż miał do tego totalną rację.

-Dobrze - San przebrany za Mikołaja wstał i podszedł do choinki oraz prezentów. Natomiast my wszyscy usiedliśmy w półkolu przy choince - To, które najpierw kolorystycznie czy losowo?

-Losowo dawaj! - wszyscy grupowo powiedzieli, a on wziął pierwszy lepszy z brzegu.

-Sky - przeczytał i podał kobiecie, a ona zaczęła rozpakowywać. -Carbo, ooo ten dla mnie - odłożył sobie na bok i tak każdego czytał aż padło na mnie. Dostałem trochę amunicji i słuchawki oraz coś słodkiego. San rozdawał każdemu prezenty. W sumie każdy każdemu coś kupił, coś mniejszego albo większego zależy od osoby. -Dorian - przesunął mu karton, a on go szybko otworzył.

-Oooo kurwa minigan! Idziemy to cacuszko próbować na Spadiniarzach! - widziałem w jego oczach szaleństwo i radość. Liścik nawet miał, który zaczął czytać. -Nie wierze! Kocham go kurwa!

-Od kogo to jest? - spytał Dia ciekawy i w sumie ja też byłem skoro takie coś zostało kupione, a trudno dostać taką broń.

-Od Montanhy! Chłop wie o czym marzyłem! - ucieszony zaczął przeglądać całą broń. Natomiast ja spojrzałem na Sana, który uśmiechnął się tylko i podał prezent dla Sky z tym samym papierem co otrzymał Dorek.

-Erwin - podał mi kolejny raz prezent, ale tym razem wiedziałem, że jest od Monte. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej gdy pudełko nie było za duże ani za małe ale czułem ten charakterystyczny zapach jego perfum. Delikatnie trzęsącymi dłońmi rozwiązałem kokardę i otworzyłem opakowanie. Od razu w oczy padł mi liścik, a do niego przywiązana złota róża.

Nie wiem nawet kiedy moje oczy się zaszkliły. Dopiero po chwili zobaczyłem jak wszyscy mi się przyglądają z zaciekawieniem.

-Erwin? - spytał niepewnie San, a ja rękawem bluzy wytarłem oczy. -Wszystko w porządku?

-Yhym - mruknąłem i wyciągnąłem róże z pudełka pod nią był breloczek z złotym serduszkiem, a na spodzie moją ulubioną, należącą do Monte, koszulę do spania. Położyłem róże obok, a wyciągnąłem koszule i wtuliłem się w nią, zaciągając się przyjemnym zapachem świeżości i jego perfum. To był najlepszy prezent ze wszystkich, które otrzymałem dziś.

-Oooooo - dziewczyny zaczęły piszczeć więc zerknąłem na nie.

-Wiesz co oznacza złota róża? - spytała Summer więc pokręciłem głową na boki gdyż nigdy nie interesowałem się znaczeniem kwiatów.

-Złota róża symbolizuje niepowtarzalną i niezniszczalną miłość - powiedziała Sky - to jest coś co nie każda dziewczyna dostaje od partnera.

-Widać, że Monte całym serduszkiem o tobie myśli - dodała Angela.

-Dlaczego nie każda? - spytałem wtulony w koszulę.

-Takie coś nie jest najtańsza roślina i trudno ją zdobyć - powiedział San - wiem coś o tym - podszedł do mnie i schylił się - bo byłem z nim.

-To wyjaśnia twoje zniknięcie - wyszeptałem do niego i uśmiechnąłem się radośnie.

-Tak, skoro o prezentach to większość z was zrobiła dla Grzesia. Erwin może wpadli byśmy do jego mieszkania i zostawili dla niego niespodziankę? - gdy to zasugerował ochoczo pokręciłem głową na tak.

Czy zostawią prezenty dla Grzesia?
Czy rozwiąże się konflikt między Monte, a Kuiem?

2570 słów

Ostatnia rozpiska w tym tygodniu z 4 rozdziałami!

Wtorek, czwartek, sobota - 9:00
Środa (nocny) - 21:00

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro