Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mimo wszystko bawmy się dobrze

Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!
Jak tam u was wszystkich?
Jakieś plany na weekendzik?
Nie powiem, ale mam zamiar spędzić ten czas aby w pełni skupić się na pisaniu książki :3
W tym tygodniu poczuliście z pewnością różnice rozdziałową!
Od razu mówię, że może niedługo będzie tak co tydzień, że 5 rozdziałów tygodniowo

Miłego dzionka!

Wstałem przed budzikiem co nawet mnie nie zdziwiło. Nie byłem zbytnio wyspany przez zatkany nos, ale czułem się trochę lepiej niż wczorajszego dnia. Na pusty żołądek zażyłem lekarstwa chociaż nie powinienem, ale nie miałem czasu. Pierwszą zabawą dla wszystkich miała być zgadywanka odnośnie naszego pięknego miasta. Zabawa miała ruszyć o 9 więc mieli czas do 12 aby rozwikłać zagadkę, która prowadziła do miejsca w którym ja miałem czekać z swoją częścią atrakcji. Jednak najpierw muszę załatwić wszystkie sprawy przed. Zająłem się od prezentów, które musiałem wrzucić do auta i na dwie tury znosiłem. Jednak gdy mi się udało wybrałem numer do Sanika.

-Halo?

-Cześć San wybacz, że tak wcześnie, ale jadę do ciebie z prezentami!

-Jasne i tak nie śpię od godziny! Sam zacząłem pakować swoje i przy okazji dam tobie!

-Nie trzeba było - powiedziałem i odpaliłem auto - i tak dużo dla mnie dziś robisz!

-Dla przyjaciela wszystko Grzesiu! Jesteś rodziną w końcu, a chłopakami się nie przejmuj! Nie wiedzą, że to będziesz ty!

-Dzięki. Dobra za 20 min powinienem być!

-Będę czekać! - rozłączył się, a ja wjechałem na ulicę włączając się do drogowego ruchu. Ulice z rana były puste więc pozwoliłem sobie na trochę szybszą jazdę. Nikt nie musiał wiedzieć, że nie jestem na służbie. Jeszcze auto musiałem skołować do ucieczki, ale to Sana się spytam na miejscu. Podjechałem na podjazd i zaparkowałem na nim zaciągając ręczny. -Grzesiu!

-Cześć San - przywitałem się z nim uściskiem.

-Ohoho cały bagażnik prezentów!

-Dokładnie tak - zaśmiałem się - podpisane wszystko masz jakbyś nie wiedział.

-Dzięki to przenieśmy to do jeepa - zasugerował, a ja kiwnąłem głową zgadzając się i pomogłem mu przenieść wszystko do garażu w którym był samochód.

-San masz jakieś auto? Potrzebuje na 12 - podrapałem się po karku gdy skończyliśmy pakować wszystko na tyły.

-Mam w sumie jedno mogę ci pożyczyć na tą twoją akcje - zaśmiał się i podał mi pakunek owinięty w świąteczny papier. - Wesołych świąt Grzesiu!

-Mówiłem, że nie trzeba było - odparłem, ale wziąłem od niego prezent. -Dziękuję i wesołych świąt - przytuliłem się do niego.

-To gdzie podstawić tą furę? - zaśmiał się.

-Standardowy bank na kwadraciaku, bo zgadywanki mają na całym mieście oprócz okolic komendy - wyjaśniłem i spojrzałem na zegarek w telefonie. -Właśnie zaczęli zabawę - rzekłem i spojrzałem na Sana - wiesz, że te auto będzie nadawać się do mechanika po mojej jeździe?

-Myślę, że Sonia wyklepie - zaśmiał się i uśmiechał cały czas.

-Niech pomyślę dziewczyny gotują już na wieczór?

-Tak będzie dużo fajnych rzeczy i nie mogę się doczekać po prostu gdy ją zobaczę!

-Widać, że zakochany! - za żartowałem.

-Ty też tylko, że w pastorze! Dasz sobie radę z nim jak będzie stać jako zakładnik?

-Spokojnie nawet jeśli nie dam to trudno i tak będzie w szoku - uśmiechnąłem się.

-Ale robicie to na serio?

-Tak - odparłem - w środku jest podpowiedź dla tych co grają do następnej atrakcji. Muszę ją zdobyć.

-A nie lepiej byłby gdy... - przerwałem mu.

-Ja muszę to zrobić inaczej Rightwill nie będzie przychylnym okiem na to patrzeć! - oznajmiłem.

-Czyli postanowił cię w sytuacji bez wyjścia.

-Tak - poparłem i oparłem się o auto.

-Chłopaki powinni być za 20 minut więc chcesz coś się napić?

-Nie San. Powinienem się zbierać, bo muszę ubrać się jeszcze jakoś i sprawdzić czy wszystko mam. Właśnie nie chcesz być negocjatorem?

-Erwina ci rzucę jako negocjatora, on jest wygadany - zaśmiał się, a ja razem z nim.

-Racja, ale nie wiem czy dałbym radę - westchnąłem - i tak w sumie nie inwestuje w... - nie dokończyłem, bo mój telefon zaczął wydzwaniać. -Halo?

-No ruszyli w miasto mam nadzieję, że wszystko gotowe z punktu drugiego.

-Tak oczywiście mam wszystko. Właśnie miałem jechać się przebierać szefie.

-Weź radio z biura, które ci zostawiłem. Jest specjalnie zmodyfikowane, że możesz słyszeć resztę, ale oni nie będą wiedzieli o twojej obecności, a na specjalnym kanale będę cię informował o wszystkim. Cześć.

-Aha - mruknąłem - muszę się zmywać i tak zapewne chłopaki będą zaraz, a ja nie chce przeszkadzać. Nie wiem jak by na mnie zareagowali - westchnąłem.

-Nie byłoby źle Grzesiu!

-Nie są tobą San - powiedziałem i odsunąłem się od auta.

-Ale są twoimi przyjaciółmi - odparł.

-Dlatego bezpieczniej będzie jak zobaczymy się dopiero o 12 wtedy nie będą mogli nic mi zrobić - oznajmiłem i ruszyliśmy do mojej corvetty - na miejscu będę już od 11:50 więc jak coś to dzwoń.

-Dobra nie ma problemu - kiwnął głową, a ja wsiadłem do auta i zamknąłem drzwi lecz uchyliłem okno.

-Do usłyszenia San!

-Pozdrów mojego kuzyna jak na niego trafisz gdzieś!

-Jasna sprawa! - pożegnałem są z nim i wyjechałem z jego posesji, a nawet zauważyłem samochód Carbo więc niewiele myśląc dałem gaz do dechy i ominąłem ich wóz aby nie skonfrontować się z nimi za wcześnie. Od razu skierowałem się na komendę aby wziąć radio o którym była mowa w rozmowie z Szefem. Zaparkowałem wóz pod komendą i przeszedłem do lobby, a z niego do biura na którym było radio, które rzeczywiście wyglądało inaczej. Wziąłem je do reki i zauważyłem tylko dwa kanały. Bez zastanowienia wybrałem drugi kanał.
- Halo, halo radio czek?

-Poprawny Montanha! Coś ci się nie śpieszyło z tym!

-Wybacz szefie - odparłem i od razu ruszyłem do wyjścia z komendy aby podjechać do sklepu.

-Jakbyś miał problemy kontaktuj się ze mną.

-Tak jest - odrzekłem i schowałem radio do kieszeni gdyż nie miałem o co je nawet zaczepić. Ponownie zasiadłem na miejscu kierowcy w swoim ukochanym aucie, które chciało aby je zatankować gdyż powoli święciła się rezerwa paliwa w baku. Tak więc podjechałem pod stację paliw i zatankowałem do pełna samochód policyjny. Na szczęście po drugiej stronie ulicy był sklep z ciuchami więc nie musiałem daleko się wybierać. Zostawiłem vecie na parkingu przy stacji i przeszedłem po prostu na drugą stronę ulicy wchodząc do sklepu. Od razu podszedłem do sedna i zacząłem szukać czarnych ciekawych spodni, bluzy i maski do napadu. Po pół godzinie spędzenia czasu w sklepie miałem gotowy outfit. Jednak bałem się ubrać maski na twarz więc wybrałem czarną chustę, która zasłaniała mi pół twarzy, a kaptur zakrywał to co chciałem ukryć. Widać było mi tylko oczy tak naprawdę. Przypiąłem radio do boku i kaburę miałem nadal przypiętą do prawego boku biodra. Zostało mi jeszcze trochę czasu nim powinienem być na miejscu. Kupiłem hot-doga na stacji i sprawdziłem czy wszystko mam na napad. Stresowałem się, bo dawno tego nie robiłem i przypomniało mi to wspomnienia z dzieciństwa oraz życia nastolatka.

-Szef do 05!

-Przyjął - odparłem do radia.

-Sprawdzam tylko łączność! Cześć!

-Okej? - mruknąłem zdziwiony tym, ale nie komentowałem. Czas mijał naprawdę w nieubłaganym tempie gdyż vecie zostawiłem na parkingu, a ja byłem już w banku. Za plecami miałem jeszcze jeden pistolet dla mojego pomagiera, który któryś z zakładników nim zostanie. Na twarzy miałem już ubraną maskę i założony ma głowę kaptur. Denerwowałem się tym, ale z drugiej strony czułem ekscytację tym co robić będę. W środku zostawiłem sprzęt do hakowania i czekałem na Sana aż przyjedzie z resztą. Oparty byłem o ścianę i czekałem.

-Jesteśmy! - z auta wyszedł San, który podjechał sutanem MK2, a za nim przyjechał jeden jeden wóz. Tak jak mogłem przewidzieć był to Carbo, Silny, Dorian, San, Labo oraz Dia tylko złotookiego brakowało gdyż zapewne pojechał na tyły schować auto. -To który chce zabawić się w negocjatora?

-Ja bym w sumie chciał - odparł Labo - czemu nie spróbować!

-5 minut - odparłem gdy zaczęli między sobą rozmawiać, a wszystkich wzrok skupił się na mnie jakby nie zauważyli mnie. Jednak nie przejmowałem się nimi i wyciągnąłem pistolet za pleców i rzuciłem go w stronę Laboranta, który złapał zabezpieczoną broń. - Zgłaszam gotowość - zgasiłem na radiu do Rightwilla.

-Przyjąłem dam ci sygnał gdy rozgryzą!

-Przyjął - odparłem i położyłem dłoń na kaburze - ręce do góry i do środka panowie!

-No słyszeliście! Wchodzimy! Erwin zaraz powinien być! - San zaczął mi delikatnie pomagać.

-Co jest kurwa? - odezwał się Carbo.

-Można powiedzieć, że mamy jakby szkolenie - odparłem.

-Jak mówiłem wam musimy pomóc Grzesiowi w tym banku gdyż mają szkolenie jakby, ale on na serio musi obrabować ten bank. Dlatego musimy mu jakby pomóc i postać tylko.

-Wiem, że możecie być zdziwieni, ale ja również byłem jak wczoraj postawił mnie w dokonanym Rightwill - powiedziałem - nie mówcie Erwinowi, że jestem błagam.

-Wiemy o waszej kłótni i powinniśmy cię tu rozjebać! - rzekł Dorian mierząc mnie złym wzrokiem.

-Wiem chłopaki naprawdę nie chce aby cierpiał, ale ja też przy tym cierpię - westchnąłem - ja wam to wytłumaczę, ale nie teraz naprawdę - popatrzyłem na nich z skruchą.

-Dobra zróbmy ten bank - odezwał się po chwili ciszy Dia - widać, że Grzesiu też nie ma łatwo i musi mieć powód przez który robi tak, a nie inaczej!

-Erwin idzie! - ostrzegł Silny, który stał na czatach.

-Dzięki Labo, że pomagasz! - powiedziałem na szybko i zniknąłem  w środku banku, a chłopaki zajęli swoje miejsca. Poprawiłem chustę na twarzy i westchnąłem cicho wyciągając laptop, pendrive i dziwny telefon jakby był potrzebny.

-Mają to, zaczynaj! - padł komunikat.

-Zaczynam! - krzyknąłem aby było słychać mnie było w drugim pomieszczeniu i starałem się brzmieć inaczej, ale nie wiem czy to podziałało.

-Dobra! - odkrzyknął San. Wziąłem głęboki wdech i rozwaliłem konsole, a po chwili podpiąłem do dziwnego telefonu i to do laptopa oraz wsadziłem zielonego pendrive. Wyskoczyły kafelki z kolorami oraz cyframi. Znałem to jednak wiedziałem, że jak zrobię gdzieś błąd mam jeszcze drugą szansę nim zablokuje się system. Dziwnie się czuję będąc po drugiej stronie medalu włamując się do banku po to aby odbył się event. W torbie miałem jeszcze wiertarkę aby wy wiercić skrytki. Czas leciał, a ja wpisywałem wszystko co trzeba i o co prosi system po 5 minutach sejf otworzył się przede mną, a z zewnątrz słyszałem głos Labo i Pisiceli. Wszedłem do środka i wywarzyłem drzwi z kraty. Na środku była kartka z kilkoma blikami pieniędzy. Wszystko wrzuciłem do torby i wiertarką zacząłem wywierać skrytkę. Dosyć sprawnie wszystko zrobiłem i nie spodziewałem się, że wydropi karta do kasyna. Spakowałem wszystko oprócz karty i opuściłem sejf. Wyszedłem do Laboranta, który miał jeszcze z 3 zakładników. Carbo, Dię oraz Erwina.

-Jesteś - mruknął Labo.

-Tak - odparłem i zobaczyłem wzrok złotych tęczówek skupionych na moich oczach jak i na mnie. Poprawiłem torbę na ramieniu i delikatnie pociagnąłem Erwina do siebie. Wręczyłem mu kartę do kasyna tak aby policja nie widziała- Na przyszłość dla was - wyszeptałem mu do ucha.

-Co jest - wyszeptał.

-Mowa była, że jesteście jako zakładnicy dla mnie - wyszeptałem.

-A ze mną nie chciałeś - odparł i ściągnął mi maskę z twarzy. Nie opierałem się gdy to robił, bo zasłaniała nas ściana. Delikatnie zbliżył się do mnie, a ja objąłem go w pasie i złączyłem nasze usta w jedno. Tak bardzo pragnąłem je całować, ale bałem się konsekwencji z tego.

-Przepraszam - wyszeptałem w jego usta i odsunąłem się od niego zakładając chustę na usta. Wyciągnąłem pistolet i wycelowałem w niego pokazując aby szedł do reszty co grzecznie zrobił jednak do końca całych negocjacji czułem jego wzrok na sobie.

-Gotowy? - spytał się Labo.

-Tak - odparłem poprawiając torbę - ja prowadzę - dodałem, a on podał mi kluczyki do auta.

-Nie będę siedzieć za to? - spytał, a ja kiwnąłem głowa, że nie wyląduje w więzieniu.

-Macie 30 sekund i możecie jechać! - poinformował Pisicela.

-Dobrze - odpowiedział Labo, a ja celowałem nadal w zakładników.

-Chcemy zakładników, a potem was wypuścimy Gregory - powiedział Pisicela i uśmiechnął się do mnie, a ja westchnąłem cicho.

-Skąd? - zapytałem.

-Nikt nie porywa od tak Erwina Knucklesa - powiedział cicho do mnie - poza tym zastanawiałem się gdzie cię wcięło.

-Nie będziecie mieć łatwo - rzekłem i uśmiechnąłem się do niego.

-Dobra trzymam za słowo - w czasie naszej pogawędki zajmowali się ostatnimi zakładnikami, których puścili wolno. Natomiast ja i Labo wsiedliśmy do auta.

-Czy masz pomysł odnośnie ucieczki?

-Zatrzymać ich z pół godziny, a przy okazji nie dać im tak łatwo wygrać i przy okazji nie zabić się! - odpowiedziałem ze śmiechem i odpaliłem samochód gazując.

-Nie zabij mnie tylko!

-Spokojnie zaliczymy tylko po drodze kilka lamp, śmietników i ścian, ale przezwyciężymy to! Zapnij pasy lepiej! - zaśmiałem się i ruszyłem z piskiem opon od razu robiąc drifta na pierwszym zakręcie w stronę szpitala, a za mną ruszył ciąg radiowozów do wiktorii po SEU. - Ruszyliśmy! Przechodzę na 1 - zgłosiłem na radiu do Rightwilla i przełączyłem sobie radio na pierwsze aby słyszeć radiówkę policji. Musiałem zająć ich trochę aby Szef pochował wszystko co trzeba na komendzie. Wprowadziłem auto w kolejny drift i wjechałem w głąb miasta chociaż mogłem jechać na autostradę to wolałem dać sobie jakieś szanse w terenie zamkniętym. Jeśli takowe będę mieć jak nie zabijemy się na lepszej pierwszej lampie.

Co za ten czas będzie robić zakon?
Czy Monte ucieknie?

2050 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro